(S) Mike x Eleven
Shocik zadedykowany g00ldengirl ♡
Serial: Stranger Things
Bohaterowie: Mike Wheeler, Jane Ives (Jedenastka, Nastka, El, Eleven)
Hawkins, stan Idiana.
‹‹ Pov. Mike ››
Od samego rana próbowałem naprawić swoją krótkofalówkę. Głupie urządzenie nadal nie działało a mógłbym przyrzec, że od tygodnia co noc, słychać kogoś po drugiej stronie! Niby poza tym jednym faktem wszystko było normalne, ale...
- Mike, Lucas i Dustin do ciebie! - zawołała z dołu Nancy.
- Już idę! - odpowiedziałem po czym, odkładając urządzenie, rzuciłem się do biegu po schodach. Pożegnałem się z rodzicami i Nancy, informując ich przy tym o tym, że wrócę wieczorem.
- To co? Idziemy? - spytałem przyjaciół po czym wsiedliśmy na rowery i odjechaliśmy.
Ale jednak...
Po tamtych wydarzeniach w gimnazjum, Hawkins stało się dla mnie czymś, na kształt kompletnie obcego mi miejsca. Jeśli chodzi o Jedenastkę, to nie miałem niczego, co pozwoliłoby mi na pewność,że sprawy zakończyły się inaczej. I chociaż nie doświadczyłem niczego co by zaprzeczyło wszystkie te czarne scenariusze ( które tliły się teraz w mojej głowie), to miałem jednak ciche wrażenie, że ona wciąż żyje.
Jakaś część mnie, po prostu to wiedziała.
‹‹ Pov. Nastka ››
Niewyspana (przez nocne koszmary),
wstałam powoli z łóżka by udać się na wspólne śniadanie z Hopper'em.
(Jak to miałam w zwyczaju)
Ostrożnie, po cichu uchyliłam drzwi i ku mojemu zaskoczeniu, zobaczyłam panią Byers. Dotąd uśmiechnięty Hopper, stał się odrobinę niespokojny, widząc przerażoną twarz mamy Willa.
- Jim, nie przyszłam do ciebie bez powodu...
- O czym ty mówisz Joyce? - spytał zaniepokojony Hopper.
- Coś złego się dzieje z Willem od czasu świąt.
Coś złego? To wcale nie brzmi dobrze...
Czy to znaczy, że...
-
Masz na myśli, że Will... został opętany przez to coś?
Pani Byers, roztrzęsiona przytaknęła głową co definitywnie oznaczało kłopoty.
Wielkie kłopoty i powrót do przeszłości.
Minął tydzień od tamtej rozmowy.
Wreszcie udało mi się chociaż na chwilę uciec od samotności w tym nudnym domku w lesie. To było tak niewiarygodne, że śmiało mogłam to nazwać wręcz cudem.
Dotychczas Jim Hopper {mój opiekun} wciąż nie dawał za wygraną.
Z każdym moim kolejnym pytaniem :
"Kiedy wreszcie będę mogła wyjść?",
dostawałam tylko krótką, zwięzłą
odpowiedź :
"Zjedz śniadanie i idź posprzątać
za sobą".
Dzisiaj, kiedy nieoczekiwanie został wysłany na patrol, wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą. Nawet on sam, wychodząc powiedział, że nie wie jak późno wróci. To musiał być znak. To była jedyna możliwość wolnego wyjścia na zewnątrz. Coś mi po prostu mówiło, że od ostatnich wydarzeń mogło się wiele zmienić. Założyłam na siebie różową sukienkę a kolejno falistom blond perukę.
Ubrana a może raczej przebrana, otworzyłam ostrożnie drzwi. Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie, rozglądając się w upewnieniu, czy oby na pewno jestem teraz sama. Ostatnim razem gdy byłam tego wręcz piekielnie pewna, udało mi się dojść do końca lasu.
Tyle tylko, że tam już wpadłam na Jima, co skończyło się dla mnie dość... nie wesoło. W tejże właśnie chwili, modliłam się tylko o jedno.
Jimie Hopper, proszę, miej teraz sprawę gdzieś daleko od tego miejsca. Niech chodź raz nadarzy mi się okazja na powrót mojej wolności. Ten jeden raz, po prostu mi zaufaj i nie wracaj do domu wcześniej, niż to możliwe.
Doszłam do końca lasu. Całe szczęście nie dostrzegłam Hoppera, w zasięgu mojego wzroku. W duszy, mocno odetchnęłam z ulgą.
Teraz tylko wybrać prawo czy lewo, pomyślałam. Ostatecznie wybrałam prawy kierunek, którym doszłam pod czyjś dom. Dość niedaleko domu na huśtawce bawiła się dziewczynka.
Zadając sobie sprawę z tego, że i tak nie miałam nic do roboty, zaczęłam się natarczywie przyglądać tej jakże dziwnej istocie. Dziewczynka wreszcie mnie zauważyła, po czym kolejno, ostrożnym ruchem, zeskoczyła z huśtawki. Dziewczynka zaczęła zbliżać się do mnie powolnym krokiem.
Ciekawiło mnie czy moja mina mówiąca
'Jeśli się zbliżysz, zabiję cię', odstraszy ją choć w najmniejszym stopniu. Zaskakująco ta dziwna istota nic sobie z tego nie robiła. Przeszkodził nam w tym ktoś inny. Ktoś, kto wykrzyczał to dość bolesne dla mnie słowo. Słowo, które ja kiedyś słyszałam codziennie. Słowo, które budziło we mnie nienawiść, żal, ból i tęsknotę naraz.
- Córeczko, co robisz? - zawołała żeńska postać z wnętrza domu.
- Mamo, mamo. Przyszła do nas jakaś dziwna dziewczynka! - krzyknęło dziecko z odrobiną obojętności w głosie.
- Kto taki ?!
Słysząc lekko przerażony ton i tuptanie osoby biegnącej ku nam z głębi domu, rzuciłam się do ucieczki.
Przecież nie mogła mnie zobaczyć. Co gdyby zadzwoniła na policję (co zresztą było przewidywalne) i Hopper by się o wszystkim dowiedział? Taki scenariusz nie wchodził w grę. Definitywnie.
Mimo, że byłam już wystarczająco oddalona od posiadłości, nie potrafiłam przerwać biegu. Po usłyszeniu słowa 'mamo', nie potrafiłam się zatrzymać i uspokoić. Kto dostał niby prawo by decydować o naszym losie?
Bo na pewno nie my sami. Cokolwiek zdecydujemy, życie i tak zrobi swoje, niezależnie od naszych decyzji.
Byłam jeszcze dzieckiem. Mój ojciec był swego rodzaju potworem ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Moja mama... była opiekuńcza i dobra jak anioł. Tyle tylko, że straciłam ją.
Wszystko przed to, że nie znaliśmy innego domu niż laboratorium. Nie byłyśmy niczym innym, jak dziwadłami przeznaczonymi do badań.
Zaskakująco do moich oczu zaczął napływać wodnisty płyn, na głowę pełną wspomnień w tej chwili. Biegłam co raz szybciej, od czasu do czasu wycierając tylko mokrą twarz w rękaw.
Dlaczego coś takiego miało w ogóle miejsce?
Skoro ludzie mają uczucia, to czemu są tak okrutni...
Nagle cały mój żal, przemienił się w głęboką nienawiść. W tym momencie mogłam zabić pierwszą, lepszą osobę z tamtego laboratorium. Bez żadnych wyrzutów sumienia. Zatrzymałam się na chwilę by rozeznać się z terenem. Doprawdy, stałam teraz przed gimnazjum w Hawkins. Przed miejscem, gdzie ostatnim razem zniknęłam, tracąc przy tym Mike'a. Weszłam do pustego budynku.
W końcu czy miałam coś lepszego do roboty, niż bycie trochę ciekawską?
Przechadzałam się spokojnie korytarzami gdy nagle mnie zamurowało.
Za drzwiami na salę gimnastyczną, zobaczyłam Mike, który ewidentnie był czymś lekko rozdrażniony. Na jednej z ławek siedział Dustin, ostrożnie trzymając przy tym jakieś pudełko na kolanach. Za jednej z kurty, wyszedł Lucas, dość mocno wchłonięty w rozmowę ze zmęczonym Willem.
Ciekawe co tutaj robią, pomyślałam.
Jak mniemam, nagle Dustin dostał olśnienia i wpadł na coś 'mądrego', widząc jak szybko zerwał się z pozycji siedzącej. Zwołał przyjaciół za jedną z kurtyn. Ostatecznie poszli za nim wszyscy poza Mike'm. To była moja szansa!
Pytanie teraz brzmiało tylko czy to dobry pomysł, by się z nim spotkać w takiej chwili.
Szczerze tego potrzebowałam. Jednak na pierwszym miejscu powinnam stawiać ich emocje i reakcje na mój powrót. Przecież nie mogłam być egoistką.
Moje rozmyślania przerwała postać rudowłosej dziewczyny, zmierzającej w stronę Mike, z deskorolką w ręce. Trudno ukryć fakt, że była na prawdę ładna, co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej.
Nie minęła chwila a dziewczyna zaczęła jeździć na desce, naokoło zdenerwowanego Mike.
Z początku negatywnie nastawiony chłopak, z każdą mijającą chwilą, jego złość zastąpywało zaciekawienie zarówno jej talentem, jak i czymś o czym rozmawiali. Szczerze mnie to ziirytowało przez co też odruchowo użyłam swojej mocy i spowodowałam nieudany
'trik' dziewczyny na desce.
- Mike.. - wypowiedziałam załamanym głosem.
I właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że zdradzenie Mike'owi o moim przeżyciu,
pogmatwało by wszystko jeszcze bardziej. Przecież wiedziałam, że jeśli to coś
znowu wróciło i jest w Willu, to muszę
to najpierw zabić a dopiero potem wrócić
do Mike. O ile przeżyje.
Widząc idącego ku mnie chłopaka, postanowiłam szybko ukryć się za jedną z szafek. Najwidoczniej moje słowa nie były na tyle ciche, że nawet sam Mike je usłyszał. Nagle na korytarz wyszedł zszokowany chłopak i zaczął się rozglądać.
- Nastka? - spytał oczekując odpowiadzi.
Nie dostał ją jednak ode mnie a od Dustina.
- Nastka? - powtórzył kpiąco pytanie Mike.
- Wydawało mi się,że ją
widziałem... - wytłumaczył.
- Pewnie mi się tylko przewidziało. - odpowiedział zawiedziony.
- Wracajmy do chłopaków i Max.
Wraz z Dustinem, wrócił do środka a ja wybiegłam ze szkoły.
Nie Mike, nie przewidziało ci się. Naprawdę tam byłam i widziałam cię z tą rudowłosą dziewczyną "Max"- bo tak ją nazywaliście. Ciekawe jakie uczucia żywisz do niej..
I chociaż gdy ich zobaczyłam, poczułam bolesne ukłucie w sercu, to wiem, że masz prawo być szczęśliwy.
W końcu myślisz, że zginęłam, prawda?
Więc przez długi czas, nie będzie dane nam się spotkać...
Może i słusznie.
《 Pov. Mike 》
Wyszłem na zewnątrz, przed szkołę.
Byłem wręcz pewny, że to był głos El.
Moje przemyślenia przerwał odgłos, czyichś kroków. Spojrzałem w bok i ujrzałem Willa.
- Mike? Co ty tutaj robisz? - spytał chłopak.
- Prawdę mówiąc potrzebowałem przemyśleć sobie kilka spraw. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Wszystko gra?
- Prawdę mówiąc niezbyt. Bo wiesz Will, od niedawna mam dziwne wrażenie,że Nastka próbuję się ze mną skontaktować. Wiem, że to niemożliwe ale dałbym sobie rękę uciąć, że to właśnie ona jest odpowiedzialna za te wszystkie rzeczy, które mnie ostatnio spotykają.
- Ale przecież mówiłeś, że ona... nieżyje - powiedział cicho.
- W tym właśnie sęk. Już sam nie wiem co jest prawdą. A co jeśli brakuje mi jej tak bardzo, że sobie wszystko wmawiam? Z drugiej jednak strony, nie wydaje mi się żeby tak wielka pewność, była tylko obłudą..
- Wiesz Mike, wnioskując to wszystko co czujesz, wydaje mi się, że to bardzo prawdopodobne, że ona przeżyła. - powiedział z spokojnym uśmiechem.
Słysząc te słowa z jego ust, coś mną wstrząsnęło. Teraz byłem już pewien,
że ona musiała wtedy przeżyć.
Szczęśliwy nie mogłem przestać się uśmiechać. Byłem tak wdzięczny przyjacielowi za zrozumienie...
- Will, ja dziękuje.. - powoli zacząłem obracać głowę w kierunku przyjaciela.
Jednak to co zobaczyłem, całkowicie mnie przeraziło.
- Will! Will, słyszysz mnie?! - zacząłem potrząsać chłopakiem widząc jego stan.
Jego oczy zmieniały barwę na białe a w jego skórze, zaczęło się ruszać i rozrastać coś czarnego.
Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że on przez cały czas był opętany przez Demogorgona.
Szybko zawołałem resztę i zadzwoniliśmy do pani Joyce. Po kilku chwilach, wszyscy byliśmy u niego w domu. Przerażona mama Willa, zadzwoniła do Hopper'a.
Oboje przerażeni, zamienili ze sobą kilka słów i wtem stało się coś szokującego. Usłyszałem jak Hopper woła Nastkę.
Najwidoczniej gdzieś biegła a ja dobrze wiedziałem gdzie.
《 Nastka/ Jane 》
Siedzieliśmy w grobowej ciszy.
Mimo wszelkich starań, Hopper dowiedział się, że go nie posłuchałam i opuściłam dom. Był na mnie bardziej niż wściekły. Niezręczną chwile przerwał odgłos dzwoniąceho telefonu, z rogu pokoju. Hopper ostrożnym krokiem podszedł do słuchawki i czekał na pierwsze słowo dzwoniącego.
- Joyce?
- Jim, Jim on....! - zaczęła drżącym głosem pani Joyce.
- Co się dzieje?! - spytał przerażony opiekun, słysząc w jakim jest stanie.
- Will! To coś go opętało! To z niego wychodzi! - krzyczała przerażona mama Willa.
- Już do was jadę! - rozłączył się i wybiegł na dwór by wsiąść do samochodu.
- Nastka gdzie idziesz?! - krzyczał za mną Hopper z auta.
- Przecież wiesz, że muszę to zrobić. - odkrzyknęłam spokojnie.
- Jane!
Hopper dalej wołał moje imię w przekonaniu, że zawróce do niego.
Ale oboje wiedzieliśmy, że nie mogę.
Wbiegłam do laboratorium i weszłam do podziemi by odnaleźć, otwarte dotąd przejście. Pora zakończyć to raz na zawsze. Zarówno Will jak i wszyscy jego bliscy, wystarczająco się wycierpieli.
Nim jednak przystąpiłam do ostatecznego zakończenia, ktoś mi przerwał.
- Nastka? - usłyszałam kilka metrów za mną,niedowierzający, znajomy mi głos.
- Mike? - spytałam jakby samą siebie, zszokowana jego obecnością.
Chwila nieuwagi a jeden z tych
demogorgonów prawie mnie zaatakował.
Brakowało milimetra.
Ale cholera, co Mike tutaj robi?
Skąd się tutaj wziął?
- Mike, proszę. Odsuń się. - powiedziałam stanowczo jednak Mike, próbował się mimo wszystko sprzeciwiać.
- Ale!
- Proszę.. - wyszeptałam i posłałam mu ledwo widoczny uśmiech.
Demogorgon, to miejsce, to cierpienie spowodowane tym wszystkim. Mam dość!
Moja wściekłość, była teraz moją siłą.
Automatycznie cała ta wściekłość, zwiększyła moją moc. Unosiłam się teraz w powietrzu. Serce pełne nienawiści, zaczynało zwyciężać nad potworem.
Jeszcze tylko trochę, pomyślałam.
Przejście zamknęło się.
- Udało ci się! - wykrzyczał szczęśliwy Mike.
- Co... - wyszeptałam ostatkiem sił, po czym zemdlałam.
■ Skip Time ■
- Nastka! Nastka! Nastka, słyszysz
mnie?! - krzyczał zrozpaczony chłopak, nie przestając przy tym mną trząść.
Czy on myślał, że nie żyje?
- Spokojnie, słyszę, słyszę, słyszę cię. - odpowiedziałam cicho i otworzyłam oczy z lekkim uśmiechem.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że przeżyjesz!
Po tych słowach szatyn rzucił się na mnie, mocno mnie przy tym przytulając. Szczerze mówiąc mimo,że chwila ta była piękna i czekałam na nią ogrom czasu, to było to trochę za mocne.
- Mike, za mocno mnie ściskasz - mruknęłam rozbawiona, z trudem łapiąc przy tym powietrze.
Chłopak zrozumiawszy swój błąd, powoli wypuścił mnie ze swoich objęć i obrócił głowę w bok.
- Wybacz, po prostu ja...- zaczął nieśmiało, rumieniąc się przy tym w widoczny sposób.
- Coś nie tak? Dlaczego jesteś cały czerwony na policzkach?
- Ponieważ...
Chłopak jednak nie dokończył zdania. Złączył nasze usta w delikatny pocałunek.Po czym przerwał by coś powiedzieć.
- Kocham cię Eleven. Nawet nie wiesz jak długo czekałem by ci to powiedzieć.
- O, Mike - wydusiłam wzruszona z załzawionymi oczami, po czym rzuciłam się chłopakowi na szyję. - też cię kocham - wyszeptałam pod nosem, jakby sama do siebie.
●○●○•°•○●○●
Musisz mi wybaczyć jeśli to,
nie jest takie jak to sobie wyobrażałaś.
Staram się trochę w to wczuć ale szło
mi to opornie, przyznam szczerze.
Może kolejny one shot wyjdzie trochę lepiej, hm. No nic, mam tylko szczerą nadzieję, że będziesz zadowolona,
że nie jest najgorszy.
~Przyznam szczerze,
że dla ciebie
wyjątkowo się starałam,
dedykując ci coś
po raz pierwszy.
Aishiteru.♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro