Kochaj by żyć, Żyj żeby kochać. 2/3
Oddech powoli jej się rwał, a po czole spływały pierwsze krople potu.
- Wracaj... - powiedziała już ściszonym głosem.
Niestety nie patrząc jak biegła, nie zauważyła wystającego kamienia, dlatego jej twarz i ciało spotkało się z gruntem. Ponownie się podnosząc, usiadła i zmęczonym wzrokiem oględziła swój stan.
Niegdyś biała sukienka, była teraz brudna od ziemi i trwały. Bose stopy zostały zadrapane i tak samo brudne. W niektórych miejscach lała się powolutku krew.
Westchnęła cicho i z trudem doczołgała się pod jedno z koron drzew, po czym oparła się plecami o pień. Podkuliła nogi pod brodę, zaraz po tym oplatając je rękoma.
Pociągnęła nosem, a sekundę później na jej licach, pojawiły się mokre ślady. Załkała przez brudny materiał, mocniej się otulając.
Na niebie pojawił się błysk. Kilka chwil, później po okolicy rozniósł się grzmot. Zaczęły spadać krople wody, a niedługo później rozpętała się burza.
- Dlaczego mnie to spotyka? Dlaczego tylko mnie zdarzają się takie rzeczy?
- Może dlatego, że przeznaczenie tak chce? - uniosła szybko głowę, na dźwięk nieznajomego jej głosu - A może, dlatego że czujesz samotność mimo że nie jesteś sama? Kto wie? Ale jedno jest pewne... Nic nie dzieje się przypadkiem, drogie dziecko.
Tym nieznajomym okazała się stara kobieta. Wyglądała na mniej więcej siedemdziesiąt lat, lecz przez panującą ciemność i zamglone oczy przez łzy , nie mogła bardziej tego określić. Siwe włosy spięte były w wysokiego koka, zaś ubiór starszej insynuował Hearthfilii, że jakby dopiero co wyszła z domu. W lewej dłoni, na której widniały zmarszczki, trzymała świecę oświetlającą panujące ciemności.
- Kim pani jest?
- Ja? Jestem tylko starszą emerytką, która słysząc czyjeś wołanie ruszyła w tamtą stronę, martwiąc się kto byłby taki głupiutki by chodzić w taki deszcz i porę po lesie. I jak widzę zastałam zagubioną dziewczynkę - schyliła się nieco marszcząc delikatnie brwi - A przepraszam, znalazłam młodą pannę - uśmiechnęła się - chodź dziecko, inaczej się przeziębisz.
~*~
W głębokich czeluściach podziemi, gdzie obecnie panowała grobowa cisza, w pewnej grocie u podnóża gór, młody mężczyzna przyglądał się szkarłatnemu zwierciadłu, obramowanego w srebrnej ramie, unoszącego się pionowo, przed nim. Czerwone tęczówki, z niecierpliwością oczekiwały na coś, co miało się niebawem stać.
- No proszę, proszę, kogo moje oczy widzą - rozbrzmiał głęboki głos w oświetlonym przez ogień, pomieszczeniu.
- Mistrzu.. - ukłonił się przed osobą będącej, po drugiej stronie lustra - udało mi się wydostać z tamtego miejsca. Miałeś rację co do miecza. Dalej jest we władaniu aniołów, zaś jego następca krąży wśród nich.
- Doskonale, mój uczniu. Ale jak mi wiadomo, wybraniec obecnie przybywa na ziemi, w dodatku nie może latać, a powrót do jego środowiska jest niemożliwy... Czy wiesz coś na ten temat?
Nie odpowiedział.
- Tak jak sądziłem. Zawiodłem się na tobie, a miałem co do ciebie wielkie ambicje. Jako generał mej armi, bądź... nawet moja prawa ręka.
- Wyrażam wobec ciebie skruchę, mistrzu i błagam o drugą szansę... - opuścił głowę, a przydługie kosmyki zasłoniły mu oczy.
- Znam Cię zbyt długo, Etheriusie i wiem, że robisz to by twój kochany braciszek, ponownie nie został ukarany, czyż nie? - zarechotał psychicznie, na w różowowłosym coś pękło.
- Jednakże ofiaruje tobie ostatnią szansę. Jeżeli zawiedziesz, Dragneel skończy swój żywot, zaś ty będziesz kolejny - wskazał na niego palcem - A twoje zadanie jest proste. Dziecinne wręcz.
Musisz uwieść, wybrańca.
Spojrzał na demona ze zdezorientowaniem.
- Demon... ma uwieść anioła? To jakaś kpina - warknął.
- Myśl co chcesz Etheriusie, lecz na to zadanie zostałeś przeze mnie wyznaczony. Dowiedz kim jesteś, a twój brat przeżyje.
Niech ci zaufa...
~*~
- Dlaczego mi pani pomogła? Przecież nie zna mnie pani.
- Mów mi Elenor. Może i jestem stara, ale młoda duchem! - powiedziała hardo, na co blondynka zaśmiała się i bardziej nakryła na siebie koc.
- Więc, niech mi pani mówi, Lucy - odpowiedziała, po czym wzięła łyka ciepłej herbaty.
- Lucy? Ładne imię. Nie wiedzieć, czemu ale mocno przypominasz mi pewną osobę, którą niegdyś także gościłam w swoim domu - mówiąc to, usiadła na fotel, znajdujący się blisko niewielkiego kominka, z którego iskrzył się ogień, a tuż naprzeciwko drugiego fotela, na którym siedziała złotowłosa.
- A możesz dokładniej mi opisać tą osobę, Elenor? - poprosiła.
- Mężczyzna. Wyglądał mi na czterdzieści, może z pięćdziesiąt lat. Elegancko ubrany jakby na przyjęcie się wybierał... Wychowany, a optymizm bił od niego na kilometr! Eh, lecz to było lata temu, a moja pamięć nie jest już tak dobra, a co?
- Po prostu, byłam ciekawa. Dziękuję, że ugościłaś mnie u siebie.
- Ależ nie ma za co, Lucy.
- A możesz mi powiedzieć, czemu nie mieszkasz w wiosce, tylko tu w lesie? - zapytała niepewnie, bojąc się konsekwencji swoich słów.
- To... Dosyć nieprzyjemny temat - zamilkła na chwilę i spojrzała na jaskrawe iskierki - Kiedyś mieszkałam w jednej przez długie lata, lecz gdy dowiedzieli się kim jestem, wręcz przepędzili mnie. Byłam młoda i zagubiona w swoich myślach. Nie wiedziałam, czemu dzieje się to tylko mnie i czy w ogóle odnajdę szczęście, mimo swojego pochodzenia i tym kim się stałam - zwróciła wzrok na blondynkę - ale z czasem zrozumiałam coś. Podjęłam decyzję, dzięki której znalazłam się tu i żyje do dziś.
- A...
- Jutro wszystko się ułoży, teraz idź się połóż, sama niedługo dołączę.
- Chciałam się tylko jeszcze spytać, czy wiesz może coś na ten temat? - podniosła prawą dłoń.
Siwowłosa patrzyła na to przez kilka sekund i krzyknęła gromkim śmiechem.
- Nie wiesz, co to jest? - zaprzeczyła, kręcąc głową - To jest... A zresztą, dowiesz się tego z czasem - uśmiech z jej ust nie schodził nawet na chwilę.
- Ale..
- Dobranoc! - rzuciła szarooka, po czym udała się do swojej sypialni.
~*~
Z samego ranka, kiedy słońce wzeszło, Hearthfilia stała tuż przed skromnym domkiem staruszki.
- To jeszcze raz chciałabym podziękować Ci za przygarnięcie mnie i rozmowę, Elenor - powiedziała dziewczyna.
- Na pewno nie chcesz czegoś na zmianę, dziecino? Podobno będą przymrozki w tych okolicach, a ty jesteś w tej samej sukience. A! I nie zapomnij o jedzeniu i kocu, które masz w torbie.
- Poradzę sobie, obiecuje.
- Ach ta młodzież... - machnęła ręką - Ano mam coś jeszcze dla ciebie.
Wyszła na chwilę, a nie minęła minuta, wróciła z czymś w dłoniach. Podeszła do blondynki i wręczyła ją. Była to książka. Okładka zrobiona ze skóry, gdzie w niektórych miejscach miała zadrapania, przez co wyglądała na dość starą.
- Kieruj tym, co ma w sobie zapisane, a znajdziesz to, czego szukasz - zaleciła.
Przyjęła podarunek i przyjrzała się jemu.
- Nie ma tytułu...
- Powodzenia, aniołku!
- C-co.
Zszokowana spojrzała przed siebie, lecz ku większemu zdumieniu dom zniknął wraz z Elenor, a sama Hearthfilia znalazła się na wysokiej polanie.
- Jak?
Zapytała, ale nic się nie stało. Ponownie zwróciła wzrok na książkę. Spostrzegła, że nie ma także na niej autora. Postanowiła dłużej się nie zastanawiać i otworzyła ją. Zrobiła to delikatnie, gdy pierwsza strona lekko się podarła.
- Ups...
Przewróciła zżółkniętą kartkę. Kolejną, i tak kilka razy.
Wszystkie były puste. Nic nie było na nich napisane.
Zmarnowana przysiadła na miękkiej zielonej trawie, po czym wróciła na pierwszą stronę.
- I jak ja mam dzięki temu znaleźć kawałki klucza? - jęknęła i spuściła głowę, zatapiając się w myślach.
Nagle księga, zaczęła się trząść. Zdziwiona spojrzała na nią, a raczej na litery pojawiające się na papierze.
~~~~~
Życie bywa niesprawiedliwe i od zawsze stanowiło największą tajemnicę.
Los lubi płatać figle. Zagadka w trzech regułach ukryta. Każda następna coraz trudniejsza się stanie.
Czas tyka. Król niebios duszy szuka, tej której skradło jego skarb.
Pomocy szukaj, nie baczaj na wygląd, lecz to co w sercu się kryje, a serce jemu swe oddasz.
Dwie dusze złączą się w jedno. Szczęście zagra im obojgu.
Lecz co dobre, nigdy nie trwa wiecznie...
Gdy nadejdzie żniw czas, jedno na granicy się znajdzie, przez zdradę drugiego.
Jak potoczą się dalsze ich losy?
Jedna z trzech, nadana będzie ci tajemnica.
Udaj się na północ. Tam, gdzie słońce nie sięga się kieruj, lecz miej świadomość podjętych decyzji.
Błyszczącej jaskini szukaj, a tam dotrzesz do celu swego.
~~~~~
Po przeczytaniu tego, tekst zniknął pozostawiając po sobie rysunek kompasu, który przebił się przez cienką powiechrznie i trafił w drugą dłoń blond włosej.
Czerwona wskazówka kręciła się chwilę, po czym zatrzymała się na lewej stronie.
Zwróciła wzrok w tamtym kierunku. Daleko, kreśliły się małe linie gór.
Droga wyznaczona. Czas ruszać.
~*~
- To chyba jakieś żarty.
Wysapała Lucy, kiedy dotarła do końca pewnej dziczy. Odgłosy sów oraz cicha melodia świerszczy, grała wraz z nadchodzącym zmierzchem.
- Chyba jednak chwilę odpocznę.
Przysiadła pod dużym dębem. Zielone liście i gałęzie, ruszały się razem z kolejnymi podmuchami wiatru. Zadrżała przez zimne powietrze, więc postanowiła wyjąć koc. Jednak ku jej zdziwieniu znalazła jeszcze gruby płaszcz oraz wysokie buty.
Rety... Ciekawe co tu jeszcze znajdę. Pomyślała, po czym nałożyła na siebie ubranie.
Pasował rozmiarowo prawie idealnie, może i był trochę za duży, lecz nie przeszkadzało to Lucy. Ułożyła się wygodnie i uniosła oczy ku górze. Niezliczona ilość gwiazd świeciła nad nią, przypominając jej o domu. Kilka łez spynęło po zarumienionym od mrozu policzku, ale szybko je starła i zamknęła oczy.
Niedługo potem, zasnęła.
~*~
Wspinając się po nierównym klifie, pokonywała ostanie metry, oddzielające ją od dotarcia do najbliższej groty. Na szczęście brązowookiej tutejsza śnieżyca, zakończyła się niedawno, dlatego nie musiała walczyć z siłami natury.
Skrzydło dalej nie wyzdrowiało, choć widać było już poprawę. Docierając do wskazanego przez księgę miejsca, oparła się przed ramionami o prostokątną powierzchnie, a następnie uczyniła to z nogami. Padając na plecy, patrzyła na błękitne niebo oraz lecące białe obłoki.
Wzdychając odwróciła głowę do wielkiej i ciemnej dziury w górze.
(...) Błyszczącej jaskini szukaj, a tam dotrzesz do celu swego.
Wyrecytowała ostatni fragment.
Mimo, że pierwsze słowo nie spełniłało tego odkrycia, to czuła że znajdzie tu pierwszą część klucza.
- Czas nagli.
Wchodząc do środka odpaliła krzemieniami, kawałek drewna. Idąc przed siebie, bacznie obserwowała coraz bardziej zacieśniające się wilgotne ściany. Wzdrgnęła się na dźwięk wdepnięcia w jedną z kałuż, od stopionego lodu. Nigdy nie lubiła takich pomieszczeń i była pewna, że tego nie polubi.
Od wejścia do jaskini, minęły dwie godziny. Do tego czasu Lucy nic nie zobaczyła, a korytarz ciągnął się dalej, aż do momentu, w którym przed jej oczami ukazały cztery inne drogi.
Zaniepokoiła się zaistniałą sytuacją, ale wzięła sprawy w swoje ręce i wyciągnęła prawą dłoń oraz wskazujący palec.
- Ene, due, like... Te. - padło na drugie od końca wejście.
Wchodząc zauważyła natychmiastową zmianę temperatury. Ciepło. Ale i tak dla pewności pozostała w swoim płaszczu.
Idąc i nie patrząc pod nogi, nie minęło kilka minut, a po chwili Hearthfilia straciła grunt i zaczęła spadać.
- Aa! - krzyknęła oraz odruchowo uwolniła skrzydła, lecz jedno z nich nie zareagowało przez co drugie nie miało tyle siły, by unieść swoją właścicielkę.
Wraz ze spadkiem, prowizoryczna pochodnia wyślizgnęła się jej z dłoni i zniknęła w czeluściach mroku.
Nagle poczuła, jak coś łapie ją mocno pod pachy i zatrzymał się, po czym wzbił się wyżej, lądując na drugim końcu drogi.
- Kim ty... TO TY! - wrzasnęła na widok teraz ciemnych różowych włosów.
- Łał. Zawsze się tak witasz, czy tylko tak na mnie reagujesz? - dogryzł jej, po czym w jego dłoni rozpalił się ogień, rozświetlając korytarz i ich postury.
- Skąd się tu wziąłeś? - syknęła, robiąc krok w tył.
- Dalej nie ufna?
- Jesteś demonem, a wam nie można zaufać.
- Ja jestem inny od reszty - powiedział poważniej.
- Dobre sobie i co jeszcze? Zmieniłeś strony?
- Powiedzmy, że stoję pomiędzy. Nie mam zamiaru wplątywać się w nie swoją wojnę i walcząc by jedynie ocalić siebie.
Wyraz twarzy złotowłosej złagodniał. Uznał to za dobry znak.
- Zapytam jeszcze raz. Skąd się tu wziąłeś?
- Powiedzmy, że lecąc natknąłem się na owe góry i spostrzegłem czarną plamę, którą okazałaś się być ty.
- I? Wcześniej zwiałeś mając mnie gdzieś, a teraz chcesz zgrywać bohatera?
- Musiałem coś przemyśleć..
Zmarszczyła brwi na wypowiedź, czerwonookiego.
- Znalazłeś mnie. Możesz ponownie odejść, nikt cię tu nie trzyma - odwróciła się i zaczęła iść w przeciwną stronę od niego.
- Czekaj! Chce pomóc! - zawołał biegnąc do dziewczyny.
Jednak szybko zderzył się z jej plecami, gdy stanęła.
- Chcesz pomóc?... - uniosła brew - to jest podejrzane, mimo że znam ciebie sumując pierwsze spotkanie, to około dwie godziny, to wiem że nie powinnam wierzyć w twoje słowa.
- Wiesz, jak to jest czuć się innym? Gdy reszta chociaż traktuje Cię jak równego to i tak czujesz, że tak nie pasujesz, dlatego też wolisz pracować solo - powiedział ściszonym głosem do jej ucha - I wiem, że również byś chciała odkryć tajemnicę tego znaku, jaki masz na prawej dłoni, zaś ja na prawym ramieniu.
Odruchowo złapała się za nią i mrurząc lekko powieki, spojrzała na niego kątem oka.
Cisza jaka teraz zapanowała, trwała chwilę, gdy głos Lucy odbił się echem po ścianach pomieszczenia.
- Zachowaj ode mnie odstęp, o odległości dwóch metrów.
Jednak i tak chłopak, nie zrobił tego co mówiła i szedł tuż obok, a ich ramiona ledwo się stykały.
- Etherius.
- Co?
- Tak mam na imię, ale mów mi po prostu Natsu - rzekł nie patrząc na nią.
- Dobra... Ja jestem../
- Wiem kim jesteś - spojrzała na niego sceptycznie - Ukrywając się, dowiedziałem się tego i owo, o was Luigi.
- Lucy!
- Jak zwał, tak zwał.
Od tej pory nie odezwali się już do siebie i brnęli dalej.
I jak ja mam niby się do niej zbliżyć!? Pomyślał Dragneel, grymasząc lekko.
Powoli zbliżali się do końca ścieżki, co sugerowała ściana będąca przed nimi. Nie tracąc ani chwili, pokonali szybko odległość, biegnąc po czym dotarli do naprzeciw ległej ściany.
Znajdowały na nim fragmenty w przedstawiające przekształcony obraz.
- Czyli co, zawracamy? - zapytał.
Dziewczyna nie odpowiadając, wyciągnęła z torby kompas. Zdziwiony patrzył na niego, a raczej na czerwoną wskazówkę, skierowaną centralnie w ścianę.
- To tu.
- Przecież tu jest tylko ściana.
- Ale może część znajduje się po drugiej stronie? Tylko jakby się tam dostać?
- Mam plan.
- Pięści tu niczego nie wskurają. A poza tym, konstrukcja groty jest krucha, jeśli za mocno uderzysz, to sufit się nad nami zawali.
- To co innego nam pozostało? - burknął, krzyżując ręce na piersi.
- Jak z dzieckiem...
Ponownie zwróciła się do obrazu. Coś jej tu nie pasowało. A raczej się nie zdarzało. Na samym środku, było czarne malowidło, w kształcie gwiazdy. Wtedy dostała olśnienia.
- Wzór... To układanka! Trzeba ją ułożyć!
Wręcz rzuciła się na to i zaczęła wszytko robić od nowa. Ułoży to od początku, tak aby powstało to co i ona i Natsu mają na sobie. Chłopak widząc poczynania blondynki, postanowił jej pomóc.
Chwilę później wkładając ostatni element, cała ściana zaczęła lśnić, po czym zniknęła nie pozostawiając po sobie nic. Czym prędzej weszli do środka, a pierwsze co rzuciło im się na oczy to wyrzeźbiony skalaktyt i stalagmit, ułożone jeden nad drugim, zaś pomiędzy ich czubkami leżał długi srebrny przedmiot.
- Odłamek!
Mówiąc to, podbiegła do niego, po czym delikatnie wzięła go w dwa palce - kciuk i wskazujący.
- Jeszcze tylko dwa - schowała go do torby i podeszła do różowłosego.
Nagle ziemia zaczęła się trząść, a ściany i sufit sypać. Chłopak natychmiast zareagował.
- Wiejemy!
Szybko wziął dziewczynę na ręce i używając skrzydeł, przeleciał wszystkie korytarze i nim głazy zawaliły wejście, w porę udało im się wydostać na powierzchnię.
~*~
Słońce powoli zachodziło. Niebo zmieniało barwy na ciemny granat, pojawiały się jasne punkty, a nocne zwierzęta ruszały na swe łowy.
Dragneel wylądował na łące, gdzie korony drzew nie zasłaniały nieba. Był zmęczony, bądź co bądź, leciał ile tylko miał sił i nim się obejrzał, byli już daleko od gór i z dala od tej groty.
Kiedy postawił Hearthfilie, padł plackiem na miękką trawę i westchnął ciężko, po czym przewrócił się na plecy. Gdy ciemność pochłonęła wszystko, wskazującym palcem rozpalił blisko ogień, by móc w razie czego go opanować.
- I co teraz? Masz jeden, a gdzie dwa pozostałe? - powiedział kładąc rękę na oczy.
- Trzeba czekać na kolejną wskazówkę. Ale to dopiero jutro. Chce chwilę odpocząć - mówiąc to, ziewnęła przeciągle, po czym położyła się metr od Dragneel'a.
Zaśmiał się na jej czyn i ściągając rękę z twarzy, spojrzał na blondynkę.
- Nadal mi nie ufasz.
Odwróciła głowę w jego stronę. Niepewność biła z brązowych tęczówek, a lica delikatnie się zaróżowiły. Widział u niej nie pewność, co nie mało go rozbawiło ale z drugiej strony uważał to też za słodkie.
W przeszłości wręcz kochał bawić się emocjami innych ludzi czy demonów. Jak wtedy jednym spojrzeniem potrafił rozkochać w sobie nie jedną kobietę, a samą posturą ciała wzbudzał zazdrość wśród mężczyzn. Tak, był i jest największym dupkiem, dla którego liczyła się wyłącznie zabawa i ryzyko. Charakter również pozostał mu bez zmian.
Lecz przestrzegał kilka zasad nadanych przez najwyższych, a już szczególnie tego jednego.
Nigdy nie brataj się z wrogiem. A już szczególnie z aniołem.
Jednakże miał zadanie do wykonania, mimo wielkiej niechęci i tego, że będzie musiał przebywać z blondynką.
Co prawda Hearthfilia pociągała go, a raczej jej kształty, gdyż charakter bardziej odpychał niż przyciągał. Doprawdy jak można być tak sztywnym i poważnym oraz nie ufać ludziom przez wygląd?
~*~
Następnego dnia, gdy świat budził się do życia, wraz z nim obudziła się Lucy. Czując przyjemny dla nosa zapach, podniosła się. Zobaczyła przed sobą różowowłosego, który obecnie obracał na prowizorycznym rożnie obrane ze skóry, ciało zwierzęcia. Na sam taki widok, otworzyła szerzej oczy i wstrzymała oddech.
- Co to jest!?
Ten spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem.
- Jak to co? Śniadanie - mówiąc to oderwał nogę zwierzęciu i wystawił w stronę Hearthfilii - Masz.
- Jestem wegetarianką - powiedziała przez zęby, próbując nie zwymiotować.
- A co ma zielsko do mięsa? Jedzenie to jedzenie, a jak ci nie pasi to niedaleko jest jezioro i złów sobie rybę.
- Ta, dzięki za radę.
Udała się we wskazane miejsce. Rzeczywiście leżało tam niewielke jezioro oraz pływały tam niemałe ale też i nie za duże ryby. Westchnęła podchodząc do brzegu, po czym zamknęła na chwilę oczy i wystawiła prawą rękę przed siebie.
- Niech się objawi złota broń: włócznia.
Po tych słowach, przed Lucy pojawiła się złota łuna światła, która z każdą mijaną sekundą wydłużała się, aż zmaterializowała się w broń, którą wzięła od razu w dłoń.
Otwarła powieki uśmiechając się przy tym.
- Czyli stara sztuczka nadal działa? - wyszeptała do siebie, po czym zaczęła "polować" swoje śniadanie.
Niczego nie świadoma, nie zauważyła jednak że cały czas była obserwowana przez Dragneel'a.
~*~
- To powiesz w końcu, gdzie znajduje się kolejna część, tego klucza?
Padło pytanie z ust Natsu który stał zniecierpliwiony obok brązowookiej. Nigdy nie lubił czekać ani nie robić nic.
Słysząc to prychnęła w myślach ale wyciągnęła księgę, po czym ją otworzyła. Na pustych kartkach zaczęły pojawiać się złote litery, które chwilę później przeobraziły się w tekst.
~~~~~~~~~
Istnieje legenda o Bogu mórz, Posejdonie. Swym trójzębem i mocą budził grozę u żeglarzy płynących po jego morzach. Jednym skinieniem mógł wywołać nieustanny sztorm.
Tajemnica skarbca swego spoczywa w głosie szumu cyklonu. Kieruj się na zachód, a tam odpowiedź drugiej zagadki odnajdziesz, lecz miej na uwadze jego dogłębność.
~~~~~~~~~
- Nic z tego nie rozumiem.
Podskoczyła w miejscu, na męski głos tuż obok swojego ucha, co wywołało śmiech u chłopaka.
- Idiota.
- No co? Nie poradzę, że jesteś strasznie płochliwa i łatwo cię wyprowadzić z równowagi.
Nagle poczuł na szyi zimny, a zarazem ostry metal. Zamilkł na oschłe spojrzenie z jej oczu. Płaszcz, jak i całe ubranie zmieniło się w zbroję, jaką nosiła na co dzień.
- Radzę Ci uważać na słowa, Natsu... Bo wtedy doigasz się, a ja nie będę już taka miła.
- Zapomniana magia? - wysapał, kiedy ostrze zbliżyło się bardziej do jego szyi - Sądziłem, że nie zobaczę tego u któregoś z waszych, a jednak pozory bywają mylne.
Puściła go, dzięki czemu znów mógł normalnie oddychać. Zbroja i miecz zniknęły, a wrócił wcześniejszy ubiór.
- Nie igraj ze mnie następnym razem. Inaczej z chęcią skróce twój żywot. Idziemy - odparła na odchodę pozostawiając go samego z myślami.
Zszokowany z zaistniałej sytuacji stał jeszcze chwilę napięty jak struna, jednak otrząsnął się i już nie tak pewniej ruszył za nią.
~*~
Podróż zajęła Dragneelowi i Hearthfilii trzy dni. Do tej pory żaden z tej dwójki nie odzywał się do siebie, po tym małym incydencie. Chłopak na początku nalegał by polecieć, lecz blondynka nie była zadowolona z tego pomysłu i się uparła by iść pieszo.
Idąc za wskazówką kompasa, dotarli do brzegu morza. Zimne fale, kołysały się cyklicznie lub nieregularnie, a kończyły się na piaszczystej plaży. Dziewczyna powoli weszła do wody, a następnie spojrzała na czerwoną strzałke. Kierowała się ona na wprost. Na zachód.
- Trzeba będzie lecieć - zwróciła się do zniecierpliwionego czerwonookiego.
- No nareszcie! - mówiąc to rozłożył swe nietoperze skrzydła, po czym podszedł do Lucy, która również rozłożyła swoje, które były pokryte białymi piórami. Posłał jej zdziwione spojrzenie.
- No co? Prawe skrzydło już powinno być sprawne - na dowód tego ruszyła nim, ale skrzywiła się potem na znak delikatnego bólu.
- Na pewno, twoja mina mówi co innego.
- A ty coś taki zatroskany się zrobił? - uniosła brew.
- A co? Jak chcesz mogę grać nie czułego sukinsyna, a wtedy o mojej pomocy możesz zapomnieć - posłał jej cwany uśmieszek.
- O żadną pomoc po pierwsze cię nie prosiłam, w każdej chwili możesz spokojnie odlecieć - zmarszczyła brwi, po czym uniosła się nad ziemią.
Mozolnie jej to szło, zwłaszcza że skrzydło nie mogło funkcjonować jak poprzednio, przez co było powolniejsze. Westchnął w duchu i polatując do niej, chwycił ją za ramię.
- Poradzę sobie.
- Nie marudź.
~*~
Lecieli z godzinę, pokonując kolejne kilometry. Ciężkie chmury panowały na niebie, zwiastując nadchodzącą burzę. Jednak to ich nie obchodziło. Teraz liczyło się dotarcie do swojego celu, jakim był cyklon znajdujący się kilkanaście metrów od nich. Będąc tuż nad nim, zatrzymali się.
- Trzeba będzie się zanurzyć.
- Co? Nie ma mowy! - zaprzeczył.
- Oo, czyżby ktoś tu się bał morza? - zachichotała.
- Nie, po prostu za nim nie przepadam - naburmuszył się i ścisnął mocniej dłoń na delikatnej skórze Hearthfilii.
- Jak tam chcesz ja płynę - wyszarpała się, po czym składając skrzydła zanurzyła się w oceanie.
Ten zaś dalej znajdował się nad nim, bijąc się z myślami.
Kiedyś gdy był na ziemi z powodów osobistych, dla żartów chciał podgrzać wodę w jakimś jeziorze, gdzie pływali ludzie, lecz wtedy nie spodziewał się, że w trakcie knucia i realizacji swego planu, poślizgnie się i padnie w sam środek gorącej do czerwoności wody.
Jego dalsze przemyślenia zostały brutalnie przerwane przez grzmot pioruna, który pojawił się tuż obok niego. Zdegustowany ponownie spojrzał, pod siebie. Zaciskając mocno powieki i pięści, oraz biorąc głęboki oddech zrobił to samo co blondynka, a chwilę później znalazł się pod wodą i zaczął płynąć wraz z nurtem cyklonu.
Znalazł ją. Jak ruszając sprawnie rękoma i nogami, płynęła coraz głębiej by dotrzeć do samego dna oceanu. Dogonił blondynkę, używając dodatkowo swoich skrzydeł i obejmując ją w pasie, szybko znaleźli się na dnie.
Dzięki lepszemu wzrokowi zauważył w pobliżu grotę zarośniętą bujnymi wodorostami, i tam skierował się razem z dziewczyną. Przedzierając się przez nie, znaleźli się w zupełnie innym miejscu, za jakie oboje myśleli. Zamiast kolejnej małej wilgotnej przestrzeni, wyrzeźbionej przez naturę, zobaczyli dostojnie zrobione i obszerne pomieszczenie, przypominające świątynie [coś na podobiznę świątyni w Rzymie... Jak w takiej bajce Herkules XD].
Wszędzie leżały najróżniejsze zabytki, czy to złoto, czy jakiś równie drogocenny przedmiot.
- Wow... - wymknęło się różowłosemu i wtedy zorientował się iż nadal są pod wodą, a tlenu powoli brakowało mu w płucach. I nie tylko jemu.
Wtedy też Lucy zobaczyła łune światła nad ich głowami. Dźgnęła chłopaka łokciem, po czym palcem wskazała na owe zjawisko nad nimi. Nie zastanawiając się dłużej popłynęli tam. Okazało się, że na samej górze była pusta przestrzeń, dzięki czemu wynurzyli się i mogli w końcu nabrać świeżego powietrza.
Blondynka opierała się dłońmi o jego tors, zaś on trzymał ją mocno za talie.
- Znaleźliśmy skarbnice Posejdona. To tu leży, gdzieś drugi odłamek - poinformowała go, patrząc na świecącą na żółto neonową roślinę, rosnącą nad wodą.
- Ta, ale pytanie gdzie ono jest. To jest zbyt duży obszar, a jak mi wiadomo to tobie się nieco spieszy.
Przeniosła wzrok na jego niego, a ich spojrzenia skrzyżowały się.
Znowu to uczucie... Przeszło przez głowę Lucy.
Znowu poczuła na sobie te przeszywające na wskroś, szkarłatne niczym krew, a jednocześnie pociągające tęczówki. W tych odmętach czerwieni skrywały się tajemnice. Sekrety, o których nie mógł się nikt dowiedzieć. Cała osoba Dragneel'a była samą zagadką. Nigdy nie sądziła, że będzie w stanie komuś tak zaufać. A już szczególnie jemu.
Temu, kogo od pierwszego spotkania znieniawidziła całym sercem.
On w tym czasie dalej wpatrywał się w te brązowe niczym kora drzewa oczy. Miały one w sobie coś, czego on nie mógł dokładnie określić, lecz widział w nich również wiele splątanych ze sobą emocji - nienawiść połączona z cieniem niepewności jak i iskry tajemnicy.
Nie wiedząc nawet jakim sposobem i kiedy, lecz zbliżyli się do siebie, a ich nosy lekko się o siebie ocierały. Wraz z tym poczuł, jak jego narząd pąpujący krew, zacznie przyspieszył. Razem z tym na jego jak i jej lica wkradł się rumieniec.
Nie rozumiał co się z nim dzieje i kto za tym wszystkim stoi, ale mimowolnie jego głowa pochyliła się nieco bardziej, a usta już miały się dotknąć, jednakże w porę zdrowy rozsądek Hearthfilii zareagował i nim doszło do czegoś poważnego, zasłoniła jego wargi dłonią.
- Mamy misję... - odparła ściszonym, łagodnym głosem.
Ten jakby dostał z liścia, wyrwał się z transu, po czym oddalił znacznie swoją twarz od Lucy. Rumieniec nie schodził im z policzków nawet na moment.
- Tak - odparł równie cicho i puścił blondynkę, zaś ona zabrała ręce z jego ciepłej klatki piersiowej.
Oboje w tym samym momencie nabrali głęboko powietrza, a niecałą chwilę później ich postury zniknęły pod wodą.
Rozdzielili się by móc przeszukać jak najwięcej zakamarków oraz by skrócić czas jaki nieubłaganie upływał.
*PERSPEKTYWA LUCY*
Gdzie do cholery mógł znajdować się ten odłamek?!
Odkąd zaczęliśmy poszukiwania, minęło kilka godzin. Skąd to wiem? To po prostu moje przeczucie, które niegdyś mnie nie zawiodło. Podnosząc kolejne skarby, jakie tu się walały, zauważyłam jak Natsu, po raz kolejny wypływał na powierzchnię by zaczerpnąć powietrza.
Na samą myśl co tam mogło dojść, gdyby nie mój refleks spłonęłam rumieńcem. Na całe szczęście on nie mógł tego zobaczyć, gdyż był za daleko od mnie i plecami w jego stronę.
Nadal czuje to ciepło pochodzące od niego i jego dłoni na moich biodrach i talii. Gdy gorący oddech owiewał moją szyję, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy... Czemu o tym przez ten cały czas myśle? Czemu moje serce tak szybko bije, kiedy tylko wspomnę sobie jego osobę czy jego głos.
Co się ze mną dzieje?
Przecież powinnam go nienawidzić. Uprowadził mnie. Przez niego miałam zwichnięte skrzydło i byłam wręcz skazana na jego łaskę, a gdy znaleźliśmy się na ziemi to zostawił mnie na pastwę losu oraz niespodziewane zniszczenie i zaginięcie klucza, uniemożliwiło mi dostanie się do domu.
To wszytko przez niego.
Nie znoszę go.
Nienawidzę!
Więc Boże, czemu moje serce podpowiada mi żebym mu zaufała, a rozum odpowiada sprzeciwem?...
Nagle poczułam jak różowo włosy łapie mnie za ramię i nakazuje gestem bym popłynęła z nim w górę. Bez zbędnych szczegółów, zrobiłam to i chwilę później zaczerpnęłam tlenu, a następnie spojrzałam pytająco na Dragneel'a.
- Wody przybywa coraz więcej.
- Co? - zszokowana odruchowo zaczęłam rozglądać się po otoczeniu.
Rzeczywiście byliśmy teraz bliżej tej świecącej rośliny, czyli że nie pozostało nam już zbyt wiele czasu na dalsze poszukiwania.
- Znalazłem ukryte przejście, lecz jest zabarykadowane przez złoto i kilka kamieni. Zapewne tam jest część klucza. Niestety nie widzę innej opcji.
- Czyli nie mamy innego wyjścia i muszę zaufać twojej intuicji?
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale moje przypuszczenia zawsze się spełniały - skąd ja to znam...
- Więc na co jeszcze czekamy? Prowadź.
*[NARRACJA TRZECIOOSOBOWA]*
Znaleźlk się na pewien samym dnie tego wszystkiego. Na prawdę było tam ukryte przejście, lecz dostanie się tam uniemożliwiło im te skarby. Hearthfilia zorientowała się że odkrył to wejście już dawno, sądząc po odgarniętych przedmiotach, dzięki mieli połowę roboty za sobą.
Nie tracąc już ani chwili wzięli się do pracy.
~*~
Po pewnym czasie, udało im się w końcu przedrzeć do przejścia, lecz przed popłynięciem dalej, musieli ostatni raz wypłynąć na górę.
Jednakże będąc już na powierzchni, wody przybrało znacznie więcej dlatego jedynie co udało im się zrobić, to wynurzyć tylko twarz.
- Czyli to już ostatnia tura? - zażartował, lecz przestał gdy spotkał na sobie groźne spojrzenie brązowookiej.
- To nie jest śmieszne. Musimy odtąd oszczędzać powietrze jakie nabierzemy, inaczej jedno z nas się utopi.
- No to nie ma już gadania i kończmy to zadanie!
Biorąc głęboki wdech, woda zakryła całą dotychczasowo pustą przestrzeń.
Przepłynęli przez odkrytą drogę i wpłynęli do środka. Ta sama sceneria, jaka była w jaskini, gdzie leżał pierwszy odłamek. I tak samo jak wtedy, Hearthfilia podpłynęła do będących na środku pomieszczenia, kamieni po czym najdelikatniej jak umiała, wzięła w palce odłamek.
Była to dolna część klucza. Pozostała jeszcze tylko górna.
Nagle wszystko wokół zaczęło się trząść, a dotychczasowo uśpione skały, zrywały się z miejsc i zaczęły spadać na dno, tworząc białą otoczkę piany.
Czym prędzej wypłynęli z tamtąd, lecz niefortunnie jeden z kamieni, miał uderzyć w blondynkę, jednakże w porę zareagował chłopak i odepchną ją biorąc na siebie to uderzenie.
- Natsu! - zakryła dłońmi usta, gdy wypowiedziała jego imię na głos.
Widziała go. Jak od nagłego ataku,
zamknął oczy i przestał się poruszać. Migiem znalazła się obok niego i biorąc jego rękę przez kark, użyła ostatniej deski ratunku.
Miała gdzieś, co później stanie się jej stanie, teraz liczyło się to by wydostać się z tego chaosu. Chowając odłamek do torby, uniosła swe skrzydła i zaczęła nimi ruszać jak podczas lotu.
Nim kolejne głazy zasłoniły Lucy wyjście z tej jaskini, udało jej się pokonać przeszkodę. Czuła duże obciążenie na szyi, jak i ból kończyn, lecz zignorowała to i płynęła dalej. Powoli brakowało jej powietrza, i znurzenie opanowało ją, ale nie mogła teraz się poddać.
Wynurzyła się ze słonej wody oceanu i dalej lecąc skierowała się tym razem na wschód. Tam skąd ruszyli. Z dala od tego przeklętego miejsca.
~*~
Kiedy ujrzała ląd, nie posiadała się z radości, dlatego o ile to było w ogóle możliwe przyspieszyła lotu. Jednak radość tak szybko jak się pojawiła, tak szybko znikła, gdy tylko docierając do brzegu, ułożyła Dragneel'a plecami na trawie, graniczącej z piaskiem.
Sprawdziła jego oddech. Zamarła, gdy go nie poczuła. Wiedziała co musiała zrobić w takiej sytuacji, i właśnie przez to na jej twarzy po raz kolejny wykwitł czerwony kolor. Nie miała wyjścia albo wstyd zapanuje nad nią, przez co chłopak umrze, albo przemognie się i uratuje.
Chyba nie będzie tego pamiętał, prawda?
Zaczęła dłońmi uciskać w klatkę piersiową, czerwonookiego. Tam gdzie linie mostka, kreśliły znak "X".
- Dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć, trzydzieści!
Odchyliła jego głowę, po czym zatykając mu nozdrza oraz cały czas trzymając głowę, wykonała dwa wydechy i sprawdziła czy klatka się unosi. Nie pomogło. Ponowiła tą procedurę raz jeszcze, jednak bez radnych rezultatów.
- No dalej idioto - ponownie zrobiła dwa wdechy - Pokonała cię zwykła woda!? - nie wytrzymując walnęła go z pięści centralnie w mostek.
I wtedy też chłopak zaczął się krztuścić. Ulżyło jej na sercu. Nie była pewna swej decyzji, działa odruchowo. Oddech Dragneel'a stał się miarowy, powoli otwierać oczy. Jednak pierwszym co zrobił to nie było spojrzenie na blondynkę, lecz na gwieździste niebo.
- Gdzie jesteśmy? - spytał z chrypliwym głosem.
- Tam skąd przybyliśmy, czyli na brzegu.
- Mhm - kiwnął lekko głową na znak zrozumienia - Nigdy więcej takich przygód pod wodą - zadeklarował poważnie.
- Spoko. Miejmy nadzieję, że ostatnia część nie jest znowu w okolicach morza - zaśmiała się cicho.
- Oby. Powiedz, co się mi stało.
- Uratowałeś mnie, znowu... Straciłeś przytomność, zaś ja wyciągnęłam nas na powierzchnię i najszybciej jak umiałam przyleciałam tu. Wtedy też się obudziłeś - skłamała po części mówiąc ostanie zdanie, nie mogła mu tego powiedzieć.
- Rozumiem - tym razem zwrócił się ku niej z niebezpiecznym błyskiem w oczach - Czyli sumując uratowałem ci skórę z dwa razy - wyszczerzył się na swój sposób.
- Z czego ja jeden.
- Co nie zmienia faktu, że chcę mieć jedno życzenie za ratunek.
Zastanowiła się chwilę.
- Jedno?
- Tak.
- Dobrze. Więc czego chcesz?
- Ej, ej, ej wolnego. Nigdzie mi się na razie nie spieszy, z tym życzeniem. Co teraz?
- Szczerze to nie wiem... Księga zmokła więc trzeba czekać aż wyschnie.
- Czyli chwilowy fairant? Mnie pasuje.
- Śmieszne. Bardzo - prychęła pod nosem.
- No to co? Wypad na tutejsze miasto? - wyszczerzył się w cwaniackim uśmiechu.
- Nie podoba mi się ta mina. Co ty knujesz?
- Wystąpimy do baru. Nie wiem jak tobie, ale ja stęskniłem za normalnym jedzeniem.
Na udowodnienie, nieokreślony dźwięk wydostał się z jego brzucha.
- Burza idzie? - spytała kąśliwie.
- Dobre sobie - podniósł się do pozycji stojącej - Idziemy!
~*~
- Czy ty wiesz, gdzie w ogóle idziemy?
Burknęła Lucy, kiedy zobaczyła po raz drugi ten sam znak jaki mijali jeszcze kwadrans temu. Była zmęczona i najchętniej od razu padłaby na ziemię i już by nie wstała aż dopóki, by się nie wysłała, lecz Natsu miał co tego inne zdanie. Skutecznie nie pozwalał dziewczynie zasnąć, każdą możliwą metodą, jednak poskutkowała jedna. Rozmowa. O wszystkim, a zarazem o niczym. Zaś w tym czasie także klepał ją mocno po plecach, śmiejąc się czasem ze swojego żartu, bądź historii, a Lucy myślała, jak to możliwe, że jeszcze przez takie uderzenia nie wypluła sobie płuc.
- Aye! Uwierz, wiem którędy idę, więc nie mam pojęcia po co w ogóle dali te tabliczki? Przecież to oczywiste, gdzie, co jest!?
- Jasne... Proponuję, dla odmiany iść prosto, a nie cały czas w lewo.
Miała dość. I on to wiedział, przez co perfidnie to wykorzystywał i nie krył się z tym. Nawet zagroził, że jeśli choć na chwilę zamknie oczy to namaluje jej coś na twarzy!
- W sumie...
Nie całe pół godzinę później, znaleźli się na obrzeżach nie wielkiego miasteczka, o nazwie Magnolia.
Pięknie tu. Pomyślała, gdy zobaczyłam tutejsze aleje, które mimo tak później godziny to ich sam wygląd zabierał wdech w piersi.
- Chodź, niedaleko powinien być tu jeden z najlepszych barów w Magnolii.
- Skąd to wiesz?
- Dzięki hałasom, dobiegajacym gdzieś... w tę stronę - wskazał na wprost kciukiem.
- Aha.
Nie mówiąc więcej ruszyli w tamtą stronę. Światła lamp oświetlały panujące ciemności, dzięki czemu można było dostrzec z daleka ogromny budynek, zrobiony z drewna i kamienia. Samą konstrukcją przypomniał wręcz zamek z sądząc po kilku niewielkich na nim wierzach, i flagi która unosiła się wraz z wiatrem.
- Fairy Tail... Ogon wróżki? To na pewno bar, a nie co innego? - przeczytała wielki napis, znajdujący się nad metalową bramą.
- Nie. To tu. Teraz ty zdaj się na mnie, zaufaj mi - wyciągnął w jej stronę prawą dłoń, ponownie się szczerząc od ucha do ucha.
Hearthfilia nie mając nic do stracenia, niepewnie wystawiła swoją i nim się obejrzała, znalazła się w środku budynku. Panował tu istny harmider. Wszędzie walały się kufle po piwie, a na prawie że samym środku rozegrała się niewielka bójka. Dodatkowo w powietrzu unosił się nieprzyjemny dla nosa zapach dymu papierosowego. Ale ogólnie rzecz biorąc, pomieszczenie wydawało się przytulne. Biło od niego coś czego nie potrafiła do końca zrozumieć.
Tak jakby... Ciepło rodzinne?
- Tylko nie zwracaj na siebie uwagi - rzekł chłopak rozglądając się.
- I kto to mówi - miał na sobie przecież płaszcz, który zbyt zwracał na siebie uwagę.
- Normalnie jak w domu! - zawołał radośnie różowo włosy, po czym pociągną dziewczynę wgłąb budynku. - Brakuje tu tylko kilku drobiazgów.
- W jakim sensie mam rozumieć "kilku drobiazgów"?
Ten z cwaniackim uśmiechem, zbliżył się do jej ucha, po czym szepnął:
- Chętnych kobiet.
Momentalnie zrobiła się cała czerwona. Nie ze wstydu, lecz z ogarniającej ją teraz złości. Dość mocno przyłożyła Dragneel'owi siarczystego liścia i już miała wychodzić, ale ktoś złapał ją za ramię i zaprowadził do baru.
Zaskoczona spojrzała na owego osobnika, kim okazał się być mężczyzna. Kruczoczarme przysługuje włosy, opadały mu na wszystkie strony tworząc wręcz artystyczny nieład, zaś grzywka zasłaniała mu prawe oko, koloru zieleni. Nie wyglądał staro, bardziej w jej wieku, a jego sylwetka świadczyła iż dużo ćwiczył.
- Podać coś, panience? - zapytał barman stojący za ladą. Wyglądali podobnie, zwarzywszy na wygląd.
- Ja...
- Kiro, postaw nam po shocie! Ja stawiam!- odpowiedział za nią zadowolony zielonooki.
Barman kiwnął głową i już po chwili na blacie postawione było sześć kieliszków z trunkiem. Chłopak za jednym zamachem, wypił swoje trzy i zwrócił swój wzrok na blondynkę. W tym czasie barista uzupełnił mu naczynia.
- No więc, co przywiało tu taką uroczą dziewczynę.
- A po co ci ta wiedza? - wzięła do ręki jeden z kieliszków, po czym oprużniła je.
- Nie wyglądasz na tutejszą. Powiedz mi, skąd jesteś?
- Z daleka - odparła chłodno z zaróżowionymi licami.
Nigdy nie miała mocnej głowy do takich rodzai alkoholu, dlatego starała się jak najmniej tego pić, inaczej urwie jej się film, a znając samą siebie na pewno zrobi coś głupiego. Nagle zrobiło jej się słabo. Całe otoczenie zaczęło się zamazywać. Rumieniec na niegdyś bladych policzkach powiększył się wraz z nową dawką promili we krwi.
- Wiesz... - urwał zbliżając swoją twarz do jej. Za blisko. - Jesteś bardzo tajemnicza - chwycił jej dłoń, i gładził kciukiem jego zewnętrzną część. - A to co tajemnicze jest intrygujące, a jednocześnie podniecające.
- Panu już podziękujemy.
Mężczyzna nim się obejrzał został uderzony pięścią w twarz, przez co wylądował na panelach kilka metrów od dziewczyny i drugiego osobnika. Jednakże taka sprzeczka nie zwróciła na siebie uwagi przez obecnych tu ludzi.
Gniew emanował ze szkarłatnych tęczówek, zaś pionowe czarne źrenice, spowodowały że były adorator aż się skulil ze strachu od samego wzroku.
- ... Natsu~ ? - spytała z pociemnionymi oczami.
- Mówiłem Ci żebyś się nie rzucała w oczy - syknął łapiąc ją za nadgarstek i ciągnąc do wyjścia.
- Aa tobie cu~ tak zależy z kim rozmawiałam~ hmm? [niestety nie potrafię zbytnio pisać mowy pijanych ludzi.. dop.aut.] - wyrwała mu się, gdy opuścili mury baru - Poza tym myślałam, że ktuś ci w tym czasie obciąga! - krzyknęła wręcz prosto w jego twarz
- Aż tak uważasz mnie za parszywego dupka, że sądzisz że prześpię z każdą napotkaną kobietą? - przydusił Hearthfilie do murowej ściany, kładąc ręce po obu stronach jej głowy, a sam zbliżył się tak, że stykali się nosami - Że nie liczą się dla mnie żadne emocje? Że robię to wszystko, by cię bardziej wkurwić? To ci powiem, mylisz się - warknął patrząc prosto w powiększone źrenice dziewczyny.
Czuł od niej woń alkoholu, i to że jest pijana i nie wie co robi, lecz wkurzyła go i to niemało. Wiedział, że zapomni. Że ta chwila nie będzie dla niej istnieć. Czuł, że jeśli zaraz tego nie zrobi to wybuchnie...
Kłebiące się w nim emocje doprowadzały go do szału. Grał kogoś kim nie był, ale jednak nie czuł się z tym źle. I to go najbardziej przerażało. Do tego czasu stał się kimś zupełnie innym niż był wcześniej.
- Natsu... Co ty robisz? - spytała ściszonym głosem, gdy jego dłoń znalazła się na jej głowie. Przeczesywał palcami złociste włosy, zaś druga znalazła się na talii, pnąc się ku górze, aż złapała dziewczynę za podbródek.
- A jak ci się wydaje? - odparł równie cicho, muskając ustami prawie niedotykalnie z jej wargami.
Zgardła brązowookej wydobył się jęk, gdy jego dłoń przeniosła się z blond włosów, na lico gładząc je opuszkiem kciuka.
- Dlaczego?...
- Kto to wie? - odpowiedział pytaniem, a następnie złożył delikatny pocałunek na jej czole - Śnij i zapomnij.
- Co..?/
Nie dokńczyła zdania, gdyż nagle poczuła jak słabnie. Jak powieki stają się ciężkie, a jej umysł obległ sen. Nim Lucy dotknęła ziemi, w tym samym momencie została uratowana przez silne ramiona chłopaka.
Biorąc kruche ciało na ręce, skierował swe kroki ku bramom miasta. Przechodząc przez nie rozejrzał się wokół czując, że ktoś go obserwuje jednakże niczego ani nikogo nie zauważył. Z kamienną miną, ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Idąc do miejsca, do którego nikt nie miał prawa wstępu.
Do miejsca, gdzie panuje śmierć i chaos.
Do miejsca, gdzie znajduje się ostatni fragment.
~*~
Nie spała już od kilku minut. Przez gwałtowne pulsowanie głowy, nie była nawet w stanie otworzyć oczu, by sprawdzić gdzie jest. Samo myślenie przyprawiało ją, o jeszcze większe bóle czaszki. Skrzywiła się słysząc w pobliżu czyiś śmiech. Wtedy też zorientując się do kogo należy, uchyliła szeroko powieki z co było kolejnym błędem.
- Czyżby kacyk?
- Zamknij się - rzekła przez zaciśnięte zęby i złapała się za czoło. - Gdzie my jesteśmy?
- Hmm, sądząc po wysokich drzewach i bujnej roślinności z to obstawiałbym las.
- Nie czas na żarty.
- Ile pamiętasz, z wcześniejszego wieczoru? - zmienił szybko temat, idąc powolnym krokiem w jej stronę.
- W sumie prawie nic... - stanął dwa metry od niej, gdy ta z trudem się podniosła - Pamiętam, jak szliśmy do tego budynku. Potem dałam ci mocno z liścia - spojrzała kątem oka na niego - a później ktoś mnie przyprowadził wprost do baru, a następnie... pustka.
- Mhm. To co? Wyciągasz tą książkę i szukamy dalej?
- Sprawdzę i przysiąde na chwilę. Nie potrafię myśleć będąc na kacu.
Wyjęła księgę z torby. Westchnęła widząc zafalowany papier, spowodowany wilgocią kiedy byli pod wodą.
Otworzyła ją na pierwszej stronie, tam gdzie właśnie pojawiał się tekst, jednakże ku jej zdziwieniu, księga zaczęła się nagle trząść w jej dłoniach.
Wtedy też na papierze pojawiło się czerwone światło wymieszane z czernią. Ono wytworzyło zaś jedno słowo. Tego którego obawiała się najbardziej. Już na początku zrozumiała czemu, książka wyznaczyła demona, jako towarzysza Hearthfilii.
~~~~~~
Piekło.
~~~~~~
Chwilę później tekst zniknął, tak samo jak książka, którą pochłonął ogień, który pojawił się znikąd.
- Widziałeś.
- Czyli to było już od samego początku, zaplanowane. Eh.. to tak jakby ktoś bawił się naszym życiem - syknął chłopak, przecierając opuszkami palców, oczy.
- Wiesz gdzie może być ten odłamek?
- Podejrzewam. Ale to by oznaczało, że trzeba udać się...
- ... Do świata podziemi.
- Dasz radę polecieć na własnych siłach?
- Tak.
~*~
Wiżące powietrze dotarło się do płuc blond włosej. Samo przebywanie w tym miejscu spowodowałoby duszności u przeciętnego człowieka. Krwistoczerwona ciecz spływała z niewielkiej góry niczym wodospad. Wokół nic poza suchym, a jednocześnie twardym i ciemnym podłożem, nie było. Żadnej roślinności czy żywej duszy.
Dziewczyna wyjrzała niepewnie pod półkę skalną, gdzie spokojnie płynęła rzeka lawy.
Tym właśnie był wulkan. Drogą prowadzącą do nicości.
- Nie ma innego sposobu by się tam dostać?
- Niestety. To jedyne przejście, tak samo jak podobnie jest u ciebie. Tyle, że ja nie muszę używać klucza.
- Dobra. To co teraz, jak dotrzemy?
- Skaczemy.
Wyłupiła oczy w stronę Dragneel'a.
– Co!? Oszalałeś!? To mnie prędzej zabije niż przeprowadzi!
– Nie mam zamiaru słuchać twoich sprzeciwów. Lawa cię nie zabije, to taki rodzaj bramy. Tyle że wygląda strasznie, dlatego nie miewamy u siebie intruzów – zaśmiał się.
– Jaką mam pewność, że to mnie nie upiecze, kiedy tam skoczę?
Obrócił się w jej kierunku. Przez ten cały czas nie odrywała wzroku od powoli płynącej, gorącej cieczy. W oczach tlił się dotąd skrywany głęboko strach. Podszedł do niej i stanął za plecami, po czym chwycił ją za biodra. Zdziwioma jego gestem, chciała coś powiedzieć, lecz wyprzedził ją, mówiąc szeptem do jej ucha:
– Ochronie Cię, więc nie musisz się martwić. To będzie tylko chwila, zaś ja cały czas będę przy tobie.
Zadrżała, kiedy oplutł jej brzuch rękoma, w geście przypominającym przytulenie, po czym uwolnił swe skrzydła.
Wtedy poczuła ciepło jakie ją otuliło. Pełne poczucia bezpieczeństwa oraz dotąd nieznanego jej uczucia. Skłamałaby, gdyby powiedziała że nic do niego nie czuje.
Im bardziej chciała odpędzić od siebie wszystkie znaki – emocje, które wyczuwała, gdy tylko był w pobliżu, te wracały ze zdwojoną siłą.
To niedorzeczne. Mówiła do siebie.
Nie wierzę w to.
Ja go przecież nienawidzę.
To wszystko przez niego.
Przez niego teraz tutaj jestem.
Przez niego, klucz jest w rozsypce.
Przez niego nie mogłam latać ani jak się bronić.
Przez niego los całego Królestwa nieba spoczywa w moich rękach.
NIENAWIDZĘ GO!
Więc dlaczego...
Ja...
– Ufam Ci.
Uniosła głowę, by spojrzeć w jego oczy. Ich twarze dzieliło jedynie kilka milimetrów. Każde czuło na sobie oddech drugiego.
Bum, bum.
Ona, zagubiona w tych czerwonych tęczówkach, mające w sobie wiele tajemnic z które zapragnęła odkryć odkąd zobaczyła je po raz pierwszy. Iskrzył się w nich ogień, który rozpalał ją od wewnątrz, na co zarumieniła się.
On, pochłonięty w tym brązie. Posiadały one w sobie pewien błysk, który nie pozwalał mu się od nich ani na moment oderwać. Jak gwiazdy, na które spoglądał w każdą noc.
Bum, bum.
Nieświadomie zbliżali się do siebie. Serca grały we wspólnym rytmie, tworząc magiczną melodie. Odruchowo dotknęła jego lica dłonią unosząc kąciki ust, tworząc łagodny uśmiech. I on to uczynił. Tylko jeden cel teraz dla nich się liczył.
Ta zakazana pokusa trwała zbyt długo. Wiedzieli, że to co robią było sprzeczne ich prawu, lecz mieli to w obecnej chwili, daleko w tyle.
Bum, bum.
Ich wargi połączyły się w delikatnym, aczkolwiek dynamicznym pocałunku.
Westchnęli w wyrazie ulgi zamykając oczy, czując to niewyobrażalne uczucie uniesienia.
Odwróciła się przodem do niego, zarzucając przy tym ręce na jego barki i przyciągnęła go bliżej, pogłębiając pocałunek.
Złapał ją mocniej, nie panując nad sobą. Rozchylił jej usta językiem, a kiedy ona dotknęła czubkiem swojego rozpoczęła się walka o dominacje. Ich głowy co chwilę zmieniały pozycję, a blondynka czując jego ciężar na sobie mimowolnie zaczęła się cofać, robiąc krok do tyłu. Zmierzwiła prawą dłonią jego zaskakująco puszyste i miłe w dotyku przydługie włosy. Cichy mruk wydobył się z gardła Natsu, na ową pieszczotę.
Nim się spostrzegli, oboje stracili grunt pod nogami i zaczęli spadać. Wprost do gorącej otchłani. Nietoperze skrzydła, zakrył ich sylwetki w swych objęciach, na wzór kokonu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro