Sebastian x OC
One Shot dla Arin_Michaelis
Dzisiejszy dzień nie różni się od innych, szary widok za okna idealnie odzwierciedla moje obecne emocje, z westchnieniem zakładam płaszcz i wychodzę z zakładu pogrzebowego ojca uprzednio się żegnając. Wędruję w ponurej mgle, moim celem jest centrum Londynu, gdyż obiecałam Grellowi spotkanie dzisiaj. Mimo lekkiego chłodu ledwie widoczny uśmiech nie opuszczał mojej twarzy nawet na ułamek sekundy, czując jak wiatr porusza moimi długimi czarnymi włosami pokazując niebieskie pasemko idę dalej w miłej atmosferze. Stoję chwilę w bezruchu patrzę na dach a na nim stoi dobrze znana mi postać mojego przyjaciela odzianego w czerwień, na jego twarzy gości tak jak zawsze szeroki uśmiech wraz z makijażem. Mój prawie niewidoczny uśmiech uwydatnia się na jego widok już po chwili czuję jak upadam na ziemie tak samo jak ciężar na mnie czerwono włosy mężczyzna właśnie się do mnie tuli.
— Arin! nawet nie wiesz jak nie mogłem doczekać się naszego spotkania. — odparł rozemocjonowany.
— Też się cieszę, że mogę Cię znów zobaczyć to sama przyjemność. — powiedziałam patrząc na niego.
— Widziałem świetną suknie idealnie będzie pasować do twojej dzisiejszej randki z Sebastianem! — rozpoczął temat z wyraźnym podekscytowaniem — przyrzekam, że Ci się spodoba oczywiście jest czerwona, bo jakżeby inaczej słoneczko? — odparł wesoło.
— W takim razie chodźmy już, chcę ją zobaczyć. — rzekłam przyglądając mu się uważnie — skoro twierdzisz, że jest idealna to Ci wierze, prowadź.
Chłopak reaguje od razu, zaczyna mnie ciągnąć do wybranej przez siebie krawcowej. Zdziwiona przyglądam się sukni, o której opowiedział mi Grell. Patrzę z błyskiem radości w oczach jestem nią oczarowana jej cudownym szkarłatnym kolorem i krojem. Za zgodą przymierzyłam ją nie mogę uwierzyć, że pasuje idealnie, wychodząc za kotary widzę Grella płacącego krawcowej.
— Oj wiedziałem! — krzyczy wesoło — Idealnie Ci pasuje słoneczko.
— Jak? — Tylko to wyszło z moich ust — Przecież nie podałam moich wymiarów. — zdziwiona patrzę mu w oczy.
— Cóż jestem po prostu świetnym przyjacielem. — powiedział spokojnie — Pamiętałem twoją miarę z poprzednich zakupów! — Nie wytrzymał pokazując swój entuzjazm.
— Nie krzycz już tak. — odparłam zatykając uszy — Moje bębenki tego nie zniosą.
— No przepraszam, lecz za bardzo się podekscytowałem. — powiedział pocierając kark z nieśmiałym uśmiechem.
Nic już nie mówiąc wychodzę z Grellem, który nie pozwala mi się przebrać. Prowadzi mnie w miejsce, którego wcześniej nie widziałam. Kazał mi iść dalej prosto, moją drogę rozjaśniły świece przy nich było dużo liści idę dalej. Z niedaleka zdołała zobaczyć czarną postać z każdym krokiem serce biło mi coraz głośniej, stojąc dokładnie przed tą osobą mój uśmiech poszerzył się znacznie. Sebastian Michaelis mój partner stoi przede mną z uśmiechem podając mi rękę z chęcią ją przyjmuje, żebym została poprowadzona do krzesełka przy stoliku pełnym przekąsek.
— Więc to był spisek pomiędzy wami tak? — pytam doskonale znając odpowiedź.
— Kochanie to randka niespodzianka. — mówi całując twoją dłoń — Myślę, że to dobrze iż dogadujemy się w jakimś stopniu. — mruczy odsuwa jąć mi krzesło.
Usiadłam a on zaraz za mną, luźna rozmowa nie sprawia nam żadnego problemu, widać jak je ze mną delikatnie się uśmiechnęłam ale nie tak jak wcześniej. Godziny mijają jak krótka chwila może parę sekund, nawet nieprzyjemny wiatr nie mógł nam przeszkodzić.
— Kochanie co powiesz na krótki spacer? — pyta od razu po wstaniu podając mi dłoń.
Przyjmuje jego dłoń wstając i odchodząc od stołu, lekko trzęsąc się z zimna. Nie mija nawet chwila a już mam na sobie jego przydługi płaszcz, z lekkim rumieńcem, który przysłanie moje poliki wtulam się w tą część jego ubrania. Patrzę na Sebastiana, który prowadzi mnie do miejsc naszych randek taki jakby chciał sobie wszystko przypomnieć. Przymykam delikatnie oczy ciesząc się tą chwilą błogiej ciszy i spokoju, zero krzyków, wypadków i niszczenia czego popadnie. Na miejscu naszej pierwszej randki uklęknął przede mną z pudełeczkiem, w którym był pierścionek patrzałam na niego a potem na Sebastiana. Mój uśmiech był tak szeroki, że sięgał prawie do ucha, po mojej twarzy spływają łzy szczęście niespokojnie czekam aż zada mi to pytanie.
— Najdroższa Arin Crevan czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i zostać moją żoną? — pyta patrząc mi prosto w oczy.
— No nie wiem. — powiedziałam sprawdzając co zrobi ale kiedy zobaczyłam jego zdezorientowanie na twarzy odparłam — No oczywiście, że tak! — po tym jak założył mi pierścionek na serdeczny palec prawej dłoni przytuliłam się do niego.
— Więc możemy już wracać do domu? — Zapytał zakładając swój płaszcz na moje ramiona.
— Tak wracajmy Sebastian. — Rzekłam wycierając pozostałe łzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro