Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

55. [Nataniel x OC] "Zawiodłem Cię"

TRIGGER WARNING: samobójstwo, powieszenie

Pamiętajcie, że jeśli zauważycie u siebie myśli samobójcze, zawsze możecie sięgnąć po pomoc. Porozmawiajcie z bliską osobą lub zadzwońcie na Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży: 116 111.

Nie jesteście sami!

Miłej lektury! (Przygotujcie chusteczki)

***

- Nat, ja jestem w ciąży! - zawołała Scarlet, po czym rzuciła się ukochanemu na szyję. - Spójrz! - od razu pokazała mu test ciążowy z małą ósemką w rogu.

Mężczyzna na początku nie do końca wiedział, co powiedzieć. Spojrzał na plastikowy patyczek, który wskazała mu jego żona, po czym uśmiechnął się ze łzami w oczach. Złapał kobietę w biodrach i obrócił się z nią wielokrotnie. Następnie postawił ją i uklęknął przed nią. Uniósł jej bluzkę i pocałował czule jej brzuch w paru miejscach.

- Tak cholernie się cieszę... - szepnął, przytulając policzek do brzucha ukochanej.

Od samego początku małżeństwa starali się o dziecko. Minął rok i myśleli, że może któreś z nich ma problemy z płodnością, jednak wyniki były odpowiednie. A po kolejnych trzech miesiącach kobieta zaszła w ciążę...

***

- I jak? - zapytam ochoczo Nataniel lekarza swojej kobiety, uśmiechając się i trzymając ukochaną za rękę. - Zdrowe? Chłopiec czy dziewczynka?

- Spokojnie - zaśmiał się mężczyzna. - Wszystko jest w porządku, maluszek jest zdrowy. I będzie to dziewczynka - dodał.

Państwo Carello popatrzyło na siebie, a na ich usta wypłynęły szerokie uśmiechy. Po policzku Scarlet spłynęła łza, którą Nataniel otarł z czułością.

- Wszystko jest dobrze - szepnął i ucałował czule jej usta. - To będzie nasza księżniczka. Nasze małe kochanie. Będziemy o nią dbali najlepiej, jak tylko damy radę. Będziecie przy mnie obie bezpieczne. Obiecuję...

***

- Pamiętaj, żeby mieć zawsze włączony telefon - przypominała mu żona, gdy tylko codziennie rano wychodził do pracy.

- Wiem, kochanie - wzdychał z uśmiechem, po czym zawsze całował jej czoło. Tak samo tamtego dnia. - Spokojnie. Aha, dzisiaj mam spotkanie. Mogę wrócić do domu później.

- Dobrze - pocałowała czule jego usta. - Do zobaczenia, kochanie.

- Trzymaj się, Scarlet - uśmiechnął się, po czym nachylił się do brzucha żony i pocałował go. - Ty też, moja słodka księżniczko. Tata niedługo wróci, kochanie.

***

- Nataniel, kurwa mać, odbierz! - krzyknęła do telefonu, w którym słyszała jedynie sygnał łączenia.

Wszystkie te wspomnienia, łącznie z tym ostatnim z dzisiejszego ranka, przeleciały jej przed oczami, gdy leżała na podłodze, wijąc się z bólu przez silne skurcze. Obok niej znajdowała się spora kałuża z wód płodowych, które odeszły jej parę minut wcześniej.

Gdy tylko jej ukochany nie odebrał i włączyła się automatyczna sekretarka, nagrała mu się.

- Przysięgam, że jeśli nie zdążysz na poród, utnę Ci, kurwa, jaja! - wrzasnęła. - Przyjeżdżaj do domu i zbaieraj mnie do szpitala!

Ból był coraz większy, a ona sama nie wiedziała, co miała zrobić. Wybrała szybko 911, a gdy usłyszała głos dyspozytora, zdążyła powiedzieć tylko parę rzeczy. Adres zamieszkania oraz że jest właśnie w trakcie rodzenia...

***

- Kochanie, jestem w domu! - zawołał Carello, wchodząc do środka i uśmiechając się. Jednak nie usłyszał odpowiedzi. - Scarlet, wróciłem! I prawdopodobnie dostałem awans!

Ciągle cisza. Zmartwił się ogromnie, więc zwyczajnie zdjął buty i skierował się do salonu. Otworzył szeroko oczy, gdy zobaczył na podłodze wielką kałużę z przezroczystej, choć nieco mętnej cieczy. Co innego mogło by to być, jak nie wody płodowe?

Sięgnął po telefon, gdzie zobaczył powiadomienie z poczty głosowej. Odsłuchał wiadomość i przeraził się. Wszystko się zaczęło, a on, przez wyciszony z powodu ważnego spotkania telefon, nie wiedział o tym. Nie mógł teraz zostawić żony samej.

Wszedł do samochodu, zapiął pasy i z piskiem opon ruszył w stronę szpitala. Nie rozglądał się nawet za znakami drogowymi. Z pewnością także złapał go fotoradar, jednak nie przejął się tym. Musiał na czas dotrzeć do żony, która właśnie cierpiała katusze...

W zaledwie paręnaście minut pojawił się w szpitalu. Wybiegł z samochodu i w sekundę znalazł się w rejestracji.

- Gdzie jest sala porodowa? - zapytał szybko, widocznie zniecierpliwiony.

- A kto pyta? - zapytała leniwie starsza pani za biurkiem.

- Kurwa, Nataniel Carello. Moja żona, Scarlet, właśnie rodzi i muszę wiedzieć, gdzie leży - warknął.

- Ach, to Pan jest od tej pani, która wyzywała męża od najgorszych - wymruczała kobieta. - Dziewiąte piętro. I proszę się nie zdziwić, jak żona nie pozwoli Pana wpuścić.

Mężczyzna, zrezygnowany, od razu ruszył w stronę wind. Kliknął guzik przyzywający ją i modlił się, by z jego kobietą wszystko było w porządku. Wszedł przerażony do windy. Droga na górę dłużyła mu się niemiłosiernie, a liczby wskazujące numer piętra wyjątkowo powoli się zmieniały. Jednak gdy zobaczył dziewiątkę, wybiegł z windy i pobiegł w stronę porodówki. Założył szybko fartuch i wbiegł do środka.

Gdy tylko Scarlet zobaczyła go przy sobie, chwyciła z całej siły jego dłoń i wrzasnęła z bólu, niemal miażdżąc mężczyźnie palce.

- Przysięgam, że jak tylko się to skończy, to Cię zabiję! - krzyknęła. - Żadnego więcej dziecka, to jedno nam wystarczy!

- Scarlet, spokojnie. Jestem przy Tobie - powiedział czule blondyn i zaczesał jej włosy do tyłu.

- SPOKOJNIE?! - wrzasnęła na niego jego żona, patrząc na niego swoimi fiołkowymi oczami. - Już ja Ci dam "spokojnie"! Kolejne dziecko rodzisz sam!

Położna kazała kobiecie przerwać parcie i oddychać ciężko. Ta zatem posłusznie to zrobiła, jednak trudno było określić, ile jeszcze potrwa całe to przedsięwzięcie. Brunetka cierpiała już dobrych parę godzin, a główki dziecka wciąż nie było widać...

Im dłużej cały proces trwał, tym słabiej czuła się nie tylko Scarlet, ale i jej mąż. Mężczyzna dzielnie trzymał ją za rękę, jednak jego serce waliło jak dzwon, a krew odeszła mu z twarzy.

- Proszę Pana, wszystko w porządku? - zapytała go położna.

Ten jednak nie potrafił nawet odpowiedzieć. Patrzył przed siebie i oddychał szybciej... Aż w końcu dosłownie wylądował na podłodze. Miał zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Scarlet warknęła głośno.

- Kurwa mać, w takim momencie?! - już po chwili znów zaczęła przeć, a jedna z pielęgniarek podeszła do Nataniela i delikatnie potrząsnęła go za ramiona.

Mężczyzna przez chwilę jeszcze leżał w bezruchu, a gdy wreszcie powoli uchylił powieki, pierwsze, o co zapytał, to:

- Urodziła już?

- Jeszcze nie - odpowiedziała kobieta i powoli pomogła mężczyźnie wstać na nogi.

Czuł się ogromnie zażenowany tym, co się wydarzyło i miał szczerą nadzieję, że za jakiś czas wraz ze Scarlet będą się z tego śmiać...

- Widać główkę! - zawołała położna, a Nataniel uśmiechnął się szeroko, po czym spojrzał na ukochaną.

- Widzisz? Jest dobrze! - pogładził jej czoło. - Dawaj, poradzisz sobie! Wierzę w Ciebie, wszystko będzie w porządku!

***

- Poddaję się! - wrzasnęła na cały szpital, gdy już dwunastą godzinę męczyła się z porodem, a jej córka wciąż nie umiała się wydostać na zewnątrz. - Nie dam rady, zróbcie mi cesarkę, błagam!

- Dziecko jest za nisko, cesarka nie wchodzi w grę - powiedziała od razu położna. - Ale jest inne rozwiązanie - spojrzała na Nataniela. - Musi pan położyć się żonie na brzuchu. Pomogę Panu, ale musi Pan to zrobić. Dzięki temu Państwa córka będzie umiała łatwiej się wydostać z kanału rodnego.

Nataniel nic nie powiedział. Zamiast tego pokiwał głową. Byłby w stanie zrobić wszystko, byleby jego kobieta mogła już nie czuć tego bólu...

Jedna z położnych wskazała blondynowi, w jaki sposób powinien położyć się na brzuchu żony, by ułatwić jej poród...

***

- Macie piękną dziewczynkę! - zawołała położna, jednak i Nataniel, i Scarlet czuli, że coś jest nie tak.

- Dlaczego ona nie płacze? - spytała szatynka, oddychając ciężko i zaczesując do tyłu włosy, które kleiły się jej do twarzy.

- Cholera jasna, ona jest sina! - zawołał blondyn, gdy położna zabrała dziecko i pobiegła w stronę innego pomieszczenia.

- Nat, jeśli ona... - szepnęła kobieta, pociągając nosem.

- Hej, spokojnie. Wszystko będzie dobrze - zapewnił żonę i przytulił ją do piersi. - Jestem z Ciebie cholernie dumny, kochanie. Byłaś bardzo dzielna, wiesz? Za chwilę weźmiemy ją w ramiona, obiecuję Ci...

Minęło pięć minut. Dziesięć. Dwadzieścia. Trzydzieści. Pięćdziesiąt...

Aż nagle podeszła do nich położna z grobową miną. Zarówno Nataniel, jak i jego żona byli tym przerażeni. Co się stało? Dlaczego ta kobieta nic nie mówi? Czemu ma taką minę?

- I co z nią? - spytała brunetka, patrząc na kobietę. - Możemy ją już przytulić?

- Bardzo mi przykro... - powiedziała cicho kobieta, patrząc na spiętych rodziców. - Ale nie daliśmy rady jej uratować. Dziecko urodziło się martwe. Prawdopodobnie w macicy pępowina owinęła się jej wokół szyi, przez co doszło do niedotlenienia...

- Nie... - szepnął blondyn. - Nie, to niemożliwe. Ona musi żyć. Musi! Kurwa, powiedz, że to nieśmieszny żart i to dziecko żyje. Błagam Cię!

- Bardzo bym chciała, panie Carello - dotknęła jego ramienia, które on wycofał. - Maleństwo niestety nie żyje...

Mężczyzna spojrzał na żonę, która patrzyła na niego z wyrzutem i rozpaczą. Czuła się okropnie. Wycierpiała to wszystko tylko po to... Żeby dowiedzieć się, że ich mała księżniczka nie żyje...?

***

- To wszystko Twoja wina! - krzyknęła w stronę męża Scarlet, pakując swoje rzeczy, gdy wróciła do domu ze szpitala... Sama, bez dziecka... - Prosiłam Cię cały czas, żebyś miał włączony telefon w pracy!

- To nie moja wina! Było zebranie! - próbował się wytłumaczyć. Nataniel. - Wyciszone telefony to obowiązek. Nie wiedziałem, że nagle zaczniesz rodzić, kochanie...

- Nie mów tak do mnie nigdy więcej! - przerwała mu. - Nie wybaczę Ci tego. Gdybyś wcześniej przyjechał po moim telefonie, może nasza córka by żyła. A tak? Nie ma jej z nami, rozumiesz?! Wnoszę o rozwód.

- Że co? - jego serce niemal się zatrzymało. - Przestań gadać głupoty. Pogadajmy na spokojnie, Scarlet...

- Nie mamy o czym rozmawiać, Nataniel. Nie chcę z Tobą rozmawiać. Przykro mi, ale to koniec - dodała szeptem.

Zdjęła złotą obrączkę z palca i odłożyła ją na szafkę, po czym zapięła walizkę.

- Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz kogoś, o kogo będziesz martwić się bardziej niż o mnie - dodała i wyszła...

Jednak Nataniel nawet nie potrafił się ruszyć. Patrzył, jak jego kobieta szła w stronę drzwi, a następnie opuściła ich wspólne mieszkanie. Opadł na kolana, a po jego policzkach zaczęły płynąć kolejne łzy. Stracił je obie...

***

Minęło pół roku. Wraz ze Scarlet pochowali swoją martwo narodzoną Gulię. Co więcej, kobieta naprawdę wniosła o rozwód... Co zakończyło się rzeczywistoście rozerwaniem ich węzła małżeństwa.

Obecnie siedział w domu, sam, bezrobotny. Czuł się tak źle, że przestał przychodzić na komisariat, a po dwóch miesiącach został wyrzucony z pracy. Miał dość pieniędzy, by póki co przeżyć, ale czuł, że to wszystko nie ma sensu. Stracił dwie najważniejsze kobiety w swoim życiu.

Gdyby przyjechał wcześniej, teraz pewnie siedzieliby razem przed kominkiem, w którym rozpaliłby ogień. Przykryłby żonę kocem i przytuliłby ją do siebie, całując czoło swojej córeczki, która miała fiołkowe oczy po swojej mamie i blond włoski po ojcu.

A tak? Nie miał nic. Czuł się beznadziejnie. Jak porzucony na ulicy śmieć, którego już nigdy do niczego nie potrzebował.

Wypił kolejnego shota whiskey. Sam już nie liczył, który to był. Nie miał nawet na to chęci. I tak stracił wszystko, co miał. Nikomu na nim nie zależało...

Poszedł chwiejnym krokiem do swojej sypialni, sięgnął po zeszyt i zaczął tam pisać wiadomość do ukochanej.

Scarlet!

Domyślam się, że już Ci na mnie nie zależy i nie czujesz do mnie nic innego oprócz nienawiści. Nie dziwię Ci się zresztą. Zjebałem. Obiecałem Ci, że będę mieć włączony telefon, a nie zrobiłem tego. Przeze mnie nasza Gulia nie żyje...

Chciałbym, byś była tu przy mnie. Byśmy oboje wspierali się w tym czasie. Gdybym wiedział, że nie zrobiłem nic złego... Ale zrobiłem. Zawiodłem Cię. Nie zasłużyłaś na to.

Wciąż pamiętam, jak Cię poznałem w liceum. Załatwiałaś sprawy związane z dołączeniem do szkoły i prosiłaś mnie o pomoc. Pokochałem te Twoje piękne fiołkowe oczy...

A teraz? Teraz jestem na dnie. Nie mam Ciebie, nie mam córki, nie mam pracy. Zaczynam coraz częściej pić. Nie zasługuję na życie. Jestem zabójcą. Przeze mnie nasz maluszek nie żyje.

Mam nadzieję, że prędzej czy później poznasz kogoś, kto da Ci dziecko i na pewno urodzi się ono zdrowe.

Wciąż Cię kocham, księżniczko.

Nataniel.

Odłożył kartkę na biurko, po czym podszedł do łóżka i sięgnął pod nie, wydobywając stamtąd sznur, który nabył już miesiąc temu. Próbował jakoś się pozbierać, jednak ostatecznie nie udało mu się to. Zatem... Zatem chyba zostało mu zrobić z niego pożytek...

Postawił krzesło pod żyrandolem i stanął na nim. Przywiązał jeden koniec sznura do lampy, a na drugim końcu stworzył pętlę. Jego dłonie zaczęły drżeć. Czy bał się śmierci? Oczywiście, że tak. Jak każdy zresztą. Ale czuł, że to jedyny sposób, by ulżyć całemu światu... I przy okazji zobaczyć się ze swoją maleńką Gulią.

Przełożył głowę przez pętlę i stanął na samej krawędzi krzesła. Z oczu pociekły mu łzy, a dolną warga zaczęła mu drżeć. Czuł się tak okropnie. Ciągle nie wybaczył sobie tego wszystkiego, co zrobił... A raczej nie zrobił.

Na cholerę był mu tamten awans?! Teraz nie ma ani awansu, ani rodziny.

- Kocham Cię, Scarlet... I Ciebie, Gulia... - szepnął, by po chwili zrobić krok do przodu...

I zawisnąć pod żyrandolem. Czuł, jak pętla, którą złapał rękami, zaciskała się mocno wokół jego szyi. Brał coraz szybsze wdechy, usilnie walcząc o powietrze, które tracił przez ucisk na tchawicę. Ostatecznie jednak...

Jego powieki powoli zaczęły się zamykać. Ręce opadły mu wzdłuż ciała, a głowa pochyliła się do przodu. Doszło do zerwania kręgów... A tym samym Nataniel Carello oddał ostatnie tchnienie. Widokiem, który miał w głowie jego ostatni, był obraz jego uśmiechniętej żony, która patrzyła z nim na ostatnie zdjęcia USG ich maleństwa...

**********

Hejka kochani!

StarlightMoon45 i co powiesz? Podobało Ci się? Było tak, jak chciałaś?

Ostatecznie nie płakałam, ale dużo mi nie brakowało. Mam nadzieję, że jest wystarczająco dobrze... O ile mogę to powiedzieć o one-shocie o takiej tematyce.

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

PS: W mediach: Amanda Lopiccolo - "Dark Enough"

("How does someone so lonely learn to hate her own guts? Drawing a picture on her arms with a blade as if her mind isn't dark enough")

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro