bogowie au Linda x Glenn
Linda
- Co to ma być? - zapytałam zniesmaczona, patrząc z niebios na małą pokrakę ludzką, która z trudnością zakładała na swoje piersi ściśle bandaż, którego wcześniej używała na swoich dłoniach. Nędzna istota.
- Urodził się w złym ciele - wyjaśnił ktoś za mną, wskazując na zielonowłosą postać dłonią - Jesteś boginią osób zagubionych, więc pod twoją opieką znajduje się Glenn Nóinín.
- Jakie w nim jest niby zagubienie? Złe ciało, niech się cieszy, że ma ciało - burknęłam, przyglądając się istocie, która ze złamanym sercem patrzyła na siebie w lustrze. Ramionami otaczała swoją klatkę piersiową, stąd byłam w stanie wyczuć jak zagubiona się czuje, jak strasznie nie wie czy to dobrze, że czuje się lepiej bez piersi, że nie czuje się jak przypisana od urodzenia płeć. Istota była zagubiona. Okrutnie zagubiona.
Istota zdjęła z klatki piersiowej bandaż i nałożyła go ponownie na swoje poranione nadgarstki. Coś cicho mamrotała pod nosem, w jej oczach ujawniały się łzy. Szkoda było mi tej istoty. Jej zagubienie było z pewnością większe niż innych istot na tej śmiechu wartej Ziemi.
- Jesteś jego opiekunką, twoim obowiązkiem jest pomóc mu odnaleźć drogę - powiedział Bóg za mną, patrząc na mnie swoimi nieistniejącymi oczami - Uzgadniałem to z radą.
- Ja pierdolę - wywróciłam oczami i założyłam ramiona na piersi, patrząc na poświatę przede mną - I na jaki jakże genialny pomysł wpadliście?
- Więc-
- Nie - odpowiedziałam zanim Bóg był w stanie powiedzieć jaki ma wobec mnie plan. Wszystko co się zaczyna od "Uzgadniałem to z radą" jest równe "potrzymaj mi piwo" tylko jest bez alkoholu i bez zabawy.
- Nawet nie wiesz-
- Wiem i mogę od razu powiedzieć co o tym myślę. Chuj wam w dupę. Jeżeli w ogóle taką posiadacie.
- Linda - warknął Bóg przede mną, mierząc mnie nieistniejącym wzrokiem. Ciekawe czy o jego penisie mogę powiedzieć to samo? - Zejdziesz tam czy tego chcesz czy nie i pomożesz się odnaleźć Glennowi. Jego zagubienie przytłacza innych, jest zbyt wielkie i przeszkadza w pracy innych.
- A co JA mam z tym niby zrobić? Jest zagubiony, urodził się w złym ciele, pierdu pierdu, co mam mu ciało zmienić? Nie na tym polega moja rola.
- Twoja rola polega na tym, aby istoty odnalazły drogę z zagubienia - wyjaśnił Bóg, łapiąc mnie za kark jak psa - Powodzenia - powiedział, wyrzucając mnie z chmur prosto na Ziemię.
Leciałam, leciałam.
Motylem jestem, jak nie wierzysz to sprawdź narkotestem.
Skrzydlate ręce.
Coś tam.
Chuj w każdym razie, moja nieśmiertelna forma poszła się jebać w trakcie upadku.
Znaczy, nie mogłam umrzeć. To jest plus. Upadłam na ziemię jak ten piękny anioł z nieba.
Jednak zrobiłam to w taki sposób, że pięknie to na pewno nie wyglądało. Powiedzmy, że ziemia jest słaba w smaku.
Wyszłam ze zrobionego przez własny upadek dołu w ziemi, mając nadzieję że nikt tego nie zauważył. Albo nie, niech patrzą. Chcę być w wiadomościach. Będzie coś się przynajmniej działo.
Na moje szczęście w nieszczęściu wylądowałam niedaleko domu mojej ofiary, znaczy podopiecznego, który najwyraźniej gdzieś miał że Bogini spadła właśnie z nieba obok jego domu na środku niczego.
Tak, typowa środa, prawda?
Dobra, plan. Jakiś plan.
Nie no, pojebało mnie? Jaki plan. Spontan!
Zapukałam do drzwi istotki, którą widziałam z nieba. Glenn krzątał się jakiś czas w swoim domu, a po dwóch minutach otworzył mi drzwi. Wysoki, zielonowłosy człowiek patrzył na mnie ze zdziwioną miną.
- Wprowadziłam się tu niedaleko - zaczęłam mówić, rozglądając się po... W sumie samych polach. Gdzie ja mogłam się wprowadzić? Na drzewie mieszkam?
Glenn patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Mieszkam pod ziemią - genialne Linda - Tak, pod ziemią. Chciałam poznać swoich sąsiadów.
- Mieszkasz pod ziemią - powtórzył Glenn, patrząc na mnie z niedowierzaniem - Jasne - wywrócił oczami - Czego chcesz?
- Poznać się - burknęłam do istoty, starając się znaleźć kieszenie w swoim nietypowym dla człowieka ubraniu - Czy cokolwiek ludzie robią w takich sytuacjach.
Glenn zaczął się śmiać. Jego śmiech wprawiał mnie w dziwne uczucie. Cały żołądek się mi obracał i zaciskał, symulując odruch wymiotny. Ta, jego śmiech sprawiał, że chciało mi się wymiotować.
- Nie obchodzi mnie czy chcesz tego czy nie, poznamy się i zaprzyjaźnimy. Jestem Linda.
- Glenn - przedstawił się przez śmiech człowiek przepuszczając mnie w drzwiach - Wejdź dziwaczko, zobaczymy kto tu kogo pozna.
Nie, że coś, ale uznałam to za wyzwanie.
- Tak się z tobą zaprzyjaźnię, że ci uszami wyjdzie nasza przyjaźń.
- Tak mnie zagadasz, że cię polubię? Zobaczymy, jestem pewien że to Ty mnie pierwsza polubisz.
- Słuchaj no dzieciaku - pogroziłam palcem istocie - Jeśli ktoś ma się tu polubić to tylko Ty mnie, bo będę świetna przyjaciółką, która będzie cię wspierać.
- Z pewnością tak będzie - wywrócił oczami, zakładając ramiona na swojej piersi. Po chwili jednak szybko opadły, w strasznie niezręczny sposób, jakby uświadomił sobie, że jego piersi istnieją.
Tak się zaczęła moja relacja z Glennem. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dość specyficzny, głupi sposób. A ja takim ktosiom od razu bym powiedziała, aby trzymali się swojej części życia i mieli wyjebane w moją tak jak ja w ich.
Jako Bogini bardzo trudno było mi się przystosować do życia ludzkiego. Trwało TAK DŁUGO. Ludzie dużo jedli, połowę doby spali, a resztę martwili się o tak głupie rzeczy jak "czy ona mnie polubi" "czy wystarczy mi pieniędzy" "czy będę szczęśliwy".
Glenn był jednak inny.
Jego główną troską było to czy ludzie zauważa w nim kogoś kim się czuje niż wygląda.
Był zagubiony.
Nie wiedział czy to dobrze, że nie czuje się kobietą, nie wiedział czy to dobrze, że kiedy zwraca się do niego jak do mężczyzny zaczyna czuć się bardziej komfortowo, czy to dobrze że nigdy nie czuł się kobietą.
Obawiał się najbardziej tego, że odnajdzie prawdę.
A ja stałam u jego boku i patrzyłam na ten cyrk, jedząc popcorn, bo okazuje się że jest naprawdę dobry.
- Linda muszę Ci coś wyznać - powiedział po czterech miesiącach mojej znajomości. Siedziałam na jego kanapie, z nogą na nogę, wkładając dłoń do miski z serowym popcornem.
- Wcześnie na wyznania miłosne - zauważyłam, wzruszając ramionami - Gadaj.
- Nie jestem mężczyzną. Biologicznie - zaczął mówić, chodząc przede mną nerwowo - Nie wiem jak to wyjaśnić. Wiem, że zawsze mówiłaś do mnie jak do mężczyzny i naprawdę mi się to podoba, ale-
- Ok - odpowiedziałam, wsadzając do ust garść popcornu - Jesteś kobietą, czujesz się jak mężczyzna i? Co ja, mam Ci zajrzeć w spodnie, aby się upewnić że jesteś mężczyzną? Możesz się czuć nawet tosterem jeśli chcesz.
- Nie... Nie przeszkadza Ci to? - zapytał dość zdezorientowany. Stanął dosłownie w miejscu, zagubiony w oczach. Pewnie się chłop przygotowywał całą noc, aby to wyznać, cały monolog sobie przygotował. Lol.
- Dosłownie chuj mnie to - wzruszyłam ramionami, odstawiając miskę z popcornem na stolik kawowy - Mam Ci to wyjaśnić? Siadaj.
- Co ty mi niby chcesz wyjaśniać? Ty? - spojrzenie Glenna mówiło więcej niż tysiąc słów. Nawet trudno mi je opisać.
Ale usiadł grzecznie jak piesek tuż obok mnie, najwyraźniej ciekaw o co mi chodzi.
- Nigdy się nie całowałam z kobietą - zaczęłam mówić, wycierając dłonie o spodnie, a następnie kładąc je na policzkach chłopaka - Jedynie z mężczyznami i nie mam zamiaru tego zmienić - mówiłam dalej, patrząc w ślicznie żółte oczy.
- To chyba najgorszy sposób na zaoferowanie pocałunku.
- Spierdalaj - wywróciłam oczami, zbliżając się do niego - I daj mi robić swoje.
- Chcesz mi przez to udowodnić, że jestem mężczyzną? - zapytał ciszej Glenn, kiedy nasze usta były od siebie oddzielone tylko milimetrami.
- Chcę Ci udowodnić, że jesteś dla mnie mężczyzną i to nic złego - wyszeptałam, ocierając wargami o usta chłopaka.
To Glenn złączył nasze usta ze sobą.
To Glenn pogłębił nasz pocałunek.
To Glenn splótł nasze dłonie razem.
To Glenn sprawił, że zabrakło mi tchu w piersiach.
To Glenn sprawił, że kręciło mi się w głowie od samego pocałunku.
To Glenn odkleił się pierwszy.
To Glenna śmiech uderzył o moje uszy.
To przez Glenna nie mogłam się ruszyć.
- Dzięki Linda - dobiegł mnie jego głos - To było... To jest naprawdę dla mnie ważne, że tak myślisz.
- Ta.. Tak tak. Jasne - powiedziałam, mrugając kilka razy powiekami - Nie ma sprawy.
- Wygrałem? - zapytał chłopak, opierając łokieć o oparcie kanapy.
- Zjebałeś się, a nie wygrałeś - warknęłam na niego, szybko wracając do swoich zmysłów. Pokazałam mu środkowy palec, na co ten głośno się zaśmiał i odwzajemnił gest.
W moim wnętrzu czułam rosnące przyjemnie ciepłe światło.
Oznakę, że ktoś odnalazł swoją drogę.
Ktoś wyszedł ze stanu zagubienia.
Glenn się odnalazł.
Spojrzałam na zielonowłosego, wiedząc co to dla mnie oznacza. Wzięłam głęboki wdech i złapałam chłopaka za dłoń.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie - zaczęłam mówić, ignorując zupełnie kierowane w moją stronę pytanie - Pewnie się już nigdy więcej nie spotkamy, moje zadanie zostało tutaj zakończone, ale chcę abyś wiedział że zawsze będziesz w moim sercu.
- O czym ty teraz-
- Nie przerywaj mi kurwa - warknęłam na mężczyznę, zaciskając dłoń na jego nadgarstku - Zabrzmi to strasznie, ale nie należę do tego świata. Miałam pomóc odnaleźć ci drogę, wyciągnąć cię ze stanu zagubienia, ale nie spodziewałam się, że w trakcie się w tobie zakocham, dlatego jest to dla mnie trudne, rozumiesz? - zapytałam, czując jak gorące ciepło wypełnia powoli całą moją klatkę piersiową, niszcząc śmiertelne narządy.
- Linda-
- Pierdol się Glenn za to, że dałeś mi się w tobie zakochać. Pierdol się, rozumiesz? - dodałam, czując jak mój głos się załamuje pod ciężarem łez - Nienawidzę cię kochać.
- Linda-
- DAJ MI DOKOŃCZYĆ - krzyknęłam na mężczyznę, patrząc w jego żółte oczy ten ostatni raz - Nie zobaczymy się już pewnie więcej, bo musze wrócić do domu. Do siebie. Kocham cię i chce abyś to pamiętał. Te pół roku z tobą było jak moje własne niebo, bo jesteś dla mnie niebem Glenn. Nie ważne jak oklepanie to brzmi, ko-
Glenn pocałował mnie jeszcze raz, zamykając natłok słów i łez, które spływały po moich policzkach.
Założyłam ramiona wokół jego szyi odwzajemniając ten ostatni raz, ostatni pocałunek.
Więcej słów nie było potrzeba.
Światło w mojej klatce piersiowej przechodziło na ciało, niszcząc je doszczętnie. Błyszczałam boskim światłem, unosząc się ku górze, w stronę swojego prawdziwego domu.
Nasze usta zostały od siebie odklejone w tak brutalny sposób.
- Linda-
- Nie kończ - powiedziałam mężczyźnie, uśmiechając się delikatnie - Po prostu mnie pamiętaj.
Niedługo potem znalazłam się w niebie, w otoczeniu bogów i nudnych nieśmiertelnych istot.
Następne kilka ludzkich tygodni, spędziłam patrząc z nieba na to jak radzi sobie Glenn. Patrzyłam na niego, czując jak moje serce się łamie, jak za każdym razem czuje spływające łzy po moich policzkach kiedy on robi sobie krzywdę, jak jestem z niego dumna, że radzi sobie z byciem osobą transseksualną.
Jak czuję się zagubiona we własnych uczuciach. Byłam jednocześnie tak szczęśliwa, mogąc go kochać, a z drugiej strony tak zrozpaczona będąc tak daleko od niego.
Nie byłam sobą.
- Bogini zagubienia zagubiona? - zapytał mnie pewnego dnia Bóg, kiedy siedziałam obok otworu w chmurach, patrząc na mojego człowieka.
- Co ciebie to interesuje? - warknęłam na istotę, nie zwracając w jej stronę wzroku. Patrzyłam jak zielonowłosy człowiek na ziemi umawia się w tej chwili na operację zmiany płci i czułam wielką dumę, wiedząc że to kolejny krok w jego trudnej ścieżce.
- Linda...
- Nie kończ - zacisnęłam usta, czując jak kolejne łzy spływają po moich policzkach, patrząc jak Glenn nakłada bandaże na swoje nadgarstki - Wiem. Zakochałam się, zniszczyłam wasz wielki pakt czy chuj wie co wy tam macie, mogę cierpieć, daj mi spokój.
- Ustaliliśmy z radą...
- Chuj mnie to obchodzi. Naprawdę, daj mi spokój.
- Że-
- Nie rozumiesz słów "daj mi spokój"? Idź stąd.
- Że możesz wrócić do swojego człowieka - dokończył w końcu Bóg, patrząc pusto w stronę mojego człowieka, a później na mnie - Miłość to niepojęta przez jednostki nieśmiertelne rzecz, której doświadczyłaś i się z nią borykasz. Chcemy ulżyć Ci w bólu i wysyłamy cię do świata śmiertelników na czas nieokreślony, abyś mogła być u boku swojego śmiertelnika.
- Daj mi- Czekaj, co? - zapytałam zdziwiona, patrząc w końcu na Boga - Mogę do niego wrócić?
- Jeśli tylko uznasz, że tego właśnie pragniesz.
- Pragnę! Boże, dziękuję! - krzyknęłam do Boga, szybko wstając na równe nogi - To nara szmaciarze, jebcie się wszyscy, IDĘ DO CIEBIE GLENN! - wzięłam rozbieg i skoczyłam do dziury w chmurach.
Znowu spadałam.
Znowu moje ciało stawało się śmiertelne.
Tym razem jednak śmiałam się jak głupia, a kiedy wylądowałam na ziemi... Cholera, w życiu tak szybko nie biegłam. W życiu nie wparowałam tak szybko gdziekolwiek.
W życiu tak szybko nie znalazłam się w czyichś ramionach.
W życiu nie płakałam ze szczęścia.
W życiu nie myślałam, że widząc twarz Glenna w takim szoku będę tak szczęśliwa.
W życiu nie myślałam, że będę tęsknić za czyimś ciepłem, za czyimiś ustami, za czyimiś docinkami tak bardzo jak teraz.
- Linda ty...
- Wróciłam! Na zawsze już wróciłam, wróciłam - powtarzałam, kładąc dłonie na policzkach Glenna - Już wróciłam, wróciłam.
- Tęskniłem za tobą - wyszeptał chłopak, uśmiechając się w moją stronę - Kocham cię.
"Kocham cię"
"Kocham cię"
"Kocham cię"
"Kochamciękochamciękochamcię"
Nigdy nie byłam bardziej uzależniona niż od tych dwóch słów wypowiadanych przez Glenna.
Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwsza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro