Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kochaj by żyć, żyj żeby kochać 1/3

Wszyskie trzy części są poświęcone na konkurs jaki organizuje Creepy_Crazy_Ewa

Życzę miłego czytania ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ból.

Teraz to przeszywa jej serce. Niczym ostry sztylet wbity po lewej stronie klatki piersiowej.
Łzy płyną z oczu kaskadą, tworząc mokre ślady na licach. Uczucie wewnętrznego rozdarcia - smutku, ciągłej niewiedzy, zdrady oraz nie wyobrażalnego gniewu.
Dlaczego tak to się wszytko potoczyło? Dlaczego dane było jej poznać jego?

Kogoś, kogo nigdy by nie sądziła, że będzie w stanie pokochać, mimo wszelakich wad. Tego co przyczynił się do śmierci wielu niewinnych osób. Zabijając ich z zimną krwią, bez krzty emocji. Tego co pałał nienawiścią do króla niebios, jak i jego podwładnych, do których niegdyś należała.

Oddech się powoli urywa, a głęboka rana na samym środku mostka, zaczyna bardziej krwawić.
Niedawno biała suknia, stała się jedynie rozerwanym i brudnym w wielu miejscach, nic nie znaczącym materiałem. Blond włosy, swobodnie opadające na ramiona i plecy, są oblepione błotem. Niegdyś piękne i dostojne skrzydła, których nie jeden anioł by pozazdrościł, straciły swój majestat oraz nieskazitelną biel, jak i sama ich właścicielka.

Brązowe oczy z nutą szarości, błądzą błędnie po ciemnościach celi. Kamienne, grube ściany potrafiące zadać ranę, nawet przy najzwyklejszym popchnięciu na nią. Zimne, wilgotne brukowe podłoże, mrozi zdrętwiałe ciało.

Serce wydaje swe cichsze brzmienie.

Osąd wydany.

Jaki wyrok nastąpi?

Tik, tak. Tik, tak.

Czas ucieka...

Życie powoli ulatnia z poranionego ciała.

Którego i tak nikt nie zapamięta, mimo tak wielu pięknych chwil.

Gorycz ustępuje, a za niego wchodzi... nicość.

Odgłosy wiwatujących obywateli zagrały nad nią.

Kara za zdradę!

Zdrada Królestwa!

Śmierć!

Śmiercionośna egzekucja już nadeszła.
Jej egzekucja.

~*~
•KILKANAŚCIE DNI WCZEŚNIEJ•

Jasne promienie słońca, przedarły się przez kremowe zasłony sypialni pewnej dziewczyny, budząc ją. Ociężale wstając do pozycji siedzącej, przeciągnęła się, chcąc nieco rozprostować jeszcze ospałe mięśnie kręgosłupa i ramion. Gdy wykonała ową czynność, przetarła koniuszkami palców powieki, po czym ziewnęła.

Po całonocnym patrolu w głównej cytadeli nie chciała jeszcze wstawać, zważywszy na to, iż spała niespełna trzy godziny z jednakże obowiązki strażnika same się nie zrobią. To na jej barkach oraz jej partnera Stinga Eucliff'a spoczywała odpowiedzialność pilnowania najcenniejszego dla ludu przedmiotu.

Miecza światła.

Dzięki któremu, to niebiosa wygrały wojnę z demonami podziemi i decyzji pierwszego króla, który z dawien dawna poświęcił swe życie dla trzech światów, pieczętując swą duszę i duszę króla demonów w mieczu, będącym od tamtej pory wbitym w obsydianowy głaz. Nikt od wtedy nie mógł go wyjąć, choć nie jeden śmiałek próbował.

Lecz istnieje pewna legenda, że za dziesięć tysięcy lat demon piekieł powróci, siejąc za sobą dotąd większe spustoszenie i niszcząc wszelakie życie. Czy to ludzkie, czy z jego rasy.

Pragnienie zaślepia to, co wydaje nam się najważniejsze oraz to co możemy chronić.

Choć tam gdzie legenda, istnieje też ziarno prawdy. A prawdą jest, to że nim nastąpi do owej apokalipsy, narodzi się nowy wybawca. Ten, który tak samo jak niegdyś pierwszy władca, ocali istnienia żyjące na tym świecie.

- Bujdy jakich mało.

Wyszeptała cicho do siebie blondynka, po czym zmęczonym ruchem postawiła stopy na zimne panele, zrobionych z jasnego drewna.

Kiedy opuściła wygodne łóżko, swoje kroki skierowała swe korki w stronę krzesła stojącego tuż przed biurkiem, chcąc wziąć z niego przygotowane wcześniej ubrania, a następnie poszła do łazienki w celu wykonania codziennej toalety i wzięcia ciepłej kąpieli z dużą ilością pachnącej otoczki, czyli piany.

Po kilkunastu minutach, wyszła ubrana w czarną bokserke i tego samego koloru dresy. Wycierając delikatnie mokre jeszcze włosy, podeszła do toaletki. Siadając przed dużym lustrem, przed tym kładąc ręcznik na oparcie krzesła, zrobiła sobie lekki makijaż. Nigdy nie lubiła przesadzać, jeżeli chodziło o wygląd, bardziej preferowała naturalną urodę, lecz bywały pewne wyjątki i musiała go sobie jednak robić.

Po wykonanej czynności, swój wzrok skierowała na białą zbroję zawieszoną na manekinie. Złota gwiazda na napierśniku symbolizowała godło jej narodu. Oznaka wolności i blasku. Lecz jak można do tego porównać krainę, rządzącą przez niegodziwego młodego władcę, dla którego liczyła się wyłącznie władza i kontrola nad wszystkim co do należy jego?

Bzdura.

Ciężko wzdychając, nałożyła na siebie "mundur", a do kabury znajdującej się po lewej stronie, przyczepiła miecz, który leżał chwilę temu obok manekina. Długie jasne kosmyki związała w duży koński ogon, a grzywka zasłaniająca brązowookiej prawe oko, swobodnie opadła na czoło.

Ostatni raz spoglądając za siebie, zamknęła masywne drzwi do komnaty, po czym ruszyła przez długi korytarz. Mijając wysokie kamienne kolumny podziwiała widoki, jakim były wysokie świątynie, które łączyły ogromne mosty wyrzeźbione z kwarcu. Całe królestwo unosiło się w powietrzu, od początków jego panowania. Nikt do tej pory nie znał przyczyny tego zjawiska. Patrzyła na inne anioły latające ku górze. Wyraźnie było po nich widać, że coś jest nie tak.

W pewnej chwili, dziewczyna zatrzymała się, a wraz z tym zamknęła oczy skupiając się.
Nagle z jej pleców wyłoniła się para skrzydeł i wraz z tym wzbiła się wysoko w powietrze. Mijając kolejnych napotkanych przed sobą żołnierzy czy sługę, zastanawiała się co tak mogło wzbudzić w nich niepokój. Przemierzając kolejne budynki i omijając ludzi, aż w końcu zatrzymała się przed główną cytadelą, którą jeszcze nie dawno pilnowała.

Gdy udało jej się przedrzeć przez tłum gapiów, spojrzała najpierw na samego króla, z niemałym zdziwieniem. Ignorował wszystkich, patrząc intensywnie w jeden przedmiot. Również to uczyniła odwracając głowę, a tam oczy trafiły na miecz.

Podchodząc bliżej, uklękła na prawe kolano chowając przy tym skrzydła. Od zawsze zastanawiała, dlaczego tylko jej są takie duże, sądząc po tym, że sięgały blondynce aż do ziemi i bił od nich większy blask, ale nikt nie znał przyczyny, zaś matka kazała się dziewczynie tym nie przejmować.

- Królu Leo, co się dzieje?

Nie odpowiedział na pytanie, jednakże czuła kiedy spojrzał na nią kątem oka.

- Poruszył się - podniosła głowę nie rozumiejąc - Miecz się poruszył, Lucy.

Odwrócił się do niej. Z głosu bruneta biła powaga, że Hearthfilia spięła się niezauważalnie. Podniosła się, gdy chłopak ponownie skierował kroki do kamienia i wbitego w niego przedmiotu.

- Już niedługo... - wciągnął rękę w stronę rękojeści - Zło powróci, a ja jako następca mego przodka będę na niego czekać, by móc pokonać go, raz... - chwycił broń -... na zawsze.

Tłum wstrzymał oddech. Król przymknął powieki, a wraz z tym pociągnął za rękojeść.

Nic się nie stało.

Zszokowany ponowił ruch. Nadal nic. Zdesperowanie biło od niego, jak i powoli rosnąca w nim złość. Tym razem złapał także drugiej ręki oraz zapierając się nogami użył całej swej siły. Miecz nawet nie drgnął.

Brązowooka patrzyła na to wszystko ze spokojnym wyrazem twarzy. Między innymi poczuła też jakby ulgę, gdyż nie mówiąc tego głośno ani nie rozmawiając z zaufanymi kompanami, nie wyobrażała sobie Leona jako wybrańca przepowiedni.

Był na to zbyt nieodpowiedzialny, a jego egoizm i samo uwielbienie, nie mogło równać się z niczym.

Dalsze myśli dziewczyny przerwał ryk oraz huk. Zdziwiona spojrzała na niegdyś czyste i obłożone białymi kafelkami podłoże. Teraz widniała w niej dziura, wywołała nagłym gniewem bruneta, który bezmyślnie uderzył pięścią w ziemię.

- Loki! - zawołała przerażona różowo włosa dziewczyna.

Aries była przyjaciółką władcy, z czasów dzieciństwa. Od tamtej chwili wszyscy wiedzieli, że mają się ku sobie. I mieli rację. Niedawno młody mężczyzna oświadczył się jej na swoich dwudziestych siódmych urodzinach.

Z małymi łezkami w kącikach oczu, zerwała kawałek swej długiej sukienki, po czym zaczęła delikatnie owijać materiał wokół jego dłoni, z której lała się krew. Co rusz mruczała ciche przepraszam, a strażnicy którzy przylecieli słysząc panikę wśród obywateli, zaczęli ich wyprowadzać z miejsca zdarzenia, zaś sam władca niedługo potem został zabrany do swojej komnaty.

- No to będzie się działo.

Westchnęła słysząc za sobą irytujący głos swojego partnera.

- Co masz przez to na myśli, Eucliff?

- To że teraz będą krążyć pogłoski, o tym iż nasz jakże cudowny i waleczny król, nie został jednak naszym wybawcą z przepowiedni! - uniósł ręce wysoko, nie przejmując się, że ktoś może usłyszeć jego wypowiedź.

- Nie bądź taki pewny siebie - skrzyżowała dłonie na piersiach, po czym odwróciła się do niego - To że nie udało się wydobyć miecza Leonowi, nie znaczy to końca świata. Istnieje możliwość, że wybraniec żyje tu, co jest to już mało prawdopodobne, albo.../ - dalsza wypowiedź została perfidnie przerwana przez rękę, która zakryła szczelnie jej usta.

- Nie mów tego! Nie tu i nie przy mnie! Dobrze wiesz, że my podwładne anioły nie możemy wymawiać tych stworzeń na głos.

Zabrała dłoń i ze złością patrzyła na blondyna, który wzniósł się w niebo, po czym poleciał na swoje stanowisko. Nienawidziła, gdy robił to za każdym razem, kiedy tylko chciała wypowiedzieć to słowo.

Demony.

Mroczne istoty zamieszkujące podziemia, jak i bezczynnie przebywające wśród ludzi na ziemi. Idealne przeciwieństwo aniołów. Robią co im się żywnie podoba. Łamią wszelkie zasady, a do tego są bardzo sprytni. Niedawno jeden z tamtejszych "rebeliantów", uciekł od swojego naturalnego środowiska i niewiadomym sposobem udało mu się dostać do świata nieba. Dotąd nikomu nie udało się go namierzyć, mimo licznych starań, lecz owy osobnik był nieuchwytny.

Dlatego jeszcze wczoraj przed podjęciem się patrolu Hearthfilia zgłosiła się do przyłączenia się do poszukiwań. Jednak na własną rękę. Nigdy nie lubiła pracować w grupie. Praktycznie od zawsze przebywała w samotności, ale aspołecznym aniołem nie można było jej nazwać. Niektórzy towarzysze blondynki byli wtajemniczeni, dlaczego wolała przebywać w odosobnieniu.

To wszytko przez przeszłość, jaka ciągnęła się za nią. Świadomość, że nigdy nie mogła poznać ojca dawała uczucie pewnej pustki. Jednakże najgorszym była jednak śmierć matki Lucy, która miała wtedy zaledwie dwanaście lat.

Kobieta została zamordowana przez jednego z wysłanników podziemi, gdy ta obserwowała ludzi znad nieba. Demon zaatakował ją od tyłu przebijając Hearthfilie sztyletem na wylot.

Lucy nie chciała opowiadać o tym co przeszła przez ostatnie dziesięć lat. Choć był taki wyjątek, kiedy podczas jednego przyjęcia, blondynka zbyt przecholowała z alkoholem i właśnie przez co bardziej rozwinął się jej język. Jednak nie na długo, ale dzięki temu część osób dowiedziała się, że dorastała w zamku jako służąca.

Skarciła siebie za wspomnienie sobie o owym wydarzeniu. Nigdy więcej nie do się namówić na pojedynek w piciu.

Postanowiła, że pozostanie tu przez resztę dnia. I tak też zrobiła.

~*~

Chodząc niespiesznie wokół głównej świątyni, bacznie obserwowała teren. Tutejsi mieszkańcy zaczęli pozwoli szykować się do nadchodzącej nocy, a ona z lekkim grymasem musiała tu pilnować, póki nie zajdzie słońce. Tylko wtedy będzie wiadomo, że jej warta się skończy, a na dziewczyny miejsce przyjdzie ktoś inny .

Nagle poczuła pewnego rodzaju chłód za plecami, dlatego odruchowo wyjęła z kabury swój miecz i natychmiast odwracając się, zajęła pozycję obronną. Ku kolejnemu zdziwieniu nie zauważyła nikogo.

- Co jest?...

Była pewna, że ktoś tu jest. Nadal czuje, że jest przez tego osobnika obserwowana. Powoli zaczęła iść przed siebie nie zmieniając pozycji. Słońce chyliło się ku zachodowi. Niebo zmieniało swą barwę na ciemny granat, a tutejszą ciemność oświetlały lampy w postaci lewitujących w jednym miejscu kul światła.

Kolejny szelest ubrań zabrzmiał blisko położenia Hearthfilii.

- Kto tu jest!? Pokaż się tchórzu!

Nikt nie odpowiedział.

Może to zwidy? Cóż sądząc po małej ilości snu, mogła mieć pewne omamy przez osłabiony organizm, jednak instynkt podpowiadał jej co innego.

Kolejny ruch. Tym razem osobnik podciął nogi dziewczyny, a ta padła na kość ogonową. Szybko się ogarnęła i pod wpływem złości, gdy tylko zobaczyła cień rzuciła w tamtą stronę miecz. Broń ze świstem powędrowała w dane miejsce. Usłyszała jak zdarzyła się z jakimś obiektem, a sekundę później wbił się w jedną z kolumn.

W jej uszach zabrzmiał głośny jęk. Trafiła.

Rozprostowując skrzydła udała się tam. Niestety cel blond włosej uciekł, ale pozostawił po sobie pewien ślad. Z zainteresowaniem ilustrowała czarną jak noc ciecz spływającą po ostrzu i kolumnie. Wyjmując miecz natknęła się na kawałek materiału. Nie był on wielki, ale taka poszlaka mogłaby pomóc w śledztwie. Musiała się czym prędzej dowiedzieć kto to był. Być może jej przypuszczenia staną się jasne, co do tego iż przed chwilą miała doczynienia z danym Rebeliantem Podziemi?

Wycierając zasychającą ciecz oraz ostrze, ponownie wróciła na swoje stanowisko. Miecz światła, jak zwykle nietknięty. Widząc ciemności zauważyła, że warta się skończyła i w końcu miała możliwość wrócenia do domu. Ostatni raz spojrzała na miejsce, gdzie trafiła.
Czyli osobnik potrafi latać?

Jest źle.

~*~
•TYDZIEŃ PÓŹNEJ•

Nadszedł długo oczekiwany dzień przez przez wszystkich. Święto z okazji pokonania mrocznych istot. Wszędzie były rozwieszane najróżniejsze dekoracje, a uśmiech nie schodził z twarzy cywili. Był to też dzień wolny od wszelakiej pracy, dlatego też Hearthfilia nie musiała wstawać wraz ze świtem.

Tego było jej trzeba. Chwilowej długiej drzemki jaką mogła dostać jedynie raz w roku. W ten dzień. A ona była blondynce teraz potrzebna po nockach w siedzeniu w księgach. To co znalazła potwierdziło jej przypuszczenia.
To był demon. A skoro tajemnica została odkryła, będzie musiała udać się z tą wieścią do króla.

Ale to później... Przeszło przez myśl brązowookiej odwracając się na lewy bok.

Nagle znikąd poczuła pod sobą delikatne trzęsienie ziemi, wzrastające z każdą mijaną sekundą. Wiedziała kto jest tego przyczyną.

- O nie, nie... - schowała głowę pod poduszkę i zwijła się w kłębek, myśląc że uchroni to ją przed nimi.

Trzęsienie ustało, tuż obok drzwi prowadzących do jej pokoju. Cisza nie nastała jednak na długo. Nim Lucy zrozumiała, co się dzieje drzwi zostały wręcz wyrwane z zawiasów, zaś one same pod wpływem uderzenia wyleciały przez okno, znajdujące się tuż nad dziewczyną.

Z krzykiem wbiła się mocniej w materac i wyłupiła oczy wprost na winowajcę, który stał przez chwilę z uniesioną nogą.

- ERZA! MOJE DRZWI! - wstała do pozycji siedzącej, po czym złapała się za włosy.

- Mam to gdzieś, czemu jeszcze śpisz!? - zawturała jej wchodząc do środka, a tuż za nią podążyły Levy McGarden i Juvia Lockser.

- Hej Lu-chan. - przywitała się nieśmiało niebieskowłosa.

Ta, kiwnęła głową załamana.

- Dlaczego mnie nachodzicie o... - spojrzała na zegar - ...ósmej!?

Scarlet stanęła tuż przed nią, ze skrzyżowanymi rękoma. Widziała powagę na twarzy czerwonowłosej, więc zamilkła, chcąc usłyszeć jej wypowiedź.

- Dzisiaj wszyscy strażnicy, mają stawić się o dziewiątej w sali konferencyjnej. To poważna sprawa, gdyż ktoś w nocy zakradł się do skarbnicy i ukradł klucz do bramy nieba.

- C-co? - nie wierzyła.

- Zbieraj się Lucy, nie mamy za dużo czasu. - odparła Juvia.

Po wypowiedzeniu tych słów, dziewczyny opuściły pokój zostawiając blondynkę samej sobie. Ona zaś nie zastanawiając się długo, wstała po czym zaczęła się szybko przebierać.

~*~

Promienie słońca oświetlały pomieszczenie,od której biło wyłącznie bielą, srebrem i złotem. Na samym środku znajdował się okrągły stół, wykonany​ z kwarcu, jak większość mebli i budynków. Wokół niego stało dokładnie trzydzieści krzeseł, zaś jedno było podobizną tronu. Wszyscy zebrani, przyszli punktualnie o danej godzinie. Musieli już czekać tylko na władcę, który przyszedł kilka minut po czasie.

Sińce pod oczami wskazywały iż Leo nadal nie mógł się pogodzić z faktem, że to nie on jest tym wybrańcem. Zaślepiony wstydem przed ludem i nieustającym gniewem, nie chciał przez ostatni okres wychodzić z pałacu, ani pokazywać się nikomu.

Gdy tylko zajął swe miejsce, przeskanował wszystkich wzrokiem, po czym zaczął mówić.

- Jak doszły was słuchy, dzisiaj w nocy doszło do kradzieży nie byle jakiego przedmiotu. To był klucz, dzięki któremu możemy przechodzić z naszego świata, do świata zwykłych ludzi. Bez niego, nie będziemy mogli już tego robić, a... - przerwał na chwilę, po czym westchnął - mroczne istoty opanują ziemię.

Po tej wieści grupa zebranych aniołów, zaczęła między sobą szeptać.

- Jednakże owy złodziej. Uciekinier, na nasze szczęście nie może go użyć, gdyż nie jest jednym z nas.

- A co jeśli, któryś z naszych mu pomaga? - wszystkie oczy, zostały skierowane na Hearthfilie - Co jeśli mamy u siebie szpiega?

- Sugerujesz coś, panno Hearthfilio? - zapytał król

- To jest jedynie moje przypuszczenie, królu.

- A zatem, jeśli tak bardzo zależy ci na tym swoim przypuszczniu - zrobił cudzysłów - od teraz możesz działać na własną rękę i znaleźć mi tego całego szpiega. Może i nawet uda ci się złapać naszego złodzieja. - uniósł kąciki ust, śmiejąc się z kpiną.

- A-ale.

- Koniec. Od teraz twe obowiązki weźmie twój towarzysz Eucliff, zaś ty masz nowe zadanie. Reszta, będzie pilnować oraz obserwować obywateli podczas święta. Zebranie ogłaszam za zakończone.

~*~

- Eh,co za... - zacisnęła pięści pod wpływem złości.

- Lepiej nie kończ, bo ktoś jeszcze to usłyszy i może donieść, Leonowi - odparł Sting idący tuż obok.

- Ty nie musisz chociaż szukać kogoś, kto jest nieuchwytny i jest niczym cień.

- Ej, ja też nie mam teraz lekko. Muszę przecież wziąć na swoje barki pilnowanie świątyni, co było twoim zadaniem.

- Nie moja wina, że pięć lat temu, wręcz błagałeś by przydzielili cię do mnie. I masz co chciałeś, więc nie marudź. - warknęła.

- Czy mi się zdaje, czy za dużo spędzasz czasu z panną Scarlet, bo zaczynasz mi ją strasznie przypominać, względem charakteru.

- Ty... - zwróciła się do niego z mordem w oczach.

- No to część! - i migiem odleciał.

- Wracaj mi tu Eucliff! Eh..

Machnęła ręką, po czym ruszyła przed siebie.

~*~

Noc nastała dzisiaj szybciej niż zwykle.

Na jednej z wielkich lewitujących wysp, znajdowało się całe zajście. Tutaj przylatywali i bawili się obywatele. Wszędzie stały długie stoły, a na nich wszelakiego rodzaju jedzenie i najlepsze wino. W tle grała muzyka, przyćmiewana przez głosy rozmawiających ze sobą radosnych osób. Różnokolorowe kule oświetlały wręcz całą wyspę.

Jednak Lucy nie było tak do śmiechu. Żeby zbytnio nie odstawać od tłumu, przebrała się w złotą sukienkę, sięgającą do kolan, zaś na nią założyła białą kamizelkę z długimi rękawami. Włosy postanowiła spiąć w wysoką kitkę. Krążyła wszędzie, byleby nie stać w miejscu. Nie było jednak widać grymasu na jej ekspresji.

Przeklęte szpilki... Przeklęta Erza... Nie dość, że wcisnęła ją w sukienkę, to nie pozwoliła blondynce ubrać brązowych kozaków, jakie miała na co dzień, a dodatkowo zrobiła jej dość wyzywający makijaż, przez co niejedna płeć przeciwna patrzyła na nią z zainteresowaniem. Szczególnie na duży dekolt skryty częściowo za kamizelką. W odwecie posłała im sceptyczne spojrzenia, przez co natychmiastowo sobie odpuszczali.

- Lucy, chodź tu!

Zawołała dumna z siebie brązowooka. Hearthfilia podeszła do damskiej kilkuosobowej grupy, stojącej obok słoika z jedzeniem. Wszystkie trzymały lampki z winem, dlatego kiedy dotarła na miejsce, dodała jeden z kieliszków.

- Wyglądasz pięknie, Lucy - obwieściła Mirajane.

- Dzięki Mira-chan. Nienawidzę Cię za te szpilki i makijaż. - wskazała palcem, oskarżycielsko na dziewczynę stojącą obok niej.

Czerwonowłosa, wzruszyła jedynie ramionami, po czym uniosła wysoko kielich. Reszta zabranych postąpiła to samo, widząc poczynania króla znajdującego się na kilku stopniowej scenie.

- Za wygraną!

- Za wygraną! - krzyknęli, po czym upili połowę zawartości z naczynia.

~*~

Przyjęcie zaczęło powoli nabierać tempa. Większość gości tańczyła z dużą ilością promili we krwi, a druga część wolała stać z boku jęcząc lub pijąc.

Lucy wybrała drugą opcję, dlatego obecnie została sama, zaś przyjaciółki zniknęły z jej oczu.

Dzisiejsza noc była wyjątkowo piękna. Na niebie znajdowały się gwiazdy oraz towarzyszący im ogromny srebrzysty księżyc.

- Idealna sceneria do wyznania uczuć... Brakuje tylko romantyczniej melodii i drewnianego mostu, a pod nim błyszczącego jeziora - mruknęła cicho, patrząc na widoki nad sobą.

- Czy można prosić panienkę do tańca?

Usłyszała męski głos przed jej osobą. Z lekka zdziwiona, zwróciła się do niego. Czekoladowe tęczówki skrzyżowały się z szkarłtanymi.

Pewnie przez alkohol.

Przeszło dziewczynie przez myśl.

Nie odmówiła, lecz przed tym dokończyła, nie wypity do końca napój, po czym wystawiła prawą dłoń ku niemu.

Ten ujął ją delikatnie, i razem poszli w stronę tańczących par przytulnych do siebie. W tle grała wolna melodia. Docierając na dobre miejsce, zatrzymali się. Mężczyzna objął blondynkę, zaś ta oplotła rękoma jego szyję. Tańczyli wraz z granym rytmem. Nie odrywali od siebie oczu.

Zaintrygował ją. A raczej jego włosy. Różowe. Niczym płatki kwitnącej wiśni. Ułożone w nieład, ale pasowało to do niego. Cała jego osoba też była niczego sobie. Idealne rysy twarzy i kości policzkowe. Szeroki umięśniony tors, ramiona, wąskie biodra skryte pod białą koszulą i czarnym garniturem. Oczy skrywające w sobie wiele tajemnic.
Materiał na doskonałego kochanka. Nie partnera. Ciekawe jaki ma jeszcze charakter.

Skarciła siebie w głowie, za tak absurdalne myśli. Znów przesadziła z ilością wypitego wina.

- Jak ci na imię? - wypaliła nagle. Zorientowała się dopiero po fakcie, a na jej lica wpłynął mały rumieniec.

On widocznie zdziwiony przez ułamek sekundy, uniósł kącik ust, ukazując białe uzębienie i schylił się do ucha brązowookiej.

- Mogę być kim tylko zechcesz - mówiąc to przegryzł jej płatek, na co jęknęła cicho.

Objął dziewczynę tak, że granica między ich ciałami prawie nie istniała, przez co jeszcze bardziej stała się czerwona. Natychmiastowo chciała się wyrwać z jego objęć, lecz nie pozwolił na to. Zbyt mocno ją trzymał, a promile we krwi, powoli gasiły hart ducha, Hearthfilii.

- Wypuść mnie... - wyszeptała, trzymając dłonie na jego klatce piersiowej.

Niespodziewanie wszystkie światła zgasły. Wszędzie pojawił się mrok, co wywołało panikę wśród tłumu.

- Wypuść mnie! - powiedziała głośniej, lecz nic to nie dało.

Przez ciemność, nie mogła nic dostrzec. Ani wystraszonych ludzi, ani różowłosego, ale czuła go. Jak mocno trzyma ją za talie, nie pozwalając na ucieczkę. Nagle znikąd ciepło bijące od niego, owiało jej twarz oraz dźwięk zrywanego materiału. Nim się obejrzała, straciła grunt pod nogami, zaś napastnik wzbił się wraz z nią w powietrze.

Mimo panujących ciemności, księżyc pozwolił dostrzec jej ogromne nietoperze skrzydła i jednocześnie jego nie wyraźną twarz. Zimny wiatr, nie pozwalał Hearthfilii wyostrzyć wzroku, a mężczyzna leciał coraz wyżej, że powoli brakowało jej powietrza.

Dopadła ją senność, ale nie mogła zasnąć. Nie tu, kiedy ktoś z kim miała tylko zatańczyć, właśnie ją porywa! Zamykając powieki, na oślep biła go pięściami, co w tym przypadku poskutkowało, lecz nie na jej korzyść. Chłopak krzyknął, kiedy wręcz przywaliła mu w twarz, a on odruchowo puścił ją.

Zaczęła spadać. Jednak, gdy uwolniła skrzydła nie mogła się skupić. Co prawda, dzięki oporowi powietrza, spadała wolniej, lecz nie mogła się zatrzymać. Kręciło jej się w głowie. Powieki stawały się coraz cięższe. A brak tchu, nie pozwalał oddychać. Nim się spostrzegła zasnęła, a wraz z tym poczuła ciepło otulające jej ciało.

~*~

Z trudem otworzyła oczy.

Kiedy zemdlała nie pamiętała co stało się później, lecz jedno widziała, a raczej czuła i nadal czuje. Ciepło. To, w którym poczuła się po raz pierwszy bezpiecznie. Chciałaby czuć to codziennie mając świadomość, że ktoś nad nią czuwa. Ale wraz z tym, przypominał się blond włosej chłopak, który porwał ją w niewiadomym dla niej celu. Podnosząc się z jękiem, przeskanowała wzrokiem całe otoczenie.

Znajdowała się w jaskini. W wielkiej szarej, kamiennej dziurze, przypominającej kształt okręgu, zaś na samym środku, było jezioro oświetlane przez ogień, jaki iskrzył się nad nim w postaci kuli. Piękny widok, dwóch sprzecznych ze sobą żywiołów.

Wokół niego, tuż obok ścian groty, walały się skrzynie i najróżniejsze tkaniny, na której jednej z nich siedziała właśnie ona.

- Obudziłaś się w końcu.

Odwróciła się szybko w stronę głosu. Siedział na jednym z wielu dużych kamieni i patrzył na nią ze złośliwym uśmiechem. Jego ubiór się zmienił. Teraz miał na sobie podarty czarny płaszcz, zakrywający całe ciało.

Zmarszczyła brwi, wstając. Rozprostowała białe skrzydła i skrzywiła się łapiąc za prawe.

- Oj, oj czyżby aniołek nie może latać, bo skrzydełko boli? - zaśmiał się z kpiną.

- Zamilcz - odparła srogo - Dlaczego tu jestem? Czego ode mnie chcesz!?

- Przecież kazałaś mi się zamknąć.

- Nie igraj ze mną, demonie! - wrzasnęła robiąc krok w jego stronę.

Uśmiech zszedł z twarzy różowłosego, a na jego miejsce pojawiła się powaga. Zeskoczył z wcześniejszego miejsca, po czym zbliżył się do niej. Wraz z jego kolejnym krokiem, ona oddała się o jeden.
W końcu jej plecy spotkały się z zimną ścianą, zaś chłopak stanął tak, że prawie stykali się nosami.

- Jak mnie nazwałaś? - rzekł głębokim głosem.

Pewność siebie u Hearthfilii spadała z każdą mijaną chwilą. Szkarłatne tęczówki przeszywały jej oczy na wskroś.

- Co? Boisz się? - wyszeptał nie odrywając od niej wzroku.

- Nie - powiedziała. Zadrżała, gdy złapał ją za nadgarstki i przygwoździł je do ściany nad głową.

- Czyżby? - zaśmiał się, po czym oddalił lekko głowę - Twoje oczy mówią, co innego.

- Gdzie ja jestem?

- A ty nadal swoje... - westchnął ciężko, puszczając jej ręce i ruszył w stronę najbliższej skrzyni.

- Obecnie jesteś w mojej tymczasowej kwaterce. - mruknął pod nosem, grzebiąc chwilę i wyciągnął długi kawałek szmaty.

- Dlaczego tu jestem?

- Strasznie dużo zadajesz tych pytań. - odparł odwracając głowę.

- Porwałeś mnie! - tupnęła nogą.

- I jak widać, to był jeden z najgłupszych moich pomysłów - wypuścił powietrze z ust, po czym zdjął z siebie płaszcz.

Mimowolnie policzki brązowookiej stały się bardziej gorące, na widok nagich wyćwiczonych pleców chłopaka. Miał na sobie jedynie białe spodnie, podtrzymywane przez brązowy pas oraz bandaż na prawej ręce, ciągnący się do łokcia.

Zmarszczyła ponownie brwi na widok szarego materiału, niedbale zawiązanego na biodrach. Nagle sobie coś uświadomiła.

- To ty... To ty jesteś tym uciekinierem, co szuka całe królestwo! - krzyknęła wstrząśnięta, odkryciem.

Właśnie miała przed sobą, kogoś kto pozbawił wiele istnień. Plądrował każdą napotkaną wieś, pozostawiając po sobie jedynie destrukcję.

Tyle wylanej niewinnej krwi w imię, czego?

- Brawo - specjalnie zaklaskał w dłonie, za wypowiedź blond włosej - I co zamierzasz teraz zrobić, kiedy odkryłaś prawdę? A, nie czekaj, nic nie możesz, gdyż aktualnie jesteś bez broni i dodatkowo ranna - zaśmiał się perfidnie.

- Ty tak samo.

- To tylko draśnięcie.

Odparł niemrawo, rozwiązując prowizoryczny opatrunek. Kiedy to zrobił, przed dziewczyną pojawiła głęboka cięta rana ciągnąca się kilka centymetrów. Krew co prawda zaschła, lecz nie do końca, dlatego niewielkie stróżki dalej spływały w kilku miejscach. Nie mogła na to patrzeć, dlatego odwróciła wzrok.

- To nie wygląda tylko na draśnięcie.

- Uwierz, że bywałem w gorszym stanie - syknął, gdy zbyt mocno zawiązał szmatę.

- Jeśli nie zdezynfekujesz tego, to niedługo wda się zakażenie.

- A co, martwisz się? - powiedział unosząc brew.

- Nie - warknęła - Czego ode mnie chcesz?

Nie odpowiedział, a jedynie wyjął z kieszeni spodni błyszczący przedmiot. Złote i jasno-niebieskie zdobienia rysowały wzory, jakie znajdowały się na srebrnej rzeczy. Na samym jego środku mieścił się klejnot, koloru szkarłatu.

Klucz!

Otworzyła szeroko oczy, a serce o mało nie wyskoczyło z jej piersi. Losy wędrowania pomiędzy dwoma światami był w tym kluczu, będącym teraz w rękach demona. Ścisnęła niezauważalnie dłonie w pięści.

Musi go odzyskać.

- Do tego właśnie - odwrócił się do niej, obracając kluczem wokół palców, niczym swoją własność.

Drań.

- Powiesz mi jak go użyć. Ja opuszczę ten świat i wszyscy będą szczęśliwi.

- A klucz?

- Oddam. Ej, spokojnie nie jestem taki zły. Zresztą nie masz innego wyboru. - odparł i ruszył w stronę wyjścia.

Mimo jego obietnic i, tak mu nie wierzyła.

Demonom nie można wierzyć, a co dopiero ufać. Są przeciwieństwem aniołów. Oni pragną jedynie władzy i rządzy krwi. Ich ciała od zawsze zdobiły różne tatuaże. Każde z nich znaczyło co innego. Jednak Hearthfilie zdziwił fakt, że on ich nie posiadał.

~*~

- Wskaż miejsce, gdzie to nastąpi.

Powiedział, gdy stanęli na krańcu latającej wyspy. Ku jej złości i bezradności, leżał daleko od Królestwa. A brak mostu jeszcze bardziej ją zdołował. Chcąc, nie chcąc będzie musiała tu poczekać aż wyleczy skrzydło.

Spojrzała w dół. Prócz chmur i ciemności, nic tam innego nie było. Istniała tam tylko pustka.

- Trzeba skakać.

- Co? - zdziwił się.

Westchnęła na jego pytanie i przetarła koniuszkami palców, powieki. Doprawdy inteligencją nie grzeszy. Ale bądź, co bądź jego ocena IQ, jest niższa niż ocena wyglądu zewnętrznego.

Skarciła się ponownie w myślach.

- Żeby otworzyć portal, należy w czasie lecenia w dół przy maksymalnie/...

- Czekaj, czekaj, czekaj! - przerwał jej - Nie chciałem, żebyś udzielała mi jakiegoś wykładu, tylko powiedziała jak żeby to - wskazał na klucz - pomogło mi dostać się na ziemię.

- Słuchaj, mnie też się to nie podoba zwłaszcza, że mnie do tego zmusiłeś, a raczej uprowadziłeś i postawiłeś warunki. Dobra... powiem to najprościej, jak to możliwe, by ten fakt dotarł do twojej małej główki - rzekła przesłodzonym głosem.

- Radzę lepiej, żebyś zmieniła ten ton, inaczej twoje życie skróci się tu minimalnie do zera - odparł tak samo jak ona.

Zdenerwował ją. Widziała, że ona go także, ale zachowała zimną krew i z pulsującą żyłką, wystawiła przed nim rękę.

- Podaj mi klucz.

- Jeszcze czego - prychnął.

- Tylko anioły mogą go używać, dlatego nie będzie ci on przydatny. Nie mogę latać, jesteśmy daleko od miasta, więc ci nie ucieknę.

Przymrużył oczy nieufnie, ale podał jej przedmiot. Kiedy ich palce ledwo się zetknęły wraz z kluczem, nagle przeszedł ich nieprzyjemny prąd, przez co oboje stracili równowagę, po czym spadli z urwiska. W samą ciemność.

Różowo włosy nie miał problemu z tym, po prostu rozprostował swe nietoperze skrzydła, lecz dziewczyna dalej złożyła się ku panującemu niżej mroku.

- Pomóż mi! - krzyknęła ledwo zmieniając pozycję, plecami u dołu.

- A co, sama nie potrafisz sobie pomóc? - zapytał lecąc metr nad nią.

- Dupku, chcesz się dostać na ziemię, czy stracić tą możliwość na zawsze!? - wrzasnęła mu prosto w twarz.

Po wypowiedzi Hearthfilii zamilkł, i nic nie mówiąc podleciał bliżej i objął ją ściśle w pasie. Nie była z tego faktu zadowolona, lecz nie miała innego wyboru i musiała z nim współpracować, a on z nią.

- Leć cały czas prosto i przyspiesz.

Po tym zaczęła szeptać do siebie nie znane mu słowa, a srebrny przedmiot, zaczął błyszczeć i powoli pękać, zaś kilka sekund później nim zderzyli się z mrokiem, wszystko wokół pokryło się bielą.

~*~

Z jękiem uniosła się na przed ramionach i spojrzała z pół przymkniętych powiek na chłopaka leżącego obok. Był nieprzytomny, zaś jego ekspresja wydawała się teraz spokojna.

W tej chwili mogła właściwie dostrzec u niego rogi, będące po obu stronach głowy oraz czarne floresy na licach i szyi, skrytych za wysokim kołnierzem. Delikatnie go odkryła, by spostrzec potem dużą bliznę ciągnącą się od karku po prawie, że gardło.

Ciekawiła się skąd ją nabył, lecz jej dalsze myśli zostały przerwane przez różowłosego, który się obudził. Ociężale podniósł się i z stęknięciem złapał się za ramię.

- Witam na ziemi - powiedziała nie kryjąc w głosie obojętności, po czym z jękiem złapała się za rękę.

- Nieważne. Coś ty mi zrobiła? - syknął odkrywając prawe ramię.

Na nim widniał nie znany mu dotąd znak, przypominający księżyc w nowiu, a w jego samym środku znajdowała się pół gwiazda. U dziewczyny było tak samo, tyle że był on na prawej dłoni. Oba były w kolorze złota.

- Sama tego nie wiem, idioto. Może to przez klu... KLUCZ! - z przerażoną miną, zaczęła patrzeć na wszystkie strony by go znaleźć, lecz na marne.

- Głupia, nie widziałaś jak pęknął, a jego części rozniosły się po zakątkach tego świata? A zresztą... - wstał, po czym rozciągnął się, przy czym w jego kręgosłupie coś skrzynkęło, przez co, skrzywił się - Tutaj nasze drogi się nareszcie rozchodzą, z czego jestem niezmiernie ucieszony - uśmiechnął się lekko i uniósł skrzydła ku górze w celu wystartowania.

- Nie pomożesz mi!? To i twoja wina za jego zniszczenie! - również się podniosła, zaciskając pięści.

- To nie moja sprawa, aniołku. - mruknął, patrząc na nią kątem oka.

- Nie nazywaj mnie tak! Ej, gdzie lecisz!? - krzyknęła, gdy wzbił się w powietrze.

- Jak najdalej od ciebie, aniołku! Yo! - zasalutował ze śmiechem, po czym zniknął wśród chmur.

- Wracaj tu, ty dupku! Słyszysz mnie!? - zaczęła biec w kierunku, w którym poleciał - Wracaj!

Biegnąc kilka minut, trafiła do lasu. Powoli się ściemniało, dlatego widoczność z ziemi, stawała się dla dziewczyny prawie niemożliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro