Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

worthless ¦ namjoon

Srebrzystowłosy chłopak siedział sam w niewielkim pokoju i zawzięcie skrobał coś w zeszycie. Na zmianę pisał i przekreślał zdania, nad którymi nawet się nie zastanawiał. Po prostu wylewał na papier wszystkie swoje przemyślenia, próbując stworzyć przy tym w miarę spójną całość.

Nigdy nie był człowiekiem słabym. A może inaczej - był, ale potrafił nad sobą pracować. Nie uciekał od problemów. Nie płakał. Nie wyżalał się nikomu innemu, prócz grubemu zeszytowi w kratkę.

Dzisiaj także przyszedł mu się pożalić.

Żaden z członków nawet nie zauważył jego zniknięcia. Namjoon od prawie trzech godzin był sam, a nikt nie zdawał się tym przejmować. Nikt go nie szukał. Nikt go nie potrzebował. Nawet Jin nie zawołał go na obiad, co w ogóle dobiło chłopaka.

To nie tak, że jest gwiazdą, więc gwiazdorzy. Nie gwiazdorzy wcale, bo nie jest gwiazdą. Jest człowiekiem. I jakim wielkim brakiem szacunku wobec prawdziwych gwiazd jest porównywanie ich do zwykłych homo sapiens. My jesteśmy dla nich niewidoczni, nic nieznaczący, za to one dla nas są czymś, nad czym się zachwycamy. Spędzamy miesiące, a nawet lata, by przestudiować ich naturę, albo po prostu przyglądamy się im, bo są piękne.

Nie mówię, że ludzie nie są piękni. Są, ale nie wszyscy. Niektórzy powiedzą, że szczupła blondynka w czerwonych szpilkach jest definicją piękna. Inni się z tym nie zgodzą. Dla nich piękno równe jest średniego wzrostu brunetce w kujonkach.

Co do gwiazd natomiast, każda jest równie piękna, choć każda inna. Widzimy je jako małe świecące punkciki, wszystkie identyczne, ale przecież mają one różne kształty, rozmiary czy kolory.

Nie zastanawiamy się nad tym, w sumie to, jeśli ktoś nie jest naukowcem, mało go to obchodzi czy gwiazda jest biała, żółta, czerwona czy może wbrew nauce - zielona. Widzimy tylko coś, co przykuwa naszą uwagę i to nam wystarcza. Nie chcemy poznać gwiazdy. Zresztą, i tak jest ich tak wiele, że po co mielibyśmy marnować czas na dowiadywanie się czegoś więcej o każdej z nich?

- Hyung, wszystko w porządku? - do pokoiku zaglądnął chłopak w pociętej na ramieniu bluzie.

- Mhm - Namjoon nie fatygował się na dłuższą odpowiedź, nie chcąc tracić wątku w swoich notatkach.

- Na pewno? - nie odpuszczał młodszy.

Raper westchnął głęboko i odwrócił się z rozmachem do drzwi, prawie przewracając przy tym krzesło.

Taehyung był ostatnią osobą, z którą chciał w tej chwili rozmawiać. Z którą chciał w tej chwili w ogóle przebywać w jednym pomieszczeniu. Ten ufoludek nie będzie potrafił zrozumieć. Zacznie go tylko pocieszać, mówić, że Namjoon dramatyzuje i tak dalej, a potem wyskoczy z jakimś marnym kawałem, z którego Namjoon i tak zacznie się śmiać, bo będzie on taki głupi.

Beznadziejny kompan do poważnej rozmowy, ale chyba jedyny.

- Nie, nie na pewno - westchnął jeszcze raz, zamykając swój notes.

- Więc... - Taehyung usiadł na podłodze, skrzyżował nogi i był już gotowy do bycia najlepszym pocieszaczem na świecie. - O co chodzi?

Namjoon pomyślał chwilę, nie wiedząc od czego zacząć. Dlaczego czuje się taki przybity? Właściwie bez powodu. Pozornie bez powodu. Przecież nie powinien się przejmować jakąś prostacką nastolatką, której nigdy na oczy nie widział.

- Chyba już o nic - uśmiechnął się delikatnie szarowłosy, ukazując swoje głębokie dołeczki. 

- Nie kłam, hyung.

Ugh, dla Taehyunga wszystko było takie proste. Rzadko kiedy Namjoon widział go zasmuconego. Praktycznie nigdy. Nie było dnia, w którym Taehyung nie zaszczyciłby zespołu swoim kwadratowym uśmiechem.

Namjoon mu tego zazdrościł. Tego jego optymizmu. Tego braku problemów.

- Staram się, TaeTae - zaczął Rap Monster, błądząc wzrokiem po jasnych panelach. - Ale to zawsze jest za mało.

- To znaczy?

To znaczy, że całe moje życie poświęcam muzyce, a ludzie uważają mnie za tchórza. To znaczy, że ja spędziłem tutaj całe popołudnie, w czasie gdy ty publikowałeś nowe zdjęcia, żeby fanki mogły trochę popiszczeć. To znaczy, że dla mnie to nie jest tylko praca. To znaczy, że ty puścisz oko do kamery i już wszyscy mdleją, a gdybym ja to zrobił - uznaliby mnie za narcyza. To znaczy, że nie jestem tu po to, by poskakać pomalowany po scenie, popisując się swoim ciałem. To znaczy, że czuję się tak, jakbym tylko zaburzał wasz nieskazitelny profil. Jakbym był maszyną, trochę zbyt toporną, żeby przecisnęła się przez drzwi, ale za to jaką wydajną.

- Czy ja tu w ogóle jestem potrzebny, Taehyung?

- Jesteś naszym liderem! - już zaczął unosić się blondyn. - Oczywiście, że jesteś potrzebny, hyung!

Namjoon obdarował chłopaka niepewnym uśmiechem, czym tylko zachęcił Taehyunga do kontynuowania.

- Byłeś tu pierwszy, najwięcej zrobiłeś - zaczął. - Nigdy się nie poddałeś, jesteś z nas najmądrzejszy, piszesz najlepsze testy, jesteś najlepszym raperem, tylko nie mów Sudze - zaśmiał się cicho Tae, natychmiast poprawiając humor Namjoonowi.

Dołujące było między innymi to, że był taki nijaki. Robił wszystkiego po trochu, przez co nie było to aż tak zauważalne. Marzył być najlepszym raperem na świece, podczas gdy wciskano mu, że nie jest nawet najlepszym raperem w Bangtanach.

Nie żeby takie opinie jakoś bardzo wpływały na Namjoona. Jeśli już, to tylko motywowały go do dalszego rozwoju, ale czasem miał takie momenty, że słuchał rapującego Yoongiego albo Hoseoka i czuł, że nie jest już potrzebny w zespole, czuł, że to, co robi, nie jest dla nikogo ważne. Przecież ta dwójka doskonale radziła sobie bez niego.

- Dziękuję - mruknął Namjoon, chcąc już wracać do swoich zajęć, ale Taehyung mu na to nie pozwolił.

- Bez ciebie nie byłoby tego zespołu, hyung. Nie poradzilibyśmy sobie bez takiego świetnego lidera. Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazisz, ale ja osobiście traktuję cię trochę jak tatę - zarumienił się młodszy, rozbawiając rapera.

- Uważasz, że jestem stary? - zmierzył Taehyunga wzrokiem, powstrzymując śmiech.

- Trochę - wzruszył ramionami Tae, zarabiając tym lekkie kopnięcie w kolano.

Mimo że słowa Taehyunga trochę podniosły chłopaka na duchu, to i tak zbyt wiele nie dały. Swoje uczucia Namjoon musiał przetrawić sam. Musiał sam zrozumieć, że się myli. Sam do tego dojść i dam zacząć dostrzegać swoje zalety. Inni mogli próbować mu je wytykać, ale on sam musiał się do siebie przekonać, a to wcale nie było takie łatwe, kiedy wszyscy wokół wytykali mu jego niedoskonałości.

Pamiętał jak raz przepraszał fankę, że trafiła na kartę z jego podobizną. Uważał, że w ogóle nie powinien być na żadnej z kart, że fanki będą zawiedzione, kiedy zamiast swojego biasa, wylosują jego. Bo nie brał pod uwagę takiej możliwości, że to on może być czyimś biasem.

- O! - klasnął w dłonie Taehyung. - Nawet potrafisz tańczyć, chociaż wcale nie potrafisz tańczyć!

- To nie miało sensu, V - przewrócił oczami Namjoon, chociaż doskonale wiedział, o co chodzi młodszemu.

Fakt, był beznadziejnym tancerzem, a jednak potrafił się tak spiąć, że w ogóle nie było tego widać. Potrafił nawet czerpać przyjemność z tańca, ale to zdarzało się bardzo rzadko. W każdym razie tańczył, chociaż nie potrafił i już to było dowodem na to, że wcale nie jest taki beznadziejny.

Od samego początku miał poczucie winy, że zamiast walczyć o pozycję w świecie raperów, on poszedł na łatwiznę, dołączając do zespołu. Czuł się tak, jakby zdradził samego siebie, jakby wyrzekł się wszystkich przekonań, jakby stał się laleczką wytwórni.

- To co, pomogłem? - zapytał wyraźnie dumny z siebie blondyn.

- Może troszeczkę.

- To mam jeszcze zostać?

- Nie trzeba, dziękuję - odpowiedział szybko Namjoon, odwracając się z powrotem do biurka.

Taehyung poburczał coś pod nosem, pojęczał, kiedy musiał wstać z podłogi i wyszedł z pokoiku, szczelnie zamykając za sobą drzwi.

Namjoon otworzył jeszcze raz Twittera. Komplementy pod adresem Jina. Dużo, dużo miłych komentarzy pod zdjęciami maknae. Kilkadziesiąt tysięcy serduszek przy filmiku dwóch pozostałych raperów. I na samym końcu jego post.

Podobna liczba odpowiedzi, podobna treść. Wszystko podobne, a jednak on się tym przejmował. Z jednej strony miał ochotę usunąć wszystkie swoje posty, zaśmiecające ich wspólny profil, ale z drugiej strony wolałby tego nie robić. Fani mogliby zacząć się niepokoić, a tego by nie chciał.

Fani mogliby zacząć się niepokoić.

Uśmiechnął się do ciemnego już ekranu i ponownie otworzył swój zeszyt. Pstryknął długopisem i już zabierał się za kolejne dzieło.

Nie żyje po to, by być mierzonym miarką antyfanów i hejterów. Nie żyje też dla fanów, chociaż fani mogliby chcieć się z tym spierać. Żyje tylko i wyłącznie dla siebie (i może dla swoich bliskich). Rozwija się dla siebie. Jest szczęśliwy dla siebie. Realizuje się sam dla siebie.

I nawet jeśli miałby być częścią zespołu, znanego na całym świecie, to i tak nie powinien charakteryzować się pychą, lecz swoim otwartym umysłem. I mimo że wdzięczny fanom, nie powinien zapominać, że sława nie przyszła sama. To on musiał na nią pracować, a to, co jest teraz, jest nagrodą za jego wytrwałość i tą ciężką pracę.

A poza tym, jego życie nie powinno skupiać się tylko na sławie, więc po co w ogóle ta rozmowa?

(a/n: sorry, sama z siebie się teraz śmieję

*cringes*

kochajcie namdżana)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro