Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👹Noc Z Horroru 👹

-Ile ty trzymałaś ten popcorn w mikrofali? - spytała April przyglądając się napęczniałemu ziarnu kukurydzy. - Przecież to węgiel!

-Nie brzęcz! - rzuciła Renet napychając sobie usta. - Nie chciałam przegapić ani sekundy tych zmagań.

-A co tu oglądać? - zdziwiła się opierając gwałtownie o ścianę w dojo i składając ręce na piersi. - Naparzają się ze sobą od godziny. To już jest nudne.

-Dokładnie to od godziny, trzydziestu czterech minut i dwunastu sekund - sprecyzowała.

Rudowłosa bez mrugnięcia oczami skierowała wzrok na Monę i Karai. Westchnęła ciężko poprawiając się na podłodze.

-Masz dość?- syknęła Miwa.

-A ty? - warknęła Lisa.

-Karai, wiatrem ją! - krzyczała Renet.

Nagle ku zaskoczeniu Pani Czasu jej idolka zaliczyła ścianę między nią a April.

-No, czyli koniec - zdecydowała rudowłosa.

-Nigdy! - zawołała Karai odklejając twarz od muru.

Spadła na ziemię po czym znów ruszyła na przeciwniczkę. Zderzyła z jej mieczem swoje ostrze. Żadna nie zamierzała opuścić broni.

-O, a te znowu się leją? - spytał Mikey podchodząc do dziewczyn siedzących pod ścianą.

Wziął garść popcorn chrupiąc go ziarno po ziarnie.

-A o co tym razem? - dodał Leo.

-Weź i za nimi nadąż - westchnęła April. - Tłuką się od półtorej godziny i żadna nie chce przestać. W końcu albo jedna zabije drugą, albo się zmeczą i obie przestaną.

-No to popatrzmy na ten show - rzucił Donatello siadając obok niej.

Żółwie zajęły miejsca. Dziewczyny nawet nie zwróciły uwagi na nich. Były za bardzo zajęte sobą. Karai wymierzyła cios ostrzem w Monę, ale ona sprawnie odchyliła się w tył. Zahaczyła rozwidlonym końcem swojego miecza o stal przyjaciółki wytrącając ją jej z rąk. Następnie złapała za jej chuste, sprawnie obkręciła i ciągnąc do siebie przystawiła jej ostrze do szyi.

-I kto wygrał? - rzuciła.

Dziewczyna nie odpowiedziała.

-Pytałam, kto wygrał? - powtórzyła przyciskając zimny metal do jej skóry.

-Eh... Dobra, kurcze, niech już ci będzie - westchnęła. - Ty wygrałaś.

Salamandrianka wypuściła ją. Dziewczyny pochowały bronie podchodząc do "publiczności".

-No brawo, księżniczki - rzucił Raph. - Tylko szkoda, że tak krótko!

-Nasza wina, że macie takie fatalne poczucie czasu? - parsknęła Karai.

-A o co tym razem poszło? - spytał Leo.

-A czy to zawsze musi o coś iść? - odparła Miwa. - Zabijałyśmy sobie czas. Czekałyśmy na coś.

-Chyba na zbawienie - zaśmiał się Donnie.

-Renet? - wtrąciła Mona.

Dziewczyna oblizała palce patrząc na zegar w telefonie.

-No za jakieś pięć minut - powiedziała.

-Czyli idziemy - rzuciła April.

Dziewczyny ruszyły w stronę salonu prosto na kanapy przed telewizor.

-Zaraz, dokąd? - dociekał Mikey.

-Na serial - odparła Pani Czasu.

-Jaki? - Najmłodszemu aż zaświeciły się oczy.

-Zobaczysz - rzuciła tajemniczo.

Włączyła telewizję.

-Od razu mówię, nie wiemy co ona puści więc nie śmiać się z nas - warknęła Karai.

Żółwie uniosły ręce w geście obronnym.

-No i leci! - zawołała Renet.

-Cambio dolor por libertad... - śpiewała.

-Zbuntowany anioł? - rzuciła April. - Chyba kpisz.

Wyrwała jej pilota z rąk przełączając na inny kanał.

-Teen Wolf - powiedziała Karai. - Nawet niczego sobie, ale... Nie!

Zabrała pilota także jej i zmieniła kanał.

-Shadowhunters? - narzekała Renet. - Nie, no daj spokój. Ja coś już wybiorę.

-Zapomnij! - krzyknęła odsuwając pilot. - Żadnych latynoskich głupot!

-To cofaj na Teen Wolfa! - krzyknęła April.

-Dosyć! - zawołała Mona zabierając Karai pilota. - Sama coś wybiorę!

Nacisnęła przycisk. Kanał przeskoczył.

Wszystkie cztery a nawet żółwie wgapili się w ekran.

-Czarodziejka z Księżyca? - Renet ledwo rozpoznała bajkę.

Rozbrzmiała salwa nieopanowanego śmiechu. Mona zdębiała.

-No to teraz przeszłaś samą siebie - chichotała Karai.

Leo wziął pilota od dziewczyny dalej chichocząc a w oczach zaczęły iskrzyć już łzy śmiechu. Nacisnął kolejny przycisk. Tym razem trafili na wiadomości kanału 6.

-Co nowego w tym mieście? - rzucił Raph przeciągając się leniwie na kanapie.

-A teraz posłuchajmy relacji świadka z nawiedzonych domów - powiedział prezenter.

Kamera została przekierowana na starego mężczyznę w okularach.

-Wszedłem do domu jakby nigdy nic - zaczął. - Ale gdy dotarłem do kuchni okazało się, że krzesła są poustawiane na stole jedno na drugim a noże leżały na blacie i wszystkie były skierowane na mnie. Zdziwiłem się, ale starałem się nie wpadać w panikę. Kilka godzin później poszedłem spać. I wtedy się zaczęło. Na początku były pomruki. Potem płacz małego dziecka a na końcu stanęła przede mną mała dziewczyna. Miała czarne włosy spuszczone na twarz i brudną białą sukienkę.

-Czy coś mówiła? - spytał prezenter.

-Mówiła :Chce pobawić się z wybranymi - odparł.

Dziewczyny oglądając aż wzdrygnęły się na tajemnicze słowa upiora. Spojrzały na siebie beznamiętnym, pustym wzrokiem.

-O nie, nie - rzuciła szybko Renet. - Nie ma bata, żebym znowu paprała się do tego bagna. A tym bardziej z duchami!

-No, ale jak te widma straszą niewinnych z naszego powodu to chyba wypadałoby, delikatnie mówiąc, się tym zająć- stwierdziła Karai.

-Nie nie nie nie nie - upierała się. -Żadna siła mnie stąd nie wyciągnie!

-Dobra - odparła April.

Mona zakręciła kilka razy palcem. Panią Czasu oplotło silne, grube pnączę. Dziewczyna straciła równowagę upadając na podłogę.

-To teraz już szybko pójdzie - zaśmiała się Karai.

-A może pojedziemy z wami? - zaproponował Leo.

-Znowu chcecie się z nami kłócić? - syknęła niezadowolona Miwa.

-Czekaj, niech pojadą-wtrąciła April. - W grupie będzie nam raźniej.

-Jasne, przyznaj, że robisz w spodnie ze strachu - burknęła.

-Karai, żółwie wiedzą, że potrafimy być niezależne, ale chodzi im wyłącznie o dobro świata i nasze - wyjaśniła Y'Gythgba kładąc jej rękę na ramieniu. - Czyż nie tak?

-W stu procentach! - odrzekł energicznie Raph.

-Ja nigdzie nie jadę! - krzyczała Renet.

Lisa odwróciła głowę w jej stronę wyciągając do niej dłoń. Pnączę zamknęło jej usta. Oplątało połowę twarzy.

-Bierzemy ją - wyrwał Raph.

Żółwie podniosły związana przyjaciółkę kierując się do samochodu.

-Kochana, się nie bój - uspokoił ją Mikey. - Będę cię chronił.

Przyjaciele doszli do Imprezowozu. Pani Czasu trafiła na tył razem z żółwiami i Moną. Dziewczyny siadły z przodu. Karai za kierownicą.

-Co to był za adres? - spytała. - Ktoś zwrócił uwagę?

-Domek za miastem na zachód - rzucił Donnie. - Pokieruje cię.

Dziewczyna kiwnęła głową zapalając silnik.

👿

Po pół godzinie Selected i chłopcy dotarli do niewielkiego, ciemnego domku. Na trawniku stała już tabliczka z napisem "NA SPRZEDAŻ". Posesja okrążona była lasem a ulica była jedyną formą cywilizacji. Karai ruszyła przodem a za nią April. Reszta została w samochodzie.

-Wyczuwam tu coś dziwnego? - powiedziała rudowłosa.

-W sensie? - spytała Miwa.

-Jakby wszystko było okay - odparła.

Kunoichi zdziwiona odpowiedzią przyjaciółki podeszła do drzwi pukając w nie.
Otworzył im ten sam starzec, który wypowiadał się w sprawie upiora w telewizji.

-W czym mogę pomóc? - zapytał. - Panie w sprawie kupna domu?

-Nie, nie w sprawie kupna - odrzekła Karai. - Słyszałyśmy, że ma pan problem z jakimiś duchami.

-Tak, a panie to... - nie dokończył.

-Jesteśmy medium - wyrwała April. - Chcemy sprawdzić czego ten duch oczekuje.

-Przykro mi, ale nie ma mowy - odmówił. - Nie mam pieniędzy, nie zapłacę wam.

-Nie chcemy pieniędzy - rzuca rudowłosa. - Chcemy po prostu panu pomóc.

-Macie na to jakieś pozwolenie, albo papiery? - dopytywał.

-Tak, oczywiście. - Karai wyprzedziła April w odpowiedzi.

Szybko wyciągnęła miecz uderzając mężczyznę rękojeścią w głowę. Upadł na podłogę.

-Naprawdę musiałaś? - rzuciła wrogo April.

-Działałam na szybko - usprawiedliwiła się.

-Pójdę po resztę. Zbunkruj go gdzieś.

👿

-Okay, co w takim razie zrobimy? - spytał Leo.

-Niedługo zmierzch - zauważyła Mona. - Poczekamy sobie na to zło nieczyste.

-A tymczasem... - zaczął Raph.

Pokazał przyjaciołom płyty z horrorami.

-No chyba cię powaliło - rzuciła Renet. - Mało ci, że siedzimy w nawiedzonym domu to jeszcze mamy faszerować się filmami grozy?

-Skąd je masz? - wtrąciła Karai.

-Tu, w szafce leżały - pokazał na stolik na którym stał telewizor i DVD.

-No jasne, facet zmyślał-stwierdziła April. - Horrorów się naoglądał i chrzanił trzy po trzy o upiorze.

-Czyli nie ma duchów - rozważyła Renet. - To puszczaj te filmy!

-Ja podziękuję - rzuciła Mona. - Rozejrzę się po domu.

-To idę z tobą! - rzuciła April.

👿

-Dziewucha obejrzy kasetę i Samara wlezie z telewizora - spojlerowała Pani Czasu.

-Cicho, bo cię zakleję! - krzyknęła Karai.

-A co wy zrobiłyście z tym facetem? - zainteresował się Leo.

-Kima sobie w szafie - rzuciła Miwa.

-Że co? On się udusi!

-Uchyliłam mu drzwi, spokojnie.

Tymczasem April z Moną przeczesywały strych z latarkami w dłoniach.

-Masz coś? - spytała Lisa.

-Kurz, meble, zabawki - wymieniała. - O, spójrz!

Salanandrianka odwróciła się w stronę przyjaciółki. Pokazała jej lalkę - dziewczynkę w brązowej sukience i ciemnych włosach. Jedno oko było otwarte a drugie w połowie zamknięte. Nie miała butów.

-Co w niej takiego ciekawego? - spytała Y'Gythgba.

-Miałam podobną w dzieciństwie - wyjaśniła.

-Szukajmy dalej - popędziła ją.

-Taa, tylko czego my właściwie szukamy?

-Czegokolwiek co by potwierdziło, że to nawiedzony dom.

-Ta lalka przypomina mi trochę tą Annabell z horroru.

-Zostaw już ten rupieć!

-Okay, okay.

👿

-Kurcze, zimno - powiedział Mikey.

-Nic dziwnego, w kominku pusto - zauważył Donnie. - Trzeba iść po drewno.

-No to ruszcie skorupy - popędziła Karai.

-A dlaczego my? - zdziwił się Raph.

-Bo jeśli te duchy chcą się z nami bawić to musimy zostać - wyjaśniła. - No już.

Chłopaki westchneli ciężko zabierając siekiery i wychodząc z domu.

Dwie minuty później April z Moną z krzykiem spadły ze schodów.

-Co się stało? - zdziwiła się Renet.

-An-Annabell! - zawołała April.

-Jaka Annabell? - zdziwiła się Karai.

-Ta! - Mona pokazała jej na górę, na ostatnie stopnie.

Miwa z Renet zwróciły głowy w tamtą stronę. Ich oczom ukazała się paskudna lalka z popękaną twarzą umorusaną czymś czarnym co spływało po niej niczym krew. Włosy miała poplątane, najeżone, przypominały strzechę. Do prawej ręki przytwierdzony miała nóż.

-Pobawcie się ze mną-powiedziała słodko.

-Ooookay-przeciągnęła Pani Czasu.

Zabawka zaczęła zeskakiwać z ze schodów stopień po stopniu z zadziwiającą szybkością jak na plastikowy rupieć.

-Opętane ścierwo!-syknęła Karai wyciągając katanę.

Zamachnęła się na nią. Lala zderzyła swój nóż z jej ostrzem. Kunoichi rozszerzyła oczy mocno zaskoczona. Co dziwniejsze Annabell zaczęła przeciążać jej broń w dół.

-Łapcie ją!-zawołała April skacząc na zabawkę.

Renet zrobiła to samo jednak lalka szybko usunęła się im z drogi. Dziewczyny wpadły na Miwę. Annabell stała obok złowrogo się śmiejąc a jej głos zaczął przybierać męski ton.

-Dosyć!-zawołała Mona.

Rozłożyła ręce unosząc je do góry. Ziemia się zatrzęsła. Salamandrianka pochwyciła zdezorientowaną lalkę.

-Nieznośny bachor-syknęła.

-Wrzuć ją do ognia!-krzyknęła Renet.

-A gdzie ty widzisz tu ogień?!-warknęła z trudem utrzymując Annabell, która szarpała się jak oszalała.

-Dawaj ją!-rozkazała April wstając.

Selected Natury przekazała opętaną zabawkę rudowłosej. Ta złapała ją mocno w palce a następnie z jej rąk buchnął potężny płomień. Objął on lalkę liżąc jej plastikową, obrzydliwą twarz i posklejane włosy.

-Koniec twoich przeklętych czynów-powiedziała jej ze stanowczym spojrzeniem.

Annabell wrzeszczała na przemian męskim i żeńskim głosem, szarpała się wniebogłosy, czasem nawet płakała jak niemowlę. Selected Ognia próbowała tego nie słuchać, ale jęk małego dziecka nie był miły dla uszu.

-Nie uginaj się, to tylko plastikowa lalka!-zawołała Karai.

Zabawka zdążyła się już zwęglić. Przestała wydobywać z siebie dźwięki. April rzuciła ją na ziemię.

-I po niej-rzuciła Renet ciężko oddychając.

-Eee...Selected-powiedziałą Karai.- Telewizja.

-Co telewizja?-zdziwiła się Mona.

Dziewczyna pokazała w stronę salonu. Nie chodziło o Telewizję tylko o to, co z niej wychodziło. Była to maszkara o ludzkich kształtach. Posiadała długie, przetłuszczone włosy umorusane błotem. Nosiła białą, brudną sukienkę. Człapiąc na rękach wkraczała do realnego świata.

-Samara!!!-krzyknęła Renet.

-Ta z horroru?-zdziwiła się Miwa.

-Ta sama!-potwierdziła.

Potwór z błyskawicznym tempem przekręcił głowę w ich stronę wychodząc z ekranu jeszcze szybciej.

-Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam uwierzyć temu facetowi co tu mieszka- wyszeptała April.

-Dlaczego my tu jeszcze jesteśmy?-spytała coraz bardziej spanikowana Pani Czasu.

-Bo nie będziemy zwiewać-rzuciła Karai.- Jesteś Selected. Przestań się trząść. To tylko fikcyjna postać z filmu.

-Teraz to już bardziej realna- uściśliła.

-Spalimy i tą- postanowiła Mona.

-Spalanie tu nic nie da- stwierdziła April.- Popatrzcie.

Dziewczyna pokazała na zwęgloną lalkę. Zaczęła wstawać.

-Boże, co tu się dzieje?-nie rozumiała rudowłosa.

-Nie wiem jak wy, ale ja stąd spadam- rzekła Renet cofając się do drzwi.

Wybiegła nimi . Reszta Selected zrobiła to samo.

👿

-Ciekawe co dziewczyny robią-zastanawiał się Mikey.

-Pewnie dalej oglądają horrory-odparł Leo.- A co mogą robić?

-No jakby nie patrzeć podobno były wzywane przez nadnaturalne istoty tak więc może ich szukają-rozmyślał Donnie.

-Taa, weź, facet ściemniał a ty już ze swoimi teoriami-parsknął Raph.

Nagle jakby spod ziemi wpadły na nich dziewczyny. Wszyscy upadli na ziemię a belki drewna dodały jeszcze bólu.

-Kurczę, co z wami?- zdziwił się Mikey podnosząc głowę.-Chyba troche za dużo tych horrorów.

-To nie horror, to makabra-wydyszała April.

-Zaraz, spokojnie-rzucił Leo.- Wstańcie z nas i powiedzcie na spokojnie.

Dziewczyny podniosły się pomagając wstać chłopakom.

-Dobra, to o co chodzi?-spytał Donnie.

Selected nawet nie zdążyły wziąć oddechu gdy zaczął docierać do nich cichy pomruk i jakby rzężenie duszonej kobiety.
Z lasu wyłoniły się dwie postacie-Samara i Annabell. Szły szybko, bardzo szybko.

-Zostawcie nas w spokoju!-zawołała Karai posyłając w ich stronę silny wiatr.

Te jednak nawet nie ugięły się pod nim. Był dla nich jak letnia bryza.

-Zabiją nas jak nic-przeraziła się Renet.

-Czy to są...-nie dokończył Raph z przerażenia.

-I to realne- dodała Pani Czasu.

Maszkary podeszły do Seleced. Przyjaciele chcieli uciekać, ale nogi jakby wrosły im w ziemię.
Wtedy ich obrzydliwe postacie zmieniły się w dwie bliźniaczki.
Duchy. Były identyczne jak dwie krople wody. Blond włosy o równych długościach do pasa. Czarne sukienki sięgające kostek w XVII-wiecznym stylu. Zielone oczy.

-Nas zmuszono, was wybrano-powiedziały równocześnie.- Gdy się was pozbędzie, zmienicie się w to samo co my.

-Kto?-spytała Karai.

-Takich jak my jest więcej-ciągnęły.- I wszystkie powrócą by się zemścić. Uważajcie.

Dziewczynki złapały się za ręce odwracając i idąc w stronę lasu.

-Zaczekajcie !-zawołała April.- Kim jesteście? Kto powróci i się zemści?

Duchy ponownie zmieniły kierunek patrząc na nią.

-Jesteśmy siostry Luren- Katherine i Margo- odpowiedziały.- One są takie jak my.

Znów się odwróciły i tym razem zniknęły w nicości.

-Co to było?-zdziwił się Donnie.

-Nie wiem, ale mamy pewność, że facet nie kłamał-westchnęła Renet.

-One straszyły tylko po to by nas spotkać-zrozumiała Mona.- I ostrzec.

-Przed czym?-spytał Mikey.- Gadały jakimiś zagadkami. Nic z nich nie rozumiem!

-To akurat żadna nowość- burknął Raph.

-Nie mam pojęcia przed czym, ale coś czuje, że spadną na nas kolejne kłopoty, Selected- dokończyła Salamandrianka.

.................................

I tym tajemniczym akcentem kończymy. One shot jest zapowiedzią Selected 3: Ostatnie porachunki.

Informacje o horrorowych stworach zdobyte dzięki EmilkaRaph

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro