(Ninjago) Morro x Lloyd
Dedykowane _Atraa
Przepraszam za opóźnienia... Brak weny i lenistwo to jedyne wytłumaczenia. Przepraszam też osoby które zamówiły Robin x Reader i Bestia x Reader ale ich nie zrobię. Nie mam kompletnie pomysłu. Wracając i tak życzę miłego czytania 💕
~
Dzieje się to wszystko podczas sezonu 4 (alternatywna wersja powiedzmy)
Morro w ciele Lloyda wchodził właśnie do swojego pokoju na nawiedzonym statku. Był na nim sam, wszystkie duchy wysłał na drobne misje. Drewniana podłoga wydawała dziwne odgłosy pod każdym jego krokiem, a gdy usiadł wreszcie na łóżku nastała cisza. Jednak nie wszędzie. W głowie Morro panował chaos i wrzask. Lloyd za wszelką cenę próbował walczyć, przy tym krzycząc i narzekając na co tylko się da. Pan Wiatru powoli tracąc cierpliwość opuścił ciało Lloyda, który padł na twarz nieprzytomny, tylko po to, aby go zabić. W końcu kto powiedział, że zielony ninja musi być żywy? Duch spokojnie może opętać ciało bez życia, tak przynajmniej twierdził Morro. Sięgnął więc po najbliższą broń, jaką był długi czarny sztylet z dziwnymi znaczkami na rękojeści, spojrzał na Lloyda i zawahał się. Zaczął rozmyślać nad swoim aktualnym jak i przeżytym życiem. Przecież Morro nigdy nie był „tym złym". Uczył się pod okiem mistrza, aby stać się lepszą i silniejszą wersją siebie a to, że teraz jest gdzie jest i robi to co robi jest winą tylko i wyłącznie senseia Wu...
Wiara w to stwierdzenie dawała mu wolną rękę. Nagle Lloyd zbudził się i spojrzał na ducha swoimi pełnymi niepokoju zielonymi oczami. Trwali tak w ciszy i bezruchu przez parę minut. Morro przekręcił lekko głowę, wyrzucił sztylet gdzieś za łóżko po czym załamany zakrył twarz rękoma. Kompletnie zdezorientowany i osłabiony zielony ninja nie wiedząc co zrobić, jak gdyby nigdy nic usiadł obok mistrza Wiatru.
- Czuję, że nie wiesz co robić czyli dokładnie tak jak ja. Posłuchaj ja... wcale nie chcę z tobą walczyć, wiem, że byłeś uczniem mojego wujka i chciałbym abyś do nas dołączył zamiast z nami walczyć - zaczął Lloyd
- C-co? Co ty wygadujesz?
- Wiem, że w głębi serca jesteś dobry... Czuję to. Może to dlatego, że mnie opętałeś i po prostu wiem co czujesz, albo to dlatego, że jesteśmy do siebie podobni...
- Jakim cudem moglibyśmy być podobni?! Ja, przeciętny nic nieznaczący duch i światowej sławy Zielony Ninja?! Przestań chrzanić! -krzyczał przez łzy Morro.
Lloyd przysunął się do niego jeszcze bliżej i otarł mu łzy z policzka.
- Wiedziałem, że nie jesteś takim do końca zepsutym złym człowie... duchem. Ci źli nie okazują uczuć, nie chcą zrozumieć innych dlatego pogrążają się w ciemności. Zaufaj mi i mnie wysłuchaj. Kiedyś, gdy byłem jeszcze młody i szalony, podążałem ścieżką mojego ojca, wtedy jeszcze Lorda Garmadona, który był głównym wrogiem ninja. Chciałem być najstraszniejszym ze złych ludzi. Kradłem słodycze i inne drobiazgi. Nie miałem żadnego dobrego wzoru z domu, który mógłbym naśladować. Myślałem, że moim przeznaczeniem jest walka z ninja, policją i dobrą stroną tego świata, ale poznałem wtedy mistrza Wu. Pokazał mi inną drogę, ujrzałem świat z całkiem innej perspektywy. Nauczył mnie walczyć w imię dobra i jak się później okazało ten wybór był dla mnie słuszny. Każdy, kto wybierze życie w miłości i szacunku do innych zostanie nagrodzony. Pozostaje tylko pytanie, czy naprawdę chcesz skończyć jako drań bez celu i wartości w życiu, czy może nawróciwszy się zostaniesz na nowo przyjacielem i bohaterem dla ludzi...
W trakcie całego jego przemówienia wpatrywał się on w Morro jak w lusterko. Czarne dość długie włosy, jedno jedyne zielone pasemko, wyraźne rysy twarzy. Nieduży nos, połyskujące zielenią oczy, oczy dobre i słuchające rozmówcy. Szerokie i pełne usta...
Tak myśląc, Lloyd stwierdził, że Morro mu się podoba. Było to jego pierwsze zadurzenie się w kimś. Nie miał bladego pojęcia co i dlaczego go tak do niego przyciąga, ale podobało mu się to. Wstał po czym usiadł w rozkroku na kolanach ducha przodem do niego.
- C-co ty robisz?
Zdezorientowany, a zarazem zaintrygowany Morro próbował rozgryźć plan chłopaka.
- Próbuje ci pokazać... Że jak się zmienisz... To wyjdzie to n-nam... na dobre. Zyskasz coś bardzo cennego dla większości istnień na tym świecie. Miłość...
Po tej wypowiedzi wciąż niepewnie, jakby bojąc się jego reakcji zbliżył swoje usta do jego. Poczuł ich zapach i już sam nie wiedział co robi. Morro po raz pierwszy czuł z kimś taką bliskość, nie chciał tego przerywać więc złączył ich usta razem. Nie był to krótki nic nie znaczący buziak, ale długi, namiętny, pełen emocji i zaangażowania francuski pocałunek. Zaczęły się pieszczoty. Ich ręce wędrowały po ich ciałach szukając siebie nawzajem i tego jakże przyjemnie dziwnego dotyku. Gdy oderwali się od siebie na chwilkę, Morro ujrzał kątem oka wzrok Lloyda utkwiony przez zaledwie sekundę w sztylecie za łóżkiem. Wtedy zrozumiał wszystko. Była to tylko gra na jego emocjonalnym rozchwianiu. Chciał odwrócić jego uwagę, by wydobyć broń i zaatakować, po czym najzwyczajniej uciec. Zabolało go to, jednak jednocześnie nie zdziwiło. Ninja wcale nie byli tacy święci i on o tym wiedział. Wyprzedził więc zielonego ninję, przeturlał się na bok, chwycił miecz i zamaszystym ruchem przebił klatkę piersiową chłopaka.
Nieświadomy i otumaniony jakże romantyczną atmosferą jego pierwszej prawdziwej miłości Lloyd, ujrzawszy krew rozlewającą się na jego koszulce, a także na prześcieradle spytał cichym słabym głosem:
- Dlaczego?
Po czym zbladł, uronił łzę i odpłynął w sen wieczny.
- To ja powinien o to spytać.
Morro wstał i przetarł oczy po czym na nowo opętał znajdujące się na łóżku ciało. Ciało bez duszy i bez wrzeszczącego i narzekającego właściciela.
Młody duch nie widział jak bardzo pomylił się w stosunku do Lloyda...
Kira
~
Kto zamawiał szota Cole x Reader? Bo nie mogę znaleźć ale pamiętam, że miałam go napisać (to byłby drugi shot z mistrzem Ziemi, być może kontynuacja poprzedniego)
Arcik by Asmodike 🖤💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro