Te dni (Castiel x Reader)
Od wczoraj siedzisz naburmuszona i pragniesz zjeść kolejną tabliczkę czekolady. Krótko mówiąc dostałaś okresu przez co wszyscy Cię denerwowali, a w szczególności starszy brat Dean, który odebrał Ci wczoraj ostatni kawałek placka.
***
W ciemnym dresie weszłaś do kuchni, ale zamiast porządnego śniadania, wyciągnęłaś jednolitrowe pudełko z lodami. Sam spojrzał na Ciebie pytająco a Cas zaś w charakterystyczny dla siebie sposób przechylił głowę w lewo.
- [T/I], co się stało?
Nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć do pomieszczenia wszedł Dean, odpowiadając na pytanie zadane przez waszego brata.
- Sammy, nasza siostrzyczka ma te dni. Zeszłego wieczora wkurzyła się, bo zjadłem placek.
- Co to znaczy "te dni"? Czy dzieje jej się krzywda? - Zapytał Cas, spoglądając na Ciebie jak jesz lody.
- Przez najbliższe kilka dni nie wiem co czuję. Mogę popłakać się na zwykłej reklamie leku na przeczyszczenie. - Dodałaś siadając naprzeciwko braci, tuż obok Castiela. Łyżka wbiła się w lód, gdy nagle poczułaś jak anioł kładzie palce na twoim czole. Pstryknęłaś w jego palce, aby zdjął je z twojej twarzy.
- Cas. - Wykrzyknął Sam. - Tego się nie leczy, kobiety tak mają co miesiąc. Najlepiej wtedy je dokarmiać albo zostawić w spokoju.
- Wybieram drugą opcję. - Na słowa starszego brata spojrzałaś na niego, machając mu łyżeczką pod nosem.
- No to Cas, zostawiamy Cię z T/I. Mamy sprawę w sąsiednim stanie, a w takiej sytuacji fizycznej... i psychicznej będzie niemrawo zachowywać się na niej. - W kilka sekund zmieniłaś swoje zachowanie, byłaś bardzo miła.
- Spoko... znaczy chciałabym, ale byłabym kulą u nogi. Jak was nie będzie to upiekę placek. - Twoja nagła zmiana nastroju zdezorientowała mężczyzn, ale jak można było zauważyć Deanowi to nie przeszkadzało.
- I taką T/I to ja rozumiem. - Powiedział zadowolony najstarszy z rodzeństwa Winchester.
- Cas musisz dopilnować, aby nie zabrakło jej jedzenia! - Oświadczył Sam, wychodząc za bratem.
- Ale ja nie wiem co...
- Siema, Cas!
- Robić...
- Rób to co podpowiada Ci twoja ludzka połowa. Po tylu latach spędzonych na ziemi, w szczególności razem z rodzinką Winchesterów. - Starałaś się brzmieć naturalnie albowiem pierwszy raz zostałaś z Casem sam na sam. Lubiłaś się z nim, nauczyłaś go jak to jest czuć, ale nie byłaś pewna czy zrobiłaś dobrze. Właściwie to nie byłaś pewna niczego, twoim ciałem władały hormony. Z wielkim pudłem lodów poszłaś do swojego pokoju, decydując się dokończyć serial, który wpadł Ci w oko miesiąc temu, ale wtedy nie miałaś czasu, aby zakończyć pierwszy sezon. Anioł całą drogę szedł za tobą, jakby bał się, że na niego naskoczysz.
- Cas, póki co nie musisz się za mną szwendać. Możesz pójść do sklepu i kupić trzy tabliczki mlecznej czekolady.
- Ale Sam powiedział...
- Żeby nie zabrakło mi jedzenia! - W trakcie okresu twój apetyt przerastał apetyt Deana, ale w inne dni biegałaś razem z Samem, więc naprawdę przypominaliście niesforne rodzeństwo. W obronnym geście wycofał się, lecz co jakiś czas obracał się w twoją stronę, aby wiedzieć czy nic Ci się nie stało.
Na laptopie włączyłaś odcinek, kończąc lody. Z pokładami nadziei, chciałaś, aby Cas wrócił jak najszybciej. Pragnęłaś żeby ktoś przy tobie był, ale nie denerwował Cię, co w takim stanie wydawało się nierealne. Po ponad czterdziestu minutach czyli po skończeniu jednego epizodu, udało Ci się ruszyć w stronę kuchni, aby przygotować herbatę z miodem, lecz z holu usłyszałaś uderzanie podeszwą o podłoże, czemu jeszcze towarzyszyło szeleszczenie siatek. Szurając swoimi kapciuszkami ujrzałaś Casa z dwoma reklamówkami. Twoje oczy zaczęły świecić się jak diamenty, gdy zauważyłaś czekoladę.
- Długo Cię nie było. Miałam zamiar do Ciebie zadzwonić.
- Kupiłem 5 czekolad, opakowanie pianek i maślane ciastka. - Cas zdziwił Cię na tyle mocno, że zaniemówiłaś z wrażenia.
- S-skąd pomysł na to, że będę to chciała?
- Źle postąpiłem? Nie chciałem. - Na jego twarzy malował się smutek i zawiedzenie.
- Nie, Cas źle mnie zrozumiałeś. Chodzi o to, że przerosłeś moje oczekiwania. - Wyrwałaś siatki z jego rąk, cmokając go w policzek.
- T/I... nigdy tak nie robiłaś.
- Meh. Chcesz nauczyć się robić herbatę? - Niesforność anioła na ani jedną sekundę nie wprowadziła Cię z równowagi. Podążył za tobą wcześniej potwierdzając, że ma ochotę nauczyć się robić znany od pokoleń trunek. Dwie torby z zakupami odłożyłaś na stół, wyciągając z jednej tabliczkę czekolady, aby chwilę później skonsumować trzy kosteczki. Zza ramienia spojrzałaś na anioła; chwilę później zaproponowałaś mu kawałek, co jak na Ciebie w trakcie okresu to miłosierdzie. Odkąd odzyskał swoją łaskę zaczął inaczej patrzeć na świat. On zaś dyskretnie odmówił. Skoro Cas nie chciał to pomyślałaś, że kolejne kilka kostek zrekompensuje wszystko. - Więc Cassie...
- Czy to jest zdrobnienie zdrobnienia mojego imienia? - Sytuacja zamiast Cię rozzłościć wywołała szeroki uśmiech.
- Tak Cas, jest to zdrobnienie zdrobnienia twojego imienia. A teraz nalej wody do tego czajniczka, potem odłóż na tę podstawkę uprzednio zamykając pokrywę, a następnie naciśnij na ten guziczek. Łatwe prawda?
- Nie denerwuje Cię moim zachowaniem? Dean ostrzegał, że możesz się wkurzyć.
- Dean jak to Dean najpierw mówi potem myśli, ale teraz mam dobry humor, głównie ze względu na pianki i czekoladę, a po drugie rodzina zawsze wkurza w te dni jeszcze bardziej. A teraz pomóż z zaparzeniem herbaty i zrób to co Ci powiedziałam.
- T/I, dobrze zrobiłem?
- Wprost fenomenalnie, przez kilka minut poczekamy aż woda się zaparzy i wlejemy do tego kubka z saszetką herbaty.
- To tyle? Nic trudnego. Od tej chwili mogę zaparzać Ci herbatę codziennie!
- Ale to jeszcze nie koniec. Niektórzy lubią herbatę z cukrem, miodem, sokiem owocowym czy mlekiem. I ja jestem jedną z tych osób. - Uśmiechnęłaś się siadając na stole tak, że twoje nogi zwisały centymetry od podłogi. Jedno pytanie nachodziło Cię: czy Cas wie co to jest okres? Przecież twoi bracia nie wytłumaczyli mu... chyba.
- Myślę, że pijesz z mlekiem.
- Skąd taki pomysł?
- Widziałem jak oglądasz brytyjski serial ,,Sherlock", a w tym kraju często piją taką herbatę.
- Łoo. Nie wiedziałam, że znasz ten serial, ale jestem pod wrażeniem twojej dedukcji. Właśnie taką lubię najbardziej. - Na jego twarzy pojawił się uśmieszek zwycięstwa. - No to teraz lekko przechyl dziubek czajnika nad szklanką i zalej ponad połowę. - Skupienie jakie go opanowało przeszło nawet na Ciebie. Ze skupieniem starał się wlać, tyle ile wskazałaś palcem. - To teraz dolej mleka i wymieszaj. - Czułaś się jakbyś uczyła małe dziecko jak się nie oparzyć. Przy okazji zjadłaś kolejną kostkę, myśląc o otworzeniu pianek.
Zaproponował, że zaniesie herbatę z obawą, że możesz się poparzyć, więc chwyciłaś za pianki i czekoladę.
- [T/I]?
- Mhm? - Wymruczałaś z pianką w buzi.
- Co to są ,,te dni'' i dlaczego mają to tylko kobiety? - Zakrztusiłaś się jedzeniem na te słowa. - Czy to jest niezręczne pytanie?
- Wpisz tę frazę w wyszukiwarkę Google i się dowiesz. Dziwnie się o tym rozmawia. - Wbiłaś wzrok w podłogę, próbując usprawiedliwić niechęć o mówieniu o tym. Ręką wskazałaś miejsce, gdzie powinien odłożyć kubek z ciepłym napojem. Cas szybko wyciągnął telefon i wstukał słowa na klawiaturze, zaś Ty postanowiłaś obejrzeć film ,,Doktor Strange'', więc wyciągnęłaś laptop. Nim zorientowałaś się co Castiel chciał zrobić, chwycił Cię panicznie za nadgarstek i wpił w Ciebie swoje niebieskie oczy i zamknął w szczelnym uścisku.
- Jak Ty cierpisz! Jakim cudem nie umierasz?
- C-co? Dzięki temu kobieta może mieć dziecko.
- Może jeszcze raz spróbuje Cię uzdrowić?
- Cas, kuźwa puść mnie! Dobrze się czuję.
- Na pewno?
- Nie... płaczę na widok małego szczeniaczka lub reklamie leku na łysienie czy z rozlanej wody. Przytul mnie! - No i się zaczęło, zarazem nie chciałaś, ale równocześnie pragnęłaś, aby Cię objął.
- Ale przed chwi...
- Nie masz mnie rozumieć tylko przytulać! - Czułaś się taka bezpieczna i kochana w jego objęciach, ale szczęście nie trwało długo. Dopadł Cię przeraźliwy ból podbrzusza, o którym dowiedział się Cas, gdy syknęłaś pod nosem. Na daremno próbował zlikwidować ten ból, przecież nie ma czego uzdrawiać.
- Czemu nie mogę Cię uleczyć? T/I co się dzieje?
- Tak czasami bywa. Ten ból nie jest związany ze zdrowiem, więc pewnie dlatego nie możesz... Nie masz czego leczyć. - Każdy najmniejszy ruch bolał, jednak najwygodniej było, gdy z trudem Cas pomógł Ci się położyć. Starał się nie zrobić krzywdy. Jego niebieskie oczy przyglądały się całej twojej posturze, aż w końcu poczułaś jak twoje palce zostają szczelnie owinięte w dłoni Anioła. - Dzięki Cas. Mógłbyś przynieść małe, fioletowe pudełeczko, w którym są tabletki. Są w kuchni. Dzięki nim poczuję się lepiej. - Bez żadnego słowa szybkim krokiem ruszył w stronę pomieszczenia. Próbując odgonić od siebie ból starałaś się myśleć o bezsensownych rzeczach, o wszystkim innym co tylko przychodziło Ci do głowy. Minęło kilka sekund i Cas stał z tabletkami i kubkiem wody tuż przed Tobą. Ostrożnymi ruchami chciałaś się wyprostować, lecz anioł odłożył rzeczy i starał się ograniczyć twoje ruchy i ból do minimum. Usiadł obok Ciebie, podając szklankę i potrzebne leki. Dłoń cała się trzęsła, nie miałaś sił, aby podnieść jedną pastylkę, lecz anioł podparł Cię za nadgarstek, a drugą ręką pomógł z jeszcze cięższą szklanką. Po mimice twojej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji, chociaż w głębi duszy oprócz bólu czułaś się szczęśliwa i bezgranicznie bezpieczna.
Leżąc na prawym boku, czując jak wszystko ustępuje, oczy zaczęły się mimowolnie przymykać, więc postanowiłaś wstać z koca żeby móc się nim przykryć. Castiel, który zauważył twoje niemrawe ruchy, chwycił przedramiona tak jakbyś za krótką chwilę miała zamiar mieć bliższy kontakt z podłogą. Z niezwykłą siłą uderzyła Cię fala gorąca na sam dotyk Casa.
- T/I nic ci nie jest? Jesteś cała rozpalona.
- Wszystko w porządku, to tylko chwilowe. Dlaczego mnie chwyciłeś? Przecież nie tracę przytomności. - Odpowiedziałaś, kładąc się pod puchatym kocem.
- To był odruch. Dużo czasu spędziłem na ziemi i zaczynam mieć ludzkie odruchy, jak to stwierdziłaś kilka godzin temu.
- Mhm. - Poduszka wymagała poprawienia, więc poklepałaś w nią kilka razy, chwilę później kładąc na niej głowę.
- Co teraz mam robić?
- Co tylko zechcesz, pod warunkiem, że nie będziesz hałasować. - Wymruczałaś próbując wygodnie się ułożyć na miękkim materacu.
***
Po długiej drzemce, rozciągnęłaś się, szukając Castiela wzrokiem po pokoju a jedyne co zauważyłaś to jego beżowy prochowiec, leżący na komodzie. Z zaspanymi oczami ruszyłaś w stronę łazienki, aby załatwić potrzebne sprawy. Zaraz po tym poczułaś w powietrzu zapach, który skierował Cię prosto do kuchni.
- Cas? - Uśmiechnęłaś się, podchodząc bliżej Anioła, którego podwinięte rękawy były całe ubrudzone od ciasta. - Co Ty robisz?
- Robię naleśniki z bitą śmietaną i z sokiem owocowym. Pomyślałem, że zrobię coś innego niż kanapki.
- Wooo. Ambitnie. Ale dlaczego naleśniki? Nie żebym narzekała tylko czemu je wybrałeś.
- Widziałem jak często z Deanem spożywacie naleśniki, śmiejąc się wtedy z Sama, więc pomyślałem, że poprawią twój humor.
- Dziękuję, Cas. Jestem pod wrażeniem, że nie spaliłeś kuchni.
- Akurat w telewizji leciał program kulinarny i robili w nim dużo naleśników.
Dostałaś pod nos górę naleśników, większość była spalona, ale niektóre nadawały się do spożycia.
- Jak na pierwszy raz z naleśnikami niektóre wyszły ci fenomenalnie!
- Dziękuję, T/I.
- A zostało jeszcze trochę bitej śmietany? - Zapytałaś cicho Anioła.
- Tak. Chcesz?
- Daj, daj, daj! - Instynkt łowcy słodkości został uruchomiony. Dostałaś butelkę i czubek skierowałaś w stronę ust, naciskając na wystającą końcówkę, bita śmietana znalazła się w buzi. Z miną małego dziecka spojrzałaś na Casa, który był bardzo zdziwiony sytuacją. - No co?
- To tak można? Myślałem, że tylko daje się ją na jedzenie.
- Ciągle się czegoś uczymy... Chcesz spróbować?
- A nie będziesz na mnie wściekła?
- Będę wściekła, jeśli nie spróbujesz.
Castiel wziął od Ciebie butelkę i zrobił tak samo jak ty. Tylko trochę za dużo bitej śmietany znajdowało się poza buzią, co rozbawiło Cię do łez, ale również postanowiłaś, że podejdziesz do niego ze ścierką i zetrzesz resztki z jego twarzy.
- Daj, pomogę Ci zetrzeć śmietanę z nosa. - Widząc twój uśmiech, również na jego twarzy zagościł szeroki banan na ustach. - Czemu jesteś taki szczęśliwy?
- Nie jesteś na mnie zła czyli dobrze się spisałem.
- Castiel, mistrz dedukcji.
Kiedy wycierałaś jego twarz, czułaś jak jego niebieskie tęczówki wpatrują się w każdy twój najmniejszy ruch.
- Co się tak przyglądasz? Też jestem gdzieś brudna od śmietany?
-Nie, nie skąd... to spróbujesz naleśników?
- Te które nie są spalone to z wielką chęcią.
Po skonsumowaniu paru naleśników ruszyłaś w stronę księgozbioru wszystkich stworzeń i stwierdziłaś, że zagłębisz swoją wiedzę o kolejne przydatne informacje. Po kilkunastu minutach namiętnego czytania do pomieszczenia wszedł Cas, który pod pachą trzymał szary koc, a w obydwóch dłoniach znajdował się kubek, z którego wydobywała się para. Spojrzałaś na niego pytająco, a on odpowiedział, odkładając kubek tuż przed tobą.
- Zrobiłem twoją ulubioną herbatę i przeniosłem koc, gdyby było Ci zimno.
- Dziękuję, Cas. - Odpowiedziałaś, kładąc książkę na stole. Wtedy Castiel skorzystał z okazji i opatulił twoje ciało kocem. - Jeszcze raz dziękuję.
- A i jeszcze to. - Wyciągnął coś z tylnej kieszeni spodni. Była to kolejna tabliczka czekolady, którą dał tobie prosto do rąk.
- Cas... nikt nigdy tak o mnie nie dbał. Jesteś najlepszy. - Dodałaś, patrząc zaszklonymi oczami na Anioła.
- A ja nigdy tak o nikogo nie dbałem. Chciałem pokazać, że możesz mi zaufać zawsze i wszędzie.
- Może i uważam, że większość aniołów to dupki, ale ty odstajesz od tej reguły. - Na twarzy Castiela zagościł uwielbiany przez Ciebie uśmiech. Wstałaś, odkładając czekoladę na bok i stanęłaś tuż naprzeciw Anioła, mając na barkach szary koc.
- Mam pytanie, T/I. Jesteś człowiekiem, więc pewnie zdołasz mi odpowiedzieć.
- Słucham? - Castiel zaczął się ponownie tobie przyglądać, czułaś jak na twoich policzkach pojawiają się wypieki.
- Co się ze mną dzieje?
- To znaczy? - Zapytałaś zakłopotana.
- Stojąc tu, blisko ciebie czuję jak moje serce zaczyna szybciej bić. Całe ciało ogarnęło ciepło. Pragnę dla Ciebie jak najlepiej i nie chcę cię zawieść... bardzo mi na Tobie zależy, ale nie tak jak na Twoich braciach.
Stanęłaś na palcach, aby móc z bliska przyjrzeć się jego niebieskim tęczówkom, zaś on również nachylił się w stronę twoich ust.
- Kochasz mnie. - Ku twojemu zaskoczeniu to Cas złączył wasze usta w namiętnym pocałunku. Był on bardzo delikatny, ale zarazem najcudowniejszy w twoim życiu.
- Więc tak to jest kochać. Wspaniałe uczucie. A czy Ty mnie kochasz?
- Kocham Cię nad życie, Castielu. - Dodałaś, przytulając się do mężczyzny.
- Ja Ciebie równie mocno kocham.
~~~~~
I jak moi drodzy? Tematyka jak mówiłam interesująca. Pisałam ten One Shot od sierpnia.. W każdym razie udało się!
Właściwie pomysł na tego One Shota podsunęła mi czytelniczka Monikowo <3. Dziękuję Ci bardzo, bo pamiętam jak czytałam ten komentarz w sklepie i nagle zaczęłam się uśmiechać sama do siebie, bo olśniła mnie ta genialna idea (musiałam wyglądać debilnie w sklepie, no ale cóż XD).
I dziękuję również JBHiddleston za wykonanie jednej z propozycji okładki:
Chociaż ostatecznie wybrałam wykonanie Kolorko ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro