Jestem Zoe
Blade Fitzgerald był osobą, która nie tolerowała uczniów, którzy pałętali się korytarzami w czasie lekcji. Nienawidził wszystkich, którzy zakłócali jego spokój i niszczyli pracę, jaką wykonał. Zoe Nelson natomiast miała wrażenie, że mężczyzna się na nią uwziął, kiedy kolejny raz gonił ją po niedawno umytym korytarzu. Miała go serdecznie dość, bo tak naprawdę robiła wszystko, by go unikać.
A on robił wszystko, by uprzykrzyć jej życie.
- Zoe! - zawołała kobieta, machając do swojej podopiecznej z drugiego końca korytarza.
Dziewczyna wyminęła jakieś osoby na korytarzu i rzuciła się biegiem w stronę swojej opiekunki, co chwilę oglądając się, czy mężczyzna wciąż ją gonił. On jednak uparcie był za nią, nawet jeśli w odległości kilku metrów. Zoe dziękowała sobie, że była niezwykle szybka w takich momentach.
- Pomóż mi, proszę! Zrób coś z nim! - krzyknęła rozpaczliwie, biegnąc przed siebie, ile sił w nogach. Użeranie się z woźnym po raz kolejny nie wchodziło wtedy w grę.
- Zostań tu, ty przebrzydła dziewucho! Nie upiecze ci się!
Zoe przyspieszyła, o ile było to jeszcze możliwe. Nie odwracała się za siebie, nie chcąc na nikogo niepotrzebnie wpaść, a jak na złość na korytarzach było zdecydowanie za dużo ludzi, co strasznie utrudniało sprawę. Uciekanie miała jednak wyćwiczone do perfekcji z tamtym mężczyzną.
Wreszcie chwyciła dłoń swojej opiekunki, po czym obie wpadki do jakiegoś pomieszczenia. Zoe zatarasowała drzwi krzesłem, a zaraz po tym schowała się z kobietą w następnym, nieco mniejszym pomieszczeniu, gdzie było otwarte okno. Żadna z nich nie miała jednak w planach tamtędy uciekać, bo znajdowały się na co najmniej trzecim piętrze tamtego ogromnego budynku. Kobieta jedynie machnęła ręką, a one momentalnie zmniejszyły się i schowały pod zasłony, by nikt ich nie widział. Obie dyszały głośno.
- Szybciej się nie dało? - spytała dziewczyna z pretensją, podpierając ręce na udach. Szarowłosa spojrzała na nią, lekko czerwona na twarzy.
- Nie potrafię działać pod taką presją! - zawołała, wyrzucając ręce do góry. Prędko zeszły z niej emocje, a ona sama westchnęła cicho, odwracając się w stronę drzwi, które nagle ktoś otworzył. - Jesteśmy małe, nie powinien nas znaleźć. - powiedziała już ciszej, obserwując wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę, który je gonił.
- Trzymam za słowo, bo inaczej będzie po mnie. Ten gościu mnie nienawidzi!
- Spokojnie. Będzie dobrze. Nic ci nie zrobi, kiedy jestem w pobliżu. - oznajmiła kobieta, kładąc dłonie na barkach dziewczyny. Ta nabrała nieco powietrza do płuc i wypuściła je nosem, uspokajając się nieco.
- Bo tylko ty, Malorie, potrafisz robić takie rzeczy, jak zmniejszanie przedmiotów. Lub ludzi. - odpowiedziała Zoe zgodnie z prawdą, nie przypominając sobie, żeby ktokolwiek inny z jej znajomych potrafił takie same rzeczy, jak kobieta. - Dobra, przenieś nas gdzieś. - dodała po chwili, machając ręką. Kobieta jednak położyła dłonie na swoich biodrach i spojrzała na nastolatkę przed sobą.
- Tylko ty potrafisz z naszego towarzystwa podróżować między światami. - powiedziała, a dziewczyna uderzyła się ręką w czoło. Z tego wszystkiego zapomniała, że w ogóle potrafiła robić takie rzeczy, jak przenoszenie się z jednego świata do drugiego.
- Aaa, tak, to fakt. - przytaknęła od razu, śmiejąc się nerwowo. Nie zwracała już uwagi na znajdującego się nieopodal mężczyznę, tylko odwróciła się do swojej opiekunki, podeszła do niej i przytuliła do siebie. - W takim razie, spotkamy się jeszcze, Malorie.
Malorie nie miała szans zareagować, kiedy dziewczyna niezauważalnie otworzyła portal i pchnęła ją w jego stronę. Na plecach kobiety momentalnie pojawiły się skrzydełka, jak u wróżki, którą swoją drogą była, dzięki czemu zdołała utrzymać się w powietrzu, a nie upaść na ziemię.
- Chcę widzieć cię w domu całą! - zawołała Malorie, kiedy nastolatka zaczęła iść przed siebie, prosto do otworzonego chwilę wcześniej portalu. Musiała przecież dostać się do swojego świata.
- Tak, tak, jasne. - mruknęła dziewczyna, zerkając na nią ukradkiem.
Nie zdążyła jednak nic zrobić, kiedy poczuła, że coś lub też ktoś pchnął ją do przodu. Portal zamknął się tuż przed nią, a otworzył inny - taki, którego jeszcze nie znała i w którym jeszcze nie była. Nie była w stanie nic zrobić, kiedy wylądowała na czymś twardym. Łapiąc się za głowę, pomału podniosła się na równe nogi, ale zachwiało nią nagle, przez co o mało nie wkładka za burtę. Natychmiast złapała się balustrady, nie zwracając uwagi na to, jak bardzo pobielały jej knykcie. Nieświadomie zerknęła w dół, dostrzegając, że jej nogi zwisały bezwładnie w dół, a pod nią rozpościerała się głęboka, granatowa woda.
- O matko! O matko! O matko!
Zastrzyk adrenaliny sprawił, że Zoe prędko wdrapała się z powrotem - jak się okazało - na statek. Opadła na ziemię, oddychając głośno. Nieświadomie położyła dłoń na piersi, czując, jak mocno waliło jej wtedy serce. Była przerażona.
- Nie siedź tak, pomóż nam. - powiedziała jedna dziewczyn, zjawiając się koło niej nagle.
Zoe uniosła na nią swój wzrok, zdezorientowana, że nie była tam sama. Przyjęła jednak pomoc nieznajomej i wstała na równe nogi, zerkając na nią. Z tych wszystkich emocji nawet jej nie podziękowała.
- Że co? Ale...
- Trzymaj. I rób to, co reszta. - odezwała się inna dziewczyna, podając jej do rąk nieznaną jej rzecz.
Nastolatka przyjrzała się otrzymanemu przyrządowi, po czym spojrzała na nieznajome. Ich już jednak nie było w jej pobliżu, dlatego wręcz podbiegła do dziewczyny, która pomogła jej wstać chwilę wcześniej.
- Ale gdzie ja jestem? I kim wy jesteście? Mnie nie powinno tu w ogóle być. - powiedziała, równając kroku z niewiele starszą od siebie dziewczyną. Pokręciła głową sama do siebie, podczas gdy jej towarzyszka zmierzyła ją wzrokiem, nie odzywając się jednak ani słowem. - Ja nie potrafię. - dodała cicho, a jedyne co zrobiła jej towarzyszka, to westchnięcie.
- Rób to, co reszta. Albo wypadasz za burtę. - oznajmiła w końcu, nie widząc żadnych powodów, by gadać z nią dalej. Zoe westchnęła cicho, wiedząc, że i tak nie miała szans na dalszą dyskusję. - To jak?
Przytaknęła, bo co innego miała niby zrobić? Przystosowała się, jak tylko potrafiła - a miała już w tym wprawę, po tylu podróżach w różnych światach. Była osobą, która potrafiła zrobić wszystko, by dopasować się do otoczenia, w którym się znajdowała - to była jej wyćwiczona do perfekcji umiejętność.
- A gdzie płyniemy? Mamy jakiś cel? - spytała chwilę później, chcąc się dowiedzieć czegokolwiek. Skoro już tam była, musiała coś wiedzieć, szczególnie że większość z tych królestw i miejsc znała bądź kojarzyła z opowieści.
- Wybrzeże w Paedor Kingdom. - odparła jej najbliższa dziewczyna, nawet nie odwracając się w jej stronę. Ciemnowłosa pokiwała głową na znak, że rozumie.
- Aaa, okey.
~*~
Przez kolejne dwie godziny wszystkie robiły, co tylko w ich mocy, by bez większych problemów dostać się na wybrzeże w Paedor Kingdom. Zoe wraz z całą załogą po dość męczących staraniach ostatecznie zacumowały ogromny statek i z radością zaczęły wychodzić na suchy ląd. Każda z jej towarzyszek miała w planach wrócić do swoich domów, do bliskich i przyjaciół, ale ona...
Zoe miała pecha. Kiedy sama schodziła kładką na ląd, fale uderzyły o statek, przez co ten zachwiał się mocno. Nie zdążyła nawet zareagować, kiedy wpadła w dół i z głośnym pluskiem wylądowała w lodowatej wodzie. W uszach zaczęło jej szumieć, włosy zasłoniły całkowicie widoczność... Wynurzyła się dopiero po chwili, łapczywie nabierając powietrza do płuc. Odgarnęła natychmiast włosy i nadmiar wody z twarzy, po czym rozejrzała się wokoło.
- Niech to szlag. To jeden z najgorszych dni w moim życiu.
Podpłynęła do najbliższego brzegu, na który natychmiast się wdrapała. Nieco wykończona, podniosła się po chwili na równe nogi, wyciskając wodę ze swoich włosów. Ubrania kleiły się jej do ciała, a ona czuła, że jeśli się nie przebierze, to prędzej, czy później będzie leżeć w łóżku chora - szczególnie że trochę wiało, a ona dość szybko nabywała choroby w takich warunkach.
- Przepraszam. Nie wiesz może, gdzie tu można kupić czyste, suche ubrania? - spytała, zaczepiając jakiegoś pierwszego napotkanego na drodze chłopaka. Ten od razu odwrócił się w jej stronę z uśmiechem, przez który zmiękły jej kolana.
- Tuż za rogiem jest jeden ze sklepów z odzieżą. Ma pewno znajdziesz coś dla siebie. - odparł melodyjnym, przyjemnym dla ucha, głosem. Czuła jego wzrok na sobie, ale nie na mokrym ciele, a na twarzy. Od razu dotarło do niej, że nie był taki, jak inni chłopcy, których znała.
- Dziękuję bardzo. - odpowiedziała, odgarniając kosmyk swoich ciemnych włosów z twarzy. Zaraz ruszyła przed siebie, jednak coś nie dawało jej spokoju. Pragnęła dowiedzieć się chociaż, jak miał na imię. - Aa, mam jeszcze jedno pytanie. - zaczęła, zatrzymując się, by się do niego odwrócić. Chłopak podszedł do niej bliżej z uśmiechem na ustach.
- Słucham uważnie.
- Jak ci na imię? - spytała prosto z mostu, nie przejmując się, że wciąż spływała po niej woda. Fakt, marzła, ale nie potrafiła stamtąd odejść ot tak. Coś ją przed tym skutecznie powstrzymywało.
- Daniel. Miło poznać. - przedstawił się z szerokim uśmiechem, wyciągając w jej stronę dłoń.
- Zoe. Ciebie również. - odparła, wymieniając z Danielem uścisk. Jego dłoń była nieco szorstka, a jednak tak delikatna w dotyku... Po plecach Zoe przeszły przyjemne dreszcze. - Ale teraz muszę spadać. Wszystko się do mnie klei.
- Powodzenia. - powiedział, czując od dziewczyny dziwną aurę. Była inna i świetnie zdawał sobie z tego sprawę. - Może jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy.
- Zobaczymy. - mruknęła, wzruszając ramionami. Uśmiech z jego twarzy nie znikał, a ona zastanawiała się, czy przypadkiem się czegoś nie naćpał. - Cześć. I dzięki jeszcze raz.
Wkrótce odeszła, a Daniel zatrzymywał na niej wzrok, póki nie zniknęła mu z horyzontu.
~*~
- Można się dosiąść? - odezwał się chłopak, wskazując na wolne miejsce na ławce, na której siedziała Zoe. Dziewczyna odwróciła głowę w swoje prawo, od razu rozpoznając swojego nowego kolegę.
- Jasne.
Daniel usiadł koło niej w milczeniu. Ona też nie zamierzała odzywać się pierwsza, była zmęczona całym dniem - najpierw jakieś nudne lekcje w szkole, ucieczka przed woźnym, wylądowanie na jakimś statku i pomoc na nim, a później jeszcze to wpadnięcie do wody. To było za dużo, nawet jak dla niej. Marzyła by wrócić do swojego domu, ale w tamtym momencie było to raczej niemożliwe - nie miała wystarczająco dużo sił, by otworzyć dla siebie portal.
- Nie jesteś stąd, prawda? - zagadnął w końcu Daniel, chcąc jakkolwiek zacząć rozmowę z nią. Intrygowała go bardzo.
- Fakt. Nie jestem. Mieszkam w innym królestwie, ale to taki szczegół. - odparła od razu, uśmiechając się delikatnie. Przez cały czas patrzyła przed siebie, aż w końcu odwróciła głowę w jego stronę, co nieco go speszyło. - A ty? Miejscowy chyba, nie? To widać. - stwierdziła, na co on zaśmiał się cicho. I choć jej nie znał, już wiedział, że mógł z nią przebywać godzinami.
- Tak, miejscowy. - przytaknął, przejeżdżając dłonią po swoich ciemnych włosach. Zapadła między nimi cisza, ale nie na długo, bo Daniela naszła pewna myśl, o którą musiał spytać. - Masz, jak wrócić do siebie, czy tak zbytnio nie?
- Nie dam rady chyba. Ale będę musiała się gdzieś zatrzymać na noc, bo nie będę spać na porcie przecież.
Daniel przez chwilę główkował, co mógłby zrobić, by nic się jej nie stało, żeby nikt się o nią nie martwił, że śpi na zewnątrz. Zdawał sobie sprawę, że czasami w nocy potrafiło być zimno, a port do spania nie był najlepszą opcją.
I wtedy wpadł na, przynajmniej tak uważał, wspaniały pomysł.
- Pojedź ze mną.
- Co? - spytała zdziwiona Zoe, ale prędko zrozumiała, że nie żartował. Jedno spojrzenie wystarczyło, by dowiedzieć się, że to nie był żaden żart, a zwykła propozycja. - O, nie, nie. To, że teraz z tobą gadam, jak ze starym dobrym kumplem, nie znaczy, że ufam ci w pełni. Kto wie, kim ty tam jesteś i co ci siedzi w głowie. - powiedziała natychmiast, machając rękami, jakby chcąc od siebie odgonić tamtą myśl. Naprawdę była mu wdzięczna, że to zaproponował, ale rodzice zawsze uczyli ją, by nie ufać obcym. - Podziękuję, naprawdę. Rodzice chyba wolą widzieć mnie całą w domu.
- Nalegam. - powiedział Daniel, nie chcąc wtedy przyjmować żadnego sprzeciwu. Czysta troska o nią nie pozwalała mu jej tam zostawić na pastwę losu. - Moja mama na pewno się ucieszy, kiedy będziemy mieć gościa. Rzadko ma z nimi styczność, często choruje, to dlatego.
- Oo. To zdrowia dla niej, jak najwięcej. Naprawdę współczuję.
Cisza znów zapanowała między nimi. Daniel co chwilę zerkał w jej stronę, oczekując odpowiedzi - tej twierdzącej odpowiedzi. Rodzice uczyli go, by pomagać i tą pomoc chciał właśnie dać jej. Nie dziwił się, dlaczego chciała odmówić, bo sam na jej miejscu by to zrobił, ale mimo wszystko...
- To jak? Niedługo powinniśmy wracać z ojcem do domu, możesz się zabrać z nami.
Zoe westchnęła, rozglądając się wokoło. Szukała czegokolwiek, ale wiedziała, że i tak była na straconej pozycji. Mogła protestować dalej, ale na co by się to zdało?
- Śmiem twierdzić, że innej opcji niestety nie mam. - westchnęła cicho, ulegając w końcu pod jego spojrzeniem. Prędko jednak odwróciła wzrok, bo wiedziała, że może się to źle dla niej skończyć, kiedy tylko patrzyłaby dłużej w jego hipnotyzujące oczy. - Dobrze, mogę pójść z wami.
- Świetnie. - powiedział Daniel, klaszcząc w dłonie. Jego ciało radowało się całe, co też sprawiło, że odruchowo wstał, wystawiając w jej stronę dłoń. - Chodź, tutaj niedaleko są nasze konie. - dodał, kiwając głową w jakimś kierunku.
- Widzę, że nie tylko my poruszamy się na koniach. - stwierdziła Zoe ze śmiechem, przyjmując jego dłoń.
Wtedy już nic nie miała do stracenia.
~*~
- Podejrzewałam wszystko. Jakaś rudera, zniszczony dom w lesie, małe mieszkanie, domek jednorodzinny, nawet willę. Ale nie sądziłam, że zabierzesz mnie do zamku.
Zoe, Daniel i jego ojciec stali przed wielkim zamkniem z mnóstwem okiem i wielkimi drzwiami. Kilkanaście metrów za nimi znajdowała się ogromna brama, a tuż za nią wioska. Ale to właśnie zamek najbardziej przykuwał uwagę dziewczyny, a także świadomość, że Daniel nie był zwykłym chłopakiem. Docierało do niej wtedy, że mogła domyślić się tego dużo wcześniej, kiedy tylko zobaczyła ich konie i jego ojca. To było przecież tak oczywiste, że był kimś ważnym w Paedor Kingdom.
- Zaskoczona, co? - zaśmiał się, patrząc na nią z lekkim rozbawieniem. Spodziewał się takiej reakcji z jej strony i nawet miło mu się na to patrzyło.
- I to jak... - stwierdziła Zoe, po czym oprzytomniała nieco, pokręciła głową i spojrzała w jego stronę. Był wtedy tak blisko niej, że uderzyła go w klatkę piersiową, co wywołało u niego kolejny śmiech. - Czemu mi nie powiedziałeś, że jesteś jakimś cholernym księciem? Zachowywałabym się bardziej przyzwoicie.
- Wolę, jak ludzie nie znają mnie od tej strony. Wolałem uniknąć pewnych sytuacji.
W tamtym momencie musiała przyznać mu rację, rozumiała jego postępowanie. Sama przecież wolała, jak ludzie traktowali ją równą sobie, a nie jakby była z rodziny królewskiej - co nie odbiegało wcale od prawdy, bo właśnie do takiej należała. Dla wielu, pomimo tego, że wiedzieli, kim była, uznawana była za nieco roztrzepaną dziewczynę, która potrafiła dogadać się z naprawdę wieloma ludźmi.
- Chodź, mama na pewno już czeka. Gosposie pewnie przygotowały już do stołu, a kucharze przyrządzili kolację. - powiedział po chwili, łapiąc ją za dłoń. Oboje tamten dotyk przyprawił o szybsze bicie serca, ale żadne z nich nawet tego nie pokazało. - Jesteś głodna, prawda?
- Nie. - zaprzeczyła od razu, ale jej brzuch i tak dał o sobie znać, czego już nie potrafiła ukryć ot tak. - Dobra, jestem bardzo głodna. - przyznała w końcu, dając mu się bez problemu ciągnąć. Nie przeszkadzało jej to nawet, czuła się pewniej, kiedy był tak blisko. - Wejdźmy już, bo wciąż mi zimno po tej kąpieli w wodzie. Potrzebuję trochę ciepła.
- Panie przodem. - oznajmił, kłaniając się lekko, po tym jak otworzono dla nich drzwi. I choć normalnie by za to podziękowała, wtedy jakoś nie potrafiła tego zrobić od razu.
- A teraz się odezwał dżentelmen. - mruknęła, mimo że naprawdę mu za to dziękowała. Chciała się z nim jedynie podroczyć. - Dzięki wielkie, panie księciu. - odparła, sama kłaniając się delikatnie, jak na prawdziwą księżniczkę przystało.
Chłopak zachichotał cicho.
- Wystarczy Daniel.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro