Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wspólnie (Sam x Reader)

Wczorajsze polowanie okazało się dla ciebie bardzo brutalne i gorzkie w skutkach. Obudziłaś się w Bunkrze z okropnym bólem głowy. Przez budzik w telefonie zorientowałaś się, że głośne dźwięki oraz jasne światło doprowadzało cię do szału, przez co miałaś ochotę rzucić nim prosto w ścianę. Kontynuowanie snu nie wychodziło, z minuty na minutę ból stawał się coraz to silniejszy, więc zadecydowałaś iść po leki przeciwbólowe, które niestety znajdowały się w kuchni.

Założyłaś bluzę z kapturem, który chociaż trochę zasłaniał dopływ światła do oczu, dlatego mogłaś spokojnie przejść przez hol, żeby dostać się do upragnionych lekarstw. Pierwsze co usłyszałaś, zbliżając się do upragnionego pomieszczenia to przesuwanie szklanki po blacie, do której wlewano kawę. Było kilka minut po godzinie siódmej rano, więc byłaś pewna, że spotkasz tam tylko Sama.

Niemrawym krokiem z głową skierowaną w dół wkroczyłaś do pomieszczenia, usłyszałaś od strony bruneta śmiałe cześć. Jedną ręką pomachałaś, a drugą chwyciłaś lekko za nos, jakbyś chciała powstrzymać napływający nieprzyjemny impuls, który spowodował, że wydałaś z siebie pomruk bólu.

- Co się stało? - Zapytał bardziej zaniepokojony niż zwykle.

- Wczorajsze obijanie moją głową przez mściwego ducha przyniosło swoje skutki. - Z przymrużonymi oczyma zaczęłaś szukać w szufladzie tabletek przeciwbólowych. - Resztkami sił i z wymiocinami w przełyku prowadzę z tobą tę rozmowę, Sam. Widziałeś gdziekolwiek tabletki na ból głowy? - Powiedziałaś ledwo słyszalnie, chowając głowę między dłonie.

- [T/I] masz migrenę. Idź do łóżka a ja znajdę leki. - Stanął przed tobą a z pomiędzy palców zobaczyłaś jego zatroskany wzrok, który spoczywał na tobie. Jego delikatna dłoń dotknęła twojego prawego ramienia, lekko je masując, przez co na twojej twarzy zagościł leniwy uśmiech a ręce ponownie wisiały wzdłuż ciała. 

- Dzięki, Sammy, ale chciałam jeszcze zrobić sobie herbaty. Może po niej miną nudności. - Wymruczałaś głośniej niż poprzednio.

- Nie martw się, przyniosę wszystko co trzeba. - Z zapałem do roboty dyskretnie wypędzał Cię żebyś szła do pokoju. - Zrób kilka głębokich wdechów po drodze, powinno być lepiej.

Podczas, gdy usuwał Cię z kuchni, zaczęłaś marudzić i zachowywać się jak małe grube dziecko, któremu zabrano wielkiego lizaka.

Mimo to posłuchałaś przyjaciela i wykonałaś głębokie wdechy i wydechy, które zmniejszyły ból głowy, lecz przy ogólnym samopoczuciu to mało pomogło. Twoje łóżko nie wyglądało wygodnie, ale kładąc się na nim poczułaś jakbyś spoczywała na niebiańskiej chmureczce. Szary kocyk owinął tylko głowę, chcąc ograniczyć ilość światła padających do twoich oczu. Jedynym pomysłem było liczenie owiec, niestety przy 1362 owieczce do drzwi zapukał dyskretnie Sam. Starałaś się usiąść i przypatrzeć mężczyźnie. Fakt, że trzymał tacę, na której znajdował się kubek, z którego parowało, mała kanapeczka i leki przeciwbólowe. Widok pewniej rzeczy Cię zdziwił - był to Sammy z przywieszonym luźno na szyi czarnym krawatem, czego twoją reakcją było nagłe cofnięcie się resztek jedzenia z przełyku z powrotem do żołądka i uśmiech na twarzy.

- S-sam? Po co Ci... - wskazałaś ręką w stronę szyi imitując ruchami dłoni krawat.

- Jesteś chora, więc jestem na każde twe skinienie. - Z tacą, którą wciąż trzymał, lekko dygnął wywołując w twoim sercu napływ przyjemnego ciepła, który od razu sprawił, że poczułaś się jak nowonarodzona. - Wiem, że nie masz ochoty nic jeść, ale tych leków nie możesz zażywać na pusty żołądek, więc przygotowałem małą lekkostrawną kanapkę. - Brunet w kilka sekund położył na twoich nogach tacę a nie chcąc napierać stanął tuż przed łóżkiem. Poklepałaś na wolne miejsce na materacu, żeby nie stał jak słup soli.

Będąc przy Samie poczułaś się na tyle dobrze, że mogłaś z nim swobodnie porozmawiać. Póki co nikt wam nie przeszkadzał, więc obydwoje się rozgadaliście.

Herbata była zrobiona w twoim ulubionym kubku, który dostałaś od braci na urodziny kilka lat temu. Po kanapce, której już nie było, wzięłaś tabletki. Po kilku sekundach poczułaś jak wszystko ustępuje, twoje oczy już nie były przymrużone a uszy się odetkały, powodując, że mogłaś normalnie funkcjonować. Sammy'emu nie odpowiadał fakt, że chciałaś wyjść. Może i miał rację, ale musiałaś uprzeć na swoim. I owszem... miał rację, ale nie był świadom jak bardzo było z tobą źle.
Jednym szybkim ruchem twoje stopy ponownie dotykały zimnej posadzki, wstałaś, robiąc swobodnie kilka kroków, przez które na oczach pojawiły się mroczki. Uznałaś, że to drobny problem i po chwili powinno przejść. Ręce Sama zaczęły podpierać cię w tali; nie byłaś świadoma tego, że nie słyszałaś jego słów skierowanych w twoją stronę.

Chwilę później straciłaś władzę w nogach, upadając w ramiona Winchestera, który podniósł Cię i zaniósł w stronę łóżka. Ostatnie co pamiętałaś to jego zatroskany głos, który długo utrzymywał świadomość.

*****

Ciepło. Przyjemne ciepło, które opatuliło całe twoje ciało, spowodowało powolną pobudkę. Przez kilka sekund zastanawiałaś się co się stało. Byłaś szczelnie przykryta swoim miękkim kocem, lecz to nie on dawał najwięcej ciepła. Faktem, który Cię zadziwił, było to, że nie spałaś na swojej puchatej poduszce tylko na czymś szarym... i bardzo ciepłym. Nim się zorientowałaś na czym śpisz, zaczęłaś stukać palcami, wtedy podniosłaś głowę, zauważając, że przez cały ten czas spałaś przytulona do Sama. Prawdopodobnie obudziłaś mężczyznę, gdy tylko odkleiłaś się od umięśnionej klatki. Ten natychmiast Cię chwycił, przyciągając z powrotem do łóżka, nie pozwalając Ci z niego wstać.

- Jak wcześniej mówiłem: jestem na każde twe skinienie. - Wyszeptał Ci prosto do ucha, co spowodowało przyjemny dreszcz na całym twoim ciele.

- W takim razie poproszę o szklankę wody. - Jednym delikatnym ruchem obrociłaś głowę w stronę oczu Winchestera, przez co wasze nosy znajdowały się milimetry od siebie. Na twoich policzkach pojawiły się rumieńce, zaś po chwili poczułaś jak przesuwa się pod twoimi barkami - była to odrętwiała ręka Sama, którą próbował odzyskać. Usiadł na krańcu łóżka, obracając się w twoją stronę. Jego wzrok był napełniony troską i czymś, czego do tej pory nie znałaś.

- Martwiłem się o Ciebie, [T/I]. Resztę dnia odpoczywasz. - Jak można było zauważyć, nie miałaś nic do powiedzenia, ponieważ postawił Cię przed faktem dokonanym. Sposób w jaki mówił wywoływał poczucie bezpieczeństwa i opieki, której brakowało Ci od lat.

Po wyjściu mężczyzny z pokoju, zaczęłaś zastanawiać się, co się z Tobą dzieje. Jego bliski kontakt, po prostu, gdy znajdował się w pobliżu czułaś się szczęśliwa. Może po prostu się w nim zauroczyłaś? Nie, przecież łowca nie ma prawa się zakochać, nic z tego nie wyjdzie. - Próbowałaś zaprzeczyć, chociaż w głębi duszy bardzo chciałaś, żeby Sam był tym właściwym.

Po kilku minutach do pokoju ponownie wszedł obiekt zauroczenia, ale nie był on tylko ze szklanką wody, albowiem* w drugiej dłoni trzymał laptop. Mimowolnie na twojej twarzy ukazał się pytający grymas, który wywołał u mężczyzny uśmiech i natychmiast zaczął wyjaśniać.

- Jeśli masz ochotę... możemy obejrzeć film.

- Możemy? - Nastała chwila ciszy, w której jego mina zrzedła a z jego ust wydobyło się nieswoje chrząknięcie.

- Jeśli nie chcesz mogę pójść. 

- Nie, nie! Chodź, znajdziemy ciekawy film. - Uśmiech ponownie zagościł na waszych twarzach. Do rąk dostałaś szklankę z wodą, zaś na miejscu obok ponownie usiadł Sammy, który zaczął szukać, wraz z twoją drobną pomocą, filmu.

*****

- Sam... - Zerknął w twoją stronę, klikając pauzę. - Przecież masz lepsze rzeczy do roboty, niż siedzenie z chorą dziewczyną, która ma zamiar przesiedzieć większość dnia w łóżku. 

- Wczoraj udało nam się zlikwidować mściwego ducha, parę razy też oberwałem, więc należy nam się dzień lenistwa. 

- Ale... - Nagle spoważniałaś wyprostowując się. Nie łatwo było zadać takowe pytanie, lecz odważyłaś się. - Dlaczego się mną opiekujesz?

- Ponieważ martwię się o Ciebie, ale nie jak o zwykłą koleżankę... - Twoje usta zwężyły się w jedną linię niezgrabnie unikając dalszej kontynuacji. - Wiesz, pomińmy ten temat, dobrze? - Pokiwałaś szybko głową kładąc ją ponownie na poduszce, leżącej tuż obok ramienia Winchestera.

*****

- Jednak oglądanie Sherlocka bez brytyjskiego akcentu to nie to samo. - Dodałaś, kładąc stopy na podłodze obok łóżka.

- Nigdzie nie idziesz. - Sammy próbował Cię zatrzymać swoimi maślanymi oczami, na których widok wiotczały wszystkie mięśnie, chociaż próbowałaś zachować powagę.

- Wiesz... jednak człowiek ma potrzeby fizjologiczne. - W geście braku sprzeciwu, podniósł ręce lekko nad głowę.

Na gołe stopy założyłaś puchate kapciuszki, których szuraniem lubiłaś wkurzać braci i bardzo niemrawym krokiem zaczęłaś podążać w stronę łazienki, opierając się jedną dłonią o ścianę.

Właściwie to nie musiałaś skorzystać z toalety, chciałaś ochłonąć, chlapiąc swoją twarz kroplami chłodnej wody. Wszystko to, co powiedział Ci Sam nie docierało do Ciebie. 

Powinnam się cieszyć, w końcu jestem w nim zauroczona. Po prostu boję się, że jeśli skupię się za bardzo na uczuciach to... w trakcie polowań nasze relację wezmą górę. Moje myśli mnie przerażają. - Powtarzałaś te zdania jak mantrę.

Z oczami wpatrzonymi w sufit podążyłaś w stronę swojego pokoju. W bunkrze wydawało Ci się, że było cicho... za cicho.

- Dean? - Nie usłyszałaś informacji zwrotnej od starszego Winchestera.

- Wybrał się na swoje "łowy". - Od razu domyśliłaś się, że nie prędko wróci z powrotem. - A czemu go wołasz?

- Nic... po prostu jest tutaj za cicho i byłam ciekawa dlaczego. - Wydukałaś, gdy weszłaś do pokoju, w którym szukał kolejnego filmu. - Sam. - Nieśmiało kontynuowałaś, gdy spojrzał na Ciebie, lecz robiąc to zrezygnowałaś z wyznań i temat zboczył w innym kierunku. - Mam ochotę na gorącą czekoladę. Jest jeszcze? - Na jego twarzy zauważyłaś zamieszanie, ale wstał, patrząc w twoje oczy.

- Tak, Doktorze Watsonie. - I ominął Cię, mimo to poszłaś tuż obok niego. - [T/I] zostań w łóżku, pod kocem.

- Ależ Panie Holmes, na chwilę obecną czuję się świetnie. No może nie całkiem, ale mam wystarczająco sporo energii, aby doczłapać do kuchni. - Ujrzałaś jak kąciki jego ust się podnoszą, chociaż wzrok mówił co innego. - Dobra... mogę iść do pokoju, albo zaniesiesz mnie do kuchni. - Nim zorientowałaś się co się stało, Winchester chwycił Cię za ramiona i nogi po czym podniósł.

- Teraz przynajmniej nie upadniesz, Watsonie. - Pstryknęłaś jego ramię, uśmiechając się pod nosem.

- Ale wiesz, że w drugą stronę nie będziesz mógł nieść mnie i kubka jednocześnie?

- Jestem Sherlock Holmes, ja zawsze mam plan.

*****

Siedząc już na krześle przyglądałaś się przyjacielowi, jak szykuje dla Was dwie czekolady. Do tego napoju zawsze dodawałaś szczyptę cynamonu, o której zapomniał, więc podchodząc do szafki, aby wyciągnąć opakowanie, czułaś na sobie wzrok, lecz tylko odwracając głowę w stronę Winchestera jego oczy powędrowały ponownie na napoje. Niemrawo podchodząc, podłożyłaś mu je pod nos. Po przygotowaniu czekolady, zastanawiałaś się jak ma zamiar to zanieść, skoro nie chciał, abyś się przesilała, więc chwycił Cię ponownie a Ty ponownie nie orientując się co dzieje spojrzałaś w jego oczy... były tak blisko, błyszczały się, ciepło, które Cię ogarnęło spowodowało, że wpiłaś wzrok w podłogę i wymrotałaś.

- To jaki masz pomysł, Sherlocku?

- Ty weźmiesz te kubki a ja postaram się iść w miarę ostrożnie, abyś nie wylała czekolady na siebie. No i nie mogę Cię rozśmieszać, bo się poparzysz.

- To od teraz powaga, Sammy.

- To już nie Sherlocku?

- Chyba się poparzymy. - Dodałaś, biorąc kubki za ucha.

- Już przestaje. - Wymrotał hamując się od płaczu.

Przez całą drogę próbowałaś zachować powagę, a co jakiś czas zerkając na mężczyznę, zauważyłaś jak próbuje powstrzymać się od śmiechu. Nie padło żadne słowo, ale wam obojgu chciało się tak śmiać z powodu waszych wyrazów twarzy. Dwa kubki ostrożnie odłożyłaś na szafkę nocną, zaś Sam delikatnie położył Cię na łóżku; chwilę później przysiadł się, biorąc łyk czekolady. Cały czas starałaś się odgonić myśli zauroczenia się w nim, bo bałaś się mu to powiedzieć... w sumie bardziej obawiałaś się jego reakcji, chociaż jego opiekuńczość wskazywała na to, że możesz śmiało mu wszystko wyznać na temat swoich uczuć.

- [T/I]? Halo? Jak się masz?

- Hę? Wybacz zamyśliłam się. Wybieramy kolejny film?

- [T/I]. - Zaczął stanowczo, odkładając pusty kubek, poszłaś w jego ślady, prostując się. - Martwię się o Ciebie... nawet bardzo.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - Poczułaś jak przesuwa się w twoją stronę, aby musnąć dłoń, która spoczywała na kocu, swoją. Wzrok powędrował ku ciepłym palcom, zaś Sam chwycił ją i mocno zacisnął.

- Podczas śpiączki, po próbach, słyszałem twój głos. To dzięki niemu zdecydowałem, że chcę otworzyć oczy. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszyłem, gdy ujrzałem Cię śpiącą obok szpitalnego łóżka. Wtedy zrozumiałem, dlaczego warto wstać z niego i móc żyć dla kogoś. Dla kogoś takiego jak Ty. [T/I] ja Cię... - Nie zdążył dokończyć, ponieważ wpiłaś się w jego usta. Całował delikatnie, lecz namiętnie przez co nie chciałaś przerywać. Musieliście się jednak od siebie oderwać, aby złapać oddech. Ból cały minął. Byliście tylko On i Ty. W międzyczasie usiadłaś na jego kolanach i tym razem to Sam zainicjował wasze zbliżenie, równie namiętne jak i uczuciowe, jego dłonie podążyły wzdłuż twojej talii, zatrzymując się na biodrach. Jednym stanowczym ruchem dłoni rozwiązałaś krawat, rzucając go prawdopodobnie gdzieś obok komody. Oddaliłaś głowę wystarczająco daleko, aby móc spojrzeć w jego jasne oczy. Już akcja miała dziać się dalej, lecz usłyszeliście jak otwierają się drzwi do bunkra. Szybko usiadłaś blisko mężczyzny, próbując zrozumieć co się stało. Wreszcie czułaś się szczęśliwa a twoje uczucia do niego również są odwzajemniane.

- Nie zdążyłem dokończyć... Kocham Cię. - Wyszeptał, obejmując Ciebie ramieniem.

- Ja Ciebie też, Sam. -  Dodałaś cmokając jego policzek.

Na wasze nieszczęście twoje wyznanie usłyszał, podchmielony Dean z malinką na szyi, który uśmiechnął się w waszą stronę.

~~~~

Wyszło krótsze niż poprzednie, ale stwierdziłam, że każdy one shot powinien mieć najmniej dwa tysiące słów (czyli ponad dziesięć minut). Też nie chciałam tego sztucznie wydłużać. Mam nadzieję, że się spodobał :3

Mam do was prośbę! Dodawajcie również w komentarzach pomysły na następne one shoty. Czy bohaterowie mają być skłóceni, zakochani, w chorobie itp. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi ;)

~M

#niesprawdzone

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro