(Ninjago) Morro x Reader
Dedykowane Happy_PL
~
Morro patrzył na swój posąg w muzeum z niemałym podziwem.
Ha! Jestem w sali największych złoczyńców! -myślał.
Oglądał jeszcze chwilę inne posągi, po czym zawrócił na pięcie w kierunku wyjścia. Muzeum już było zamknięte, no ale duch to duch. Ściany nie są dla niego przeszkodą. Szedł sobie ciemną ulicą Ninjago i myślał. Czy opłaca mu się mścić na ninja, czy może by tak przejść na wygraną stronę.
Tak w sumie to Morro nigdy nie chciał być zły. Po prostu fakt, że harował i torturował się na treningach po nic, był dla niego ciosem nie do zniesienia.
To były stare i dziwne czasy. Teraz młody duch odzyskał spokój i energię. Postanowił, że pora założyć rodzinę i spłodzić nowego dziedzica mocy Wiatru.
Oby miał po mnie charakter a nie wygląd-po cichu powiedział na głos.
Spojrzał w niebo, godzina 2 w nocy i ani jednej chmury. Lekki wiatr wiał mu w twarz. Gdzieniegdzie pojawiał się jakiś człowiek, ale mistrz Wiatru był dla niego niewidzialny. Stało się tak tuż po tym jak Morro ponownie uciekł z Przeklętej Krainy. Został przeklęty i od tamtej pory nikt, poza osobami posiadającymi moce, nie mógł go zobaczyć.
Po namyśle stwierdził, że resztki zła jeszcze z niego nie wyparowały, więc pójdzie postraszyć ludzi w klubach.
Wszedł do baru o nazwie "Boskie halucynacje".
Ludzie chrapali głośno na stalowych stolikach, pod nimi a i na podłodze. Ciemne lampy wiszące, dodawały miejscu intymności. Płatki zwiędłych już dawno goździków leżały na podłodze i wszędzie indziej. Czarne i krwisto brązowe ściany lokalu wszędzie były czymś poplamione. Morro jak gdyby nigdy nic wszedł na ladę i stworzył wielkie tornado. Zaczął się śmiać w niebogłosy, zapominając, że może i ludzie go nie widzą ale słyszą.
- Mógłbyś się tak nie rechotać? -nagle usłyszał głos zza lady-Tu pracują ludzie. Tak do ciebie mówię ty zielony!!
Wielce zdziwiony Mistrz Wiatru odwrócił się do znudzonej dziewczyny popijającej jakiś płyn z butelki. Była widocznie zmęczona życiem i rutyną. Jej (kolor) koszulka była już na krańcu wytrzymałości a (kolor) spódniczka kompletnie brudna. Miała podkreślone oczy i duże (kolor) usta. Włosy spięte w kok, straciły swój urok jakieś dwa dni temu. Na prawej piersi dziewczyna miała naszywkę z imieniem.
- Ty? Ty mnie widzisz? -spytał widocznie podniecony.
- Wskoczyłeś mi na ladę, wydzierasz się na cały ryj a do tego robisz jakieś wielkie tornado, które niszczy mi połowę sprzętu. Więc odpowiedź jest prosta: Nie, nie widzę cię.
- Nie, ty nic nie rozumiesz-
zszedł z lady i usiadł obok (kolor) włosej dziewczyny- Ludzie nie mogą mnie zobaczyć.
- To chyba się popsułeś bo cię widzę.
- Albo to ty jesteś wyjątkowa.
- Wooow, jakie komplementy prawisz. Jestem (imię)
- Morro, Pan Wiatru
- Czyli jesteś jednym z tych... Ninja? Co mają moce i skaczą po budynkach i ratują świat...
- Co?! Nie! Ja jestem tym złym... To znaczy byłem.
- Byłeś ale się zmyłeś.
- Nie ważne, porozmawiajmy o tobie. Pracujesz tu tak?
- Tak
- Mieszkasz też gdzieś tu w pobliżu czy...
- Ty już chcesz mój adres? Czyżbyś był jednym z tych co mają nie powiem gdzie uczucia innych?!
- Nie! Ja... Ja po prostu...
- No co? Wyduś to!
- Jestem... Cholernie samotny....
- Hahahahaha!
- Takie to śmieszne?
- Tak
- Bo?
- Bo ja też jestem samotna...
Morro dobrze wykorzystał moment, zbliżył się do (imię) i położył swoją rękę na jej udzie. Zareagowała tak jak on chciał. Przysunęła się do niego i pocałowała. On coraz namiętniej i agresywniej. Poczuł do niej coś, czego nie czuł nigdy w życiu. Zdjął jej koszulkę a ona zaczęła rozpinać jego zieloną koszulę. Zaczął ją całować od uszu, zszedł do policzków, ust, szyi, schodził coraz niżej....
- Ej żyjesz??!
Morro nagle usłyszał krzyk.
- Haaalo??!
Odwrócił się sparaliżowany i uderzył w głowę. Natychmiast się obudził.
Spostrzegł, że jest dzień. Ludzie krążyli wokół niego. Nad nim zaś stał Cole. Mistrz Ziemi pomógł mu wstać, a nadal niedowierzający Morro obejrzał się. Zobaczył pub, Boskie halucynacje i krople krwi na krawężniku.
- Morro? Hej?! Dobrze się czujesz? Uderzyłeś się w głowę i straciłeś przytomność. Haaalo?
Cole nie wysilał się więcej, zrozumiał, że jego kolega jest nieobecny.
Pan Wiatru ponownie przekroczył próg baru i pobiegł za ladę. Zobaczył siedzącego na krześle pijaka z obwisłym brzuchem.
Wyszedł tak szybko jak wszedł, zerknął na Cole'a i powiedział:
- Mój życiowy pech: Aktywacja!-uśmiechnął się smutno i odszedł.
~
Kira
Nie mam pojęcia dlaczego to tak długo pisałam, przepraszam!
Zamówienia wciąż otwarte!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro