Usterka, Kryptonim: Miłość 2/2
Szli w ciszy przez niecałą godzinę. Od rozmowy jaką toczyli w parku, nie zamienili ze sobą ani słowa.
Mijając kolejne aleje, Lucy zorientowała się, że nie znajdują się już na terenie istnej metropolii.
Teraz otaczał ich pół-mrok, którego światła biły od wyczerpujących się żółtych lamp, będące same w złym stanie. Wszystko było zniszczone. Wielopiętrowe budynki, u których na dolnych piętrach, widniały liczne grafiti i powybijane szyby, mechaniczne ławki oraz inne sprzęty. Wszystko było pokryte rdzą.
Lucy bezustannie analizowała mijane tereny i obiekty.
- Wandalizm - rzekła bez krzty emocji, na widok zniszczonego pomnika, stojącego na pustej, zanieczyszczonej powiechrzni. Droga była podobna, do tej, jaką stąpali na codzień, jednakże teraz jedynie, co się na niej znajdowało, to sam brud i liczne śmieci.
- Taka już natura tutejszych ludzi - Natsu szedł dalej, bez zatrzymywania się. Nie oglądał się nawet za sobą, czy botka idzie za nim lub nie zechce go zajść od tyłu i zakończyć jego egzystencje. Wiedział, że nie zrobi tego przez wzgląd na, Wendy.
Zeszli po długich i wąskich schodach, prowadzących na niższe warstwy starego miasta.
- Nigdy nie byłam w takim miejscu - odruchowo podeszła bliżej bota i skręciła wraz z nim w inną opustoszałą ulicę. Ciszę przerywały ich kroki.
N97S2 Drax, zatrzymał się na chwilę i odwrócił głowę w jej stronę, patrząc na nią półoptyką. Zilustrował ją od czubka głowy do stóp.
- Widać, że nie jesteś stąd - ponownie spojrzał na drogę przed sobą i ponowił marsz - Najlepiej będzie, jeśli będziesz się mnie trzymać blisko nim nie dojdziemy do naszego celu.
- Dlaczego? - uniosła metalowy łuk brwiowy.
- Tutejsi mieszkańcy nie lubią osób, czy maszyn z twojej Metropolii. Przez nich zostali wyrzutkami, każdy tamtejszy obywatel miał w poważniu ich prośby o pomoc. W dzisiejszych czasach liczy się wyłącznie zysk. Zero empatii.
- Wendy taka nie jest! - broniła dobrego imienia dziewczyny.
- Nie. Jest inna, jednakże jej rodzina... Należą do kolebki najgorszych. Mniejsza - westchnął, aby ostudzić przegrzany procesor - Zaraz będziemy na miejscu.
Zeszli po schodach, prowadzącego do opuszczonego metra. Będąc już w środku, Natsu zamiast, pójść na samą stacje, obrał za kurs jedną ze zardzewiałych i wybitych wind.
- Czemu zmierzamy do niebezpiecznego obiektu? - zatrzymali się, przy najbliższej znajdującej się od wejścia do stacji.
Robot bez odpowiedzi na jej pytanie, nacisnął przycisk, a dwuczęściowe wrota się przed nimi otworzyły z piskliwym dźwiękiem. Weszli do środka, a chwilę później drzwi się zasunęły. Światło wyczerpującej się lampy, nie dawał Ashes, się skupić. Miała wielką ochotę transformować rękę w blater i zastrzelić irytującą rzecz. W tym czasie Drax w skupieniu wstukiwał kod, za który służyły przyciski do wybrania odpowiedniego piętra.
- Twoje myślenie jest błędne. Czemu to robisz?
- Tutaj nic nie jest normalne, na jakie mogłoby ci się wydawać.
Zakończył wstukiwać kod i odwrócił się do femme. Posłał jej zadziorny uśmiech i uderzył od tyłu, pięścią w konsolkę, która wydała z siebie pisk. Momentalnie cała wina zaczęła się trząść, a Lucy miała wrażenie, że winda porusza się, nie tak jak powinna.
- Coś ty zrobił?! - złapała się poręczy nim zderzyła się z lustrem jaki obejmował całą ścianę, kiedy szarpnęło nimi.
Natsu zaśmiał się jedynie, lecz nie na długo, gdy oberwało mu się kopniakiem w pancerz.
Przemieszczali się z dużą prędkością jeszcze kilka minut. Kilkanaście razy przy tym femme zdążyła się odbić od dwóch naprzeciwległych od siebie ścian, co nie mało rozgrzewało jej procesor do czerwoności.
Kiedy winda się zatrzymała, Lucy nie czekając, aż drzwi się same otworzą, sama to uczyniła, używając siły w mechanicznych rękach i wybiła pomiędzy nimi dłonie. Rozstąpiła je, odpychając w przeciwne strony, dwie metaliczne płyty. Delikatnie drgając całym ciałem uczyniła kilka kroków, po czym ugięły się pod nią nogi.
- Nigdy więcej tam nie wrócę - zadeklarowała.
- Nie ma sprawy. Zresztą, była to podróż w jedną stronę - Natsu wyminął botkę i zaczął iść przed siebie.
Lucy oprzytomniała na te słowa. Stanęła na równe nogi i błyskawicznie dogoniła Drax'a.
- O czym ty mówisz? Jak to w jedną stronę!?
- Sama zauważyłaś stan tamtej machiny - kciukiem wskazał za siebie - Poza tym, była to ostatnia kapsuła, umożliwiająca dostanie się tutaj.
- Hm? - nie zrozumiała o co mu chodzi, więc spojrzała przed siebie.
Jej optyki otwarły się szeroko, a brązowe źrenice skurczyły się. Przed ich dwójką, znajdowała się ogromna przestrzeń, obrośnięta trawą i odkryta, ukazując brunatną glebę. Daleko przed nimi, pnęły się wysokie wzgórza, mało widoczne dla zwykłego człowieka.
Ashes zadarła głowę do tyłu, by spojrzeć na błękitne niebo, pokryte białymi obłokami. Zza nich ukazywane było częściowo, częściowo słońce.
- Niesamowite... - myślała, że zaraz dojdzie do jej zresetowania systemu, od natłoku nowych danych, pojawiających się raz po raz. Chciała wiedzieć o tym miejscu jak najwięcej.
- Miałem podobną reakcje kiedy się tutaj znalazłem - botka zmarszczyła metalowe łuki brwiowe i zwróciła uwagę na Natsu - Ogromna otwarta przestrzeń, która została oddzielona od tej nowej technologicznej metropolii. Dzięki temu, mogła ona spokojnie dalej się rozwijać, a wszelkie zanieczyszczenia, czy nieczystości, nie mogły przedostać się tu, przez ogromny mur, zbudowany z różnego rodzaju żelastwa. Przez to, tamtejsi obywatele, zostaną z czasem narażeni na nowe choroby, jakie same stworzyli - mówił donośnym tonem. Cały czas wpatrywał się w wydeptaną drogę, po której stąpali - Za kilka pokoleń nic z nich nie zostanie.
- Co masz przez to na myśli? Odejdą?
Robot posłał jej słaby uśmiech. Lecz nawet to, nie ukryło tego, co ukazywały jego optyki.
- Można tak to ująć. Odejdą. Ale teraz chodźmy. Chciałaś się przecież zobaczyć z Wendy. Oraz po drodze możesz zadawać różne pytania, w stosunku do nowego otoczenia - dodał z większym entuzjazmem i ponowił marsz.
Robotka skinęła głową. Mimowolnie i niewiedzieć czemu, jej kąciki ust, podniosły się lekko, jakby naśladując miminke twarzy Natsu.
~*~
Lucy przycupnęła i zgarnęła grunt w obie metalowe dłonie.
- Co to jest?
- Ziemia.
- A tamto? - wskazała palcem na płynącą w strumieniu wodę.
- Rzeka.
- A to?
- Piasek.
- Czemu tak się nazywa? Może jest bardziej sypki od ziemi, ale są przecież prawie identyczne.
- Bo piasek jest rozdrobnionym minerałem skalnym - Natsu, położył rękę do czoła i westchnął sztucznie, a wentylatory na jego torsie, które były ukryte za brązowym płaszczem wydały z siebie świst.
- A czym jest ta "skała"?
- Nie zaprogramowali wam tam, wiedzy o naturalnym środowisku? - tym razem on odbił pałeczkę.
Femme zamilkła na moment. Przeanalizowała sytuację i teraz pojęła, że zachowała się jak źle skonstruowany i źle działający robot. Coś niematerialnego uderzyło ją w iskrę. Cała ciekawość wyparowała z niej. Tym samym wróciła do wcześniejszej postawy.
Sztucznej.
Nie prawdziwej.
- Zostałam zaprogramowana aby opiekować się i chronić potomków, rodziny Marvell. Nic mi nie było wiadome o świecie zewnętrznym. Poza tym - żadna istota nie jest idealna. Nawet ty, Panie Ja Wiem Wszystko - podniosła się i otrzepała z niewidzialnego kurzu, jaki znalazł się na jej pancerzu - Idziemy dalej.
Posłała mu obojętne spojrzenie, a następnie ruszyła drogą, oskubaną z wszelkiej ziemii. Pozostawiła zdezorientowanego Drax'a za sobą.
Miała nadzieję, że tutaj będzie mogła być kimś, kim zawsze była.
Jednakże los zgasił i odpędził od Ashes, wszelkie marzenia. Druga twarz, zawsze będzie przysłaniać tą pierwszą. Prawdziwą.
~*~
Para botów dotarła do miejsca docelowego, jakim był samotny dom.
Pomalowane na ciepły brąz, drewno, idealne zlewało się z innymi ciepłymi naturalnymi barwami.
Oddalony był od innych, podobnych o dobry kilometr. Górowała tu cisza i spokój.
Budynek znajdował się na pagórku, obok niego rosło wielkie drzewo, obrośnięte na koronie zielonymi liściami. Na jednej z grubych gałęzi związany był gruby sznur, na drugim końcu obwiązana opona.
Drewniane drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. N97S2 wszedł do środka.
- Wróciłem! - krzyknął.
- Natsu!? - usłyszał głos z góry. Następnie odgłosy kroków i kilka sekund później dźwięki uginających się paneli schodów, po których zeszła dziewczyna. Rozradowana obecnością przyjaciela Romeo, podbiegła do niego i uściskała go - Witaj w domu! Romeo godzinę temu poszedł do sąsiedniej wioski po kilka rzeczy. Wybierasz się do siebie? I czemu tak długo cię nie było!? - pacnęła go w ramię. Jedynie wywołała u mecha śmiech.
- Miałem ważną sprawę do załatwienia - podrapał się po sztucznych włosach - I zakończyć ją możesz, tylko ty.
- Ja? - wskazała na siebie, na co Natsu kiwnął głową - No dobrze. Więc co mam zrobić? - dodała ochoczo.
- Wpier wyjdź z domu.
- C-co?
- Wyjdź. Z. Domuuu.
- Dlaczego?
- Inaczej ta sprawa nie będzie wykonana.
- Mhm - zamyśliła się na chwilę. Zmrużyła oczy i uniosła jedną brew. Podeszła do drewnianej powłoki, i mijając tym samym robota, po czym chwyciła za klamkę. Jednak nim je otworzyła, odwróciła się do towarzysza - Jeśli to jakiś nie śmieszny żart, to ty i Romeo, macie u mnie przerąbane. - mówiąc to, przekręciła okrągłą rączkę, tym samym otwierając drzwi.
Światło na moment zraziło oczy, Wendy, dlatego zasłoniła się je ręką. Kiedy tylko się przyzwyczaiła, obraz stał się wyraźniejszy, tak samo jak postać stojąca przed dziewczyną.
- Lucy... - głos ugrzązł jej w gardle. Posłała Natsu nienawistne spojrzenie - To jest nieśmieszny żart. Miałeś nikogo nie przyprowdzać. Nikogo z wewnątrz! - granatowłosa zamierzała już wrócić do środka domu, lecz powstrzymała ją Ashes, która stanęła tuż obok niej.
- Panienko Wendy...
- Jeśli przyszłaś tylko po to aby mnie zabrać do tamtego domu, to od razu uprzedzam, że możesz już sobie odpuścić - warknęła odwracając wzork.
- Nie zamierzałam tego robić.
- Co? - nie małe było zdziwienie brązowookiej - Więc, czemu tu jesteś?...
Femme, naśladując Drax'a, posłała słaby uśmiech - bardziej w jej wydaniu. Aczkolwiek szczery.
- Zostałam zaprogramowana, aby chronić i się opiekować rodziną Marvell oraz jego następne pokolenia. Zostanę tu, jako twoja tarcza przed niebezpieczeństwem - w oczach Wendy zniknął blask nadziei. Myślała, że mogła liczyć na coś więcej, jednakże myliła się. Na nic się zdały lata i setki wspólnie spędzonych razem godzin - .... oraz jako twoja przyjaciółka. Rodzina.
Zatrzymała się, w momencie kiedy jej stopa dotknęła pierwszego schodka. Ręce drżały jej niespokojnie. Jakby dostała nagłego ataku. Obraz się zamglił przez łzy, jakie zebrały się w jej oczach. Obróciła się do Lucy i czym prędzej, podbiegła do niej mocno ją obejmując. Nie kryła już emocji. Dawała łzom spływać po jej licach, a ciche szlochy, zagłuszała chowając twarz z zagięciu szyi blond włosej.
~*~
Minęły trzy lata, od tego ważnego wydarzenia dla nich wszystkich. Jak się okazało pobliska wioska, nie była jedyną, którą wybudowali ludzie. I nie tylko oni. Z pomocą przestarzałych, ale za to bardzo użytecznych robotów, jakie miały zostać dane do kasacji, udało im się zbudować trwalsze domostwa.
Wioska, w której żyli Romeo i Wendy, stała się jedną z tych najważniejszych. To ona jako pierwsza powstała i rosły wraz z tym ziemię, gdzie uprawiano rolę.
Był to też ważny moment w życiu dla pary. Kiedy to wraz ze starą przysięgą, jaką dyktował im najstarszy z ludzi, Wendy po przypieczętowaniu tego pocałunkiem, oficjalnie zmieniła swoje nazwisko na Conbolt. Uroczystość była skromna. Wszyscy mieszkańcy zebrani byli na pagórku, niedaleko ich domu. Wszędzie sypane były kwiaty i nie obyło się bez krzyków radości.
Słońce powoli zmierzało ku zachodu. Jedynym światłem było ogromne ognisko i wiele lamp, które wisiały związane na sznurach i postawione były na stolikach. W tle grała grupka wieśniaków na prowizorycznych instrumentach. Szczęściu nie było końca.
Gdy reszta bawiła się w najlepsze, Lucy, stała oparta plecami o drzewo. Ze skrzyżowanymi ramionami, obserwowała całe przyjęcie z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Czemu nie dołączysz do nas? - uniósła brew i skierowała wzrok na Natsu, w dość niecodziennym wydaniu. Sztuczne różowe włosy miał zaczesane do tyłu, ubrany w brązową marynarkę i spodnie, jego laikier lśnił od światła, a czerwony krawat luźno związany był na szyi. Parsknęła na taki widok - Co cię tak bawi?
- Ty - rzekła bez ogródek.
- Wzajemnie, Luce - odparł, kiedy przeniósł wzrok na jej rozpuszczone włosy, w których zawieszone były małe kwiatki. Miała także na sobie, skromną, wąską, kremową suknie.
- Odpowiadając na twoje pytanie - zaczęła po krótkiej pauzie - nigdy nie byłam na takich przyjęciach, dlatego wolę zostać z tyłu, by nie psuć zabawy.
-Cóż, bez ciebie Wendy czuje się ciut osaczona. Zresztą, zaraz odbędzie się coś co cię zainteresuje.
- A co to będzie? - wyciągnął ku niej dłoń.
- Przekonasz się.
Ashes, niepewnie chwyciła go za rękę, zaś on pociągnął ją do tłumu, gdzie dominowała płeć piękna.
Stanęła między nimi, nie widząc co zrobić. Jako jedyna, rozglądała się, w te i we wte, szukając Natsu. Piski kobiet raniły jej audioreceptory.
Nagle muzyka ustała. Ucichły rozmowy i podekscytowane zbiorowisko. Lucy poczuła wtedy, jak coś się odbija od jej pancerza i pada prosto w rozłożone dłonie, dlatego przeniosła na to wzrok.
Bukiet kwiatów.
~*~
Słońce zaszło dawno za horyzont, a wesele dawno się zakończyło. Lucy dalej znajdowała się na dworze. Towarzyszył jej Natsu, mimo licznych protestów, które nie przyniosły żadnych efektów.
Wzrok miała utkwiony w rozgwieżdżone niebo.
- Patrzysz się w jeden punkt od ponad godziny, jesteś tego świadoma?
- Niesamowity widok.
- To też nie raz od ciebie słyszę. Eh, nie rozumiem co w tym tak niezwykłego. To tylko jakieś świecące kule gazowe!
- Gwiazdy, w najprostszym rozumowaniu.
- Mniejsza. Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi?
- Kiedy byłam jeszcze obywatelem metropolii, nigdy nie miałam do czynienia ze światem zewnętrznym, jak sam wiesz. Tam cały nieboskłon, zastępowała ogromna kopuła. Stanowiła wszyskie pory dnia i nocy. Jednakże to wszystko... było takie fałszywe. Sztuczne.
- I nadal jest.
- Jak sądzisz, co się może teraz tam dziać?
- Szczerze, mnie to nie interesuje. Wolę zapamiętywać, to co jest teraz.
- A co ze przeszłością?
- Nienawidzę jej.
- Wiesz chociaż kim był twój stwórca?
- Szaleńcem.
- Dlaczego tak sądzisz?
Położyła się tuż obok Drax'a. Poparła się na przedramieniu, zwrócona w jego stronę.
Ten, nawet na nią nie patrzył. Teraz on miał utkwiony wzrok w nieboskłon.
- Ponieważ stworzył potwora - odparł bez emocji. Zwinął dłoń w pięść, zrywając tym samym grać źdźbła trawy.
- Nie jesteś nim, dobrze o tym wiesz.
- Czemu tak sądzisz?
Femme nachyliła się nad nim, badając go bacznym spojrzeniem.
- Nic na to nie wskazuje - dodała półszeptem. Wtedy też niespodziewanie, została popchnięta na plecy. Natsu zawisnął nad nią, uniemożliwiając jej, jakiekolwiek wyjście. Mimowolnie prawa ręka, zmieniła się w blaster, który przystawiła mu do skroni - Natsu.
- Mówiłem. Niczego nie możesz się po mnie spodziewać - zszedł z niej, tym samym wstał na równe nogi.
- Mimo to masz, moje zaufanie - stanęła tuż obok mecha. Zaśmiał się na jej wypowiedź.
- Dosłownie, przed chwilą chciałaś odstrzelić mi głowę.
- Odruch bezwarunkowy.
- Wmawiaj to sobie jak chcesz. Ja wiem swoje - splótł dłonie na karku.
- I to mnie najbardziej sprowadza do częstych przetwarzań informacji. Jak to możliwe, że jesteś tak zaprogramowany?
Drax zastanawiał się przez kilka sekund. Ashes była jego przyjaciółką, więc nie miał nic przed nią do ukrycia, tak jak ona do niego.
- Każdy robot, zbudowany przez stwórcę, jest oryginałem; prototypem. Sprawdzane są wtedy wszelkie jego możliwości, umiejętności. By później stwarzać nowe, udoskonalone od tego pierwszego. Wbudowywany jest im wtedy moduł, stosowany jako blokadę, przed sprzeciwianiem się danych rozkazów właściciela. Tacy właśnie jak my, powszechnie nazywani są usterkami. Ty także należysz do nich.
- Nie - cofnęła się o krok - To niemożliwe.
- W takim razie, czemu tutaj jesteś? - podszedł bliżej do botki - A nie tam? - wskazał ręką na północ, gdzie leżała metropolia - W idealnym świecie. Dlaczego sprzeciwiłaś się rozkazom? Załamałaś wszelkie zasady, by tylko tu dotrzeć.
To był dla niej jak wstrząs.
- Ja... Nie wiem. Nie. Wiem - załapała się za głowę obiema dłońmi - Przetwarzam dane. Przetwarzam. Przetwarzam... - zacięła się. Padła na kolana.
- Powiem Ci coś w sekrecie Lucy - szepnął głęboko do jej receptorów odbierajacych dźwięk - Prawdziwe roboty nie potrafią się komunikować bezpośrednio do swego pana i do innych ludzi - ciepły oddech wstrzymał na moment jej funkcje. Stała przypominając przy tym pomnik - W ten sposób mam na myśli, że jesteś wyjątkowa tak samo jak ja... My mamy wolną wolę, nie opieraj się temu, bo wiesz że to nie ma sensu...
- Czemu mi to wszystko mówisz?
- Byś uświadomiła sobie, że nie jesteś pionkiem dla ludzi. Ty również umiesz, samodzielne podejmować decyzje.
- Nie posiadam takich informacji w moim systemie - zasłoniła twarz.
- Ponieważ masz zaprogramowaną blokadę. Zainstalowali ci ją naukowcy, którzy przejęli cię, gdy odszedł twój mistrz.
- Co? - odsłoniła swoją ekspresję, pokazując przy tym bezemocjonalny wzrok - Skąd o tym wiesz? - Natsu milczał - Powiedz, co wiesz - rozkazała. Ponownie nie udzielił odpowiedzi - Mów! - złapała go za szyję. Jej dłonie drżały, zaciskając bardziej kable łączące głowę z tułowiem.
Oboje patrzyli na siebie tym samym spojrzeniem. Nastała chwila ciszy.
Nie mieli pojęcia ile czasu minęło, nim Drax, zbliżył twarz do twarzy Ashes. Zamknął optyki, kiedy styknął swoim czołem z jej. W tym samym momencie Lucy poczuła, jak jej napierśnik otwiera się. Przeniosła na niego optyki. Jego dłoń utkwiona była w jej mostku. Trzymał w niej również coś w rodzaju karty pamięci. Wszystkie obwody Lucy spięły się, zaś białe światło zasłoniło femme, pole widzenia.
~*~
Obraz był w czarno białych kolorach. Tak bynajmniej wydawało się botce
Chciała coś powiedzieć, jednakże nie mogła. Jakby była tutaj tylko wzrokiem. Widziała masę maszyn, które ją otaczały. Sama znajdowała się w jednej z nich. Pływała w nieokreślonym płynie, wszędzie miała przymocowane kable.
- Nareszcie - usłyszała - Udało mi się!
Zajrzała w dół. Pewna postać stała przylepiona do szkła, który oddzielał ją od świata zewnętrznego. Posturą przypominał mężczyznę. Miał na sobie biały kitel oraz lateksowe rękawice.
- Zaraz będziesz wolna - widziała jak pociągnął jakąś wajchę, która spowodowała, że cały płyn, powoli opadał wraz z nią. Kiedy to nastąpiło odruchowo padła na szkło. Nie potrafiła utrzymać równowagi - Hej spokojnie - nacisnął przycisk. Kapsuła otworzyła się do góry, przez co poleciała do przodu. Wprost w ramiona mężczyzny.
- Gdzie... Ja... Jestem..?
- W moim laboratorium, a Twoim nowym domu, moja droga - w jego głosie słyszała podekscytowanie. Patrzyła na niego niezrozumiale.
- Kim.... Ty... jesteś...? - z trudem wypowiadała, kolejne słowa.
- Jestem naukowcem. Doktor Jude Heartfilia.
- A ja...? - wskazała na siebie - Kim... Jestem..?
Obraz w tymi wątku powoli się urywał. Pojawiła się mgła, uniemożliwiająca jakikolwiek widok. Jedynie co mogła zrobić, to usłyszeć głos szatyna, który wypowiedział jedno słowo.
Lucy.
~*~
Kolejne sceny przewijały się przed optykami Lucy w szybkim tempie.
Jedne pokazywały ją, gdy uczyła się - chodzić, mówić, jak ładować swój akumulator mocy.
Drugie, jak samodzielnie, potrafiła bezproblemowo użytkować wszelką elektroniką. Temu wszystkiemu towarzyszył jej stwórca. Dumny i widać było po nim, mimo tego, także dostrzec można było powagę.
Kolejne przedstawiały, codzienną rutynę. Przewijane były one ze śmiechem, niekiedy smutkiem, gdy Jude opowiadał o śmierci swojej żony - Layli. I ich nienarodzonej córki.
Nieznane dotąd uczucie uderzyło, jej iskrę jak grom.
Nagle wszystko ustało, a przed femme zmaterializował się obraz.
Siedziała na jednym z maszyn treningowych. Był nowym nabytkiem u Heartfilii, dlatego musiała go przetestować właśnie ona.
- Lucy - w swoim komunikatorze zabrzmiał głos Jude.
- Tak mistrzu?
- Zejdź na moment z modelu K351.
- Raczej, K972.
- Mniejsza - westchnął - Proszę cię o natychmiastowe przybycie do głównej sali.
- Oczywiście, już idę.
Nie zwlekała zbyt długo do przybycia na dane miejsce. Mimo dużej odległości, mogła spokojnie zobaczyć sylwetkę stwórcy, oraz dwie nowe o podobnej budowie.
Zatrzymała się centralnie przed trójcą. Wpatrzeni byli obecnie w duży ekran, na którym wyświetlały się różne schematy.
- Przybyłam, mistrzu - schyliła się nieco na znak szacunku. Cała trójka odwróciła się w jej stronę. Odrazu wyłapała badawczy wzrok jednego z nowo przybyłych.
- Lucy, chciałbym Ci przedstawić naszych gości. Oto szanowny doktor i naukowiec, jak ja, Igneel Dragneel. Jego towarzyszem jest Natsu.
A więc tak się nazywa, pomyślała, gdy uścisnęła mężczyźnie i mechowi rękę. Ten drugi dalej trzymał jej i nie zapowiadało się, że prędko by ją puścił.
- Kod N97S2 Drax.
- Kod L48C1 Heart.
- Dałeś jej nazwę serce? - zapytał szeptem czerwonowłosy do szatyna, który także przyglądał się im.
- Jak sam słyszysz.
- Zbyt badzo upodabnia się do twojego nazwiska, Jude. Co jeśli siły specjalnie to odkryją? Jeśli ją znajdą i to laboratorium?
- Nie znajdą. Ani Lucy, ani mojego lab. Mogę Ci ufać prawda, stary przyjacielu?
- Mam u ciebie dług, ty sknero. Więc moja odpowiedź brzmi, tak. Nikomu nie powiem, co, gdzie i jak.
- Dziękuję. Także, może udamy się do innego pomieszczenia, aby nasi podopieczni się poznali?
- Czemu nie. Poza tym i tak zamierzałem zagrać z tobą w pokera. Znowu cię ogram! - zaśmiał się perliście, Dragneel.
- Nie tym razem, druhu! Nie tym razem!
Zawieszając sobie na karkach ramiona, odeszli.
~*~
Sceny ponownie, zaczęły szybko się przewijać. Pokazywały, jak relacja Natsu i Lucy, badziej zagłębiała się, począwszy od zwykłej znajomości, następnie prawdziwych, najlepszych przyjaciół, zaś do ostatniego etapu jakim był...
- Wiesz może czym objawia się miłość, Luce? - zapytał Natsu. Głowę miał opartą na kolanach femme, a jego mechaniczna dłoń plotła palcem, jeden z kosmyków blond włosej.
- Kiedyś słyszałam o tym uczuciu. Jednakże nie za wiele.
- Powiedz ile wiesz.
- A co się mówi? - uniosła kąciki ust oraz jedną metalowy łuk brwiowy. Na tą czynność, Drax jedynie przewrócił optykami.
- Proszę, powiedz mi co wiesz o miłości.
- Hm... No dobrze. A więc jak mi wiadomo, objawia się ona miłym uczuciem, który towarzyszy nam przy wyjątkowej dla nas osobie. Z tą, którą jesteśmy bardzo trawle związani. Prawie jak rodzina. Przejawia się ona nawet jakby łaskotaniem w brzuchu, a także ciepłem w sercu. A co?
Drax na te słowa, podniósł się na ramionach, zbliżając się nieznacznie do Heart. W jego optykach wyczytała wiele sprzecznych ze sobą odczuć.
- Ponieważ właśnie, te przykłady, objawiają się, kiedy jestem tylko z tobą.
Lucy zamrugała kilkukrotnie. Czy on czuł to samo, co ona do niego? Przecież to niedorzeczne. Każdy detal ich różni, więc jak to możliwe, że Natsu upodabnia się do niej, względem emocji?
- Więc na co czekasz? - szepnęła.
A później wszystko pokryła ciemność.
~*~
Świat wrócił do teraźniejszości. Wróciły barwy, a Lucy ocknęła się jakby z transu.
Zamglonym wzrokiem wpatrywała się przed siebie, wyprostowana na struna. Coś mokrego spływało po jej policzku, dlatego przejechała opuszkami palców pod optykami. Zdziwiła się nie mało, widząc wodę.
Płakała.
Chłód ogarnął ciało femme. Spięła się w bezsilności. Złapała się za ramiona.
- Przez ten cały czas... Wiedziałeś o tym, prawda? - nie musiała patrzeć na Drax'a - Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie byłoby to słuszne posunięcie, wyjaśniając ci prawdę.
- Dlaczego ukryłeś to, że jesteśmy bratnimi iskrami?
- Kiedy cię odnalazłem, miałaś już ułożone życie. Nie zamierzałem tego psuć, więc czekałem.
- Na co? - zapytała bezsilnie.
Wtedy też Natsu wyciągnął dłonie w jej stronę. Złapał ją za lica, kciukiem ścierając łzę.
Czuła niemoc.
Zagubienie.
Złość i smutek.
Ale i nadzieję.
Uczucie zapełnienia pustki, jaka dawała o sobie znać na każdym kroku.
- Aż w końcu będę ci mógł powiedzieć jedno.
Nachylił się, składając tym samym pocałunek na jej wargach.
Kocham Cię, Luce.
~*~
Koniec
~*~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro