Wspomnienia (Dean x Reader)
- Dlaczego pojechałeś do gniazda wampirów sam?! Pomyślałeś o tym, że mogłeś tego nie przeżyć?!
- Ohoho. To nagle się o mnie martwisz! Panna T/I i jej samarytańska dusza!
- Co Cię ugryzło?!
- Chciałem mieć chociaż chwilę wolną, chwilę bez Ciebie.
- C-co powiedziałeś?!
- Dobrze słyszałaś! Wolałem iść do gniazda niż spędzić z Tobą dzień w motelu!
Po moim policzku spłynęła samotna łza, starłam ją rękawem i wyszłam z pokoju bez słowa. Stanęłam przed drzwiami, czując jak krople deszczu opadają na czubek głowy. Słowa Deana wywołały żal do swojej osoby. Może dał do zrozumienia, że jestem beznadziejnym człowiekiem jak i łowcą.
Nie... nie mogłam dać się poniżyć przez Winchestera. Odwróciłam się, naciskając na klamkę, aby powiedzieć Deanowi, co tak naprawdę o nim myślałam.
- Moim zdaniem boisz się własnych uczuć. Nie chcesz do końca powiedzieć, co stało się w Piekle. Myślisz, że nie wiem jak to jest walczyć o każdą sekundę życia?!
- Skąd możesz to wiedzieć? Nie byłaś w siedlisku najgorszych stworzeń jakie widział świat! - Po tych słowach zamarłam. Czułam jak serce zaczyna bić szybciej. To była chwila, w której stwierdziłam, że twoja przeszłość musiała ujrzeć światło dzienne.
- W- wiesz co to jest Czyściec?
- Co to ma do rozmowy?
- Nie rozumiesz pytania? Czy wiesz co to za miejsce?
- Obiło mi się o uszy - wydukał swawolnie.
- Byłam tam... Półtora roku.
- Co... nie wiedziałem. Przepra...
- Czy to coś zmienia? Powiedziałeś, że wolisz potwory ode mnie. Okej, nie każdy musi lubić moje towarzystwo, ale musisz wiedzieć, że Czyściec to wieczna walka o życie. To właśnie tam trafiają stwory, gdy tacy jak my pozbawiają ich życia.
- Ja... to znaczy nie chciałem, coś się dzie...
- Zrobiło Ci się mnie żal, gdy tylko o tym wspomniałam. Gdy Ty wspomniałeś o Piekle, to nie zmieniłam podejścia i nie traktowałam Cię jak poszkodowanego, nie chciałam abyś czuł się na jakiś sposób wyautowany.
- Daj mi dojść do słowa! Przepraszam Cię za ten wybuch... za te słowa. Nie wiem co się ze mną dzieje.
- Wow... i ty naprawdę myślisz, że to wystarczy? - Podeszłam bliżej - Zawsze myślałeś, że właśnie Ty miałeś najgorsze życie. I wiesz co? Właśnie teraz się wymeldowuję i już nigdy mnie nie zobaczysz - wypowiedziałam te słowa z wielkim trudem, ale tak było lepiej.
Zarzucając czarną torbę, w której były ubrania i broń, opuściłam pokój jak i Deana. Przyglądając się opadającemu deszczowi, po raz pierwszy zaczęłam wspominać pobyt w Czyśćcu.
Cierpienie i ból, które towarzyszyło, nasiliło się z każdą sekundą spędzoną myślami w Czyśćcu. Ilość krwi, potu i łez, które przysporzyły setki nieprzespanych nocy i innego poglądu na życie. Od wyjścia stamtąd zupełnie inaczej spoglądałam na świat.
- Koniec myśleć o przeszłości - oznajmiłam szeptem - zacznę żyć tak, aby już nikt, nigdy nie miał szansy mnie zranić.
Pogoda nie wyglądała zachęcająco, lecz była o wiele lepsza, niż bycie poniewieraną. Deszcz, którego krople lądowały na czubku głowy, powodował pogrążenie się we własnych myślach.
Weszłam do pokoju motelowego, zostawiając za sobą ślady błota. Torba pełna różnorakich sztyletów, wody święconej i innych broni, została rzucona w kąt. Polowanie na Wendigo wymęczyło, chociaż zastanawiało Mnie jedno: był tam drugi łowca, to on zablokował mu drogę ucieczki i dzięki temu udało Mi się spalić potwora. Nim zdążyłam wejść do łazienki, aby pozbyć się odoru martwych ciał, do drzwi zapukał nieznajomy. Zza paska od spodni wyjęłam broń, przystawiając ją do drzwi. Uchyliłam je delikatnie a moim oczom ukazał się równie brudny jak Ja, mężczyzna o zielonych oczach. To był on - pomyślałam.
- Cześć, jestem Dean. Chciałbym...
- Dzięki za pomoc z Wendigo - schowałam broń, uchylając szerzej drzwi.
- A ja chciałem z gracją się dowiedzieć, kto go usmażył - mimo zeschniętej krwi na jego twarzy, ujrzałam szereg białych zębów.
- Jestem T/I - wystawiłam dłoń w jego stronę w geście przywitania, ignorując jego uśmieszek.
- Więc... jesteś od małego łowcą?
Nie wiedziałam, że to pytanie w jakiś sposób poruszy mężczyznę, więc zamilkłam, lecz wciąż przyglądałam się jego twarzy z nadzieją, że odpowie.
- Od dziecięcych lat... a Ty? - zapytał wymijająco.
- Kiedy dziewczynki w moim wieku bawiły się lalkami to ja potrafiłam strzelać z łuku i różnorakich strzelb - jego uśmiech nagle zagościł na jego twarzy, co sprawiło, że również poprawiło się moje samopoczucie.
Słysząc od Sama, że jego uwielbia kobiety, zdziwiło go, że nawet nie próbuje mnie poderwać. W sumie to nawet tego nie odczuwałam, bo przyjaźniliśmy się już ponad rok a ja nigdy nie zauważyłam, żeby zarywał do kelnerek w przydrożnych knajpach.
Głośny dźwięk hamowania samochodu, wybudził mnie z zamyślenia. Oddaliłam się od motelu już kilka kilometrów, ale jak widać niewystarczająco daleko, ponieważ auto, które się zatrzymało to była Impala.
- T/I! T/I! Stój! - Słyszałam jego krzyk, lecz szłam uparcie ciągle przed siebie. Niestety pobiegł od przodu blokując przy tym dalsze kroki. Na siłę próbowałam go ominąć, chociaż tamował moje ruchy. Nie chciałam z nim rozmawiać, głównie było to spowodowane incydentem z przed kilku godzin, ale również dobrymi wspomnieniami, które zaczęły nękać mój umysł. Oczy były pełne łez, dlatego starałam się trzymać głowę skierowaną prosto na czubki przemoczonych butów.
- Zostaw mnie. Nie chciałeś mnie widzieć to idę jak najdalej.
- T/I nie rób tego. Ja... ja Cię przepraszam - powiedział łamiącym się głosem.
- Wytłumacz mi za co przepraszasz? - Zaszklonymi oczami spojrzałam na niego, lecz twoje łzy wtapiały się z kroplami deszczu przez co mógł się nie zorientować, że jestem rozpłakana. - Sam powiedziałeś, że wolisz towarzystwo wampirów niż moje, więc odchodzę jak najdalej, żebyś nie musiał na mnie patrzeć - wyminęłam, stojącego jak słup soli Winchestera i podążyłam dalej szosą.
- T/I - wymruczał ledwo słyszalnie, wciąż się nie ruszając, więc momentalnie wróciłam do niego. To była moja słaba strona, wiedziałam, że jeśli wymawia moje imię szeptem to często mieszały się w to potwory czy inne nadprzyrodzone stworzenia.
- Dean? Halo? Ziemia do Deana? Ej Dean? - Pociągnęłam go lekko za ramię i zaczął się przyglądać mojej osobie, gdy nagle jego oczy zaświeciły się na czerwono. Nie zmieniły koloru tylko zaczęły świecić czerwonym światłem. - Dean! Powiedz coś.
- Nie przepraszam Cię za nic. Jesteś najgorszą osobą jaką kiedykolwiek mogłem spotkać. W ogóle żałuję spotkania z Tobą. Właściwie to nie wiem czemu zacząłem Cię szukać. Nienawidzę Cię - trybiki głowie przeskoczyły. Myślałam jakby sprawdzić swoją teorię i nagle mnie oświeciło.
- A co z Samem? Jest twoim bratem, jego też nienawidzisz?
- Zawsze był kulą u nogi.
- A Impala?
- Ten samochód ssie. Jak można dbać o takiego paskudnego grata?
- Już wszystko jasne... po polowaniu musiał spotkać greckiego boga Pseudologos. Oszukiwał i okłamywał wszystkich bogów, nawet Zeusa. Dean jest pod działaniem jego klątwy... tylko nie wiem jak ją zdjąć. Nie wiedziałam, że tak mało znany Bóg będzie grasował w Stanach Zjednoczonych - pomyślałam. Nagle mnie olśniło. Za mniej niż kilometr znajduje się miasto, miałam nadzieję, że mają tam bibliotekę, chociaż była nikła szansa, że o tej godzinie będzie jeszcze czynna. - GPS w jego telefonie powinien być włączony, więc go znajdę.
- Co tam znowu mamroczesz po nosem? - Nie odpowiedziałam tylko podążyłam wzdłuż szosy, przez przypadek wchodząc w kałuże. Przeklinając cicho pod nosem, poszłam dalej myśląc o tym, że chciał przepraszać czyli co jakiś czas odzyskiwał świadomość.
Błądząc po mieście udało mi się dotrzeć do biblioteki po godzinie 8:00. Jedynym problemem był fakt, iż Dean mógł już wyjechać ze stanu, ale spojrzałam w telefon i ujrzałam lokalizację Winchestera - był w motelu, w którym się pokłóciliśmy. Liczyła się każdą sekunda, nie wiedziałam gdzie ma zamiar później pojechać.
- Dzień Dobry - powiedziałam do bibliotekarki stojącej za stosem książek. Jej wzrok wędrował po moich przemoczonych ubraniach i torbie. - Gdzie znajdę książkę na temat greckich bogów? - Z grymasem na twarzy wskazała ostatnią alejkę. Pokiwałam głową i szybkim krokiem poszłam w wyznaczone miejsce.
- Greckie... nie, greckie... wciąż nie, greccy bogowie! Jest! - Wielką księgę położyłam na biurku, po czym związałam mokre włosy w kucyk. - Dlaczego Dean co jakiś czas odzyskiwał świadomość? Pseudologos musi być bardzo osłabiony albo Winchester na swój sposób ma silną wolę. Albo te dwie rzeczy na raz. - wymruczałam pod nosem, wertując kolejne strony zakurzonej książki.
Pseudologos Bóg zrodzony z bogini Eris. Jest personifikacją kłamstwa. Okłamywał bogów takich jak Zeus. Został wygnany z Olimpu.
- Mogliby przejść do sedna? Jak go zabić albo chociaż zdjąć klątwę z śmiertelnika?
Jako Bóg kłamstwa nie mógł żyć bez niszczenia ludzkich relacji przez nieprawdę. W późniejszych czasach słynął z rzucania klątw, które zmuszały ludzi do burzenia ich relacji poprzez wmawianie im fałszywych myśli na temat ich uczuć do drugiej osoby.
- Coraz to bliżej do odzyskania prawdziwego Deana... tego zabawnego Deana, którego ratowałam z opresji. Tak jak wtedy, gdy kobieta trochę przy sobie zaczęła go podrywać.
Ten jego błagalny wzrok, abym go uratowała. Przyglądanie się całej tej sytuacji z daleka, wywołało u mnie szeroki uśmiech, ale i tak mu pomogłam. Wyciągnęłam wtedy telefon z kieszeni i zadzwoniłam na jego komórkę.
- Udawaj, że jestem twoją dziewczyną, która czegoś chce a Ty odpowiedz, że idziesz.
- Dobrze kochanie już idę.
Rozłączył się a ja poszłam poczekać na niego przy Impali. Kilka sekund później drzwi klubu otworzyły się ponownie i zza nich wyszedł uradowany Winchester, który przyspieszył kroku, gdy tylko spojrzał w moją stronę.
- Uratowałaś mi życie, T/I.
- Nie pierwszy, nie ostatni r... - zamknął mnie w szczelnym uścisku, opierając podbródek na czubku głowy. Zapach jego perfum zmieszał się z wonią whisky oraz dymem papierosowym, który panował w klubie. Miałam wrażenie jakbym wtulała się w niego przez wieczność. Właśnie tego brakowało... Chyba wtedy zdałam sobie sprawę, że się w nim zauroczyłam.
Stop. Stop. Stop! Koniec błądzenia myślami. Czas zająć się szukaniem rozwiązania.
Klątwę można zdjąć zabijając Boga gałęzią jabłoni zerwaną w okresie kwitnięcia albo sprawić, aby osoba pod wpływem magii Pseudologosa stawiła czoła prawdzie.
- O co im chodzi?
Człowiek musi wejść w fizyczną interakcję z osobą, którą szczerze gardzi albo kocha. Jeśli opętany wypowiada ciągle, że kogoś nienawidzi to znaczy, że go kocha i wtedy należy wykonać miłosną interakcję.
- Chwila, chwila, chwila! Czyli on mnie... to jest niemożliwe. Dean Winchester największy flirciarz na tym świecie zadurzył się w dziewczynie, która nie rzuciła mu się w ramiona przy pierwszym spotkaniu tylko wysłuchała jego cierpienia i była z nim w najgorszych... i najlepszych chwilach. - pomyślałam, nie dopuszczając do siebie możliwości bycia zakochaną. - Czyli, że co? Mam mu wyznać moje najskrytsze uczucie, które jak widać okazuje się być odwzajemnione? Nic bardziej... trudnego - skryłam głowę w dłonie, próbując znaleźć rozsądne rozwiązanie sytuacji. - Teraz tylko wystarczy sprawdzić gdzie jest szatyn. - Spojrzałam na mapę i okazało się, że Winchester musiał wymeldować się już w motelu. Serce zaczęło bić szybciej z każdą sekundą nieumiejętnego odnalezienia mężczyzny, gdy nagle obok swojego znacznika ujrzałam drugi. - Czyli jest w kawiarni na najbliższym skrzyżowaniu.
Pogoda była niezmienna, ciemne chmury przesłaniały niebo, powodując uczucie melancholii. Mimo iż była godzina przedpołudniowa, ilość deszczu i brunatne kłęby na sklepieniu niebieskim sprawiały, że świat wyglądał jakby były godziny wieczorne. Na horyzoncie zauważyłam kolorowy baner z napisem "Kawa, herbata i placki - zniżka do godziny 12:00". To właśnie tam podbiegłam, omijając setki kałuż. Kątem oka udało mi się dostrzec fragment czarnej Impali. Słyszałam jak moje serce zaczyna coraz to szybciej łomotać, bałam się, że przestane racjonalnie myśleć, chociaż to nie było przeszkodą jeśli chodziło o uratowanie Deana.
Przemoczona do suchej nitki, weszłam do kawiarenki, w rogu widząc Winchestera, flirtującego z cycatą kelnereczką. Czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale uświadamiając sobie, że ta wersja Deana nienawidziła mnie do szpiku kości, chociaż i tak obawiałam się, że nie uda mi się zdjąć z niego klątwy. Gdy kelnerka odeszła od jego stolika, on właśnie wstał i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Spanikowana wyszłam, próbując jak najszybciej dotrzeć do Dziecinki. I tak byłam już cała przemoknięta, więc stanie na środku parkingu nie mogło już pogorszyć sytuacji.
Oparłam się o maskę samochodu, czekając niecierpliwie aż zaczniemy dialog, właściwie... to nie miałam bladego pojęcia jak się zachować. Być wredną suką czy łagodna jak baranek? Przez krople opadającego deszczu zauważyłam znajomą sylwetkę, szybko przybliżającą się w moją stronę, więc odbiłam się od maski, stając na równe nogi. Gdy tylko nawiązaliśmy kontakt wzrokowy zwolnił kroku, zaś chwilę później na jego twarzy, pełnej kropel deszczu i pieprzyków, ukazał się zadziorny uśmiech, który wiedziałam co oznacza - zostaw mnie w spokoju albo ktoś zaraz przywita się z moją pięścią.
- A któż to zawitał w tym małym miasteczku? - rozpoczął nonszalancko, więc poszłam w jego ślady.
- Niezastąpiona T/I i fałszywy Dean Winchester. - mimowolnie zaczęłam iść w jego kierunku, jakbym była przyciągana przez wielki magnes. - Smakowała kawa?
- Najgorsza jaką piłem, a co do placków... to nawet nie skosztowałem - próbowałam wciąż zachować kamienną twarz, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że klątwa nie tylko rozkazywała mu kłamać, ale również zmieniała całą jego osobowość. - Ale i tak kawa była lepsza niż ta rozmowa z tobą. - Między nami zapanowała chwila ciszy, którą przerwało kolejne pytanie. - Dlaczego tu jesteś? - Nadszedł czas, aby grać zimną sukę.
- A chciałam się pożegnać.
- To pa pa. Pozdrów krewnych. - Nasze nosy dzieliły już tylko milimetry, widziałam jak jego oczy błyskają lekko czerwonym światłem, zaś na jego nosie dostrzegałam dziesiątki pieprzyków, które na chwilę sprawiły, że moja mina nabrała smutnego grymasu twarzy, lecz chwilę później odzyskałam werwę.
- A niech Cię szlag, Pseudologos. - Stanęłam na palcach, ciągnąc Deana za umięśnione ramiona, chwilę później zamykając nas w namiętnym pocałunku. Na zamkniętych powiekach poczułam czerwony blask, który zanikał. Odsuwając się nieśmiale, patrzyłam prosto w jego lekko rozchylone oczy. Ciepło rozeszło się po całym moim ciele, powodując lekkie rumieńce na policzkach. Zaś zielone tęczówki, które bacznie mi się przyglądały, odzyskały swoje emocje, były pełne szoku i zdezorientowania, ale co okazało się najważniejsze, były to prawdziwe, nie oszukane, emocje.
- Dean? - nie odpowiedział nic, tylko delikatnie starł krople deszczu z mojego policzka. Jego tęczówki zaczęły mnie świdrować, zauważyłam lekki uśmiech zanim on zainicjował pocałunek.
Był on bardziej namiętny, ponieważ był odwzajemniony i pełen nieposkromionych uczuć. Scena jak z snu każdej nastolatki - pocałunek z przystojnym mężczyzną a do tego krople deszczu, które wprawiały wyobraźnię w pracę na wyższych obrotach.
Nastał moment, w którym nasza dwójka musiała złapać oddech, lecz mimo to wciąż czułam na sobie wzrok Winchestera.
- Kocham Cię, uwierz mi, to jest prawda.
- Ja Ciebie też kocham - chciał złożyć kolejny całus, lecz przyłożyłam palec na jego usta, jednocześnie wywołując zdziwienie na jego twarzy. - Co pamiętasz? - Uderzenie błyskawicy spowodowało, że wsiedliśmy do Impali, gdzie miał wszystko wytłumaczyć.
- Pamiętam jak ubiłem zgraję wampirów... i wiem! Przepraszam Cię za to, że sam poszedłem do gniazda. Nie chciałem żeby coś Ci się stało.
- To urocze z twojej strony, ale jestem wystarczająco długo łowcą, aby na siebie uważać... Pomińmy ten wątek i powiedz co stało się później. - Uścisnęłam go pokrzepiająco w dłoń, aby wiedział, że mu wybaczyłam.
- Na stacji benzynowej zaczepił mnie chuderlawy chłopak. I od tego momentu pamiętam wszystko, ale czułem jakbym był zamknięty za kratami we własnym umyśle, ale jak mówiłaś do mnie, byłaś przy mnie to... odzyskiwałem panowanie, ale tylko na chwilę.
- Pamiętam to, mówiłeś, że nie panujesz nad sobą, a ja... - Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ ponownie zainicjował namiętny pocałunek, który zniwelował wszystkie smętne myśli. Czułam jak drugą dłonią chwycił mnie za biodro i przesuwał ją wzdłuż uda, aby przyciągnąć mnie bliżej jego ciała. Palcami musnęłam jego szczękę, na której znajdował się kilkudniowy zarost. Nagle orientując się, że byliśmy w miejscu publicznym i było tam mnóstwo ludzi, zdecydowałam, że jak to ja, podrażnię się z Winchesterem, więc powoli odsunęłam się od niego. Jego zdziwiony wzrok sprawił, że sytuacja nabrała większego komizmu. - Znowu uratowałam Ci dupę, Dean. - przysunęłam się ponownie bliżej i wyszeptałam - Wolę w mniej publicznym miejscu niż parking przy ruchliwej ulicy. - cmoknęłam go w płatek ucha, który wywołał u niego dreszcz na szyi. Gwałtownie chwycił za kierownicę i dodając gazu, ruszył przed siebie, nie zważając na warunki pogodowe.
Za oknem zauważyłam jak mija kilka moteli, co wywołało lekkie zdziwienie, lecz efekt końcowy mnie nie zawiódł. Impala zatrzymała się na wzgórzu, które częściowo było okryte wysokimi drzewami, zaś widok, jaki się rozprzestrzeniał wywołał u mnie nie mały zachwyt. Wychodząc za Deanem z samochodu, poczułam jak kolejno krople lądują na przemoczonym już swetrze.
- Nie znałam Cię od tej strony - powiedziałam, gdy udało mi się stanąć obok Winchestera, który od razu chwycił mnie w pasie jedną dłonią. Staliśmy oparci o drzwi kierowcy, kiedy nieznacznie uniosłam wzrok, aby móc ponownie przyjrzeć się jego szmaragdowym oczom.
- Teraz nie musisz udawać mojej drugiej połówki - Czułam jak zaczynam się rumienić, lecz mu to nie przeszkadzało, uśmiechał się, tak jak wtedy, gdy poznałam jego imię.
W zwolnionym tempie złożył wpierw nieśmiały całus, lecz zaraz po nim kolejny i kolejny. Następny bardziej namiętny od poprzedniego. Chwycił mnie drugą dłonią w pasie co spowodowało, że musiałam opleść się nogami wokół niego. Po omacku otworzył tylne drzwi Impali i jednym zwinnym ruchem wepchnął nas na tylne siedzenia. Nasze przemoczone ubrania szybko lądowały na różnych krańcach samochodu, a my byliśmy zatraceni w naszej upragnionej miłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro