Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Cena Krwi Za Cenę Życia [R18]

One Shot dedykowany dla KlaudiaJaniakova jak obiecałam 😆

Historia została wzorowana na poniżym pod one shotem klipie.
(Animation oryginal - Church)

W one shocie występują sceny z rozlewen krwi, przemocą, a także sceny nieodpowiednie dla młodych czytelników. Zostaliście ostrzeżeni 🤗

Zapraszam do czytania i komentowania!
________________________

Chrzęk odbijających się o siebie łańcuchów oraz tupot kroków, były jedynymi rzeczami, które przerywały ciszę, jaka panowała w długim korytarzu.

Pamiętam to wspomnienie jakby przez mgłę. Gdy zostałem odbierany od rodziców. Słyszałem wyraźnie ich protesty. Płacz. Widziałem, jak moja matka pada na ziemię przez nacisk jednego z ludzi. Inny z nich trzymał mnie za rękę abym się nie oddalił.

Byłem wtedy małym dzieckiem i nie potrafiłem zrozumieć, co się dzieje. Posłusznie robiłem co mi kazano.

Ciekawość zżerała mnie wtedy, dokąd mnie prowadzą. Miasto, w którym się znajdowałem było ogromne. Zastanawiało mnie jeszcze, dlaczego musieli mnie skuć kajdanami przed przejściem przez dużą bramę. Na moje pytania, odpowiadali z uśmiechem, że to dla bezpieczeństwa.

Tak się wtedy czułem. Bezpiecznie... Nim poznałem prawdę.

Mieszkający w nim ludzie patrzyli mniej przychylniej na moją osobę. Z obrzydzeniem, strachem. Niektórzy nawet posunęli się do tego, by obrzucać mnie zgniłym jedzeniem, jednakże otaczający mnie strażnicy bronili moją osobę przed tym.

Ślepo im wtedy wierzyłem. W każde słowo...

Pamiętam, jak wchodziłem do dużego budynku, różniącego się od innych.
Pachniał śmiercią i budził niepokój. Coś mi mówiło, kazało uciekać od tego miejsca jak najdalej.
Strażnicy mówili, że nazywali ten budynek sądem. Oraz, że od teraz będzie stanowić nowy dom, dla kogoś takiego jak ja.

Przechodziliśmy przez kamienne korytarze pokryte brudem i chyba nawet coś podobnego do krwi... Im dalej szliśmy tym było tylko gorzej. Zebrało mi się na wymioty na widok niezidentyfikowanych martwych ciał. Większość była rozczłonkowana lub wybebeszona. Wszędzie była krew. Morze krwi.

Instynkt samozachowawczy kazał mi uciekać. Ludzie nie pozwolili mi na to. Uparcie stałem w miejscu z przymkniętymi mocno powiekami.

Zabiją mnie... Zabiją!

- Nie musisz się niczego obawiać drogi chłopcze - do moich uszu dotarł łagodny głos jednego z mężczyzn. Spojrzałem w niego moimi wielkimi oczami z pionową źrenicą. Poklepał mnie uspokajająco po ramieniu.

- K-kim oni byli? - zapytałem przerażony.

Chwilę się zastanowił. Bynajmniej tak poznałem po ściągniętych brwiach i zmarszczonym czole. Podobnie jak on, reszta miałam na sobie zbroje, z czego na głowach mieli chusty, które zasłaniały im głowy i połowę twarzy, zostawiając tylko na widoku oczy.

- Byli grzesznikami. A ludzie grzeszni jedynie na co zasługują to na karę, za splamienie zasad ustanowionych przez nasze Bóstwo. Prawo Pana jest święte.

- Kim jest ten Pan? - zirytowałem go tym.

- Dowiesz się w swoim czasie. Tym czasem, chodźmy - pociągnął mnie za łańcuchy.

Reszta drogi nie zajęła nam długo do przejścia. Obraz istnej makabry nie zmieniał się ani moment. Wszędzie walały się ciała, z których unosił się drażliwy odór. Patrzyłem cały czas przed siebie, oszczędzając sobie widoków, które i tak trwale zabliźnią mi się w pamięci.

Gdy minęliśmy jedną otwartą ciemną cele, moje serce mocno obiło się o żebra. Zobaczyłem w nikłym świetle rękę podobną do moich, tylko że ta była większa. Na jego nadgarstku widniał nieznany mi symbol. Był wypalony na skórze. Prawdopodobnie żywcem. Gdzieś w odmętach ciemności udało mi się dojrzeć resztę martwego ciała. Ta obca mi postać mężczyzny, była moim pobratymcem. Był demonem, takim jak ja.

Jednak i ktoś z mojego ludu był w stanie dopuścić się grzechu, który tak uznawali ludzie? Byłem ciekaw czy jest tutaj ich więcej. Ten demon był pierwszym kogo tutaj spotkałem.

Z nadmiaru emocji i z upływem czasu zaczął doskwierać mi głód. Nie musiałem nic mówić. Mój brzuch sam to zrobił, wydając z siebie oczywiste dźwięki pochodzących z kiszek.

- Dostaniesz jedzenie, kiedy tylko wykonasz swoje zadanie - inny strażnik idący przede mną odwrócił się za ramię.

- Jakie? - byłem ciekaw. Aż nad zbyt.

Mężczyzna zaśmiał się cicho pod nosem ale nic więcej nie powiedział. Reszta podobnie milczała.

Nasza podróż zakończyła się w ogromnej kamiennej sali. Rozkuli mnie, dzięki czemu mogłem już swobodnie ruszać nadgarstkami oraz je rozmasować. Swój wzrok skupiłem głównie na wielkich parzystych drzwiach zamykanych na metalową furtkę, która zasunięta była na całą szerokość drzwi. Ciekawość ponownie wzięła w górę. Zacząłem się zastanawiać co się znajdowało za nimi.

Strażnicy, którzy mnie pilnowali odeszli, pozostawiając innej grupie ludzi. Ci ubrani byli w jasne szaty, składające się tylko z materiałów różnych tkanin.

- Podejdź dziecko - zachęcił starzec, machając ręką w moją stronę. Podszedłem posłusznie do niego. Nie wiedziałem czy robię dobrze tak łatwo ulegając każdemu. Moi rodzice kazali mi tak robić, gdybym kiedykolwiek trafił do takiego miejsca. Prawdopodobnie przewidzieli to, że mogło tak się stać, dlatego nie protestowali aż tak bardzo.

Ich twarze oraz wiążące z nimi wspomniana na zawsze zostaną w moim sercu.

- Podaj mi swoją prawą rękę - szepnął szybko, jakby z niecierpliwością. Zrobiłem to co kazał. Obrucił ją wierzchem do góry. Swoją dłoń przyłożył do mojego nadgarstka. Z wierzchu jego dłoni wyłoniło się białe światło, a ból spowodowany niespodziewanym pieczeniem przeszło przez moje ciało jak prąd.

Syknąłem, ale nie wykonałem żadnego gwałtownego ruchu. Tylko mój ogon pokryty szkarłatynmi łuskami zaszurał o ziemię w te i we wte.

Kiedy człowiek zabrał swoją kończynę, przed moimi szmaragdowymi oczami ukazał się taki sam symbol, jaki miał wcześniej tamten trup.

- Nareszcie - zaskomlał z radością - Nasz nowy egzekutor. Nasz Pan przyjął tego demona swojego nowego powiernika do zwalczania grzeszników! - podniósł się szybko do góry, patrząc na sufit, jak na zbawienie. Reszta przybywających tu osób, zawiwatowała okrzykiem.

- C-co to znaczy? - kiedy zadałem to pytanie, miminka na twarzy mężczyzny zmieniła się. Z łagodnego uśmiechu, przekształcił się w grymas pełny wzgardy.

- Zabrać go na arenę!

- Co się dzieje?! - towarzyszący mu ludzie pociągnęli mnie pod same drewniane bramy. Pozostali zaczęli usuwać blokadę. Światło dzienne zaczęło powoli wyłaniać się zza szram grubej powłoki.

- Czas rozpocząć widowisko! - krzyknął z satysfakcją, po czym nogą kopnął mnie w plecy, przez co padłem przodu na kolana, tuż w otwartym wejściu.

Ogromne trybuny były wypełnione cywilami. Krzyki i wrzaski raniły moje uszy. Poczułem się w jak najstraszniejszym koszmarze.

~*~

Kilkanaście lat później.

Demon wstał na równe nogi. Strzelił sobie w karku i zawarczał złowrogo na przeciwników.

Tym razem było ich tylko trzech. Nie patrząc na tłum, który skandynował aby dopadła śmierć ludzi splamionych grzechem, rzucił się na swój cel.

Wbił się ostrymi kłami w ramię grzesznika. Wraz z gwałtownym szarpnięciem oderwał dorosłemu mężczyźnie ramię. Odskoczył z dwa metry do tyłu i wypluł kończynę z resztkami materiału. Splugawiona krew została na jego ustach. Nie przypuszczał jednak, że owemu osobnikowi uda się rozciąć podłużną linię na jego skórze na mostku. Na szczęście miał w miarę grubą skórę, dzięki czemu nie odczuł tej rany tak dotkliwie.

Patrzył agresywnie i nieustannie na swoje ofiary. Pierwszy mężczyzna zaraz powinien się wykrwawić i umrzeć w męczarniach, dlatego demon postanowił zająć się pozostałymi.

Po pierwsze, chciał to zrobić jak najszybciej, jednocześnie czerpiąc z tego zysk w postaci jęków i krzyków rozpaczy u swoich dzisiejszych skazańców losu.
Po drugie... nie był w humorze na zabawianie publiczności.

Ruszył na trzech innych ludzi. Dostrzegł przerażenie w ich oczach. Nie dziwił im się. Sam by się bał, gdyby ktoś zaraz miał pozbawić go życia.
I tak było.

Za niesubordynacje jemu samemu groziła śmierć. Zrozumiał to, kiedy raz w swoim dotychczasowym życiu zawahał się przed zabiciem niewinnego dziecka. Maluch był wtedy mizerny i słaby. Przede wszystkim zagłodzony. Chciał jedynie wziąć jedną małą bułkę z tacy jaką niósł dla swojego pana, jednakże ten zauważył to i wręcz natychmiastowo zgłosił to jako kradzież.

Nie rozumiał postępowania takich ludzi.
Chłopiec był odzwierciedleniem jego samego. Walczył o życie. O przyszłość.

Która i tak dla niego była skończona, kiedy demon rzucił w jego stronę ostry sztylet. Wraz z tym ruchem odwrócił błyskawicznie wzrok. Słuch go nie zawiódł. Do dziś pamięta dźwięk ostrego metalu, przebijającego się przez skórę oraz ostatnie tchnienie dziecka.

Wrócił szybko do rzeczywistości. Wszystko jakby zaczęło płynąć znowu szybkim tempem.
Jego czarne źrenice zwężyły się podobnie co szmaragdowe tęczówki.
Namierzył jednego z grzeszników, po czym ruszył przed siebie. Rzucił się na niego niczym zwierze, odrywając skórę od jego szyi. Zakończył jego żywot bez chwili namysłu. Jakby robił to mechanicznie. Tak jak wydano mu rozkaz sprzed laty.

Obrócił głowę, warcząc jednocześnie ściągając brwi i marszcząc nos. Zwrócił uwagę na kolejnego i podobnie jak z poprzednim, nie patyczkował się. Odwrócił się całym ciałem i zarazem skoczył przebijając dłonią jego tors. Wyrwał mu serce. Mężczyzna padł na kolana patrząc na demona zamglonym i smętnym spojrzeniem. Nie spodziewał się tego.
Bo kto by mógł? Widownia zamilkła.

Wiśniowłosy zmiażdżył serce w dłoni bez mrugnięcia okiem, cały czas obserwując zachowanie skazańca. Jego wzrok przeszedł mgłą, by następnie paść na kolana, a potem na brzuchu, osuwając się na brudną ziemię, na której kapały litry krwi.

Po tym zdarzeniu tłum oszalał, bijąc jednocześnie wiwaty. Jednakże nie dla samego demona, a dla swego Boga, dzięki któremu ich świat, który dla nich stworzył, został ponownie oczyszczony od kolejnej zakały społeczeństwa.

Nie przejmował się nawet tym. Spojrzał jeszcze raz na resztki organu. Nigdy już nie zabije ono w człowieku, który skonał tuż przed nim. Nie da się już uratować rzeczy martwej.
Strzepał z ręki pozostałości, a następnie odwrócił się na pięcie zmierzając ku wyjściu.

Spotkała go tam niemiła niespodzianka.

Zresztą jak zawsze.

~*~

- No dalej E.N.D., co tak się guzdrzesz! Gdzie ten wigor jaki miałeś jeszcze z pięć minut temu na arenie! - krzyknął z entuzjazmem i drwiną strażnik wiśniowłosego. Popchnął go na co ten o mało nie spotkał się twarzą z ziemią.

Znajdowali w części budynku, który był mu nieznany. Zmarszczył brwi, oddychając ciężko z lekko uchylonymi ustami. Rana dawała o sobie znać w postaci piekącego bólu. Zapewne wdarło się już w nie zakażenie.
Na jego ciele widniały poza tym, liczne siniaki i rozcięcia od sztyletu w niektórych miejscach. Jego strażnicy po raz kolejny zabawiali się jego kosztem, wyżywając się na nim okrutnie.

Dar regeneracji stał się dla demona największym przekleństwem. Nie można byłoby go ot tak zabić. Aby móc tego dokonać, należałoby odprawić specjalny rytuał, jednakże nie był mu on znany. Nie raz myślał nad tym, chciał zniknąć z tego niesprawiedliwego świata, ale coś go od tego powstrzymywało.

Zacisnął szczękę. Dwóch mężczyzn skręciło jego ręce na plecami, a kolejny złapał go za kark i zmusili aby padł na kolana. Światło z nieoszklonych okien dawało ciepłe barwy zachodzącego słońca. Idealnie kontrastowały one ze szkarłatymi łuskami, wyrastającymi na tylnych częściach ciała E.N.D'a.

Machnął ostrzegawczo głową z ostrymi rogami. Któryś z nich nadepnął na jego ogon. Warknął w momencie, gdy zimna woda została wylana na jego głowę. Nie nabrał wtedy oddechu przez co przez kilka sekund nie mógł oddychać, a woda którą wziął wraz z powietrzem, dostała się do jego płuc. Zakrztusił się, po czym zaczął niekontrolowanie kaszleć.

Nie spodziewał się tego. Od bardzo dawna nie miał kontaktu z taką ilością wody. Miał bardzo ograniczony jej zasób dzienny. Tyle ile dostawał, to tyle musiało mu starczyć aby przeżyć. Podobnie było z jedzeniem.

- Sto lat, dziecinko - czarnowłosy mężczyzna poklepał go po policzku, a następnie wstał i mokrą rękę wytarł o odzienie towarzysza - Za dobre sprawowanie i tyle lat w słusznej sprawie, Rada postanowiła przydzielić ci medyka, aby mógł cię leczyć z poważniejszych ran. Może też będziesz dostawał minimalnie większe porcje żywnościowe i nowy pokój. Potraktuj to jak awans. Chociaż nic z tych rzeczy nie powinno do ciebie należeć - ostatnie zdanie powiedział ze złością.

E.N.D uniósł brew nie dowierzając. Brał głębokie wdechy i wydechy, jakby co najmniej przebiegł maraton. Pragnął odpocząć. Choć raz. Było mu coraz słabiej. Po kilku stoczonych walkach z dzisiejszego dnia, jego ciało powoli odmawiało posłuszeństwa.

Drewniane drzwi otwarty się. Wyłoniła się z nich postać, dotąd nie przypominająca ludzi, z jakimi miał styczność. Była bardziej... kształtna? Któryś z przebywających tu osób zagwizdał z entuzjazmem.

- Puście go - do jego uszu dotarł delikatny głos. Należał on zdecydowanie do kobiety. Był miękki aczkolwiek też stanowczy ale dla niego był nad wyraz kojący. Dziwiło go to.

- Na pewno, panienko? A co jeśli ten potwór się na Ciebie rzuci? Takie kuszące kształty to prawdziwy larytas dla oczu, a co dopiero dla kogoś dla takiego jak to coś!? - mężczyzna wskazał palcem na dalej siedzącego na kolanach i zgarbionego demona.

- To też istota żywa. Należy mu się szacunek za to ile zrobił dobrego dla naszego ludu - demon miał schylony wzrok przez co widział przed sobą tylko kremowe obuwie i dobrane do tego samego koloru materiałowe spodnie - Podnieś głowę. Chcę Cię przebadać.

Bał się to uczynić. Nie chciał zostać spoliczkowany. Niejednokrotnie taka czynność zdzierała z niego godność. Pozostały z niej resztki.

- Rozumiem - usłyszał nad sobą jej szept. Pozycja nóg zmieniła się kiedy zwróciła się do przebywających tu strażników - Wyjdźcie stąd wszyscy. Muszę go zbadać.

- Phi, sądzisz, że my kim jesteśmy? Baby, że nie możemy takich widoków oglądać? -- burknął jeden z nich.

- Nie zapominaj kim jestem - odparła z powagą - Nakazuje wam opuścić to miejsce, dopóki was nie zawołałam - jej ton był poważny i doniosły.

Strażnicy koniec końców musieli ulec kobiecie. Znajdowała się w wyżej hierarchii od nich, dlatego jej słowo było ponad ich.

Dopilnowała wzrokiem do ostatniej osoby, która wyszła zza drzwi, które następnie zostały zamknięte. Westchnęła cicho, po czym zwróciła się do wiśniowłosego.

Gwałtownie została powalona na ziemię przez ciało demona, które zawiesiło się nad nią.

Drżał niespokojnie, przygotowany na każdy atak lub niespodziewany ruch blondynki. Dopiero teraz mógł dostrzec ją całą. Jej twarz była nienaganna, idealnie symetryczne rysy twarzy, nieskazitelnie alabastrowa skóra, niemalże podchodząca pod barwę porcelany. Duże brązowe oczy, które patrzyły na niego teraz tak spokojnie... nie dostrzegał w nich żadnych złych intencji. Nie rozumiał tego. Nie chciała go skrzywdzić, widział to.

- Dlaczego... - usłyszała jego szept. Cały trząsł się, jakby zagubiony i zlękniony. Niczym bezbronne zwierzę, pragnące ukojenia.

- Nie moją rolą jest gładzić grzechy tego świata... - szeptała równie cicho co on - Ten obowiązek należy do ciebie, zaś moim jest od teraz dopilnowanie, abyś nigdy nie zszedł z tej drogi.

Zszedł z niej pozwalając jej podnieść się. Zasyczał, łapiąc się za ranę. Drgnął ponownie, tym razem na dłoń jaka spoczęła na jego ramieniu.

- Możesz mi zaufać - warknął na te słowa. Rozumiała go. I to dlaczego tak się zachowywał. Tutejsi cywile mający z nim styczność nie traktowali go dobrze. Poniżali pod każdym względem. Pragnęła to zmienić. Chciała aby ta istota otworzyła się przed nią, dlatego zamierzała stawiać małe kroki ku temu - Lucy.

- Hm? - warczenie ustało.

- Tak mam na imię. Lucy - uśmiechnęła się ciepło w jego kierunku. Dla niego było to nie lada szok. Kto mógłby się tego spodziewać? Na pewno nie on, że ktokolwiek z istot ludzkich obdarzyłby go takim gestem - A ty?

Mruknął coś pod nosem, dając się tym samym opatrzeć.

- Nie rozumiem, proszę powtórz raz jeszcze.

- E.N.D. - mruknął cicho - Tak mnie zwą.

- Początek i koniec... - powiedziała bardziej to do siebie niż do demona - Co powiesz na to, abym nazywała Cię, Natsu?

- Lato?

- Twoje łuski... I barwa tęczówek oraz włosów kojarzą mi się z tą porą roku. Pasuje to do ciebie.

Złota łuna oblekła drobne dłonie Lucy, a następnie posłała tą energię ku wiśniowłosemu. Otoczyło go to ze wszystkich stron, po czym światło zostało wchłonięte przez jego skórę.

Zszokowany spojrzał na miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się okropna rana. Wszelki ból minął, a rana zagoiła się, nie pozostawiając po sobie blizny.
Niesamowite.

- Natsu - powtórzył Demon. Miłe uczucie w środku, prysło niczym bańka mydlana, gdy nastało stosunkowo mocne walenie pięścią o drzwi.

Ta chwila ukojenia i spokoju trwała dla niego zdecydowanie za krótko.

~*~

Siedział z podkurczonymi nogami na drewnianym łóżku pokrytym sianem oraz z poduszką, o tym samym wypełnieniu co posłanie.
Musiał przyznać, że jego nowy kąt był większy od poprzedniego i bardziej higieniczny. Za dobre sprawowanie, został umieszczony na otwartym terenie, a konkretniej w miejscu, gdzie często był zabierany na trening. Cały obszar otaczał budynek zostawiając otwarty widok na niego bez dachowa przestrzeń wypełniona była manekinami.

To była jego pierwsza noc tutaj, przez co nie mógł się puki co zaklimatyzować, dlatego milczał, wpatrując się zza krat na rozgwieżdżone niebo. Nie sądził, że będzie mu dane ujrzeć taki widok.
Westchnął, po czym wstał z miejsca i podszedł do beczki, stojącej przy drzwiach od celi. Wziął zardzewiałą ale chociaż czystą chochlę, zanurzył ją w wodzie i upił z niej łyk. Skrzywił się przez specyficzny smak rdzy, przez co gwałtownie rzucił przedmiotem poza cele. Będzie odtąd pił bez takich rzeczy do pomocy.

Jego nowy dom był ustawiony nie na widoku. Mieścił się pod dachem jednej części budynku, tam gdzie zazwyczaj tamte miejsca służyły jako wolny magazyn na broń lub inne rzeczy pakowane w drewniane skrzynie.

Natsu przymrużył ślepia, kiedy zobaczył ruch przy jednej z kolumn. Było ciemno ale jego wzrok na szczęście okazał się być niezawodny jeśli chodzi o możliwość widzenia w ciemności.

Dostrzegł długie pasma blond włosów, którego właścicielka zniknęła w mroku. Uniósł jedną brew i skręcił lekko głowę w bok.

- Widzę cię, więc nie wiem, jaki jest cel w ukrywaniu się.

Dziewczyna ujawniła się, wyłaniając z cienia. Stanęła na środku placu.

- Co cię tutaj sprowadza? - zmrużył powieki nieufnie. Opanowanie języka, którym operowała owa ludność zajęła mu kilka lat. Chęci przydały mu się by móc teraz z kimkolwiek normalnie się porozumieć. Język demonów był podstawą jego gatunku. Nie ma demona, który by go nie znał. To cecha wrodzona.

- Widziałam nie raz jak walczysz - nie spodobało mu się jej zdanie, dlatego prychnął odwracając się - Brakuje ci precyzji, ludzie nie będą czuć do ciebie szacunku jeśli będziesz zachowywał się jak zwierzę na arenie, Natsu.

- Mam w dupie co o mnie myślą - warknął wchodząc wgłąb swoich czterech ścian i oparł się o bok łóżka.

- Nie interesuje cię nawet fakt, że Rada za takie postępowanie może z czasem uznać cię za zagrożenie? Słyszałam wiele o tobie i nie były to miłe słowa. Boją się ciebie - Lucy złapała dłońmi za kraty.

- Może to i lepiej, że czują bardziej wobec mnie strach aniżeli nienawiść? - zjawił się znikąd tuż przed jej twarzą. Jednakże zamiast odskoczyć ciągle stała w miejscu. Nawet nie drgnęła jej powieka.

- Mogę tobie pomóc - mówiła ze stoickim spokojem - Sądząc po twoich ruchach i chaotycznej walce, nikt nigdy nie uczył ciebie żadnych technik walki.

- Ha, ha, głupia - zaśmiał się. Oparł się ręką o żelazną rurę i schylił nieco do blondynki - Sądzisz, że ich to obchodzi? Że mnie to obchodzi? Dla nich liczy się jedynie to, że pozbywam się grzesznych ludzi. Ludzi, którzy mogli stanowić potencjalne zagrożenie wobec ich idei i władzy.

- Skąd ty to... - otworzyła szeroko oczy.

- ... wiem? Nie jestem głupi. Nie pierwszy raz splamiłem dłonie, krwią jakiegoś wodza, czy też rebelianta - zmarszczył po raz kolejny brwi - Takie jest prawo. Jeśli nie tamci, to śmierć poniósłbym ja.

Zamilkła, zwijając usta w wąską linię. Odwróciła wzrok w bok, po czym cofnęła się o krok, a następnie bez słowa odeszła.

Gdy Natsu tylko upewnił się, że jest sam, podszedł do ściany i osunął się po niej plecami. Swój wzrok skupił na kamiennym suficie.

- Nigdy nie pozwolę aby ktoś z mojego ludu mógł przechodzić przez to samo - szepnął do siebie i przymknął powieki, zapadając tym samym w sen.

~*~

- Żarcie!

Głos strażnika ocucił demona. Szybko wstał z ziemi, odwracając się do niego przodem.
Mężczyzna był chuderlawej budowy i praktycznie bezbronny. Zapewne należał do tej grupy strażników, którzy strzegli archiwów, aniżeli tych, których rolą było pilnować więźniów, czy też jego. Był jedynym demonem, który znajdował się w całym mieście.

Czarnowłosy okularnik prychnął z wyższością. Puścił tace z pieczywem i jakąś zupą, po czym kopnął nogą tace, która zatrzymała się centralnie przed różowowłosym.

- Smacznego, kanalio.

Różowowłosy po jego odejściu, podniósł tace. Swoje kroki skierował w stronę łóżka i usiadł na nim. Skrzywił się już małą zawartością zupy, choć sądząc po jej zapachu i konsystencji nawet by jej nie tknął. Pozostała mu tylko bułka.

Westchnął cicho. Przypuszczał, że jego racje żywnościowe będą bez zmian, lecz nie sądził że będzie jeszcze gorzej.

Po skończonym posiłku, nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Nikt się nim nie zajmował kiedy były dni, w których żaden obywatel nie złamał prawa, przez co praktycznie cały czas spędzał w jednym miejscu. Nienawidził przez to małych pomieszczeń. Czuł się co najmniej jak lew w klatce.

Coś, albo raczej ktoś zastukał w kraty, tym samym zwracając na siebie, jego uwagę. Nikogo jednak nie zastał ale patrząc niżej, zauważył drewnianą tace, na której leżała żywność, z którą nie miał nigdy styczności. Podniósł ją i przyjrzał się jej. Ślina mimo czynnie popłynęła z kącika ust Natsu. Było tam mięso!

~*~

Widocznie najedzony, po raz chyba pierwszy w życiu leżał nieruchomo na ziemi, którą pokrył częściowo sianem z łóżka. Był środek dnia, dzięki czemu promienie słońca przyjemnie padały na skórę demona.

Czerwone łuski, które częściowo zakrywały jego tors, odbijały się od światła, tworząc dla oka przyjemnie czerwony błysk.

Cisza jaka dotąd panowała została zakłócona przez czyjeś kroki. Leniwym wzrokiem powiódł na kobiecą sylwetkę, która podeszła do jego z manekinów. To była ta Lucy. Nie poruszył się aby nie zostać zauważonym. Wodził spojrzeniem po detalach dziewczyny. Musiał przyznać, że kiedy tak na nią patrzył, rodziło się w nim wtedy nieznane dotąd mu uczcie. Nie mógł oderwać oczu od niej oczu.

Wtedy blondynka zaczęła wymierzać precyzyjnie ciosy w stronę manekina. Przez małą widoczność musiał się podnieść, dlatego poparł się na przedramionach. Analizował każdy jej ruch, zapamiętując niektóre gesty i postawy. Jeszcze bardziej zdziwiło go to, że dziewczyna minimalnie dotykała powierzchnię manetkina, mimo silnych ciosów.

Mimowolnie zrobiła na nim dobre wrażenie. Nigdy by nie przypuszczał, że w tym drobnym ciele kobiety, drzemie tyle siły.

Oderwała się niespodziewanie od sztucznego przeciwnika, odskakujac od niego o kilka metrów. Jakby specjalnie bliżej celi, w której się zajmował. Ku jego zdziwieniu posłała mu lekki uśmiech. Czyżby specjalnie tutaj przyszła aby tylko pokazać techniki walki, które przed nim je przedstawiła? Jakby na to patrzeć z innej perspektywy, nikt nie trenował w tej części budynków połączonych z areną, zważywszy na jego obecność.

Nic nie mówiąc stanęła w kierunku Natsu z profilu i przyjęła pozycję gotową do walki. Patrzyła na niego z ukosa spod półprzymkniętych powiek. Po chwili namysłu wykonał tą samą pozycje. Nim się obejrzał wykonywał ruchy Lucy, jakby był co najmniej jej lustrzanym odbiciem.

Nigdy by nie przypuszczał, że owe ruchy będą tak pomocne na arenie. Nie zachowywał się już jak zwierzę. Mógł bez problemu powalić i pokonać przeciwnika, nie używając nawet kłów, którymi niegdyś łapał za szyje swoich ofiar. Dzięki niej czuł się... inny.

I tak było innego dnia. Miał przed sobą grupę grzeszników, widocznie aż nazbyt pewnych siebie, by go pokonać. W końcu było pięciu na jednego. Jednak szala wygranej stanęła po stronie demona. Pokonał ich drastycznie szybko. Ze zwycięskim wyrazem twarzy, zwrócił wzrok na ruch, który zauważył za sobą.

Serce Natsu momentalnie zmarło, gdy jego spojrzenie, spotkało się z oczami przerażonego dziecka.

Miało ono może z dziesięć lat. Było pobite i ranne. W dłoni trzymało stłuczoną szklaną butelkę. Przerażone stało przygnieżdżone plecami do ściany, kierując w niego ostre końce butelki.

Tłum ludzi nieustannie apelował aby pozbyć się grzeszników. Jego rolą, jako egzekutora było wyplemić całe zło. Jednak stojąc raptem kilka metrów od niego, zawahał się, jak kiedyś. W tym dziecku jak i w tamtym sprzed lat, widział odbicie samego siebie. Słabego, mizernego, a przede wszystkim przestraszonego.

- Co tak stoisz!? Wykończ go, demonie! - głos strażnika przedarł się przez krzyki niespokojnego tłumu.

Dziecko na jego słowa zadrżało niespokojnie.

- Nie... proszę nie... - błagało wraz z kolejnymi krokami wiśniowłosego w jego stronę.

Zatrzymał się tuż przed nim. Chłopiec walnął go z całej siły butelką, która roztrzaskała się o twarde łuski. Nie wyrządził tym żadnych szkód u Natsu. Dziecko poczuło bezsilność i brak jakiekolwiek ratunku od kogokolwiek, dlatego ostatecznie padło przed nim na kolana, dotykając jednocześnie czołem ziemi.

- Jeśli taki mój los... To proszę zakończ to szybko! - krzyczało.

Przez chwilę nic się nie działo. Widzowie również zamilkli czekając niecierpliwie ostatecznego posunięcia demona.
Chłopiec spodziewał się wszystkiego co najgorsze, jednakże nie tego, że poczuje na głowie czyjąś dłoń, która zmierzwiła mu tylko włosy. Zaskoczony uniósł do głowy twarz. Wraz z tym spotkał się z ciepłym uśmiechem Natsu. Niby nie pozorny, jednakże dawał pewien przekaz w postaci poczucia bezpieczeństwa. Takim jakim sama Lucy obdarowywała go każdego dnia, kiedy tylko się z nim spotykała. Zawsze oczekiwał na nią z niecierpliwością, z utęsknieniem wpatrując tych pięknych dla niego blond włosów, czy też przyciągającego spojrzenia brązowych tęczówek, w które mógł się bez końca wpatrywać. Nie mógł opisać czym było to uczucie, lecz nie chciał z tym nawet walczyć. Ba, nawet nie próbował.

Natsu podniósł się z klęczek, po czym wystawił dłoń przed chłopcem, zachęcając go tym samym aby również wstał. Dziecko uśmiechnęło się lekko, niepozornie wręcz. Jak niemowlak, który uśmiechał się niekontrolowanie na miłe dla bodźców. Będąc dalej w tej samej pozycji wyciągnął dłoń ku różowowłosemu, lecz zamarł z czynnością nim zdążył chwycić za jego kończynę.

E.N.D. otworzył szeroko oczy, a głos ugrząsł mu w gardle, kiedy krople krwi pobrudziły jego tors. Martwe ciało chłopca padło z łoskotem na brudną ziemię. Z jego pleców wbita była włócznia. Szkarłatna ciecz tworzyła powoli dużą kałuże. Czyiś czarny, skórzany but wdepnął w nią, a męska dłoń wyciągnęła broń.

- Tak się to załatwia - odparł złowrogo dotąd nieznany mu osobnik. Miał ciemne szaty i zielone włosy ukryte za niewielkim turbanem. Paskudna blizna szpeciła połowę jego twarzy - Zabrać go na chłostę.

~*~

Przemierzała częściowo ciemny korytarz. Natsu powinien już dawno skończyć walkę, dlatego musiała stawić się w miejscu gdzie nastąpiło ich pierwsze spotkanie.

Z bez emocjonalną miną mijała napotykane osoby, chociaż wewnątrz siebie, aż drżała z ekscytacji na myśl o tym, że będzie jej dane ponownie zobaczyć przyjaciela.
Od dziecka marzyła aby poznać kogoś takiego jak on. Mieli złe początki, co prawda związane głównie z zaufaniem ale do tego potrzebny był po prostu czas. I tak się stało. Musiało minąć kilka tygodni aby Natsu mógł zachowywać się wobec niej przyjaźnie. Jego postawa również się zmieniła. Nie zachowywał się już jak dawnej, czyli agresywnie i nie warczał, co zdarzało mu się kiedyś często.

Teraz przy każdym spotkaniu, rozmawiał z nią normalnie, bez negatywnych gestów. Nie opierał się również przy leczeniu, gdy rany jakie odnosił były ciężkie oraz nie chciały się goić. Z czasem Lucy, zaczęła patrzeć na demona z różnych perspektyw, przez co sama się sobie dziwiła na swoje niekontrolowane rumieńce na twarzy. Zauważyła również, że stała się wobec niego bardziej... nieśmiała?

Każdy szczery uśmiech, jaki do niej posyłał, sprawiał, że jej serce zaczynało bić szybciej.
Nie była głupia, dlatego długo jej nie zajęło analizowanie swoich dziwnych zachowań, które przytrafiły się tylko w obecności wiśniowłosego.

Zauroczyła się.

Nie liczyła jednak na odwzajemnione uczucie. W końcu był demonem, a tacy jak on, nie mogą obcować z człowiekiem. Takie było ich prawo. Ludzi zresztą też.

Lecz cóż zrobić, jeśli serce nie słucha rozumu?

Posmutniała. Minęła zaułek, a jej oczom zaczęły ukazywać się martwe ciała, które walały się po kątach. Strażnicy jak zwykle nic z tym nie zrobili. Mogliby chociaż należycie ich pochować. W końcu ta cała martwota była kiedyś człowiekiem i należał im się przez to szacunek, szczególnie, że zostali odkupieni.

Zatrzymała się przed drzwiami komnaty, w której leczyła Natsu. Spóźniali się, lecz nie długo.

Z półmroku wyłoniły się cztery sylwetki, z czego jedna była pociągana przez pozostałe dwie, czwarta szła obok nich. Wstrzymała oddech na widok poturbowanego i poranionego. Dwójka strażników rzuciła jego ciało tuż przed jej nogi. Blondynka nie zwlekała i z nader ostrożnością zaczęła badać stan Natsu. Był ledwo żywy. Leżał nieruchomo z trudem łapiąc oddech. Praktycznie cała jego skóra na plecach i została pokryta krwistymi śladami po biczu, czy innej broni, która zdarła z niego łuski.

Poczuła jak oczy zaczynają jej wilgotnieć, lecz zacisnęła tylko mocno powieki i zęby. Biała łuna światła pojawiła się ze wszystkich stron wraz z tym, kiedy Lucy ponownie otworzyła oczy. Zalśniły one blaskiem, a twarz wyrażała skupienie i gniew za to co uczynili Natsu.

W jednej chwili cała moc wchłonęła się w ciało demona, niczym dusza powracająca do swego naczynia, jakim była właśnie istota żywa.

Kiedy światło znikło, wszyscy zebrani tu ludzie patrzyli nie dowierzając, to na Lucy, to na powoli wystającego E.N.D'a, który uniósł się tylko do pozycji klęczącej. Był najbardziej skołowany, szczególnie, że praktycznie otarł się o śmierć, gdy prawie wykończyli go za nieposłuszeństwo.

Swój zamglony i zmęczony wzrok zwrócił na blondynkę. Również klęczała naprzeciw niego. Ta nie zważając na nikogo z zebranych, oparła swoje czoło o czoło wiśniowowłosego. Westchnęła jakby z wyraźną ulgą, dając upust swoim łzom, które spłynęły po jej policzkach.

Natsu nigdy nie liczył na żadną konfrontacje podobną do tej, z jej strony. Czuł w sobie zbierające się ciepło na czyn przyjaciółki. Czy mógł dalej ją tak nazywać, nawet po tym, kiedy jego serce wybrało ją?

Dał chwilowy upust swoim emocją. Zsunął swoje czoło w bok, po czym oparł się nim o jej lewe ramię, mocno przy tym oplatając rękoma. Szybko odwzajemniła uścisk, czując jak drży.

Dla nich ten moment mógłby trwać wiecznie, jednakże jedyną przeszkodą były stojące obok nich osobny trzecie.
Oboje odczuli brak wzajemnego ciepła, w chwili gdy masywny strażnik odciągnął Natsu od Lucy. Nawet wyrywając się z jego rąk, został szybko skuty i związany mocną liną. W jego oczach widziała przerażenie.

– Zostawcie go! – wyrwała się do biegu. Dwójka mężczyzn zatorowała jej przejście do demona jednakże szybko się z nimi rozprawiła. Nie zauważyła jednak trzeciego osobnika, który zaszedł ją od tyłu. Wyłonił swe ręce znad jej ramion i przytrzymał mocno. W jednej z nich trzymał sztylet, którym przeciął jej skórę ma mostku. Widniało bowiem na nim znamię w kształcie trzynastu gwiazd.

Robiąc to, jednocześnie sprawił, że Lucy wrzasnęła na całe gardło, a następnie zemdlała tracąc tym samym kontakt z rzeczywistością.

~*~

Uchyliła zmęczone powieki. Czuła się niezwykle słabo. Przez kilka sekund nie docierało do niej nic, aż nagle wszystkie wydarzenia nim straciła przytomność, uderzyły w nią. Rozszerzyła szeroko oczy patrząc we wszystkie strony, szukając Natsu.

I znalazła go, lecz widok jaki zastała i sytuacja, w jakiej się znaleźli wprawiła ją w lęk.
Byli w dużym pomieszaniu, w którym odbywały się rytuały. Zazwyczaj lud korzystał z niego jedynie do eksterminacji bytów silniejszych niż oni.

– O nie... – załkała.

Ogromny okrąg z zaklęciem napisanym w starożytnym języku był narysowany krwią na samym środku sali. W nim znajdował się skuty różowowłosy. Z lewej i prawej strony szyi miał przywiązany sznur, który lśnił dziwnym światłem. Ręce miał związane z tyłu, a brodę opierał o dolną część dybów bez góry.

Szarpał się, próbując wyrwać, jednakże bez skutecznie.

– Natsu! – zwróciła na siebie jego uwagę. Zaprzestał swoich gwałtownych ruchów.

– Lucy...

W tym momencie został wydany na niego wyrok. Na dużym balkonie w pomieszczeniu ujawniła się postura mężczyzny w podeszłym wieku. Ten sam, którego demon spotkał po raz pierwszy gdy tu przybył, wiele lat temu. Ten siwowłosy starzec należał do elity. To on rządził Radą i to od jego woli zależało co się z nim stanie.

– Skazuje tego demona... – w pomieszaniu zapadła grobowa cisza – ... Na śmierć!

– NIE! – blondynka próbowała wyswobodzić się z uścisku masywnej osoby, która ją trzymała. Brakowało jej powietrza. Dusiła się z emocji.

W tym czasie E.N.D pustym wzrokiem patrzył na całą sale z zebranymi tu ludźmi. To był jego koniec. Powoli do niego to docierało. Nie zazna jednak smaku wolności za życia. Nie dowie się, czy osoba, którą darzy szczerym uczuciem, odwzajemnia to.

Gdzieś jednak minęła mu postać zza rogu bezdrzwiowego przejścia. Światło księżyca, padającego z ogromnego witraża za jego plecami, ukazała sylwetkę małego demona. Wstrzymał oddech. Wszystkie złe obrazy jego wspomnień przewinęły mu się przed oczami, niczym urwana taśma filmu. Uwydatnił swoje kły i warknął głośno.

Nie pozwolę... Nie pozwolę aby to dziecko przechodziło przez to samo co ja i moi poprzednicy, mówił sobie w myślach.

Heartfilia zauważyła w nim determinacje. W jej oczy również rzuciła się postać chłopca z rasy Natsu. Szybko zwróciła uwagę na mężczyznę, który ją trzymał. Korzystając z okazji nadepnęła go w stopę, a kiedy ją puścił wymierzyła mu z prawego sierpowego.

Podbiegła do kata i uderzyła go z kopniaka, zabierając mu przy tym duży topór, który rzuciła w stronę przyjaciela.

Ostrze przecięło sznur, dzięki czemu demon szybko się wyswobodził.

W sali zrobiło się zamieszanie.

~*~

Biegli ile mieli sił w nogach. Nie patrzyli za siebie. Zmierzali prostą drogą do wyjścia z miasta. Oboje kurczowo trzymali się za ręce podczas biegu.

Udało im się uniknął starcia z wrogami, dzięki czemu oszczędzili także nieprzyjemnych widoków, małemu demonowi trzymanego nieustannie przez Natsu, odkąd wydostali się z miejsca, w którym spędziło większość życia.

– Zaczekaj! – zatrzymała się, a po niej wiśniowłosy – Na pewno będą podejrzewać, że będziemy chcieli się ukryć w waszej wiosce.

– Ale... – zawahał się – W sumie masz rację.

– Romeo nie będzie mógł z nami iść. Za duże będzie ryzyko, że go złapią razem z nami, gdybyśmy na nich trafili – wzięła demona w swoje ręce, po czym postawiła go na ziemi. Przycupnęła, równając się z nim wzrostem – Pamiętasz jak dojść do swojego domu? – zapytała z troską.

Chłopiec pokiwał głową na potwierdzenie.

– Jesteśmy niedaleko jej położenia – rzekł nieśmiało czarnowłosy wskazując palcem na północny wschód.

Natsu pragnął iść razem z nim, jednakże wiedział, że byłoby to niebezpieczne. Choć wizja spotkania po latach swoich bliskich, była demonowi bardzo kusząca, to musiał odmówić.
Robił to dla swojego ludu, mówił sobie. Nie zamierzał ich wszystkich narażać za swoje egoistyczne myśli.

– D-dziękuję wam za pomoc! Nigdy wam tego nie zapomnę, ani żaden z mojej rodziny! – zawołał w ich stronę Romeo – Opowiem wszystkim w wiosce, że powróciłeś, panie Natsu!

Jego sylwetka zniknęła, gdy tylko wszedł do gęstego lasu, przez który mogli się dostać do wioski Demonów tylko nieliczni ludzie.

– Znam jedno miejsce, gdzie możemy się ukryć – oznajmiła, po czym nie zwlekając pociągnęła za sobą Natsu.

Ściśle trzymała jego dłoń, jakby obawiając się, że nagle by zniknął. Zrównał z nią kroku idąc w tylko sobie znanym kierunku.

~*~

Szli w dłużej ciszy, który zakłócany był jedynie krokami.

– Daleko jeszcze? – odezwał się Natsu. Blondynka drgnęła niespokojnie, jakby wyrwał ją z natłoku myśli.

– To miejsce znajduje się na drugim końcu lasu – skierowała smutne spojrzenie wgłąb tych wszystkich gąszczy i pni drzew.

– Skąd wiesz, że będziemy tam bezpieczni?

– Lud z tamtego miasta, nigdy nie wraca w miejsca swoich rzezi. Są to dla nich miejsca nieczyste, od których należy trzymać się z daleka – przeszła między blisko siebie osadzonych drzew.

Tym samym wydostali się na otwartą przestrzeń.
Stanęli centralnie przed wybudowanym domostwem.
Ogromną i starą willę o waniliowych i białych barwach, otaczały ściśle przylegające do siebie rośliny. Tak jakby chroniły to miejsce z dala od zła tego świata.

– Wow.. – wyrwało się różowowłosemu – nigdy nie widziałem takich budowli.

– Każda konstrukcja różni się od siebie, w zależności od tego kto ją wybudował. To zależy również od woli, danego rodu, głów klanów albo sekt.

– Te dwie ostatnie rozumiem, ale rodów? – przejechał wierzchem dłoni po rzeźbieniach, wyrytych na ścianach niewielkiej willi.

– Jeśli jest rodzina, która dysponuje dużym majątkiem, to posiada te same prawa, co pozostałe przedsięwzięcia.

– Podziwiam twoją wiedzę, Luce – rzekł nie zwracając uwagi wzrokowej na dziewczynie. Było to jej na rękę, ponieważ nie zauważył rumieńców na bladych policzkach. Musiała szybko się uspokoić.

– Wiesz może do kogo należał ten dom?

Miminka twarzy blondynki zmieniła się diametralnie tak samo jak nastrój. Posmutniała. Uśmiechnęła się słabo i minęła Natsu. Kiwnięciem głowy, wskazała aby iść za nią. I tak też uczynił.

Nie minęło kilka minut, a znaleźli się na tyłach budynku. Przeszli przez zarośnięty ogród i zatrzymali się przed dwoma kamiennymi nagrobkami. Za nimi stała rzeźba z marmuru. Przedstawiała ona parę w dostojnych strojach. Tulili się do siebie. Za ich plecami widniał z tego samego materiału anioł, który swoimi dużymi skrzydłami osłaniał ich boki. Staranna, profesjonalna robota.

Demon przyjrzał się napisom na płytach. Rozszerzył oczy i otworzył usta, nie wydając z siebie dźwięku. Z doznanego szoku, mógł jedynie tylko zwrócić uwagę na słowa, które właśnie wypowiedziała jego towarzyszka.

– To... grób moich rodziców. Jude i Layli Heartfilia. Byli właścicielami tego domostwa. Stanowiło ono azyl dla wielu istot, nie tylko wyłącznie dla ludzi. Tacy jak ty, także mogli się tu ukrywać przed sektami, którym byli potrzebni jako niewolnicy – wzięła szybki wdech, jakby zaraz miała się rozpłakać. Złapała się za ramiona i spuściła głowę, garbiąc się przy tym lekko – Podobnie jak ty, zostałam zabrana już jako dziecko. Rzadko na świat przychodzi człowiek ze zdolnościami magicznymi, dlatego też byłam dla nich cenną zdobyczą... – skuliła się bardziej – Zamordowali ich z zimną krwią, zaś mnie zabrali do swojej siedziby, w której również byłeś przetrzymywany. Wychowywali nas jak zwierzęta na rzeź, gdyby jednemu z nas potknęłaby się noga – mówiła z żalem, przelaną goryczą. Kilka łez spłonęło po jej licach.

Demon nic nie powiedział. Przełamał w sobie pewną barierę i rozchylając ramiona, przytulił ją do siebie.

Oparła się policzkiem o jego ciepły tors. Nie wstrzymywała się.
Z jej gardła wydobył się szloch.

~*~

Minęło kilka tygodni odkąd zatrzymali się w posiadłości zmarłych rodziców Lucy. Zdążyli się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Nigdzie nie w rejonach tego kraju nie będą bezpieczni. Tym bardziej lud Natsu, który jak doszły go słuchy, musiał się ewakuować i zmienić miejsce zamieszkania. Wioskę pozostawili pustą. Komuś udało się złamać i zniszczyć wszelkie przeszkody, prowadzące prosto do nich. Wiedział, gdzie są. Co kilka dni dowiadywał się nowych rzeczy o swoich pobratymcach, głównie dzięki listom od Romeo, przekazywanych przez ptaki pocztowe należące do ich ludu. Z niecierpliwością, każdego dnia wyczekiwał spotkania, jakie miało nadejść po ustaleniu konkretnego planu z Heartfilią.

Reakcja między innymi stała się twardsza i głębsza niż im by się wydawało. To było szalonym zjawiskiem. Im to jednak nie przeszkadzało. Nikt nigdy by nie pomyślał, że człowiek i demon, mogliby stanowić parę. Jednakże czasy się zmieniają, a uczucia oraz serce otwierają nowe drogi ku przyszłości.

Natsu szedł pewnym krokiem w stronę łaźni. Był cały spocony oraz brudny od rąbania drewna na opał. Przydałaby mu się długa i odprężająca kąpiel. Na początku nie był przekonany co do takich "luksusów" zaoferowanych przez Lucy. Między innymi dlatego, że w całym swoim życiu nie doświadczył podobnych rzeczy. Był w stosunku do nich nieufny. Kiedyś nawet zapierał się rękami i nogami o framugi drzwi od łaźni, kiedy dziewczyna próbowała nauczyć go korzystania z takich rzeczy. Szybko jednak polubił samą czynność relaksacji, bycia otoczonym ciepłą, parującą wodą, która zawierała olejki o zapachu różanym, czy też cytrusowym.

Przeszło go nie małe zdziwienie, że nim się obejrzał przywykł do normalnego życia. Chyba mógł tak to nazwać? Nie brakowało im wody pitnej ani jedzenia. Praktycznie wszystko mieli tutaj zapewnione. Mogliby tak żyć już zawsze. We dwoje...

Potrząsnął szybko głową. Mieli przecież inne priorytety!
Natsu oparł się o ścianę korytarza, zmieszany.

Co prawda, od czasu, gdy zostali partnerami minęło trochę, jednakże mimo czulszych doznań, nic po za tym między nimi nie doszło. Może powinno się to zmienić?

Podrapał się po głowie, widocznie skrępowany od myśli, które wywołały na jego licach delikatne rumieńce. Pod dłużej jednak chwili westchnął cicho. Odbił się od ściany, po czym otworzył drzwi. Wszedł do sporych rozmiarów głównego wejścia, gdzie zostawiali ubrania, służył między innymi za swojego rodzaju garderobę. Cały dom został wyposażony w duże przestrzenie aby móc pomieścić w sobie dużo osób.

Zdjął z siebie brudne ubrania i przepasał wokół swoich bioder ręcznik. Wziął odzież w dłoń, po czym skierował się do przeznaczonego na nie kosza do prania. Uniósł jedną brew na widok, rzeczy należących do ukochanej. Była w tutaj? Dopiero teraz wyraźnie odczuł jej delikatny zapach, prowadzący do obszernej łaźni. Drzwi prowadzące do kolejnego wejścia były otwarte, a zza nich unosiła się para.

Na usta wiśniowłosego wstąpił zadziorny uśmiech.

~Od tego momentu zaczynają się sceny nie przeznaczone dla osób poniżej 18 roku życia! Zostaliście ostrzeżeni~

W tym czasie niczego nieświadoma Lucy leżała oparła o krawędź dużej wanny, pokrytej pastelowymi płytkami. Odprężona miała głowę odchyloną do tyłu z przymkniętych powiekami. Od ponad godziny nie opuszczała tego miejsca i nawet jej się to nie śniło aby z niego szybko wyjść. Przez cały dzień miała ręce pełne roboty, podobnie co jej partner, więc postanowiła dla odprężenia wylegiwać się w kojącej wodzie.

Otworzyła oczy, gdy przewinął się przed nią obraz Natsu. Zjechała w tym czasie ręką wzdłuż obojczyka. Serce zabiło mocniej na jej niegrzeczne myśli. Powstrzymała się jednak szybko, wstając na równe nogi. Woda sięgała do połowy jej ud. Z rumieńcem błądziła wzrokiem gdzieś przed siebie, jednocześnie bawiąc się swoimi włosami. Była skrępowana sama z siebie, za dużo zastanawiała się nad kolejnymi etapami bliskiej relacji z Natsu. Niejednokrotnie liczyła na jakiekolwiek sygnały z jego strony, jednakże zawsze kiedy sądziła, że gdy dochodziło między nimi do namiętnej sytuacji, to doszłoby do czegoś więcej. Wtedy ku jej zawodzie, zwykle to różowowłosy drastycznie przerwał ich wspólne gry wstępne, głupio się tłumacząc.

Westchnęła pozwalając sobie na chwilę poruszenia wyobraźni, zamykając ponownie oczy. Przed nią pojawiła się postura demona. Nie raz widziała go bez górnej koszuli więc mogła bez problemu wyobrazić sobie jego wysportowaną sylwetkę.

W tej samej chwili odczuła przyjemne muśnięcie ust na swoim barku, a zaraz potem czyjeś dłonie na odsłoniętej skórze brzucha. Zaskoczona drgnęła jedynie, aby nie spłoszyć również osoby za sobą. Wiedziała doskonale kim ona była. Odchyliła głowę bardziej w bok, pozwalając aby Natsu bez problemu mógł pieścić jej szyję po całej jej długości. Kilka razy tym samym gryzł pieszczotliwie alabastrową skórę, a następnie zasysał pozostawiając na niej czerwone ślady.
Dziewczyna nie była tylko bierna. Wzięła jego dłoń i położyła ją sobie na swojej odkrytej piersi. Bez chwili wahania zaczął ją pieścić. Drugą rękę skierował ku dołowi, ukochanej. Musnął palcami jej łono, na co z ust Lucy wydobyło się ciche jęknięcie. Nie protestowała jednak, nawet gdy zagłębił w niej swoje długie palce. Była taka wilgotna. Tym ruchem sprawił, że napięła się jak struna i sapnęła przeciągle. Pokraśniała jeszcze bardziej czując na dolnym odcinku pleców jego nabrzmiałą męskość.

Nie zaprzestając  pieszczot, odwrócił jej ciało przodem ku sobie, po czym wbił się namiętnie w jej usta. Objęła  jego kark, a drugą zaś wplątując w wiśniowe kosmyki. Mruknął w jej usta, gdy zjechała lewą dłonią z jego włosów na obojczyk. Niespiesznie badała dotykiem umięśniony tors, brnąc ku wiadomemu. W momencie kiedy przejechała wierzchem dłoni po całej długości męskości Natsu, ten jęknął odrywając się na chwilę.

Oboje sapali ciężko. Wzrok mieli zamglony. Byli nadal bardzo blisko siebie. Ciszę przerywaną głębokimi oddechami przerwał szept demona, który schylił się do ucha Lucy.

– Pragnę Cię, Luce... – ten ton i sposób w jaki to powiedział sprawił, że zdarzała i jeszcze bardziej się podnieciła.

– Ja ciebie też, Natsu – to był dla niego jak sygnał.

Podniósł ją za biodra, przy czym objęła go nogami w pasie sprawiając, że granica między ich ciałami całkiem znikła.

Całując się nieprzerwanie nim się obejrzeli, znaleźli się na miękkim łóżku, pierwszego lepszego pokoju.
Górował nad nią, opierając się na przedramionach, lecz ta chwila bezczynności nie trwała długo. Zaczął powoli zjeżdżać pocałunkami coraz niżej. Dłuższą uwagę skupił się na jej okazałych piersiach, ssąc je oraz masując okrężnymi ruchami. Palcami masował i pieścił łechtaczkę blondynki, doprowadzając ją tym samym do niekontrolowanych dreszczy i przyjemnych doznań.

Może tego nie dostrzegła, lecz sama doprowadzała go tym czasem do obłędu. Gdy upewnił się do końca, że dziewczyna jest rozluźniona i wystarczająco mokra, wyjął z niej palce. Rozszerzył jeszcze bardziej jej nogi, umiejscowiając siebie między nimi. Jego penis sterczał gotowy aby przystąpić do ostatniego aktu.

– Natsu chce być twoja – usłyszał zachrypnięty głos Lucy. Nie musiała długo czekać na reakcję ukochanego.

Nakierował męskość w jej wejście, a następnie wszedł w nią szybko, pozbywając się tym samym przeszkody. Zacisnęła zęby, a grymas bólu wstąpił na jej twarz.

– Przepraszam.

– N-nie szkodzi – wysapała, kurczowo trzymając go za łopatki – Nie przestawiaj – zapewniła go.

– Będę w takim razie ostrożniejszy.

I był. Powoli oraz płynnie unosił biodra, wchodząc i wychodząc z jej ciała w taki sposób, że ból z chwili na chwilę przeobrażał się w dotąd nieznaną dla nich przyjemność.

Uniosła nogi sprawiając, że pchnięcia stały się głębsze. Z ust ich obojga co rusz wydobywały się ciche westchnienia i jęki spowodowane olbrzymią dawką ekstazy i adrenaliny poskutkowanej nowymi wrażeniami.

Kochali się do momentu, kiedy oboje nie doznali uczucia spełnienia oraz nie opadli z sił.
Zasnęli w swoich objęciach.

~*~

Stali przy krawędzi wzgórza pod, którym umieszczone były inne niewielkie wzniesienia, pokryte roślinnością.

W

śród nich mieściły się pokryte liśćmi niewielkie szałasy. Z odległości, jakiej się znajdowali dostrzegali jedynie czarne przemieszczające się punkty.

To był lud Natsu.

– Jesteś pewny tej decyzji? – zwróciła się do niego. Delikatny wiatr powiewał i unosił ich włosy.

– Nigdy nie byłem bardziej zdecydowany.

– Przejście przez granicę państwa z tyloma osobami, nie będzie należało do najprostszych.

– Wiem, ale to jest jedyne wyjście, aby nikt nie cierpiał. Poradzimy sobie. Wierzę, że to co czeka nas poza górami tego kraju, będzie nowym początkiem. Dobrym początkiem dla nas wszystkich i kolejnych pokoleń – dotknął czule brzucha Heartfilii.

– Pójdę za tobą nawet na drugi koniec świata, Natsu – pogładziła wierzchem ręki jego lico.

Zetknęli czoła ze sobą, po czym spletli palce swoich dłoni. 

Nastał dzień, który zabliźni rany przeszłości. Zakończy erę bólu i cierpienia.

~Koniec~

___________________

Pisałam tego one shota długo. Serio długo. I szczerze mówiąc to była chyba pierwsza historia, gdzie opisałam prawie cały przebieg seksu. Nie jestem orłem w pisaniu takich rzeczy, więc mam nadzieję, że KlaudiaJaniakova mnie za to nie zatłuczesz 😂😂
M

imo wszystko jestem z siebie zadowolona, że w końcu udało mi się go skończyć pisać. Włożyłam w to wiele wysiłku i starałam się aby opowiadanie miało jakikolwiek sens oraz by był przyjemny w czytaniu.

Do następnego!

https://youtu.be/r0s0E_WsqvQ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro