Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Żyj dalej

Był mroźny, wigilijny wieczór. Granatowowłosa szła powoli do starej biblioteki. Jej myśli krążyły wokół ciepła, które może dać tylko rodzina.

Nie, nie! Nie będzie o tym myśleć. Przyśpieszyła kroku. Jej czarne kozaki odbijały się z echem od twardego bruku. Czerwona chusta, która szczelnie opatulała jej szyje, odwinęła się i upadła na śnieg z jej prawej strony. Podnosząc ją, zajrzała przypadkiem do domu obok. Siedziało tam kilka wesołych osób i rozmawiało zapewne o czymś szczęśliwym. Ich szerokie uśmiechy mówiły same za siebie.

Łzy napłynęły jej do oczu. Czym prędzej pobiegła, znowu odganiając natrętne myśli. Gdy dotarła do biblioteki i otworzyła brązowe drzwi, zauważyła wielkie pudła, pełne nowych książek. Zajęła się ich rozpakowywaniem. Pod ich stertą, na dnie leżało czarno-czerwone pudełeczko. Dziewczyna była bardzo ciekawa, bo w swoim życiu nigdy nie widziała czegoś takiego. Wyjęła je delikatnie i otrzepała z kurzu. Przed otworzeniem przedmiotu, jeszcze pozasuwała wszytskie zasłony. Tak dla pewności.

Gdy odchyliła wieczko zdarzyło się coś niezwykłego. Z pudełka wyszło, nie, wyłoniło się małe żółte stworzonko.

-Kim jesteś?- spytała przerażona, łamiącym się głosem.

-To teraz nieważne. Dla ciebie będę nikim. Nie mam określonego wieku, więc mów na mnie jak chcesz, ale ja przyszłam żeby ci coś pokazać.- głos stworka był melancholijny, ale jednocześnie nieznoszący sprzeciwu.

Zanim niebieskooka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, znalazła się w jej starym domu w Paryżu. Zauważyła siebie i swojego męża. On był zajęty bójką z napastnikami, a ona stała i płakała.

-Uciekaj! Marinette uciekaj!- jego głos był rozpaczliwy, ale nadal w pełni męski.

Ujrzała biegnącą siebie, która odwracała się co chwilę by znów móc ujrzeć ukochanego Adriena. Oglądająca zamknęła oczy, wiedząc co się zaraz stanie, ale stworzonko otworzyło je mówiąc:

-Przypatrz się tej chwili, nie wstrzymuj łez. Nie ma przyszłości bez zaakceptowania przeszłości.

Ujrzała siebie leżącą i męża nadal walczącego i wykrzyjującego jej imię. Magiczne stworzenie przyniosło ich chwilę dalej. Ona obudziła się i spostrzegła martwe ciało swojego jedynego. Sama leżała w kałuży krw, mimo, że nie miała żadnej rany.

Niebieskooka spostrzegła, że poroniła. Po mieście rozniósł się głośny szloch, dwóch granatowowłosych kobiet. Zanim jego echo przebrzmiało w uszach podróżującej, już była gdzie indziej. Spostrzegła siedzącą w bibliotece staruszkę. Rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że to ona samotna w przyszłości.

-Chcesz żeby twoja przyszłość tak wyglądała?- zapytała spokojnie istotka.

Nie odpowidziała. Wiedziała, że jak tylko się odezwie znowu wybuchnie płaczem.

-Wiem, że boisz sie powtórzenia sytuacji sprzed lat- kontynuowało żółte stworzonko.- ale jeśli nadal będziesz odsuwać się od ludzi, skończysz sama. Nie bój się wspominać męża, był wspaniałym człowiekiem. Już dosyć za niego żałowałaś, teraz pomyśl o sobie.

Magiczna istotka zniknęła, a Marinette znowu siedziała w bibliotece. Pudełeczko rozpłynęło się w powietrzu, a ją ponownie otaczały same książki. Nie wiedziała czy to był sen, ale zamierzała posłuchać się stworzenia, które zabrało ją w tą szaloną podróż po czasie.

Krótkie, smutne, z morałem. Tylko mnie za to nie zabijcie. Jeśli wam się spodobało to zachęcam do zmotywowania mnie, do napisania czegoś lepszego, za pomocą gwiazdki lub komentarza.

Do następnego ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro