Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Najcenniejszy Skarb 1/2

Mały czerwony elektroniczny budzik obudził Dragneel'a ze snu. Zaspany podniósł się do siadu i szybko wyłączył głośne urządzenie, którego sam dźwięk przyprawiał mężczyznę o ból głowy. Ziewnął przeciągle, rozprostowując ramiona. Przetarł powieki, po czym smętnym wzrokiem, spojrzał na godzinę. Piąta rano.

Nienawidził wstawać o takiej porze, lecz cóż mógł zrobić? Jego dyżur znacznie się przedłużył odkąd jego znajomy, poczciwy staruszek, w końcu udał się na emeryturę po długich czterdziestu latach pracy. Niecały tydzień temu spakował manatki i wyjechał z żoną na wymarzone wakacje do Grecji. Wraz z odlotem samolotu do tego kraju, słuch o nich zaginął.

— Teeeeeż byyym tak chciał... — mruknął pod nosem, kiedy dalej siedząc na łóżku, uniósł głowę i wydał z siebie blisko nieokreślony jęk niechęci.

Trzy godziny snu to nawet nie sen. To drzemka!

Po kilku minutach zszedł jednak z mebla, by wykonać poranną rutynę. Wziął szybki prysznic by zmyć z siebie stres z poprzedniego dnia i połowy zerwanej nocki. Przebrał się w luźne ciuchy i myjąc zęby przeszedł do dużej kuchni połączonej z salonem. Jedynie co je oddzielało w niewielkim stopniu, to wyspa kuchenna.

Zrobił sobie kanapki, które i tak zje dopiero po siedemnastej z powodu natłoku obowiązków. Puki co niestety będzie musiał się zadowolić miską płatków owsianych i kubkiem kawy.

Po godzinie, Natsu gotowy wyszedł ze swojego domu. Zamknął drzwi na trzy spusty i wyjrzał zza ganku na zachmurzone niebo.

— Jeszcze będzie lać, zajebiście. To jakieś kpiny – mówiąc to poprawił swoją skurzaną kurtkę.

Szybkim chodem dotarł do swojego samochodu.

~*~

Wjechał na prywatny parking dla pracowników. Zaparkował na wolnym miejscu. Wyszedł z czterokołwca trzaskając drzwiami, które następnie zamknął. Widać było, że nie był w humorze. Sine cienie pod oczami wyraźnie wskazywały, że był niewyspany. Niejednokrotnie z tego powodu często bywał rozdrażniony.

Zaraz przed wejściem do białego ogromnego budynku wziął kilka głębokich wdechów i wydechów. Nie chciał aby jego pacjenci widzieli go w tym stanie. Zawsze ukrywał drugiego siebie: tego zmęczonego, wycieńczonego psychicznie człowieka, dla którego nawet życie w przytułku dla bezdomnych byłby zbawieniem, a ukazywał za to zawsze pozytywnego mężczyznę, z dużą towarzystwa i niesienia pomocy.

Gdy uznał, że jest z nim w miarę dobrze, przeszedł przez samootwierane szklane drzwi. Na wstępie uderzył go zapach, jaki zawsze odczuwany był w szpitalach, czy ośrodkach zdrowia. Napotkał na siedzeniach oczekujących, spojrzenia znanych mu pacjentów. Jedni mówili ku dzień dobry, zaś drudzy posyłali mu uśmiechy. Odwzajemniał je z dozą sztuczności. Nie pamiętał kiedy ostatnio szczerze się uśmiechał.

— Dzień dobry, doktorze — głos recepcjonistki wyrwał go z letargu.

— Witaj, Lis. Mamy dzisiaj nowych pacjentów? — poparł się łokciem o marmurowy blat. Patrzył z profilu na zarumienioną dziewczynę, która dyskretnie poprawiła białą koszule z dużym dekoltem.

Jeśli sądzi, że tym sposobem by go przekonała by się z nią przespał, to jest w błędzie. Nigdy nie bawił się w jednorazowe przygody. Zawsze chciał mieć kogoś na stałe, ale co mu z tego wyszło? Dwudziestopięcio letni samotny facet, który żyje pracą i niczym więcej. Zważywszy na komfort tej placówki i poważny zawód, zarabiał nie mało, urodą też nie gardził, przez co nie raz był obiektem westchnień u płci przeciwnej. Zwłaszcza jego portfel.

Młoda Strauss przejrzała badawczo dzisiejszy dokument wyjęty z segregatora.

— W twoim oddziale na chwilę obecną, nie ma żadnych zmian — poprawiła grzywkę, która spadła jej na oczy.

— To dobrze — odepchnął się od blatu.

— Natsu... bo wiesz, mamy oboje dzisiaj wolny wieczór i... — zaczęła mówić, lecz przerwał jej alarm, jaki wydobył się z telefonu podręcznego. Pospiesznie nacisnęła zielony guzik, po czym wysłuchała wiadomość, należącą do jednej z pielęgniarek. Westchnęła cicho — Potrzebują wolnego lekarza na już. Mężczyzna spod siódemki doznał krwotoku wewnętrznego...

Zdziwiła się brakiem obecności wiśniowłosego w pobliżu.

— Pozdrów Bixlowa ode mnie! — zawołał znikając za rogiem.

Lisanna po chwilowym szoku z grymasem na twarzy uderzyła pięścią w twardy blat.

~*~

Zmywał resztki krwi, które pozostały nadal na jego dłoniach. Udało mu się ocalić w ostaniej chwili pacjenta, będący wcześniej pod nadzorem nie jakiego doktora Regulusa. Jednakże ów jegomość nie zareagował na wiadomość o stanie krytycznym u jednego z jego podopiecznych.
Znając Lokiego, zapewne po raz kolejny wymigał się z obowiązków pod pretekstem ważnych prywatnych spraw.
Natsu wiedział jednak, że to istna ściema. Kilkukrotnie przyłapał go na chodzeniu do pubu i tym, że nieraz baraszkował z jakąś laską pod ścianami zauków osiedli. Jak można to robić blisko głównej ulicy! Nie mógł jednak interweniować, ponieważ ojciec Regulusa— jeden z najważniejszych patronów tego szpitala, wkładał nie małe pieniądze w jej inwestycje i liczne projekty. Lecz ku zaskoczeniu większości wydziedził swojego potomka ze fortuny. Bynajmniej tak chodziły słuchy.

Zacisnął pięść. Miał cichą nadzieję, że rudy dostanie nagane od dyrektora, za tą niesubordynacje. Poprawił biały kitel i stetoskop, który był zawieszony na jego szyi.

Minął na korytarzu kilku znajomych, aż dotarł do swojego gabinetu. Sterta papierów już czekała na niego. Ostanio na biurku Natsu stworzył się spory stosik dokumentów do uzupełnienia. A miał na głowie jeszcze przebadanie kilku wpisanych w terminarz pacjentów oraz napisanie sprawozdania. Żyć nie umierać!

— Chyba pójdę zrobić sobie dzbanek kawy...

~*~

Było koło po osiemnastej. Cały dzień minął wiśniowłosemu w miarę spokojnie. Jedynym zmartwieniem dla niego była chwila, kiedy prawie stracił na stole mężczyznę, którego przywieźli natychmiastowo z wypadku.

— Pieprzony motocyklista — mruknął, lecz uśmiechnął się potem ironicznie. Jeszcze kilka lat temu był taki sam. Szalony, żyjący chwilą nastolatek.

Jednakże on nigdy nie spowodował wypadku, przez którego zginął niechybnie człowiek.

Pragnął się komuś wygadać. Zwieżyć się. I już chyba wiedział do kogo się z tym zwrócić. Od dawna nie był już u tej osoby.

~*~

Drzwi od jednej z sal, otworzyły się cicho. Bynajmniej tak myślał Natsu.
Wszedł do pomieszczenia i sapnął cicho, a wraz z nim dźwięk z maszyny badającej bicie serca.

Podszedł do łóżka, na którym leżała nieprzytomna kobieta.

— Hej mamo... Jak się czujesz? — zaczął niepewnie.

Odpowiedziała mu cisza.

Zdjął kartę pacjenta z ramy łóżka by sprawdzić napisane na nim zapiski. Erza jak zwykle, wszystko dokładnie zanotowała. Podziękował jej w duchu. Scarlet była jedną z niewielu osób, na których mógł polegać. Miał mieszane emocje, lecz teraz ponad resztą górował smutek.

Usiadł na krześle stojącym obok łóżka. Zaczął pisać obecny stan czarnowłosej.

— Nic nowego, co?... U mnie też Zresztą jak zawsze. Ostatnimi jednak czasy mam więcej obowiązków przez co trudno mi myśleć o spaniu — podrapał się zakłopotany po karku — pewnie byś mnie ochrzaniła za to, że zaniedbuje swoje zdrowie — wrócił do przerwanej czynności.

Kiedy zapisał ostanie słowo, odetchnął ciężko i odłożył na miejsce podkładke z dokumentacją.
Tym razem skupił całą swoją uwagę na rodzicielce, pogrążonej we śnie.

— Być może zabrzmi to źle, lecz nie czuje wyrzutów poświęcając się pracy. Ratuje ludzi. I to daje mi wewnętrzny spokój. To moja rola. Moje powołanie, z którego nie zrezygnuje.

Zmarszczył jednak po chwili brwi zawiedziony brakiem jakiekolwiek odpowiedzi.
Ujął w swoją dłoń, rękę matki, po czym przyłożył ją sobie delikatnie do czoła uprzednio całując wierzch ziemnej skóry kobiety. Zamknął na moment powieki, oddał się ciszy.

Jedno głośne mignięcie przywróciło go jednak do rzeczywistości. Zwrócił się ku maszynie. Kąciki ust Natsu ugięły się lekko do góry. Mimoczynnie po jego policzku spłynęła łza.

— Jednak jeszcze mnie nie opuściłaś, co?

~*~

Błysk błyskawicy wyrwał Dragneel'a z letargu. Zorientował się wtedy, że od niewiadomo mu ilu minut, stał pod tablicą dyżur. Wyjrzał za okno. Grube krople deszczu odbijane o szybę, zmywały mu widok, również zbliżający się mrok nie pomagał mu w tym.

Usłyszał krzyki. Zmrurzył powieki i prawie przyssał się policzkiem do szyby. Zauważył nikłe światło wydobywane z otwartych drzwi od strony, która należała do ratowaników medycynych.

Nie zastanawiając się, ruszył biegiem do wyznaczonego miejsca. Kiedy dotarł na miejsce, szybkim krokiem poszedł do drzwi wyjściowych, przy których wychylała się staruszka. Widocznie była zmartwiona.

— Lucy! Dziecko drogie, migiem wracaj do środka! – wolała ją starsza kobieta.

Natsu zauważył, że dziewczyna, która biegała po placówce miała na sobie strój pacjenta. Nie czekał długo i w kilka chwil znalazł się tuż przed nią.

Ta zdziwiona zaprzestała dalej czynności i z ciekawością wpatrywała się bezpośrednio w mężczyzne. Widoczny uśmiech nie schodził z jej ust, ani na moment.

– Wracamy – oznajmił i ściągąnął z siebie biały kitel.

– Nie – spojrzał na nią i uniósł jedną brew.

– Jesteś boso i praktycznie masz na sobie tylko cienki materiał. Przeziębisz się.

– I co? Ulegnę ci i z powrotem zamknięcie mnie w izolatce!? – podniosła głos i zmarszczyła przy tym brwi.

Mimo ciemności i panującej głośnej ulewy, słyszał kobietę wyraźnie. Im bardziej do niej podchodził, tym ta uciekała od niego.

– Cholera, pogorszysz swój stan, jak tak dalej pójdzie! Chcesz dostać zapalenia płuc?!

– I tak umrę! – wrzasnęła stając w miejscu. Mokre kosmyki włosów przysłoniły jej młodą twarz – Nie ważne co by lekarze i specjaliści zrobili. Nie ma już dla mnie ratunku – pozwoliła Natsu podejść bliżej i tym samym zarzucając na siebie jego w miarę suchy jeszcze kitel.

— Chodźmy. W środku wszystko mi wyjaśnisz – zarządził. Jako lekarz nie mógł pozwolić sobie na rozmowę w takich warunkach jak i narażać zdrowie pacjentki.

Wrócili do środka.

Usadził milczącą blondynkę na przyniesionym krześle, a sam przycupnął tuż przed nią. Zbadał jej stan wzrokiem i odetchnął, zauważając, że dziewczyna zaczyna się trząść z zimna.

— Czy może pani poprosić personel o przyniesienie koca oraz ręczniku? — zwrócił się do kobiety w podeszłym wieku. Podskoczyła i wręcz natychmiastowo się ożywiła.

— Oczywiście panie doktorze! — nim jednak wyszła odwróciła się w stronę owej dwójki — Tylko proszę mieć szczególną uwagę na panienkę Lucy. Jest strasznie uparta i nie wiadomo kiedy i jak możne zniknąć komuś sprzed oczu.

— Może pani na mnie liczyć — puścił jej oczko, na co kobieta wyszła z ciepłym uśmiechem.

— Nie chciałam nikomu robić problemu ... — dziewczyna objęła się dłońmi — Ja tylko ... pragnęłam poczuć deszcz.

— Nie było to mądre posunięcie, panno Lucy.

— Oszczędź sobie to "panno", doktorku. Po prostu mów do mnie Lucy — zwinęła w pięść rękę i przystawiła ją do mostku.

— Skoro chcesz byśmy byli na "ty" to ... — chciał powiedzieć, lecz przerwała mu blondynka.

— Doktor Habilitowany, Natsu Dragneel, jeden z głównych kierowników Szpitala Klinicznego im Mavis Vermilion w Crocurs. Wiem kim jesteś — przewróciła oczami. Na zaskoczone i pytające spojrzenie ze strony mężczyzny, dotknęła palcem jego plakietki na prawej stronie ubrania — Ślepa jeszcze nie jestem.

— No, fakt — zrobiło mu się głupio — Jednakże przechodząc do sedna sprawy. Miało to związek z izolatką?

Lucy spięła się na te słowa.

— We wcześniejszym szpitalu stawiałam opór na badania, na które nie wyraziłam zgody, dlatego zostałam ostatecznie przywieziona w kartce tutaj.

— Czyli izolatką dla ciebie jest karetka? — kiwnęła głową — W tym szpitalu obowiązują ścisłe zasady wobec pacjentów. Aczkolwiek wszyscy lekarze pracujący w tej placówce są serdecznie nastawieni. Nie musisz się martwić dyskomfortem.

— Rozumiem — spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem — I wielkie sory za kłopot z mojej strony no i za tą śliwę — wskazała mu na lewy policzek.

— Co? Kiedy ty... ał! —dopiero teraz uświadomił sobie podczas tej bezsensownej gonitwy, ta furiatka przydzwoniła mu z pięści!

I'm sorry ~ So sooorry ~ — zanuciła fragment jednego tekstu, jaki usłyszała w jakieś śmiesznej reklamie.

Mimo obecniej sytuacji, rozbawiło go brak poczucia taktu rozmowy u brązowookiej.

W tym czasie wróciła staruszka z inną lekarką.

—  Zostałaś właśnie zarejestrowana do naszej kliniki, Luuu o cześć Natsu — szkarłatnowłosa podeszła do pary. Podała ręcznik Lucy, która bez słowa przyjęła go, po czym zaczęła wycierać włosy i mokre ubranie.

— Erza? — poraz kolejny tego dnia przeszło Dragneel'a natłok niezrozumienia. Co mu się dziwić? Przecież zna tą blondynę od kilku minut! — Znacie się?

— Stara przyjaciółka z czasów gimnazjum — posłała pogodny uśmiech do dziewczyny, która odwzajemniła go — Jej kartotekę powinieneś dostać jeszcze dziś. Zostałam także wysłana do ciebie, aby cię poinformować, że wzywa cię sam dyrektor. Masz się u niego zaraz zjawić.

— C-co? — wstał z klęczek.

— Tak to — klepnęła go mocno raz w plecy na co się zgiął z bólu — Migiem!

~*~

—Puk, puk — różowłosy naśladując dźwięk uderzanych knykci o twardą powłokę, zapukał do otwartych szklanych drzwi gabinetu jego szefa.

— Oh, Natsu witaj — starzec spojrzał na niego, po czym odłożył na plik papierów na bok biurka. Poprawił się na swoim wysokim krześle i chichocząc zakręcił na nim jeden raz — Usiądź chłopcze, mamy do przedyskutowania ważną kwestię — doktor bez słowa zajął krzesło ze skórzanym siedzeniem i podpórką, stojącego tuż przed dużym drewnianym meblem — Doszły do mnie słuchy, że miałeś przyjemność spotkać się z panienką Lucy.

— Ach, ta blondynka? To prawda — lekko skrępowany podrapał się po głowie.

— To nie jest byle jaka dziewczyna, Natsu. Jej ojciec jest moim bliskim przyjacielem jak i największym udziałowcem tej i dwóch innych wysoko postawionych placówek medycznych.

— Większym od rodziny Regulus?!

— Obiło ci się pewnie o uszy nazwisko, Heartfilia?

— Zdarzyło się... i co w tym związku?

— W tym, że sam Jude Heartfilia wyznaczył nasz szpital za nowy dom jego jedynej córki. Tak samo poprosił o wyznaczenie najlepszego i najbardziej odpowiedzialnego doktora.... czyli ciebie.

— Mnie!? — Natsu zszokowany wskazał na siebie palcem — Ja nawet swojego kota nie umiałem dopilnować, a co dopiero człowieka! Jestem chilurgiem, Makarovie, nie pielęgniarką. Ja zaglądam do ich wnętrzności, a nie pilnuje ich.

— Możesz narzekać ile chcesz, lecz decyzja już zapadła i musisz się pogodzić, że padło na ciebie — Dreyar wyjął z szuflady szary, średnich rozmiarów segregator, podał ją Dragneel'owi — noty wszystkich jej poprzednich lekarzy. Znaczną połowę twoich obowiązków przejmie Lisanna. Twoimi obowiązkami zostanie tylko zapisywanie i sprawdzanie zdrowia pacjentów oraz zajmowanie się panienką. Nowy harmonogram masz w środku na pierwszej stronie.

— Mhm — mężczyzna odszedł od biurka i zaczął kierować się do wyjścia.

— Nie zawiedź mnie chłopcze — szepnął starzec, gdy Natsu opuścił pomieszczenie.

W tym czasie wiśniowłosy przeglądał swój nowy plan dnia na najbliższe dni. W jego odczuciu, zapewne godziny pracy zwalą go z nóg i będzie musiał praktycznie zamieszkać w ośrodku, by móc się chociaż zdrzemnąć.

Westchnął przeciągle i przeczytał treść kartki.

Aż potknął się na płaskiej powierzchni. Zachował jednak równowage, mimo tego spotkał się z wzrokiem kilkoro mijanych ludzi. Dla Natsu nie to było teraz najważniejsze.

Tyle okienek to ostatni raz widział w podstawówce! Szacując godziny poranne od godziny ósmej i wieczorne, to sumując liczbę godzin wypracowanych to kończyłby o osiemnastej....

— Życie jednak mnie kocha.

Może jednak nie będzie tak źle, jak sądził.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro