"Diamenty"
- Nancy, nie daj się prosić, no!
Siedzieliśmy w opuszczonej strzelnicy, którą kiedyś odkrył mój przyjaciel, już dobrą godzinę, a ci debile od 20 minut próbują namówić mnie na wzięcie jakichś tabsów. 'Diament', matko, co za durna nazwa! Sky, Eddie, Austin no i Laura. Skąd oni zawsze biorą takie tępe pomysły? Czasami rzeczywiście zachowują się jak dzieci, mimo tego, że już dawno skończyli 18 lat.
- Ostatni raz, no weź! Wiesz, że przestaniesz w końcu o nim myśleć, hm?
Cholera. Wiedział, że tym argumentem może mnie przekonać. Wiedział. Wiedział, że nie chciałam, żeby ktokolwiek mówił o nim przy mnie. Wiedział, jak on na mnie działa.
Kim był ten on? O kogo chodzi? Kto skrzywdził mnie tak, że nie chciałam go znać? Kto był takim jebanym chujem, żeby pobić do nieprzytomności kobietę, którą rzekomo 'kocha', a późnej ją zgwałcić?
Oczywiście chodziło o mojego byłego, Toma. Kochałam go, zaufałam mu, wybaczyłam zdradę, a później dałam się pobić i zgwałcić. Cholera, miałam o nim nie myśleć, a znowu to robię... Jak tak dalej pójdzie, to może mu znowu wybacze? Ha! Po moim trupie, cholerny idioto.
- Halo? Ziemia do Nancy, nie myśl tyle i bierz to, do kurwy nędzy! Ciesz się, że nie musisz płacić, dostałem od kumpla parę sztuk do spróbowania za darmo, a ty się nad czymś zastanawiasz!
- Dobrze wiesz, że wtedy miał być ostatni raz...
'Kumpel' Eddiego był dilerem, wiec Eddie czasami dostawał coś na przetestowanie. Oczywiście od razu spotykał się z nami i braliśmy to gówno. Oczywiście zawsze był ten ostatni raz.
- Naaancy, zawsze musisz tak matkować? Psujesz dobry humor, a później i tak mówisz, że "było warto!" Zresztą nie...
- Skończ! Zachowujecie się jak jacyś gówniarze, a ja już mam dosyć! Imprezy co tydzień, ćpanie w tych chorych miejscówkach! Koniec, mam to w dupie! Radzcie sobie sami, ja się w to nie mieszam!
- Nie to nie, twoja strata!
To było ostatnie, co do mnie powiedział. Do tej pory obwiniam się o to wszystko. Dlaczego tylko stamtąd wyszłam? Dlaczego ich nie powstrzymałam przed wzięciem tego cholerstwa? Dlaczego, do cholery nie mogłam im pomóc, zabrać tych tabsów, dlaczego nie mogłam zrobić czegokolwiek?!
Chciałabym, aby naszą ostatnią rozmową nie była kłótnia. Chciałabym z nim normalnie porozmawiać, żeby wiedział, że zależało mi na nim, że się o niego martwiłam. W głębi duszy mam cichą nadzieję, że jednak o tym wiedział.
Dlaczego nie mogłam normalnie się z nim pożegnać? Dlaczego to wszystko się tak potoczyło?
Dlatego, że wtedy wyszłam, zostawiając ich tam z 'Diamentami'.
Można by powiedzieć, że zabiły go kamienie szlachetne. Właśnie, można by. Ale prawda była taka, że zabiła go moja głupota, jego głupota i głupota nas wszystkich. Zabiły go narkotyki i my wszyscy.
Minął już tydzień. Tydzień od pogrzebu mojego przyjaciela. Nie było jego rodziców. Nie mogło ich być. Ponieważ ich także zabiły narkotyki. Tak, a ich syn popełnił ten sam błąd. Wciągnął się w to gówno, wiedząc jak skończy.
"Po prostu muszę odreagować po ciężkich egzaminach."
"Miałem ciężki dzień, tylko trochę się odstresuje."
"Dzisiaj jest impreza, trzeba się dobrze bawić, nie?"
Te wszystkie tłumaczenia, wymówki, powody dla których weźmie tylko trochę, żeby było lepiej. Dlaczego zauważyłam to dopiero po tym wszystkim? Przecież mogłabym mu pomóc z nałogiem. Razem byśmy sobie jakoś poradzili. Wszystko mogłoby być inaczej, gdyby nie to, że wyszłam wtedy z tej jebanej strzelnicy. Gdyby nie to, jakieś dzieciaki nie znalazłyby go martwego tam w środku. Gdyby nie to...
- Nan, znowu myślisz o Eddie'm? Mówiłem ci, to nie była twoja wina, mała. Nie mogłaś nic zrobić...
Marco był moim chłopakiem już pół roku. Znał trochę Eddie'go, ale nie wiedział, że coś bierzemy. Może gdyby wiedział, byłoby lepiej, inaczej..?
- Właśnie że mogłam, Marco. Gdybym zauważyła to wcześniej, od razu poszłabym z nim na terapię i...
- Shh, uspokój się już, mała. - chłopak przyciągnął mnie do siebie, wcześniej ocierając delikatnie ręką łzy z mojej twarzy. Poczułam jego zapach perfum zmieszany z jego zapachem. To zawsze mnie uspokajało. Czarnowłosy jeździł dłonią po moich plecach w górę i w dół.
- Połóż się i spróbuj zasnąć. Może trochę się uspokoisz, hmm?
- Mhm, okej... - chłopak pocałował mnie w czoło i przykrył grubym kocem.
- Dobranoc skarbie.
Zasypiałam z nadzieją, że może już się nie obudzę, może wtedy spotkam Eddie'go i za wszystko go przeprosze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro