Hyakkimaru ♦
❗Na wstępie chce powiedzieć, że oglądałam to anime naprawdę dawno temu i wydarzenia w rozdziale nie będą pokrywać się z tymi przedstawionymi w odcinkach❗
-[T.I]? -młoda dziewczyna od razu przerwała swoją pracę, przemierzając w pośpiechu niemal całe domostwo.
-Szybko dzisiaj wróciłeś. -zauważyła, wycierając dłonie w swój fartuch- To przez zimno? Długo go nie odczuwałeś, więc teraz musi ci mocno doskwierać, tym bardziej, że to naprawdę ciężka zima. -ciągnęła, pocierając palcami, zimne policzki partnera.
-Trochę, ale lepiej żebym poszedł ja, niż gdybyś miała to być ty. -odparł, ocierając się o poranione palce [np.brunetki].
Dziewczyna zaśmiała się, poruszona dobrocią swojego kochanka. Kiedy kilka miesięcy wcześniej pojawił się w jej aptece w towarzystwie małego dziecka, nie sądziła, że rozwinie się to w ten sposób. Chcąc nie chcąc, została wplątana w coś znacznie większego, niż z początku jej się wydawało. Historia o wyrodnym ojcu, który poświęcił swoje dziecko i o skazanym na śmierć chłopcu, który dzięki pomocy dobrych ludzi i własnej chęci życia, odzyskiwał to co zostało mu zabrane. Wcześniej młoda medyczka nie myślała nawet, że możliwe jest poświęcenie swojego dziecka w tak okrutny sposób. Wszak chłopak nie stracił życia, ale jednak został pozbawiony wszystkiego. Było jej trochę żal ludzi, którzy z dnia na dzień stracili tak wiele, ale uważała, że Hyakkimaru nie jest temu winny. On odebrał tylko to co od zawsze było jego.
-Faktycznie... Ciężka praca nie jest wskazana dla kobiet w moim stanie. -mruknęła, mimowolnie gładząc się po brzuchu.
Ciemne tęczówki również skupiły się na tej części ciała kobiety, a znacznie większa dłoń jakby odruchowo ułożyła się na zaokrąglonym brzuszku. Mężczyzna, który jeszcze do niedawna nie posiadał emocji, teraz mierzył się z całą ich gamą. Jednocześnie odczuwał zmartwienie i szczęście. Bał się o to jak [T.I] zniesie poród, jednocześnie będąc jej wdzięcznym za noszenie jego potomka. Obawiał się czy będzie dobrym ojcem, wszak sam nie miał wzoru, który mógłby naśladować, nie wiedział jak powinno się zajmować dzieckiem, ale chciał dać z siebie wszystko, by uszczęśliwić ich oboje.
-Zdarzyło się dziś coś niepokojącego. -spytał, prowadząc kobietę w stronę najcieplejszego pomieszczenia.
Ta zmarszczyła brwi, analizując od nowa cały swój dzień i doszła do wniosku, że nie doszło do niczego nadzwyczajnego. Zwykły dzień z życia całkiem uzdolnionej, ciężarnej kobiety, parającej się zielarstwem.
-Raczej nie. Czułam się całkiem dobrze przez cały dzień, chwilę po twoim wyjściu odwiedziła mnie babcia Su. Dała mi trochę mochi, swoją drogą zostawiłam ci dwa. -wskazała dłonią na pakunek, leżący na szafce- Później przyszedł pan Kimetsu. Jego syn jak zwykle o tej porze roku się rozchorował... -westchnęła, rozczarowana postawą niewiele młodszego chłopaka- Kupił kilka lekarstw, zamieniliśmy kilka zdań i wyszedł. Reszta dnia minęła całkiem spokojnie... Nie było więcej klientów, a ja zajęłam się obiadem i próbowałam stworzyć nową mieszankę herbat. -zakończyła, podpierając głowę na dłoni.
Ciemnowłosy westchnął z ulgą, zadowolony, że mieszkańcy nie narzucają się zbytnio kobiecie. Na codzień stara się pilnować, by się nie nadwyrężała, ale raz na jakiś czas jest zmuszony, by wyjść i uzupełnić ich spiżarnię, zimą ogranicza się to głównie do polowania, a to bywa czasochłonne.
-Rano będę musiał pójść do wioski. -wypalił, przypominając sobie o zakrwawionym materiale, który znalazł.
-Dlaczego? -spytała zaciekawiona [T.I].
Hyakkimaru nie przepadał za wyprawami do tego miejsca. Głównym powodem było to, że wieśniacy przyjmowali go bardzo uprzejmie i mimo że był im za to wdzięczny, zabierali mu zbyt wiele czasu. Dopóki [T.I] mogła chodzić tam z nim, nie widział w tym problemu, ale teraz wolał by została w domu. Nie widziało mu się jednak zostawianie jej na zbyt długo, dlatego ograniczył wszelkie odwiedziny wioski do minimum.
-Znalazłem zakrwawiony nóż. Prawdopodobnie ktoś go upuścił, po prostu chce go zwrócić. -wyjaśnił, łapiąc woreczek z herbatą, o której mówiła dziewczyna.
-Zaparzę ją. -powiedziała, próbując wstać. Szybko jednak została odciągnięta od tego pomysłu, a ojciec jej nienarodzonego dziecka, sam wziął się za wspomnianą czynność. [T.I] uśmiechnęła się, po raz kolejny opierając głowę na dłoni, przeniosła wzrok z partnera na ganek i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, widząc, że słońce powoli wyłania się zza chmur- Zima była ostra w tym roku, ale powoli się kończy. -oznajmiła, zadowolona z własnej prognozy- Więc dziecko urodzi się na wiosnę. -dodała jeszcze szczęśliwsza.
-Babcia Su ostatnio mówiła to samo... -mruknął po krótkiej przerwie, kładąc przed wybranką swojego serca napar- To dobrze. Lepiej, by noworodek nie był narażany na mróz. -powtórzył słowa starszej kobiety.
-Tak... -mruknęła, nachylając się w stronę partnera, by złożyć czuły pocałunek na jego wargach- Dalibyśmy sobie radę, ale o ile przyjemniej uczyć dziecko chodzić na miękkiej trawie, gdy słońce praży, prawda? -spytała bardziej siebie, odrywając się jedynie na sekundę od ust chłopaka.
Ten jedynie przytaknął, nie wiedząc jak się do tego odnieść. Podobało mu się jednak podejście partnerki i postanowił w pełni jej w tym zaufać. Jeśli [T.I] tak mówi, tak musi być.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro