Anioły
Zajęłam z tym III miejsce w konkursie... myślę, że wam się spodoba, napiszcie w komie. A i jak możecie zauważyć na górze jest audiobook do tego, który nagrywałam wczoraj (na dole obsada), przepraszam was za potknięcia w trakcie nagrywania, ale... nie mam żadnego programu do sklejania i nagrywałam to na raz. I tak, to jest mój głos. Miłego czytania:
„Ludzie bowiem to anioły bez skrzydeł i to jest właśnie takie piękne - urodzić się bez skrzydeł i wyhodować je sobie."
„...Po zakończeniu III wojny światowej ludzkość prawie przestała istnieć. Przeżyli jedynie ci, którzy skryli się w podziemiach. Było ich około 1000 na całym świecie, w tym paru naukowców. Ludzie chcieli zapobiec podobnym zdarzeniom, więc zbudowali roboty na wzór siebie, które miały ich chronić. Z roku na rok roboty stawały się coraz doskonalsze, aż w końcu zaczęły wyrażać uczucia. Ostatecznie każdy człowiek otrzymał jednego robota-anioła, który miał go chronić. Naukowcy jednak nie przestali ich udoskonalać. Udało im się stworzyć połączenie pomiędzy człowiekiem a aniołem, to znaczy: charakter anioła kształtował się wraz z charakterem człowieka..."
- Sans, czy ja naprawdę muszę uczyć się tej nudnej historii? - spytałam.
- Nie, nie musisz. No chyba, że chcesz zdać. - powiedział, uśmiechając się złośliwie.
Westchnęłam. Sans czasami jest niemożliwy, potrafi stroić sobie żarty ze wszystkiego. On jest moim aniołem i niestety, gdzie ja, tam i on.
- Ale w czym historia pomoże, kiedy będę walczyć ze zbuntowanymi aniołami?
- W niczym. To jest tak zwana „wiedza bezużyteczna". A teraz powiedz mi, na czym polega bunt aniołów?
- „Bunt aniołów polega na połączeniu neuronowym pomiędzy złym człowiekiem a aniołem. Po śmierci człowieka anioł dołącza do grupy buntowniczej i krzywdzi wszystko, co żyje."
- Ho ho ho, a to, to umiesz!
- Bo to przydatne wiadomości. - posłałam mu złośliwy uśmieszek.
- Chodź spać, Nita, już późno.
Wzięłam ręcznik i poszłam do łazienki. Podeszłam do zlewu, nad którym wisiało duże owalne lustro. Spojrzałam na swoje odbicie, zobaczyłam w nim moją twarz, zaspane, zielone oczy, rude, długie włosy opadające na ramiona i brązowe piegi rozsiane gęsto na nosie i policzkach. Wzięłam prysznic, przebrałam się w niebieską piżamę z nietoperzem i wróciłam do Sansa.
- Masz wolne. Jak chcesz, to wchodź.
- Dobra.
Anioł zniknął za drzwiami, a ja weszłam pod kołdrę. Myślałam nad testem z historii, który jutro miałam zaliczyć, ale nie trwało to długo, bo po chwili zasnęłam.
- Wstawaj... wstawaj leniuchu. - usłyszałam znajomy mi głos.
- Mamo, nie chcę iść do szkoły.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem twoją mamą?! Co rano ta sama historia!!! Ja nawet nie jestem dziewczyną! - teraz wyraźnie słyszałam głos Sansa, który mnie do końca wybudził.
- Nie? A wyglądasz!
Chłopak zrobił minę obrażonego dziecka. Podeszłam do niego od tyłu i naskoczyłam mu na plecy.
- No już, nie złość się. - poczochrałam go po głowie, rozwalając mu przy tym fryzurę.
Sans uśmiechnął się do mnie przyjacielsko. Zeszłam z jego pleców i ubrałam się. Wzięłam torbę z książkami, złapałam go za przedramię i pociągnęłam w stronę wyjścia. Zdążyłam na test. Usiadłam w jednej z ostatnich ławek. Sans czekał za drzwiami, tak samo, jak inne anioły. Test trwał godzinę, potem kolejną godzinę czekaliśmy na wyniki. F45 (android) podał mi kopertę z moim wynikiem. Otworzyłam ją i...
- Zdałam!!! - krzyknęłam wprost do ucha Sansa.
Przytulił mnie i czule pogłaskał...
Pięć lat później.
Przez te pięć lat naprawdę wiele się zmieniło, między innymi spełniłam swoje marzenie. Zostałam nie tylko członkiem straży, ale i jej kapitanem. Ostatnimi czasy zbuntowane anioły nie dają nam spokoju. Bawią się z nami w „kotka i myszkę", a najgorsze w tym wszystkim jest to, że to my jesteśmy „myszką". Powoli zaczyna nam brakować żołnierzy. Dużo ludzi zostało bez aniołów i dużo aniołów zostało bez ludzi. Ponoć anioły miały zapobiec IV wojnie, ale temu nie zapobiegają, one ją wkrótce wywołają.
- Słuchać mnie, żołnierze, bo nie powtórzę. No chyba, że będę do tego zmuszona. Mniejsza... Zbuntowane anioły przemieszczają się coraz bardziej w głąb lądu. Sądzę, że chcą położyć łapska na: A) kontrolerze aniołów, B) dotrzeć od naukowców. Musimy temu zapobiec. Szwadron A zablokuje im drogę, szwadron B rozdzieli się na dwie grupy: jedna otoczy ich od zachodu, a druga od wschodu. Ja z C uniemożliwimy im odwrót. Zrozumiano?
- Tak, kapitanie. - żołnierze odpowiedzieli mi chórem.
- To w drogę.
- Chodź, Nita! - krzyknął Sans, czekając już w latającym aucie.
Wsiadłam od strony kierowcy, zapięłam pasy i nacisnęłam przycisk aktywujący skrzydła i silnik.
- Dobra, jedziemy. - złapałam mocno stery i ruszyłam.
- Chyba lecimy.
- Mniejsza. - dodałam gazu.
- Ty nas pozabijasz!!! - krzyczał przerażony Sans.
- Żyje się w końcu tylko raz. - uśmiechnęłam się doń złośliwie.
W mgnieniu oka byliśmy na miejscu. Wylądowałam niedaleko wojsk buntowników. Widać było ich w oddali.
- Ruszamy. - rzekłam.
Powoli zaczęliśmy podążać za nimi. Po około dziesięciu minutach zobaczyliśmy nasze wojska, które zaatakowały anioły.
- No co tak stoicie? Idziemy bronić Ziemi, a nie na herbatkę!
Po tym jakże motywującym okrzyku wbiegliśmy w sam środek walki. Na szczęście to były anioły-szermierze, które dość łatwo pokonać. Wyjęłam swoją katanę i zaczęła się walka. Szło mi dosyć dobrze, gdy nagle zauważyłam uciekającego posłańca. Ruszyłam za nim w pogoń. Przebiegłam tak około stu metrów, kiedy go dorwałam. Wyciągnął miecz i zamachnął się. Na szczęście zablokowałam atak i odepchnęłam go. Zobaczyłam, że przez przypadek zrobiłam mu nacięcie na piersi, z którego teraz wystawały kable. Było widać też trochę metalowego szkieletu. Anioł podbiegł do mnie i uderzył mnie pięścią w twarz tak, że pociekła mi krew z nosa.
Perspektywa Sansa
Walka toczyła się bardzo dynamicznie, w pewnym momencie straciłem z oczu Nitę. Nie przejmowałem się tym... do czasu. Po paru minutach zobaczyłem ją walczącą z posłańcem. Jednak nie to było najgorsze. Od tyłu zbliżał się do niej żołnierz. Widziałem, jak się zamachnął i...
- Nieee!!!
Użyłem swojej mocy teleportacji, którą otrzymałem niedawno. Zakryłem Nitę swoim ciałem. Poczułem ból, wiedziałem, że ginę, ale wiedziałem też, że ona musi żyć.
Perspektywa Nity
Usłyszałam dość głośne westchnienie za swoimi plecami. Potraktowałam posłańca z łokcia, aż zemdlał i odwróciłam się. Zobaczyłam Sansa leżącego na ziemi zranionego przez ostrze miecza. Nad nim stał żołnierz. Czułam psychiczny ból. Coś rozrywało mnie od środka, w moich oczach pojawiły się łzy. Wzięłam głęboki wdech, a moje ręce zacisnęły się mocniej na rękojeści katany. Spojrzałam na anioła zimnym wzrokiem.
- Nie będzie litości. - wycedziłam przez zęby.
Rzuciłam się na niego. Atakowałam szybko i celnie. Anioł ledwie się bronił. W końcu wytrąciłam mu miecz z ręki, powaliłam na ziemię i kiedy miałam pomścić Sansa, usłyszałam:
- Nie...
Znałam ten głos; to był głos mojego przyjaciela. Wtedy się opamiętałam.
- Żyj i daj żyć innym. - warknęłam.
Przeciwnik wycofał się, a ja podbiegłam do mojego przyjaciela.
- Sans, Sans, proszę cię, nie odchodź. Nie zostawiaj mnie. Proszę... - z moich oczu pociekły łzy. - Jesteś moim jedynym przyjacielem. Komiku... zostań ze mną. Kto teraz będzie mi opowiadał suchary?
- Nie płacz, będę z tobą, o tutaj. - Otarł moje łzy i położył mi rękę na sercu. - Dopóki będziesz o mnie pamiętać. - Uśmiechnął się smutno. - No już, rozchmurz się, nic się nie stało. To nie koniec świata... - Jego głowa bezwładnie zsunęła się z moich kolan.
Mój „brat" odszedł. Technologia, która została zastosowana przy tworzeniu aniołów, ma jedną wadę: kiedy ciało robota niszczy się, jego płytka pamięci ulega destrukcji. Nawet gdyby naprawiło się ciało, Sans nie powróciłby.
Minęło trochę czasu od śmierci Sansa; przez to wydarzenie trochę opuściłam się w walce. Ciągle myślę o nim, kiedy go ostatni raz widziałam. I w głowie nadal dźwięczą mi te cztery słowa: „To nie koniec świata.". On od zawsze miał optymistyczne nastawienie do wszystkiego. Jak widać, zachował je do samego końca.
- Dzisiaj czeka nas kolejna bitwa z buntownikami. Taktyka, którą ostatnio zastosowaliśmy, była skuteczna, więc i tym razem zrobimy podobnie. Oni spodziewają się pewnie, że ją zmienimy, ale nie. A teraz ruszajmy.
Wsiedliśmy do jednego z wojskowych aut. Tym razem prowadziła Jess, która jest dowódcą szwadronu B. Po chwili byliśmy już na miejscu. Wyszłam z T120 i wyjęłam swoją katanę. Rozpoczęła się kolejna bitwa. W powietrze wzbiły się tumany kurzu, na gołej ziemi mój wzrok napotykał co jakiś czas wybite zęby. Nagle zobaczyłam dziecko. Małą dziewczynkę wśród tłumu, nad którą stał anioł. Podeszłam go od tyłu, złapałam za kark i pociągnęłam, wytrącając z równowagi. Okazało się, że to ten sam anioł, któremu darowałam życie.
- Jak ci nie wstyd dręczyć małe dzieci! - wrzasnęłam na niego. - A teraz wypad stąd, bo jak cię jeszcze raz zobaczę, to pożałujesz, że mnie spotkałeś!!!
Wstał i zniknął za najbliższym budynkiem. Podeszłam do dziewczynki. Widać było, że jest przestraszona.
- Już nie bój się, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Gdzie masz mamę?
- Nie wiem.
- Ukryj się, tu jest niebezpiecznie. Aaaaa! - krzyknęłam.
Poczułam ból. Spojrzałam w dół, zobaczyłam miecz przebijający mnie od tyłu. Obróciłam głowę. Stał tam ten sam anioł, którego tyle razy spotykałam. Stał i uśmiechał się złośliwie. Spojrzałam jeszcze raz na dziewczynkę.
- Uciekaj. - wydusiłam.
Dziecko zerwało się i pobiegło... W sumie nie wiem, gdzie, bo zrobiło mi się czarno. Upadłam na ziemię. Czułam, że koniec jest blisko. Zobaczyłam całe swoje życie przed oczami: Sansa, rodzinę, zdawanie testu z historii... Mimowolnie się uśmiechnęłam. W ciągu życia popełniłam wiele błędów. Nie byłam idealna, ale też nie mogę powiedzieć, że byłam zła. Walczyłam o pokój, niestety, poległam w boju. Czy czegoś żałuję? Myślę, że nie, każde moje potknięcie to rada, którą w przyszłości wykorzystałam lub nie. Teraz wiem, że wyhodowałam sobie zarówno „skrzydła", jak i „rogi". Nikt nie jest idealny, mam jedynie nadzieję, że znów zapanuje pokój...
Tak, tu jest nawiązanie do jednej z moich ulubionych gier: "Undertale", zapraszam was również na mojego bloga: okopowiadania.blogspot.com, tam znajdziecie więcej mioch opowiadań, a teraz
Obsada:
Sans - mój tata
bezimienna dziewczynka - moja siostra Mersi
Nita - Ja, autorka (Kitabu)
Jeszcze na koniec pragnę wam powiedzieć, że pisałam to płacząc... wyszło to takie dosyć smutne dlatego, że w tle leciała mi piosenka "Don't go" zobaczcie sobie ją. Więc to by było na tyle, do przeczytania, bajo.
Zapraszam was również do obczajenia "Jeszcze jeden dzień"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro