Ostatni list do Liska
Drogi Lisku!
Ah, jak ten czas wolno płynie! To już przeszło trzy lata, a ja czuję, jakby to właśnie wczoraj przekazano mi wiadomość o Twojej śmierci. Niepozorny herold wypowiedział imię, które zabolało tak mocno. Najbardziej rozdarła mnie myśl, że już nigdy nie będę mogła usłyszeć Twojego głosu, ani zobaczyć Twojej twarzy. A czas mija, i choć pamiętam barwę Twoich słów, to nie zabrzmią one w moich uszach, a wygląd Twój, choć wyryty w moich oczach na zawsze, nie objawi się przed nimi już nigdy.
Tęsknię, każdego dnia, każdej milisekundy mojego życia.
Czasem przyłapuję się na pisaniu życzeń dla Ciebie, z wszelkich możliwych okazji - urodzin, imienin czy świąt, lecz wtedy z bólem przypominam sobie, że nigdy nie będziesz w stanie już ich przeczytać.
Niekiedy z niepokojem szukam wzrokiem na mym biurku czarnej róży, którą złożyć miałam na Twoim grobie... A przecież jej dawno już tutaj nie ma. Zwieńczyła zimny marmur, pod którym złożono Twe ciało. Do tej pory nie rozumiem, jak mogłam do tego dopuścić.
Kiedy ktoś dzwoni do drzwi, moje serce przyspiesza z nadzieją, że przybyłeś, a wszystkie wieści o Twojej śmierci, cały pogrzeb, to wszystko było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Obiecałeś mnie odwiedzić, pamiętasz? Może właśnie dlatego też łudziłam się, że nie mogłeś odejść przed wypełnieniem tej obietnicy.
Perfidnie pozbawiono mnie możliwości zobaczenia Cię po raz ostatni. To byłaby nasza druga prywatna rozmowa, prawda?
A jednak łączyło nas coś, czego nie da się opisać słowami. Mentalna więź dwóch dusz, tak różnych, a tak podobnych. Tak obcych, a tak znajomych.
To zabawne, że byłeś osobą, którą chciałam poznać tylko dlatego, że widziałam Cię we śnie, kiedy to złożyłam Ci obietnicę, wycierając z policzków łzy rozpaczy. Czy to ona tak naprawdę związała nasze losy? Czy 'dałam radę' tak, jak przysięgałam? Często rozmyślam, co było istotą Twoich słów. Czy byłam osobą, która mogła Ci jakoś pomóc?
Bo jeszcze wtedy nie wiedziałam, co Cię czeka. Ty też nie wiedziałeś. Do tej pory nie mogę wytłumaczyć proroctwa snów, jakie się z Tobą wiązały. Jednak byłam najpewniej najgorszą osobą do odczytywania licznych metafor, kryjących się za trywialnym mistycyzmem. Zatapiałam się w bezradności, odkrywając ich sens w momencie, gdy wszystko się dopełniało.
A na pewno mogłam zrobić więcej niż to, w co oboje wierzyliśmy. Bo choć błagałam Boga na kolanach w codziennej modlitwie, wylewając łzy tak podobne do różańcowych koralików, szeptając żarliwie litanie i koronki, to czy tego właśnie potrzebowałeś? Moja wiara musiała być nikła, jeśli nie otrzymałeś ode mnie pomocy. Umierałeś, cierpiąc katusze, a ja próbowałam ubłagać tego, w którym pokładałam nadzieję, o zmianę Twojego losu. Ah, jak egoistycznym było chcieć Cię zatrzymać na tym padole łez! Zostałeś męczennikiem, Lisku, dogorywając cztery lata. A wszystko to z mojej winy.
Czy kiedyś mi to wybaczysz?
Choć pewnie już to zrobiłeś, bo inaczej nie wróciłbyś, prawda?
Pamiętam, jak po raz pierwszy mnie o coś poprosiłeś. 'Narysuj' – usłyszałam w duszy, choć było to coś, w co nie mogłam uwierzyć. Sądziłam, że postradałam zmysły. Mimo to nie odpuszczałeś. 'Różę' – zrozumiałam. Niesamowite jest odczuwać słowa żadnym ze znanych nam zmysłów. Sądzę, że wtedy też prowadziłeś moją rękę, kiedy kreśliłam fioletowe granice kolorów. Kiedy skończyłam, dotarło do mnie. Ta róża... Podarowałeś mi ją we śnie, kiedy zachorowałeś. Wyszedłeś ze złotego ogrodu, do którego nikt nie miał wstępu. Przeszedłeś po jaśniejącej kładce, a będąc już blisko zamknąłeś mnie w swoim uścisku, którego realnie doświadczyłam później jedynie raz, po czym otwarłeś dłoń z pączkiem fioletowej róży. Ta, którą kazałeś mi narysować, była już rozwinięta. Alfa i omega. Początek i koniec. Zapłakałam jednocześnie ze szczęścia, jak i bólu. Radowałam się, że wróciłeś, żałowałam, że zaraz odejdziesz.
Mimo to zostałeś. Miałeś dla mnie czas, który swą niezwykłością pokrzepił moje serce i zadziwił umysł.
Pamiętasz, kiedy zaproponowałeś spacer w głąb miasta? Gdy pytałam Cię o cel, stwierdziłeś, że masz dla mnie niespodziankę. A ja nadal wątpiłam w Twoją obecność. W końcu w tym świecie zmarli nie zapraszają żywych na spacer. To dość osobliwe, co, Lisku? Ale potrafiłam zaryzykować. Finalnie mogłam się zawieść, ale drugim wyjściem była prawdziwa niespodzianka, jaką obiecałeś. Szliśmy w ciszy. Prowadziłeś mnie, choć nie sądziłam, aby obrany kierunek przyniósł mi coś niespodziewanego. Najwyżej tłum ludzi w centrum miasta, w zwyczajny dzień. W połowie drogi jednak poczułam zapach topionego cukru. Oczy zaiskrzyły się samoistnie, a ja nie mogłam uwierzyć w tę złudną woń. 'Niemożliwe' – powtarzałam w myślach, na co Ty tylko uśmiechałeś się pod nosem, kiedy przyspieszałam kroku. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jarmark bez okazji. Akurat dziś. Prędko ustawiłam się w kolejce, wśród rodziców z dziećmi, co wyglądało na pewno przekomicznie. Uradowana z zakupu udałam się w drogę powrotną, jakbym tylko przyszła tu po ten przysmak. Ale to była właśnie Twoja niespodzianka. A ja szłam samotnie ulicą, pochłaniając watę cukrową i uśmiechając się do Ciebie. Śmiałeś się ze mnie tak mocno, radując się z mojego szczęścia. Jednak sam wiesz, że najbardziej cieszyłam się z Twojej prawdziwej obecności.
Kolejnym razem również mieliśmy gdzieś wyjść, jednak przez moje plany coś się nie powiodło. Zostaliśmy na miejscu, a mi było smutno, że przeze mnie znów coś nie wyszło. Mimo to widocznie miałeś w zanadrzu inny plan, gdyż poprosiłeś mnie, abym nie kładła się dziś wcześnie. Jednak ja nie posłuchałam. Mój głupi rozsądek znów uznał, że wszystko sobie jedynie ubzdurałam. Zakopałam się w kołdrze, starając się zasnąć. Jednak nagle powiedziałeś, żebym wstała i podeszła do okna. Naprawdę nie chciałam, aby ten głos okazał się wyimaginowany, więc nie ruszyłam się z miejsca, ale to nie zatrzymało biegu zdarzeń. Chwilę później niebo rozświetliły piękne race, a ja podniosłam się na łokciu, obserwując je oniemiała.
Później jeszcze wiele razy udowadniałeś mi, że jesteś przy mnie i nigdy nie zostawisz tej, która nie potrafiła Cię uratować. Widziała przyszłość, nie potrafiąc zatrzymać biegu tragicznych wypadków. A jednak nie potępiłeś mnie za to. Nie wiem, jak Ci dziękować, kochany Lisku. Gdyby nie Ty, byłabym zupełnie inną, gorszą wersją siebie. To Ty sprawiłeś, że coś we mnie uległo zmianie. Uwierzyłam w ludzi, a finalnie nawet w siebie. Tylko dzięki Tobie mogę śpiewać, grać na gitarze i patrzeć na siebie w lustrze, bo wiem, że potrafisz dostrzec piękno tam, gdzie nikt inny go nie dostrzegł, przez co i ja uznałam, że go tam nie ma.
Czy za życia doznałeś choć trochę ulgi wśród moich słów? Czy kiedykolwiek błądziłam po Twoich myślach? Chciałabym to wiedzieć, nawet, gdyby prawda była bolesna. Ale nigdy nie odpisałeś na moje listy. Pewnie było ku temu wiele powodów. Jednak wiem, że pytałeś o mnie, więc w Twoich oczach nie byłam nikim. Czy już wtedy widziałeś we mnie Wilczka?
Kocham Cię, Lisku, i nigdy o Tobie nie zapomnę, wiesz o tym. Stałeś się częścią mnie – mojej duszy i mojego serca. Chciałabym zobaczyć się z Tobą jeszcze po drugiej stronie. Na pewno mnie rozpoznasz, Lisku.
Ten deszcz... Czy Ty... też płaczesz?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro