Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

😿😝Huśtawka Nastrojów 🙅😅

Donnie na palcach po cichu i jak najszybciej starał się dotrzeć do kuchni. Złapał za dwie plandeki materiały wyściubiając ze szpary głowę. Zauważył przy stole swoich braci, Monę i Karai. Spojrzeli na niego zdziwieni.

-A tobie co? - spytał Mikey.

-Nie ma jej tu? - spytał szeptem Donatello.

-Kogo? - dociekał Raph.

-No April - wysyczał.

-Nie ma - zapewniła go Karai.

Żółw wszedł do kuchni siadając przy stole a przy tym posuwając Leo w stronę jego żony.

Nerwowo rozglądał się we wszystkie strony a najbardziej w stronę wyjścia. Drżały mu ręce.

-Co ty się tak trzęsiesz w tej skorupie jak galareta? - dziwił się coraz bardziej Mikey. - Zabić cię chce ktoś?

-M-można tak powiedzieć - wyjąkał.

-Co się dzieje? - dopytywała Mona.

-Chodzi o April - rzucił.

-Co z nią? - nie rozumiał Raph.

-Odkąd zaczął się ósmy miesiąc, ja jej po prostu nie poznaje - tłumaczył z przestrachem. - Wcześniej może raz na jakiś się naburmuszyła albo rozpłakała, ale teraz...

-Chłopie, ma huśtawkę nastrojów - zaśmiał się Leo. - Normalka jak dziewczyna jest w ciąży.

-To normalne było do niedawna - ciągnął. - Na przykład ostatnim razem, jakoś w zeszłym tygodniu jak wszedłem do pokoju to przemeblowywała go telekinetycznie. Nie mogła się zdecydować. Czterdzieści dwa razy przedstawiała szafkę z lewej do prawej i na odwrót.

-No i to ten koniec świata? - parsknęła Karai.

-Ale słuchajcie dalej - nie przestawał. - Cztery noce temu stała nade mną z mieczem ostrzem zwróconym w moją stronę. Na szczęście w porę się obudziłam a ona się zawiesiła więc udało mi się ją jakoś obezwładnić.

-Matko - zszokował się Raph.

-A wczoraj siedziała na łóżku, dziergała na drutach w zasadzie sam nie wiem co i płakała choć trudno się dziwić skoro miała całe palce pokłute - opowiadał dalej.

Rodzina popatrzyła na siebie przerażona. Nagle dobiegły ich kroki. Wtedy jak torpeda do kuchni wbiegła April.

-O Boże - jęknął cicho Donatello. - Kochanie, mówiłem żebyś nie biegała i się nie przemęczała. To niedobre dla ciebie i dziecka.

-Oj kotek, nie prze-sa-dzaj - zaśmiała się uderzając kilka razy palcem w nos Donniego. - Ciąża to nie choroba.

-No to co? - rzucił Mikey. - Jemy pizzę!

Przeniósł pudełko z jedzeniem z blatu na stół i otworzył wieko. Zapach dotarł do wszystkich nozdrzy.

-Mmm, a z czym ta pizza? - spytała April podchodząc i z bliska przyglądając się jej z bliska.

-Z tuńczykiem - odparł Raph.

Rudowłosa spuściła gwałtownie głowę wydając pierwszy szloch i zakrywając oczy ręką zupełnie się rozplakała.

-Biedny tuńczyk- zawyła. - Taka ładna rybka co sobie płynęła całe życie w czystej wodzie i co?! Skończyła pociachana między serem a ketchupem!

-Mówiłem - szepnął Donnie do zdezorientowanej rodziny.

-To sos pomidorowy - uściślił Mikey.

Dziewczyna zabrała rękę z powiek. Zmarszczyła czoło stanowczym krokiem podchodząc do żółwia i uderzając w blat stołu.

-Poprawiasz mnie?! - krzyknęła.

Najmłodszy aż schował do połowy głowę w skorupie. Leo postanowił ratować sytuację.

-April, muszę przyznać, że ta ciąża dobrze na ciebie wpływa - skomentował.

-Prawda - zawtórował Raphael. - Widać, że ciągnie cię tylko na lepsze.

Rudowłosa z uwodzicielskim uśmiechem stanęła między nimi obejmując ramionami.

-Ale z was Casanovy - powiedziała.

-April, nie jesteś może troszkę zmęczona? - zapytał Donnie.

-No może - przyznała. - To ja pójdę się przespać.

Gdy tylko wyszła wszyscy odetchnęli z ulgą.

-Co to było? - rzuciła Mona.

-Jakby przeszło tornado - stwierdził Leo.

-A ja mówiłem - powtarzał Donatello.

-Dobra - powiedział Raph. - Mogę cię pocieszyć. Jeszcze miesiąc. Chyba, że urodzi się wcześniej.

-Najwyraźniej niektóre kobiety przechodzą ten okres ciężej - westchnął Leo.

Donnie wyszedł z kuchni a za nim Mikey.

-Nieprędko znajdę w ciążę - postanowiła Karai.

-Popieram - dodała Mona.

-Jakby tylko od was to zależało - prychnął Raph.

-Wasz udział w tym to może jakieś 10 sekund a nasz 9 miesięcy - wycedziła Karai. - Punktujemy.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro