46. [Ashley x Reader] "Gramy w prawdę czy wyzwanie?"
Przyjechałaś do Nockfell na wakacje. Wujek Kenneth Phelps obiecał, że będziesz mogła się u niego zatrzymać na ten czas. Oczywiście Twój kuzyn, Travis, ani trochę się z tego nie cieszył. Ty i on byliście dwoma zupełnie różnymi światami. On był cwaniakiem, który z łatwością potrafił komuś odpyskować, jeśli miał taką potrzebę. Za to Ty byłaś bardzo delikatna i nie umiałaś tak szybko kogoś zranić.
Westchnęłaś ciężko, gdy już pierwszego dnia opadłaś na łóżko i przymknęłaś oczy. Nie miałaś ochoty na jakiekolwiek rozmowy z Travisem. Chciałaś po prostu trochę ciszy i spokoju w swoim małym pokoju gościnnym. Niestety, najwidoczniej nie było Ci to dane, bowiem usłyszałaś czyjeś kroki na schodach. Ciężkie kroki. Zatem nie była to Twoja ciotka, tylko...
- (T.i.)? - drzwi się otworzyły, a w środku stanął Kenneth.
- Tak, wujku? - powiedziałaś, podnosząc się do siadu i patrząc na mężczyznę ze sztucznym uśmiechem.
- Będziesz musiała się wybrać do sklepu - zadecydował. - Skończyło się wino mszalne, a sam nie mam czasu na zakupy. Mógłbym Cię prosić, żebyś się wybrała do sklepu? Travis pójdzie z Tobą...
- A-Ale po co mi on? - zapytałaś. - Poradzę sobie sama. Tylko że... Ja jeszcze nie jestem dorosła. Myślisz, że sprzedadzą mi alkohol?
- Nie martw się o to, dziecko - powiedział, posyłając Ci uśmiech, który zawsze Cię przerażał, mimo że był szczery i delikatny. - Wyglądasz na starszą niż te Twoje dziewiętnaście lat. Nie masz się czym przejmować.
- Dobrze...
Westchnęłaś. Cóż, może gdyby Travis poszedł z Tobą, na sto procent zakupy byłyby udane. Ale nie miałaś zamiaru przez całą drogę wysłuchiwać jego jęczenia na temat tego, jak źle mu jest w szkole, do której chodzi. Co najlepsze, nie chodziło o to, że ktoś się nad nim znęca. To raczej on znęcał się nad innymi. O tym tym bardziej nie chciałaś słyszeć.
Zabrałaś swój telefon, podłączyłaś do niego słuchawki i opuściłaś pokój gościnny. Westchnęłaś, założyłaś buty i opuściłaś mieszkanie, wcześniej zabierając z szafki pieniądze, które Kenneth zostawił.
Szłaś sobie spokojnie wzdłuż ścieżki, wsłuchując się w kolejne dźwięki, które płynęły ze słuchawek do Twoich uszu. Uśmiechałaś się sama do siebie, śpiewając w myślach. Korciło, by robić to na głos, ale gdyby do tego doszło, prawdopodobnie ludzie pomyśleliby, że właśnie minęli się z wariatką.
Poniekąd taka była prawda. Byłaś częścią rodziny wariatów. Jednakże nie wiedziałaś, że Twój wuj jest liderem kultu Pożeraczy Boga, który chce zawładnąć światem.
Gdy tylko weszłaś do sklepu, westchnęłaś ciężko. Od razu podeszłaś do półki z alkoholami i zaczęłaś przeglądać kolejne butelki w poszukiwaniu tej odpowiedniej. W końcu uśmiechnęłaś się zwycięsko. Zabrałaś dwie butelki wina, po czym skierowałaś się do kasy. Postawiłaś alkohol na taśmie, a następnie podeszłaś do kasjerki. Była nią młoda, około dwudziestopięcioletnia dziewczyna. Spojrzała na Ciebie i zmrużyła oczy.
- Mogę prosić Cię o dowód? - spytała.
Spięłaś się. Przecież wujek mówił, że wyglądasz na starszą niż jesteś w rzeczywistości!
- Ja... Ja zapomniałam go ze sobą - powiedziałaś. - Mam go w domu. Ale jestem pełnoletnia, przysięgam!
- Przykro mi, ale nie mogę Ci w tym razie sprzedać tego wina - odpowiedziała Ci kasjerka.
- Wujek poprosił, żebym je kupiła - próbowałaś grać na zwłokę. - Nie ma czasu na to, by zrobić to samemu. Proszę, nie możesz tym razem zrobić wyjątku?
- Nie, nie mogę. To mój obow...
- Ja zapłacę - usłyszałaś głos obok siebie.
Odwróciłaś się, a obok Ciebie stała nieco wyższa dziewczyna. Miała długie, proste, ciemnobrązowe włosy oraz piękne, szmaragdowe oczy. Jej pomalowane różową szminką usta wyciągały się w radosnym uśmiechu.
- A Twój dowód? - zapytała kasjerka, na co nieznajoma dziewczyna wyciągnęła dokument. - W porządku. Kartą czy gotówką?
Szatynka uśmiechnęła się i zapłaciła kartą za alkohol, którego potrzebowałaś. Uśmiechnęłaś się do niej, a następnie wyszłaś ze sklepu. Nie odeszłaś jednak jeszcze. Chciałaś zaczekać na dziewczynę, żeby oddać jej pieniądze za wino, które kupiła.
Pojawiła się już po paru minutach. Uśmiechnęła się do Ciebie, co odwzajemniłaś. Podeszłaś do niej i wyciągnęłaś w jej stronę banknot.
- Dziękuję - powiedziałaś. - Dziękuję za pomoc.
- Chyba oszalałaś, jeśli myślisz, że przyjmę te pieniądze - odpowiedziała ze śmiechem. - Nie ma nawet takiej możliwości, moja droga. To była po prostu sąsiedzka pomoc.
- Sąsiedzka? - uniosłaś brew. Nie widziałaś nigdy wcześniej tej dziewczyny.
- Widziałam, jak wychodziłaś od Phelpsów - uśmiechnęła się do Ciebie. - Jestem Ashley. Mieszkam parę domów dalej.
- Och - uśmiechnęłaś się. - (T.i.). Miło mi Cię poznać, Ash. I tak, jestem od Phelpsów. Kenneth to mój wujek, przyjechałam tu na całe wakacje.
- Naprawdę? - oczy się jej rozpromieniły. - W takim razie koniecznie muszę Cię poznać z moimi przyjaciółmi. Dogadacie się, jestem tego pewna! Ale to chyba jutro, dzisiaj muszę zająć się bratem - uśmiechnęła się, kierując się w stronę przedmieścia. - Chodź, odprowadzę Cię. I tak idziemy w tym samym kierunku.
Zgodziłaś się zatem. Szłyście spokojnie i rozmawiałyście o wielu rzeczach, próbując się lepiej poznać. Jedno było pewne. Ashley będzie Twoją dobrą przyjaciółką.
***
Minęło parę tygodni. Była połowa sierpnia, a Ty ogromnie ubolewałaś, że musiałaś za paręnaście dni wracać do domu. U Twego wujostwa niekoniecznie było przyjemnie, ale niewiele czasu tam spędzałaś. Głównie przebywałaś z Ashley i jej przyjaciółmi, którzy stali się także Twoimi.
Tego dnia Larry zaprosił Ciebie, Ash, Sala i Todda do siebie, żeby spędzić razem wieczór. Na początku oglądaliście film, potem słuchaliście muzyki i rozmawialiście, jednocześnie popijając piwo bądź wódkę. Gdy jednak zbliżała się dwudziesta, Larry złapał za pustą butelkę i uśmiechnął się.
- To co? Gramy w prawdę czy wyzwanie? - zapytał.
- Oooo nie! - od razu zaprzeczyła Ashley. - Doskonale wiem, jak Twoje wyzwania wyglądają. Nie ma mowy, że się zgodzę.
- Dawno nie grałam - przyznałaś. - Chętnie, wchodzę w to.
- Ja tak samo. Będzie ciekawie - dodał Sal, uśmiechając się. Byliście jego przyjaciółmi, więc siedział przy Was bez protezy na twarzy. Znałaś historię, która się za tym kryła i było Ci ogromnie szkoda chłopaka.
- Co mi tam. Też chętnie zagram - dodał Todd, dopijając swoją puszkę piwa do końca.
- Widzisz? - Larry spojrzał na Ashley ze zwycięskim uśmiechem. - Teraz też masz zamiar odmówić czy jednak się złamiesz?
Dziewczyna wywróciła oczami, jednak zgodziła się na grę.
Na początku wszystkie polecenia i pytania były dosyć spokojne. Jednak ostatecznie Johnson rzucił w Twoją stronę takim wyzwaniem, którego byś się nigdy nie spodziewała.
- Pocałuj Ashley - powiedział ze złośliwym uśmiechem, wypijając kieliszek wódki.
Zamrugałaś kilkukrotnie i spojrzałaś na dziewczynę. Musiałaś przyznać, ze zaczynała Ci być coraz bliższa, i to nie w znaczeniu przyjacielskim. Raczej w tym... Romantycznym...
Ashley uśmiechnęła się do Ciebie i wyciągnęła do Ciebie rękę. Zagryzłaś dolną wargę, po czym przysunęłaś się do niej. Przymknęłaś oczy, by następnie powoli przyłożyć usta do ust przyjaciółki. Położyłaś dłoń na jej policzku, a ona jakby instynktownie przyciągnęła się do Ciebie, przez co siedziałaś jej okrakiem na udach. Pogłębiła pocałunek, jednak nie dałaś jej przejąć dominacji na długo. Co to, to nie.
Wsunęłaś język do ust dziewczyn i zaczęłaś badać ich wnętrze z uśmiechem. Ten pocałunek tak ogromnie Ci się podobał. Zwłaszcza że dziewczyna go odwzajemniła z taką samą ochotą i ekstazą.
- Gorzko! - zawołał Larry, na co od razu zeszłaś z pocałunkami na szyję dziewczyny i zrobiłaś tam malinkę, a jej dłoń wsuwała się pod Twoją sukienkę.
- Ej, ej, dość - rzucił Sally, który jako jedyny w pomieszczeniu był w pełni trzeźwy. - Bo zaraz będziecie się bzykać na podłodze, a nie chcę być tego świadkiem.
Odsunęłaś się niechętnie od dziewczyny, jednak nie mogłaś zapomnieć o tym, jak dużo przyjemności Ci dała...
Gdy opuszczaliście mieszkanie przyjaciela, on posłała Ci uśmiech i złapała Cię za rękę. Splotłaś Wasze palce i pozwoliłaś jej się odprowadzić do domu.
- To był cudowny wieczór - powiedziała, gdy stałyście przed drzwiami mieszkania Phelpsów.
- Też tak myślę. Było wspaniale... - odpowiedziałaś, po czym ponownie pocałowałaś jej usta.
Ona odwzajemniła pieszczotę. Czułaś się wspaniale. Twoja wybranka serca czuła to samo, co Ty do niej.
Tak, to były Twoje najlepsze wakacje.
**********
Hejka kochani!
AlexLisen0 mam szczerą nadzieję, że rozdział jest taki, o jakim myślałaś. Osobiście mi się podoba i liczę, że Tobie także.
Następny shot będzie z pewnością ciekawy. Zwłaszcza dla dwóch osób, które wiem, że na niego z niecierpliwością czekają ^^
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Finger Eleven - "Paralyzer"
("Well, I'm not paralyzed but I seem to be struck by you. I wanna make you mvoe because you're standing still")
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro