59. [Nataniel x OC] "Nie miałem takiego planu"
UWAGA!
W treści jednorazówki pojawi się temat mafii, narkotyków, broni oraz zabójstw. Jeśli masz kłopoty z prawem lub znasz kogoś, kto takie ma, natychmiast zwróć się do odpowiednich służb.
Pamiętajcie - z każdej sytuacji jest jakieś rozwiązanie.
Miłej lektury!
"Tej nocy będziesz tylko moja", cz. II
**********
Obiecała sobie, że gdy po raz kolejny dostanie okres, już nigdy nie będzie narzekać. Ten rodzaj bólu, jaki czuła, był zbyt rozrywający, by porównać go jakkolwiek z bólem menstruacyjnym. Zaciskała palce na pościeli szpitalnego łóżka, a jej partner patrzył na nią i zastanawiał się, jak mógłby jej pomóc.
- Angie? - powiedział cicho Nataniel i pogładził dłoń swojej ukochanej. - Chciałbym Ci jakoś pomóc. Mogę cokolwiek zrobić?
- Możesz - spojrzała na niego i spiorunowała go wzrokiem. - Bądź cicho i nie śmiej się odezwać.
Blondyn, zgodnie z jej słowami, zamilkł. Zdawał sobie sprawę, że gdy ich synek się urodzi, oboje zapomną o tym wszystkim, co dziewczyna zdążyła mu powiedzieć jeszcze w samochodzie.
***
- Kurwa, a mówią, że przy pierwszym seksie nie zaciążysz! - wypłakała, czując coraz większy ból i zaciskając palce na dłoni partnera. - Przysięgam na Boga, że nigdy więcej nie zachce mi się kolejnego dziecka - spojrzała na swojego partnera. - Kurwa mać, przyspiesz albo będziesz przyjmować poród w samochodzie, do kurwy nędzy!
- Nie mogę! - Nataniel również podniósł trochę głos. - Już i tak jadę ponad normę! Można pięćdziesiąt, jadę siedemdziesiąt!
- W takim razie mały urodzi się obok Ciebie! - warknęła. - Przysięgam, że albo przyspieszysz, albo zobaczysz, jak wypycha główkę!
***
Czy przyspieszył wtedy? Oczywiście. A czy złapała ich policja? Jak najbardziej. Ale gdy zobaczyli, że obok niego jest zapłakana, rodząca kobieta, zgodzili się na eskortowanie ich do szpitala.
Po chwili do sali weszła położna z szerokim uśmiechem na ustach.
- Jak się czuje nasza przyszła mama? - zapytała, a Angela jęknęła głośno, odchylając głowę do tyłu.
- Kurwa, jakby mnie przejechał pociąg! - wrzasnęła wręcz. - Przecież ja nie urodzę sama!
- Spokojnie - położna pogodziła kolano dziewczyny. - Muszę Ci zajrzeć między nogi, dobrze? Nie ruszaj się.
Dziewczyna, spocona na czole, z całych sił powstrzymywała wszelkie ruchy, żeby kobieta mogła sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Gdy ta uniosła głowę i spojrzała na nią, zobaczyła na jej twarzy jeszcze szerszy uśmiech.
- Wspaniale! - powiedziała od razu. - Mamy już dziesięć centymetrów. Pójdę po lekarkę i zaraz będziemy rodzić.
- Ja pierdolę, pospieszcie się albo to dziecko się urodzi, nim zdążycie tu przyjść! - po policzku dziewczyny popłynęła łza, którą Nataniel po chwili przetarł.
Uśmiechnął się do niej ciepło i pogładzić jej policzek. Ucałował jej czoło z czułością i złapał partnerkę za rękę.
Zgodnie z ostrzeżeniem szatynki, już po chwili w pomieszczeniu pojawiła się jej lekarka, wcześniejsza położna oraz jeszcze jedna, tak w razie czego. Dziewczyna oparła stopy o przystosowane do tego plastikowe podpórki i przełknęła ciężko ślinę. Zacisnęła mocno palce na dłoni ukochanego i patrzyła na każdą kobietę z osobna, a na końcu na swojego chłopaka.
- Nie idź - poprosiła go, wystraszona. - Zostań tu, nie idź nigdzie.
- Nie odejdę - odpowiedział blondyn i pogładził ją po spoconej grzywce. - Będę tu przy Tobie, obiecuję Ci. Jesteś twardą dziewczynką, poradzisz sobie. Jestem tego pewien.
***
W momencie, gdy bała się, że nie poradzi sobie z wypchnięciem reszty ciała swojego dziecka, usłyszała jedynie głośne "Mamy go!", a w sobie poczuła dziwną pustkę. Opadła głową na poduszkę, z jej oczu pociekły kolejne łzy, a na ustach pojawił się uśmiech. Zacisnęła mocno dłoń na palcach partnera, który ciągle przy niej był i głaskał ją po włosach. Po chwili po całej sali porodowej rozbrzmiewał głośny płacz świeżo urodzonego chłopca.
Nataniel oparł czoło o czoło Angeli, a następnie uśmiechnął się do niej z zamkniętymi oczami. Słuchali, jak ich synek płakał, a jednocześnie czerpali przyjemność ze swojej bliskości.
Po chwili położna spojrzała na mężczyznę.
- Chce pan przeciąć pępowinę? - spytała, na co mężczyzna podszedł do kobiety i złapał za nożyczki. Położna wskazała mu odpowiednie miejsce, a po chwili podeszła do Angeli i położyła jej synka na piersi.
Dziewczyna umieściła dłoń na plecach synka i pogładziła je, by następnie załkać cicho.
- Mam synka... - szepnęła. - Mam synka, o Boże jedyny... - spojrzała na ukochanego i posłała mu szeroki uśmiech, który mężczyzna odwzajemnił.
Po dłuższej chwili dziewczynę zabrano na salę poporodową, na którą póki co Nataniel nie mógł wejść. Zabrano go jednak do innego pomieszczenia. Cichego i relaksującego, z fotelami, kanapą i małym stolikiem. Ściany były pomalowane na beżowy kolor, a podłoga wyłożona jasnym panelami. Blondyn siedział tam sporo czasu, czekając, aż będzie mógł pójść do swojej partnerki. Usłyszał otwierające się drzwi, a pierwsze, co zobaczył, to przechodząca przed nie położna z chłopcem owiniętym w śliczny, jasnoniebieski kocyk, który para od kilku miesięcy miała spakowany do torby szpitalnej.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Wiedział, co się za chwilę wydarzy. W parę chwil pozbył się swojej koszulki, a pielęgniarka mogła zobaczyć drobny tatuaż na jego piersi, tuż pod lewym sutkiem. Cytat z piosenki "Treasure" Bruna Marsa.
"A girl like you should never look so blue".
Zauważył, że gdy Angela płakała lub było jej smutno, wystarczyło jedno jej spojrzenie na ten tatuaż, by się uspokoiła i uśmiechnęła do niego. Zwłaszcza gdy była w ciąży. Wtedy najlepiej by było, gdyby chodził po domu cały dzień bez koszulki.
Nataniel wyciągnął powoli ręce do swojego synka i przejął go z ramion położnej, podtrzymując jego główkę delikatnie. Powoli przytulił chłopca do siebie, do swojego ciepłego torsu. Pogładził delikatnie jego maleńką rączkę palcem, a chłopiec zacisnął paluszki w piąstkę. W oczach mężczyzny stanęły łzy. Patrzył na swojego synka, który leżał na jego torsie i wsłuchiwał się w bicie jego serca.
- Cześć, maluchu - szepnął w stronę malucha. - Tata tak bardzo się cieszy, że wreszcie jesteś z nami, wiesz? Mama tak długo się męczyła, żeby Cię urodzić, a niedługo będzie mogła Cię przytulić. Nasz największy skarb na świecie. Nasz Andrew.
Uśmiech mu nie schodził z twarzy. Wręcz się poszerzył, gdy zobaczył, że na drobnej buzi chłopczyka także pojawił się delikatny uśmiech.
- Masz mój uśmiech - mówi czule. - Wargi po mamie, ale uśmiech jest mój. Mogę Ci obiecać, synku, że zrobię wszystko, żebyście wraz z mamą byli przy mnie bezpieczni. Twoja mamusia jest najcudowniejszą kobietą na świecie, a Ty jesteś naszym synkiem. I obiecuję Ci, że zrobię wszystko, żebyście byli bezpieczni.
Wiedział, że to, co właśnie powiedział, było sporym ryzykiem. Wiedział to, nim wypowiedział te słowa. Ale nie było możliwości, żeby nie dbał o swoją rodzinę. Miał partnerkę i syna. Nie mógł pozwolić, by stała się im krzywda. Gładził plecki swojego synka i patrzył, jak ten zaciska rączki w piąstki i zasypia mu na torsie. Uśmiechnął się czule do niego i tak siedział z nim jeszcze dłuższą chwilę, aż w końcu podeszła do niego położna, by zanieść chłopca do mamy na karmienie.
Mężczyzna założył swoją koszulkę i podszedł do ukochanej szybko. Usiadł obok niej i złapał ją za rękę.
- Jak się czujesz? - zapytał, patrząc na ukochaną. - Coś Cię boli?
- Nie boli - odpowiedziała mu Angela, splatając swoje palce z palcami ukochanego. - Czuję się dobrze, nie narzekam. Widziałeś już małego? - zapytała, mimo że doskonale już znała odpowiedź.
- Oczywiście, że widziałem. I jest piękny. Ma Twoje usta, ale uśmiecha się tak, jak ja. Jestem ciekaw, jak się śmieje - patrzy na nią z szerokim uśmiechem na ustach. - I ma ciemne włoski. Tak, jak Ty.
- Kochanie, ale każde dziecko ma ciemne włosy, gdy się rodzi - powiedziała do niego, śmiejąc się cicho. - Potrzeba dłuższego czasu, żeby włoski nabrały kolory. Jestem ciekawa, czy nasz Andrew będzie miał moje, czy Twoje włosy.
- Do jego buzi oczywiście pasuje blond - Nataniel wypiął dumnie pierś do przodu, na co jego partnerka się zaśmiała.
- Chciałbyś! - Angela pokręciła głową. - Nie ma mowy. Jego buzia jest idealna do brązowych włosków. Rozumiesz? I tylko brązowych.
- To się dopiero okaże, Angie. To się dopiero okaże.
***
- Podobno Ci się rodzinka powiększyła, huh? -Minjun spojrzał na swojego "towarzysza" z kwaśnym uśmiechem na ustach. - Gratulacje przyjacielu. Chłopiec czy dziewczynka?
- Gówno Was to powinno obchodzić - warknął Nataniel, upewniając się ukradkiem, że z tyłu za paskiem ciągle znajduje się jego własna, zabezpieczona broń. - Kto Wam w ogóle o tym powiedział?
- Wiesz, plotki w gangach szybko się rozchodzą. Szybciej niż dochodzisz w swojej ślicznotce - przystojny Alvaro posłał Carello złośliwy uśmiech, na co blondyn pokazał mężczyznom środkowy palec. - Oho, kotek pokazuje pazurki? Zapamiętaj sobie jedną rzecz, chłopczyku. To, że znasz okolicę, nie daje Ci przewagi. Przewagę ma ten, który jest dominujący siłą.
- To się jeszcze, kurwa, okaże - chłopak zaczesał włosy do tyłu, po czym rozejrzał się dookoła i wszedł do kryjówki gangu, którego był częścią.
Budynek wydawał się być w opłakanym stanie. Było tam mnóstwo schodzącego ze ścian tynku oraz farby, wszelkie panele były wyrwane, a każdy pokój pozbawiono mebli. Każdy oprócz jednego. Nataniel otworzył jedne z drzwi, które za sobą kryły jakby inny świat.
Na środku pomieszczenia stało wielkie dębowe biurko, za którym, na skórzanym krześle, wiedział wysoki szatyn, ubrany w drogi garnitur z najwyższej półki. Miał mocne, ostre rysy twarzy, a z jego oczu nie dało się wyczytać nic oprócz chłodu. Przy każdej ścianie pomieszczenia stały wysokie meblościanki z wieloma książkami oraz segregatorami. Na podłodze pokrytej jasnymi panelami leżał kosztujący fortunę perski dywan, a ściany miały kolor jasnego brązu.
Jason podszedł do Nataniela i stanął przed nim. Spojrzał mu w oczy, a swoje wyraźnie zmrużył.
- Spada nam sprzedaż - warknął mężczyzna. - Wytłumacz się z tego. Mówiłeś, że te miejsca są idealne, a tymczasem...
- Tymczasem kilku innych dealerów się rozłożyło na naszych miejscach - blondyn skrzyżował ręce na torsie.
Podszedł do biurka i spojrzał na rozłożony na nim plan miasta. Sięgnął po czerwony marker i zaznaczył na nim kilka miejsc krzyżykami.
- Tutaj jest kawiarnia Cosy Bear - rzucił, wskazując pierwszy X. - Studenci na pewno będą mieli ochotę na coś więcej niż tylko kawa i czekoladowy croissant. Tutaj - wskazał drugie miejsce. - Jest alejka obok butiku dość znanego projektanta. Biznes mu się nieźle kręci i ma wielu klientów. Sporo osób, które tam będzie, z pewnością będzie chciało także odwiedzić nas. A tutaj - pokazał ostatni krzyżyk. - jest liceum. Wielu młodziaków z pewnością chętnie sobie dobrze zarobi. Wystarczy, że my damy im trochę towaru, a oni rozprowadzą go z chęcią po szkole, o ile dostaną z tego jakiś procent.
- Jak wysoki Twoim zdaniem? - Jason stanął obok swojego zaufanego dealera i założył ręce na torsie. Uważnie go obserwował, szukając jakiegokolwiek gestu, do którego mógłby się przyczepić. Ale nie było takiego. Natanielowi ani razu nie załamał się głos ani nie zatrzęsły się mu dłonie.
- Trudno powiedzieć - skwitował blondyn i zagryzł wargę na chwilę. - Dla części z nich wystarczy dziesięć procent, inni wymagaliby dwudziestu. Na przykład jeśli zarobilibyśmy tysiąc, to jedna osoba może chcieć tylko pięćdziesiąt euro, inni sto, a jeszcze inni trzysta. Wszystko zależy od tego, jak cwani są i na ile myślą, że mogą sobie pozwolić. Nieśmiali nie będą walczyć, ci twardsi na pewno będą. Ale wystarczy kilka machnięć bronią, by każdy zamknął mordę. Z prawdziwymi spluwami nikt nie zadrze.
- Obyś mnie tylko, Carello, nie zawiódł. Bo jeśli tak się stanie, to Ty także będziesz miał gnata przy głowie. A wiesz, że kto jak kto, ale ja nie waham się go używać.
***
- Wróciłem! - zawołał Nataniel już z progu mieszkania.
Zdjął buty i ruszył w stronę sypialni swojego synka, pewien, że właśnie tam znajdzie swoją partnerkę. Nie pomylił się. Dziewczyna siedziała w białym, bujanym fotelu i karmiła piersią ich prawie dwutygodniowego synka. Blondyn podszedł do nich i najpierw ucałował namiętnie usta ukochanej, a potem czoło synka. Pistolet wyjął zza paska i odłożył obok przewijaka.
- Jak się czujesz? - zapytał Angelę i pogładził jej policzek kciukiem. - Mały nie dokazywał za bardzo?
- Kochanie, mały na zmianę śpi i je - zaśmiała się dziewczyna, co jej partner odwzajemnił. - Ale nie, nie dokazywał. Wręcz jest bardzo grzeczny, przynajmniej na razie. Zdążyłam posprzątać i przygotować Ci kolację. A jak u Was?
- Musimy zmienić miejscówki - westchnął ciężko, po czym ucałował policzek szatynki. - Obecne zostały przejęte przez inne bandy i spadły nam zarobki. Ale udało mi się przekonać szefa, że uda nam się to naprawić.
- Nat, ja naprawdę rozumiem, że ciężko się z tego wszystkiego wyplątać, ale nie możesz pójść na policję? - zapytała i pogładziła ukochanemu skroń, uważając bardzo na główkę swojego synka.
- Żebym wylądować za kratkami? Nie - kręci głową. - Nie ma mowy. Mamy dziecko, nie chcę, by kiedyś odwiedzał ojca w więzieniu. Uda mi się to załatwić, tylko zaufaj mi. A póki co, jak nakarmisz małego, to dołącz do mnie w łazience. Mam ochotę na wspólną kąpiel - wiedział, że nie mógł sobie pozwolić na seks, ale spędzenie czasu w wannie jeszcze wchodziło w rachubę.
- Nie ma sprawy, ale gnata zabieraj stąd w podskokach!
***
- Zabili jednego z naszych - rzucił Jason do Nataniela, gdy ten pojawił się następnego dnia wieczorem w ich kryjówce. - Alvaro szedł z nim na zwiad, ale doszło do strzelaniny. Alvaro przeżył, Cyan dostał w szyję i się wykrwawił.
- Ja pierdolę - blondyn zaczesał włosy do tyłu. - Jeżeli były tam jakieś kamery, to przecież nas namierzą, a my wszyscy skończymy za kratami.
- Też o tym pomyślałem - mruknął szatyn i westchnął ciężko. - Dlatego Minjun już się tym zajął. Zhakował wszystkie kamery z okolicy tak, że przedstawiają ciągle jeden i ten sam, zapętlony obraz. Nawet najlepsi policyjni technicy nie będą w stanie tego rozszyfrować.
- Oby - chłopak pokręcił głową. - Bo przysięgam, że jeśli się okaże, że ktoś z policji pozbędzie się tej blokady, osobiście zabiję nawet Minjuna. To on odpowiada za hakowanie. Lepiej, żeby się upewnił, że policja nie dojdzie do tego, że to nagranie jest sfałszowane.
- Groźny chłopiec - mruknął szef gangu, po czym podszedł ze swoim "doradcą" do biurka. - Spójrz, Carello - powiedział twardo. - Będziesz miał zadanie bojowe. Pójdziesz w okolice liceum i będziesz miał za zadanie rozprowadzić towar wśród nastolatków, którzy chcą sobie dobrze zarobić. Rozumiemy się? Chyba że jest to zbyt skomplikowane zadanie dla Ciebie.
- Wręcz przeciwnie, szefie - rzucił blondyn i pokiwał głową. - Poradzę sobie z tym, będziesz ze mnie dumny. Dostanę ten "awans", o którym mi wspominałeś ostatnio.
- To się okaże. Ale trzymam Cię za słowo, dzieciaku. I uważaj. Wystarczy nam, że jednego z nas sprzątnęli. Trzymaj broń ciągle odbezpieczoną, żeby nie tracić czas na odbezpieczanie ich. Nią łatwiej zastraszysz tych gówniarzy, którzy nie będą chcieli z Tobą współpracować.
- Poradzę sobie - blondyn oparł dłoń o biodro. - Nie dam sobie w kaszę dmuchać.
- Dlatego Ci ufam.
***
Nataniel stał niedaleko liceum w miejscu, w którym mieli sprzedawać swój towar. Dopalał papierosa i patrzył, jak dzieciaki wychodziły ze szkoły, ciesząc się wolnym popołudniem. Rozglądał się po każdym z chłopaków, którzy ukradkiem zerkali w jego stronę, aż nagle zauważył idealnego.
Czarne, gęste loki okalały jego głowę, delikatne rysy twarzy dodawały chłopięcości, a tatuaż na lewej dłoni wskazywał na drapieżność nastolatka. Carello ukradkiem wyciągnął do niego dłoń i zawołał go do siebie palcem. Młodszy chłopak, zaskoczony, wskazał na siebie dla upewnienia się, a blondyn pokiwał głową. Po chwili brunet podszedł do niego. Nataniel, nie odzywając się, ruszył w stronę przeciwną do przystanku autobusowego i odwrócił głowę, patrząc przez ramię, żeby upewnić się, że jego towarzysz go nie wystawił. Gdy wreszcie stanął w jednej z krótkich, wąskich uliczek, skrzyżował ręce na torsie.
- Jak się nazywasz, dzieciaku? - zapytał go, na co chłopak uniósł brew.
- To jakieś przesłuchanie? - spytał młodziak, jednak widząc minę blondyna uniósł ręce w geście poddania się. - Dobra, dobra. Chris Harrison.
- Wspaniale - mruknął Nataniel, po czym spojrzał na niego z pewnością siebie w oczach. - Chcesz sobie dobrze i łatwo zarobić?
- Kto by nie chciał? - zaśmiał się Chris. - A co? Masz dla mnie jakiś interes?
- Powiedzmy, że mam - Carello sięgnął do kieszeni swojej kurtki w odcieniu butelkowej zieleni i ukradkiem wyciągnął w stronę chłopaka kilka strunowych woreczków z białą substancją w środku. Z kokainą. - Masz zadanie. Do jutra do wieczora rozprowadź to wśród swoich kolegów, a koło dwudziestej spotkajmy się tutaj. Dasz mi zarobioną forsę, a potem umówimy się co do zapłaty i podziału kasy. Pasuje?
Chris spojrzał na Nataniela od stóp do głów, a gdy zdał sobie sprawę, z kim ma do czynienia, otworzył szeroko oczy.
- O kurwa mać - mruknął chłopak. - O ile będziemy w stanie się dogadać, to jak najbardziej mi pasuje.
- Jeśli nie będziesz odstawiał żadnych numerów, to się dogadamy. Bądź grzeczny - Nataniel dotknął znajdującego się w tylnej kieszeni spodni pistoletu. - Uwierz mi, że zarówno ja, jak i mój szef nie wahamy się karać nieposłusznych chłopców.
- Dobra, okej - Chris pokiwał grzecznie głową, po czym zabrał z rąk blondyna woreczki i schował je do kieszeni spodni. - W takim razie do jutra, kolego - zaśmiał się, na co Carello zmrużył oczy.
- Ej ej ej, nie cwaniakuj - warknął. - Współpraca nie znaczy, że od razu jesteśmy przyjaciółmi. Więc dobrze Ci radzę, nie mądruj, rozumiemy się?
Chłopak jedynie uniósł dłonie, pokiwał grzecznie głową i odsunął się, po czym odwrócił się i poszedł w przeciwnym kierunku. blondyn jedynie uśmiechnął się cwaniacko, a następnie ruszył w kierunku mieszkania swojego i swojej partnerki.
***
Zgodnie z umową, następnego dnia o dwudziestej Nataniel oraz Chris pojawili się w umówionym miejscu. Pierwszy z nich palił papierosa, a gdy drugi przybiegł, wręcz dyszał. Carello podszedł do młodszego o parę lat chłopaka i uniósł brew, wypuszczając dym ze swoich ust prosto w jego twarz.
- Dranie z innej bandy Cię gonili, że tak dyszysz czy co? - zaśmiał się, na co nastolatek warknął i stanął prosto, opierając się dłonią o ścianę.
- To nie Twoja sprawa - warknął, po czym podał starszemu zarobione pieniądze.
- Cwaniak z Ciebie. Masz gadane w pysku, trzeba przyznać - mruknął blondyn i przeliczył pieniądze. Gwizdnął z uznaniem, widząc, że chłopakowi udało się sprzedać cały towar. - Grzeczny chłopiec. Świetnie. Tak, jak się umawialiśmy, dogadamy się co do podziału. Pięć procent Cię zainteresuje?
- Chyba Cię kutas swędzi - oburzył się nastolatek i skrzyżował ręce na torsie. - Prawie dyra mnie przyłapała na rozprowadzaniu tego! Kurwa, dzielimy się po połowie!
- Umiesz się targować - pokręcił głową i westchnął ciężko. - Niech stracę. Dziesięć procent będzie lepsze?
- Nie ma takiej opcji! - warknął Harrison. - Albo pół na pół, albo wszystko zgłaszam psiarni!
- Wtedy zgarną i Ciebie. Będziesz posądzony o współpracę z nami oraz handel narkotykami. Chcesz trafić do paki na długie lata? Nie wydaje mi się.
- Przynajmniej zamkną takiego psychopatę, jak Ty! - chłopak zacisnął dłonie w pięści. - Ja tylko chciałem kasy, nie wkręcać się w Wasz jebany biznes!
- Zamknij ten ryj, rozumiesz? - Nataniel wyjął broń zza paska i wycelował ją w chłopaka. - To nie jest atrapa, więc gwarantuję, że jak mnie wkurwisz, to będziesz tu leżał i nikt Ci nie pomoże. Więc się ogarnij. Wszedłeś w brudny i niesprawiedliwy biznes, nie licz na taryfę ulgową. Albo bierzesz dziesięć procent, albo spierdalaj.
Harrison aż się spiął, gdy zdał sobie sprawę, że broń jest prawdziwa i naładowana nabojami. Pokiwał grzecznie głową, a gdy Carello schował pistolet, nastolatek podszedł do niego i uderzył go z pięści w nos. Blondyn przeklął pod nosem, gdy wylądował na ziemi i pieniądze rozsypały się po chłodnym chodniku, a sam Nataniel poczuł, jak w dół jego twarzy płynie krew. Już miał oberwać po raz kolejny, gdy sprawie przeturlał się na bok, tym samym zaskakując napastnika. Stanął na nogi i już po chwili pojawił się za chłopakiem. Nim ten zdążył się odwrócić, już był przyciskany do ściany, a jego ręka była boleśnie wykręcana do tyłu. Jęknął głośno z bólu, na co Nataniel przycisnął mu z całych sił dłoń do ust.
- Trafiłeś na złego przeciwnika, gówniarzu - warknął, a gdy poczuł bolesne ugryzienie na ręce, zacisnął zęby i uderzył Chrisa w policzek z pięści. Po chwili znów zatkał mu usta. - Też byłem w Twoim wieku i myślałem, że jestem najlepszy na świecie. Ale dobrze Ci radzę być posłusznym. Jeszcze jeden taki wyskok i przysięgam, że będziesz martwy. Chyba że wolisz, żebym zabrał Cię do nas i zobaczysz, jak nasz szef traktuje takich cwaniaków jak Ty - wysyczał mu do ucha wściekły, a młodszy pokręcił głową. - No, grzeczny chłopiec. Bardzo dobry wybór.
Odsunął się od niego, na co chłopak dosłownie padł przed nim na kolana. Nataniel podszedł do niego i skrzyżował ręce na torsie.
- Co? - uniósł brew. - Nie jesteś już taki cwany, co? Będziesz już grzeczny czy dalej będziesz się stawiał?
- Jesteś popierdolony - jęknął młodszy, jednak zacisnął mocno zęby, gdy już po chwili blondyn kucał przed nim i, trzymając go za włosy, odchylił jego głowę do tyłu.
- Lepiej zrobisz, jak weźmiesz swoją zapłatę i spierdolisz do domu. Rączce i polisiowi nic nie będzie, mogą tylko delikatnie zsinieć. A teraz do widzenia - podał chłopakowi banknot o wartości stu euro, na co ten schował go do kieszeni spodni i wręcz biegiem uciekł do domu. - Jebany gówniarz - warknął Nataniel i sam wrócił do domu.
***
Minęło nieco ponad pół roku. Andrew rósł jak na drożdżach, a jego rodzice uchwytywali wszystkie jego drobne postępy na zdjęciach. Obecnie jego mamusia gotowała obiad, a tatuś siedział obok niego i pilnował, by mały nie uderzył się w główkę przy obracaniu z brzuszka na plecki.
W pewnym momencie zamyślił się na tyle bardzo, że tym, co oderwało go od wszystkich myśli, które błądziły mu po umyśle, było...
- Tata! - zawołał Andrew, odkładając klocka na bok i klaszcząc w rączki.
Nataniel zamrugał kilkukrotnie, jakby będąc pewnym, że głowa mu płata figle. Nie miał pojęcia, czy to naprawdę pierwsze słowo synka, czy mu się wydawało.
- Co? - tylko na tyle było go stać.
- Tata! - powtórzył radośnie blondwłosy, zielonooki chłopczyk, po czym wyciągnął swoje malutkie rączki do rodzica.
Mężczyzna od razu wyciągnął do niego ramiona, wziął go na ręce i przytulił do swojej piersi. Nie odpowiedział nic na początku, po prostu czuł się tak bardzo dumny z synka. Gładząc jego plecki, stanął na nogi i ruszył do kuchni.
- Angie! - zawołał ukochaną, a gdy ta się z uśmiechem odwróciła, on spojrzał na Andrew. - No, maluszku? Pochwalisz się mamusi, co właśnie się stało?
Chłopiec przez chwilę jedynie się śmiał i klaskał w rączki. Nataniel już miał westchnąć, gdy nagle oboje usłyszeli głośne "Tata" z ust swojego synka.
Angela otworzyła szeroko oczy, po czym wzięła chłopca na ręce z ramion ukochanego i przytuliła go mocno, ale czule.
- Boże jedyny, mama jest z Ciebie taka dumna - szepnęła i spojrzała rozczulona na swojego partnera. - Nasz zdolny synek. Nasze kochanie...- pogładziła włoski synka i ucałowała jego czoło. - Jeju, niedługo nie będzie już nas tak potrzebował. Niedawno postawił pierwszy krok, teraz zaczyna mówić...
- On ma dalej ledwo pół roku, Angie - zaśmiał się cicho, na co ukochana zmierzyła go wzrokiem. - No już, już. Nie obrażaj się. Oboje wiemy, że jeszcze długo nas będzie potrzebował. To tylko dziecko i będzie nim przez jeszcze wiele lat.
- Wiem - westchnęła i spojrzała na swojego synka, który klaskał radośnie w rączki i śmiał się. - Nasze małe kochanie. Najpiękniejsze na świecie.
***
- Szef jest zagrożony - mruknął Minjun, gdy parę dni później Nataniel dotarł do kryjówki bandy, do której należał. Słysząc słowa kumpla, zagryzł dolną wargę. Jak to?
- Co Ty gadasz? - zapytał, marszcząc brwi i przyglądając mu się. Owszem, zauważył, że Jason coraz rzadziej się przy nich pojawiał, ale nigdy nie dostał od niego informacji, dlaczego tak się działo.
Od jakiegoś czasu zastanawiał się, czy wyeliminowanie bossa nie było by dla niego korzystne. Dzięki temu zostałby szefem, co sprawiło by, że on i jego rodzina byliby bezpieczniejsi. Mimo że teraz robił, co mógł, żeby ich chronić, wiadomym było, że nie zawsze mógł być przy nich. A gdyby teraz udało mu się wspiąć w hierarchii na sam szczyt, nie musiałby się bać, że ktoś będzie zagrażał jego bliskim. Partnerce i synkowi.
- Wiadomo, o kogo chodzi? - zapytał Koreańczyka, który pokręcił głową. - W takim razie masz ode mnie zadanie bojowe. Masz się natychmiast dowiedzieć, o kogo chodzi i z której ta osoba jest szajki. Dowiesz się? Świetnie. Dasz mi znać.
Gdyby Nataniel nie był prawą ręką szefa, Minjun by go wyśmiał i rzucił, że nie będzie mu rozkazywał. Ale z racji bycia dość wysoko, Carello miał sporą ilość przywilejów. Między innymi to, że spora część "współpracowników" się go bała.
Blondyn zajrzał na mapę wiszącą na ścianie i przyjrzał się kolejnym krzyżykom narysowanym na niej czerwonym markerem. Ostatnio znaleźli kilka nowych miejsc, gdzie mogliby rozprowadzać narkotyki i podpisali je nazwiskami. Nataniel miał koczować niedaleko uniwersytetu. Nie tuż przy bramie, ale dwieście metrów dalej. Musiał przyznać, że miał dzięki temu spory zysk. Zdesperowani studenci chętnie sięgali po coś mocniejszego niż czarna kawa czy napój energetyczny. Czasem kupowali skręty, a czasem amfetaminę czy kokainę.
Ruszył na miejsce, gdzie miał sprzedawać towar. Stanął przy murku i westchnął ciężko, przyglądając się zachodzącemu słońcu. Przygryzł lekko dolną wargę i rozglądał się w poszukiwaniu potencjalnych klientów. Nagle poczuł delikatne wibracje w telefonie.
Bingo.
"Chodzi o bossa rywalizującej z nami bandy. Planuje zabić naszego szefa"
Nataniel uśmiechnął się delikatnie, a po chwili już stukał wiadomość zwrotną do swojego "kolegi".
"Wspaniale. Ta informacja mi się przyda. Dzięki"
Carello od razu przestawił swój numer na zastrzeżony i napisał do swojego bossa. Liczył, że tego dnia wszystko pójdzie po jego myśli. Co postanowił zrobić? Podszyć się pod szefa wrogiej mafii i w ten sposób spróbować rozprawić się ze swoim szefem. Co prawda to nie blondyn był tym, który według Minjuna czyhał na życie szefa, ale kto powiedział, że nie może się nim stać?
"Jason? Mamy do pogadania, i to w trybie błyskawicznym. Za godzinę widzimy się przy starej hali sportowej"
Nie musiał zbyt długo czekać, by otrzymać wiadomość potwierdzającą spotkanie. Nie padło nawet pytanie "Kim jesteś?". Zatem jego szef musiał się spodziewać, kto musi się z nim zobaczyć. Nataniel uśmiechnął się zwycięsko.
To jego szansa.
***
Jason wszedł do hali, a Carello po cichu szedł za nim. Patrzył, jak ciemnowłosy mężczyzna szedł dalej i rozglądał się, czy przypadkiem ktoś na niego nie czyha. Obaj mieli w dłoniach odbezpieczone pistolety, jednak starszy z nich nie wiedział, że jest śledzony.
Gdy wszedł do głównej hali, Nataniel schował się za futryną tak, by nie było go widać. Boss sięgnął po telefon i wybrał prywatny numer, z którego wcześniej przyszła wiadomość. Był w szoku, gdy usłyszał "Thinking out loud", które było dzwonkiem telefonu należącego do Nataniela. Blondyn ruszył do środka i uśmiechnął się złośliwie do starszego, celując w niego bronią. Jason rozłączył się, schował telefon i wyciągnął pistolet w kierunku Carello.
- Ty pieprzony zdrajco - warknął szef mafii, patrząc prosto w miodowe oczy młodszego. - Ufałem Ci. A Ty postanowiłeś w taki sposób mnie zdradzić?
- Nie miałem takiego planu - Nataniel wzruszył ramionami, uśmiechając się jednak przez cały czas. - Ale widzę, że zdałeś sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znajdujesz. Zawrzyjmy umowę. Ty schodzisz ze stanowiska i oddajesz je mi, a ja w zamian daruję Ci życie.
- Chyba ocipiałeś, pieprzony gówniarzu - warknął starszy, jednak blondyn po chwili odbezpieczył magazynek.
- Wyrażaj się. W końcu mówić do swojej PRAWEJ ręki - dłonie Nataniela ani razu się nie zatrzęsły. Widać było, że nie pierwszy raz trzymał naładowany pistolet. - Dobrze wiesz, że nie zawaham się nacisnąć spustu. Więc uważaj na słowa, rozumiesz?
- Ja także nie - Jason zmrużył oczy i spojrzał na chłopaka spod byka. - Jesteś jebanym dzieciakiem. Bawisz się w superbohatera? Doskonale wiem, że masz partnerkę i półrocznego synka. Właśnie dlatego nie warto jednocześnie bawić się w kochającego tatuśka i brutalnego mafioza. NIGDY nie będziesz w stanie podzielić życia na dwie równe części, by jednej nie zjebać.
- Gówno wiesz o moim życiu - warknął Nataniel, przyglądając się swojemu szefowi. - Nie wiesz, co przeżywałem przez lata, gdy byłem nastolatkiem. Nie znasz mnie, mimo że wydaje Ci się, że jest inaczej. Nie mam zamiaru dłużej z Tobą dyskutować. Oddajesz mi posadę albo zaraz będziesz zdychał.
- Nie zabijesz mnie, dzieciaku - zaśmiał się mężczyzna. - Znam Cię. Umiesz dużo szczekać, ale nie zrobisz nikomu krzywdy. Pedofila byś nie zabił, a co dopiero mnie.
- Liczę do trzech - warknął Nataniel i zmrużył oczy.
Jason uniósł brew i uśmiechnął się złośliwie. Odrzucił swoja broń i skrzyżował ręce nisko na torsie. Nie wierzył, że chłopak naprawdę wyceluje w niego. Nataniel policzył na głos do dwóch... I zatrzymał się. Liczył, że mężczyzna choć trochę się wystraszy, ale mylił się. Starszy ani trochę się nie zląkł. To koniec.
- Trzy - rzucił na koniec i strzelił.
Jason w ciągu sekundy poczuł przeszywający go ból na torsie i jęknął głośno. Opadł na kolana, a następnie na bok i złapał się za pierś. Oddychał coraz ciężej, gdyż w jego płucach zbierało się powietrze, które nie mogło uciec, a w worku osierdziowym zbierała się krew. Czuł się coraz gorzej, miał problemy ze złapaniem powietrza.
- Ty tchórzu - wydyszał boss. - Przysięgam, że nie zaznasz spokoju... - rzucił, nim po paru chwilach wyzionął ducha.
Czy Nataniel czuł się źle z tym, że miał na rękach krew swojego byłego szefa? Oczywiście, że tak. Ale dzięki śmierci mężczyzny otrzymał najwyższą rangę w ich bandzie, a pozostali jej członkowie zaczęli się go bać. Dowiedzieli się wreszcie, że ich były boss zginął z ręki blondyna i zaczęli się go obawiać, zdając sobie sprawę, że młody mężczyzna nie czuje strachu przed używaniem broni.
Jego rodzina była bezpieczna.
I tylko to się liczyło.
**********
Hejka kochani!
Karingaa zajęło mi to wieczność, ale udało się! Napisałam tego shota!
Przyznaję, jest to jedna z tych jednorazówek, z których jestem naprawdę dumna. W sumie jest to całkiem niezły pomysł na książkę ^^
I jak? Wam też się podobało czy to tylko moje odczucia? Mam nadzieję, że czytało się Wam przyjemnie!
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Set It Off ft. Ash Costello - "Partners In Crime"
("This - the tale of luckless love. Living the life of crime on the run")
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro