Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Spójrz na mnie

10 266 słów!
Bije własne rekordy XD
______________________________________

Czuła jakby cały świat zawalił jej się na głowie. Nie dość, że ostatnimi czasy mało sypiała, to jeszcze dodatkowo awans jaki niedawno dostała od swojego jakże kochanego szefa, spowodował, że prawie nie miała ani chwili dla siebie przez tą cholerną papierkową robotę. Możne powinna wziąć urlop? Z tydzień albo lepiej dwa? Nie brała chorobowego, gdyż nigdy jej nic nie dolegało, ani nie zdarzył się jej jakikolwiek wypadek. Jedynie kiedy mogła prawdziwie odpocząć, to tylko w święta, jakie miała już dawno za sobą.

Lato. Pora roku, który powoduje zawroty głowy u człowieka i instynkt samo-zachowawczy, pragnący w każdy sposób ochłodzić ciało. To w jak najszybszym czasie dobrnąć do najbliższego cienia na dworze, czy napić się orzeźwiającego napoju.

W obecnej chwili tego drugiego najbardziej chciała Lucy Heartfilia. Zdmuchując przeszkadzający jej od kilkunastu ​minut kosmyk włosów, ponownie spojrzała na leżący przed nią arkusz kartek, starannie posegregowanych w segregatorze. Zajęło to dziewczynie okrągłe dwie godziny. Opadając na skórzany fotel na kółkach, odetchnęła z ulgą i poprawiła okulary, które zsunęły się jej na nos.

- Mam dość tego dnia. - jęknęła, patrząc na szklane drzwi oddzielające jej średnich rozmiarów biuro, od głównego pomieszczenia studia, będącego na dziewiątym piętrze wieżowca.

Praca w dziennikarstwie od zawsze była Lucy marzeniem. Odkąd pamięta robiła wszystko by podążać tą drogą, aż w końcu w wieku dwudziestu trzech lat, została zatrudniona do jednej z największych firm dziennikarskich w całym Fiore. Choć nie oszukujmy się, początki zawsze były trudne i w tym aspekcie, lecz po niespełna roku, niejaki Jason, a jej szef awansował ją na wyższe stanowisko, jakim była asysta przy jego każdym wywiadzie i uzupełnienianiu formularzy i innych ważnych pierduł.

- Jezu, dziewczyno masz tutaj istną saunę.

Odwróciła się w stronę głosu. Pierwszym co zobaczyła to charakterystyczne niebieskie włosy i mała kobieca postura. Levy McGarden. Najlepsza przyjaciółka blondynki. Poznały się na studiach o profilu humanistycznym. Od pierwszego dnia, wystarczyło tylko kilka zdań na temat swoich zainteresowań, kiedy miały zajęcia integracyjne, by wręcz odrazu znaleźć wspólny język.

Brązowooka oparła się o framugę drzwi, jednocześnie wachlująć się zieloną teczką i uśmiechając się promiennie do siedzącej na przeciwko niej Heartfilii.

- Klima się zepsuła i nie wiadomo kiedy ktoś to naprawi. - westchnęła przecierając spocone czoło.

- Mamy teraz godzinną przerwę, idziemy do kawiarni?

- Mam jeszcze skoro roboty, Levy. Chce się jeszcze wyrobić przed południem. - kciukiem wskazała na pliki papierów porozrzucanych po całym szerokim biurku. Na samą myśl ile zajmie jej uzupełnienie tego, zrzędła jej mina.

- O co to nie! - tupnęła nogą i nadymiła policzki - Odkąd Jason cię mianował na swojego zastępcę i współtowarzysza w wywiadach, ograniczyłaś się do minimum. W ogóle ostatnio spałaś? Masz wory tak wielkie jak ja kiedy byłam w ciąży z Emmą.

Emma była rocznym dzieckiem McGarden i Gajeel'a Redfox'a. Wysoki mężczyzna, mający piercing praktycznie na całym swoim ciele. Mimo, że samą posturą jak i charakterem przypominał gangstera, to należał do najlepszej jednostki policjantów, z czego sam dzięki ciężkiej pracy, zdobył wiele przywilejów. Wliczając to także opiekuńczego ojca, którego córeczka była oczkiem w głowie.

- Levyy-chan~ - zrobiła szczenięce oczy, w których kącikach pojawiały się małe łezki. Specjalnie przeciągnęła końcówkę jej imienia mając nadzieję, że to coś wskura.

- Nie przyjmuje odmowy. Nie tym razem! Jak i tym samym, że dzisiaj idziesz do szefunia i bierzesz od niego trzy tygodnie wolnego! Tobie kurna wakacje powinny się przydać od tego wszystkiego. Jeszcze trochę i tutaj zamieszkasz, Lu-chan.

Spojrzała na blondwłosą z zaciętą miną. Lucy wiedziała, że jest na przegranej pozycji, dlatego ze skruszonym wyrazem twarzy, wyłączyła laptopa, jak i w miarę szybko ogarnęła miejsce pracy.
Wstając z fotela, zaocznie zabrała ze sobą także niewielką czarną torebkę i przerzuciła pasek na ramię, po czym skierowała swe kroki w kierunku zadowolonej z siebie niebieskowłosej.

- Nienawidzę kiedy masz rację i znęcasz się nade mną emocjonalnie. - burknęła wymijając dziewczynę.

W momencie opuszczenia gabinetu, uderzył ją powiew chłodnego wiatru, na co w duchu podziękowała jednak za propozycję przyjaciółki. Jak i przeklnęła swojego znajomego, za to jak przez przypadek podczas wygłupiania się w jej biurze, przez przypadek zalał colą, wiatrak - jedyne urządzenie, któremu Heartfilia mogła w miarę przez gorąc wytrzymać u siebie. Od tamtej pory musiała się zadowolić na w pół otwartym oknie, który nie dawał żadnych rezultatów lub zostawianiem otwartych na oścież drzwi.

Zamykając je na trzy spusty, schowała klucze do torebki i razem z Levy poszły w stronę windy uprzednio mówiąc Jason'owi o swojej nieobecności na terenie studia.

~*~

- Rety tego mi było trzeba.

Mówiąc to, Lucy wzięła do ręki kubek z mrożoną kawą, po czym następnie upiła z niego łyk. Chłodna kofeina łagodząco zadziałała na jej kubki smakowe, dlatego zamknęła na chwilę oczy i oparła się o drewniane oparcie.

- A nie mówiłam.

- Tak, tak Leviś, miałaś rację. Ostatnio stanowczo zbyt dużo zaczęłam pracować.

- Pytałaś się już o urlop, kiedy byłyśmy u niego w biurze. - zapytała jednocześnie upijając łyk mrożonej zielonej herbaty.

W odpowiedzi dziewczyna kiwnęła głową.

- Byłaś przecież tuż obok mnie, więc jakim cudem nie słyszałaś tego?

- Byłam zajęta nad rozmyślaniem, gdzie spędzimy wolne.

- Też bierzesz wolne? - zdziwiła się.

- Yup. - odparła, kładąc na blat puste naczynie.

Już po chwili brudny kubek został zabrany przez jedną z tutejszych kelnerek. Lucy korzystając z okazji szybko skończyła swoje i również podała je kobiecie.

- Niedawno wróciłaś z macierzyńskiego, Jason nie będzie miał nic przeciwko?

- Nie sądzę. Miałam jeszcze z trzy miesiące do końca macierzyńskiego, ale widząc jak się męczysz beze mnie postanowiłam wrócić wcześniej.

Zaśmiały się, a w tym czasie do ich stolika w końcu dotarł deser w postaci ciasta.

- To jaki masz plan? I od razu mówię, że na żadną imprezę nie idę!

- Eh, szkoda. - mruknęła cicho, McGarden skreślając ołówkiem coś w swoim notatniku.

- Levy!

- No co? Zabawić się już nie można, na stare lata?

- Przecież jesteś młodsza ode mnie.

- Cóż. Bywa i mówi się trudno. Ach, a wypatrzyłam już taki jeden bar, znasz pewnie ten cały Sabertooth? Ponoć kierownik tego lokalu to niezłe ciacho, tak samo jak i jego brat. I jest starszy od ciebie tylko o trzy lata.

- Wiesz że nie bawię się w związki, poza tym jak możesz? Przecież masz męża!

- Narzeczonego. - poprawiła ją. - Ale nie o mnie tu mowa, wiesz doskonale, że wiecznie młoda nie będziesz, dlatego szukam ci potencjalnych adoratorów.

Zaśmiała się na zarumienioną Heartfilie. Jednak szybko powróciła do wcześniejszego zajęcia.

I tym sposobem minęło trzy czwarte ich przerwy, co oznaczało powrót.

~*~

- Spa?

Takie były pierwsze słowa brązowookiej, gdy z samego rana zadzwoniła do niej McGarden. Wolne rozpoczynała dopiero w poniedziałek, a dzisiaj była sobota, dlatego zdziwiła się tą nagłą pobudką.

- Nio, pakuj manataki za dwie godziny będę u ciebie i jedziemy.

Otworzyła szeroko oczy na słowa przyjaciółki, po czym padła twarzą na miękką poduszkę, mówiąc niezrozumiale nieokreślone słowa, z czego w prawej dłoni dalej trzymała telefon, więc dziewczyna po drugiej stronie wszystko słyszała i na dziecinne zachowanie Lucy, zareagowała śmiechem, przez co obudziła swoją córeczkę.

- I mówisz mi to właśnie teraz?

- Wczoraj składałam rezerwację, a ostateczny termin by być tam trzy tygodnie , kończył się dzisiaj, więc nie miałam innego wyjścia. Albo to, albo czekałybyśmy dopiero miesiąc na kolejną szansę.

- Rozumiem. - przetarła powieki palcami lewej dłoni. - A co z Emmą, wynajmujesz opiekunkę?

- Nie, jedzie z nami, tak samo jak i Gajeel.

- Czyli wyjazd grupowy. - powiedziała do siebie. - Nie sądzę, że pomieścimy się wszyscy wraz z walizkami w twoim samochodzie.

- No co ty, jedziemy jeepem Gajeel'a. A dobrze wiesz, że dać go za moją kierownicę kończy się to tragicznie.

Mimowolnie blondynka przypomniała sobie moment, kiedy Redfox wsiadł za kółkiem w aucie Levy, gdyż wtedy jego znajdowało się w warsztacie. To kiedy zachowywał się nie dość jak pirat drogowy, to w dodatku ze względu na swój wzrost oraz masę, wepchnął się z siedzeniem kierowcy na sam tył, jednocześnie uniemożliwiając Lucy jakikolwiek ruch. Wtedy nie mogła siedzieć za Levy, przez siedzenie w którym spała mała Emma w swoim foteliku.

Wzdrygnęła się i potrząsnęła szybko głową.

- A co z Plue? Nie mogę go samego zostawić, a na ostatnią chwilę nie mogę się ktoś spytać, w dodatku rano. - przewróciła się na plecy i mając telefon na trybie głośnomówiącym, położyła go na szafkę nocną, stojącą tuż obok dużego łóżka, na leżała dziewczyna.

Swoje spojrzenie skierowane miała na mało ciekawy sufit.

- Oto też się nie martw. Załatwiłam ci opiekunkę dla twojego pieska.

- Rozumiem. Dzięki, Lev.

- Podziękujesz mi kiedy w końcu się zapakujesz i będziesz stać gotowa tuż przed swoim blokiem.

- Jasne.

~*~

I tak jak postanowiono, blondynka stawiła się punktualnie tuż przed brukowymi schodkami, prowadzącymi do jej bloku. Niby z wyglądu budynek nie prezentował się najlepiej, lecz jak to się mówi - ''nie ocenia się książki po okładce''. I tak samo było i w tym aspekcie.

Przeglądając portale społecznościowe, usłyszała przed sobą charakterystyczny dźwięk klaksonu od samochodu Gajeel' a, dlatego nie czekając na zaproszenie, gdy tylko samochód zatrzymał się, podeszła do bagażnika, po czym wsadziła w niego swój bagaż. Wsiadła do tyłu i pierwszym co ujrzała, to duże brązowe oczy i szeroki uśmiech na dziecięcej twarzyczce.

- Hejka, Lev. Cześć Gajeel - przywitała się i spojrzała na miejsce obok - Jak się miewa, moja mała księżniczka? - powiedziała wesoło, na co dziewczynka siedząca w swoim foteliku, szczęśliwa poruszyła się niespokojne wydając z siebie nie zrozumiałe do końca słowa.


- Idzie jej coraz lepiej z wypowiadaniem słów. - z siedzenia pasażera odezwała się niebieskowłosa.

Redfox dając wsteczny wyjechał spod bloku blondynki. W tym czasie, jego narzeczona nie zwarzając na prawo, odwróciła się tyłem w stronę przyjaciółki, równie ucieszona jak ona.

- Napewno Romeo da sobie radę z Plue?

- No pewnie! Przecież wiesz, że lubił się często nim zajmować i chodzić z nim po mieście, gdy ty byłaś w pracy. A jak sam nie da rady, to zawsze może mu pomóc Wendy.

- Hmm, no w sumie... Masz rację.

- Widzisz? Ja mam zawsze rację, Lu-chan.

- Nie zawsze, Levy. - zaśmiała się.

- Uraziłaś moją dumę. - nadymiła policzki i odwróciła wzrok.

- Powiesz, gdzie jedziemy? W sumie spa, to spa ale gdzie jest ono konkretnie?

- O, no tak, zapomniałam ci wysłać link na mess, czekaj. - wróciła na wcześniejsze miejsce, po czym sięgnęła do torebki, która leżała przed fotelem pasażera.

Wyciągnęła z niej potrzebny jej przedmiot, który chwilę później dała Lucy. Ulotka jak ulotka. Niby nic nadzwyczajnego miała tam zawartego, ale bardziej Heartfilii zaciekawił jeden punkt.

- Aż tak bardzo cenią swoich masażystów?

- Yup, ponoć mają w swoim kadrze jednego z najlepszych masażystów, no nie Gajeel? Podobno znasz go w dodatku z podstawówki? - zwróciła się dziewczyna do czarnowłosego.

- Prawda. Lecz nie wiem co z nim później się działo. Pod koniec roku trzeciej klasy, musiał wyjechać z rodziną, a później kontakt się urwał. A szkoda, był dobrym kumplem.

- Może znowu uda ci się z nim zobaczyć.

- Czy ja wiem? Nie wiem jak bardzo się zmienił i czy w ogóle go poznam.

Wzruszył ramionami na słowa znajomej i włączył GPS, podając dane ich trasy.

Magnolia. Koło cztery godziny jazdy bez przerwy, a wliczając tankowanie i postoje, to w sumie sześć godzin. Spora odległość od Crocus, lecz nikt nie marudził na ten szczegół. W końcu mogli się oderwać na trochę od miasta, które praktycznie nigdy nie śpi.

Po tym nikt się z grupy nie odezwał. Brązowooka uważnie czytała w tym czasie dalsze informacje z ulotki.

"Fairy Tail", ciekawa nazwa, przeszło jej przez myśl.

W ciągu kilku minut zafascynowała się widokami jakie tam były. Szczęściem było też to, że ów spa miało swój motel. Zdjęcia pokoi przyciągały wzrok, nie zaprzeczała, jak i ich oferty, typu: sauna, yoga, zajęcia grupowe i tym podobne. Mieli jeszcze basen i mini restauracje, z czego jeszcze bardziej się cieszyła.

Była także ciekawa czy kogoś tam pozna. Ponoć tamtejsi pracownicy są mili i uprzejmi, lecz w jej zdaniem inaczej się określa "uprzejmości" prawdziwe od tych sztucznych.

I mimo, że miała wolne, to martwił ją fakt co zasta w swoim biurze, po powrocie. Znowu będzie musiała wrócić do monotonicznego życia i tej papierkowej roboty...

Lecz w obecnej sytuacji postanowiła wyprzeć te nieprzyjemne myśli.

Czas na upragniony relaks.

~*~

Pov Lucy:

- No bez jaj... To na pewno tutaj? - spojrzałam niepewnie na McGarden.

Sądziłam, że będzie to będzie coś w rodzaju nowoczesnego budynku, który praktycznie posiadał w sobie wszystko, co można było stwierdzić w XXI wieku. Poza tym Levy, wręcz kochała nowinki technologiczne. Lecz zobaczyłam coś zupełnie innego. Diametralnie innego.

Budynek przede mną wyglądał jak pałac! Ceglane ściany w ciemno-szarym odcieniu. Mini murek, oddzielał posesję od aswaltowej drogi, a tuż przed nami znajdowała się brama, nad którą wisiał wyrytymi złotymi zdobieniami napis, nazwy spa: Fairy Tail.

Za nim dostrzegłam także zarys dużego ogrodu... Czy to na pewno jest spa?...

- Lev, skąd znalazłaś ulotkę tego spa?

- Od Juvii. Wiesz, tej dziewczyny z niebieskimi włosami i atutami takimi jak ty. Chodziła na profil fizjoterapeutyczny.

- Juvia... Kuzynka Gajeel'a?

- Yup.

- Haloo, ja stoję tuż obok!

- Wiemy skarbie, lecz w twoją stronę nie poszły żadne pytania.

Poklepała swojego narzeczonego po ramieniu, uśmiechając się szeroko przy tym.

- To co? Idziemy, czy będziemy dalej tak stać jak słupy soli i czekać na nie wiadomo o co?

Nic więcej nie mówiąc, przekroczyliśmy próg budynku.

Na samym wejściu pierwszym co ujrzeliśmy to średnich rozmiarów fontannę, która stała na samym środku głównego holu. Biało-błękitne kafle podłogi i miętowe ściany wspaniale się ze sobą komponowały, i dawały przy tym orzeźwiający nastrój.

Wszędzie były porostawiane kwiaty o dużych rozmiarach, będące na specjalnych dla nich metalowych stołkach o białym kolorze.
Spojrzałam wyżej i o mało co nie zachłystnęłam się powietrzem. To nie był zwykły sufit... Cała górna konstrukcja była ze szła, dzięki czemu mogliśmy dostrzec całe niebo. Piękny widok.

Wszystko było piękne. I definitywnie nie było porównania co do zdjęć z ulotki, czy też zewnętrznej warstwy budowy spa.

-Gajeel-kun!

Ze schodów prowadzących na pierwsze piętro szybkim krokiem schodziła kobieta, o której wcześniej rozmawiałam z Levy.

- Juvia.

Mężczyzna postawił walizki, tak samo jak i przenośny fotelik, w którym słodko spała czarnowłosa. Rozłożył ramiona, które chwilę później objęły Loxer.

- Juvia się cieszy, widząc was wszystkich. - mówiąc to zwróciła również wzrok na śpiącą Emmę.

Radosna i przyjemna energia emanowała z jej całej, więc nie dziwiłam się że miała kiedyś duże powodzenie wśród mężczyzn. Jednak jej serce podbił kiedyś niejaki Gray, który chodził razem z nią na studia.

- My także się cieszymy widząc cię. Od dawna nie mieliśmy okazji się ze sobą spotkać przez pracę. - powiedziała McGarden mocno przytulając do siebie dziewczynę, którą potem i ja wyściskałam.

- Co racja to racja, jednakże teraz mamy okazję pobyć w swoim towarzystwie, całe trzy tygodnie! Ale wpierw musimy uzgodnić wszelkie formalności, a następnie zaprowadze was do waszych pokoi.

'Normalnie jakbym poczuła się w hotelu.'

Przeszliśmy przez cały hol, docierając do recepcji, która leżała za fontanną. Po wpłaceniu odpowiedniej kwoty, niebieskooka zaprowadziła nas do odpowiednich pokoi, uprzednio dając nam do nich karty.

Jęknęłam smutno, ponieważ mój tymczasowy apartament leżał na trzecim piętrze, zaś pozostali mieli na parterze.
No nic, mówi się trudno.

Przed wejściem, Loxer oznajmiła, że po mnie jak i po moich towarzyszy przyjdą tak zwani "opiekunowie", którzy będą nam towarzyszyć podczas naszego pobytu tutaj, jak i na terenie całego spa. Będą oni z nami przez cały czas, i każdy z nich będzie miał ułożony dla naszej całej czwórki ułożony harmonogram... Co do cholery...

No świetnie. Nie dość, że będą nas osobno niańczyć to jeszcze będą nam ustalać to w dawnym czasie będziemy robić. Nie ma mowy, nie po to tu przyjechałam by robić to co mi karzą, a wypocząć od stresującej mnie ostatnimi czasy pracy. Poza tym zapłaciłam niemałą kwotę, by ktoś mną rządził.

Wzdychając, użyłam karty magnetycznej, po czym ciągnąc za sobą walizkę, weszłam do pomieszczenia.

No dobra. Muszę przyznać, że nieźle urządzili ten pokój. Zrobione z szarego drewna panele ładnie stapiały się z blado-różowymi ścianami, tak samo jak i białego koloru meble.

Postawiłam bagaż przed sporą szafą i czym pędem, skoczyłam na duże łóżko z czerwoną pościelą. Położyłam się na plecach, po czym rozciągnęłam ospałe jeszcze po podróży mięśnie.
Tego było mi trzeba. Chwili spokoju. Odwracając głowę na lewą stronę, wyjrzałam przez okno. Słońce lgnęło ku zachodowi, co mogłam sądzić po różowym niebie. Czułam się, jakbym znowu leżała w swoim łóżku, w swoim pokoju, będącym częścią ogromnej rezydencji Heartfilii. Jednakże, wszystko się rozsypało przez wypadek samochodowy, jaki mieli moi rodzice. Zginęli na miejscu. Poświęcili się dla mnie, ponieważ to oni załonili mnie swoim ciałem, dzięki czemu jako jedyna uszłam bez szwanku. Bynajmniej fizycznie. Dla trzynastoletniego dziecka, było to traumatyczne przeżycie i długo musiałam do siebie dochodzić po tym wydarzeniu.

A blizny nadal szpeciły i będą szpecić moje ręce. Nikt tego widział, nikt o tym nie wiedział i niech tak zostanie.

Zamknęłam oczy, chcąc zasnąć.

Kiedy byłam już w upragnionych okolicach, między snem, a jawą, nagle ktoś zapukał do mych drzwi.

Kurwa, no chyba nie...

Z pulsującą żyłką mozolnym krokiem podeszłam do drzwi, lecz odrazu ich nie otworzyłam. Oparłam się o ścianę będącą obok nich i skrzyżowałam ze sobą ręce na klatce piersiowej.

- Kogo wiatry noszą o takiej godzinie? - powiedziałam na tyle głośno, że osoba będąca po drugiej stronie powinna to usłyszeć.

- Kogoś kto, ma być twoim aniołem stróżem, przez całe dwadzieścia jeden dni.

Usłyszałem za drewnianą powłoką męski głos. Oho, no ładnie, jeszcze uzna mnie za osobę mającą jakieś powikłania psychiczne, ale szczerze powiedziawszy w obecnej sytuacji miałam na to wywalone. Ten ktoś przerwał mi spanie. Jak trzeba to potrafię się zbuntować jak typowa nastolatka.

O ludzie, za dużo czasu spędziłam z Levy.

Przecierając powieki, otworzyłam drzwi i nie patrząc gdzie idę, przypadkiem padłam na coś twardego przed sobą.

Jęknęłam, kiedy czyjeś dłonie złapały mnie za ramiona, po czym lekko odsunęły mnie od przeszkody.

- Przepraszam, że padłam na pana. To było nie chcącyyyyy... - przeciągnęłam ostatnią literę, gdy spojrzałam na twarz mężczyzny.

*Męskie rysy twarzy.

*Kuszące proporcje.

Jednym słowem. Seksowny.

Prawdopodobnie musiałam wyglądać teraz niebywale głupio, kiedy nieświadomie badałam go wzrokiem od góry do dołu, ale pieprzyć to.

Zaśmiałam się niezręcznie drapiąc się jednocześnie w tył głowy.

- Nic się nie stało, panienko/...?

- Lucy.

-... Luigi?

- Ha? Co!? Lucy! Nie Luigi!

- Spoko, zrozumiałem. Wybacz. - parsknął śmiechem, jednak szybko się opamiętał i powolnym ruchem przeczesał dłonią swoje włosy do tyłu, które następnie wróciły do swojego poprzedniego stanu, czyli układając się w artystyczny nieład. Zdziwiła mnie jednak ich barwa, ponieważ łososiowy chyba nie pasuje do płci męskiej, lecz u niego prezentuje się on zaskakująco bardzo dobrze. Na nosie miał okulary z mocno przyciemnioną szybką, zaś cały jego strój składał się z czarnego kimona, gdzie końcówki rękawów miały czerwony kolor, a na nogach nosił zwykłe sandały.

Na głowie miał również przepasaną białą wstążkę, która miała na sobie wygrawerowany na czarno inicjał.

Salamander.

Cóż. Każdy ma swój gust.

- Jak ci na imię? - Zapytałam, czując tym samym jak na moje lica wkradł się niewielki rumieniec.

- Natsu Dragneel.

- Jak lato! Pasuje ci. Tak samo jak twoje włosy. Przypominają mi one barwę podchodzącą do kwitnącej wiśni.

- Wow... Heh, miło mi usłyszeć taki komplement. Mam nadzieję, że ten czas upłynie nam w miłej atmosferze. - podrapał się niezręcznie w kark, a następnie trochę się cofając zwrócił głowę w stronę teczki, na której było przypiętych kilka kartek. Zapewne to na nich była ta rozpiska. Położył też na pierwszej kartce swoją wolną rękę. Przejechał powoli poziomo opuszkami palców wzdłuż pierwszej strony. Jego miminka twarzy wyrażała skupienie.

- To co sobie panienka wpierw życzy? Masaż, sauna, basen, kąpiel błotna, a może... gorące źródła?

Na ostatnie słowa, zauważyłam jak ułożył usta w niecnym uśmiechu, a jego brwi poruszyły się w falistym geście. Skojarzając ze sobą fakty, spłonęłam rumieńcem, i pisnęłam cicho do swoich myśli, na co ten się zaśmiał.

- W-wybieram masaż. I możesz mi mówić po prostu po imieniu.

- Rozumiem. - włożył teczkę pod pachę i zwrócił się w moim kierunku. - A zatem, ty możesz również mi mówić po imieniu.

Poszerzył swój uśmiech ukazując szereg białych zębów.

I tym sposobem poszliśmy w wyznaczone miejsce.

Droga jednak nie trwała zbyt długo. Jak się okazało, cały ośrodek był podzielony na cztery budynki ułożone w kwadrat, zaś w samym centrum, rósł niewielki zagajnik.

Jedna była największa od pozostałych, ponieważ to właśnie w niej znajdował się motel oraz recepcja do przyjmowania gości.
Druga, stanowiła w sobie basen, saunę oraz gorące źródła.
W trzeciej odbywały się zajęcia grupowe między innymi joga lub ćwiczenia relaksacyjne i przedział fizjoterapeutyczny, w tym masaże.
Czwarty budynek był po prostu restauracją.

Tego właśnie dowiedziałam się, kiedy razem z Natsu wyszłam na zewnątrz, by skrócić sobie drogę do trzeciego sektoru. Idąc przez kamienną dróżkę, podziwiałam piękno całego otoczenia. Między budynkami dojrzałam pnący się górzysty krajobraz, lecz drzewa wiśni i czereśni, rosnące obok dróg również przyciągały uwagę.

Docierając na miejsce weszliśmy do środka, uprzednio ściągając obuwie, by nie zabrudzić paneli. Wnętrze przypomniało wystrój upodabniający się do kultury japońskiej. Ściany i podłoga były wykonane z drewna. Drzwi zaś były zasuwane i częściowo pokryte przez rozmazane szkło, na którym zrobione były specjalnie różne wzory.

Gdy doszliśmy do końca budynku, zauważyłam dwa pomieszczenia będące naprzeciwko siebie. Chłopak dotknął ręką ścianę przed sobą, po czym westchnął cicho.

- Po prawej stronie, jest szatnia dla kobiet. Na jednej z półek są ułożone białe szlafroki. Załóż go, a następnie wychodząc idź prosto, a później skręć w prawo i wejdź do pierwszego otwartego pomieszczenia. Będę tam czekał. - mówił to, dalej stojąc plecami w moim kierunku.

Zirytowało mnie to, ale wolałam to przemilczeć. Nie chciałam sobie psuć humoru, przez taką drobnostkę.
Chłopak odwrócił się, po czym nie patrząc na mnie. A zaś w tym czasie weszłam do szatni.

~*~

Powolnym krokiem, zwiedzałam pozostałe atrakcje.

Sama.

Jego odpowiedzią na moje pytanie, w sprawie zwiedzenia ośrodka, była negatywna, ponieważ niby jaśnie flaming o dosyć seksownej sylwetce, musiał coś załatwić...

Ani trochę mu nie wierzyłam, dlatego przy najbliższej okazji zapytam go co było tego powodem.
Poprawiłam swoje kimono o miętowym kolorze, po czym rozejrzałam się. Obecnie stałam praktycznie w samym środku drogi prowadzącej w cztery strony. Z racji dosyć późnej godziny, udałam się do głównego budynku. Całe szczęście, że zaraz po rozdzieleniu się z różowo-włosym od razu udałam się do mini restauracji by coś zjeść.
Zaraz przed pójściem do swojego apartamentu chciałam spotkać się jeszcze przez chwilę z Levy i pozostałymi. Jednak jak na złość nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Dlatego z lekka zawiedziona udałam się do siebie.

Skręcając w lewą stronę, starłam się z ramieniem innej osoby. Zaskoczona spojrzałam na nią. Okazała się być to Juvia i towarzysząca jej inna dziewczyna. Wysoka o dojrzałej postawie. Ubrana w fioletową yukate, a jej długie szkarłatne włosy związane w kucyk, który opadał na jej plecy.

- O, Lucy fajnie cię ponownie zobaczyć! - rzekła pełna ekscytacji Loxer, po czym spojrzała na towarzyszkę obok - To jest Erza, pracuje tutaj jako trenerka od aerobiku i fitnessu.

- Witaj, Erza miło mi ciebie poznać. - wyciągnęłam przed siebie dłoń i uśmiechnęłam się szeroko. Dziewczyna była z deczka zaskoczona moją postawą, lecz odwzajemniła gest.

- Przyjaciele Juvii, są również moimi. - głos miła czysty i łagodny. Spokojny ale i też po części stanowczy. W skrócie. Zazdroszczę jej.

- Przepraszam, że zmieniam temat, ale nie widzieliście może Levy i Gajeel'a?

- Minęłaś ich. Około dziesięć minut temu wrócili do swojego pokoju, by uśpić córkę.

- Rozumiem.

Nastała cisza, której narazie nikt nie chciał przerywać. Wiele pytań krążyło jeszcze w mojej głowie, ale nie widziałam co powiedzieć. Ocknęłam się dopiero w momencie, gdy dziewczyny życzy mi przyjemnej nocy i wypoczynku i wraz z tym miały już iść, lecz w porę udało mi się wyduścić choć jedno pytanie.

- Czemu w tym ośrodku, jesteśmy praktycznie tylko my?

- To jest spa sezonowe. Otwieramy go tylko w wakacje lub tego rodzaju dni wolne.

- A że Gajeel i Levy są dla Juvii rodziną, to poprosiłam dyrektora tej placówki, by zgodził się chociaż tylko was przyjąć, na ten krótki okres czasu. Levy wyjaśniła przyczynę, dlatego nie miał on nic przeciwko. - dokończyła wypowiedź Erzy, Juvia.

- Mhm. - kiwnęła głową, na znak zrozumienia.

- Jeśli to wszystko...

- Mogę zadać ostatnie pytanie? Natsu Dragneel, tak? Czemu tak się dziwnie zachowuje? I kim on właściwie jest?

Zszokowane dziewczyny spojrzały po sobie, a następnie zwróciły się ku Heartfilii, wciąż nie ukrywając swojej reakcji.

- W jakim sensie, dziwnie się zachowuje?

- Nie mówi zbyt dużo. Chodzi jakby był pijany, i praktycznie musiałam iść z nim pod ramię do trzeciego sektoru.... Nie utrzymuje kontaktu wzrokowego, i w ogóle nie zdejmuje swoich okularów... Co mu jest?

- Lucy... - wyszeptała niebieskooka.

Natsu jest niewidomy.

~*~

- Cholera, jak mogłabym być taka głupia!

Powiedziałam, kiedy ubrana w piżamę składającą się z krótkich szortów i w za dużą koszulę, upadłam twarzą na miękką poduszkę. Byłam taka ostra dla niego... Przypuszczałam, że coś mu dolegało, ale że jest ślepy? Nie spodziewałam się tego. Będę musiała go przeprosić. Za to jaka byłam na początku i pod koniec naszego spotkania. Byłam także mu wdzięczna, za to że mimo moich wywodów on i tak wykonał dla mnie masaż, który zapamiętam na długo.

To jak sprawnie, a aczkolwiek delikatnie wymasowywał mi plecy, było czymś czego od dawna potrzebowałam. Dzięki temu, czuję się w końcu rozluźniona i sprawiło, że mogłabym zrobić wszystko.

Czułam się jak nowo narodzona, jakkolwiek brzmiało by to głupio. Ale taka była prawda.

Odwracając się na plecy, weszłam pod kołdrę i zgasiłam nocną lampkę. Ułożyłam się w wygodniej dla mnie pozycji, po czym zamknęłam oczy i wzdychając głęboko, zamknęłam powieki oddając się w objęcia Morfeusza.

Mój sen, nie potrwał za długo. Gdzieś za drzwiami, usłyszałam charakterystyczny dźwięk skrzypnięcia desek paneli, przez napierający na nie ciężar, a chwilę później, dźwięk sprawdzających przedmiotów jak i upadek osobnika.

Światło korytarza nie paliło się.

Złodziej? Może terrorysta, sadysta i morderca w jednym?

Jeśli tak, to przeklinam siebie za to, że nie zamknęłam tych cholernych drzwi, przez moje zmęczenie... I jak na złość główny moritoring, znajdował się na parterze... Niech to szlag.
Najciszej jak umiałam podeszłam do drewnianej powłoki, uprzednio biorąc w ręce patelnie, wziętą magicznie znikąd.

Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam je do siebie, jak najdelikatniej.

Jednakże nie spodziewałam się, że napastnik się o nie opierał, przez co jego ciało automatycznie wylądowało na moim, a ja padłam plecami jak długa z powrotem do pokoju.

Przez panującą ciemność nic nie widziałam. Tym bardziej, twarzy mężczyzny, sądząc po szybkiej analizie jego ciężaru i fizycznej budowie ciała, które leżało na moim.

Chciałam krzyknąć chcąc zawołać w ten sposób​ o pomoc, lecz osobnik, zakrył mi usta swoją ręką.

- Spokojnie. - odezwał się.

- Kto ty?/... - z niedowierzaniem klasnęłam dwa razy, a lampa oświetliła całe pomieszczenie. - Natsu!? - zdusiłam sobie krzyk, przypominając sobie, że jest sam środek nocy i wszyscy śpią. - Co ty tu robisz? I...

Dopiero teraz dosrzegałam w jakiej pozycji się obecnie znajdowaliśmy. Była dosyć dwuznaczna...

Ja leżałam pod nim na podłodze, zaś on opierał się obiema dłońmi, które były po obu stronach mojej głowy. Nasze klatki piersiowe praktycznie się ze sobą stykały przez co spłonęłam rumieńcem.

Jednak szybko przeniosłam wzrost na jego twarz. Nie miał na nosie okularów... Dzięki czemu mogłam nareszcie zobaczyć jego oblicze. Te oczy... Były zielone... idealnie podchodzące pod kolor kwitnącej trawy, lecz były one rozmazane... Patrzyły na mnie, jednak ich właściciel, nie widział mnie...

Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. Miły i przyjemny, sprawiający dziwne uczucie motyli łaskoczące mnie w podbrzusza i przyprawiające o delikatne dreszcze w kręgosłupie. Jak zahipnotyzowana, nie odrywałam od niego wzroku. Nic nie mówiłam. Zresztą chłopak też. Poczułam nagłą potrzebę przybliżenia się do niego, dlatego mimowolnie podniosłam głowę... Ledwie co musnęłam górną wargą jego, jednakże nagle Natsu, gwałtownie podniósł się do siadu.

Oddychał głośno, a ja korzystając z okazji, wyślizgnęłam się spod niego.

- Natsu?

Spytałam cicho, widząc jak zaczął się lekko trząść. Zobaczyłam co było tego powodem.

Chciałam chwycić jego prawą rękę lecz, on odepchnął moją i syknął łapiąc się odruchowo za swoją. Krew powoli płynęła z jego ramienia.

- Luce, to ty? - zaczął się oglądać na wszystkie strony, byleby uchwycić mój głos. Miał wystraszoną miminkę twarzy.

- Tak to ja, Natsu.

Kucnęłam tuż przed nim, kładąc dłoń na jego ramieniu. Kurczowo zacisnął na niej swoją zdrową.

- C-co ci się stało? I czemu bałęsasz się po korytarzach w środku nocy? - zwinęłam usta w wąską linię, starając się nie pisnąć z bólu. Pewnie po tym uścisku zostanie mi siniak.

- Wiesz, że nic nic widzę... - wyszeptał. - Dzień czy noc? Co za różnica. Dla mnie to to samo, czyli czarne niezmieniające się odkąd pamiętam tło. Chcesz znać powód tego zajścia? Szłem do swojego pokoju i tyle. Ale jak widać, ktoś postawił na przejściu jakąś przeszkodę. Reszty możesz się domyśleć.

- A rana?

- Padłem na dzbanek z różami i przez to kolce wbiły mi się w ramię.

- Rozumiem... Eh, możesz już mnie puścić. Nadgarstek mnie ​boli.

Uniósł brwi i speszony, wykonał moją prośbę. Wstając rozmasowałam lekko bolącą kończynę. Ponownie zwróciłam się do chłopaka, nie zaprzestając czynności.

- Chodź, opatrzę ci to.

Chwyciłam jego dłoń i pomogłam mu wstać. Zaprowadziłam nas do łazienki, po czym usadowiłam Natsu na krawędzi obszernej wanny. Wyciągnęłam z szafki wiszącej nad umywalką pudełko z zestawem pierwszej pomocy.
Stanęłam tuż obok niego, trzymając wodę utlenioną, waciki oraz bandaże.

- Zdejmij do połowy szlafrok.

Parsknął śmiechem pod nosem.

- Nie rozumiem co cię tak śmieszy.

Ma dziwne zmiany nastroju.

- Może sama byś mnie rozebrała, co?

- ... - nie odpowiedziałam. Po prostu czekałam.

- Eh, już dobra, dobra, rozumiem... sztywniaczko.

Sztywniaczko? Może tego nie widział, ale moja jedna powieka zaczęła niebezpiecznie drgać.

Nie ze mną te numery. Kiedy chciałam już odpowiedzieć na jego tandetny tekst, on w tym czasie rozwiązał luźno swój sznur i ściągnął do połowy swój ubiór.

Miałam przed sobą wyźebione barki za którym, dostrzegłam zarysowane obojczyki. Tors miał dalej zasłonięty materiałem, ale na stówkę mogłam się założyć, że posiadał kaloryfer, sądząc po jego sylwetce.

O kur... Kobieto opanuj się. Sama jeszcze niedawno w kawiarni mówiłaś, że nie chcesz się bawić w związki...
Sama sobie zaprzeczasz...

Zagryzłam dolną wargę i zaczęłam oczyszczać mu ranę. Syknął kiedy przyłożyłam wacik na bliższe rejony rany. I w sumie tak za każdym razem, ale koniec końców, po założeniu mu opatrunku i wyrzuceniu praktycznie wszystkich zużytych rzeczy, ponownie znaleźliśmy się przed drzwiami do wyjścia od mojego pokoju.

Widziałam jak otwiera usta by coś powiedzieć, ale nie mógł się przemóc.
Ach, ta duma...

Sama wcale nie jesteś lepsza.

Uśmiechnęłam się do swoich myśli. W sumie to było prawdą. Odkąd zostałam sama na tym świecie, musiałam odłożyć wszelkie uczucia na bok związane z cieplejszymi emocjami. W samej pracy w wydawnictwie jako jedna z najlepszych, nie raz spotykałam się z krytyką na swojej drodze, lecz nawet to nie przyćmiło realizowania moich celów.

Dalsze kontynuowanie moich myśli zostało przerwane przez głos różowłosego, dlatego szybko porząsnęłam energicznie głową i spojrzałam na niego z zaciekawieniem.

- Tooo... Dzięki za opatrzenie mnie - podziękowania jak mniemam nie należały w jego naturze, sądząc ile się musiał zastanawiać i z jaką trudnością to powiedział.

Nerwowo drapał się po zdrowej stronie szyi. Miałam przez chwilę wrażenie, że jest... zawstydzony? Zakłopotany? Ale guzik mogę wiedzieć, przez ten jego poker face, utrzymywany praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę!

- Spoko, nie ma sprawy.

- I sory za ten najazd, nikt mnie nie poinformował, że na trzecim piętrze też ktoś obecnie mieszka.

- Spokojnie, nic się nie stało. -zaśmiałam się z lekka zakłopotana. Nie mogę poradzić, że mimowolnie przypominał mi się w głowie obraz wcześniejszej sceny.

-Mhm, to ja już w takim razie pójdę do siebie. Dobranoc i jeszcze raz dziękuje.

Może tego nie widział, ale uśmiechnęłam się na jego słowa. Co prawda ciężko było mi go rozgryść, lecz co się dziwić. Znam go dopiero jeden dzień.

Wtem elektroniczny zegarek, który leżał na szafce nocnej, zabłysnął łagodnym dla oka światłem dając tym znać, że wybiła nowa godzina.

Ale miało mnie to w tej chwili nie obchodziło. Stojąc cały czas w tym samym miejscu, widziałam jak chłopak stara się po omacku dotrzeć do siebie lecz przez bolącą kończyne marnie mu to szło.

Dlatego dłużej nie czekając podeszłam do niego i wzięłam go pod ramię. Widocznie był zaskoczony, lecz nic nie mówił. Wyszliśmy na korytarz, a ja z lekka zmieszana uświadomiłam sobie, że nie wiem, w którą stronę mam iść.

- Pod jakim numerem mieszkasz?

- ... Siedemset siedemdziesiąt siedem.

- ... A więc miło cię poznać sąsiedzie z nad przeciwka.

~*~

Kolejne dni, upływały szybko. Dzisiaj była sobota, więc równo z tym dniem, minął pełny tydzień pobytu tutaj, mojego i rodziny Redfox'ów.

Ze wszystkimi z ośrodka udało mi się znaleźć wspólny język, więc praktycznie codziennie ze sobą rozmawialiśmy i śmialiśmy z byle czego. Relacja z Natsu również się poprawiła. Nie bardzo, ale kiedy z nim rozmawiałam i przebywałam w jego otoczeniu, bo nie zapominajmy, że jest on moim "opiekunem" i przez to spędzamy ze sobą większą część dnia, dzięki rozpisce zajęć.

Obecnie stałam w damskiej szatni i u ubierałam się w biały szlafrok, z jedno częściowego granatowego stroju kąpielowego. Od dawna nie pływałam, więc była to miła odmiana. Biorąc resztę swoich rzeczy wyszłam na zewnątrz. Nie zdziwił mnie widok, Dragneel'a opartego plecami o ścianę i skrzyżowanymi rękoma na klatce. Zawsze czekał. Zorientowałam się o tym, kiedy zakańczałam każdą czynność.

- Idziemy? - zapytałam, gdy znalazłam się tuż przed nim.

Kiwnął głową w odpowiedzi, po czym ruszyliśmi w stronę trzeciego budynku.

Tak jak za każdym razem, rozebrana od pasa w górę, położyłam się na brzuchu na specjalnym fotelu do masażu i wsłuchiwałam się w spokojną muzykę lecącą z radia.

W tym czasie chłopak, zaczął masować moje plecy, uprzednio nakładając sobie na ręce specjalny olejek. Pierwszego dnia, moje ciało reagowało negatywnie i przez to praktycznie, co rusz dziwne uczucie, ściskające mnie od środka, wbijałam paznokcie w miękki materiał fotela.

I zdanie różowłosego, który powiedział, że jestem tak spięta, że jeszcze trochę i musiałby używać, specjalnej maszyny, którą rozdrabnia się asfalt. By w jakiś sposób rozluźnić moje mięśnie.

Teraz było inaczej. W samo w sobie to co robił, sprawiało, że czułam miłe dreszcze i ledwo powstrzymywałam się by nie jęknąć.

- Słysze, że jest Ci lepiej niż było ostatnio. - powiedział tuż przy moim uchu.

- Oo, dużo lepiej. - mruknęłam pod nosem, na co ten się zaśmiał.

Nawet nie wiem kiedy, minęła godzina i przez to z lekka niezadowolona, wstałam z wcześniej zajmowanego miejsca. Kiedy chłopak sprzątał swoje stanowisko, ja w tym czasie szybko się przebrałam w swobodną białą sukienkę i pomogłam mu w tej czynności.

- Natsu? O, tu jesteś!

Do pokoju weszła białowłosa dziewczyna, z którą jeszcze nie miałam okazji się poznać. Jej pastelowo-fioletowa yukata idealnie komponowała z jej karnacją i błękitnymi tęczówkami. Była piękna i szczerze, przez sekundę pojawiła się u mnie nuta zazdrości.

- Mira? - odezwał się zaskoczony nowym głosem, Natsu - Stało się coś?

- Lis cię szuka od kilkunastu minut.

Milczał przez chwilę, ale widziałam jak jego pozytywny nastrój wyparował.

- Jestem trochę zajęty. - warknął, na co się zdziwiłam jego zachowaniem, lecz nie odezwałam się.

- Wiesz, że cały czas nie możesz jej unikać. Jesteście dorośli, więc powinniście to w końcu załatwić. -odparła gniewnie.

- A może tak wolę robić? Zresztą to jej wina, że tak teraz jest. I jak mi wiadomo ona nie ma prawa zbliżać się do mnie.

Może to dziwne, ale przez chwilę miałam wrażenie, jakby zapowiadało się na burze, chociaż na zewnątrz było ciepłe i bezchmurne popołudnie. Atmosfera zaś w ułamku sekundy zagęściła się.

Dziewczyna jakby czując, że w tym momencie na nią spojrzałam, przeniosła swój wzrok na moją osobę i nagle jakby cała jej złość zniknęła bez śladu, kiedy tylko kilka razy odkaszlnęła zakrywając sobie usta jedną ręką.

- Czy mogę porozmawiać z Natsu w cztery oczy, Lucy?

Nawet mnie nie ciekawiłam się skąd zna moje imię. To było oczywiste. Świadoma sytuacji chciałam się zgodzić, lecz nim dane mi bo odpowiedzieć, uprzedził mnie różowłosy, który niespodziewanie i gwałtownie się podniósł przez co flakoniki z różnymi olejkami, które stały na niewielkim stoliku tuż obok fotela, rozbiły się o podłogę przykrytą szarą matą. Śliska i pachnąca substancja wchłonęła się w tworzywo, a jej bardziej tłuste resztki zostały na powierzchni.

- Ona tu zostaje. - odparł twardo zaciskając dłonie w pięści.

-Nat/...

-Ufam jej.

Jego wyraz twarzy mieszał się od determinacji, po irytacje i złość.

Niebieskooka na takie słowa rozszerzyła oczy, a usta delikatnie się otworzyły z doznanego szoku. Jednakże szybko się opamiętała przypominając sobie swój powód przyjścia, oraz że cały czas stałam z boku.

- Natsu ona wciąż chce cię przeprosić.

- Naprawdę? - powiedział sztucznym, zdziwionym tonem - Coś długo jej zajęły te przeprosiny, hmm ile? Dwa, może trzy lata?

- Naprawdę jest jej przykro...

- Mira nie stawiaj się za nią! Nie mów za nią, bo nie na tym to polega! Poza tym co ty możesz wiedzieć? Znasz tylko jej interpretacje tego co się stało. Odemnie nigdy nie chciałaś się dowiedzieć więcej, i myślisz że wiesz wszystko. A wcale tak nie jest. Jest już za późno. Tyle mam do powiedzenia dla niej i dla ciebie. Jeśli sądziłaś że coś wskurasz to zawiode cię, ale nie możesz nic już zrobić. Koniec rozmowy.

Wyszedł.

Po prostu wyszedł.

Nie zatrzymując się ani na moment. Pozostawiając naszą dwójkę w osłupieniu i bez żadnych wyjaśnień.

~*~

- C1 na B2.

- E7 na F6.

- D2 na F4, D6 i B8. Potrójne bicie i damka.

- ... H6 na G5. - mruknęłam stawiając pionek na dane pole.

Dobra. Może i miałam pewne wątpliwości co do zagrania w warcaby z różowłosym, ponieważ jak wiadomo, jego najważniejsza część bodźca, była jaka była.

Zgodziłam się, by w pewnym stopniu ochłonął po nieprzyjemnej rozmowie, która odbyła się raptem trzy godziny temu. Dlatego też obecnie, znajdowaliśmy się w jego apartamencie, siedząc na dużym czarnym dywanie, na którym rozstawiona była plansza i ułożonej na niej pionki.

Przy pierwszych ruchach miałam przewagę, ale tak szybko jak tylko zyskałam na prowadzeniu, tym bardziej zrzędła mi mina, gdy Natsu jednym ruchem, wyeliminował aż trzy moje pionki!

- Czyżby pewność siebie znikła?

- Skądże.

Owszem spadła. I to o kilka poziomów niżej i prawie równała się z zerem.

- Jeśli chcesz to możemy zagrać w szachy.

- Nie, nie, dobrze jest.

- No chyba, że masz niską wiedzę na temat poruszania się w szachach.

- ...

- ...

- ...

- ... Rozumiem... Ekhm, F2 na E3.

- G7 na H6...

I tak pierwszą partyjke zakończyliśmy na remisie ponieważ i mnie i jemu ze wszystkich pionków, na planszy ostały się tylko po dwie damki, więc nie było sensu tego dalej ciągnąć, gdyż żadne z nas nie dawało za wygraną.

Kurna on ma jakiś hologram lub coś podobnego w głowie, że zapamiętuje każdy ruch i każdy pionek jaki znajdował się na danym obszarze!?

To niemożliwe lub jestem po prostu nie doinformowana, że istnieje coś takiego.

Druga partia zaczęła się na podobnej zasadzie jak poprzednio. Moja przewaga znikła w mgnieniu oka. Teraz wszystkie moje białe pionki były w potrzasku. Jednen zły ruch, a będą po, dwa, może trzy bicia, dla niego.

Nosz cholera!

- Proponuję zakład, dla urozmaicenia tej jakże zaciętej rywalizacji.

Drżenie jego głosu świadczyło, że bawiło go to. Mnie zaś niestety nie. Wyprostowałam się, siedząc w siadzie skrzyżnym, po czym wzięłam do rąk, gorący kubek z czarną herbatą.

- Co masz na myśli? - upiłam łyk napoju.

- Jeśli któreś z nas przegra, to jedno będzie wykonywało polecenia tego drugiego niezależnie od godziny... Do końca waszego pobytu tutaj.

Na takie słowa aż zachłystnęłam się napojem i przez to zaczęłam kaszleć.

Co?

On chyba nie mówi tego na serio.

- Nie mówisz poważnie?

- Owszem, mówię.

- Nie.

-No weź! Co ci szkodzi? Sama musisz przyznać, że też powoli zaczyna ci się nudzić, ale nie chcesz zawieść Levy.

-...

Miał rację. Ale nie chciałam mu tego przyznać ustnie.
Jak on to robi?
Że mimo tego , iż jest niewidomy to dostrzegał więcej niż nie jeden zwykły człowiek.

- Przegrany wykonuje każde polecenie?

- Tak.

- A więc zgoda.

Uśmiechnął się w chytry uśmiech i wyciągnął przed siebie prawą dłoń, którą następnie uścisnęłam.

Może być ciekawie.

~*~

- Ach, czyli dorobiłem sobie prywatnego sługę na całe dwa tygodnie.

Westchnął kiedy jego czarna damka, zbiła mi dwa ostanie pionki za jednym zamachem.

To koniec...

Dla mnie...

I dla mojego honoru i dumy...

Spuściłam głowę i zacisnęłam zęby.

- Dobra... To czego chcesz? -bardziej warknęłam niż normalnie powiedziałam.

Przegrałam. A umowa, to umowa, której niestety nie mogę złamać, ponieważ sama go przyjęłam dobrowolnie, zaraz jeszcze przed dogrywką. Teraz stanę się służą jegomości flamingowi.

Chciałam tylko by ochłonął i się zrelaksował po tym co się stało kilka godzin temu, ale obecnie widać jak jest.

- Wolnego, po co się spieszyć? Mamy przecież na to jeszcze dwa tygodnie, dlatego zaczynamy dopiero od jutra. Moja służko.

Ostanie słowa wypowiedział z wyszczerzem, z jakim miałam u niego styczność pierwszy raz. Nie podoba mi się u niego ten uśmieszek. Jest zbyt dwuznaczny.

- Dobra.

- Ale najpierw chciałbym, abyś ogarnęła ten syf i żebyś gotowa o siódmej i czekała na mnie, przed wyjściem.

~*~

I tak minęły pierwsze pięć dni od tego zakładu.

Praktycznie codziennie musiałam przebywać tuż obok Natsu, gdyż ten stwierdził, że będzie mu tak lżej, niż szukanie mnie po całym ośrodku.

W sumie byłam ciekawa, czemu nie chodził, z specjalną laską dla niewidomych, skoro często wpadał na nowo postawione rzeczy w danym miejscu. Byłoby mu prościej. Kiedy raz się pytałam się go o to, to zbył moje słowa i zmienił temat.

Coraz częściej miałam dziwne uczucie zaczynające się w okolicach serca, a następnie emanujące po całym ciele. Coś na wzór przyjemnych łaskotek. Taki objaw najczęściej pojawiał się kiedy tylko myślałam o różowłosym bądź byłam blisko niego. On zaś na każdym kroku, ukazywał mi w jednym swoim rodzaju uśmiechu, powodujący nasilenie tego uczucia.

Dlaczego tak jest?

W dodatku dziewczyny chyba zaczęły fantazjować, ponieważ przy każdej możliwej okazji leciały pytania o naszej dwójce. Nawet wymyśliły nazwę shipu, z naszych imion!

Mam powoli tego dość...

Chciałam tylko choć na chwilę odpocząć od pracy. Zrelaksować się. Nie po to wzięłam poraz pierwszy tyle dni wolnego by być w takiej sytuacji.

Niestety nic nie mogę zrobić. Nie chce zawieść Levy i złamać swojego słowa.

Muszę wytrwać w tym do końca.

Obecnie siedziałam w mini restauracji i popijałam sake. Tak. Moje jedyne odprężenie zawsze znajdywałam w alkoholu, lecz nie mogłam tak codziennie balować przez natłok pracy w wydawnictwie.

Ostatnim razem piłam w sylwestra i na tym koniec. Do teraz.

Nie zaprzecze, miałam słabą głowę do tego, ale mówi się trudno. Najwyżej zasnę na siedząco, przytulona do pustej butelki, którą w tej chwili opróżniłam do końca.

Będę mieć kaca. Na pewno.

Z czerwonymi policzkami i przymrużonymi powiekami, patrzyłam na wszystko co dzieje się wokół. Nie było nikogo poza mną i baristą po pięćdziesiątce. Świat wirował w kolorowych barwach!

Czknęłam, mocniej wtulając się w przedmiot mający tuż obok siebie, po czym usiadłam wygodniej na wysokim skórzanym krześle.

Kiedy prawie odpłynęłam w krainę Morfeusza, ktoś niespodziewanie mnie podniósł.

Krzyknęłam myśląc, że to jakiś zboczeniec czy morderca, ale szybko się uspokoiłam na widok różowych włosów.

- N-nashuu? - ewidentnie byłam pijana.

Nie odpowiadał.

Po prostu szedł przed siebie, ze mną na rękach w stylu panny młodej. Przyjemnie ciepło biło z jego ciała, przez co zakręciło mi trochę w głowie, a obraz powoli się zamazywał.

Przy nim nie wiadomo mi dlaczego, czułam się bezpiecznie, a pijana pokusa dawała się we znaki, lecz garstką siłą woli się powstrzymałam. Chciałam by zawsze już był tak blisko. Chciałam czuć to uczcie codziennie. Będąc w świadomości, że ktoś nade mną czuwa.

Ale prawda była inna.

Ja nie należałam do jego świata. To wszystko co się między nami dzieje to tylko zabawa na zabicie czasu...

Miliony myśli spowodowały ból głowy, serca i mocne zmęczenie.

I tak zasnęłam.

~*~

- Cholera... - jęknęłam słysząc szum w uszach, a nawet najcichszy dźwięk był dla mnie katorgą.


Mocniej wcisnęłam głowę w poduszkę i w zwinęłam się w kłębek. Przez ból nie mogłam sobie dokładnej streścić wczorajszych wieczornych wydarzeń. Jedynie co byłam w stanie sobie przypomnieć w tej chwili to końcowy moment, kiedy Dragneel wziął na ręce i zapewne zaniósł mnie do mojego pokoju.

Wzięłam głęboki oddech przez nos, a po chwili zmarszczyłam brwi. To męskie perfumy. Wyszczerzyłam oczy i błyskawicznie usiadłam. Nie powiem. Źle zrobiłam. Bardzo źle.

Poczułam jakby ktoś uderzył mnie łopatą z tyłu głowy, a moje oczy jakby przez co najmniej kilka godzin patrzyły się na słońce bez mrugania. Cicho krzyknęłam zakrywając powieki, a następnie potrząsnęłam głową i westchnęłam.

- Mogę wiedzieć ci ty robisz?

Drgnęłam słysząc obok siebie głos. Powoli odwróciłam się w stronę dźwięku i szczerze powiedziawszy to w obecnym momencie miałam ogromną chęć zakopania się pod ziemię ze wstydu.

- N-nic. - wtedy mnie też olśniło i ponownie spłonęłam rumieńcem - Natsu?! Co ty tu robisz?!

- Eee mieszkam? - podrapał się po karku, unosząc przy tym jedną brew.

Leżał tuż obok mnie. Miał na sobie pastelowo zieloną koszule i  bordowe spodnie, a jego włosy były w jeszcze większym nieładnie niż zawsze.

- Co ja tu robię?

- Byłaś pijana więc ja jako wspaniały bohater, ratuje przyjaciół w potrzebie. A że miałaś zamknięte drzwi to musiałem cię tutaj zanieść.

- Która jest godzina? - spytałam, jednocześnie przecierając powieki.

- Gdzieś po drugiej będzie. - ułożył się wygodniej na swoim miejscu.

- A-ale czemu ty...

- Na to pytanie moja droga już sama sobie odpowiedz. - uniósł kącik warg, formując je w chytry uśmiech, po czym podniósł się na takiej wysokości by być wystarczająco blisko mojego ucha - Powiem tyle, że za każdym razem coraz odważniejsza się robisz. - mówiąc to ugryzł małżowine na co automatycznie jęknęłam - I przez to coraz bardziej mnie nakręcasz, Luce...

Znowu to uczucie. Przyjemne mrowienie w podbrzuszu, a jednoczsne powodujące nagłą ekstaze.

Nie wiem co mną ciągnęło, ale na pewno nie była to moja racjonalna strona.

Z przymrużonymi powiekami, odwróciłam głowę o dziewięćdziesiąt stopni, centralnie będąc swoją twarzą z jego. Ciepły miętowy oddech owiał mnie, przez co zagryzłam dolną wargę widząc równocześnie jego przystojną twarz z tak bliska.

On tego jednak nie widział. Nie widział jak na niego patrzyłam. Jak sprzeczne ze sobą emocje burzyły się wewnątrz mnie. Paląc i niszcząc mą duszę. Tak przynajmniej mi się wydawało, ponieważ za każdym razem kiedy tylko go widziałam czy też o nim myślałam, część mnie chciała by chłopak był tuż obok. Zawsze.

Na zawsze.

Nie daje rady.

Poddaje się.

Będzie co będzie. Znienawidzi mnie kiedy to zrobię, jednakże pragnienie by to uczynić było większe niż mój opór wobec tego.

Ja... Chyba go kocham.

Zbliżałam się, kiedy chłopak w tym czasie coś do mnie mówił, nie przestając się uśmiechać.

- Natsu...

Musnęłam jego usta swoimi, nie odkrywając od niego wzroku.

Szok jaki malował się w jego zamglonych oczach był taki jaki przewidywałam. Zdecydowanie się tego po mnie nie spodziewał. Po kimś, kto praktycznie ciągle uciekał przed swoimi uczuciami.

Ale nie żałuję tego.

Odsunęłam się, oczekując niecierpliwie jego odpowiedzi. Jednak on nie pozwolił mi się oddalić. Z chwilą, gdy rozłączyłam nasze usta, Natsu ponownie je połączył.

Z żarliwością i namiętnością pieścił moje wargi, przez co praktycznie co rusz cicho mruczałam. Zamknęłam oczy. Tego się po nim nie spodziewałam. Lecz nie przeszkadzało mi to. A nawet się cieczyłam z takiego obrotu sprawy.

Pod siłą jaką różowłosy mnie pociągnął, spowodował, że usiadłam okrakiem na jego kolanach, nie przestają go całować.

Chciałam go.

Teraz.

Jedną dłonią złapałam za tył jego głowy, ściskając w pięść garść jego włosów, zaś drugą położyłam na jego karku. Warknął pomiędzy pocałunkami, i bardziej mnie przyciągnął do siebie, praktycznie łącząc nasze ciała w szczelnym uścisku, niczym imadło.

W czasie tego czynu starłam się z nim dolnymi partiami ciała, czując jednocześnie jego podniecenie, na co mimoczynnie zareagowałam rumieńcem, a serce przyspieszyło swe tempo bicia, przez co słyszałam jak krew zaczynała szumić mi w uszach.
Westchnęłam, przymykając drżące powieki, gdy zaczął obcałowywać moją szyję, tworząc przy tym mokrą ścieżkę, ciągnącą się do dekoltu.

Zniżyłam dłonie do rąbka jego koszuli, po czym sprawnym ruchem, ściągnęłam ją przy małej pomocy chłopaka, który musiał przez to na chwilę oderwać się ode mnie.

Miałam teraz przed sobą wyćwiczoną klatkę piersiową. Na taki widok poczułam przyjemne ukłucie w podbrzuszu. Nie wiem ile czasu błądziłam w swoich myślach, ale ocknęłam się, kiedy dłonie Natsu znalazły się pod moją koszulą. Jedna z nich sunęła się wyżej, docierając do zapinki od stanika w celu ściągnięcia jej.

Atmosfera w pokoju podwyższyła się. Oboje byliśmy pewni, że pragniemy tego samego. I tego, że ta noc będzie nasza. Chwilą, jaką zapamiętamy na długo...

~*~

[Narracja trzecio osobowa]

Leżeli wtuleni w siebie, po dynamicznej nocy, jaka miała miejsce jeszcze kilka godzin temu. Nie spali już od jakiegoś czasu. Byli zbyt zajęci sobą, nie zważając na godzinę, która wskazywała powoli trzynastą.

Opuszkami palców delikatnie przejeżdżała nimi po jego mostku, będąc jednocześnie przytulona do jego lewego boku. Leżeli na plecach. Dziewczyna z policzkiem opartym o jego obojczyk, co kilka chwil wzdychała cicho z nadal odczuwanej przyjemności.

Gdyby ktoś jej powiedział, jeszcze z dwa tygodnie temu, że swój pierwszy raz spędzi z niewidomym i urokliwym mężczyzną, to nie uwierzyłaby tej osobie. Ale nie żałuje tej decyzji. Po tym akcie była pewna, że między nimi coś jest. Że poczuła coś do niego. Dzięki temu dowiedziała się, że i ona nie jest mu obojętna.

Sunąc ręką po jego torsie, delikatnie przejeżdżała opuszkami palców po jego widocznych mięśniach.

- Jak sądzisz, co teraz będzie? - zapytała cicho, nie przestając wykonywać danej czynności.

Chłopak westchnął, mocniej nadając uścisk na jej ramieniu.

- A co ma być innego? - odpowiedział jednocześnie przenosząc wolną rękę do jej lica.

Gladził delikatnie palcami, każdy skrawek jej twarzy, chcąc wyobrazić sobie w umyśle twarz blond włosej. Mimowolnie uniósł kąciki ust kiedy poczuł jak i ona się uśmiechnęła.

- Wiesz o co mi chodzi. To teraz będzie? Z tym wszystkim? Z nami...

Dragneel zmienił ich pozycje, siebie umiejscowiając na górze, po czym styknął swoim czołem z dziewczyną.

- Nie zostawię cię.

Zagryzła dolną wargę, bijąc się ze swoni myślami. Nie chciała niszczyć tej chwili, lecz nie miała innego wyjścia.

- Wiem to. Ale doskonale wiesz, że nie będę mogła tu zostać. Za niedługo wracam do Crocusu, do pracy - na samą myśl poczuła jak cała pozytywna energia z niej ulatuje.

- Więc zostań.

- Co? - rozszerzyła oczy, wyraźnie zaskoczona tą propozycją - A-ale ja nie mogę... Nie chcę być dla ciebie ciężarem...

- I nie będziesz. Mój brat wraz z bratową, załatwią to, kiedy się o tobie dowiedzą. Nie będą mieli nic przeciwko i będziesz mógła tu zamieszkać - mówił cicho, ponownie kładąc się obok. Co rusz gładził ją delikatnie ręką po jej ramieniu, na co reagowała przyjemnym dreszczem.

Wtuliła się w jego bok, zastanawiając się nad czymś. Zmarszczyła brwi na wypowiedź Dragneel'a. Wtedy też po przeanalizowaniu słów, uświadomiła sobie jedną rzecz, na co spojrzała zszokowana na chłopaka.

- Czyli twój brat ...

- Jest właścicielem Fairy Tail. A raczej Mavis. Jego żona.

Powiedział jakby to było nic. Dla Heartfilii był to jeden z wstydliwych momentów. Właśnie spędziła noc i zauroczyła się mężczyźnie, który jest bratem właściciela spa, w którym miała się tylko zrelaksować po ciężkiej pracy. Taa... T y l k o.

- Nie jestem przekonana co do tego... Praca w wydawnictwie od zawsze była moim życiem i jeśli miałabym z niej zrezygnować i nic nie robić to...

- Pracujesz w Sorcerer Magazine, tak? Jako asystentka dziennikarza Jasona - zapytał, podpierając ręką tył swojej głowy.

- Tak, zgadza się - ponownie przeszło ją zdziwienie, skąd on o tym wiedział, choć mogła się domyślić, że była to sprawka McGarden - ... Ale co to ma...

- Zatem praca w biurze jest Ci obeznana, prawda? Tak się składa, że jedna z naszych dwóch sekretarek odchodzi na urlop macierzyński, a później przenosi się do sprzyjaźnionego nam hotelu, Blue Pegasus. Gdybyś zajęła jej miejsce, to nie musiałabyś nas opuszczać... Mnie nie opuszczać.

- Nas?

- Tak. Odkąd tu jesteś, zaprzyjaźniłaś się praktycznie ze wszystkimi. Stałaś się członkiem naszej rodziny - mówił cicho, lecz dla Heartfilii, brzmiały one na tyle głośno, że zdołały przebić się przez szum w swojej głowie, spowodowanym szybkim biciem serca.

Obraz się przed nią zaczął zmazywać. Gula w gardle, nie pozwalała jej wydobyć żadnego zdania. Poczuła jak słona ciecz spływała po jej policzkach, spadając na pościel i po części na ciepłą skórę Natsu. Zaniepokojany, nagłą zmianą nastroju Lucy, wstał razem z nią do siadu, po czym wolnym ruchem dłoni, ścierał z jej lic co chwilę pojawiające się łzy.

- Dlaczego płaczesz? - zapytał z troską w głosie - Powiedziałem coś nie tak?

Położył wolną rękę na jej nagie ramię, drugą ciągle mając na jej policzku.

- N-nie, w żadnym wypadku... - wyszeptała z chrypką. Przymknęła powieki i westchnęła - Po prostu poraz pierwszy poczułam się ważna... Że jestem kimś, na kim można polegać... Że nie pozostałam ci obojętna... Że ktoś nazwał mnie rodziną... Jestem szczęśliwa.

- Lucy...

- Kocham cię, Natsu - otworzyła oczy. Jej ciepły załatwiony wzrok spotkał się z zszokowanym wyrazem twarzy Dragneel'a.

Milczała, oczekując jakiejkolwiek reakcji z jego strony.

Czas się niemiłosiernie wydłużał, a różowowłosy nie okazał do tej pory żadnej reakcji. Jakby przypominał teraz jakiś posąg. Jedynie co się u niego rozrórzniało to błądzące szare tęczówki. Czuła coraz to mocniejszy ucisk w klatce piersiowej. Czyżby się myliła, co do jego uczuć?

- Natsu/...

Nie dokończyła. Silne ramiona oplotły ją w stalowym uścisku, powodując, że zachwiała się i padła na chłopaka, który tylko to wykorzystał i przyciągnął ją bliżej siebie.

Objął Lucy za tył głowy, wplatając palce w jej złociste włosy i szczupłą talię.

Rozszerzyła oczy, na jego gwałtowny ruch. Jednak szybko się otrząsnęła i oddała uścisk, kryjąc twarz w zagięciu jego szyi, jak i również oplatając go rękoma.

Czuła ciepły oddech na swoim ramieniu. Słyszała jak głośno oddychał. I słowa, które od tego momentu, na zawsze utkwiły w jej pamięci.

Ja ciebie też kocham, Luce...

~*~

Cztery miesiące później

Przez ten czas wiele się zmieniło u tej dwójki. Dotąd niespotykane im uczucie, jakim była miłość, z dnia na dzień coraz bardziej tworzyła mocniejszą więź pomiędzy nimi. To było niesamowite uczucie.

Wieść o ich związku rozeszła się w błyskawicznym tempie między ich przyjaciółmi, czy bliskich im osób. Heartfilia została i tak jak było wcześniej postanowione, zajęła miejsce jako sekretarka i asystentka zastępcy właściciela.

Wszystko układało się w jak najlepszym porządku. Sądzili, że żadna przeszkoda czy problem nie będzie stanowiła dla nich zmartwienia. Ale czy na pewno?

Obecnie blond włosa, właśnie sortowała ostanie papiery do przynależnego im segregatora. Kiedy to zrobi, w końcu będzie mogła mieć chwilę dla siebie. Westchnęła ciężko i otarła pot z czoła. Było już dosyć późno sądząc, po godzinie jaki był na zegarze, który wisiał na ścianie tuż przed nią, w jej biurze.

Wyszła z pomieszczenia, po czym niespiesznym krokiem zaczęła iść w kierunku apartamentu, który od niedawna zaczęła dzielić z Dragneel'em. Wchodząc po schodach, co chwilę żegnała się i życzyła dobrej nocy, przyjaciółką, lub wypoczynkowcą. Kiedy znalazła się tuż przed odpowiednimi drzwiami, usłyszała zza nich głos różowłosego. Widocznie rozmawiał z kimś przez telefon, sądząc po krótkich i milczących pauzach.

Przez grubą powłokę drewna nie była nic w stanie usłyszeć, lecz jak i kultura wymagała odsunęła się i zaczekała, aż chłopak skończy rozmawiać. Po kilku chwilach stania w ciszy, postanowiła wejść do środka.

Nie myliła, widząc sylwetkę ukochanego, który obecnie był w części kuchennej.

– Hej, kotku – podeszła do niego od tyłu i pocałowała go w policzek.

Na ten czyn wzdrygnął się, jakby wyrwany ze swych myśli.

– Hej Luce – odpowiedział odwracając się w jej stronę. Wyciągał przed siebie dłoń, szukając jej dotykiem. Złapała za jego rękę i przyłożyła ją sobie do lica, dając znać, że tutaj jest.

Jego kąciki ust drgnęły w słabym uśmiechu. Schylił się i musnął jej usta, a następnie styknął swoje czoło z jej.

– Kolacja ci wystygła wiesz? – szepnął prostując się.

– Nie wątpię, ale miałam sporo na głowie. Dzisiaj przybyło do nas piętnastu klientów, z czego kilka z nich rozmawiało ze mną telefonicznie. W między czasie wystąpił problem, z rejestracją oraz pewna rodzina ubzdurała sobie, że chcieliby rabat w salonach do masażu, ponieważ zapłacili większą kwotę. Zapomnieli jednak o tym, że ta część była na pokrycie szkód jakie narobiły ich dzieci.

– Zapchanie basenu ręcznikiem, zniszczenie okna, przez piłkę, czy rozwalenie telewizora? – spytał rozbawiony.

– Rozwalenie plazmówki, przez wylanie na dekoder soku – westchnęła i oparła zewnętrzną część dłoni na czoło.

– Czyli to rodzina Tournou.

– Skąd to wiesz? – uniosła brew, kiedy wkładała swoją kolacje do mikrofalówki. Ustawiła odpowiednią ilość czasu na przygotowanie, a następnie zatrzymała się przed wysepką, przy której stały wysokie krzesła.

– Co roku do nas przyjeżdżają. Wiesz, typowa rodzina, w której rodzice pracują w firmie, a dzieciakami "opiekują się" – zrobił cudzysłów palcami – wynajęte do tego nańki.

– Rozumiem. A tobie jak minął dzień? – oparła się łokciem o lade, a podbródek dłonią, bacznie patrząc na Natsu, będącego centralnie przed nią.

– Nic nowego. Praca jak praca, co kilka godzin przerwa dla stawów w rękach i koniec pod wieczór.

W między czasie, podszedł do obszernej srebrnej lodówki, z której wyjął wino.

– Świętujemy jakąś okazję? –  zeszła z krzesła i omijając wysepkę podeszła do jednej z górnych  półek, z których wyjęła dwa duże kieliszki z długą szyjką.

– Nie koniecznie.

Na te słowa wywróciła zabawnie oczami.

– Dzisiaj leci ten serial?

– ... Nie wiem o czym mówisz.

– Skarbie, jeśli sądzisz, że nie przyłapałam cię kiedyś jak oglądałeś kilka odcinków, tego serialu, pijąc przy tym wino to możesz dalej grać, że nie wiesz o czym mówię.

Zaśmiała się kiedy naburmuszył policzki, w momencie, gdy wyciągnął korek. Szybko stanął przy zlewie będącym obok, kiedy biała piana wydobyła się z butelki.

Dziewczyna nie odrywając wzroku od Natsu, oparła się o kant blatu. Gdy położyła rękę na jej powierzchni, poczuła pod skórą papier. Zdziwiona odwróciła się. Kartka była zagięta na dwa razy, a tuż obok niej leżała, rozdarta koperta. Na obu papierach wyryte było pismo dla niewidomych, jak i to zwykłe.

Spojrzała kątem oka na różowłosego, który dalej był zajęty, szukaniem czegoś po szufladach. Skorzystała z okazji i przejrzała dokument. Zatapiajała się w słowach, które zdumiły ją do tego stopnia, że zacisnęła rękę na mostku. Ostanie zdanie sprawiło, że zapragnęła wyjaśnień.

– Czemu mi nie powiedziałeś?...

Zwróciła się do chłopaka. On zaś na samo jej zdanie, znieruchomiał wtedy, kiedy wyjmował czystą ścierkę z jednej z szuflad.

Westchnął głośno i opuścił głowę, po omacku odkładając wino i materiał. Odwrócił się do Heartfilii, ciągle nie będąc w stanie nic z siebie wydusić. Nie chciał by ktokolwiek się o tym dowiedział.

By ona się o tym nie dowiedziała.

– Czemu mi nie powiedziałeś, że masz szansę by odzyskać wzrok? Przecież to wspaniałe wieści.

– Luce, proszę...

– Nie, nie "Lucy, proszę". Dlaczego nie chcesz podjąć się tej operacji?

– Nie chce o tym mówić – warknął pod nosem.

Dziewczyna puściła to mimo uszu.

– Czy coś się stało w twojej przeszłości, że nie chcesz się tego zrobić?

Dragneel spławił to i zaczął iść do salonu. Lucy nie poddała się jednak tak łatwo i poszła tuż za nim.

– Odpowiedz mi – stanęła tuż przed nim, a ten nieświadomy przeszkody, zderzył się z nią. Oboje jękneli czując ból - ona nosa, zaś on mostka.

Złapała się za bolącą kończynę i zadarła głowę głowę do tyłu. Natsu, nawet jeśli nie widział jej spojrzenia, to mimo wolnie, czuł ten wiercący wzrok, przeszywającym go na wskroś. Koniec końców, dał jej za wygraną. Gestem rąk pokazał żeby usiąść. Zasiedli na trzyosobowej, czarnej skurzanej kanapie. Brązowooka czekała spokojnie na wyjaśnienie tej sprawy.

– Jestem niewidomy od piątego roku życia. Choruje na zaćme. Ówcześni lekarze nie dawali mi szans, aż do pewnego momentu, kiedy jeden z nich opracował plan operacji, który miał przywrócić mi widzenie... – na chwilę przestał i westchnął ciężko, na samo wspomnienie – Miałem wtedy siedem lat i cholera, przez jeden błąd... Przez jeden mały błąd omal nie otarłem się o śmierć. Od tamtej pory przestałem chodzić po klinikach i szpitalach, a rodzice zdecydowali, że dla mnie tak będzie lepiej jak jest, po tym incydencie. Szczerze w tamtym okresie było mi wszystko jedno, ale teraz kiedy ciebie poznałem... Nie chcę umierać. Nie chcę cię stracić...

– Nie stracisz mnie, Natsu – szepnęła, a następnie pochyliła się w jego stronę, składając na jego ustach delikatny pocałunek, po czym przytuliła go – Ale proszę cię, zastanów się nad tym. W dzisiejszych czasach, mamy lepiej wykształconych i zaufanych lekarzy oraz nowszy sprzęt. Technologia rozwija się, a przypadki niepowodzeń spadają z każdym dniem. Chciałabym, żebyś dostrzegał mnie nie tylko po przez dotyk, czy słowa, jakie do ciebie kieruje... – zacisnęła powieki i spuściła głowę. Widziała, że to będzie ciężka rozmowa, ale nie sądziła, że aż tak. W tej sytuacji uświadomiła siebie, że przekonanie kogoś to czegoś, co zmieni jego dalsze życie, jest trudnym wyzwaniem.

Nagle poczuła ciepło na ramieniu. Dłoń chłopaka, z uczuciem sunęła niespiesznie po jej skórze, zakańczając swoją wędrówkę na policzku.

– Chciałbym cię zobaczyć, Lu. Na prawdę. Nie tylko służąc się dotykiem, lecz i wzrokiem. Chcę widzieć jak wyglądasz. Jaką masz barwę oczu. Kolor włosów... A nade wszystko chce zobaczyć twój uśmiech...

Zbliżył się do niej i smyrnął się z nią noskiem, na co blond włosa stęknęła cicho.

– Przepraszam – przypominiał sobie, jak zderzyła się z nim kilka minut temu, obrywając najbardziej w nos.

– N-nie szkodzi – pokręciła lekko przecznie głową. Spojrzała na niego niepewnie – Czyli zgadzasz się na to?

Serce Heartfilii momentalnie przyspieszyło, zniecierpliwione. Zwinęła wargi w prostą linie i patrzyła głęboko w tą wyblakłą jasną zieleń. Czuła, że zaraz wyskoczy ono z pierwsi.

Zgadzam się.

~*~

Rok później

Odgłosy szybkich pustych kroków roznosiły się echem po korytarzu. Dwie osoby przemierzały kolejne metry, mijając wiele drzwi, by dotrzeć do tego jednego konkretnego czym prędzej.

– A co jeśli?... – zaczął mężczyzna, lecz oberwało mu się od drugiego, o cztery lata starszego.

– Nie ma co jeśli! O nie mój drogi, nie wywiniesz się od tego. Zresztą. Przecież i tak już jest po wszystkim, więc czego się jeszcze cykasz?

Czarnowłosy pochylił się przed obliczem brata. Uniósł pytająco brew, świdrując wzrokiem okład owinięty bandażem tuż pod czołem.

– Zeref nie mówię, że się boję. Bo się nie boję.

– Więc? W czym problem? – skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

Młodszy Dragneel ugryzł dolną wargę i przejechał palcami po przydługich włosach.

–... Dobra mam tą pewną obawę, kiedy zdejmiecie mi bandaż... Boję się tego co zastanę – przełknął ślinę – I czy w ogóle coś zobaczę.

– Wszystko poszło zgodnie z planem, więc nie martw się na zapas. Teraz masz na głowie większe zadanie do zrobienia, więc chodźmy, bo już czekają.

Zeref poklepał pocieszająco różowłosego po plecach, a następnie popchnął go, kontynuując przerwany chód.

Zatrzymali się nie całe pięć minut później przed odpowiednią salą, w której miało się to wszystko wydarzyć. Weszli do środka. W pomieszczeniu zaś znajdowali się wszyscy bliscy państwa Dragneel. Nie było mediów czy telewizji, mimo tego, że zaraz miało się wydarzyć jedno z największych przełomowych momentów w całej medycynie. Natsu nie chciał robić z tego rozgłosu. Nikt nie chciał.

Zasiadł na krześle będącym tuż przy łóżku, na którym leżało jego szczęście i miłość. Westchnął zdenerwowany, czując jak lekarz stanął za nim i złapał za związaną końcówkę bandaża.

– Jesteś gotowy? – usłyszał ten cichy słodki głos, który od dawna mu towarzyszył i nie odstępował go na krok. Czuł, że się uśmiecha i to że jest szczęśliwa.

– Jestem.

– Zatem uwaga, zdejmuje pierwszy opatrunek – zabrał głos lekarz.

Wszyscy wstrzymali oddech.

Natsu z zamkniętymi oczami, i spokojnym wyrazem twarzy czekał, aż doktor do końca zdejmie z niego biały materiał. Wewnątrz siebie jednak miał istny armagedon emocji. Kulminacyjny moment, na zawsze zmieni jego dotychczasowy światopogląd.

Świerze powietrze owiało go ze szpitalnego otwartego okna, kojąc tym samym jego rozstargane nerwy.

Tak długo na to czekał. Na to, że nareszcie ujrzy swoją ukochaną... oraz ich mały skarb, który trzymała dłoniach. Który ujrzał świat kilka dni temu.

– Natsu...

Był już pewny, że w końcu nadeszła ta chwila.

Spójrz na mnie.

~*~
KONIEC
~*~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro