Modliszka
Wnętrze insektarium było przyjemnie ciepłe. Przyglądała się modliszce, która z niezwykłą ekscytacją czyściła odnóża po skończonym posiłku. Wykręcała trójkątną głowę na wszystkie strony, wodząc żuwaczkami po każdym haczyku na powierzchni zabójczej broni. Kąciki ust dziewczyny podniosły się w górę. Nigdy nie sądziła, że zwykły owad może przeżywać tak ludzkie uczucia.
Obok Mai zatrzymał się przyjaciel z klasy, jej prawdziwa miłość.
— Wiesz to śmieszne — zaśmiał się Piotr, a ona przyjrzała mu się z uwagą. — Zawsze przypominałaś mi modliszkę.
— Czy to źle? — Skupiła się na zajętym sobą stawonogu.
— Chyba nie, taka już jesteś i za to cię lubię.
Z zaskoczenia aż drgnęła, gdy spojrzał prosto w jej zielone oczy. Uśmiechnął się z lekkością jak jeszcze nigdy dotąd. Pomyślała, że ją pocałuje, lecz zaraz przerwał ten cudowny moment.
— Reszta pewnie już czeka, trzeba się zbierać.
Odwrócił się, poszedł w stronę wyjścia. Przysunęła się bliżej szyby by ostatni raz podziwiać modliszkę. Źrenice dziewczyny w intensywnym świetle lampy zmieniły się i zlały się z zielenią tęczówek, pozostawiając tylko po jednej czarnej plamce po środku.
W insektarium rozniósł się dźwięk zamykanych drzwi. Nie spojrzała za nim, ani nie poszła, choć chciała mu to powiedzieć. Może lepiej, że nie wie, w końcu ona go kocha.
***
Drabble na konkurs CHMURA organizowany przez
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro