cool kid ¦ vkook
Taehyung szybko się nudził. Muzyką. Kolorami farby do włosów. Stylem ubioru. Ludźmi. Kochał zmiany, jak każdy człowiek. No, może jak większość ludzi. Każda, nawet malutka zmiana była dla niego ukojeniem. Kiedyś kilka godzin wpatrywał się w nowo kupiony obraz na ścianie, przedstawiający słynnych robotników, odpoczywających podczas budowy jednego z drapacza chmur w Nowym Jorku, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jest cudowny - powtarzał w kółko.
W całym jego życiu była tylko jedna rzecz, a właściwie osoba, o której wymianie nawet by nie pomyślał.
Mowa o drobnym, cichym i trochę nudnym chłopcu, z którym dzielił mieszkanie. Nie byli ze sobą blisko, raczej bardzo daleko, trochę jak bracia, pomiędzy którymi jest zbyt wiele lat różnicy, by mogli się dogadać (chociaż byli praktycznie w tym samym wieku).
Tae nigdy nie zabierał go na imprezy, nigdy nie zapraszał na urodziny, na obiad, na kawę, właściwie to ledwo co ze sobą rozmawiali, a jednak to dziecko było dla niego tak ważne.
Naturalnym stanem rzeczy było to, że on przyjdzie upity, podtrzymywany przez dwójkę starszych znajomych, a Jungkook będzie siedział w swoim czerwonym fotelu fatty (czy zwykłym worku z kocim piaskiem, jak to zwykł nazywać starszy), ze szklanką zimnej coli w jednej dłoni, a notesem w drugiej i miną, która powaliłaby na kolana nawet zwycięzcę jednego z tych konkursów w stylu 'kto nie zaśmieje, ten wygrywa'.
Och, jak on kochał widzieć go w takim stanie. Niestety nie można powiedzieć, że działało to też na odwrót. Smarkacz nawet nie chciał pomóc mu w trafieniu do łazienki, ale to jego sprawa, czy woli potem sprzątać podłogę, czy nie.
- Królowa wróciła. - Jungkook mruknął sam do siebie, gdy drzwi cicho trzasnęły o framugę.
Taehwyung faktycznie zachowywał się niczym królowa w swoim otoczeniu. Zresztą nie tylko w swoim, gdzie tylko się pojawił, od razu miał grupkę adoratorów, gotowych skoczyć za niego z okna. (Dobrze, że mieszkali na parterze.)
- Słyszałem, książę, ale może trochę milej, jestem od ciebie jednak starszy.
- Zamknij się! - Jungkook rzucił w niego twardą poduszka, służącą za oparcie ich skórzanej sofy, którą kupili ponad rok temu tylko za połowę ceny, właśnie dzięki temu, że brakowało jednej z tych gąbczastych pseudopoduszek, na których człowiek może złamać kark, jeśli źle się położy.
- Jesteś uroczy. - Taehyung uśmiechnął się i odrzucił poduszkę, trafiając Kooka w kark i przygniatając.
- A ty pijany.
- Jest dopiero dwudziesta, masz mnie za jakiegoś pijaka?
Wzruszenie ramion nie było dla niego satysfakcjonującą odpowiedzią. Podszedł do Jungkooka, przytulił się do jego szyi i wyrwał mu brudnopis.
- Kocham mojego ukochanego Taehyunga! - Wertował szybko strony, przytrzymując jedną ręką szarpiącego się chłopaka.
- Oddawaj! - Chude palce ledwo musnęły twardej okładki.
- Ej, uspokój się! - Odrzucił notes na sofę. - Nie robię ci nic złego.
- Jesteś upierdliwy i denerwujący.
- A ty sztywny i nudny.
- Dobrze, że ty nadrabiasz za mnie - Jungkook wyszedł szybko i zamknął się w swoim małym pokoiku.
Okej, tego Taehyung nie przewidział. Ale przecież nie zrobił nic złego, tylko się bawił, a dzieci lubią zabawy, więc dlaczego on nie?
Westchnął cicho i poszedł zrobić sobie i jemu po ciepłym kakao, a potem stanął przed białymi drzwiami i zastukał. Nie tak, jakby to robił zazwyczaj, głośno i do skutku, ale delikatnie, jakby się wahał.
- Przyniosłem czekoladę, jest lepsza na gardło, niż cola.
Nie usłyszał odpowiedzi, więc wszedł licząc na to, że zły humorek już minął jego syneczkowi.
Tu trzeba wspomnieć, że fioletowowłosy rozumiał uczucia innych, jak żaba mnożenie i nie uznawał takiego czegoś, że to on mógł komuś zepsuć komukolwiek nastrój. Nie, to nie było możliwe, przecież nic złego nie robił.
- Chcesz iść dzisiaj ze mną? - Postawił mu napój przed nosem, przy okazji trochę (połowę) wylewając.
Kook nawet nie przejął się plamą, która tworzyła się na blacie i powoli ogarniała jego prace.
- I będę piątym kołem u wozu? - Przewrócił oczami. - Nie, dzięki.
- Możesz iść jako mój chłopak.
- Nie, dzięki.
- Będę wtedy skupiał uwagę tylko na tobie - ciągnął Taehyung. - Może się nawet nie upiję, specjalnie dla ciebie.
- Nie, dzięki.
- Dam ci łyka mojego drinka, jeśli zechcesz.
- Nie, dzięki. Głuchy jesteś?
- Ogarnij te swoje hormony, dzieciaku, nie robię ci nic złego.
No i wyszedł, tak jak powiedział, a dzieciak mógł w końcu wyjść ze swojego pokoju. Nie żeby nadal był zły, nie, po prostu było mu głupio. Zawsze jest mu głupio, kiedy zaczyna jakąś kłótnię bez wyraźnego powodu, a robi tak dosyć często. Może faktycznie powinien ogarnąć swoje hormony.
Większość egzaminów miał już zaliczonych, wszystkie prawie idealnie. Miał dużo czasu do nauki, szczególnie, że nie miał nikogo bliższego od Taehyunga, z kim mógłby się spotykać, uciekać z lekcji.
Nie mógł jednak narzekać na swojego współlokatora, albo wiecznie go nie było, albo jak już był, to robił mu jedzenie, czasem razem w coś zagrali. Mógł przecież trafić na takiego, co całą imprezę ściągał do domu.
Może i czasem czuł się jak stara panna, której brakuje tylko kota do pełnego obrazu szczęścia, ale nie przejmował się tym. Nie musiał być przecież jak wszyscy, mógł być on nich mniej rozrywkowy... o jakieś trzysta procent. Ale to też nie tak, że był jakimś introwertykiem, nie, nie. Miał znajomych, mnóstwo znajomych, ba, nawet miał chłopaka, po prostu nie odczuwał przymusu ciągłego przebywania z nimi, pisania, czy dzwonienia. Mogli ze sobą nie rozmawiać pół roku, ale nadal byli znajomymi, prawda?
Dziś jednak Kook postanowił skorzystać z nieobecności starszego. Znaczy, skorzystać, bo przeważnie, odkąd nie musi się już tak pilnie uczyć, samotne wieczory spędza na wędrówkach od salonu do pokoju, z okazjonalnymi wypadami do toalety.
Wyciągnął więc z torby srebrnego laptopa (kolejny sygnał nieznośnego starca, trzymającego laptopa w torbie, a nie na biurku) i od razu odpalił Skype'a.
- Hej, kochanie, tęsknię...
Tęsknił okropnie, a widok spikselizowanego uśmiechu Jimina wcale nie pomagał, wręcz przeciwnie, czuł się, jakby ktoś wbijał mu w serce sztylet, a potem kręcił nim na wszystkie strony, niczym zbiegły seryjny morderca z problemami psychicznymi. Hm, jeśli kiedyś taka sytuacja miałaby wydarzyć się naprawdę, Kook miał nadzieję, że będzie ją równie przyjemnie przeżywał, jak tę kilku godzinną rozmowę ze swoim ukochanym karłem.
Zamek w drzwiach wydał charakterystyczny dźwięk, a Jeon znieruchomiał, wyrywając się z miłosnego transu, w jaki wciągnął go rudzielec. To oni jednak mieli drzwi zamykane na klucz?
- Muszę kończyć, pewnie znowu wrócił uchlany - westchnął smutno.
Słodkie "Kocham cię" zabrzmiało w jego słuchawkach i znowu przyćmiło na chwilę umysł, prawie jak alkohol.
- Ja ciebie też kocham. - Jungkook z żalem zatrzasnął laptopa.
- Wiedziałem - Kim stanął w drzwiach i czknął. - Wiedziałem.
- Nie mówiłem do ciebie, głupku - oblał się rumieńcem Jungkook.
- A co, do siebie?
- Wyjdź.
Zrobił dokładnie na odwrót, zsunął buty przed drzwiami, wiedział, że dywan Jeona jest dla niego świętością i nie należy tego kwestionować, nawet jeśli ledwo co stoi się na dwóch nogach.
- Patrz, mówiłem, że się nie upiję.
- Upiłeś.
- Jedno piwo, nie przesadzaj.
- Jasne... - schował laptopa z powrotem do ciemnej torby i wsunął pod łóżko.
- Jimin znowu mnie olał, taki sam z niego kujon, jak z ciebie.
Taehyung nie dał się przekonać, już siedział na łóżku młodszego, zdecydowanie za blisko niego.
- Walisz alkoholem, idź stąd.
- A-ale... ała. Powiedziałeś, że mnie kochasz.
- Nie mówiłem tego do ciebie - Jungkook odsunął się odrobinę.
- Ja ciebie też kocham.
Zrobiło się trochę niezręcznie, ale przecież chociaż jeden z nich nie będzie tego jutro pamiętał. Zresztą, co to takiego? Kilka pustych słów. Nic wielkiego, nie ma się czym przejmować. Dlaczego on jest tak blisko?!
- Fajnie, że... że wiesz... już... że ja wiem... chyba. - Mieszał się w słowach Tae, a Kook stopniowo od niego odsuwał, bez skutku.
Co on sobie w ogóle myśli?! Pewnie nic, jak zwykle, Jezu, może jednak nie powinienem być dla niego taki miły. Co za....
Taehyung sprytnie zapędził go w róg łóżka i szybko pocałował. Jungkook uderzył go w policzek. Na tyle lekko, że tamten uznał to za pieszczotę.
W co to biedne dziecko się wpakowało?
Kim usiadł przed nim na kolanach, tak by łydki uniemożliwiały Kookowi wszelki ruch. Szorstkie dłonie położył mu na ramionach, przypierając do ściany. Popatrzył mu w oczy i uśmiechnął się. Zupełnie nie tak, jak Jimin.
- Zejdź ze mnie. - Chuderlak próbował mu się wyślizgnąć.
- Potem. - Znowu go pocałował, a młodszy jęknął żałośnie.
- Proszę, zejdź.
- Kochasz mnie, a ja kocham ciebie - wymruczał, blokując mu wszelkie drogi ucieczki.
- Do cholery jasnej, nie kocham cię. - Jungkook zatrzymał dłonią kolejny pocałunek, zmierzający w kierunku jego szyi.
- Nie przeklinaj. - Starszy zaśmiał się i złapał go za rękę. - Taki delikatny... nie... nie byłeś... nie nadawałeś się... ale mogę... dla ciebie... przestanę.
Jungkook był naprawdę bliski płaczu, ze wszystkich możliwych powodów, co on wyprawiał?
Cokolwiek to było, na pewno nie było przyjemne. Odór, którym przesiąknęły ubrania Taehyunga był nie do zniesienia. I jeszcze ta bliskość. Normalnie nie miałby nic przeciwko, przytulanie i te sprawy, ale tym razem ta menda posunęła się za daleko.
- Proszę cię, puść mnie - powiedział spokojnie, w końcu znał Tae nie od dziś, wiedział, że nic mu nie zrobi, musi go tylko przekonać.
- Uciekniesz mi?
- Tak.
Uścisk nagle zelżał, a Jungkook popatrzył skołowany na niedoszłego kochanka i odepchnął go jak najdalej. Poszło wyjątkowo łatwo, sam się nie spodziewał takiej szybkiej rezygnacji z jego strony, właściwie to pogodził się już z losem i oczekiwał na kolejną serię pocałunków.
- Ale... czemu?
- Czy ty oszalałeś?! - Cały wymuszany spokój nagle prysł.
- Przecież... nie zrobiłem nic złego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro