Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Studniowka glovo.pl

Daniel

- I ten jeden, jeden jedyny raz kiedy mogłem z nim porozmawiać to powiedziałem głośne "przepraszam oczy, zgubiłem się w twoich skarbie mapach" - narzekałem, chodząc nerwowo po salonie, tuż przed Lulu i Martinem, którzy nawet na chwilę nie mogli przestać się przytulać i podążać za mną wzrokiem.

- A ostatnio nie powiedziałeś mu też czegoś z gwiazdami? - zapytał Martin, splatając dłonie ze swoim ukochanym - Giuseppe coś mówił, że ktoś go zaczepiał, ale nie wiedziałem że to byłeś ty.

- TO BYŁEM CAŁY CZAS JA, ALE ON MNIE DALEJ NIE ZNA - krzyknąłem zrozpaczony, opadając obok zakochanych na kanapie - Nie ważne co robię, to robię z siebie debila, a on i tak mnie nie kojarzy. Co ja mogę więcej zrobić?

- Wiesz, Martin się z nim przyjaźni - zaczął mówić blondyn, skupiając na mnie swoje zielone oczy - Giuseppe jest wolny i szuka pary na studniówkę. Można was ustawić na "randkę w ciemno" tylko że od razu na studniówce.

- Albo przynajmniej jako para na polonezie - dodał Martin za co ich dwoje już nienawidziłem.

Bo mówili z sensem, a to co robię było bez sensu.

- A jak jest hetero i się nie zgodzi? - zapytałem, kładąc dłonie na swojej twarzy w cichej rozpaczy. Para obok mnie wybuchła głośno śmiechem.

- GIUSEPPE HETERO - śmiał się głośno Lulu - Czy my na pewno mówimy o TEJ SAMEJ osobie?

- TAK, WIEM, TO BYŁO GŁUPIE - krzyknąłem na przyjaciela, modląc się w duchu, aby nie sięgnąć po nóż kuchenny przecinek.

- Giuseppe się ucieszył na to, że znalazłem mu parę na studniówkę - odparł spokojnie Martin, na co od razu podskoczyłem w miejscu i skupiłem wzrok na emo wannabe - Powiedział, że zakłada różową marynarkę z brokatem i niebieski, również brokatowy krawat.

- Brokatowa apokalipsa - mruknął pod nosem Luluś, patrząc w telefon swojego chłopaka.

- Czyli co, mam się pojawić w niebieskiej brokatowej marynarce i różowym krawacie? - zapytałem, wstając z kanapy chyba siedemnasty raz - Przecież nie mam czegoś takiego, a studniówka coraz bliżej.

- Studniówka jest za miesiąc, a sklepy są otwarte - odparł racjonalnie Lulu.

- Wkurwia mnie ile macie dzisiaj racji.

- To co, sklep? - zapytał Martin, patrząc na swojego chłopaka z ciepłym uśmiechem. Blondyn radośnie zaśmiał się, delikatnie złożył krótki pocałunek na ustach chłopaka I wstał z kanapy.

- Sklep - przytaknął psiapsiel, idąc w stronę wyjścia z mieszkania. Martin chwilę przyglądał się mu w rozmarzeniu.

Czasami nie wierzę, że taki przegryw jak Martin znalazł sobie chłopaka, a nie istna komedia życiowa jaką jestem ja.

Przez myśl przeszli mi wszyscy mężczyźni z którymi starałem się randkować przez całe swoje życie, uświadamiając mi dlaczego właściwie to Martin pierwszy znalazł swoją miłość, a nie ja.

Z moich randek często wychodzili albo nigdy się nie odzywali bez większego wyjaśnienia dlaczego.

Randka Martina z Lulu była zbyt bardzo przypadkiem, aby się nie udała. Trafili na siebie przypadkiem w pracy, poszli potem do Burger Kinga i do środka nocy rozmawiali o wszystkim. Podobno na końcu nawet się pocałowali.

A przynajmniej tak głosi legenda.

Spojrzałem na Lulu i uśmiechnąłem się. Dobra, musiałem przyznać. Byłem dumny ze swojego przyjaciela, nigdy nie widziałem go tak radosnego i tak zakochanego. Często śpiewał w radości, kiedy siedział z Martinem w kuchni, często razem tańczyli, śmiali się na balkonie patrząc w gwiazdy.

Jak ja im strasznie zazdrościłem...

- Idziesz Daniel? - zapytał blondyn, patrząc na mnie gotowy przy drzwiach. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niego.

Chociaż mogłoby się wydawać, że zakupy to wieczność, tak w tej chwili dla mnie były ledwie sekundą w minucie, która trwała miesiąc.

Wszystkie te przygotowania do studniówki były tak zajmujące, że nie zauważyłem kiedy stałem już przed lustrem w swoim pokoju, w niebieskiej, brokatowej marynarce, białej koszuli i różowym brokatowym krawacie, a nawet czarnych garniturowych spodniach. Włosy miałem uczesane, a nawet przycięte przez zręczną rękę Lulu.

Patrzyłem na siebie w lustrze, a ze stresu chciało mi się wymiotować. Albo może to było przez to, że widziałem samego siebie w lustrze. Nie wiem.

- Martin! - śmiał się gdzieś w mieszkaniu Lulu - Mówiłem, abyś tak nie robił!

- Ale przez to się śmiejesz!

- Nie licz, że cię pocałuje jak pójdziesz na studniówkę w brodzie świętego Mikołaja! - śmiał się dalej blondyn, a ja mogłem sobie tylko wyobrażać jak absurdalnie wygląda ta scena.

- No wiesz? Nie ładnie tak kłamać - odpowiedział Martin, wywołując jeszcze głośniejszy wybuch śmiechu u Lulu - Za bardzo mnie kochasz, aby mnie nie pocałować.

- Mogę się założyć, że wytrzymałbym całą noc - odparł Lulu z wyzwaniem głosu, a ja już chciałem się zacząć śmiać. Jasne, Lulu wytrzymać bez całowania Martina całą imprezę.

Zapadła dłuższa cisza.

- ...Licząc od teraz - dodał Luluś z trudnością łapiąc oddech.

Ja pierdolę. Jak dobrze, że mój partner nawet nie wie jak mam na imię, to nie muszę się przejmować, że będziemy tak obrzydliwie zakochani w sobie.

Ani, że ja nie simpuje mu tak mocno, aby być w nim tak obrzydliwie zakochanym, nie?

Hahaha.

Nie, żebym chciał, abyśmy byli w sobie zakochani.

Skąd.

Wcale.

Mommy Pizza step on me.

- DANIEL IDZIESZ? - krzyknął Lulu z holu. Czyli to ten moment kiedy nie mogą utrzymać rąk przy sobie, ale za bardzo się spieszą gdzieś i trzeba wezwać swojego cockblockera. Mnie.

- Idę! - krzyknąłem do niego, wychodząc ze swojego pokoju w elegancki sposób, czyli poprzez piruety zgrabnej baletnicy.

Zanim się obejrzeliśmy byliśmy już na sali, wielu ludzi rozmawiało ze sobą w tych wszystkich eleganckich ubraniach, niektórzy byli ze swoimi rodzicami, niektórzy bez, niektórzy ćwiczyli ze swoimi partnerami poloneza albo tak jak Lulu i Martin, chowali się gdzieś w tłumie i rozmawiali o czymś strasznie żywo.

Mogłeś być też mną, stojącym obok wielkiego tłumu i zastanawiając się czy uciec czy zostać.

Uciec?

Zostać?

Zacząłem stukać stopą o podłogę, gryząc środek policzka.

Przecież Giuseppe nawet nie wie z kim ma tańczyć.

Ale zostawienie go samego byłoby niemiłym i smutnym widokiem.

- Daniel, tak? - zapytał niski, męski głos za mną, który sprawił że całe moje serce w jednej chwili się roztopiło, a nogi zrobiły się jak z waty - To ty czasami do mnie podchodzisz w szkole.

- Co? Ja? Nie, co ty, skąd, pfff, ja? Nie no, po co bym miał - SPANIKOWAŁEM, zakładając ręce na piersi.

- Wiedziałem, że skądś cię kojarzę, ale nie wiedziałem skąd - odparł przystojniak, stając obok mnie, aby przyjrzeć się mi dokładnie. Jednocześnie jego wzrok sprawiał, że czułem się przed nim nagi, ale też jakbym pragnął tylko tego, aby patrzył na mnie - Pięknie wyglądasz.

- Olśniewamy naszymi strojami cały tłum - zażartowałem niezręcznie, uśmiechając się w stronę fioletowowłosego. Mężczyzna zaśmiał się cicho.

- Mogą się kąpać w naszym blasku brokatu.

- Czy ja wiem? Z twoim przystojnym wyglądem i moim urokiem, a do tego tym całym brokatem, nie będę mogli odwrócić od nas wzroku, więc trudno będzie im się nie utopić.

- To po części racja - odparł Giuseppe, opierając dłoń o swoje biodro - Jak się tylko na ciebie patrzy, trudno nie utopić się w twoich "mapach".

- Mapach...? Co? - spojrzałem zdezorientowany na dumnego z siebie pizzamana - Oh. Ty. *Oh.*

- Oh?

- Oh.

- Oohhh - zaśmiał się mężczyzna, do którego poczułem niesamowite przywiązanie.

- Dokładnie, też tak sądzę - zachichotałem cicho - Świetnie dzisiaj wyglądasz.

- Zapizzuje cię swoim urokiem. Znaczy dzisiaj to raczej zabrokatuje, ale mogę też zapizzować.

- ZAPIZZOWAĆ - parsknąłem głośno śmiechem, chowając usta za dłonią - Uważaj, bo cię wsadzę do pizzenia za bycie zbyt zabawnym.

- Pizzenia? Że więzienia z pizzy? - śmiał się razem ze mną mężczyzna moich najśmielszych marzeń - Oh nie, tylko nie pizzenie, panie pizzamanie!

Dusiliśmy się oboje śmiechem, rozbawiając siebie nawzajem przez następne pół godziny. Nawet w trakcie poloneza, nie mogliśmy za długo na siebie patrzeć, bo zaczynaliśmy się śmiać.

I owszem, tańczyliśmy razem przez dużą część studniówki. Patrzyliśmy sobie  w oczy, otulał mnie w talii, nie chcąc abym odsunął się choćby o milimetr od niego, obracał mną, a cały świat się zatrzymywał i skupiał tylko na nim.

Oczywiście, były takie momenty.

Ale moim ulubionym momentem było kiedy byłem z nim w łazience, zdjąłem mu krawat, zbliżając się do niego patrząc mu głęboko w oczy. Serce nawalało mi jak trzeba, bo miałem zrobić coś głupiego.

Szepnąłem mu wtedy ciche "Nie odzyskasz tego krawata" I uciekłem z łazienki, goniony przez mężczyznę.

Tak, to był zdecydowanie mój ulubiony moment studniówki.

Jak tylko mnie dogonił, złapał mnie w talii, podniósł z ziemi i obrócił się wokoło, śmiejąc się i siegając po swój krawat. A ja mówiłem, że mu nie oddam, odsuwając materiał od niego.

Może dlatego też ten moment był najlepszy, bo Giuseppe dodał ciche "no dobrze wygrałeś" i pocałował mnie w nos, w ramach nagrody.

Może dlatego był najlepszy, bo zaprosił mnie na randkę, kiedy usiedliśmy na ławce przed szkołą, a ja bawiłem się jego krawatem w dłoniach.

Może dlatego był najlepszy, bo pierwszy raz patrzył na mnie jak na cud świata.

Albo może dlatego, że to był mój moment z Giuseppe, który nie musiał być pełen pocałunków, aby był magiczny dla mnie?

Nie wiem.

Nie musiałem wiedzieć.

Nie chciałem nawet wiedzieć. Nie kiedy mogłem śmiać się z najgłupszych rzeczy jakie świat widział, nie kiedy uśmiechałem się tak szeroko że policzki mnie bolały, nie kiedy tańczyłem boso na mokrej trawie z nim, nie kiedy oboje nie potrafiliśmy flirtować i w żartach zmienialiśmy słowa, nie kiedy mogłem z nim rozmawiać nawet do samego środka nocy, z dala od wszystkich.

Jednak czasami wystarczy ta jedna osoba do tego, aby uświadomić sobie, że jest tak wiele nieważnych rzeczy, póki ta osoba się uśmiecha.

Póki łapie cię za dłoń.

Póki całuję cię po twarzy, omijając usta, abyś był cierpliwy.

Póki z tobą rozmawia.

Póki idziesz z nią po zimnym chodniku i ulicy bez butów, bez nawet promila alkoholu we krwi, bo okazuje się że jesteście dla siebie tak idealnym połączeniem, że nie potrzebujecie alkoholu, aby dobrze się ze sobą bawić.

Póki ta osoba jest z tobą, zegna cię na progu twojego mieszkania, a ty ją ciągniesz do środka.

Póki siedzicie w piżamach zwierząt, póki oglądacie bajki.

Póki nie liczy się nic oprócz was dwoje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro