Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czarodziej (Harry Potter)

Harry Potter×Reader

Zamówienie: kubachaserio

Wyjaśnienie skrótów:

T.I- twoje imię

T.P.I- twoje przekręcone imię

Pochylony tekst to dialogi i opisy przepisane bezpośrednio z książki "Harry Potter i Zakon Feniksa" autorstwa J.K.Rowling.

Nigdy nie uważałaś, że ty i twoja rodzina jesteście w jakiś sposób niezwykli. Mieszkaliście w zwykłym, małym domku przy Privet Drive na przedmieściach Londynu, wśród innych zwykłych, małych domków w waszej dzielnicy. Byliście zwykłą, nieco wręcz stereotypową rodziną. Wiedliście dość nudne życie typowej podmiejskiej familii, w którym największą niespodzianką było powodzenie lub niepowodzenie rozmów firmy Twojego ojca z jakąś inną firmą. Lubiłaś czasem podglądać, jak twój tata świętuje albo zapija smutki. To było swego rodzaju urozmaicenie.

Najprawdopodobniej właśnie ze względu na nudę i schematyczność twojego życia Harry Potter Cię zaintrygował. Chodziłaś razem do klasy z nim i jego kuzynem Dudleyem, ale zawsze zastanawiało Cię, dlaczego kuzyn największego rozrabiaka i brutala w całej szkole, ma tak bardzo pod górę. Wydawało Ci się to absurdalne. Mimo dość trudnych relacji z rodzeństwem nie wyobrażałaś sobie niepomagania im gdyby mieli problem, a sytuację Pottera zdecydowanie uznawałaś za problem. Jednakże przez sześć lat wspólnej nauki nigdy nie podeszłaś i z nim nie porozmawiałaś. Obawiałaś się nie tego, że przyjdzie Dudley ze swoją bandą, bo po kłótniach z rodzeństwem miałaś spore doświadczenie w bójkach, a poza tym miałaś pełną swobodę rozpuszczenia plotki, że młody Dursley jest damskim bokserem. Obawiałaś się raczej plotek, że skoro dziewczyna przyjaźni się z chłopakiem to oni pewnie są parą. Ostatnie czego chciałaś, to takie pomówienia. Miałaś nadzieję, że w gimnazjum wszyscy trochę wyrosną, a przyjaźń damsko-męska będzie tolerowana. Niestety okazało się, że oboje zaczęliście chodzić do różnych szkół dodatkowo z internatem. Z tego powodu wakacje były jedynym czasem, aby móc zapoznać się z tym niezwykłym chłopakiem. Tę konkretną misję wykonałaś z sukcesem, bo już od pierwszych wspólnych rozmów Harry zdawał się otwierać. Po jakimś czasie zdradził Ci nawet, że jego szkoła nie jest czymś tam, czymś tam świętego Brutusa, ale nazywa się Hogwart. Nie chciał Ci wprawdzie, powiedzieć gdzie to jest, ani dlaczego jego szkolni znajomi wysyłają mu listy za pomocą sów, co trochę Cię raniło, ale mimo to nie naciskałaś. Opowiedział ci o swoich przyjaciołach i podzielił się czymś, co nazywał Fasolkami Wszystkich Smaków najprawdopodobniej po to, żebyś się nie dopytywała. Ty w zamian za to opowiedziałaś mu o swojej szkole i swoich znajomych oraz o tej okropnej babie od matematyki, która się na Ciebie uwzięła. Oczywiście nie rozmawialiście tylko o szkole, ale wspólnych tematów mieliście na tyle dużo, że nie będę ich tutaj wszystkich wymieniać. Również, gdy z jakiegoś powodu któreś z was miało słabszy humor, drugie znajdowało najróżniejsze sposoby na pocieszenie. Tamtego dnia to właśnie ty miałaś słabszy humor, ale Harry wydawał się wręcz promienieć szczęściem, więc nie chciałaś go zadręczać swoimi kłopotami, tym bardziej że przez całe wakacje chodził jakiś zdołowany, więc taka zmiana minimalnie poprawiła humor również tobie.

- Ty się uśmiechasz, chociaż nie ma twoich urodzin i zostały jeszcze ponad dwa tygodnie do Twojego wyjazdu do Weasleyów. - powiedziałaś z udawanym niedowierzaniem w ramach powitania - Cóż się wydarzyło?

- Nic takiego, po prostu jestem zadowolony. A co nie mogę? - odpowiedział i usiadł koło ciebie.

- Możesz, możesz, ale podczas tych wakacji po prostu to się nie zdarzało.- po twoich słowach nastąpiła chwila ciszy. W tym stwierdzeniu był ukryty lekki wyrzut, bo nie miałaś najmniejszego pojęcia, co się stało, że był tak przygnębiony, a już na początku obiecaliście sobie mówić wszystko, co w większym stopniu wpływa na wasze życia. Nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że chłopak przeżywał wtedy śmierć Cedrika Diggory'ego i nie był w stanie swobodnie o tym rozmawiać, a nie podejrzewał również byś była w stanie co skutecznie po tym pocieszyć. Jego chwilowe zadowolenie wynikało z tylko i wyłącznie braku koszmarów ostatniej nocy. W tej niezręcznej troszkę ciszy siedzieliście jeszcze może minutę, bo chwilę potem przebiegł po Ciebie około pięcioletni chłopiec z sąsiedztwa.

- [T.I], [T.I], twoja mama Cię woła.- krzyknął, kiedy zbliżył się na tyle, żebyś była w stanie go usłyszeć.

- Powiedziała, o co chodzi, Mickey?- zapytałaś, dźwigając się z trawy.

- Powiedziała, że będziesz wiedziała, o co chodzi.

- Znowu to samo...- jęknęłaś, po czym ruszyłaś w kierunku swojego domu.- Sorry, Harry muszę na chwilę lecieć do domu, ale powinnam uwinąć się w ciągu godziny, więc jeśli chcesz, to możesz poczekać.- rzuciłaś jeszcze, niemalże przez ramię, po czym biegiem ruszyłaś do swojego domu. Zanim TO się zaczęło, miałaś podobny do większości ludzi pogląd na nieszczęścia. Wiedziałaś, że się zdarzają, ale były czymś odległym, czymś, co może zdarzyć się innym, a nie tobie lub komuś tobie bliskiemu. Tak było mniej więcej do czasu TEGO. Po TYM stwierdziłaś, że w sumie ludzie bardzo często zapominają o tym, że ktoś musi być tym „innym", a potem jest płacz, że to ich wybrała ślepa Fortuna na swoją kolejną ofiarę.

Stojąc w drzwiach swojego domu, zawołałaś:

- Już jestem mamo!

- To dobrze, pomóż mi wstać. Muszę dalej ćwiczyć.

- Mamo, pamiętasz, co powiedzieli lekarze?

- To, że po tym wypadku już nigdy nie będę w stanie sama chodzić?

- Nie, chodzi mi o to, co powiedzieli na temat twoich treningów. Jeśli przesadzisz, będzie jeszcze gorzej niż wcześniej.

- Na razie nie przesadzam, więc chodź tu i mi pomóż. Gdzieś ty się włóczyła, że minęło tyle czasu, od kiedy wysłałam do Ciebie tego malucha z sąsiedztwa.

- Nieważne mamo.- stwierdziłaś i, zanim twoja rodzicielka zaczęła narzekać, że dzieci są obecnie strasznie bezczelne, postawiłaś ją na nogi. Złapałaś ją w biodrach tak, aby Ci się nie wysunęła i nie upadła, a potem z całej siły trzymałaś, gdy twoja mama mozolnie przesuwała swoje nogi. W ten sposób przeszłyście całą kuchnię oraz salon, a potem zawróciłyście, by dojść z powrotem do wózka. Jednakże, gdy byłyście już w drzwiach od kuchni, potknęłaś się o coś i obie runęłyście na podłogę z łoskotem. Szybko wstałaś oraz pomogłaś mamie usiąść na wózku, po czym upewniłaś się, że siedzi stabilnie i raczej się nie zsunie. Potem za jej wyraźną zgodą wybiegłaś z domu w kierunku placyku zabaw, przy którym ostatnio rozmawiałaś z Potterem. Wprawdzie nie było za bardzo szans, żeby wciąż tam był, bo w końcu nie było Cię ponad godzinę, ale gdzieś tam w głębi serca miałaś nadzieję, że na Ciebie zaczekał. Zaskoczona zauważyłaś chłopaka siedzącego niemalże w tej samej pozycji jak wtedy gdy odchodziłaś, podrzucającego jakąś złotą monetę. Gdy Cię zobaczył, szybko schował ją do kieszeni. W sposób zupełnie pozbawiony gracji i finezji opadłaś na trawę obok niego.

- Serio czekałeś tutaj na mnie przez cały czas?- spytałaś, czując przyjemne ciepło w okolicach serca. Było Ci bardzo miło ze świadomością, że lubił Cię na tyle, by czekać przez godzinę, aż przyjdziesz.

- Nie, skoczyłem w międzyczasie do domu po Fasolki Wszystkich Smaków. Chcesz?

- Oczywiście.- powiedziałaś, biorąc całą garść słodyczy i wrzucając je sobie do ust. To był bardzo zły pomysł, bo wymieszane smaki hamburgerów, musztardy, pomarańczy, pianek i jeszcze wielu innych rzeczy były okropne. Skrzywiłaś się mocno, rozśmieszając swoim wyrazem twarzy Harry'ego. Gdy już się uspokoił, postanowiłaś zadać mu pytanie, które nie dawało Ci spokoju już od jakiegoś czasu.

- Jakim cudem ty jesteś singlem?- spytałaś, kładąc się na trawie. Chłopak spojrzał na Ciebie jak na kogoś niespełna rozumu. Po chwili milczenia postanowiłaś to pociągnąć.- Jesteś wystarczająco miły, dość inteligentny, odważny i...- przerwałaś na chwilę, zastanawiając się jak powiedzieć to, co chciałaś powiedzieć tak, by nie zabrzmiało to dwuznacznie, choć gdzieś tam głęboko w sercu troszkę chciałaś, żeby tak wyszło i żeby chłopak zrozumiał co próbujesz mu przekazać- całkiem przystojny. W sensie może nie w typie każdej, ale osobiście uważam, że niczego Ci nie brakuje... Znaczy... Dobra, uznajmy, że ostatniego zdania nie było. Okej?- jednak wyszło dwuznacznie, ale nie na tyle by Potter zrozumiał, że ci się podoba. Znaczy nie podoba tylko... no nie, po prostu lubiłaś go trochę bardziej niż lubi się zazwyczaj przyjaciół.

- Okej- odpowiedział i zaśmiał się niezręcznie.

*-*-*-*-*

Od czasu tamtej rozmowy zrobiło się między wami niezręcznie, więc stwierdziłaś, że na jakiś lepiej będzie się z nim nie kontaktować. Chociaż nie miałaś zamiaru o tym nikomu mówić, brakowało Ci spotkań z Potterem. Nie chodziło nawet o nudę, bo ze względu na mamę ona Ci nie dolegała. Nie chodziło też o jakąś odskocznię od problemów, które narastały w twoim domu od wypadku twojej mamy. Ją znajdowałaś w książkach oraz sporadycznie w listach od koleżanek ze szkoły. Tęskniłaś za samą obecnością Harry'ego, za jego poczuciem humoru, za waszymi dyskusjami... Właściwie, jeśli chodzi o przyjaźnie, to jedyne czego chciałaś, to żeby było między wami jak dawniej. Właśnie dlatego podczas zakupów dorzuciłaś do koszyka wielką czekoladę, a po powrocie do domu wysłałaś Mickey'ego na zwiady, by dowiedzieć się, gdzie aktualnie znajduje się okularnik. Gdy już udzielił Ci odpowiedzi, wzięłaś zakupiony słodycz ze sobą i ruszyłaś do wskazanego miejsca, którym był osiedlowy plac zabaw. Kiedy dostałaś się już na miejsce, zdałaś sobie sprawę z tego, że jest już dość ciemno, więc Harry pewnie poszedł już do domu. Postanowiłaś załatwić tę sprawę następnego dnia i sama skierowałaś się do swojego mieszkania. Po drodze usłyszałaś jednak dwie kłócące się osoby. Po chwili rozpoznałaś Harry'ego i Dudleya, co uznałaś za dość intrygujące, więc ukryłaś się za rogiem domu, pod którym stali.

- To kogo pobiliście dzisiaj? - spytał Harry przestając się śmiać - Kolejnego dziesięciolatka? Wiem, że stłukliście Marka Evansa dwa dni temu.

- Sam się o to prosił - warknął Dudley.

- Czyżby?

- Wyzywał mnie.

- Naprawdę? A co, powiedział, że wyglądasz jak świnia, którą nauczyli chodzić na tylnich nogach? Bo jeśli tak, to nie jest to wyzywanie, Dud, to prawda.- gdy to usłyszałaś, z trudem powstrzymałaś śmiech. Wyobrażenie sobie Dudleya jako chodzącej świni nie było zbyt trudne. Zdałaś sobie sprawę z tego, że chłopcy idą, więc maksymalnie ostrożnie ruszyłaś za nimi. Wprawdzie miałaś pełne prawo iść tą ulicą, ale zgadywałaś, że gdyby wiedzieli o twojej obecności, to nie rozmawialiby ze sobą w ten sposób.

- Myślisz, że jesteś kimś wielkim, bo nosisz tę rzecz, prawda? - powiedział Dudley po kilku sekundach.

- Jaką rzecz?

- Tę... tę rzecz, którą chowasz.

- Nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz, co, Dud? Ale jak mniemam, gdybyś był, nie byłbyś w stanie chodzić i mówić w tym samym czasie.

Harry wyjął ze swojej kieszeni jakiś patyk, a Dudley zareagował na to wyraźnym strachem. Ciekawiło Cię, dlaczego tak było.

- Nie wolno ci jej użyć - wybuchnął natychmiast Dudley - Wiem, że nie wolno. Wywaliliby cię z tej szkoły dla dziwolągów, do której chodzisz.- nie rozumiałaś, dlaczego ktoś miałby zostać wydalony ze szkoły za używanie patyka, ale nie wiedziałaś wielu rzeczy na temat Hogwartu, a Harry sam powiedział, że jest ona dość niecodzienna, więc jedyne co zrobiłaś, to straciłaś wiarę w ludzkość.

- Tak? A skąd wiesz, czy nie zmienili zasad, Big D?

- Nie zmienili - powiedział Dudley, ale jego głos nie brzmiał całkiem przekonująco.
Harry zaśmiał się łagodnie.

- Nie masz odwagi zmierzyć się ze mną bez tej rzeczy, prawda? - burknął Dudley.

- Ty za to potrzebujesz czterech kumpli za tobą zanim pobijesz dziesięciolatka. A ten tytuł bokserski, o którym tyle nawijasz... Ile lat miał twój przeciwnik? Siedem? Osiem?

- Szesnaście, dla twojej informacji - warknął Dudley - i był nieprzytomny przez dwadzieścia minut po tym jak z nim skończyłem. I był dwa razy cięższy od ciebie. Poczekaj tylko, jak powiem tacie, że wyciągnąłeś tą... rzecz...

- Teraz biegniemy ze skargą do tatusia? Czyżby jego ukochany mistrz bokserski wystraszył się okropnej różdżki Harry'ego?

- W nocy nie jesteś taki odważny - zadrwił Dudley.

- To jest noc, Dudziaczku. Tak nazywamy czas, kiedy robi się tak ciemno jak teraz.

- Mówiłem o tym, kiedy leżysz w swoim łóżeczku- warknął Dudley. Pewnie dowiedziałabyś się czegoś więcej, ale akurat w tym momencie przypadkiem weszłaś w kupkę suchych liści. Chłopcy od razu odwrócili się w twoją stronę. Postanowiłaś udawać, że nic nie wiesz, więc z całą sztuczną niewinnością, na jaką było Cię stać, powiedziałaś:

- O... Cześć Harry, cześć Dudl...

- Ile słyszałaś?- przerwał Ci wściekły Dursley.

- Ile słyszałam z czego?- dalej grałaś idiotkę.

- Z naszej rozmowy, debilko.

- Dudley, to jest nasze osiedle... Tutaj podglądamy gwiazdy żyjące gdzieś daleko, a nie swoich sąsiadów. A co, Harry groził Ci, że wybije Ci ten patyk do oka?

- Ni...- zaczął Dudley, ale go zignorowałaś i mówiłaś dalej.

- Jeśli tak, to wiedz, że gdyby wbił to odpowiednio mocno, mógłby dostać się do mózgu i zrobić z Ciebie kalekę do końca życia.- Zaprezentowałaś najdziwniejszy sposób chodu, jaki przyszedł Ci do głowy.- W najlepszym wypadku chodziłbyś właśnie tak.

- Zamknij się [T.P.I] - miałaś zamiar jakoś odpyskować, ale wtedy coś dziwnego stało się z nocą. Nagle zrobiło się całkowicie ciemno. Uznałabyś, że ktoś zrobił Ci głupi żart i zawiązał chustę na oczach, gdyby nie to, że nie czułaś niczego na twarzy. Poza tym jednocześnie wszystkie naturalne odgłosy wieczoru zniknęły, a temperatura obniżyła się, jakby ktoś włożył Cię do lodówki. Usłyszałaś przerażony głos Dudleya:

- C-co r-r-robisz? P-przestań!

- Nic nie robię! Zamknij się i nie ruszaj się!

- J-ja n-nic nie widzę! Oślepłem! Ja...

- Też oślepłam, więc skoro Harry to jedyna osoba, która coś widzi, to weź, się go słuchaj- warknęłaś.

Usłyszałaś jakieś niepokojące, ochrypłe oddechy.

- Chłopaki... Co tu się dzieje?- spytałaś przerażona. Chociaż zwykle ciężko Cię było przestraszyć, ta sytuacja była wystarczająco straszna, by przyprawić Cię o szybsze bicie serca. Nie otrzymałaś odpowiedzi.

- S-skończ z tym! Przestań! W-walnę cię, obiecuję, w-walnę!

- Dudley, zamknij...

Usłyszałaś odgłos uderzenia. Ponieważ dochodził od strony miejsca, w którym stali chłopacy wystraszyłaś się jeszcze bardziej. W twojej głowie zaczęły się tworzyć najczarniejsze scenariusze z tego, co się stało. Poczułaś jak coś wąskiego i podłużnego uderza o twoje stopy.

- Ty kretynie, Dudley- wyjęczał Harry, na co odetchnęłaś z minimalną ulgą. Najprawdopodobniej jednak wciąż byliście na ulicy sami, a Dudley z niewyjaśnionych przyczyn uderzył swojego kuzyna. Ktoś przeszedł tuż koło Ciebie, potykając się.-DUDLEY, WRACAJ! BIEGNIESZ WPROST NA TO!- krzyknął Harry, ale został zignorowany przez swojego kuzyna. Byłaś ciekawa, co było tak straszne, że Harry ostrzegał przed tym swojego kuzyna, ale nie odważyłaś się zapytać. Nagle usłyszałaś potwornie piskliwy wrzask i kroki się zatrzymały. Wyczułaś jeszcze bardziej intensywny chłód za swoimi plecami. Chciałaś się odwrócić i sprawdzić co to było, ale wtedy Harry zawołał:

- [T.I], Dudley, cokolwiek zrobicie, nie ważcie się otwierać ust, a ty [T.I] zostań tam, gdzie stoisz.- nie wiedziałaś, dlaczego tak ma być, ale ufałaś chłopakowi na tyle, by w tym wypadku go posłuchać. Chwilę potem usłyszałaś jakieś mamrotanie w okolicy swoich stóp, na które zareagowałaś w jedyny, jak Ci się wydawało słuszny, w tamtym momencie sposób. Odskoczyłaś z krzykiem, jednocześnie czując, że na coś wpadasz. Chociaż od początku tej dziwnej sytuacji miałaś wrażenie, że cała radość gdzieś z Ciebie ulatuje, jak z pękniętego balona, to wtedy uznałaś, iż w sumie to życie jest do niczego i najlepiej by było skoczyć z mostu. Przypomniałaś sobie to, co uważałaś za swoje najgorsze wspomnienie. Nie chciałaś tego pamiętać, nieważne jak bardzo wszyscy mówiliby Ci, że bolesne wspomnienia czynią ludzi silniejszym. Zauważyłaś jakąś srebrną mgiełkę wychodzącą z patyka trzymanego przez Harry'ego i lecącą w twoim kierunku, a kiedy się zbliżyła, gdzieś głęboko w tobie pojawiła się iskierka nadziei. Pomyślałaś, że tak w sumie, to może jednak lepiej nic sobie nie robić, bo może w przyszłości czeka Cię coś miłego, ale chwilę potem mgiełka znikła, a całe załamanie życiem wróciło do Ciebie ze zdwojoną siłą. Potem wydawało ci się, że mgiełka pojawiła się jeszcze raz, ale sam jej widok sprawiał, że zastanawiałaś się, czy nie oszalałaś, więc już nie ufałaś swoim oczom. Chwilę później zrobiło się jeszcze dziwniej, bo Harry zawołał:

- EXPECTO PATRONUM- Z trzymanego przez niego patyka wyskoczył srebrzystobiały rogaty zwierzak, chyba jeleń i popędził w twoim kierunku, nachylając się rogami. Zaskoczona po prostu stałaś tam w miejscu, patrząc na niego, chociaż racjonalnie rzecz ujmując, powinnaś uciekać. W ostatniej chwili wreszcie odezwał się twój instynkt samozachowawczy, więc gwałtownie uskoczyłaś. Wpadłaś w krzaki, odtoczyłaś się kawałek i zatrzymałaś się na jakiejś ścianie. Nie było to nic przyjemnego, czułaś, jak ramię pulsowało Ci okropnym bólem. Zauważyłaś jeszcze, jak jeleń pobiegł w kierunku Dudleya i nabił na swoje rogi coś, co wyglądało jak najpopularniejsze wyobrażenie śmierci z podkręconym stopniem przerażającości. Wysoka postać bez twarzy ubrana w czarne, powłóczyste szatach, unosząca się nad ziemią. Wydawało Ci się nawet, że zauważyłaś kościstą dłoń jak u szkieletu. Wzdrygnęłaś się ze strachu, ale Harry wydawał się w ogóle tym nie przejmować, przynajmniej od czasu jak pojawił się ten jeleń. Byłaś pod wielkim wrażeniem odwagi chłopaka. Kiedy tylko przerażająca postać zniknęła księżyc, gwiazdy i latarnie zaczęły z powrotem świecić. Zamrugałaś oczami, by przyzwyczaić oczy do nagłej jasności, chociaż zawsze uważałaś, że światła są nocami zbyt słabe. Widziałaś, jak Harry stał spocony i chyba ciągle przyzwyczajał się do nagłego powrotu do normalności. Minimalnie poprawiło Ci to humor, bo skoro on też to widział, chyba nie mogłaś jednak zwariować. Dudley jednak z was wszystkich przeżył to najgorzej. Wciąż leżał zwinięty na chodniku, łkając. Chociaż nigdy za nim nie przepadałaś, zrobiło Ci się go trochę żal. Ten stwór niemalże co dotykał, trochę jakby chciał go pocałować. To musiało być straszne. Podniosłaś się z czyjejś rabatki i spróbowałaś się otrzepać. Usłyszałaś głos cudzych kroków, więc nie myśląc zbyt długo, stanęłaś przed Harrym, który akurat pochylił się nad Dudleyem, by w razie czego móc go osłonić albo przynajmniej ostrzec przez ewentualnym zagrożeniem. Ciągle czułaś, jak pobudzone adrenaliną serce biło nienaturalnie szybko, a twoje mięśnie były gotowe do szybkiego działania. Zaraz okazało się jednak, że nie będziesz jednak musiała nikogo chronić, bo po pierwsze Harry sam miał jakiś instynkt samozachowawczy i słysząc kroki, odwrócił się na pięcie gotowy do walki, a po drugie osobą nadchodzącą okazała się waszą lekko szurnięta sąsiadka, pani Figg. Kątem oka zauważyłaś, że Harry, widząc ją, spróbował ukryć jakoś swój patyk. Wtedy jednak kobieta zaskrzeczała, znaczy się, powiedziała:

- Nie odkładaj jej, głupi chłopcze! Co jeśli w pobliżu jest ich więcej? Och... zatłukę Mundungusa Fletchera!

- Że co?- spytał Harry tonem jasno mówiącym, że nie takich słów się spodziewał.

- Odleciał! - powiedziała Pani Figg załamując ręce - Poleciał spotkać się z kimś w sprawie kilku kociołków, które wypadły z tyłu miotły! Powiedziałam mu, że nie dam mu spokoju jeśli poleci, i proszę. Dementorzy! Całe szczęście, że wprowadziłam Pana Tibbles w sprawę! Ale nie mamy teraz czasu, żeby tu wystawać. Pospiesz się, natychmiast, musimy cię odstawić. Och... wszystkie te problemy, które to wydarzenie spowoduje! Zamorduję go!- w tamtym momencie w twojej głowie zrodziło tak wiele pytań, że nawet nie wiedziałaś od czego zacząć.

- Ale... Pani... pani jest czarownicą?

- Jestem charłakiem, o czym Mundungus doskonale wie, więc jak niby miałam pomóc ci w walce z Dementorami? Zostawił cię zupełnie bez ochrony, a przecież ostrzegałam go!

- Przepraszam bardzo, że przeszkadzam wam rozmowie, ale mógłby mi ktoś wytłumaczyć, co tu się właśnie wydarzyło, co to dementor i charłak oraz dlaczego z cholernego patyka wyskoczył srebrny jeleń?- niemalże krzyknęłaś, ale nikt nie śpieszył się z udzieleniem Ci odpowiedzi na te pytania. Nie pokazałaś tego, ale to, że Harry tak po prostu cię zignorował, dość mocno cię zraniło.

- Co powie Dumbledore? Ty! - wydarła się na Dudleya, wciąż leżącego na wznak na alejce. - Podnoś ten swój tłusty tyłek z ziemi, szybko!

- Pani zna Dumbledore'a? - zapytał Harry gapiąc się na nią. Do swojej listy pytań, które zadasz, kiedy tylko to szaleństwo się skończy, dopisałaś kolejne: Kim jest Dumbledore?

- Oczywiście, że znam Dumbledore'a, kto nie zna Dumbledore'a? Ale pospiesz się - ja nie będę umiała ci pomóc jeśli oni wrócą. Nigdy nie zrobiłam nic poza transmutowaniem torebki herbaty. Nachyliła się, chwyciła jedno z masywnych ramion Dudleya w swoje pomarszczone ręce i pociągnęła.

- Wstawaj, ty bezużyteczna kupo mięsa, wstawaj!

Ale Dudley albo nie bardzo mógł, albo nie bardzo chciał się ruszyć. Leżał dalej na ziemi z popielatą twarzą i zaciśniętymi mocno ustami i trząsł się cały.

- Ja to zrobię. - Harry złapał ramię Dudleya i dźwignął go do góry. Ogromnym wysiłkiem udało mu się postawić go na nogi. Dudley zdawał się być na skraju omdlenia. Jego malutkie oczka obracały się w oczodołach, a na jego twarzy perlił się pot. W chwili, gdy Harry podźwignął go, zachwiał się niebezpiecznie. Szybko złapałaś Dursleya pod drugie ramię.

- Pośpieszcie się- zawołała histerycznie pani Figg. Miałaś wielką ochotę powiedzieć jej coś niemiłego, ale się powstrzymałaś. Zamiast tego szepnęłaś do Harry'ego:

- Puść go, bo z tego, co zrozumiałam, jeśli znowu pojawią się te czarne stwory, to ten twój patyk jest jedyną bronią przeciwko nim, więc byłoby dobrze, gdybyś mógł się nim swobodnie posługiwać.- Chłopak spojrzał na Ciebie z lekkim wahaniem, jakby zastanawiał się, czy na pewno dasz sobie radę.- Spokojnie, podtrzymywałam cięższych ludzi niż on.- Harry ostatecznie puścił swojego kuzyna, a ty prawie przewróciłaś się pod jego ciężarem. Spodziewałaś się, że Dudley będzie ciężki, ale nie że aż tak. Pani Figg zaczęła rozmawiać o czymś z Harrym, ale nie słuchałaś ich zbyt uważnie, bo byłaś skupiona na próbie utrzymania się w pionie. W pewnym momencie do twojej świadomości dobił się krzyk pani Figg:

- MUNDUNGUS FLETCHER, ZAMORDUJĘ CIĘ, JAK NIC!

Nagle rozległ się głośny trzask i silny zapach drinków pomieszany z zapachem stęchłej tabaki wypełnił powietrze, kiedy przysadzisty, nieogolony mężczyzna w postrzępionym płaszczu zmaterializował się dokładnie przed nimi.
Miał krótkie, krzywe nogi, długie, rozwichrzone, rude włosy i przekrwione, podkrążone oczy, które przydawały mu smętny wygląd basseta. W rękach trzymał srebrzyste zawiniątko.

- Co tam, Figgy? - spytał zerkając raz na Panią Figg, raz na Harry'ego, Ciebie i Dudleya. - Ssie stało, że już nie działamy tajnie?

- Ja ci dam tajnie! - zawyła Pani Figg. - Dementorzy, ty bezużyteczny, leniwy, podstępny złodziejaszku!

- Dementorzy? - powtórzył osłupiały Mundungus - Dementorzy tutaj?

- Tak, tutaj, ty bezwartościowa kupo nietoperzego łajna, tutaj! - zaskrzeczała Pani Figg. - Dementorzy zaatakowali chłopca na twojej warcie!

- Cholercia - powiedział słabo Mundungus. - Cholercia, ja...

- ... A ty poleciałeś kupować kradzione kociołki! Mówiłam, żebyś nie szedł? Mówiłam!

- Ja... no cóż.. ja.. - Mundungus wyglądał bardzo nieszczególnie. - bo widzisz... to... to... to była bardzo dobra okazja...

Pani Figg uniosła ramię, z którego zwisała jej sznurkowa torba i walnęła nią Mundungusa w głowę. Sądząc po brzęczeniu, jakie rozległo się dokoła, torba pełna była kociego jedzenia.

- Au, au...! spokojnie.. spokojnie, ty stara, szalona nietoperzyco! Ktoś musi powiadomić Dumbledore'a!

- Tak... ktoś... musi... - wrzeszczała Pani Figg, okładając torbą kociego żarcia każdy kawałek Mundungusa, jakiego udawało się jej dosięgnąć - i... le... piej... żebyś... to... był... ty... i... masz... mu... po... wie... dzieć... czemu... cię... tu... nie... było.. do... po... mo... cy!

- Uważaj na swoją siateczkę na włosy! - wystękał Mundungus okrywając głowę rękoma - Idę, już idę!

I zniknął wraz z kolejnym głośnym trzaskiem. Zastanawiałaś się jakim cudem to wszystko w ogóle się wydarzyło, ale nie chciałaś marnować oddechu na pytanie o to.

- Mam nadzieję, że Dumbledore go zamorduje! - powiedziała z furią Pani Figg. - A teraz dalej, Harry, idziemy, na co czekasz?

Starając się nie krzyczeć z bólu kręgosłupa i nie wywrócić na płaskiej drodze ruszyłaś za nimi.

- Odprowadzę cię do drzwi, - powiedziała Pani Figg, kiedy skręcili w Privet Drive. - Tak na wypadek, gdyby się okazało, że jest ich więcej w pobliżu... och, słowo daję.. co za katastrofa... i musiałeś walczyć z nimi sam... a Dumbledore mówił, że mamy powstrzymać cię od rzucania czarów wszelkim kosztem... cóż, przypuszczam, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Ale wpuściliśmy kota pomiędzy myszy...

- A więc - zaczął Harry - Dumbledore kazał mnie śledzić?

- Oczywiście, że kazał - powiedziała niecierpliwie Pani Figg. - Spodziewałeś się, że pozwoli ci się włóczyć gdzie popadnie samemu po tym, co się wydarzyło w czerwcu? Dobry Panie, chłopcze, a mówili mi, że jesteś inteligentny... Dobrze, właź do środka i nie ruszaj się stamtąd - powiedziała kiedy dotarli pod numer czwarty. - Myślę, że już niedługo ktoś się z tobą skontaktuje.

- A co pani zamierza robić? - zapytał szybko Harry.

- Idę prosto do domu - powiedziała Pani Figg, drżąc i rozglądając się po ciemnej ulicy. - Muszę zaczekać na dalsze instrukcje. Po prostu nie ruszaj się z domu. Dobranoc.

- Proszę zaczekać, niech pani jeszcze nie idzie! Chciałbym wiedzieć...

Ale Pani Figg już pokłusowała do domu klapiąc laczkami i grzechocząc sznurkową torbą.

- Też chciałabym wiedzieć - warknęłaś wściekła o to, że przez cały czas zachowywał się tak, jakby Cię nie było. Harry albo tego nie dosłyszał, albo Cię zignorował.- Jak nie chcesz mi odpowiadać, to przynajmniej zabieraj go ode mnie. Jest spasiony bardziej niż świnia na rzeź.- Puściłaś Dudleya tak, że upadł z hukiem na ziemię i uśmiechnęłaś się na widok jego bezwładnego ciała leżącego na ziemi. Gdy Harry podnosił kuzyna z ziemi, ty nadając swojemu głosowi jak najbardziej przerażający ton, powiedziałaś- Jutro wszystko mi wyjaśnisz i nawet wybuch trzeciej wojny światowej Cię przed tym nie ocali. Jasne?

- Jak słońce- jęknął Harry, uginając się pod ciężarem Dudleya. Wszedł do domu pod numerem czwartym, a ty jeszcze chwilę stałaś na chodniku, zastanawiając się, czy to, co wydarzyło się tamtego dnia, nie było przypadkiem wyjątkowo realistycznym koszmarem. Nad twoją głową przeleciała sowa i wyleciała do domu Dursleyów. Zaraz za nią poleciała druga, a ty stwierdziłaś, że dzisiejszy wieczór w skali dziwności przebił całe twoje życie, więc ruszyłaś kierunku swojego domu, mając nadzieję znaleźć w nim niezbędną Ci tamtym momencie odrobinę szarej normalności. Nie usłyszałaś trzepotu skrzydeł trzech kolejnych sów wlatujących do domu Twojego przyjaciela.

*-*-*-*-*

Następnego dnia w każdej wolnej chwili, razem z osiedlową dzieciarnią szukałaś Harry'ego. Udało Ci się nawet ją przekonać, żeby nikomu o tym nie wspominała (dowiedziałaś się również o tym, jak wiele można dostać za torebkę cukierków i połamaną czekoladę oraz jak bardzo przydatni są dziecięcy agenci). Niestety przez cały dzień Harry nie pojawił się w żadnym z waszych ulubionych miejsc, a ty za wszelką cenę chciałaś się dowiedzieć, co stało się poprzedniej nocy, więc pod wieczór ubrana w ciuchy na tyle porządne, by spodobać się typowym mieszkańcom Privet Drive, ale nie tak bardzo eleganckie, by wzbudzać podejrzenia, zapukałaś do domu z numerem czwartym. Otworzyła Ci kobieta o wąskiej, pociągłej nieco wręcz końskiej twarzy.

- Dzień dobry pani Dursley, jestem koleżanką Harry'ego, zastałam go może w domu?- spytałaś tak uprzejmie, jak tylko się dało, ale i tak o ile na początku kobieta starała się wyglądać w miarę przyjaźnie, to gdy usłyszała imię siostrzeńca, jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Mimo widocznej wściekłości, gdy się odezwała, jej głos brzmiał zadziwiająco spokojnie.

- Harry dostał szlaban. Nie może wychodzić z domu.- jej słowa trochę Cię zdziwiły. Nie rozumiałaś, dlaczego niby okularnik miałby dostać zakaz opuszczania domu. Szybciej spodziewałabyś się takiej kary dla Dudleya, który był żywym odpowiednikiem Baby-Jagi w bajkach dla dzieci. Wystarczyło powiedzieć jego imię, by dzieci natychmiast zaczynały się słuchać.

- To bardzo ważne proszę pani. Skoro nie wolno mu wychodzić, to czy mogłabym do niego wejść?

- Nie! Czego nie zrozumiałaś? Nie spotkasz się z nim dzisiaj ani jutro, ani przez najbliższy miesiąc.

- Przepraszam, nie wiedziałam, że tak to pani przeszkadza. Do widzenia pani Dursley, miłego wieczoru- powiedziałaś, po czym odwróciłaś się na pięcie, by wrócić do domu. Rozważałaś, czy nie poczekać, aż ciotka Harry'ego wróci do środka i nie rzucić kamieniem w jego okno, ale po pierwsze było ryzyko, że nie trafisz, a poza tym mogłaś zbić szybę, a tego zdecydowanie nie chciałaś. Dlatego zrezygnowana ruszyłaś w kierunku swojego domu. Miałaś nadzieję, że następnego dnia Dursleyowie będą trochę mniej wściekli na Harry'ego i będziesz mogła z nim porozmawiać. Jednakże na drugi dzień Petunia Dursley powiedziała Ci dokładnie to samo, tak jak i kolejnego dnia. Na czwarty dzień spotkania z tymi chyba dementorami, gdy pojawiłaś się przed domem numer cztery, zauważyłaś brak samochodu właścicieli. Podejrzewałaś, że w domu nikogo nie ma, więc nawet nie pukając, wróciłaś do siebie. Nie usłyszałaś serii trzasków, które rozległy się chwilę później na podjeździe Dursleyów, bo byłaś już wtedy w swoim pokoju i probowałaś przestać myśleć o dziwnej sytuacji sprzed czterech dni oraz o głównym jej bohaterze, czyli Harrym. Jakkolwiek byś nie zaprzeczała, wizja nierozmawiania z nim mimo tego, że był niemalże tuż obok była według Ciebie okropna. W tamtym momencie najbardziej chciałaś chyba tylko znaleźć jakiś sposób, aby oderwać się od tych rozważań, bo bałaś się, że inaczej mózg Ci się zagotuje. Wzięłaś pierwszą, lepszą książkę ze swojego regału i zaczęłaś czytać, ale poddałaś się po tym, jak zdałaś sobie sprawę z tego, że już chyba piętnasty raz czytałaś to samo zdanie, ale i tak nie wiedziałaś, czego dotyczyło. Rzuciłaś książkę na łóżko, po czym znów zaczęłaś chodzić w te i we wte po swoim pokoju. W pewnym momencie twój ojciec siedzący wtedy w pokoju pod tobą zawołał, że jeszcze chwila, a wydepczesz ścieżkę przez swój pokój. W normalnej sytuacji zaśmiałabyś się z tej uwagi, ale tamtego dnia słyszałaś ją, ale jej nie zrozumiałaś. Zastanawiałaś się akurat, jak mogłabyś inaczej dotrzeć do przyjaciela, aby wymóc na nim wyjaśnienia. Wiedziałaś, że póki nie dowiesz się co oraz dlaczego wydarzyło się cztery dni wcześniej, nie będziesz w stanie na niczym się skupić. Nagle usłyszałaś odgłos czegoś dużego i stosunkowo miękkiego uderzającego o twoją szybę. Zaskoczona skoczyłaś w stronę okna, po czym spojrzałaś na zewnętrzny parapet, a nic na nim nie widząc, otworzyłaś je szeroko, aby spojrzeć na ziemię. Spodziewałaś się wszystkiego, nawet Harry'ego stojącego pod twoim oknem, ale nie leżącej na ziemi białej sowy. Mimo to nie przejmując się nawet zakładaniem butów, wyleciałaś z domu, podbiegłaś do sowy, pozwoliłaś jej wskoczyć na swoje ramię i wróciłaś do domu, zanim ktoś w ogóle zauważył, że wyszłaś. Po wejściu do pokoju zauważyłaś, że ta sowa była niepokojąco podobna do zwierzaka Harry'ego. Miałaś ochotę natychmiast wybiec z domu, skoczyć pod numer czwarty i oddać przyjacielowi jego własność, ale wtedy przypomniałaś sobie o pustym podjeździe. Zrezygnowawszy z tego pomysłu, zaczęłaś oglądać stworzenie. Odniosłaś wrażenie, że jedno z jej skrzydeł było inne niż drugie, ale twoja wiedza na temat sów była tak mikra, iż nie byłaś w stanie powiedzieć czy to źle. Szybkim krokiem podeszłaś do swojego regału na książki, wzięłaś z niego encyklopedię i zaczęłaś szukać słowa „sowa". Po przeczytaniu całej definicji stwierdziłaś, że gdyby takie dziwne wygięcie było u sów normalne, to pewnie by o tym tam napisano. Obejrzałaś dokładnie zdjęcie, by móc stwierdzić, z którym skrzydłem jest coś nie tak, ale niestety fotografia była na tyle mała, że nie byłaś w stanie tego zobaczyć. Wtedy zaczęłaś głośno myśleć.

- Tak właściwie, to sowy to podobno mądre zwierzęta. Ta jest dodatkowo udomowiona, więc w sumie może zrozumieć, co do niej mówię. A nawet jeśli nie, to może to będzie jej naturalna reakcja obronna.- wymruczałaś i już powoli zaczęłaś podchodzić do Hedwigi (choć nie wiedziałaś, że się tak nazywa), gdy usłyszałaś czyjeś kroki na schodach. Nie mając pomysłu jak wytłumaczyć obecność sowy w pokoju, szybko rzuciłaś się w kierunku drzwi i podparłaś je krzesłem. Na szczęście ktokolwiek szedł, nie miał zamiaru do Ciebie wchodzić. Nie zrezygnowałaś jednak z blokowania wejścia. Tym razem już pewna, że nikt nie wejdzie Ci do pokoju, powoli zbliżyłaś się do sowy i trzymając jedną dłoń przed jej dziobem, by mogła Cię ukłuć w palec w razie bólu, drugą zaczęłaś ostrożnie dotykać jednego z jej skrzydeł, jednocześnie mówiąc:

- Jeśli Cię to zaboli lub jeśli akurat będę dotykać tego skrzydła, które jest uszkodzone, to mnie dziobnij w rękę, ok?- ledwo skończyłaś, a poczułaś mocne ukłucie w palec. Bezkrytycznie ufając inteligencji sowy, dokładnie obejrzałaś drugie z jej skrzydeł, by wiedzieć, jak powinno to poprawnie wyglądać. Rozejrzałaś się po swoim pokoju, by znaleźć coś długiego i twardego do usztywnienia zwierzęciu skrzydła oraz czegoś do obwiązania go. O ile starą, drewnianą linijkę znalazłaś dość szybko, o tyle nie wiedziałaś co wykorzystać jako bandaż. Po chwili jednak otworzyłaś szafę i wyciągnęłaś z niej swoją znienawidzoną, dość długą sukienkę. Z szerokim uśmiechem satysfakcji zaczęłaś rozcinać ubranie na długie dość wąskie pasy. Mając nadzieję na to, że sowa nie będzie bardzo cierpieć, zaczęłaś naprostowywać skrzydło. Gdy już uznałaś, że jest, jak należy, przyłożyłaś linijkę do skrzydła i szybko obwiązałaś je skrawkami sukienki. Dumna ze swojej pracy cofnęłaś się, aby móc się tym napawać.

Po jakimś czasie sowa Harry'ego była już zdolna do lotu, a ty dowiedziałaś się o niespodziewanym wyjeździe Pottera. Dlatego po naskrobaniu kilku zdań do swojego przyjaciela i przywiązaniu listu do nogi sowy wypuściłaś ją ze słowami:

- Leć do Harry'ego.- Potem patrzyłaś za nią do czasu, gdy zniknęła za jakimś kominem, modląc się w duchu, by nie uderzyła o niczyj dom.

*-*-*-*-*

Harry był nawet zadowolony. Wyrwał się z Privet Drive, wybronił się przed Wizegamotem, spotkał się wcześniej z Ronem i Hermioną, tak trochę zamieszkał ze swoim ojcem chrzestnym przy Grimmauld Place 12... Jedynym co trochę pogarszało mu humor, było zniknięcie Hedwigi oraz to, że właśnie ty byłaś świadkiem jego rozprawy z dementorami. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, najpewniej by się tym tak nie przejął, ale obawiał się twojej reakcji na to. Bał się, że zerwiesz z nim kontakt i, tak jak wszyscy w okolicach Privet Drive, zaczniesz na niego patrzeć jak na młodego recydywistę. Nawet nie chodziło o to, że nie miałby z kim rozmawiać podczas następnego pobytu u wujostwa, chodziło mu raczej o samą Ciebie, o twoje poczucie humoru, twój śmiech, a nawet twoja mina, gdy przypadkiem trafiłaś na jakąś okropną Fasolkę Wszystkich Smaków. Pogrążony w myślach, początkowo nie usłyszał stukania w szybę. Gdy jednak już ono do niego dotarło, zaskoczony zauważył siedzącą po drugiej stronie Hedwigę. Szybko podszedł do okna, aby je otworzyć i wpuścić sowę do środka. Hedwiga będąc już w pokoju, wystawiła w jego kierunku nóżkę, do której została przywiązana lekko pognieciona kartka w kratkę. Chłopak jeszcze bardziej zdziwiony niż wcześniej odwiązał sznurówkę trzymającą list i rozwinął go ostrożnie, jakby bał się, że go rozerwie. Zaczął czytać:

Drogi Harry!

Powiedziałam Ci, że nawet wybuch trzeciej wojny światowej ochroni Cię przed złożeniem mi wyjaśnień. Szlaban u Dursleyów i ten niespodziewany wyjazd też Ci nie pomogą. Masz mi wyjaśnić, co to znaczy dementor oraz charłak, czym były te dziwne czarne potwory, które spotkaliśmy, dlaczego z patyka wyskoczył srebrny jeleń, czemu wysyłasz swoim znajomym wiadomości za pomocą tej sowy i dlaczego mieliby Cię wywalić ze szkoły za korzystnie z patyka. Jeśli moje pytania nie mają sensu, daj mi namiary na jakiegoś dobrego psychiatrę. Teraz jednak czas na moje wyjaśnienie. Pewnie zastanawiasz się jakim cudem udało mi się wysłać tę wiadomość za pomocą sowy. Otóż ona uderzyła moje okno i miała jakoś uszkodzone skrzydło. Pomogłam jej, a potem przypomniałam sobie, że to za jej pomocą wysyłasz swoim przyjaciołom listy, więc też postanowiłam spróbować. Dobra, ja Ci wszystko wyjaśniłam, teraz twoja kolej.

Do napisania
[T.I]

Przeczytał list jeszcze trzy razy, starając się zrozumieć swoje szczęście. Nie dość, że go nie znienawidziłaś, to jeszcze chciałaś, by wyjaśnił Ci, co się wydarzyło w tamtej alejce. Gdy tak siedział na łóżku, uśmiechając się do kartki, do pokoju wpadł Ron z Hermioną.

- Harry, bliźniacy znaleźli nowy sposób na podsłuchiwanie narad... Harry?- zaczął rudowłosy- Harry... Harry! Harry, mówię do Ciebie!- krzyknął, jednocześnie machając przyjacielowi dłonią przed twarzą. Dopiero wtedy Potter oderwał wzrok od trzymanego w rękach listu.- Stary, co jest na tym dziwnym pergaminie, że nie można do Ciebie dotrzeć?

- Ron, to nie pergamin, tylko kartka papieru, taka jak te, na których mugole spisują swoje notatki.- stwierdziła Hermiona- Jednak poza tym to podpisuję się pod twoim pytaniem. Od kogo to, że tak Cię to cieszy, Harry?

- To od...- zaczął Harry, ale Granger mu przerwała.

- Czekaj, to od tej twojej mugolskiej koleżanki, tej [T.I]? Ona jako chyba jedyna mogłaby wysyłać list napisany na kartce wyrwanej z zeszytu.

- Tak, to od niej.

- I co pisze? - spytał Ron z niezdrową wręcz ekscytacją w głosie.

- Ron! Jeśli Harry będzie chciał, to nam powie, ale nie wypada o to pytać!

- Spokojnie Hermiono, właśnie chciałem was zapytać o radę... Chodzi o to, że ona była przy tym, jak spotkałem dementorów i trochę bałem się, jak to przyjmie...-

- To dlatego chodziłeś taki przybity!

- Tak, dlatego, ale wracając, ona pyta o to, co się tam stało. Z jednej strony chciałbym jej powiedzieć co i jak, ale...- znowu niedane mu było skończyć, bo do jego pokoju z trzaskiem aportowali się Fred i George. Harry, Ron oraz Hermiona (ta ostatnia szczególnie uporczywie), spojrzeli na nich jak na wyjątkowo irytujące małe dzieci.

- Nie wiem jak tobie George, ale mi się wydaje, że chyba nas tu nie chcą.

- Też tak sądzę Fred- stwierdził najpewniej George, po czym obaj chłopcy zniknęli z głośnym trzaskiem.

- Dobra, chyba ich nie ma, więc możesz kontynuować Harry.

- Z jednej strony chciałbym jej opowiedzieć o tym wszystkim- tu rozłożył ręce, wskazując cały pokój, jakby chciał pokazać czym, jest to wszystko- a z drugiej strony nie chcę, by patrzyła na mnie jak na trędowatego. Poza tym z powodu tego, co się teraz tutaj dzieje nie jestem pewien, czy chciałbym, aby o tym wiedziała... Poza tym nawet nie mam pomysłu na to, jak miałbym jej to powiedzieć. Hej [T.I], chciałbym Ci powiedzieć, że magia istnieje, ja i moi przyjaciele jesteśmy czarodziejami, a te potwory, które spotkaliśmy to strażnicy czarodziejskiego więzienia wysysający duszę przez usta i nigdy nie powinni pojawić się na naszym osiedlu. Merlinie, to nawet teraz brzmi głupio.- jęknął Harry, siadając na łóżku. Schował twarz w dłoniach, przez co nie zauważył jak Ron i Hermiona wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

- Wiesz Harry, nie dowiesz się, jak to przyjmie, do czasu aż jej tego nie powiesz.- zaczęła Hermiona, siadając obok okularnika- Najlepiej będzie, jeśli jej o tym opowiesz.- położyła rękę na jego ramieniu, jakby chciała dodać mu otuchy- W razie czego powiemy Amnezjatorom z Ministerstwa, że była świadkiem użycia magii i należy jej usunąć to wspomnienie. - Kiedy tak mówiła, Ron chodził nerwowo po pokoju, głęboko się nad czymś zastanawiając. Nagle zatrzymał się i, takim tonem jakby odkrył coś, co ma na zawsze zmienić świat, zawołał:

- Stary, ona Ci się podoba!

- Brawo Ronaldzie, wreszcie do tego doszedłeś. Przecież to widać od prawie roku!

- O czym wy gadacie, [T.I] mi się nie podoba. A przynajmniej nie w ten romantyczny sposób. Nieważne, poradźcie mi jak mam jej powiedzieć o magii. To nie jest coś, co wyjaśnia się za pomocą listu, a nie bardzo mam jak zrobić to inaczej. Tym bardziej że pewnie ktoś z Zakonu będzie ze mną nawet na Kings Cross, a nie uśmiecha mi się mówienie jej tym z Snape'em albo Moodym nad głową...

- FRED, GEORGE, TO, ŻE ZDALIŚCIE EGZAMIN Z APORTACJI, TO NIE POWÓD, ŻEBYŚCIE TELEPORTOWALI SIĘ CO KILKA STÓP!!!- krzyknęła wtedy pani Weasley tak głośno, że było to słychać na piętrze. Chłopcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

- Chłopaki... Jeśli myślicie, o tym, o czym myślę, że myślicie to, to jest nielegalne i skrajnie głupie.

- Hermiono, przecież to tylko teleportacja na osiedle Harry'ego i z powrotem. Co może pójść nie tak. Przecież bliźniacy zdali test z aportacji z wyróżnieniem.- stwierdził Ron.

*-*-*-*-*

Następnego dnia, po tym, jak wypuściłaś sowę Harry'ego mało brakowało, a padłabyś na zawał, bo zauważyłaś ją siedzącą spokojnie na parapecie w kuchni. Szybko rozejrzałaś się czy nikogo nie ma na korytarzu i otworzyłaś okno, wpuszczając zwierzę do środka. Ptak usiadł na twoim przedramieniu, boleśnie wbijając się szponami w twoją skórę i wystawił w twoim kierunku łapkę z przywiązanym doń listem. Szybko odwiązałaś wiadomość, a wtedy sowa zerwała się do lotu. Zanim jednak wyleciała przez okno, porwała kawałek szynki z twojej kanapki. Rozwinęłaś pergamin i zaczęłaś czytać:

Droga [T.I]

Odpowiedź na twoje pytania to nie jest coś, co można napisać w liście. Co powiesz na spotkanie na placu zabaw jutro około czwartej? Przedstawię Ci też Rona i Hermionę.

Do zobaczenia
Harry

Uśmiechnęłaś się szeroko i wcisnęłaś pergamin do tylnej kieszeni spodni. Wprawdzie na następny dzień miałaś już coś zaplanowane, ale uznałaś, że są rzeczy ważne i ważniejsze, a spotkanie z okularnikiem uważałaś za jedną z tych ważniejszych. Dlatego właśnie nazajutrz z trudem przekonałaś rodziców, że musisz wyjść z domu oraz że nie idziesz spotkać się z tym „młodym recydywistą" Potterem. Podekscytowana ruszyłaś na plac zabaw. Na miejscu byłaś pięć minut przed czasem, ale Harry i tak już na ciebie czekał. Obok niego na jedynej, nierozwalonej przez bandę Dudleya, huśtawce siedziała jakaś dziewczyna z burzą brązowych włosów, a kolejna osoba, tym razem rudowłosy chłopak, z zainteresowaniem przyglądał się karuzeli. Uśmiechnięta podeszłaś do nich i kulturalnie przywitałaś się z Harrym. Zaraz potem przyszedł czas na przedstawienie się.

- Cześć, jestem [T.I], a ty to pewnie Hermiona- stwierdziłaś, wyciągając rękę w kierunku dziewczyny- Harry sporo o tobie opowiadał.

- A o mnie to nie wspomniał?- spytał z wyrzutem rudzielec.

- Wspominał, wspominał, ty jesteś Ron. Pierwszy i zarazem najlepszy kumpel Harry'ego.

- Miło Cię poznać- powiedziała Hermiona- nam też Harry o tobie sporo opowiadał.

- Dziewczyno, on nawijał o tobie cały czas i to z taki...-zaczął Ron, ale nie dane mu było skończyć, bo Harry zasłonił mu usta dłonią. Mało brakowało, a parsknęłabyś śmiechem.

- Dobra, teraz czas, żebyście mi wszystko wyjaśnili- odezwałaś się, jednocześnie siadając na trawie.- bo trochę przestaję wierzyć w tę historię ze stypendium.

- Jasne.

- A wy mi macie mi potem wyjaśnić, do czego służy to czerwone koło z przyczepionymi siedzonkami.- powiedział Ron.

- Nigdy nie korzystałeś z karuzeli? W jakim świecie ty żyłeś? Dobra, zaraz ci wyjaśnię, ale najpierw Harry ty się tłumaczysz.- stwierdziłaś, a Potter skinął głową i zaczął opowiadać ci o magicznym świecie. Przyjęłaś to wręcz zadziwiająco dobrze, co zaskoczyło całe Golden Trio, a co podsumowałaś zwykłym:

- Widziałam tych dementorów i patronusa Harry'ego. Nie mam powodów, by wam nie wierzyć, tym bardziej że jest to dużo bardziej prawdopodobne od tych wszystkich wyjaśnień, które sama wymyśliłam. No może oprócz tego, że zwariowałam, ale skoro trzy osoby widziały to samo co ja, to raczej nie o to chodzi.- potem siedzieliście jeszcze przez prawie godzinę i rozmawialiście na różne wspólne dla wszystkich nastolatków tematy. Niestety tą miłą atmosferę zepsuło przybycie dwóch identycznych rudych chłopaków. Zgadywałaś, że są to starsi bracia Rona, Fred i George.

- Mama zaczyna podejrzewać, że jednak nie zrobiliśmy wspólnie bazy z koców i poduszek, do której niezbędna była nam klamka. Musicie szybko wracać.- powiedział jeden z nich, kierując swoje słowa do młodych czarodziei, a ciebie totalnie ignorując. Nie przejęło cię to jednak tak bardzo, jak ignorowanie ze strony Harry'ego po spotkaniu z dementorami. On, Ron i Hermiona zaczęli się pośpiesznie z tobą żegnać. Gdy przytulałaś Hermionę, ona powiedziała szeptem:

- Podobasz się Harry'emu, a on podoba się tobie- chociaż nie było to pytanie, a stwierdzenie odpowiedziałaś:

- Z drugą częścią tego zdania się zgadzam, z pierwszą nie.

- Opowiadał nam o tobie bardzo dużo i bardzo często. Od jakiegoś roku zaczął mówić o takich szczegółach, jakich nie zauważa się u zwykłych przyjaciół. On za tobą szale...

- Dziewczyny znacie się niecałe dwie godziny, a żegnacie się jak przyjaciółki „od zawsze" przed przeprowadzką- mimowolnie przerwał jej jeden z bliźniaków. Oderwałyście się od siebie, a zaraz potem cała piątka zniknęła z głośnym trzaskiem. Nawet nie zdawałaś sobie sprawę z tego, że uśmiechałaś się jak głupi do sera. Zamknęłaś oczy i uniosłaś twarz do słońca. Chociaż wcześniej uważałaś, iż jest za gorąco oraz zbyt jasno, to wtedy byłaś tak szczęśliwa, że przestało ci to przeszkadzać. Miałaś ochotę śpiewać z radości, ale się powstrzymałaś. W głowie niczym mantrę powtarzałaś słowa Hermiony: „Podobasz się Harry'emu".

*-*-*-*-*

- Powinieneś jej o tym w końcu powiedzieć.- stwierdziła Hermiona przy pierwszej okazji, jaka się natrafiła.

- Niby o czym- spytał Harry, nie patrząc jej w oczy.

- O tym, że ci się podoba. To trwa zbyt długo, tym bardziej że nie ma się czego bać. Ty też się jej podobasz, a poza tym jesteś Gryfonem i nazywasz się Harry Potter. Odwaga to twoje drugie imię.- wypaplała, zanim zdołała się powstrzymać. Okularnik przestał jednak słuchać po stwierdzeniu „Ty też się jej podobasz". Próbował jakoś to przyswoić, ale nie potrafił sobie tego wyobrazić, nawet mimo tego, że to sporo by tłumaczyło.

- Skąd wiesz?- wykrztusił w końcu.

- Sama mi powiedziała. Nawet nie trzeba było jej specjalnie zachęcać. Mało tego przez całe nasze spotkanie patrzyła na ciebie jak na obrazek. Jeszcze jakieś wątpliwości?- argumenty Hermiony były nie do przebicia, ale Harry mimo to nie potrafił zrozumieć, dlaczego niby miałby ci się podobać. Przecież z nią do szkoły pewnie chodziło dużo innych, lepszych niż on chłopaków. Nawet nie wiedział, że gdy już zeszła z ciebie cała euforia, zaczęłaś snuć podobne rozważania. Oboje wątpiliście w słowa Hermiony dotyczące uczuć drugiej strony, mimo że oboje nie mieliście żadnych podstaw, by się niepokoić...

-Ich trzeba jakoś zmusić do tego, żeby sobie to wyznali- powiedział Ron, uderzając pięścią w swoją dłoń dla podkreślenia tych słów. Zarówno Hermiona, jak i Ginny, która została przez nich wtajemniczona do problemów uczuciowych Harry'ego, pokiwały głową, a podsłuchujący pod drzwiami Fred i George parsknęli śmiechem.

- Podajcie im veritaserum- rzucił jeden, a zaraz potem obaj się teleportowali. Ginny spojrzała na Rona i Hermionę z dziwnym wyrazem twarzy.

- W sumie to nie jest taki beznadziejny pomysł. - zaczęła z rozmysłem- Gdyby podać im veritaserum i jakoś skłonić do tego by powiedzieli sobie, co do siebie czują, to nie mieliby jak skłamać albo uniknąć odpowiedzi.

- Nie- zaprzeczyła Hermiona czerwona na twarzy- Po pierwsze nie można podawać innym veritaserum...

- Tak jak nie można warzyć i stosować Eliksiru Wielosokowego.- wymamrotał Ron.

- A po drugie nie znamy nikogo, kto umie to uwarzyć i można by go wtajemniczyć.- ciągnęła niezrażona szatynka.- Trzeba to zrobić jakoś inaczej.- przez chwilę siedzieli w ciszy, ale Ginny wpadła na kolejny pomysł.

- Wiecie może kiedy [T.I] ma urodziny?- Ron pokręcił głową, ale Hermiona bez problemu podała odpowiednią datę- Możemy przekonać Harry'ego, żeby wysłał jej jakiś taki mega romantyczny prezent na urodziny. Gdyby się opierał, to można mu powiedzieć, że w razie przypału może usprawiedliwić się tym, że nie wiedział co kupić czy coś. Wtedy może [T.I] przestanie mieć wątpliwości i mu wszystko powie, bo nie wierzę, by Harry się na to odważył.- stwierdziła, nawet nie wiedząc o tym, że Harry, nakłoniony przez bliźniaków podszedł do drzwi i wszystko słyszał. Nie wiedziała również o tym, że poczuł się tym strasznie urażony, jak również iż właśnie takie podrażnienie jego męskiej dumy było potrzebne. Pod wpływem impulsu napisał do ciebie list, w którym prosił cię o spotkanie. Dopiero gdy sowa zniknęła mu już z oczu, zrozumiał, co zrobił. Miał ochotę wysłać kolejną sowę z wiadomością, że był to jakiś głupi żart bliźniaków, ale nie miał żadnego zwierzęcia pod ręką. Dlatego właśnie i trochę dlatego, że nie chciał, aby ktokolwiek miał go za tchórza, następnego dnia zgodnie z tym, co napisał, czekał na ciebie przy placu zabaw. Kiedy przyszłaś, zaczął jeszcze bardziej wątpić w zasadność swojej decyzji, ale nie miał jak się wycofać. Z tego powodu zebrał w sobie całą gryfońską odwagę i wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego:

- Cześć [T.I], chciałem ci o czymś powiedzieć.

- Cześć Harry.- powiedziałaś, starając się nie pokazać, jak bardzo zestresował cię ton jego głosu. Bałaś się, że coś stało się jemu albo komuś z jego przyjaciół.

- Chodzi o to, że... wiesz, chciałem to powiedzieć już od jakiegoś czasu, ale trochę bałem się, jak to przyjmiesz... bo chodzi o to, że...- zaczął mówić, ale ponieważ nie zanosiło się na to, by miał przekazać ci to, co chciał, przerwałaś mu:

- Wykrztuś to w końcu, bo zaraz serio zaczynam się bać tego, co chcesz powiedzieć.

- Chodzi o to, że podobasz mi się- wybąkał w końcu tak cicho, iż prawie tego nie usłyszałaś, a ty byłaś tak zaszokowana tym wyznaniem, że przez chwilę po prostu stałaś i się na niego gapiłaś. Dopiero gdy otworzył usta, pewnie po to, by zacząć się usprawiedliwiać, wreszcie się odezwałaś.

- Tego się nie spodziewałam... Wiesz... nie mam w tych sprawach zbyt dużego doświadczenia, ale czy gdy dwie osoby czują do siebie coś więcej, to zostają parą?

- Chyba tak...

- Czyli od dzisiaj mogę oficjalnie nazywać się twoją dziewczyną?

- Tak.- stwierdził i złapał cię za rękę. Chociaż żadne z was nie powiedziało tego na głos, czuliście się wtedy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.

********

kubachaserio i jak podoba się?

Ja osobiście mam co do tego shota mieszane uczucia, ale pisałam go tyle czasu, że nawet nie wyobrażam sobie nie opublikowania go. Zamówienie zauważyłam 15 sierpnia i od tego momentu cały swój wolny czas poświęcałam na pisanie, więc mam nadzieję, że tylko mi się to tak nie podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro