Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👪Jesteśmy rodziną 💑

To był patrol jak każdy inny. Spokój, spokój i jeszcze raz spokój. Aż nudny był ten spokój. Chłopaki po pewnym czasie już tylko siedzieli byle siedzieć, ale nie obserwowali ulic.

-Nie mogę już- jęknął Mikey.-Możemy wrócić do domu?

-Jeszcze chwilę- upierał się Leo.

-Co ty się tak gapisz na te ulice?- spytał Raph opierając się o zbiornik z wodą.-Zachowujesz się jakbyś czekał na kogoś.

-Choćmy do domu- rzekł Donatello.-Dziś tu już nic ciekawego się nie wydarzy. Bądźmy szczerzy. Nowy Jork daje sobie radę i bez nas.

-Powraca ci melancholia sprzed Technodromu z innego wymiaru- zauważył Raph.

-Dobra, już!- krzyknął Leo odwracając się w ich stronę.-Wróćmy do domu i przestańcie wreszcie zrzędzić!

Zszedł z podwyższenia krawędzi dachu idąc po betonie na drugą stronę budynku.

Wtedy dostrzegł na sąsiednim bloku jakiś ruch. Gwałtownie podniósł głowę patrząc w ciemność.

-Zaczekajcie- rzucił do braci.

Reszta żółwi stanęła.

-Co się...-zaczął Raph.

-Ćśś!- uciszył go.-Tam coś się poruszyło.

-Coś czyli co?- dociekał Mikey.

-Zaraz, Leo ma racje- wtrącił Donnie.-Spójrzcie!

Donatello pokazał na szczyt zbiornika z wodą. Stała na nim szczupła, smukła postać ubrana na czarno. Wyglądała jak ...prawdziwa Ninja. Żółwie wyciągnęły broń.

-Wreszcie coś się dzieje!- rzucił Raphael biegajac w stronę tajemniczej postaci.

O dziwo nawet się nie broniła. Raphael zepchnął ją ze zbiornika a ta uderzyła o podłoże.

-Raph, czekaj!- wyrwał Donnie.

Zatrzymał brata kijem nim przygotował się do następnego ataku.

-Co ty robisz?!- warknął.

-A co ty robisz?- wtrącił Leo.-Nie widzisz, że jest bezbronny?

Nagle nieznajomy odepchnął ich od siebie za pomocą fal telekinetycznych.

-Co jest?- spytał Mikey podnosząc się z ziemi.

-April?- dociekał Donnie.

-Dziewczyny znowu zrobiły nam trening z zaskoczenia?- pomyślał Leo.

Chłopcy wstali patrząc na tajemniczą postać.

-Nie zbliżajcie się- ostrzegła ich żeńskim głosem.

-Okay, April- powiedział Donatello.-Zorientowaliśmy się, że to ty. Możesz już zdjąć tą maskę.

-April?- zdziwiła się.- Ja nie jestem April. April to moja mama.

-Mama?- spytali razem bracia.

Dziewczyna ściągnęła z głowy ciemną maskę. Zatrzepała rudymi włosami okazując zieloną głowę żółwia oraz niebieskie oczy. Na oko wyglądała na jakieś 12 lat.

-Wow!- skomentował Mikey.

-Nie róbcie mi krzywdy, ja naprawdę nie mam złych zamiarów- powiedziała.

-Spokojnie, dzieciaku, nie musisz się nas bać- rzekł Donnie.

Nagle dziewczyna spojrzała na niego z zaciekawieniem oraz zaskoczeniem.

-Coś nie tak?- spytał Leo.

-Tata?- wypowiedziała mutantka.

Żółw zdębiał na to jedno słowo.

-Słucham?- zdziwiła się Donnie.

-Jesteś...moim ojcem- oznajmiła.-Nazywasz się Donatello, prawda?

-No tak, a-ale...

-Jestem Angel. Twoja córka. Twoja i April.

Bracia spojrzeli na mahoniookiego ze zdziwieniem.

-Ale... To nie jest możliwe- upierał się.

-Tak, wiem, ale ja nie jestem stąd. Który mamy rok?

-Dwa tysiące osiemnasty.

-Czyli że pozostał rok do moich narodzin.

-Rok?

-Tak. Jestem z przyszłości. Przez przypadek wylądowałam w waszych czasach bo eksperymentowałam z maszyną czasu.

-Zrobiłaś maszynę czasu?

-Nie, ty to zrobiłeś. Ja ci w tym tylko pomogłam.

-Czyli takie zdolne z ciebie dziecko.

-Tak jakby.

Wtedy ich rozmowę przerwali tajemniczy oprawcy. Przytrzymali żółwie próbując ich udusić.

-Puśćcie ich!- krzyknęła Angel.

-Angie, zwariowałaś?- zdziwił się chłopak trzymający Rapha.

-Dusisz własnego ojca, Mid- rzuciła.

-Że jak?- spytał.

Od razu wszyscy puścili braci ściągając z głów maski.

-Ojcze?- rzucił chłopak przypominający Rapha.

-Zaraz, jedną chwilę!- krzyknął Leo.-Czy wy wszyscy jesteście naszymi dziećmi z przyszłości?

-Na to wychodzi, tato- rzekł żółw obok niego.-Jestem Louis.

-Wow!- rzucił Mikey.-Ale superaśnie!

-No nie!- dorzuciła entuzjastycznie dziewczyna o brązowych włosach.-Nieźle spotkać ojców z ich młodości. To takie dziwaczne i ...i... i superaśne! Jestem Risa, twoja córka.

-To widać- zaśmiał się Raph.

-On mi jakoś nie wyglada na naszego ojca- burknął żółw o niebieskiej skórze.

-Ale jeżeli jest to rok 2018...- zaczęła żółwica o długich rzęsach.- ... czy ty może chodzisz z porucznik Y'Gythgbą, pseudonim Mona Lisą?

-A co cie to interesuje?- rzucił oschle.-Nawet jeśli to co?

-Nasz ojciec w stu procentach- stwierdził trzeci z, najwyraźniej, trojaczków.-Middletron, Shell i Gino.

-No, a ty tato masz dwie córki- oznajmiła jeszcze jedna dziewczyna, blondynka.-Leslie jestem!

-Łołoło! Poczekajcie, jest jeszcze jedna rzecz, o którą musimy spytać- wyrwał Leo.-Jak jesteśmy waszymi ojcami, to kim są wasze matki?

-April- rzuciła Angel.

-Karai- dodał Louis.

-Mona Lisa albo Y'Gythgba- wyjaśniła Shell.

-Renet- zakończyła Risa.

-Że słucham?!- wyrwał zszokowany Donnie.

Wtedy pod dziećmi pojawił się fioletowy portal w który wskoczyły.

-Tata nas ściąga- wyjaśniła Leslie.-Miło było poznać!

W sekundę zniknęli im z oczu.

-Co to było ?- zdziwił się Leo.

-Musimy się chyba przespać, bo już mamy halucynacje- palnął Raph.

W przyszłości...

-No, kto to zrobił?- spytał ostro Donatello.

-Mój błąd- przyznała Angel.-Przez przypadek przeniosła nas w przeszłość. W dwa tysiące osiemnasty rok.

-Dwa tysiące osiemnasty? Zaskakujące. W tym roku chyba zdawało się mi i moim braciom, że was widzieliśmy.

Koniec


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro