Hoodie x Masky
Hoodie i Masky wracają z kolejnej misji, która nie była taka prosta to nie było ani zwykłe zamordowanie kogoś bądź szpiegowanie. To było bardziej złożone odgrywanie ról mili i pracowici? Może te drugie się zgadza tylko w innym zawodzie. Jednak żaden z nich nie spodziewał się, że dostanie się do grona nowych i dość silnych morderców będzie prostsze niż udawanie ofiar nie mających się gdzie podziać i jak dalej żyć. To było wręcz zabawne miny tych nowych morderców zajmujących się swoją pracą na terenie operatora.
— Hej Masky? — Zapytał cicho Hoodie nie chcąc zakłócać blogiej ciszy.
— Tak Hoodie. — Wyszeptał spokojnie Masky.
— Czy to naprawdę są silni mordercy? Oni nie powinni nam przeszkadzać skoro są tacy wyrozumiali i łatwo ich złamać. — Towarzysz podzielił się swoimi przemyśleniami.
— Cóż możliwe, ale to nie powinno nas obchodzić mamy misję do wykonania a nie jesteśmy jak oni. — Odparł wzruszając ramionami.
— Racja zazwyczaj masz rację i teraz też hah. — Cicho się zaśmiał patrząc w dal.
— ... — Nic nie mówiąc wsłuchał się w głos przyjaciela uwielbiał go słuchać tym bardziej, że tylko przy nim się nie jąkał.
Dalszą droga była spokojna aż za spokojna co samo w sobie było podejrzane, jednakże chłopcy nie przejęli się tym. Tak zwana cisza przed burzą, która zaraz się rozpęta. Zatrzymali się centralnie pod rezydencją z myślą o odpoczynku po męczącym dniu nie mieli obaw o denerwującego Jeffa lub Toby'ego, gdyż ta dwójka ma tygodnuiwą misję.
Szelest pobliskich krzaków został przez nich olany teraz liczył się tylko sen w pokoju bez żadnych problemów. Otworzyli drzwi wchodząc do rezydencji pochłoniętej przez niepokojącą cieszę i mrok.
— Masky dlaczego jest tu tak cicho i ciemno? — Zapytał Hoodie z nadzieją na jakiekolwiek wyjaśnienie.
— Nie wiem stary. — Odezwał się niepewnie czujni rozglądając się po kątach zauważając czyjś cień rzucił się na swojego kumpla.
Nagły wystrzał wyjaśnił sytuację w jakiej się znaleźli, postrzelony Masky sturlał się z przyjaciela a z cienia wyłonił się przywódca nowicjuszy. Obaj mężczyźni byli zdziwieni wydawało im się, że podołali zadaniu i dobrze zagrali swoje rolę jak widać mylili się. Za przywódcą była jeszcze dwie kobiety z katanami szansę nie były wyrównane trzech na jednego? To naprawdę niegodne nawet u morderców powinien być jakiś honor.
— Czy wy naprawdę myśleliście, że uwierzymy wam w wasze bajeczki? — Zakpił śmiejąc się ich wróg.
— Hoodie... — Wyszeptał Masky podając swój pistolet i robiąc gest, który był jednym z ich licznych szyfrów.
Hoodie wstał z brudnej podłogi powoli podchodząc do trójki przybyszy, Masky ostatkami sił sięgnął ciężką butle. Próby Maky'ego w wstaniu poszły o dziwo dobrze, Hoodie postrzelił dwie kobiety kiedy Masky ledwo co trafił szefa butlą w głowę. Mężczyzna z żółtą bluzą podbiegł do najlepszego przyjaciela podnosząc go biegiem, zdziwiony postrzelony mężczyzna nie protestował przynajmniej na początku. Kiedy ochłonął i zauważył jak ledwo Hoodie biega z nim w rękach na ten widok tylko westchnął wiedział co musi zrobić.
— Hoodie zostaw mnie tu i uciekaj, teraz ledwo co biegniesz nie dasz rady tak dalej ze mną biec. — Stwierdził z grobową miną nie chciał aby obaj umarli był pewny, że reszta ich ściga.
— Zwariowałeś! Jesteś moim przyjacielem, jedynym w swoim rodzaju poza tym ta kulka była na mnie! — Wykrzyczał biegnąc szybciej. — Trzymaj się zaraz będziemy u doktora on Ci pomoże! — Dodał patrząc przed siebie.
— Dlaczego mnie po prostu nie zostawisz każdy inny by tak zrobił żeby ratować swoje życie? — Zapytał chcąc zniechęcić chłopaka.
— Nie każdy jest twoim przyjacielem a tak się składa, że ja nim jestem więc masz odpowiedź. — Oświadczył z powagą godną pochwał.
🖤❤️🖤❤️🖤❤️🖤❤️🖤❤️🖤❤️🖤❤️
Mam nadzieję, że się podobało fabuła od razu przyszła mi do głowy! Wyobrażałem to sobie lepiej opisane i nawet poczułam ich emocje jednak moje pisanie raczej nie wywoła takich emocji heh pamiętajcie, że można składać zamówienia bay see you later.
🖤❤️🖤❤️🖤❤️🖤❤️🖤❤️🖤❤️🖤❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro