💖Tak Blisko A Jednak Daleko Cz. 2💖
Raph stanął przy ogrodzeniu patrząc na sąsiedni klan. Liczył, że może dojrzy w tamtejszym mroku tą jedną, jedyną postać, która rozświetla wszystko bardziej niż słońce i księżyc razem wzięte.
Czuł jedynie dziwny ucisk w sercu i brzuchu. Byli...byli wrogami. Śmiertelnymi wrogami.
Przecież jeszcze kilka godzin temu był gotów roznieść Aisu w pył, w popiół i dym a teraz... teraz był gotów uciec stąd razem z Moną gdzieś hen daleko, gdzie ich nie znajdą. Chciał rzucić to wszystko dla niej. Dla ich szczęścia.
Był pewien, że ona czuje do niego to samo. Widział to w jej oczach.
Nagle krzewy przy ogrodzeniu się poruszył. Zaszelieścił. Raphael odsunął się o krok wyciągając swoje sai.
Gdy krzaki zatrzęsły się ponownie i o wiele gwałtownej żółw skoczył na nie wbijając ostrze w coś miękkiego. Rozległ się urwany pisk.
Odciągnął liście zauważając błyszczące, złote oczy.
-Mona? - zdziwił się?
-Raphael, oszalałeś?! - krzyknęła.
Sai na szczęście trafiło w ziemię obok dziewczyny. Raph odetchnął z ulgą. Mona Lisa wstała powoli strzepując z siebie liście.
-Wybacz, myślałem, że to... - zaczął.
-Aisuin? - dokończyła. - Właściwie tak.
-Przepraszam.
-Nie, nic się nie stało. Naprawdę.
Siadła na ogrodzenie. Żółw zrobił to samo. Chciał choć trochę dotknąć jej skóry, ale zamierzał szanować jej przestrzeń.
-Co ty tu robisz? - spytał.
-Ja... No musiałam cię zobaczyć. Nie... Nie potrafię jakoś cię zapomnieć.
-I jednak nie przeszkadza ci to, że jestem Faia?
-Przekonamy się.
Zbliżyła się do niego. W środku Raph wybuchł jak wulkan. Ona naprawdę to zrobiła! Pocałowała go! Ogarnęła go prawdziwa radość gdy nagle dziewczyna przerwała tą piękną chwilę spadając nieprzytomna na ziemię.
-Mona! - zawołał.
Zeskoczył z ogrodzenia klękając przy niej. Z ust dziewczyny wydobywał się dym, ale ona już nigdy więcej nie zaczerpnie tchu.
-Na Atara, co ja zrobiłem?! - zawołał.
Zdał sobie sprawę, że rozkojarzając się stracił kontrolę nad własnym żywiołem i spalił ukochaną jednym pocałunkiem od środka.
-NIE! - Raphael zerwał się z łóżka zlany zimnym potem.
Rozejrzał się nerwowo po pokoju. Dopiero po chwili dotarło do niego, że jedynie śnił i Mona nadal żyła. Tylko nie było jej przy nim.
Był już ranek. Raph uznał, że nie ma co się dłużej wylegiwać w łóżku. Zerwał się na równe nogi po czym wyszedł z pokoju. Dopadł go jakiś przenikliwy chłód co było dość dziwne, zważywszy, że w Klanie Faia ciepła nigdy nie brakowało. Zimy też nie było a środek lata.
Żółw wyszedł na zewnątrz, obejrzał się na dom i stanął jak wryty.
Główna siedziba głowy Klanu została oblodzona od ziemi po dach.
-Ja pier... - zaczął, ale w porę ugryzł się w język. - Ojcze! Chłopaki!
Rodzina przybiegła do niego kilka minut później.
-Co się dzieje? Ktoś umarł? - dopytywał Mikey jeszcze zaspany.
-Patrzcie - odparł Raph pokazując na budynek.
Wszyscy obejrzeli się za siebie również zamierając.
-Aisu - syknął Splinter.
-Bez dwóch zdań - dodał Leonardo. - Jak my nie zrobiliśmy dywersji to pewnie oni wysłali jakiegoś szpiega a potem przyszli i oblodzili.
-Jesteś prawda w tym co mówisz - rozległ się głos April.
Żółwie i szczur odwrócili wzrok zauważając dziewczynę, ale wyglądała inaczej niż zazwyczaj. Miała podbite oko, kilka zadrapań i siniaków oraz powiązaną prawą rękę.
-Na Atara! - zawołał Donnie podbiegając do niej. - April, co się stało?
-W nocy miałam wartę- wyjaśniła. - Usłyszałam szmery. Pobiegłam za dźwiękiem i zauważyłam dwóch Aisunów. Byli ubrani na czarno. Oczywiście od razu rzuciłam się do ataku, ale nie dałam rady. Pobili mnie i to tak dotkliwie, że straciłam przytomność. Rodzice mnie znaleźli, ale dopiero gdy było już po zawodach.
Wybacz mi mistrzu moją słabą wolę walki.
-Moje dziecko, nie zrobiłaś nic złego - odparł szczur. - Twoją odwaga będzie wynagrodzona, obiecuję. Ale teraz trzeba rozmówić się z Salem.
Poszedł w stronę ogrodzenia, Leo, Mikey, Donnie i April ruszyli za nim. Tylko Raph został rozmyślając o słowach przyjaciółki. Zrozumiał o co chodziło z misją Mony. Tak jak on tamtej nocy była szpiegiem i miała ten sam cel - znaleźć dogodne miejsce by uderzyć i rozjuszyć wroga.
Wroga.
On był jej wrogiem ona jego. To było takie... takie niesprawiedliwe.
Doszedł do rodziny gdy Splinter miał już wołać przywódcę Aisunów.
-Sal, podejdź tu! - zawołał.
-A po co? - odparł ostro.
-Podejdź, bo i ja podchodzę - rzucił szczur robiąc krok w stronę plotu. Sal zrobił to samo.
-Podszedłem - rzekł Aisunin. - I co?
-A teraz tłumacz się co to ma oznaczać? - syknął Splinter pokazując na swój dom.
Sal przekrzywił głowę widząc oblodzony budynek.
-Najwyraźniej wasze moce zawodzą - prychnął.
-Twoi ludzie zaatakowali moją synową - cedził szczur.
April z Donniem spojrzeli na siebie zaskoczeni. Byli w sobie bardzo zakochani, ale chwilowo nikt nic nie mówił o ślubie.
-Tak bardzo chcesz tej wojny? - spytał Splinter. - Jeszcze będziesz ją miał.
-Liczę na to - odpowiedział Sal.
✳️✳️✳️
Wieczór nadszedł bardzo szybko choć dla Rapha ciągnął się niemiłosiernie długo. Gdy tylko promienie ostatni raz liznęły niebo i się schowały, żółw od razu przedarł się przez ogrodzenie biegnąc na wzgórze a potem do lasu.
Wchodząc już w głąb puszczy zauważył. Zauważył tą, która nie dawała mu spokoju i która kłebiła się w jego myślach. Bujne, brązowe, lekko kręcone włosy połyskiwały w świetle księżyca, niebieska bluzka i czarne dżinsy podkreślały jej talię. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę patrząc na niego swymi złotymi oczami.
-Witaj, Raphaelu - powiedziała.
-Mona - odparł. - Myślałem, że nie przyjdziesz.
-Długo to rozważałam, ale zdecydowałam się - wyjaśniła.
-Cieszę się.
-Nie wyobrażaj sobie zbyt dużo. Przyszłam tu tylko w jednym celu - zakończyć to, co kierunkuje się w złą stronę.
-Dlaczego w złą?
-Pokażę ci coś.
Podeszła do niego blisko. Bardzo blisko. Uniosła pięści na wysokość piersi po czym wyprostowała palce. Ukazała się im kula lodu jarząca się błękitnym blaskiem a wokół niej tańczyły płatki śniegu.
-Jest piękna - skomentował Raph.
-Jest sprawcą twojej śmierci, nie widzisz tego?
-Widzę śnieg, który przyciąga mój płomień jak magnes.
Uniósł swoją rękę obok jej wypuszczając płomienie, które okreciły lód zamieniając go w strumień wody układającą się w kształt sopla.
-Nie możemy tego ciągnąć. Musimy pozostać wrogami- upierała się dziewczyna.
-Wrogami? Znów bawić się w tą dziecinadę? Podpalać i mrozić co popadnie byle tylko dopiec swemu przeciwnikowi? Czy my nie jesteśmy na to za starzy?
Mona zawiesiła głowę. Raphael ogarnął jej kosmyk z policzka ponownie unosząc ją do góry.
-Jeżeli tego chcesz, niech tak będzie. Może pewnego dnia mnie zabijesz, albo ja ciebie i będziemy musieli z tym żyć. Ale zrób coś dla mnie.
-Co?
-To, czego chcesz i ty.
Mona rozszerzyła swe jasne oczy. Żółw nie mógł się już powstrzymać. Tak bardzo chciał ją poczuć.
Przybliżył się do niej ciągnąć jej głowę w jego kierunku. Pozwoliła mu na to. Osłabła. Przeszły ją dreszcze. Jedynie muśnięcie jego warg sprawiło, że dostała gęsiej skórki. Gdy zaś poczuła już jego oddech w sobie zatraciła się zupełnie. Całowała go coraz mocniej, coraz zachłanniej, coraz bardziej dziko. Coraz bardziej go pragnęła.
Raph schował swoją twarz w jej włosach. Były takie miękkie. Pocałował ją w szyję.
-Raph! - rozległ się głos.
Żółw od razu spojrzał w bok, w stronę skąd przyszedł i odsunął się od Mony. Ona także skierowała wzrok w tym samym kierunku.
-April? - zdziwił się.
-Z Aiusnówną? - nie dowierzała. - Zdradzasz nas?
-April, to wcale nie tak - jąkał.
-Splinter się o tym dowie! - krzyknęła.
Rzuciła się do biegu w stronę klanu.
-Nie! - zawołał Raphael. - Mona, choć!
Pociągnął ją za rękę biegnąc za przyjaciółką.
Będąc na wzgórzu żółw już prawie złapał ją za rękę gdy nagle Lisa krzyknęła :
-Tybis, nie!
W April uderzył błękitny blask. Pocisk lodu. Nie trudno było się domyślić, że to Aisunin. Dziewczyna padła na ziemię bezwładnie.
-April! - wyrwał Raphael.
Wtedy zza krzewów wyszedł kuzyn Mony, Tybis.
Raph doskonale go znał i szczerze nienawidził dlatego też jego wściekłość dodatkowo potęgowała.
-Ty! - krzyknął.
-Pożałujesz, że w ogóle dotknąłeś Mony - syknął Tybis a w jego ręku pojawił się kolejny kawał lodu.
-Tybis! Raph! Przestańcie! - zawołała Lisa stając między nich po czym zwróciła się do kuzyna. - On mnie wcale nie skrzywdził. Ja sama poszłam do tego lasu!
-Co? - nie rozumiał.
-Tak, byłam tam z własnej woli- ciągnęła. - Chciałam się spotkać z Raphem. Chcę się z nim widywać!
-Faian i Aiusnówna? Oszalałaś?!
-Może i tak, ale mam już dość tego niepotrzebnego sporu.
-Głupia dziewczyno! Zejdź mi z drogi!
Podszedł stanowczym krokiem do niej a następnie odepchnął ją na ziemię. Rzucił się na Raphaela. Żółw musiał szybko zareagować, ale miał mało czasu. Tybis powalił go na ziemię szarpiąc się z nim. Faian odruchowo przyłożył mu do piersi dłonie kierując w niego ogień.
Kuzyn Mony padł na ziemię obok Rapha z wypaloną na wylot klatką piersiową. Widok był przerażający i przyprawiał o mdłości.
-Tybis? - szepnęła Lisa powoli podchodząc do niego.
Padła na kolana przy kuzynie bojąc się dotknąć go.
-Mona ja... - zaczął Raphael. - Wybacz. Zrobiłem to w obronie własnej.
-Właśnie dlatego chciałam to skończyć - rzuciła. - Widzisz teraz? Stracimy tym związkiem wszystkich, na których nam zależy.
-Raph! - krzyknął Leo dobiegając wraz z braćmi na wzgórze.
Raphael szybko spojrzał na nich a potem na Monę z przerażeniem.
-Uciekaj - powiedział.
Dziewczyna skierowała wzrok na pozostałych Faian, ale zanim wstała Mikey już ją dopadł.
-Nie, zostaw ją! - zawołał Raphael.
-Co ty wyprawiasz?! - warknął Leo przytrzymując go za ramię.
-April - wyszeptał Donnie powoli klękając przy niej.
Sprawdził jej puls. Aż się wzdrygnął.
-NIE!!! - zawył rozpaczliwie.
Wziął ją w ramiona gorzko płacząc.
-Mikey- syknął Leo do brata. - Daj tej Aisunównie to, na co zasłużyła.
Żółw skinął głową zaciskając ramiona na dziewczynie mocniej. Dziewczyna wrzasnęła z bólu.
-Nie, przestań! - krzyknął Raph wyrywając się Leonardo i odpychając Mikey'go od ukochanej.
Złapał ją w ręce. Mimo, że Michelangelo trzymał ją tylko chwilę w rozpalonych rękach, dziewczyna była ledwo żywa.
-Ty i ona? - nie dowierzał najstarszy.
-Tak! - krzyknął rozeźlony Raphael. - Ja i ona! Nie odbierzecie mi jej!
-Koniec tego! Idziemy do Splintera. Wszyscy!
-Nie możemy tego zrobić. Skarze Monę z marszu na śmierć.
-Jeszcze nie wiadomo. Idziemy!
Raph był na straconej pozycji. Bracia mieli przewagę liczebną.
-Dasz radę wstać? - spytał Mony.
-Chyba tak - odparła.
Powoli podniosła się idąc ramię w ramię z Raphem. Donnie wziął April na ręce a po twarzy nadal spywały mu łzy.
✳️✳️✳️
Dotarli na miejsce dziesięć minut później. W Klanie Faia od razu zrobiło się wielkie poruszenie. Wszyscy zgromadzili się na głównym płacy.
Donatello położył ukochaną na samym środku ze zwieszoną głową klękając obok niej.
Splinter podszedłem do niej kładąc swe ręce ma jej czole i sercu.
-Niech Atar przyjmie cię do swego królestwa a twoja dusza niech zazna spokoju - wypowiedział.
Następnie podszedł do syna kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Mnie także to boli - rzekł. - Liczyłem, że zyskał synową.
-Przykro mi ojcze, że nic z tego nie wyjdzie - odparł.
-April! - rozległ się krzyk matki dziewczyny.
Rodzice podbiegli do jej ciała w rozpaczy. Gładzili jej włosy ocierając łzy.
-A co do Aisunówny! - przemówił Splinter. - Jest naszym wrogiem jednak ma prawo by ujawnić nam swoją wersję zdarzeń.
-Ojcze, to nie ona jest winna śmierci April - rzucił szybko Raph. - To Tybis.
-Zrobił to tak szybko - dodała Lisa. - Nie zdążyłam nic zrobić. Nie chciałam by ktokolwiek ucierpiał. Teraz mojego kuzyna też nie ma i także cierpię.
-Jest niewinna - ciągnął żółw. - Była ze mną.
-Z tobą? - zdziwił się Splinter. - W jakim znaczeniu?
-Ma przerąbane - szepnął do Leo Mikey.
-I słusznie - syknął Leonardo.
-W takim, że ją kocham! - krzyknął Raphael.
Mona spojrzała na niego zdziwiona a po placu rozeszły się westchnienia szoku.
-Słucham? - Splinter trzymał się już na resztkami cierpliwości.
-SPLINTER! - rozległ się krzyk.
Lisa przerażona spojrzała w tłum.
Przedarł się przez niego jej ojciec z hordą żołnierzy. Gdy zobaczył swoją córkę rozszerzył oczy, z których aż paliła wściekłość.
-Oddaj mi moje dziecko - syknął Sal.
-Miałem zamiar ją zabić - odparł.
-A tylko spróbuj to ja zabije ciebie!
-Twój bratanek zabił ukochaną mojego syna.
-A twój syn zabił mojego bratnka.
Raph z Moną patrzyli na to wszystko z boku przerażeni rozwojem sytuacji.
-Pozabijają się zaraz sami - szepnęła dziewczyna.
-Musimy im przerwać - powiedział żółw.
-Jak?
Raph uniósł dłoń do siebie uwalniając niewielki płomień.
-Zrób to samo co ja - poradził.
Dziewczyna utworzyła kulę lodu.
-I po prostu mi zaufaj - skoczył.
-Zawsze - przyżekła.
Raph uniósł głowę.
-PRZESTAŃCIE! - krzyknął.
Wszyscy skierowali wzrok na niego i Lisę.
-Sal, ojcze - zaczął. - Nasze klany walczą ze sobą od dawna, ale czy ktoś wie, co tak naprawdę jest przyczyną tego sporu?
Nikt nie odpowiedział.
-Walczymy ze sobą z przyzwyczajenia, nie widzicie tego? - ciągnął.
-Czas na rozejm - dodała Mona.
-Nigdy! - zawołali jednocześnie przywódcy.
-Jeżeli nie zaprzestaniecie tej walki, ja i Mona, dzieci wodzów dwóch zwaśnionych klanów, odbierzemy sobie życie - zagroził. - Tu i teraz!
Mona drgnęła. Raph złapał ją za rękę.
-Jesteś gotowy mnie stracić, tato? - spytała Lisa. - Albo ty Splinterze? Jesteś gotów stracić Raphaela?
Stali nieruchomo.
-Podajcie sobie ręce na zgodę i skończmy tą wojnę! - zawołał Raphael.
Przywódcy spojrzeli ja siebie wrogimi spojrzeniami.
-Nie- powiedzieli.
Mona z Raphem westchnęli ciężko. Spojrzeli na siebie powoli łącząc ręce ze swymi darami. Iskrzyły w nich wiązki prądu. Krzywili się czując ból.
-Jeszcze chwilkę - szepnął do niej.
-Jeżeli zginiemy, to chce, żebyś wiedział, że też cię kocham - wyjawiła.
-To tym bardziej nie możemy teraz zginąć - zaśmiał się.
-Stójcie! - zawołali Splinter i Sal.
Dzieci spojrzały na nich.
-Zrobimy to - westchnął Splinter.
Popatrzył na Sala wyciągając do niego rękę. Nie myśląc długo Aisun podał mu dłoń.
-Nasz spór... - zaczął Faian.
-... dobiegł końca - zakończył Sal.
Mona ze szczęścia przytuliła się mocno do Rapha a on do niej.
-Kurcze, ale to będzie niebezpieczna para - stwierdził Mikey.
-Ale mieli rację - odparł Donnie. - To spór zabił April. Nie Aisuni.
-Nie powiem, że od razu obdażę szacunkiem wszystkich Aisunów - powiedział Leo- ale tą Monę muszę chyba zaakceptować.
...................
Tak oto związek Faiana i Aisunówny zakończył zażarty spór dwóch klanów. Nastał pokój. Potomkowie Raphaela i Mona Lisy z połączenia mocy swych rodziców urodzili się z darem wody a po latach założyli własny klan i żyli w zgodzie z pozostałymi. Nigdy więcej nie zdarzył się podobny spór... Ani nigdy później tak wielkie uczucie, jakim obdarzyli się kochankowie Lodu i Ognia.
THE END
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro