mango ¦ vkook
(a/n: znowu shot, który miał być dłuższym opowiadaniem, ale coś nie wyszło)
- Oni poważnie mają po osiemnaście lat? - zapytał Yoongi, zerkając przez okno mojego pokoju.
Dwóch chłopców, a właściwie dorosłych mężczyzn skakało na trampolinie, przewracając siebie nawzajem. Między nimi fruwała jedna piłka do rugby i dwie do zwykłej, nieamerykańskiej piłki nożnej.
Guma rozciągnięta na metalowych sprężynkach jęczała boleśnie pod ciężarem mojego kuzyna i jego przyjaciela, kiedy jednocześnie na nią opadali.
Aha, i to wszystko działo się jakieś półtora metra od mojego okna.
- Pewnie sfałszowali dokumenty, bo tak naprawdę są pięcioletnimi dziećmi, którzy wypili zbyt dużo mleka - odpowiedziałem, zasuwając ciemną roletę.
Jimin zawisnął na siatce trampoliny, robiąc żałosną minę, kiedy materiał powoli odgradzał nas od siebie. Pomachałem mu, szczerząc się przy tym jak wariat, po czym wróciłem na kanapę.
- To co robimy? - spytałem, zarzucając sobie ręce na głowę, aby je trochę rozciągnąć.
- Siedzimy? - odparł pytająco Yoongi, skacząc po kanałach w telewizji. Tak, on zdecydowanie woli takie skakanie.
Czyli nic się nie zmieniło. Zawsze, kiedy Yoongi do mnie przychodzi, nie robimy kompletnie nic, ale odpowiada nam to. Zazwyczaj tylko przytulamy się do siebie, udając, że oglądamy jakiś film, który tak naprawdę jest albo jednym z tych głupich seriali, pokazujących "prawdziwe" ludzkie problemy, albo powtórką któregoś z dzieł Marvela.
Ułożyłem się w swojej typowej pozycji wystraszonego dziecka, kładąc głowę na zgiętych nogach Yoongiego. Przyciągnąłem jego łydki bliżej siebie i objąłem je jedną ręką, żeby już ich nie odsunął. Podsunąłem się trochę do góry, tak że teraz leżałem praktycznie na jego tyłku i byłoby to może ciut niezręczne, gdyby nie fakt, że przeleżeliśmy w takiej pozycji już połowę lata.
- Przełącz - poprosiłem, kiedy pocałunek przed chwilą kłócącej się pary, został brutalnie przerwany reklamą proszku do prania.
- Nie masz czegoś na DVD?
- Iron Man, Iron Man 2 i Iron Man 3... aha, i jeszcze mam Madagaskar, wybieraj - wyliczyłem na placach wszystkie tytuły, jakie można było znaleźć w jednej z moich szafek.
- Muszę ci kupić na urodziny jakiś zestaw porządnych filmów - skomentował Yoongi, przewracając się na brzuch.
- Ej! - zaprotestowałem, zmuszony do szukania nowej, równie wygodnej pozycji na jego kościstych nogach.
- Przynieś jakieś lody, albo cokolwiek tam masz - powiedział chłopak, spychając mnie na podłogę.
- Sam se przynieś - warknąłem. - Wiesz przecież gdzie jest lodówka.
Nagle ktoś zastukał w szybę mojego okna, a ja uświadomiłem sobie, że skrzeczenie trampoliny już dawno ustało.
Podszedłem do parapetu i uchyliłem lekko okno, przewracając przy tym oczami tak popisowo, że chyba przez chwilę widziałem własny mózg.
- Tak? - zapytałem uprzejmie, wsuwając głowę w szparę między oknem, a framugą.
- Będziemy rozkładać namiot...
- Nie pomożemy wam - wtrąciłem szybko, zanim Jimin zdążył dokończyć.
- Nie, nie - pokręcił głową, a jego pomarańczowe włosy opadły mu na oczy. - Chcemy tylko pociągnąć od ciebie przedłużacz, bo będziemy w nocy oglądać filmy na Internecie.
- Nie - odpowiedziałem i już chciałem zamykać okno, kiedy Jimin zablokował je ręką.
- Zapłacę ci! - błagał. - Pozwolę ci jeździć moją elektryczną hulajnogą!
- Pięć dych i macie mieć własny przedłużacz - wystawiłem do niego rękę, a on natychmiast nią potrząsnął.
- Przyjdziemy wieczorem - oznajmił Jimin, zanim ruszył w kierunku bujającego się na huśtawce blondyna.
***
- Może zapytałbyś ich czy możemy do nich dołączyć - zaproponował Yoongi, przypatrując się z zazdrością cieniom dwóch chłopców, siedzących w namiocie.
- I co byśmy niby mieli z nimi robić? - prychnąłem. - Poza tym, coś ty taki towarzyski się zrobił?
- Po prostu mi się nudzi.
Siedzieliśmy we dwójkę na parapecie, wyglądając na ogród przez szczelinę między roletą, a szybą. Yoongi przed chwilą skończył pić drugie kakao, ale wciąż nie wyglądał na usatysfakcjonowanego.
Kilka metrów od trampoliny rozstawiony był duży, chyba z sześcioosobowy namiot, z którego rozkładaniem Taehyung i Jimin męczyli się wcześniej przez dobre dwie godziny.
Kabel od prądu Jimin wypuścił przez okno, przez co teraz nie mogłem go zamknąć, chyba że życzyłbym sobie odwiedzin mojego rozwścieczonego kuzyna, który bez Internetu jest jak bez tlenu.
Yoongi zeskoczył z parapetu i rzucił się na moje łóżko (które wcześniej służyło jako sofa). Zatopił twarz w poduszce, a ja nie mogłem powstrzymać uśmieszku, który formował się na mojej twarzy.
- To chodź, teraz my zajmiemy trampolinę - zaproponowałem, pociągając Yoongiego za rękaw mojej bluzy, którą bezczelnie sobie przywłaszczył.
- Nie będę skakać na trampolinie w środku nocy jak jakiś porypany - burknął, ale i tak zwlekł się z łóżka.
- Nie będziemy skakać, możemy tam spać - powiedziałem, już wyciągając z szafy koce i śpiwory. - W tym miesiącu spadają gwiazdy, więc możemy całą noc przegadać, bo pewnie chmury i tak zasłonią nam niebo.
- Ale weź latarkę, jakby nam się w nocy zachciało... - upomniał mnie chłopak. - Bo ja na pewno nie będę po ciemku w krzaki łaził.
- Pójdę z tobą jakby co, żeby żadna łasica cię nie zaatakowała - wręczyłem mu zestaw koców i poduszek, a sam zabrałem śpiwory i wyprowadziłem Yoongiego na dwór.
Wrzuciliśmy cały nasz ekwipunek na trampolinę, po czym wgramoliliśmy się na nią przez otwór w siatce, który miałby na mnie idealne rozmiary, gdybym kilka lat temu przeszedł amputację dolnych kończyn.
Yoongi na kolanach przeczołgał się na drugą stronę, ciągnąc ze sobą swój zielony śpiwór (mi zostawił ten różowy) i dwa koce w jakieś buddyjskie wzorki. Jeden z nich rozłożył równiutko pod sobą, a drugim otulił się szczelnie, robiąc z siebie ludzkie burrito.
- Ej, Kook - zawołał. - Wsadź mi pod głowę ten śpiwór, bo nie chcę mi się wyciągać rąk.
Podskoczyłem do niego, na co jego ciało, dzięki fizyce, która była dzisiaj po mojej stronie, uniosło się kilka centymetrów ponad gumę, a potem opadło chyba dość boleśnie, bo aż zmrużył oczy.
- Nienawidzę cię - syknął, kiedy ja podkładałem mu pod głowę mój różowy śpiwór.
***
Leżeliśmy tak już chyba ze trzy godziny, a nadal nie zauważyliśmy ani jednej asteroidy. Byłem cięższy od Yoongiego, przez co leżałem prawie że pod nim (jednak fizyka nie była po mojej stronie tak do końca). Jego ciało grzało mnie od lewej strony, dzięki czemu nie potrzebowałem ani koca, ani śpiwora.
Noc był dość ciepła, ale nie ma co się dziwić, w końcu był środek lata. Komary nie gryzły, bo były zbyt głupie, żeby przedostać się przez otaczającą nas siatkę. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie ciągłe wybuchy śmiechu sąsiadującego z nami obozu szkolnych piękności.
- Czy możecie się zamknąć? - warknąłem w kierunku rozświetlonego od wewnątrz namiotu. - My tu śpimy.
Nie byłem ani trochę śpiący, ale też nie skłamałem do końca, bo srebrnowłosy chłopak obok mnie chrapał głośno już od kilku minut.
Otoczyłem jego drobne ciało ręką, jeszcze bardziej się pod niego zapadając. Zaciągnąłem na siebie koc, na którym on leżał i przytuliłem się do niego tak mocno, żeby mieć pewność, że nie zmarznę przez sen.
Minęło jakieś piętnaście minut, kiedy światła w namiocie wreszcie zgasły, a rozmowy ucichły. Odetchnąłem z ulgą, dopiero teraz uświadamiając sobie jaki widok musieliby mieć Jimin i Taehyung, gdyby teraz zobaczyli mnie wtulającego się w Yoongiego. Według mnie całkiem przyjemny, ale według nich pewnie obrzydliwy. No chyba że sami spaliby w takiej samej pozycji, tylko oddzieleni od świata grubym płótnem namiotowym.
Pssssst.
Uniosłem głowę, rozglądając się wokół.
- Spróbuj go obudzić, a rozwalę ci rano łeb, Jiminie - zagroziłem, machając palcem w stronę ciemności.
Ktoś zachichotał cicho, najwyraźniej próbując stłumić swój śmiech dłonią.
- Mogę spać z wami? - zapytał nieśmiało Taehyung, kiedy już się uspokoił.
Nie mam pojęcia ile już tak siedział na obramowaniu trampoliny, tuż przy mojej głowie.
Był w samych spodenkach, sięgających mu do kolan i jakimś kolorowym t-shircie. Nogi miał bose, więc albo zostawił swoje buty w namiocie, albo zrzucił je gdzieś pod trampolinę.
- Jimin już zasnął, a mi się nudzi - dodał, a ja uświadomiłem sobie, że nie dałem mu żadnej odpowiedzi. - No i też chciałbym pooglądać gwiazdy.
- Wchodź, ale masz być cicho - rozkazałem, rzucając mu jeden z koców.
Chłopak wszedł do środka i zamknął powoli zamek, naprawdę starając się, żeby nie narobić zbędnego hałasu. Uśmiechnął się do mnie, widząc leżący wolno koc, po czym otulił się nim tak, jakby ostatnie parę godzin spędził zamarzając na Syberii.
Odwróciłem się do niego plecami, na powrót wtulając w ciepłe ciało Yoongiego, zgniatające moją lewą rękę. Zanim zdążyłem zamknąć oczy, mógłbym przysiąc, że pierwszy raz w życiu zobaczyłem prawdziwą spadającą gwiazdę. Musiałem ugryźć się w język, żeby nie pisnąć i nie obudzić Yoongiego.
- Pomyślałeś życzenie? - szepnął Taehyung, a ja odpowiedziałem mu pokręceniem głowy. Całkiem o tym zapomniałem, ale nic straconego, bo i tak nie wierzę w żadne takie zabawy.
Nagle zostałem zgnieciony z dwóch stron. Super, czyli jestem z naszej trójki najgrubszy.
- Przepraszam, ale nic na to nie poradzę - wymamrotał Taehyung, próbujący ułożyć się jakkolwiek inaczej, byle tylko nie musieć mnie dotykać.
Nie mam pojęcia w co bawi się ze mną ta fizyka.
***
Gdyby nie chłód, spowodowany zbyt długą nieobecnością Słońca, pewnie spałbym aż do południa, albo nawet dłużej.
Owinąłem się szczelniej kocem, wsuwając materiał sobie materiał pod stopy, bo to one były najbardziej wymarznięte. Czułem się tak, jakbym zamiast nóg miał dwa wielkie głazy, po których leniwie ściekała zimna woda, czyli moja krew. Naprawdę, gdyby jej przepływ zmniejszył się jeszcze bardziej, dostałbym jakiegoś szoku termicznego, zawału, czy innego zdrętwienia. Nie wiem, nie jestem lekarzem.
Bez otwierania oczu, przysunąłem się bliżej chłopaka leżącego obok i wtuliłem się w niego całym sobą. Jedną nogę wsunąłem między jego uda, a drugą oplotłem na wysokości jego biodra. Ręce owinąłem wokół jego torsu, splatając je razem na jego ramieniu. Może i wyglądałem w tej chwili, jak rozdeptany pająk, ale było mi naprawdę wygodnie. I ciepło.
- Um... - zamruczał chłopak, próbując uciec z mojego uścisku. - Wiem, że jestem przystojny i w ogóle, ale musisz nauczyć się hamować, Jungkook.
Podskoczyłem tak szybko, że nie zdążyłem złapać równowagi i runąłem całym sobą na drobne ciało Yoongiego, spokojnie śpiącego w swoim śpiworze. Co za oszust, musiał wleźć do niego w nocy, a mnie tak zostawił, żebym zamarzł. Oficjalnie zakończył tym naszą przyjaźń.
- Debilu - wyjęczał siwowłosy, podkurczając nogi do brzucha. Wyglądał jak ludzka gąsienica. Czy tam dżdżownica. W sumie jedno i to samo.
- Przepraszam, przepraszam - powtarzałem, próbując przyzwyczaić się do uginającej się pode mną powierzchni. Obudziłem się jakieś trzy minuty temu, mam prawo być jeszcze nieprzytomny, okej?
Upadłem na kolana tuż przed Taehyungiem, którego ta cała sytuacja widocznie bardzo bawiła. Leżał na samym środku trampoliny. Jedną nogę miał zarzuconą na drugą, a ręką próbował odgrodzić się od pierwszych promieni słonecznych, wyglądających zza horyzontu. Która mogła być godzina? Piąta? Może nawet trochę wcześniej?
- Idę do domu - oświadczyłem, czołgając się do wyjścia. - Tu jest za zimno.
- Cienias - skomentował Yoongi, przewracając się na drugi bok.
Prychnąłem pod nosem i wygramoliłem się z trampoliny. Usiadłem na niebieskim obramowaniu i rozejrzałem się w poszukiwaniu moich butów. Taehyung musiał je wkopać pod jedno z krzeseł, kiedy w nocy się do nas wdrapywał.
Zeskoczyłem na wilgotną trawę, a moje skarpetki natychmiast wchłonęły jakieś pół litra porannej rosy. Przetruchtałem do końca trawnika, zgarniając po drodze moje tenisówki. Przed wejściem do domu ściągnąłem skarpetki z podobizną Iron Mana (nie mam obsesji na jego punkcie, po prostu bardzo go kocham).
Rodziców nie było w domu, jeśli się nad tym zastanawialiście. Znaczy... byli, ale nie w tym. Ten dom należy do mnie i do Jimina. Ja mieszkam na dole, a on na górze, co czasem doprowadza mnie do szału. Ten chłopak potrafi o drugiej w nocy założyć jakieś chyba metalowe trepy i biegać w nich w kółko po całym piętrze. Mam go wtedy ochotę zabić, bo sam nie śpi, a i mi nie pozwala.
Poza tym jest całkiem w porządku. Spędzamy ze sobą praktycznie każde wakacje, ale dopiero w tym roku naprawdę będziemy tutaj mieszkać. Tak na stałe. Już podzieliliśmy się obowiązkami - Jimin kosi trawę, a ja ją podlewam. Trochę (bardzo) to niesprawiedliwe, bo kosić ją trzeba tylko raz na miesiąc, a podlewać codziennie, szczególnie teraz, kiedy upały sięgają trzydziestu pięciu stopni.
Wszedłem do ciemnego korytarza i ruszyłem powolnym krokiem w stronę mojej sypialni. Zimne kafelki wcale nie były takie przyjemne dla moich stóp. Były wręcz okropne. Takie same jak rozżarzone węgielki, tylko o ujemnej temperaturze.
Wpadłem do swojego pokoju i natychmiast rzuciłem się na niepościelone łóżko. Wczołgałem się pod kołdrę i westchnąłem nieco zbyt głośno, kiedy w końcu ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Poprawiłem sobie pod głową poduszkę i naciągnąłem pościel na głowę, chcąc poczuć się jak w rozpalonym piecu.
Jestem stuprocentowo pewny, że Taehyung odliczał minuty, kiedy w końcu położę się do łóżka, bo z chwilą, kiedy na powrót ogarnęła mnie senność, on musiał zapukać do mojego okna.
- Tak? - warknąłem, znowu czując na sobie zimne, poranne powietrze.
- Mogę spać u ciebie?
Uniosłem brew, widząc, że mówi całkiem poważnie. Znamy się z Taehyungiem dość dobrze, jeśli poprzez "dość dobrze" ma się na myśli wcale. Co prawda, spotykamy się co roku, ale tylko dlatego, że Jimin zaprasza go na nocowania. Często Taehyung kręci się tu całe dwa tygodnie, potem znika na tydzień i znowu wraca na kolejne dwa. Niby mieliśmy mnóstwo czasu na zaprzyjaźnienie się, ale nigdy jakoś nie wyszło. On siedział z Jiminem, ja z Yoongim i nawzajem traktowaliśmy się jak powietrze. Czasem tylko wpadali pożyczyć masło, czy podłączyć przedłużacz tak, jak wczoraj, ale nie zdarzyło się jeszcze tak, żebyśmy robili coś całą czwórką.
Nie chcę wam tworzyć fałszywego obrazu naszych relacji. To nie tak, że się nienawidzimy. Ja z Jiminem się wręcz kochamy, ale zajmujemy się swoimi sprawami ze względu na swoich przyjaciół. Jestem nieco młodszy od niego i Taehyunga, więc nie chcę być dla nich tak zwanym "wrzodem na tyłku", nie chcę, żeby myśleli, że muszą mnie niańczyć, albo że za wszelką cenę pragnę ich uwagi.
- Bo? - zapytałem, lustrując go z góry na dół.
- Bo mi też jest zimno? - odpowiedział tak, jakby miał mnie za kogoś gorszego od siebie.
- Weź sobie mój koc, albo idź do Jimina - burknąłem.
- A ty będziesz sobie spał wygodnie w ciepłym łóżeczku, jak jakiś panicz?
- Tak jakby tu mieszkam, więc wiesz... - przewróciłem oczami, kiedy on zniknął już z mojego pola widzenia.
Przełożyłem poduszkę na drugą stronę kanapy, bo szczerze mówiąc, nienawidzę spać przy ścianie. Znowu zawinąłem się w kołdrę, ale tym razem nie było już tak wygodnie, jak wcześniej. Spojrzałem jeszcze na zegarek, wiszący na ścianie przede mną. Za dwie piąta. Normalnie dopiero kładłbym się spać, a tu proszę, szykuję się do kolejnej drzemki. Dawno nie byłem taki wyspany, jak dzisiaj. Może to zasługa świeżego powietrza, a może po prostu powinienem chodzić wcześniej spać.
Zamknąłem oczy, tuląc do siebie swoją pościel, ubraną zgadnijcie w jaką poszewkę. Nie, niestety nie ironmańską. Na jednej stronie poszewki wymalowana była jakaś ulica Nowego Yorku, a drugą - całą żółtą, wypełniały krzywe napisy "taxi", otoczone cienką czarną linią.
- Mam własną poduszkę, nie przejmuj się - usłyszałem za sobą głos szorstki Taehyunga.
- To się nazywa włamanie i jest w naszym kraju karalne - powiedziałem, na co on zaśmiał się cicho i zaczął pakować do mojego łóżka. - A to jest gwałt.
- Nawet cię nie dotykam - rzucił, unosząc ręce do góry w obronnym geście.
Właściwie nie miałem nic przeciwko. Nie dlatego, że jestem męską dziwką czy kimś, po prostu... czemu miałoby mi to przeszkadzać?
Taehyung ułożył się sztywno obok mnie, a ja pozwoliłem mu okryć się jakąś jedną piątą częścią kołdry. Co więcej - nawet zrobiłem mu miejsce, żeby i on mógł leżeć na poduszce. Bo swojej jednak nie wziął, kłamca.
Ni stąd, ni zowąd, chłopak zaczął nucić jedną z moich ulubionych piosenek, Loser. Uśmiechnąłem się, chociaż on nie widział mojego uśmiechu, bo leżeliśmy plecami do siebie.
- To jakieś ukryte hejty na tych, co zostali na dworze? - zapytałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że jeszcze chwila, a dołączyłbym do jego nucenia.
- Możliwe - zaśmiał się cicho Taehyung, przewracając na plecy. Nie widziałem jak to robi. Ja to czułem, bo znajdując dla siebie w miarę wygodną pozycję, musiał wbić się łokciem w moje plecy.
Podszedłem w jego ślady i również położyłem się na plecach. Było dość dziwnie, ale nie niekomfortowo. Żaden z nas nie próbował zasnąć, ale też żaden nie chciał odezwać się pierwszy. Liczyłem, że to Taehyung wyjdzie mi naprzeciw z jakimś bezsensownym tematem, idealnym na poranne pogaduszki, ale nie.
- Dobranoc - mruknął, przytulając się do mojego boku, żeby, jak zgaduję, móc także leżeć pod kołdrą.
- Dobranoc - odparłem. - I wiesz... jestem przystojny i w ogóle, ale musisz nauczyć się hamować, Taehyung.
Odpowiedział mi lekkim kuksańcem między żebra.
***
Yoongi nadal spał, a dochodziła już godzina piętnasta. PIĘTNASTA! To jest nienormalne, żeby zdrowy, w pełni sprawny nastolatek, spędzał trzy czwarte swojego dnia w łóżku. Rozumiem, są wakacje, trzeba odpocząć, ale bez przesady. Ach, no i nie w łóżku, przepraszam. Chodziło mi o spanie. Yoongi potrafi spać wszędzie. W aucie, na ławce, na sofie, na podłodze, na stole, nawet kilka razy zasnął podczas grania w Angry Birds na toalecie. (Nie, nie podglądałem go.)
Jimin siedział z Taehyungiem w ich namiocie, a że ja nie miałem nic konkretnego do roboty, postanowiłem dołączyć do nich. Uchyliłem "drzwiczki" i zostałem niemal zdmuchnięty przez falę gorącego powietrza. Oni tam mieli prawdziwą saunę! Piekło! I to ten poziom piekła, na którym już nawet sam Szatan nie wytrzymuje.
- Oszaleliście?! - uniosłem się trochę, ale przecież oni mogli się tam podusić, gdyby nie ja.
Zwinąłem kawałek materiału i przywiązałem go do górnej części namiotu, robiąc przewiew i dopiero wtedy zauważyłem, co wyprawiał mój durny kuzyn.
Dwójka chłopców siedziała na zielonych krzesłach ogrodowych, każdy w własnym laptopie na kolanach, a nogi zanurzone mieli w dziecięcym brodziku, pełnym topiących się kostek lodu. Z boku stał mały stoliczek, na którym pozastawiane były puszki różnego rodzaju gazowanych napojów.
- Mogę też? - zapytałem niepewnie, wchodząc do środka namiotu.
Jimin tylko kiwnął głową, wskazując palcem na krzesło obok siebie. Usiadłem na plastikowym krześle, a jego nogi ugięły się lekko. Nie byłem taki ciężki, Jimin musiał dać mi to krzesło z połamaną nogą. Zerknąłem pod siebie i faktycznie - w okół jednej z nóg owiązana była żółta taśmą klejąca.
Co do Taehyunga - spanie z nim w jednym łóżku nie zmieniło naszych relacji ani trochę. Powinienem się cieszyć, ale chyba jednak trochę liczyłem na to, że... sam nie wiem. Że będziemy przyjaciółmi?
Podciągnąłem nogi na krzesło, a ono nagle się przewróciło. Fizyka i mój kochany kuzyn powinni się pobrać. Wstałem, otrzepałem spodenki i postanowiłem udawać, że nic się nie stało, kiedy Jimin i Taehyung niespodziewanie wybuchnęli śmiechem. Spodziewanie-niespodziewanie.
Ochlapałem ich obu wodą z płytkiego baseniku, uważając, żeby nie zamoczyć im laptopów. Po co w ogóle zaczynałem? Oni wylali na mnie prawie połowę wody, w której wcześniej moczyli stopy.
- Jestem głodny - wypalił znikąd Taehyung. Nie tak całkiem znikąd, bo w końcu zbliżała się już godzina szesnasta, a my od rana jedliśmy jedynie płatki z mlekiem i pucharek lodów waniliowych, które znalazłem na dnie swojego zamrażalnika.
- Mam na górze Laysy, kilka paczek budyniu... - zaczął wyliczać Jimin, ale Taehyung chyba go nie słuchał.
- Jimin, ja jestem głodny - powtórzył, tym razem oddzielając od siebie każde słowo wyraźną przerwą. - Nie mam ochoty na przekąski, mam ochotę na obiad.
- A ja nie, więc radź sobie sam - zakończył rozmowę Jimin, nakładając na uszy duże, czarne słuchawki.
Woda kapała z mojej koszulki, a ja kucałem przy brodziku, wpatrując się w Taehyunga, któremu zaczynało burczeć w brzuchu tak głośno, że i dla mnie było to bolesne.
Zawahałem się chwilę, ale w końcu zebrałem w sobie dość odwagi i zapytałem:
- Chciałbyś iść ze mną na obiad?
Nie wiem czym się tak stresowałem, gdybym to Yoongiego musiał zapraszać, pewnie byłoby to o wiele prostsze.
- A co masz?
Przysięgam, prawie wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Siedzi głodny, w jakimś zaśmierdłym namiocie, w którym książę Jimin zajęty jest tylko i wyłącznie sobą i ma jeszcze czelność wybrzydzać?!
- Właściwie to nie mam nic - uśmiechnąłem się szeroko. - Ale możemy iść coś kupić.
Cofam to. Jednak dobrze, że zapytał.
- Trochę mi się nie chce, ale jeśli zaraz czegoś nie zjem, to umrę na miejscu - westchnął, odkładając laptopa na stolik. Kilka puszek dietetycznej Coli wylądowało przed to na podłodze, ale nikt, oprócz mnie, nie zdawał się tym przejmować.
Taehyung wytarł stopy o spodenki Jimina, po czym szybko wsunął masywne, trochę niemodne, czarne sandały i wybiegł z namiotu zanim Jimin zdążyłby potraktować go wodą tak, jak mnie wcześniej.
- Yoongi, jesteś głodny? - zapytałem, zawieszając się na siatce trampoliny.
Szarowłosy chłopak pokręcił głową i zarzucił sobie na głowę swoją koszulkę. Oprócz tego, że nie leżał już w śpiworze, nie leżał też ani pod kocem, ani nawet w ubraniach. Nie dziwię się mu, bo trampolina była nagrzana tak mocno, jakby była ogromną patelnią, ale gdybym był na jego miejscu, jednak poszedłbym do domu, a nie narażał się na udar słoneczny.
***
- Kurczak czy to drugie? - spytał Tae, pokazując mi dwie porcje zafoliowanego mięsa.
- To drugie.
- To drugie drugie czy to drugie trzecie? - wygrzebał z lodówki kawałek schabu i pomachał mi nim przed oczami.
Wziąłem od niego jedno z pudełek i ruszyłem do kasy, ale zanim zdążyłem oddalić się na odległość większą, niż pięciu metrów, usłyszałem głośne westchnięcie Taehyunga. Tak głośne i o takiej intonacji, jakby chłopak wchodził w lodówkę w nieco inny sposób, niż naprawdę to robił.
Zawróciłem i chwyciłem Taehyunga za rękę, zanim zdążył to zrobić ochroniarz.
- Możesz być dziwny w domu, ale błagam cię, tu musisz się zachowywać - powiedziałem, prowadząc go do kasy.
Zapłaciliśmy za paczkę ryżu i kurczaka, dzieląc się kosztami równo po połowie i ruszyliśmy z powrotem do domu. Warto by wspomnieć, że mieszkam z Jiminem na, przepraszam za wyrażenie, ale zadupiu. Pół godziny w jedną i pół w drugą stronę szybkim marszem. A dzisiaj było za gorąco na szybki marsz. Razem z Taehyungiem niemal płynęliśmy po chodniku. On trzymał sobie przy czole zimne opakowanie z kurczakiem, ale widać było, że i to niewiele daje.
Myślałem, że Tae będzie zbyt zmęczony pogodą, żeby zacząć ze mną rozmawiać, ale po raz kolejny się myliłem. Może zwariował od gorąca, ale zaczął tak bredzić, że w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem zabrać go jak najszybciej do szpitala. Plótł o wszystkim, ale w większości o sobie, trochę o Jiminie i nawet trochę o mnie.
- Wyglądasz jak królik - powiedział. - Zauważyłem to jak spałeś. Zęby ci tak wtedy wychodzą - tu zrobił demonstrację tego, jak według niego wyglądam ja. - Lubię króliki, są urocze. Tylko gryzą, skurczybyki i śmierdzą tak okropnie, że musiałem swojego wypuścić na ogród, bo już nie wytrzymywałem. Potem przez pół roku znajdywałem jego bobki za meblami - i tak oto zwykły komplement przerodził się w dyskusję na temat układu pokarmowego królików.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro