Życie i Śmierć & Światło i Cień
Życie i śmierć, światło i cień.
Co znaczą te słowa?
Czerń i biel. Śmiech i płacz. Radość i smutek.
Czemu te dwa sprzeczne ze sobą słowa i emocje są sobie tak bliskie?
Dwa różne światy, będące zwaśnione między sobą, zesłały na ziemię swoich potomków...
~*~
-Siostro! No chodź! Zobacz jak tu pięknie! -zachwyciła się mała dziewczynka o ciepłej brązowej barwie oczu.
-Lucy-nee! Ile razy cię prosiłam, żebyś się ode mnie nie oddalała! Uwierz mi, że kiedyś na pewno w końcu się zgubisz. -skarciła ją siostra o zielonych niczym rosnące liście na drzewie oczu.
-Przepraszam Mavis już nie będę... -spuściła głowę wpatrując się w swoje bose stopy.
Ubrana była w bladoróżową sukienkę sięgającą do kolan. Blond włosy miała upięte w wysokiego kucyka z wychodzącymi dwoma pasmami po obu stronach ekspresji. Jej siostra zaś była ubrana w jasnoniebieską sukienkę. Włosy tego samego koloru co Lucy sięgały rozpuszczone do ziemi.
-Nic się nie stało, lecz wiedz że na tym świecie czekają również niebezpieczeństwa. Co prawda małe, ale są. A teraz wyruszamy w drogę.
Drugi koniec świata
Dwójka chłopców maszerowała przez krainę, którą spowijał mrok i zniszczenie.
Jeden z nich miał na sobie wiele czarnych tatuaży w esy-floresy. Różowe włosy były powiewane przez zimny wiatr. Odziany był jedynie w granatowe spodnie z podartymi końcówkami, trzymane na mocnym sznurze. Na swoich barkach nosił również czarny płaszcz, a na szyi spoczywał biały szalik zrobiony ze wzorami jak u łusek smoka. Szkarłatne tęczówki patrzyły na otoczenie z obojętnością.
Drugi miał kruczoczarne włosy jak z resztą oczy. Nosił czarny płaszcz i toge koloru czarnego, zaś w dłoni niósł księgę.
-Bracie, gdzie my jesteśmy? -spytał różowowłosy.
-Na planecie, zwanej... ziemią. -odpowiedział mu wciąż idąc przed siebie.
-Dlaczego musimy tutaj być kiedy nasi bracia walczą!? -krzyknął, a z jego ust wydobył się ogień, który zniszczył szczątki polany, na której się znajdowali.
-Nie wiem bracie. Pewnie mieli powód by nas tu przysłać. Lecz... dlaczego?
I z tym oto zdaniem zakończyli rozmowę idąc wskazaną przez siebie drogą.
~*~
Lata mijały, a wojna mimo upływu czasu nie została rozstrzygnięta. Bogowie walczyli przeciw sobie. Nikt nie dawał za wygraną.
Ziemia zaś zmieniała się z dnia na dzień.
Czwórka dzieci podążała czterema stronami świata.
Północ i Południe.
Wschód i Zachód.
Tam, gdzie swoje kroki pozostawiały dziewczynki, panowało życie, a u chłopców panowała śmierć.
Słońce świeciło jasno nad głowami blondynek.
Księżyc dawał nikły blask nad panującą ciemnością u młodzieńców.
Czy dla dwóch sprzecznych praw natury skrzyżuje się droga?
Co wtedy się stanie?
Nastąpi chaos czy coś innego?
~*~
Od przybycia na ową planetę minęło kilka dekad jak nie stuleci.
Ci, którzy podążali swoją ścieżką nie byli już dziećmi. Ich światopogląd zmienił się diametralnie. Stali się poważniejsi i nie ugięci by dążyć do ukończenia swoich postanowień.
Lecz mimo swojej zmiany, wciąż oczekiwali zjawienia się swoich i powrotu do domu.
Pewna blondynka o czekoladowych oczach przemierzała gęsty las w samotności. Zawsze tak robiła po jakiejkolwiek kłótni z siostrą o nawet drobnostki. Z małej nieśmiałej dziewczynki wyrosła na dojrzałą i pewną siebie kobietę. Jej złote włosy sięgały do zakończenia pleców, a końcówki zmieniły kolor na slebrny. Biała suknia mająca długość do kolan z każdym krokiem przez bose stopy, delikatnie się unosiła.
Wzrok miała skierowany w ziemię. Myślała nad istotnymi rzeczami i nim się obejrzała doszła do samego końca zielonej dziczy. Zaskoczona obejrzała się chcąc zapamiętać najmniejszy szczegół, po czym wróciła się, a światło podążyło za nią. Wracając nasłuchiwała odgłosów przyrody. To ją uspokajało. Ta cisza. Ta harmonia. Dlatego nie bacząc na czyhające niebezpieczeństwo, ruszyła przed siebie z uśmiechem na ustach by dotrzeć jak najszybciej do swojej siostry.
-Mavis! -krzyknęła uradowana widząc znajomą sylwetkę.
Jednak tak jak szybko stała się radosna, tak szybko zniknął jej entuzjazm kiedy zobaczyła przed sobą przerażający widok. Będąc tuż obok zielonookiej oglądała istną pustynię zrobioną z popiołu oraz z szczątków wszelakiej roślinności. Zamiast ciepłego słońca panowały szare chmury, a tuż nad nimi czerwone niczym krew niebo. Suchy wiatr powiał w twarz blondynek niosąc za sobą niemiły zapach stęchlizny.
-Kto mógł to zrobić? -zapytała starsza siostra robiąc krok w tył, a tam gdzie postawiła nogę, kwitło życie.
Niewiele różniła się od Lucy. Miała na sobie błękitną suknie, a włosy ze złotymi końcówkami minimalnie stykały się z podłożem oraz posiadała "trochę" mniej kobiecych atutów.
-Nie wiem, ale to coś jest coraz bliżej.
-Ja to?
-Czuję nie przyjazną aurę z tamtej strony. -wskazała Lucy na kierunek północny zachód.
-Czyli znów ruszamy w drogę.
-Tak. Innego wyjścia nie mamy. -westchnęła.
-To już nasza codzienność, Lucy.
-Chciałabym w końcu dowiedzieć się kim to coś jest i dlaczego to robi.
-Wiesz, że to może być źle nastawione co do takich jak my.
-Tak. Wiem o tym. -powiedziała odwracając się by wyruszyć w ponowną wędrówkę.
~*~
-Bracie też to czujesz? -rzekł młody mężczyzna z włosami koloru kwitnącej wiśni.
-Tak Natsu. Jednak ta magia jest mi niestety obca, więc nie mogę ci nic wyjaśnić na ten temat.
-Niech to! -syknął - To "coś" jest niedaleko i mam zamiar dowiedzieć się co to jest i nie powstrzymasz mnie Zerefie. -zaczął biec w stronę lasu, zaś mrok zapanował na nieboskłonie.
-Natsu! -nim zdążył go dotknąć, tamten zniknął wśród dziczy -Co ja z tobą mam...
Westchnął i poszedł tuż za nim powolnym krokiem niosąc za sobą rozpacz zniszczenie.
W tym samym czasie siostry przemierzały drogę u podnóża gór, wykuty przez lodowiec. Pogoda nie sprzyjała im, zwiastując nadchodzącą burzę. Będąc w połowie drogi zawitała ich ulewa, mocny i nieokiełznany wiatr oraz nagłe grzmoty z przebłyskami. Jednak mimo tego wciąż brnęły przed siebie zasłaniając się dłońmi.
Z styczność z takim zjawiskiem miały po raz pierwszy odkąd przybyły na, ziemię. Podczas swoich wędrówek miały ciepłe i słoneczne dni, dlatego nie wiedziały co teraz począć.
-Lucy zwróćmy, robi się niebezpiecznie! -krzyknęła Mavis widząc przed sobą węższą dróżke zrobioną na ścianie góry, a tuż naprzeciwko znajdowało się strome urwisko.
-Nie możemy się teraz wycofać, gdy tylko przejdziemy dopiero odpoc/... -nie udało jej się dokończyć, gdyż piorun uderzył w wielki świerk, który pokrył się się ogniem.
Przerażone zaczęły biec, zaś wszystko w niecałą chwilę pokryło się płomieniem. Jedno z palących się drzew oddzielił dziewczyny od siebie.
-Mavis nic ci się nie stało!? - krzyknęła, lecz nie dostała odpowiedzi.
Za wszelką cenę chciała przedostać się do siostry, jednak żywioł nie pozwalał jej na to, dodatkowo przez panujący wicher ogień z minuty na minutę zwiększał odległość od blondynek.
Z nieba wydobył się grzmot. Dziewczyna patrzyła na otoczenie pustym wzrokiem. Stała na spalonej ziemi, dlatego w pewnym stopniu była bezpieczna. Ogień pokrył wszystko dookoła. Nie miała dokąd uciec. Dymu zbierało się coraz więcej, który odbierał cenne powietrze. Nie obchodziło jej to. Najważniejsze było dla niej w tej chwili to, by Mavis była cała.
Nie przejmowała się poparzonymi dłońmi czy nogami, gdy starała się przejść przez płomienie. Niegdyś biała sukienka, stała się szara. W niektórych miejscach były widoczne dziury, zrobione poprzez dotknięcie niebezpiecznego żywiołu z delikatnym materiałem.
Tlenu zaczęło być coraz mniej. Zaczęła się powoli dusić i mimowolnie złapała się dłońmi szyję. Padła na kolana, biorąc głębokie oddechy. Przed oczami blondynki pojawiły się czarne plamy. Nim straciła przytomność, zdążyła zobaczyć czyiś cień, a jedna nieskazitelna łza spłynęła po jej brudnym licu.
~*~
Otworzyła zmęczone powieki. Nie mogła uwierzyć w to co się stało. Bała się o siostrę i była wściekła na siebie, że nie przewidziała konsekwencji swojej głupoty. Jednak nie to w obecnej sytuacji ją teraz obchodziło. Z jękiem obróciła głowę, chcąc zobaczyć gdzie jest. Ból w niedużym stopniu paraliżował jej ciało, dlatego mogła się ruszać.
Znajdowała się na polanie.
Z kolejnym jękiem, podniosła się do siadu, po czym spojrzała w niebo. Słońce, które wczoraj było schowane za ciemnymi chmurami, otulał swym ciepłym i przyjemnym blaskiem postać Lucy. Zamknęła na chwilę oczy nabierając świeżego powietrza do płuc, po czym cicho westchnęła ponownie otwierając powieki. Nagle do brązowych tęczówek przykuł mrok panujący tuż przed nią.
Podniosła się i zaczęła kierować się w tamtą stronę. Z każdym następnym krokiem czuła dziwną energię, podobną do swojej, a z drugiej jednak jej obcą. Widząc dzielące ją krzewy od swojego celu, przeszła przez nie, przedostając się na drugą część polany.
To co zobaczyła o mało co nie doprowadziło jej do zawału. Czym prędzej schowała się za drzewem, obserwując tajemniczą postać zza kory, tymczasowej kryjówki.
Tą postacią okazał się być mężczyzna. Sterczące i ułożone w nieładzie różowe włosy były lekko powiewane przez wiatr. Sam ich właściciel leniwie leżał plecami na miękkiej trawie mając twarz w połowie przysłoniętą grzywką, więc nie mogła zobaczyć czy miał otwarte oczy. Na umięśniony nagi tors padały nikłe promienie słońca.
Na ten widok w sercu blondynki coś poruszyło. Nie wiedząc dlaczego, ale poczuła, że się rumieni.
Czy była zawstydzona? Tylko dlatego, że na niego spojrzała? Jej dalsze myśli zostały nagle przerwane przez głos owego różowowłosego.
-Mogę wiedzieć czemu się ukrywasz?
Zaskoczona, że została nakryta, zaczęła do niego powolnym krokiem podchodzić. Teraz z coraz bliżej odległości mogła przyjrzeć się jego twarzy.
Widoczne męskie rysy twarzy, białe uzębienie z wydłużonymi kłami oraz te przeszywające szkarłatne tęczówki.
-Jak się tu znalazłam? - zapytała ignorując jego wcześniejsze pytanie.
-Przyniosłem cię.
-Co z moją siostrą?
-Z kim? -uniósł jedną brew
-Nie igraj ze mną. Blond włosy, takie same jak moje, zielone oczy, niski wzrost. Zaraz czemu ci to mówię, skoro sama mogę jej poszukać? -ostanie zdanie powiedziała do siebie
-Wo czekaj! - gwałtownie wstał. Był wyższy od niej o głowę, dlatego musiał patrzeć na nią z góry, pomimo że dzielił ich zaledwie dwa metry - Nikogo takiego nie widziałem, dodatkowo ocaliłem cię, więc oczekuje podziękowania za ratunek. Z resztą przez ciebie także kogoś zgubiłem.
-Nie prosiłam ciebie o to. Poradziła bym sobie, sama.
-Ta ginąc wśród płomieni. Nie wiem czy wiesz ale dodatkowo zemdlałaś, więc o samowolce, mogłaś sobie jedynie przy śnić. - skrzyżował ze sobą dłonie.
-I tak ci nie podziękuję, a teraz wybacz, lecz idę szukać Mavis, puki czuję jej niewielką cząstkę.
"Pewnie jest daleko" pomyślała, po czym ruszyła w przeciwnym kierunku.
-Czekaj idę z tobą! - załapał dziewczynę za dłoń. Nagle przeszedł pomiędzy nimi piekący ból. Na niebie pojawiło się światło i mrok, a granica dzieląca te dwa elementy została rozerwana.
~*~
-Lucy! Gdzie jesteś! Odezwij się! -dziewczyna w stanie rozpaczy, wołała i oglądała się dookoła szukając siostry.
Odkąd zostały niespodziewanie rozdzielone, ze zdezorientowania potoczyła się z górki, po której wchodziły i z impetem uderzyła się o pień drzewa i właśnie wtedy straciła przytomność.
Kiedy tylko się na drugi dzień ocknęła, zaczęła swoje poszukiwania, jednak ze znikomym rezultatem. Od kilku godzin ciągłego krzyczenia imienia Lucy, traciła powoli wiarę, że ją odnajdzie.
Nieświadomie oddalała się brnąc w inną stronę i coraz słabiej czuła aurę swojej siostry.
-Lucy... - wyszeptała, a w oczach pojawiły się jej łzy.
-Ktoś ty?
Zszokowana spojrzała w kierunku głosu. Był to mężczyzna ubrany w czarno-białą toge. Kruczoczarne włosy były tego samego odcieniu co oczy, a spokojna postawa mówiła jej, że nie ma wobec niej złych intencji.
Z zaciekawieniem patrzył na dziewczynę, która uszczerbkiem sił walczyła by nie ropłakać się przed nieznajomym. Dlatego chcąc załagodzić nieprzyjemną dla blondynki sytuację, zadał kolejne pytanie.
-Kim jesteś?
Westchnęła opanowując łzy, po czym wytarła je z pod powiek.
-Mogę zapytać się ciebie o to samo.
Zaśmiał się z jej nagłej zmiany emocji.
-Jestem Zeref, a ty? -spojrzała na niego podejrzliwie, lecz odpowiedziała na jego pytanie.
-Mavis.
-Piękne imię dla pięknej kobiety. -zarumieniła się delikatnie na jego komplement, ale przemilczała to.
-Dziękuję, ale muszę już iść.
-Gdzie zamierzasz się udać?
-Nie musisz wiedzieć.
-Jeżeli kogoś szukasz to wiedz, że zapewne w tej chwili jest z moim bratem.
Raptownie zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
-Skąd to wiesz?
-Ponieważ zanim doszło do owej tragedii, wyczuliśmy wcześniej niespotykaną energię, a Natsu, czyli mój brat niewiele myśląc ruszył w waszą stronę i tak oto znaleźliśmy się w punkcie wyjścia.
-Jaką mogę mieć pewność, że mnie nie oszukujesz?
-Nie mam nic by ci udowodnić. Powiedziałem ci tyle ile ja sam wiem. - rozłożył ramiona na potwierdzenie swego zdania
Mavis analizowała słowa Zerefa. Nie mogła mu do końca wierzyć, ale kiedy wspomniał o siostrze, która właśnie przebywała z jego bratem...
-Zgoda... Powiedzmy, że ci uwierzę i co zamierzasz teraz zrobić?
-Mam taką samą misję co ty. Odnaleźć swoją zgubę w postaci młodszego rodzeństwa. Dlatego nie pozostało nam nic innego niż wyruszyć razem za ich śladem. To jak, piszesz się na wspólną wędrówkę? - wystawił w stronę zielonookiej prawą dłoń, zaś w drugiej nieustannie trzymał księgę obramowaną z brązowej poniszczonej skóry służącej jako okładka.
Zastanowiła się chwilę, po czym niepewnie wyciągnęła swoją rękę i gdy tylko dotknęła jego dłoń opuszkami palców, przeszył obojga ból, a ziemia za ich plecami, stała się żywa i martwa, a dzieląca granica została złamana.
~*~
-Długo będziesz się jeszcze gniewać?
To było po raz setne pytanie Natsu, przyglądając się naburmuszonej blondynce, która ignorowała jego obecność. Od czasu tego wypadku, ciągle bolała ją dłoń. Na zewnętrznej stronie pojawił się nieznany jej dotąd znak, taki sam jak na jego ramieniu, lecz teraz była na tyle wściekła za jego bezmyślność, że postanowiła nie odzywać się do niego i iść wciąż przed siebie.
Słońce leniwie chowało swą osobę za pasmami wzgórz, a niebo przybrało kolor podobny do włosów chłopaka.
-Zaraz nadejdzie mrok, najlepiej będzie jeżeli zrobimy postój, a dopiero jutro z samego rana wyruszyły. -nalegał, gdy zobaczył jak Lucy zaczyna zasypiać na stojąco.
-To zrób, ja idę dalej. - burknęła
-Złość piękności szkodzi. - przyspieszyła kroku - Ej! Nie obrażaj się o byle drobnostkę!
Niespodziewanie zatrzymała się, a on nie będąc na to przygotowany zderzył się z nią i oboje padli jak dłudzy na ziemię. Szybko zrzuciła z siebie ciężki balast, [czyt. Natsu] by móc czym oddychać.
-Słuchaj,bo nie zamierzam się powtarzać. Chcę czym prędzej znaleźć siostrę i nie obchodzi mnie twoje zdanie. Sam postanowiłeś ze mną iść, pomimo że ja się na to nie zgodziłam, dlatego nie rozkazuj mi!
-Ja ci nie rozkazuje! Kobieto widziałaś siebie? Podkrążone i przymrużone oczy, leniwa postawa. Ty normalnie zaraz mi tutaj zaśniesz!
-Wcale nie!
-Przestań siebie i mnie okłamywać. Wiem, że odnalezienie tej całej Mavis to twój priorytet, ale daj sobie pomóc i odpocznij. -powiedział łagodnie - Zeref zapewne ją spotkał tak samo jak ja ciebie, więc nie musisz się o nią bać.
-Kim jest Zeref?
-Moim bratem.
"Cudnie... Obyś miał rację, że jest bezpieczna..." pomyślała jednocześnie ziewając i zaczęła rozglądać się dookoła.
Zauważyła wielkie drzewo, na którym kwitnęły pierwsze płatki kwiatów. Leniwie wstała i doczlapała pod jego koronę, po czym ułożyła się w wygodnej pozycji i zasnęła.
Chłopka cicho się zaśmiał z powodu nagłej zmiany nastroju dziewczyny. Poszedł do niej i niczym powiew wiatru, odsunął ręką przeszkadzającą grzywkę, odsłaniając zamknięte powieki. Czuł na sobie jej równy oraz spokojny oddech. Spoglądał z bliska zmęczoną, a zarazem łagodną ekspresję blondwłosej. Kaskada złotych pasm włosów opadały na zieloną trawę ułożone na kształt fal, a klatka piersiowa unosiła się równomiernie.
Jeszcze niedawno jego kamienne serce, zaczęło teraz nabierać szybkiego rytmu, a na lica niekontrolowanie wkradł się rumieniec. Niespodziewanie zapragnął jej dotknąć, lecz obowiał się, że zbudzi ją to ze snu lub powtórzy się moment, kiedy złapał jej dłoń. Tą myśl przeanalizował kilka razy i nie przejmując się zbytnio konsekwencjami, delikatnie przejechał grzebieniem dłoni po zaróżowionym policzku kończąc opuszkiem kciuka na dolnej wardze blondynki.
Przybliżył się jeszcze bardziej i kiedy chciał złożyć na ustach lekki pocałunek, zawahał się. Za dużo sobie pozwolił pod niezgodą Lucy i z zawodem oddalił swoją twarz i położył się tuż obok śpiącej. Po niedługim czasie również zasnął.
Drogi światła i ciemności, czy też
Życia i śmierci spotkały się nie przypadkowo.
Świat jaki ich otacza jest ograniczony pod prawami ładu i porządku.
Czystości i pięknu,
Zniszczeniu i destrukcji.
Czy światło ukoi cierpienie panującej ciemności?
Czy życie przywróci to co zginęło?
Wojna wciąż trwa.
Na polu bitwy, ostanie szeregi walczą ze sobą o dominację, resztkami sił.
Czy ból kiedyś ustąpi i na jego miejsce zapanuje pokój?
~*~
Obudziła się dziwnie wypoczęta, jak nigdy wcześniej. Nie była już zła na swojego towarzysza. Chciał jej pomóc, a ona w podzięce odtrącała go i ciągle wybuchała gniewem. Po przemyśleniu kilku rzeczy, postanowiła mu zaufać nie chcąc później żałować swojej decyzji. Kiedy zamierzała się podnieść coś ją blokowało, a potem przywarło mocniej do pleców, wzmacniając uścisku.
Z jękiem obróciła się na drugą stronę i o mało co nie krzyknęła. Ciepły oddech owiewał twarz Lucy, a nosy prawie, że stykały się ze sobą przy każdym ruchu. Spłonęła rumieńcem, zaś drobnymi dłońmi złapała różowowłosego za ramiona i delikatnie zwiększyła pomiędzy nimi odległość. Jednak dalej śniący chłopak czując to umieścił ręce na jej łopatkach, a twarz schował w zagłębieniu jej szyi, przez co musiała położyć się na plecy.
-Natsu! -pisnęła i ponownie próbowała zabrać go z siebie, lecz jego uścisk był jak imadło
Próbowała uwolnić się na wszelaki sposób i mimo nic nie wynikło z planu. A, gdy poddała się i rozluźniła ciało, ten zsunął głowę i położył ją na piersiach blondynki. Do tego na jego twarzy widniał zadowolony uśmiech!
"Miarka się przebrała" z pulsującą żyłką, z całej siły walnęła go nogą w bok. [Kopniak Lucy 😎] Z doznanego bólu wyłupił oczy, po czym wydał z siebie nieokreślony dźwięk i skulił się. Korzystając z dezorientacji chłopaka, wyswobodziła się z silnych ramion i dla bezpieczeństwa wstała.
-Hentai!! Hentai, hentai, hentai... -powtarzała to słowo puki nie rozbolało jej gardło
-Już? -zapytał masując obolałe jeszcze biodro
"Skąd kobieta ma tyle siły?" pomyślał, chociaż z drugiej strony wolał jednak tego nie wiedzieć.
Czyżby to były pierwsze początki ich pięknej przyjaźni?
~*~
Mavis i Zeref obecnej chwili przemierzali góry chcąc przez nie przejść i dostać się na otwartą przestrzeń znajdującą się tuż za nimi.
-Jak sądzisz ile nam zajmie ta podróż? -zapytała wyrównując tempo z czarnowłosym
-Zapewne tak długo puki nie znajdziemy ich lub sami nas nie znajdą. -podrapał się za tył głowy
Kiedy tylko nastał nowy dzień, nic nie mówiąc ruszyli dalej. W kompletnej ciszy.
Od czasu do czasu mówili ze sobą krótkie i treściwe zdania. W głębi duszy chcieli ciągnąć omawiany temat, ale nie potrafili rozwinąć swojej myśli.
Dlatego z ponurą aurą, szli omijając kolejne przeszkody.
Będąc na skraju łąki zauważyła, że z każdym krokiem Zerefa pozostawiał wyschniętą trawę, która sekundę później ponownie stała się zielona. Czując pytające spojrzenie, westchnął.
-To już moja natura. Choćbym nie wiem jak się starał i tak pozostawiam po sobie jedynie nieszczęście. Ty natomiast jesteś moim przeciwieństwem. Dzięki Tobie, to co powoduje moja magia, ponownie odżywa. Teraz będąc tuż obok twego boku, nie rozsiewam zniszczenia. Szczerze to pierwszy raz jak widzę żywą przyrodę, czuje ten spokój, widzę niebieskie niebo. -wszystko co mówił, opowiadał z fascynacją. Prawdziwy i szczery uśmiech nie schodził z jego ust, kiedy spoglądał na blondynkę kątem oka
Uważnie słuchała tego co mówił również się uśmiechając albo śmiejąc się z zabawnej historii, podczas jego podróży z bratem.
Podobnie potoczyły się sprawy u pierwszej pary. Okazało sie, że także mają wspólne zainteresowania i śmieszne przygody.
Los związała ich życia nierozerwalną nicią przeznaczenia...
Mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące, a rodzeństwo do tej pory nie odnalazło, lecz żadne z nich nie traciło nadziei.
Już nie patrzyli na czas, czy drogę jaką mieli przed sobą. Nieświadomi pogłębiali swe uczucia drobnymi gestami lub zwykłą rozmową na wspólny temat.
Ale czy nadchodzące zagrożenie pozwoli dalej kiełkować temu rosnącemu i pięknemu uczuciu?
~*~
Maszerowali cały dzień, pokonując niebezpieczny teren zamieszkiwany przez nieufne stworzenia.
Dzisiejszej nocy, ogromny księżyc zagościł na nieboskłonie, towarzysząc gwiazdą.
Będąc daleko od zagrożenia, para znalazła sobie miejsce w małym zagajniku. Obok niego znajdowało się jezioro, dlatego blondynka udała się wziąć kąpiel. Natsu tym czasem postanowił zamiast "nie" podglądać blondynki, pooglądać niebo.
Każda gwiazda świeciła inaczej. Jedne z nich świeciły jasno, drugie zaś słabiej. Wszystkie były piękne, jednak nie tak bardzo jak jego gwiazdka, która właśnie usiadła tuż obok i przyłączyła się do podziwiania nieba. Mokre włosy sięgające do zakończenia pleców, swobodnie opadały częściowo na jej ramiona. Ciało było jedynie owinięte pozostałościami białej długiej sukni w postaci krótkiej sukienki. Zamyślone spojrzenie skierowała miała w górę, nie wiedząc że chłopak od jej powrotu nie odrywał swojego wzroku od jej postaci.
Niespodziewanie przesunął się bliżej i objął ją silną ręką. Zaskoczona zwróciła swój wzrok na niego, lecz nie odezwała się. W jego oczach widziała tańczące ogniki, niemo odpowiadające na jej pytanie. Zarumieniła się kiedy twarz Natsu znalazła się blisko swojej, a gorący i znajomy oddech owiał ją, gdy cicho westchnął. Serca obojgu, zaczęło obijać się o żebra, a lica spłonęły czerwienią.
Zmniejszył ich odległość do minimum i teraz stykali się nosami. Patrzył głęboko w jej tęczówki w odcieniu ciepłego brązu, które były w tej chwili lekko zamglone, tak samo jak i niego, zaś ona obserowowała ten szkarłatny ogień, tańczący swoim rytmem. Zmrużyła powieki kierując oczy na jego usta i stkynęła ich czołami czekając na jego ruch.
On jakby czytał w jej myślach, zamknął powieki i dał upust skrywanym emocją. Usta miała miękkie, od których można się uzależnić zaraz po ich pierwszym skosztowaniu. Odwzajemniła to wzmacniając pocałunek, gdy tylko jedna jej dłoń spoczęła na jego karku, wplątując swe smukłe palce w przydługie różowe włosy. Przejechał językiem po dolnej wardze dziewczyny i zaraz potem rozpoczęła się walka o dominację.
Złapał jej kruche ciało w swe ramiona i delikatnie zaczął przygniatać ją swoim, tak że położyła się na plecy, zaś on zawisł nad nią nie przerywając pocałunków. Jedną dłoń trzymał za tył głowy Lucy, a druga jeździła od czerwonego lica, aż po wąską talię.
Drażniła jego nagą klatkę piersiową i plecy swoimi paznokciami, zostawiając czerwone smugi. Czuła ten żar bijący od niego. Jak z wahaniem składał namiętne całusy najpierw na jej ustach, a potem zaczął schodzić niżej. Kiedy zassał alabastrową skórę na ramieniu zostawiając po sobie "malinke", a później przy ozdobił tak inne miejsca na górnej części. Nie musiała długo czekać aż powrócił do jej warg.
-Już dłużej nie mogę... -oderwał się na moment od niej -... kocham cię, Lucy.
Jedna łza spłynęła po policzku, którą wytarł a w brązowych oczach pojawił się blask.
-Też cię kocham, Natsu. -powiedziała pomiędzy pocałunkami - Proszę, obiecaj że mnie nie opuścisz...
Nastała chwila ciszy.
-Obiecuję. - pociągnęła go za biały szal, ponownie łącząc ich usta
Ta noc na zawsze pozostanie w pamięci pierwszych kochanków.
(Nie ma tak łatwo zboczuszki XD)
~*~
Uchyliła powieki ukazując światu brązowe tęczówki. Wspomnienia z zeszłej nocy spowodował uśmiech na radosnej twarzy blondynki.
Jednak coś się tutaj nie zgadzało. Mianowicie to, że leżała okryta błękitną pościelą w wielkiej komnacie, od której aż biło bladym różem. Usiadła i z przerażeniem oglądała pomieszczenie. Nagle coś sobie przypomniała, ale to niemożliwe.
Wtem do pokoju wręcz wbiegła jej siostra.
-Mavis..
-Lucy! -nie zastanawiając się pędem wskoczyła na łóżko i przytuliła ją - Wróciłyśmy.
-Pytanie dlaczego? -powiedziała bez emocji. -Dlaczego teraz, gdy kogoś pokochałam. - zaszlochała
-Nie jesteś jedyna, siostro. Ja także straciłam kogoś. Teraz musimy udać się do sali, gdzie czeka na nas ojciec.
Weszły do sali tronowej. Ściany zrobione ze złota, odbijały się od promieni słońca. Światło przenikające z witraża na suficie, padał prosto na tron, na którym siedział Król.
-Ojcze. Witaj. -ukłoniły się
Spojrzał na nie surowym wzrokiem.
-Wojna jeszcze się nie skończyła. Zostało nas niewielu, ruszacie na bój by wspomóc sprzymierzeńców. Jesteście ostatnią nadzieją na naszą wolność.
-NASZĄ WOLNOŚĆ?! -krzyknęła zdenerwowana brązowooka -Czy dla większej władzy!?
-Sprzeciwiajsz mi się córko!?
Zamilkła. Wiedziała do czego jest zdolny, a wolała uniknąć takich sytuacji. Nie chciała wplątać do tego Mavis.
-Nie ojcze, wybacz mi... -powiedziała cicho nie patrząc mu w oczy
-Idźcie się przygotować.
~*~
Do wskazanego miejsca przybyły w kilka godzin. Slebrny miecz schowany w pochwie, przyczepiony był do czarnego pasa. Odbijał się z każdym ruchem od białej zbroi. Na klatce piersiowej znajdowała się złota gwiazda. Spojrzała niepewnie na siostrę, która kiwnęła głową oznajmując, że już czas by wejść na teren wroga.
Nim się spostrzegły zostały ponownie rozdzielone i zaatakowane przez demony.
Czarne kreatury atakowały ze wszystkich stron, jednak na Lucy nie robiło to większego wrażenia i z zimną krwią pozbawiła jednego głowy, zaś drugiego przebiła na wylot, gdy ten chciał zajść ją od tyłu.
Nagle trzeci zaskoczył ją od dołu, zabierając broń i uderzając z pięści w brzuch tak mocno, że runęła na skałę robiąc w niej wgniecenie. Otarła krew płynąca z kącika ust i spostrzegła, stwora zainteresowanego mieczem, po czym powolnym krokiem szedł w jej kierunku.
Przez doznane obrażenia nie mogła się ruszyć. Przełknęła pod nosem, zamykając oczy i czekając na swój koniec. Nie minęła chwila, a usłyszała świst i lekki powiew wiatru, a następnie dźwięk spadającego ciała na ziemię.
Zaśmiała się cicho, czując tą znajomą aurę. Tylko ta jedna osoba samą obecnością wywoływała szybkie bicie jej serca.
-Obiecałem, że cię nie opuszczę. A ja obietnic zawsze dotrzymuje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
4023 słowa Nowy Rekord! *^*
I tak po długich dwóch miesiącach udało mi się skończyć... to coś. Nie wiem co chciałam przez to przekazać ale tak mi wtedy przyszła wena i kiedy miałam w połowie to napisane... skończyła się.
Kończyłam to dzisiaj cały dzień, ponieważ wczoraj zostałam niespodziewanie zabrana na miasto i wróciłam dosyć późno i tak jakoś wyszło XD
Ocenkę zostawiam wam i widzimy się już niedługo w kolejnym opowiadaniu!
Oraz cieszę się, że nowa książka dobrze się przyjęła :*
Why?? ;_; 👇
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro