"Ból" / Ronald x Scarlett
Powoli otwieram drewniane drzwi modląd cię w duchu, że już śpi, ale kiedy przechodzę koło drzwi od salonu słyszę, że tak nie jest.
-Dlaczego tak późno?- Mówi zgniatając puszkę po piwie, a ja wrdygam się lekko
-Miałam strasznie dużo pracy- odpowiadam cicho.
Kiedy wstaje z kanapy boję się, że rozgryzł moje kłamstwo. Podchodzi do mnie i patrzy z góry.
-Oh- mówi z udawanym przejęciem i delikatnie przejeżdża palcami po moim policzku.- To dobrze, że się tak starasz, ale...- delikatna pieszczota zmienia się w silny i dobrze wymierzony policzek.
Upadam na ziemię i uderzam głową w ścianę. Ogłuszona przez mocne uderzenie nie wiem co do mnie mówi. Łapię mnie za włosy i ciągnie za sobą do sypialni. Boję się. Boję się jego i tego co mi zrobi. Boję się, że pewnego dnia tak mnie zleje, że już się nie obudzę.
*****
To jest ten dzień. Kiedy przechodzę koło salonu widzę, że śpi na kanapie. Szybko przechodzę do sypialni. Łapię najpotrzebniejsze rzeczy. Bielizna, ubrania, pieniądze, dowód osobisty, paszport. Wszystko pakuję do plecaka i najciszej jak potrafię wychodzę z pokoju. Szybko, ale na palcach idę w stronę drzwi wyjściowych. Po cichu otwieram drzwi i czuję jak coś trzyma mnie za plecach. Odwracam się i zastygam ze strachu. Stoi wściekle na mnie patrząc.
-Gdzie się wybierasz?- Cedzi przez zęby, a ja się wzdrygam.
Ciągnie mnie i z trzaskiem zamyka drzwi. Upadam na ziemię. Znajduje mnie wzrokiem i zaczyna iść w moją stronę. Najszybciej jak moję cofam, ale nie podnoszę się z ziemi. Po chwili napotykam na mojej drodze przeszkodę. Obracam się żeby zobaczyć co to. Siedzę w rogu między szafką kuchenną, a kuchenką. Znów odwracam się w jego stronę. Kiedy tylko to robię łapie mnie za włosy i ciągnie w górę. Po moich policzkach płyną łzy bólu i przerażenia.
-Jesteś moja. Nigdzie z tąd nie idziesz- mówi mi prosto w twarz i czuję jego śmierdzący alkoholem i tytoniem oddech
Opieram rękę na blacie kuchennym. Moje palce napotykają rączkę noża, ale po chwili wszystko zaślepia ból. Uderza mnie pięścią w splot słoneczny. Krzyczę z bólu i dostaję w twarz. Rzuca mną i przejeżdżam po kafelkach. Przez łzy dostrzegam, że zrzuciłam na ziemię nóż. Być może nie zwraca na to uwagi, być może ignoruje brzęk metalu o kafelki, ale rusza w moją stronę. Przebiegam na kolanach pod kuchennym stołem i łapię za nóż, jak się okazuje, do mięsa. Patrzy na mnie zaskoczony, a następnie śmieje się paskudnie.
-Co? Myślisz, że coś zrobisz mi tym scyzorykiem?- Kiedy do mnie podchodzi łapię mnie za gardło i unosi.
Bez zastanowienia wbijam mu nóż w ten wielki brzuch. Zaskoczony puszcza mnie i łapię się za ranę. Znów dźgam, tym razem w klatkę piersiową. Jego szara, spocona koszulka przesiąka czerwoną krwią. Zatacza się na ścianę z przerażeniem w oczach. Ze łzami w oczach dźgam po raz kolejny, tym razem w gardło. Kiedy wyszarpuję nóż wytryskuje z niego jeszcze więcej krwi. Przerażona upuszczam nóż i cofam się pod ścianę. Opadam na ziemię, zwijam się w kłębek, a z moich oczu znów zaczynają płynąć łzy. Siedzę tak kilka chwil i postanawiam się podnieść. Jednak kiedy podnoszę głowę czeka mnie zaskoczenie. Nad martwym ciałem stoi jakiś chłopak. Blond grzywka opada mu na oczy, przysłonięte okularami, kiedy przegląda jakiś zeszyt, ale włosy na karku są czarne jak smoła. Garnitur i luźno zawiązany krawat sprawiają, że wygląda jak użędnik.
-K-Kim jesteś- pytam ze zaciśniętym gardłem.
Chłopak najwyraźniej dopiero teraz mnie zauważa. Jeszcze raz spogląda na zeszyt, a potem szybkim krokiem podchodzi do mnie zostawiając kajet na stole. Kuca przede mną i dokładnie ogląda moją twarz.
-Coś cię boli?- Pyta oglądając moje ręce pokryte siniakami.
-N-Nie... T-to znacz-czy t-tak- Staram się być spokojna, ale po mojej twarzy znów spływają łzy.
-Ej. Spokojnie- ściera łzy z moich policzów.- On już nic ci nie zrobi.
-A-a-ale...- zaczynam płakać już na prawdę mocno.
Chowam twarz w dłonie i zwijam się w kłębek. Chwilę później czuję jak mnie Przytula.
-Spokojnie- czuję jak gładzi mnie po plecach.
-J-Ja g-go zabił-łam- mówię przez łzy.
-Należało mu się- odpowiada.- Uspokój się trochę. Nie powinien nigdy na ciebie podnosić ręki. Dobrze, że skończył jak skończył.
-S-skąd wiesz, że- że mnie bił?- Odsuwam się od niego.
W odpowiedzi gładzi mnie po włosach.
-Skąd to wiesz?- Ponawiam pytanie.
-To jest naprawdę długa historia.
-A ja mam na prawdę dużo czasu dopuki nie przyjadą po mnie gliny i nie zamkną mnie za kratami- odpowiadam.
Chłopak w odpowiedzi wywraca oczyma.
-Ale ty mi opowiedz jak to się zaczęło- zastanawiam się chwilę i kiwam głową.- Ok... Więc pewnie nie zrozumiesz o co chodzi, ale jestem Shinigami.
-Ah No tak!- Uderzam się w czoło.- Przyszedłeś po jego duszę.
-Wiesz kim jest Shinigami?
-Jestem pół demonem... Nie szczycę się tym, ale wiem takie rzeczy- mówię cicho.
Chłopak znów gładzi mnie po włosach.
-Nie chcę o tym opowiadać- przełykam ślinę.- To nie zaczęło się od razu. Na początku wszystko było jak w bajce, ale kiedy tylko się tu wprowadził wystarczyło, że wróciłam z pracy dwie minuty później, albo wydałam funta na bułkę, bo byłam głodna, a on na mnie naskakiwał. Najpierw tylko krzyczał... Potem z-zaczął mnie b-bić, a na k-on-niec...- Znów czuję słone łzy płynące po mojej twarzy.-Ja nie mogłam odejść, ani nawet powiedzieć, że ma się wyprowadzić... Bałam się, że zleje mnie tak mocno, że umrę...
Nim zdążę powiedzieć coś więcej znów mnie Przytula. Robię na jego ramieniu mokrą plamę po łzach. Po chwili znów się odsuwa.
-Wiem jak to jest- mówi cicho.- Nie rozumiem jak można na kogoś podnieść rękę. I jestem pewien, że jeśli powiesz co tobie robił to cała ta sprawa pójdzie w niepamięć. To była tylko samoobrona- ściera mi łzy z policzków.- A teraz zadzwoń na policję i kiedy przyjadą wszystko im wytłumacz. Na 100% będziesz musiała na trochę przenieść się do hotelu. Będziesz miała tyle pieniędzy?
-Z jedzeniem i piciem? Jedynie na noc lub dwie w motelu. Wszystko wydawało na alkohol, papierosy i nie zdziwiła bym się gdyby na narkotyki...
-Trzymaj- podaje mi plik pieniędzy.- W razie czego zgłoś mnie na świadka i powiedz, że jestem twoim starym przyjacielem i o wszystkim mi mówiłaś. Podaj...- wyciąga coś z kieszeni i podaje mi to.- Ten adres i numer telefonu- całuje mnie w czubek głowy i wstaje.
-Czekaj-mówię.- Jak się nazywasz.
-Jak zwykle zapominam- uśmiecha się szeroko.- Ronald Knox, a ty?
-Scarlett...
-Ładnie- przerywa mi, puszcza oczko i wychodzi z pomieszczenia.
*Jest Ronald x Scarlett po raz trzeci. Jestem z siebie w miarę dumna pomimo iż Shot jest strasznie krótki. Zastanawiam się czy nie zrobić sobie przerwy od wattpada na jakiś czas. Moja kochana Ally (Veroniqque) na samym początku myślała, że nasz bezimienny to Ron i go zwyzywała xD. Tak więc pozdrawiam Sylwełka (X_Pqia_X), którego jest ten Shot i Ag (AgnieszkaKleybor), która po dostaniu spojlera [będącego praktycznie całym shotem] z moimi pomyłkami w czasie czasowników i fragmentami, które mi się nie podobały, powiedziała, że to jest zajebiste. Do przeczytania ^^*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro