❔Krótka części pewnego opowiadania❔
Wpadłem do celi jak oparzony szukając wzrokiem Aishinsui. W ciemności i jedynie paru smużkach blasku księżyca dostrzegłem ją stojącą pod ścianą bardzo pewną postawą, z rękami zacisnietymi w pięści i spuszczonymi w dół. Jej wzrok z dodatkiem zmarszczonych brwi mógł zamrozić każdego, ale ja znałem jej spojrzenie. Miała takie bardzo często w poważnych sytuacjach.
Buzowała we mnie taka dzika złość, że chciałem rozerwać ją na strzępy.
-Coś ty zrobiła? - rzuciłem. - Coś ty najlepszego zrobiła?!
Podszedłem do niej pchając w tył.
-Wiesz, co cię czeka? - ciągnąłem.- W najlepszym wypadku już nigdy stąd nie wyjdziesz!
-A co?! - uniosła się stając szeroko na nogach i wyciągając szyję w moją stronę. - Tylko ty masz prawo by kłamać?! Tylko ty masz za nas nastawiać karku i brać wszystko zawsze na siebie?! Kurde, pomóc ci chciałam!
-W taki sposób? Chcesz trafić pod topór?!
-Jeżeli nie ma innego wyjścia to tak!
-Jesteś szalona!
-Nie będę po raz kolejny palić się ze wstydu gdy ty świecisz za mnie oczami przed Hectorem!
-Serio? Twoja duma ci przeszkadza?!
-Przeszkadza mi twoja kompletna ignorancja wobec mnie! April zwiała i teraz tylko to się liczy, że może pomóc swoim.
-Twoim kosztem?!
-Tak! Moim kosztem! Cholera, czy ty nie widzisz, że jestem gotowa pójść za ciebie w ogień?!
Stanąłem przez chwilę w bezruchu.
-O czym ty mówisz? - spytałem.
Aishi parsknęła ironicznie zwieszając głowę w dół. Wzięła się pod boki.
-Podobno króliki mają dobry wzrok a nie widzą czubka swojego nosa - powiedziała. - Z tobą jest chyba na odwrót.
-Że c...
-Usagi, puknij się w ten swój łeb, na którym nasz te długie uszy. Ile razy chciałam ci pokazać, że potrzebuję cię jak miecza na wojnie? Dostrzegłeś to choć raz?
-Aishi, powiedz o co ci chodzi i przestań mówić zagadkami!
-Dobra, skoro twój mózg mię może tego ogarnąć... Okay! Kocham cię, dotarło? Zrozumiałeś? Może lepiej powtórzę! Kocham cię, ty długouchy palancie!
Milczałem. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Pomijając fakt, że w naszej rozmowie obraziła mnie chyba ze trzy razy to ostateczny cel tej kłótni po prostu mnie zszokował. Poczułem się jak przybity do ziemi głaz.
Aishi patrzyła na mnie wzrokiem tak rozeźlonym, że nie wiedziałem czy się odzywać czy lepiej w ogóle nie otwierać ust.
-Co? Zatkało? - syknęła. - Martwisz się jak masz pogodzić teraz między sobą mnie i April? Dam ci radę- odrzuć mnie tak jak zawsze bo najlepiej ci to wychodzi!
Nagle rozległ się pisk i skrzyp otwieranych krat celi. Spojrzałem w ich stronę. Stał tam strażnik. Musiałem już iść.
-Aishi... - zacząłem.
-Idź - odparła. - Idź i zostaw mnie w spokoju!
Zrobiła krok w stronę ciemności, ale w porę stanowczością krzyknąłem :
-Aida Aishinsui, stój!
Odwrócił się powoli do mnie. Jej spojrzenie było pełne nienawiści i irytacji.
-Po nazwisku - zauważyła. - Ostro... i sztywno.
Patrzyłem na nią pewnym i groźnym wzrokiem.
-Wyciągnę cię stąd - posiedziałem. - Przysięgam ci na własne życie.
Odwróciłem się zmierzając w kierunku wyjścia. Liczyłem, że może jeszcze mnie zatrzyma, ale nic z tego. Trwała w ciszy.
.......
Nie zdradzę wam z którego opka to wyrwałam. Właściwie napisałam to by nie zapomnieć o tej scenie w przyszłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro