❌Nie ufaj jej cz. 1❌
–Nie, nie, nie! –krzyczała Lirviga. –Za mało! Za mało mocy! Przeklęci Niveci!
–Co się dzieje, matko? –spytała Alexia podchodząc do starszej Vitterki. –Dlaczego się tak denerwujesz?
Lirviga odwróciła się od srebrnego kryształu patrząc na swe jedyne, nastoletnie dziecko. Podeszła do niej odgarniając jej długie, ciemnoczerwone włosy z twarzy.
–Bo źle się dzieje, córko –wyjaśniła. –Bardzo źle. Wyciągnęłam całą zieloną substancje ze wszystkich Nivetów, ale te przeklęte stworzenia mają go zaledwie kilka kropel na łebka. Energii starcza nam najwyżej na dwa tygodnie a potem będzie po nas.
Alexia podeszła do kryształu widząc, że został napełniony tylko do jednej czwartej. Westchnęła głęboko dotykając go. Nagle poczuła podmuch jakiejś dziwnej siły.
–Matko! –zawołała.
Vitterka zbliżyła się do świecącego przedmiotu również czując ten podmuch. Zgieła palce rysując kryształ swymi szponiastymi, czarnymi paznokciami.
–Nowy zapas substancji –stwierdziła.
–Gdzie? –dopytywała córka.
–Na Ziemi –odparła.
Wtedy w krysztale jak przez mgłę obie Vitterki zobaczyły cztery humanoidalne żółwie. Lirviga odetchnęła głęboko czując wielkie pokłady energii.
–P tak, to oni –potwierdziła. –Ich substancja zapewni nam wieczną nieśmiertelność.
–Aż tak wiele go w sobie maja? –dociekała Alexia.
–Tak. Córko, to zadanie dla ciebie. Sprawdź ich tutaj.
–Oczywiście.
–Tylko najpierw postaraj się zdobyć ich zaufanie. To Ninja, są strasznie podejrzliwi i cwani.
–Jak sobie życzysz, matko.
Alexia oddaliła się złowieszczo chichocząc. Lirviga popatrzył na nią kątem oka z wrednym uśmiechem. Spojrzała na kryształ zgłębiając wszystkie tajemnice swych ofiar.
–Leonardo, Raphael, Donatello i Michelangelo. Hmm... Szykujcie się na spotkanie z moją córką.
⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫
–Aishi, orientuj się! –zawołał Donnie biegnąc po dachu z pudełkiem pizzy.
Rzucił je do dziewczyny. Kunoichi podskoczyła do góry a wtedy nieoczekiwanie zjawił się Raphael i wydarł jej karton z rąk. Przeskoczył na sąsiedni, niższy budynek patrząc na przyjaciółkę kątem oka i krzycząc :
–Masz spóźniony refleks, kochana!
Zaśmiał się i spojrzał na pudełko. Ze zdziwieniem zobaczył tylko puste dłonie.
–No co ty powiesz, kochany –rozległ się głos Aishinsui tuż obok niego.
Gdy żółw spojrzał na nią, dziewczyna zdąrzyła już przeskoczyć do Donniego.
–Dobra robota– pochwalił ją.
Wtedy przez dwójkę przebiegł Mikey zabierając pizze ze sobą. Aishi i Donatello stanęli gwałtownie zmieniając kierunek biegu. Michelangelo dotarł do Leo już trochę zdyszany. Brat wziął pudełko do rąk a wtedy nieoczekiwanie w powietrzu pojawiła się Aishinsui zwisająca głową w dół zabierając opakowanie.
–W imieniu swoim i Donniego, dziękuję –powiedziała chichocząc.
Donatello wciągnął ją za nogi z powrotem na sąsiedni dach a potem razem z nią zwiał. Niestety na ich drodze stanął Raphael. Wyjął sai zakręcając nim a potem ruszył na nich. Dwójka wyciągnęła broń atakując.
–Aishi, blokada! –zawołał Donatello.
Dziewczyna szybko zablokowała ostrza Rapha.
–Donnie, kij! –odkrzyknęła.
Mutant uderzył brata drągiem w brzuch.
–Aishitello, wyrzucanie śmieci! –krzyknęli oboje.
Odepchnęli Raphaela najmocniej jak umieli. Przybili sobie żółwika a wtedy Mikey wykorzystując moment ich nieuwagi okręcił ich łańcuchem tak, że stykali się nosami. Leo zabrał im pizzę z wredny uśmiechem.
–Hej, to nieuczciwe! –zawołał Donatello.
–Ale i tak słodko wyglądacie –skomentował Michelangelo.
–Panowie, zostawmy te gruchające gołąbki same –powiedział Leo.
Żółwie pobiegły a Mikey ruszając za nimi chwycił nunchako rozkręcając przyjaciół. Donnie stracił równowagę i Aishi padając wylądowała na nim.
–No, niezły pasztet –powiedziała trochę zawstydzona.
Żółw zaśmiał się. Nastolatka wstała a on zaraz po niej.
Dziesięć minut później Leo, Raph i Mikey dotarli do studzienki. Zanim lider podniósł właz, Raphael zauważył na dachu dwie znajome twarze. Bracia pobiegli do nich starając pozostać niezauważeni. Wskoczyli na schody przeciwpożarowe a potem po piętrach doszli na sam szczyt budynki. Tak jak myśleli –Donatello i Aishi objadali się pizzą siedząc obok siebie. Chcieli co nieco posłuchać ich rozmowę. Donatello objął dziewczynę przysuwając do siebie.
–Myślisz, że tak będzie już zawsze? –spytała kunoichi. –W sensie tak jak teraz, w tej chwili?
–Zawsze i jeden dzień dłużej –odparł całując czule w głowę.
Aishinsui uśmiechnęła się wtulając w niego bardziej. Ale po minucie jej twarz wymalowała się powaga. Odsunęła się przełykając ślinę i zwilżając usta językiem powiedziała :
–Dobra, chłopaki, możecie wyjść.
Dziewczyna odwróciła się a Donnie zaraz za nią nieco zdziwiony. Bracia żółwia wyszli z cienia podchodząc do nich.
–Czy nie można mieć choć trochę prywatności? –spytał rozdrażniony Donatello.
–Sorry, ale zdziwił nas pewien widok –tłumaczył Leo. –Skoro my mamy pizzę to skąd ona wzięła się też u was?
Dwójka popatrzyła na siebie i wybuchła śmiechem. Reszta nie bardzo wiedziała o co im chodzi oraz co ich tak bawi. Aishi z Donniem spróbowali się opanować a potem wszystko wyjaśnić.
–Chodzi o to, że prawdziwą pizzę ukryliśmy a wy macie... –chichotał żółw. –... rozbite jajka.
Zdziwiona trójka otworzyła wieko swojego pudełka i okazało się, że brat miał rację zobaczyli popękane skorupki oraz żółtka z białkami.
–Zrobili nas w jajo –stwierdził Mikey.
Aishinsui z Donatello ponownie wybuchnęli śmiechem z trudem się hamując. Wtedy najmłodszy zobaczył, że w pudełku, które trzymał Donnie został jeszcze jeden kawałek. Popatrzył na niego wygłodniałym wzrokiem i oblizał się. Aishi wychwyciła to, wzięła kawałek po czym oddała go przyjacielowi. Żółw siadł obok niej. Dziewczyna zakołysała się a potem tracąc równowagę spadła z dachu.
–Aishi! –krzyknęli chłopcy.
Nagle pod kunoichi pojawiła się granatowa dziura zasysając ją.
–Pomocy! –zawołała.
–Nie! –wrzasnął Donnie.
Bez namysłu skoczył za nią. Bracia nie zdążyli go zatrzymać i musieli zrobić to samo. Portal zassał ich wszystkich.
⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫
Raph otworzył oczy podnosząc się z ziemi. Po chwili reszta jego braci także się obudziła. Pierwszą rzeczą, która wydała im się nietypowa była trawa. Miała kolor szafiru i jego błysk, ale w dotyku przypominała normalną zieleń. Kolejną nowością były drzewa rosnące dookoła nich. Wysokie jak sekwoje, ale nieco przezroczyste i niebieskie za to w liściach odbijał się księżyc. Las wyglądał jak z jakiegoś snu.
–Gdzie my jesteśmy? –zdziwił się Leo.
–A co ważniejsze, gdzie jest Aishi? –dodał Donnie.
–Hej, chłopaki! –rozległ się drżący głos dziewczyny. –Tutaj, na górze!
Bracia zadali głowy i zobaczyli przyjaciółkę siedząca na gałęzi drzewa, która kurczowo trzymała się za jego pień kilkadziesiąt metrów nad ziemią.
–Pomoże mi ktoś?! –spytała.
–Spokojnie –mówił Donatello. –Skacz, złapie cię!
–Co?! –przeraziła się. –To jak skok z ósmego piętra! Zwarowałeś?!
–Nic się nie martw –odparł. –Po prostu zaufaj mi i skacz!
Dziewczyna przełknęła ślinę powoli puszczają gładką korę. Trzęsła się jak osika. Bała się skoczyć. Patrząc w dół chciało jej się mdleć.
–Aishi, no dalej! –dopingował ją Mikey. –Dasz radę!
Kunoichi odetchnęła głęboko żeby się uspokoić, oparła ręce o gałąź.
–Oszalałam –powiedziała do siebie.
Zsunęła się. Spadając zakryła oczy. Wtedy Donnie wziął rozbieg, podskoczył do góry i złapał ją w ręce. Kiedy lądował, przerażona dziewczyna opuściła drżące dłonie.
–W porządku? –spytał żółw.
–Ch-chyba tak –odparła cały czas trzęsąc.
Mutant postawił ją na ziemi choć Aishinsui miała jeszcze nogi jak z waty. Nagle May głowie Rapha spadły cztery liście. Żółw poczuł je bo były ciężkie. Przyglądając im się spostrzegł, że zrobione są z przezroczystego szkła. Leo rozejrzał się zastanawiając, z którą stronę maja iść.
–Siedząc na drzewie zauważyłam jakiś dom –powiedziała przyjaciółka. –Może kilometr stąd.
–A w jakim kierunku? –spytał najstarszy.
Aishi zmyśliła się na chwilę, popatrzyła na gałąź, na której siedziała a potem patrząc w obie strony wskazała palcem przed siebie.
–Zdecydowanie tędy –odrzekła.
Leonardo poszedł pierwszy a za nim Raph, Mikey, Donnie i Aishinsui. Przyjaciele rozglądali się dookoła siebie próbując jakoś odnaleźć się w tym świecie. Gdzie nie spojrzeli tam widzieli tylko drzewa o gładkiej, półprzezroczystej, niebieskiej korze i szklanych liściach. Dziewczyna wzdrygnęła się na myśl o siedzeniu na gałęzi sto metrów nad ziemią. Po piętnastu minutach wyszli z gęstwiny lasu i zobaczyli między drzewami drewniany dom. Był jasnoniebieski, ale na pierwszy rzut oka widać, że nigdy nie malowany. Miał chyba sześć okien i jeden komin. Jeżeli nie był malowany to z pewnością został zrobiony z drzewa o takim kolorze miał werandę oraz trzy schodki prowadzące na nią.
Leo wszedł po nich pierwszy. Ostrożnie postawił stopę na pierwszym stopniu, który zatrzeszczał, ale był na tyle solidny by po nim przejść. Podszedł do drzwi podnosząc rękę gotową do uderzenia w drewno.
–Zaczekaj Leo –zatrzymała go Aishi.
–Coś nie tak? –spytał.
–Wiesz, że ten, kto tam mieszka może się ciebie przestraszyć –wyjaśniła. –Może lepiej będzie, jeżeli ja zapukam.
–Ten świat jest na tyle porąbany, że chyba nikt nie przestraszył się czterech żółwi –wtrącił Raph.
–Ja wiem, ale... tak dla pewności–upierała się.
Leo odsunął się dając jej wolną rękę. Nastolatka zapukała do drzwi. Odpowiedziała cisza. Przyjaciółka odwróciła się od chłopaków wzruszając ramionami. Znowu zapukała. Dalej nic. Uderzyła w drzwi trzeci raz. Nikogo nie słysząc położyła rękę na klamce pociągając w dół. Stanęła w wejściu dając przyjaciołom znak do wchodzenia.
Żółw wszedł jeden za drugim kierując każdy do innego pomieszczenia. Raph przejął salon. O dziwo w takiej głuszy było coś takiego jak elektryczność. Włączył światło i zobaczył jedno, wielkie pobojowisko. Stół wywrócony do góry nogami, połamane krzesła, rozrzucone szafki, porozwalane po podłodze rzeczy.
W kuchni, gdzie Mikey rozglądał się już za pizzą albo chociaż składnikami na nią, wcale nie było lepiej. Kredens rozrąbany na wióry, miski, sztućce, trzepaczki i wszystkie inne rupiecie kuchenne rozrzucone po podłodze. Ostała się tylko lodówka (nawet w takim świecie trzeba było gdzieś trzymać żywność). Łazienka i sypialnia pozostały nietknięte więc Leo nie przeżył mocnego zaskoczenia. Najgorzej jednak było w pokoju dziecięcym, który sprawdzali Donnie z Aishi. Dwa łóżka przewrócone, zabawki rozszarpane ma strzępy leżały na fioletowym dywanie a wygładzona, pomalowana na liliowo ściany podrapane ostrymi pazurami. Szyby wybite.
Po trzech minutach drużyna spotkała się w sypialni.
–Znaleźliście kogoś? –spytał Leo.
–Nie, a cały dom wygląda jak po przejściu tornada –stwierdził Raph.
–No i są tylko cztery łóżka więc ktoś będzie musiał spać na podłodze –zwróciła uwagę Aishi.
–A nie możesz się kimnąć z Donniem? –wyrwał Mikey.
–Słucham? –spytali oboje równo zaskoczeni.
–Stół dziób! –warknął do niego Raph.
–Dobra, dzisiaj ja wezmę podłogę a potem się zobaczy –rzekł Leo.
Reszta kiwnęła głową. Gdy Raph szykował się do snu zobaczył, że jego łóżko ma dwa materace, więc oddał jeden bratu by nie było mu za twardo. Donnie natomiast znalazł zapasowy koc.
⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫
W pokoju dziecięcym, gdzie spali Aishi z Mikey'm było strasznie zimno przez te wybite okna a wiatr był wyjątkowo silny i chłodny. Przyjaciele okrywali się kołdrą jak tylko mogli i wciskali głowy bardziej w poduszki, ale niewiele to dawało.
–Aishi, śpisz? –spytał szeptem Michelangelo.
–Nie –odparła półgłosem.
Nakryła się bardziej kołdrą.
–Słyszysz to? –dociekał.
Dziewczyna ściągnęła z siebie pościel próbując chociaż przez chwilę się zdrzemnąć.
–Słyszę co? –odrzekła.
–Takie stukanie –wyjaśnił siadając na łóżku.
–To pewnie wiatr. Idź spać.
Przekręciła się na drugi bok. Żółw z powrotem położył się na łóżku patrząc na okno. Nie minęła minuta gdy zobaczył w nich jakiś ruch. Jakby falowały włosy. Mutant podniósł się powoli wytężając wzrok.
Nagle rozbitej szyby dotknęła jakaś i zrobiła to tak gwałtownie, że Mikey był gotów pomyśleć, że to upiór. Potem pojawiła się twarz. Tak samo bardzo szybko. Postać otworzyła swe neonowe, czerwone oczy a potem wyszczerzyła śnieżnobiałe zęby.
–Aishi! –zawołał przerażony.
Błyskawicznie wskoczył na jej łóżko szturchając przyjaciółkę z całej siły.
–Mikey, do jasnej, ogarnij się! –krzyknęła wkurzona zrywając się z poduszki.
–Patrz! –wydarł się pokazując palcem na okno.
Dziewczyna spojrzała na wybite szyby i zobaczyła tą samą postać w ciemności. Gdy tylko wyszczerzyła bardziej zęby a potem zaśmiała złowieszczo, przyjaciele z krzykiem wybiegli z pokoju.
Wpadli do sypialni Leo, Rapha i Donniego z przekonaniem, że dziwna istota ich goni. Przez przypadek podeptali Leonardo a potem padli między łóżka Raphaela i Donatello sunąc do ściany. Trzymali się mocno dygocząc ze strachu.
–Co się z wami dzieje? –spytał zły Raph.
–T-t-t-t–jąkał Michelangelo pokazując palcem na drzwi.
–Toaleta? –dociekał Raph.
–Tubylec? –dołączył Leo.
–Test? –wyrwał Donnie.
–Chyba sobie kpisz! –rzuciła Aishi. –Tam!
–Co tam? –dopytywał Leonardo. –Zobaczyliście ducha czy co?
Dwójka energicznie pokonała głową. Bracia popatrzył na siebie z zaskoczeniem a potem z powrotem na wystraszonego żółwia i dziewczynę. Mogli się zaśmiał choć nie znali tego światła więc wszystko mogło być prawdopodobne. Wtedy wszyscy usłyszeli stukanie w szybę. Najpierw ciche i spokojne a następnie głośne i niecierpliwe. Przyjaciele popatrzyli w stronę okna. Zobaczyli dłoń. To jej palce a raczej paznokcie uderzały w szybę. Potem znowu falujące proste, długie włosy a w końcu twarz z czerwonymi jak neony oczami i śnieżnobiałymi zębami. W drużynie zaczął narastać strach tym bardziej, że istota dziwnie się poruszała. Trochę tak jakby była z dymu.
–No hej –powiedziała.
Przyjaciele z krzykiem przerażenia wybiegli z pokoju zabierając broń. Wyskoczyli na zewnątrz ustawiając z w krąg. Starali się zachować spokój choć przychodziło im to z trudem. Czekali na pojawienie się dziwnej postaci.
–Tutaj, na górze –ozwał się subtelny głos. Drużyna zadarła głowy do góry zauważając na dachu tą istotą. Patrząc na jej sposób siedzenia i budowę wyglądała na dziewczynę. Zmieniła się w stróżkę dymu i zleciała na dół z powrotem przyjmując postać człowieka. Jej potem opadały w dół i znowu uniósł, i tak cały czas.
–Co to jest? –zdziwił się Raph.
Dziewczyna podeszła bliżej, ale nikt nie widział jej nóg, ponieważ zamiast nich od kolan rozciągał się dym.
–Spokojnie, nie skrzywdzę was–powiedziała.
–Kim ty jesteś? –dociekał Leo wyciągając miecz w heh stronę.
–Nazywam się Alexia –odparła. –A ty to zapewne Leo.
–Skąd... –zaczął żółw.
–Obserwuje was od czasu gdy tu dotarliście –wyjaśniła zmieniając w stróżkę dymu.
Zniknęła im na chwilę z oczu, ale zaraz znów się odezwała :
–Ty to Raph.
Pojawiła się za nim obejmując go ramieniem. Żółw rzucił jej wściekłe spojrzenie więc Alexia przeszła do kolejnego żółwia.
–Mikey –ciągnęła wijąc się dymem przez niego.
W końcu dotarła do Donatello. Obięła go ramionami patrząc w oczy.
–Donnie, zgadłam?
Żółw odsunął się czując spore zakłopotanie, ale jego podejrzliwe spojrzenie nie znikało. Wtedy Alexia dotarła do Aishinsui. Przyjrzała jej się stwierdzając :
–Ciebie akurat nie znam.
–Aishi –powiedziała bacznie przyglądając się dziwnej postaci.
–Och, no to siemka, Ashni –odparła odwracając się do niej plecami i odchodząc.
–Aishi –poprawił ją Donatello.
–Dobra, dobra, Aishi - dała na luz Alexia.
–Skąd wiedziałaś, że się tu zjawiliśmy? –dopytywał Leo.
–To się tutaj często zdana –wyjaśniła. –A ja akurat byłam w pobliżu.
–A wiesz jak się stąd wydostać? –ciągnął Donnie.
–Ja? Nie –odrzekła. –Ale moja matka owszem.
–Zaprowadzisz nas do niej? –wtrącił Aishinsui.
–To kilka dni drogi, ale okay –zgodziła się. –Co mi tam. Możemy ruszyć nawet jutro.
–No to super –ucieszył się Mikey.
C. D. N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro