Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👼Małżeństwo Z Przypadku -inna wersja ślubu 👰

Raphael i Mona Lisa mieli już przypieczętować małżeństwo pocałunkiem gdy nagle pomiędzy ich nosami przeleciał pocisk. Narzeczeni aż odskoczyli od siebie. Wszyscy spojrzeli w stronę lasu. Stali tam strażnicy królewscy.

–Zdrada! –zawołał jeden z nich.

–O nie– wynamrotała Mona. –Ojciec ich na nas nasłał.

–Wasza Wysokość, jak mogłaś? –spytał drugi.

–Ona nie musi się wam tłumaczyć –stanął w jej obronie Raph.

–Brać wszystkich! –rozkazał dowódca.

–Rozproszyć się! –krzyknął Leo.

Przyjaciele rzucili się do biegu w różnych kierunkach. Jednak mimo szybkości i dobrych taktyk ucieczek, żołnierze byli sprytniejsi. Wyłapali ich wszystkich. Walki były daremne choć drużyna próbowała się wyrwać.

–Zostawcie nas! –krzyknął T'Horan. –Jesteśmy następcami tronu!

–I dopuściliście się zdrady –odparł dowódca. –Zamierzaliście ożenić tego żółwia z królewską córką.

–Z miłości! –warknęła Mona szarpiąc się ze strażnikiem.

–Zabieramy ich do pałacu –rozkazał dowodzący.

–Nie róbcie tego! –zawołał Raph. –R'Akmort wyda ją za tego palanta!

–Milczeć! –zagrzmiał Salanandrianin.

✴️

–A więc to tak –zaczął R'Akmort. –Zamierzaliście nas oszukać, pobrać się w tajemnicy. Chcieliście, żebyśmy wyszli na głupców. Oczerniliście całą rasę, całą planetę.

"Skazańcy" klęczeli przed nim wszyscy jak jeden mąż trzymani przez straże za ramiona.

–Ojcze, nie chodziło nam o to –wtrącił T'Horan. –Niczycie mojej siostrze życie!

–Po co wam to małżeństwo? –dodał Leo. –Czy Mona Lisa stanowi dla was jakiś problem?

–Wy... –zaczął król a jego głos już ogarniała furia.

–R'Akmort –przerwała mu M'Ikanela kładąc mu dłoń na ramieniu.

Stanęła przed nim składając ręce z przodu. Wszyscy cicho odetchnęli wiedząc, że królowa jest o wiele bardziej łagodna niż król.

–Tak czy inaczej przyśpieszyliście jedynie nieuniknione –wyjawiła. –Ślub odbędzie się jutro.

Aż ich wryło. Unieśli głowy do góry przerażeni.

–Że co? –spytała cicho Mona. –Matko i ty przeciw nam?

–Nie pozwolę wam na to! –krzyknął Raphael. –Nie oddam jej!

–To już nie od ciebie zależy –syknął R'Akmorta. –Y'Gytgbę i T'Horana zabrać do komnat i nie wypuszczać do jutra. Komandora G'Throkkę odwołuję ze stanowiska na czas nieokreślony. A co do żółwi i dziewczyny... Wyrzucić ich z pałacu.

Strażnicy podnieśli wszystkich do pionu.

–A dasz się chociaż pożegnać, Wasza Wysokość? –spytał Raph z wielką ironią naciskającą na dwa ostatnie słowa.

–Proszę –rzuciła M'Ikanela zanim R'Akmort zdążył cokolwiek wmówić.

Kiwnęła do strażników. Wprowadzili wszystkich pozostawiając dwójkę samą, ale żołnierze nadal przy nich stali.

–Posłuchaj, jest mało czasu –szepnął Raphael biorąc ręce ukochanej w swoje. –Wykopią mnie stąd, ale wrócę po ciebie. Choćby się waliło i paliło, nie zostawię cię. Ufasz mi?

Y'Gythgba zawiesiła głowę.

–Ufasz? –powtórzył.

–Ufam –powiedziała.

–Będzie dobrze tylko czekaj –przyrzekł. –Jesteś najważniejszą dziewczyną w moim życiu.

–Wiem.

Strażnicy pochwycili ich prowadząc w dwie różne strony.

✴️

Żołnierze wybrali naprawdę haniebne miejsce. Dosłownie wykopali przyjaciół tylnymi drzwiami prosto w błoto. Zamknęli za sobą i zarygłowali wejście.

–Jasny gwint –syknęła April strzepując z siebie mokrą ziemię.

–Niech szlag weźmie tego R'Akmorta –warknął Raph.

–Czyli teraz wracamy do domu? –spytał Mikey.

–Pogieło?! –ryknął Raphael. –Wracamy tam. Musimy ją odbić.

–I jak zamierzasz to zrobić? –spytał ironicznie Leo.

–Tradycyjnie demolką –rzucił.

–Wspaniały plan –westchnął Donnie. –Nie lepiej odwrócić uwagę i wejść po cichu?

✴️

Rano przyjaciele przystąpili do działania. April wzleciała do góry zwracając na siebie uwagę strażników. Gdy ci pobiegli za nią, żółwie mogły spokojnie wejść do pałacu. Dobiegły aż do pierwszego korytarza chowając za ścianą. Czterech strażników miało wartę. Raph kiwnął głową na Mikey'go. Brat od razu ruszył do akcji pozbywając się żołnierzy.

–Po schodach, szybko! –zawołał Leo.

Ninja mijali stopień za stopniem. Napotykając pojedynczych Salanandrian od razu usuwali ich z drogi posuwając się na przód.
Na kolejnym piętrze niestety nie było już tak przyjemnie. Oddziały zostały już poinformowane. Braci zastała chmara żołnierzy.

–Kanał –jęknął Mikey.

–A można się przyłączyć? –rozległ się głos za nimi.

Żółwie odwróciły się. T'Horan i Sal.

–Raphael, biegnij na następne piętro –rzucił brat Mony. –Tylko szybko!

Skinął głową. Przebrnął po głowach żołnierzy do następnych schodów biegnąc po nich. Dotarł do balkonów. Tuż nad nim odbywała się już ceremonia. Musiał działać szybko.

–Jeśli jest ktoś, kto jest przeciwny związkowi tych dwojga niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki –powiedział kapłan.

–Nie zgadzam się!!! –krzyknął na całe gardło Raphael stając na balustradzie.

Wyciągnął hak zaczepiając go o wnęke wysoko w ścianie. Spuścił się na niej prosto na N'Etadora. Y'Gythgba spojrzała na niego zaskoczona, ale i szczęśliwa.

–Hej, skarbie –rzucił przysuwając ją do siebie. Dziewczyna złapała go za szyję. –Tęskniłaś?

Pociągnął za hak unoszac się razem z nią na następny balkon. Niestety niefortunnie uderzył jeszcze w kolumnę.

–Au - powiedział z twarzą wbitą w mur.

Mona wyciągnęła rękę w stronę kolumny pociągając za sobą ukochanego. Oboje stanęli na podłodze.

–Dobra, Tarzan ze mnie żaden –jęknął łapiąc za nos.

–Nic ci nie jest? –spytała trochę chichocząc.

–Nie, będzie okay –zapewnił. –A tobie?

–Jest dobrze –odparła.

Raph rzucił tylko okiem jak wygląda. Biała suknia i coś na wzór poprzedniego płaszcza.

–Spadamy stąd? –spytał.

Mona kiwnęła głową.

–Brać ich! –zawołał król.

–Sorry, R'Akmort, ale ona już nie należy do ciebie –rzucił żółw.

Wziął dziewczynę za rękę biegnąc z nią do schodów. A przynajmniej tak im się zdawało bo wpadli do pustego pomieszczenia.

–Zła strona– zorientowała się Mona.

–Kurde, w prawo, nie w lewo –syknął.

–Ryglujmy drzwi –poradziła Salanandrianka.

Szybko zamknęli je dokładając drewnianą belę by nikt nie wszedł. Żółw zapalił latarkę z telefonu.

–Spokojnie, nie wejdą–zapewnił ją.

–Mam nadzieję –odrzekła.

–A... korzystając z tego, że jesteśmy sami... Zapomnieliśmy zrobić wczoraj jednej ważnej rzeczy.

–A raczej nam przerwano.

Raph pokiwał głową. Podszedł do niej całując ją powoli i czule.

–Teraz już nie możesz wyjść za innego –wyjawił.

Nagle rozległo się walenie w drzwi.

–To koniec –rzuciła.

–Nie poddamy się bez walki –przypomniał jej.

Nagle drzwi rozniosły się na strzępy. Stanął w nich N'Etador od razu postrzeliwując Monę.

........
Taka inna wersja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro