Helen x Reader #1
Jacyś żartownisie postanowili pokusić los i sprawdzić czy plotki, które krążą po szkole już od niemal roku są prawdziwe. Podobno jakiś uczeń chodzący do tej szkoły wymordował cały akademik. Pozostawił on po sobie jedynie przerażające uśmieszki namalowane krwią swoich ofiar. Historia iście z horroru, ale czy prawdziwa? Nauczyciele, którzy uczą w tej szkole unikają tego tematu jak ognia. To daje trochę do myślenia.
Schyliłaś się by ponownie zamoczyć gąbkę w już dawno brudnej wodzie. Mimo, że pracujesz już z dobre dwie godziny rezultaty pracy są ledwo widoczne. Westchnęłaś.
Wracając. "Koledzy" z Twojej klasy wpadli na genialny pomysł. Czemu by nie powtórzyć zaistniałej kiedyś sytuacji i tym samym nie zwabić mordercy na swoje pierwsze miejsce zbrodni? Bardzo głupi i ryzykowny pomysły, ale cóż tych buzujących hormonów nie powstrzymasz. Mówiąc w skrócie... Pewnego dnia przyszłaś sobie spokojnie do szkoły. Od razu na pierwszej lekcji zostałaś poproszona do tablicy. (Widzę, że nauczyciele lubią cię tak samo jak mnie) Było to akurat bardzo proste zadanie więc większych trudności nie było. Kiedy wróciłaś do ławki dwaj chłopcy siedzący ławkę za Tobą dziwnie chichotali. Nie było by w tym nic dziwnego gdybyś nie miała wrażenia, że te matołki śmieją się z Ciebie. Przeanalizowałaś szybko w głowie wszystko co zrobiłaś, nosiłaś, mówiłaś i nie znalazłaś w tym nic śmiesznego. Wzruszyłaś tylko ramionami stwierdzając, że widocznie jesteś przewrażliwiona. Kolejną lekcją była lekcja wychowawcza. Myślałaś, że chociaż na tej lekcji się zrelaksujesz, ale się przeliczyłaś. Jedna z Twoich znajomych z klasy podeszła do pani i powiedziała coś jej na ucho. (Widzę sekreciki mają :3 A tak serio to Ci zaraz będę współczuć) Pani słysząc to otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia i uciszyła nagle klasę, która już pod nieuwagę nauczyciela zdążyła się rozgadać.
- Nie widział ktoś może ostatnio jakiegoś zegarka? - Zapytała nauczycielka na forum klasy. Zdziwiłaś się tym niecodziennym pytaniem - Nie chcę nikogo o nic podejrzewać, ale zaginął zegarek i to niedawno. Więc może ktoś widział pozłacany zegarek z białymi, ozdobnymi kamyczkami? - Zapytała bardzo poważnie nauczycielka.
Nagle jeden chłopak siedzący za Tobą wstał i jednocześnie przez energiczność tej czynności przewrócił krzesło. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli się na niego.
- Pozłacany zegarek z białymi, ozdobnymi kamyczkami? - Upewnił się.
- Tak właśnie taki. - Odezwała się właścicielka zaginionego zegarka. - Widziałeś go? - Zapytała z nadzieją.
- W plecaku od [Twoje Imię] widziałem coś podobnego. - Pokazał palcem Twoją torbę leżącą obok ławki. Nauczycielka pospiesznie podeszła do Ciebie i nie pytając o zdanie chwyciła za Twój plecak. Po chwili wyciągnęła z niego zegarek idealnie pasujący do opisu dziewczyny. Byłaś zszokowana. Jak to znalazło się w Twojej torbie? Nauczycielka spojrzała na ciebie z wyrazem twarzy mówiącym wszystko.
- Ale proszę Pani ja tego nie ukradłam! - Próbowałaś się bronić.
- Tylko winny się broni... - Powiedział dumnie znalazca zegarka.
- Ale. Ale... - Nie wiedziałaś co powiedzieć. Byłaś pewna, że nie ukradłaś tego zegarka, ale dowody mówiły same za siebie. Nie miałaś szans się z tego wyplątać. Dostrzegłaś jedynie, że na twarzy znalazcy i kolegi z nim siedzącego maluje się ten sam wredny uśmieszek co na poprzedniej lekcji. Wiedziałaś już co się stało.
- Proszę Pani, ale [Imiona jakichś dwóch chłopców z Twojej klasy, których nie lubisz] mnie wrobili. - Powiedziałaś oburzona.
- Przestań kłamać [Twoje Imię] niestety twoje zachowanie będzie ukarane.
Przerwałaś nagle wspomnienie i zrzuciłaś z ręki pająka, który postanowił pobawić się w odkrywce i zobaczyć co jest na szczycie tej góry. (>.< oprócz włosów to chyba jeszcze diable robi) -,- ( Też Cię kocham czytelniku :3)
Następnie wszystkie wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Właścicielka zguby postanowiła zadzwonić na policje. To było niedorzeczne. Drobna kradzież i od razu po policje, a właściwie kradzież, którą ty nie dokonałaś. Policja była "łaskawa" i ukarała cię "tylko" za pomocą dania ci karnych godzin prac społecznych. W tym przypadku było ich tylko dziesięć. Po jednej godzinie dziennie. Przypadło ci niewdzięczne zadanie zmywania grafity i innych malunków z murów, budynków i ścian.
Właśnie kończyłaś zmazywać grafity murka nieopodal parku. Był to znaczek drużyny piłkarskiej z twojej okolicy. Ponownie zamoczyłaś gąbkę w wodzie by następnie wyczyścić ostatni już skrawek murka. - Jeszcze tylko trochę... - Powtarzałaś sobie w kółko.
Po pewnym czasie skończyłaś. Przetarłaś ręką spocone czoło dumna z roboty, którą wykonałaś. Nagle coś sobie uświadomiłaś... - Skoro mam dziesięć godzin kary i dziesięć miejsc do wyczyszczenia to czemu nad tym pracowałam ponad dwie godziny i zalicz mi się to jako jedna!? (Zrozumiał to ktoś? ;_;) Postanowiłaś wyjaśnić całą sprawę, ale to dopiero jutro. Dziś byłaś za bardzo zmęczona. Szkoła, dwie godziny nieplanowanego WF'u i to dało Ci mocno w kość.
Pozbierałaś swoje rzeczy w tym też plecak i ruszyłaś do domu. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Nie raziło ono już tak mocno jak za dnia dawało jednak pomarańczowy blask otaczający teraz całą okolice. Kolory wszystkiego dookoła zostały zastąpione czarnym, tak pasującym do tego kolorem. Delikatny wiatr rozwiewał Twoje włosy do tyłu i muskał Twoje policzki. Chmury natomiast rozmyły się na niebie tak jak piana po kąpieli na wodzie.
(Prosz... Zdjęcie aby łatwiej było to sobie wyobrazić ;))
Wiedząc, że i tak nie śpieszy Ci się do domu postanowiłaś chwilę zostać i popatrzeć na ten piękny zachód. Udałaś się nawet w tym celu na małe wzniesienie aby lepiej widzieć ten cud natury. Usiadłaś na trawie kładąc swoje rzeczy obok i przyciągając kolana lekko do piersi. Ten widok zostanie Ci na długo w pamięci za sprawą tego, że jest to jednocześnie bardzo mała rekompensata za niesłuszne ukaranie. Niebo z koloru pomarańczowego zaczęło przechodzić w czerwień by coraz bardziej zbliżyć się do koloru nocnego nieba. Nie zdawałaś sobie nawet sprawy z tego, że siedziałaś tam już z dobre piętnaście minut.
Otrząsnęłaś się i ruszyłaś z miejsca dopiero gdy słońce zniknęło za horyzontem. Wstałaś z ziemi otrzepując się i już miałaś iść do domu gdy pod drzewem niedaleko Ciebie dostrzegłaś chłopaka. Siedział on opary rysując w jakimś notesie. Nie mogłaś zobaczyć jego twarzy gdyż był on w kapturze co było raczej dziwne zważając na to, że było już dość ciemno, a on utrudniał sobie jeszcze widzenie kapturem. Nie wiedziałaś dlaczego, ale zainteresował Cię tan chłopak. Podeszłaś do niego. On natomiast nawet tego nie zauważył tak bardzo skupiony był na swoim zajęciu. Postanowiłaś zagadać, bo niby czemu nie?
- Oczy sobie popsujesz malując w ciemności. - Powiedziałaś rozpoczynając rozmowę. Chłopak burknął coś tylko pod nosem. Nie zdziwiła Cię jego odpowiedz. Kto by chciał gadać z brudną od niedawno ścieranych farb nastolatką i to w dodatku zachowującą się jak jego matka. Postanowiłaś inaczej zagadać. - Ładny był ten zachód słońca, co nie? - Znowu zaczęłaś rozmowę.
- Przepiękny był... - Odezwał się w końcu chłopak. Wiedziałaś jak zmusić go do dalszej rozmowy.
- Ten intensywny odcień pomarańczy był bardzo interesujący. - Starałaś się mówić jak znawca sztuki.
- Ten kolor "pomarańczy" jak go nazwałaś przypominał mi bardziej ciemny oranż, a miejscami nawet miedź. (eł... Zgasił Cię...) - Chłopak zaśmiał się pod nosem i wstał jednocześnie naciągając bardziej kaptur na głowę. - Jestem Helen. - Mówiąc to wyciągnął rękę w Twoją stronę.
- [Twoje Imię] miło mi. - Uścisnęłaś rękę Helena i wysłałaś mu szczery uśmiech. - A pokarzesz co malowałeś?
- Może kiedy indziej... - Zaczął zbierać swoje rzeczy. - A tak w ogóle jesteś już dawno spóźniona na kolacje.
Spojrzałaś na zegarek w telefonie i faktycznie było już ponad dwadzieścia minut po dwudziestej.
- Faktycznie. - Powiedziałaś i podniosłaś wzrok znad telefonu. Chłopaka już przy Tobie nie było. - Ale on... Tu ale... - Byłaś zaskoczona jego nagłym zniknięciem lecz postanowiłaś to zignorować i popędzić do domu. Ruszyłaś szybkim krokiem w stronę domu z nadzieją, że rodzicie nie będą aż tak źli.
Po dziesięciu minutach dotarłaś. Na dworze już zrobiło się ciemno, a gęste chmury zakryły prawie całkowicie księżyc. Po cichu otwarłaś drzwi i wślizgnęłaś się do domu. Twoi rodzice siedzieli w salonie najpewniej oczekując twojego powrotu.
- Czemu wracasz tak późno? - Zapytała zła, ale i jednocześnie zatroskana mama.
- Trochę dłużej zajęło mi z tym grafity. - Odpowiedziałaś unikając jej wzroku.
- Posłuchaj. Chcemy abyś wracała do domu już o osiemnastej. Zmywanie grafity można podzielić na parę dni.
- Co? Czemu? - Byłaś zdziwiona. To był dość niedorzeczny pomysł.
Twój tata westchnął ciężko. - Prosimy Cię o to dla twojego bezpieczeństwa. Ostatnimi czasy w okolicy grasuje ee... Dość niebezpieczny człowiek.
- Co rozumiesz po przez niebezpieczny? - Nie całkiem rozumiałaś.
- Wyjaśnimy Ci to jutro. - Odpowiedział oschle. Postanowiłaś na razie nie drążyć tematu.
(Time Skip) (Uwierz, bez tego ten One Shot byłby jak Rafaello. Posiadał by więcej niż tysiąc słów. Czekaj... On ma już o wiele więcej.)
- Wiadro, gąbka, specjalny płyn i woda... - Wymieniałaś w myślach sprawdzając czy na pewno wszystko masz. Po upewnieniu się delikatnie zapukałaś do drzwi. Czekałaś chwilę na reakcję domowników, lecz nikt nie przyszedł Ci otworzyć. Zapukałaś więc ponownie tyle, że bardziej energicznie przez co też głośniej. Nadal zero reakcji. Po prawej stronie dostrzegłaś dzwonek. Nie zauważyłaś go wcześniej, ponieważ lekko zasłaniały go liście rośliny z kwietnika powyżej. Wcisnęłaś więc guzik. Nawet przez zamknięte drzwi dało się usłyszeć donośny dźwięk dzwonka. Czekałaś z jakieś pięć minut oczekując reakcji. Jakiejkolwiek reakcji. Przyszłaś tu aby umyć ścianę w domu pewnych starszych ludzi. Jacyś wandale włamali się do tego domu, pomalowali niemalże cały salon i uciekli jakby nigdy nic. Ty oczywiście musiałaś to teraz umyć. Chciałaś to umyć i mieć to z głowy, ale nikt Ci nie otwierał! Sfrustrowana zaczęłaś kilkakrotnie klikać na dzwonek. Już miałaś się poddać i iść, kiedy w końcu jakaś starsza pani tworzyła Ci drzwi.
- Ooo. Witaj. W końcu jesteś. - Przywitała Cię starsza pani otwierając szerzej drzwi abyś weszła.
Kobieta ta była typową babcią. Lekko zgarbiona postura, pomarszczona skóra i te tak rozpoznawalne u większości babć loki. Nie była już ona w pełni sił. Nosiła okulary i z tego co udało Ci się dostrzec przez ułamek sekundy nosiła też aparat słuchowy. Wydawała się być całkiem miła.
- To gdzie ta ściana do wyczyszczenia? - Zapytałaś staruszkę.
- Jesteś może głodna cukiereczku? - Zignorowała Twoje pytanie i zadała swoje.
- Nie, dziękuje przed chwilą jadłam. - Odpowiedziałaś zgodnie z prawdą.
- Co?
- Nie dziękuję. - Powiedziałaś jeszcze raz.
- Mogła byś powtórzyć?
- Już jadłam! - Wrzasnęłaś.
- Tym korytarzem do końca i w prawo. - Pokazała staruszka. - Tam jest ta ścian. Zaraz doniosę Ci ciasteczka. - Dodała. Teraz przynajmniej wiedziałaś już dlaczego nikt przez tak długo Ci nie otwierał.
Podążyłaś we wskazanym przez staruszkę kierunku. Przechodziłaś przez korytarzyk obłożony starym, już niemodnym dywanem, który swoje lata świetności miał już dawno za sobą. Na ścianach była wyłożona tapeta imitująca jakieś nieznane egipskie znaczki. Wkroczyłaś do odpowiedniego pokoju. Był to typowy babciny salon. Fotel bujany, kominek, stare szafki, regały i w centralnym miejscu radio zamiast telewizora. Czasem miło jest się cofnąć do tych chwil, w których elektronika nie stanowiła centrum całego świata. (A ja piszę tego One Shota już chyba czwartą godzinę :D)
Spojrzałaś na ubrudzoną ścianę. Na całej jej długości namalowane były czerwoną farbą uśmieszki. Było ich naprawdę dużo, ale co się dziwić skoro nikt tu nie słyszy proszonego gościa to co dopiero nieproszonego. Wyciągnęłaś wszystkie potrzebne rzeczy i zabrałaś się do roboty. Gdy już miałaś dotknąć ściany gąbką na chwile się powstrzymałaś. Ta farba była jakaś dziwna. Uśmieszki nią namalowane były okropnie rozmazane. Zwykła farba cieknie, ale nie aż tak. Przypatrzyłaś się dokładnie jednemu z uśmieszków. Teraz byłaś prawie pewna tego, że to jest krew. Tylko co teraz zrobić? Powiedzieć staruszce i wywołać panikę czy zachować to w tajemnicy, ale mieć się na baczności?
- Przyniosłam ciasteczka. - Powiedziała nagle staruszka, która weszła właśnie do salonu. Położyła ona na stole dużą, srebrną tacę, na której było pełno znakomitych i pięknie wyglądających ciastek.
- Naprawdę nie trzeba było.
- Siadaj dziecko i jedz. - Uczyniłaś tak jak staruszka kazała. Ona sama usiadła na taborecie obok ciebie.
Postanowiłaś nie odmawiać staruszce i zjeść jedno, aby nie było jej przykro. (Daj jedno *o*)
Kiedy pochłaniałaś już chyba z trzecie ciastko dostrzegłaś, że staruszka trzyma w swojej ręce jakieś zdjęcie.
- Co to? - Zapytałaś. Babuleńka podała Ci tylko zdjęcie i trochę posmutniała. Zobaczyłaś na nim małego, słodkiego psa bawiącego się jakąś piłką. - To pani piesek? - Zapytałaś.
- Puszek. Tak, to moja psina. - Tamtej nocy... - Kontynuowała. - ... kiedy wandale zniszczyli nasz salon, wtedy też porwali naszego psa.
- Oh. Przykro mi. Naprawdę. - Zwróciłaś się do staruszki. Chciałaś wymyślić jakieś sensowne słowa aby podnieś starszą panią na duchu, lecz postanowiłaś się nie odzywać. Czasem lepiej jest przemilczeć jakąś sprawę, niż wypowiadać puste słowa, które nie pomagają drugiej osobie.
Jedyne co mogłaś zrobić to serdecznie się do niej uśmiechnąć i zapewnić, że psina się znajdzie. Nagle sobie coś uświadomiłaś. Ślady krwi na ścianie nie muszą być krwią ludzką, a zwierzęcą. To by się nawet układało w logiczną całość, ale kto był zdolny do czegoś tak okropnego? Nagle przypomniały ci się te wszystkie plotki... "Morderca pozostawił po sobie jedynie krwawe uśmieszki...,, To idealnie do siebie pasowało! Tylko jeden szczegół się nie zgadzał - Dlaczego ten morderca zabił psa skoro specjalizuje on się w zabijaniu ludzi?
- Wszystko w porządku? - Zapytała staruszka widząc twoje zamyślenie.
- Tak, wszystko okej. - Odpowiedziałaś spoglądając na ścianę, którą musisz umyć. To tak jakbyś zacierała ślady przestępstwa, ale lepiej nie wywoływać zbędnej paniki. Zawsze możesz mijać się z prawdą. Może to wcale nie jest krew... (Gdyby Sherlock się tak wahał nie powstało by tyle o nim filmów i seriali... Weź ty kobieto w siebie uwierz!)
(Time Skip) (Już ostatni, obiecuję)
- Nie, nie i jeszcze raz nie! - Powtarzał w kółko chłopak, który cię wrobił w kradzież. - Dlaczego niby ja mam tam iść? Niech pani wezwie kogoś innego.
- Przykro mi. Wybór padł na ciebie. - Chłopak spuścił głowę, aby ukryć swoje nerwy, ty jedynie uśmiechnęłaś się pod nosem. Ten, który cię wrobił i stał się tym samym szkolnym bohaterem, musi teraz iść z tobą umyć jedno grafity. Idzie tam w roli opiekuna, ponieważ ostatni już malunek, który musisz umyć znajduje się w opuszczonym budynku. Nieodpowiedzialnie byłoby puścić tam kogoś samego. Zawsze bezpieczniej jest we dwójkę. Budynek ten jest na ogół w dobrym stanie, ale lepiej dmuchać na zimne.
Nauczycielka pożegnała was tylko kiwnięciem ręki symbolizującym to, że nie chce już więcej tracić na was czasu. (Nauczycielka w szkole w sobotę. Czasami tak bywa. Ha lama!)
Wyszliście ze szkoły. Był piękny sobotni poranek i dodatkowo jest to ostatnia "godzina" prac społecznych. Jednym słowem, czego chcieć więcej? Dodatkowej radości dodawał ci fakt, że ten przez, którego musiałaś się tak męczyć jest zmuszony iść z tobą. Włóczył on ledwo nogami idąc dobre kilka metrów od ciebie. Zapewne miał lepsze plany na sobotni poranek, ale cóż karma wraca.(Nie chodziło mi o tę dla psa)
Przybyliście na miejsce. Waszym oczom ukazał się rozległy budynek z wieloma kolumnami i spadzistym dachem. Był on okropnie poniszczony, z wielu miejsc odpadały tynki, a po oknach zostały tylko dziury w ścianach. Wyglądał on trochę jak opuszczone muzeum. Cała okolica budynku była pełna porozwieszanych tasiemek policyjnych, zakazujących wstępu na ten teren. Nie brakowało również złowieszczych tabliczek, krzyczących swoimi napisami, że wstępującym tu ludzi czeka śmierć. (Jakbym opisywała swój dom *-*)
- No to do roboty. Myj tę ścianę i wynośmy się stąd - Pokazał jedną ze ścian, na której były jakieś bazgroły.
- To co muszę umyć jest w środku, nie na zewnątrz - Z twojego wyrazu twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. - A tak w ogóle, czemu ci tak spieszno?
- Umówiłem się na boisku.
- O siódmej rano?
- A co cię to obchodzi? Po prostu zacznij już. (Phh... Cykor)
*(Jako czynny obserwator całej akcji nie powinnam uczyć cię złych rzeczy, ale tym razem zrobię wyjątek. Proszę umyj też te malowidło na zewnątrz) -,- (Proszę. Popatrz na minę tego cykora) A pomożesz mi to myć? (Nie) Czemu? (Zapomniałaś? Jestem uwięziona w tych nawiasach) Kiepska wymówka. (Nie napiszę dalej tego One Shota jeśli tego nie zrobisz!) Szantażysta, ale dobra, niech ci będzie... (Dziękuję :))*
- Wiesz co? Przypomniało mi się, że muszę to też umyć. (Grzeczna dziewczynka)
- Powiedz, że żartujesz.
- Nie.
- Uh... No dobra, żaden problem. Heh - Powiedział z lekko łamiącym się głosem. (Jest jasno! Czego tu się bać? Ale i tak fajnie się na to patrzy ;))
Zabrałaś się do roboty, wiedziałaś, że zajmie ci to dość sporo czasu.
Wbrew pozorom praca szła ci całkiem sprawnie, przeszkadzał ci tylko jeden element. Tym elementem był [Imię chłopaka z Twojej klasy, którego nie lubisz]. Strasznie utrudniał ci on prace, skacząc koło ciebie i pytają jak jeszcze długo ci z tym zejdzie. Z początku starałaś się to ignorować, lecz on z czasem stawał się coraz bardziej nachalny. W końcu Twoja godna medalu cierpliwość nie wytrzymała - Czego ty się tak boisz!?
- Masz paranoję? Ja się niczego nie biję... - Jego udawana pewność siebie nie była przekonująca. Spojrzałaś się na niego z widocznym na twarzy zażenowaniem - No dobra... Podobno tu w okolicy grasuje jakiś morderca. Słysząc to lekko się zaśmiałaś.
- W tej okolicy? - Zapytałaś nieudolnie powstrzymując śmiech.
- Tak... - Rozejrzał się panicznie dookoła - Mówili nawet o tym w wiadomościach.
- Nie wszystko co mówią w TV to prawda.
- Możesz sobie nie wierzyć, ale ja wiem swoje. Możemy się już zbierać?
- Właśnie skończyłam.
- Super!
- Jeszcze to w środku.
- Ej no...
Nie słuchałaś go dalej, po prostu zaczęłaś zmierzać w stronę wejścia. Zgrabnie omijałaś wszystkie tasiemki i unikałaś pozornie niepewnych miejsc na postawienie stopy. Kiedy byłaś już jedną nogą w budynku, powiedziałaś - No idziemy.
- Ja poczekam na dworze.
- Choć tu! Inaczej powiem nauczycielce, że mnie zostawiłeś. (Szantażyk... Coraz bardziej cię lubię)
- Już idę. - Powiedział zmarnowany.
Weszłaś do budynku. W środku wydawał się on jeszcze większy niż na zewnątrz. Panował tam półmrok zakłucany nielicznymi promieniami słońca, wpadającymi tu z różnych otworów w dachu i na ścianach. Gruz nie leżał porozrzucany chaotycznie na wszystkie strony tyko był odsunięty na bok. Nagle twoje oględziny terenu przerwał głośny trzask. Odwróciłaś się gwałtownie i zobaczyłaś...
Jakie to jest długie! Muszę zacząć chodzić na kurs pisania w skrócie o ile jest takie coś. Powiem tak... Dalszą część napisze w kolejnym rozdziale. Nie wiem kiedy on będzie... Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe za te "cięcie".
To do zobaczenia w kolejnej części :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro