Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Te dni (Castiel x Reader)

Od wczoraj siedzisz naburmuszona i pragniesz zjeść kolejną tabliczkę czekolady. Krótko mówiąc dostałaś okresu przez co wszyscy Cię denerwowali, a w szczególności starszy brat Dean, który odebrał Ci wczoraj ostatni kawałek placka.

***

W ciemnym dresie weszłaś do kuchni, ale zamiast porządnego śniadania, wyciągnęłaś jednolitrowe pudełko z lodami. Sam spojrzał na Ciebie pytająco a Cas  zaś w charakterystyczny dla siebie sposób przechylił głowę w lewo.

- [T/I], co się stało?

Nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć do pomieszczenia wszedł Dean, odpowiadając na pytanie zadane przez waszego brata.

- Sammy, nasza siostrzyczka ma te dni. Zeszłego wieczora wkurzyła się, bo zjadłem placek.

- Co to znaczy "te dni"? Czy dzieje jej się krzywda? - Zapytał Cas, spoglądając na Ciebie jak jesz lody.

- Przez najbliższe kilka dni nie wiem co czuję. Mogę popłakać się na zwykłej reklamie leku na przeczyszczenie. - Dodałaś siadając naprzeciwko braci, tuż obok Castiela. Łyżka wbiła się w lód, gdy nagle poczułaś jak anioł kładzie palce na twoim czole. Pstryknęłaś w jego palce, aby zdjął je z twojej twarzy.

- Cas. - Wykrzyknął Sam. - Tego się nie leczy, kobiety tak mają co miesiąc. Najlepiej wtedy je dokarmiać albo zostawić w spokoju.

- Wybieram drugą opcję. - Na słowa starszego brata spojrzałaś na niego, machając mu łyżeczką pod nosem.

- No to Cas, zostawiamy Cię z T/I. Mamy sprawę w sąsiednim stanie, a w takiej sytuacji fizycznej... i psychicznej będzie niemrawo zachowywać się na niej. - W kilka sekund zmieniłaś swoje zachowanie, byłaś bardzo miła.

- Spoko... znaczy chciałabym, ale byłabym kulą u nogi. Jak was nie będzie to upiekę placek. - Twoja nagła zmiana nastroju zdezorientowała mężczyzn, ale jak można było zauważyć Deanowi to nie przeszkadzało.

- I taką T/I to ja rozumiem. - Powiedział zadowolony najstarszy z rodzeństwa Winchester.

- Cas musisz dopilnować, aby nie zabrakło jej jedzenia! - Oświadczył Sam, wychodząc za bratem.

- Ale ja nie wiem co...

- Siema, Cas!

- Robić...

- Rób to co podpowiada Ci twoja ludzka połowa. Po tylu latach spędzonych na ziemi, w szczególności razem z rodzinką Winchesterów. - Starałaś się brzmieć naturalnie albowiem pierwszy raz zostałaś z Casem sam na sam. Lubiłaś się z nim, nauczyłaś go jak to jest czuć, ale nie byłaś pewna czy zrobiłaś dobrze. Właściwie to nie byłaś pewna niczego, twoim ciałem władały hormony. Z wielkim pudłem lodów poszłaś do swojego pokoju, decydując się dokończyć serial, który wpadł Ci w oko miesiąc temu, ale wtedy nie miałaś czasu, aby zakończyć pierwszy sezon. Anioł całą drogę szedł za tobą, jakby bał się, że na niego naskoczysz.

- Cas, póki co nie musisz się za mną szwendać. Możesz pójść do sklepu i kupić trzy tabliczki mlecznej czekolady.

- Ale Sam powiedział...

- Żeby nie zabrakło mi jedzenia! - W trakcie okresu twój apetyt przerastał apetyt Deana, ale w inne dni biegałaś razem z Samem, więc naprawdę przypominaliście niesforne rodzeństwo. W obronnym geście wycofał się, lecz co jakiś czas obracał się w twoją stronę, aby wiedzieć czy nic Ci się nie stało.

Na laptopie włączyłaś odcinek, kończąc lody. Z pokładami nadziei, chciałaś, aby Cas wrócił jak najszybciej. Pragnęłaś żeby ktoś przy tobie był, ale nie denerwował Cię, co w takim stanie wydawało się nierealne. Po ponad czterdziestu minutach czyli po skończeniu jednego epizodu, udało Ci się ruszyć w stronę kuchni, aby przygotować herbatę z miodem, lecz z holu usłyszałaś uderzanie podeszwą o podłoże, czemu jeszcze towarzyszyło szeleszczenie siatek. Szurając swoimi kapciuszkami ujrzałaś Casa z dwoma reklamówkami. Twoje oczy zaczęły świecić się jak diamenty, gdy zauważyłaś czekoladę.

- Długo Cię nie było. Miałam zamiar do Ciebie zadzwonić.

- Kupiłem 5 czekolad, opakowanie pianek i maślane ciastka. - Cas zdziwił Cię na tyle mocno, że zaniemówiłaś z wrażenia.

- S-skąd pomysł na to, że będę to chciała?

- Źle postąpiłem? Nie chciałem. - Na jego twarzy malował się smutek i zawiedzenie.

- Nie, Cas źle mnie zrozumiałeś. Chodzi o to, że przerosłeś moje oczekiwania. - Wyrwałaś siatki z jego rąk, cmokając go w policzek.

- T/I... nigdy tak nie robiłaś.

- Meh. Chcesz nauczyć się robić herbatę? - Niesforność anioła na ani jedną sekundę nie wprowadziła Cię z równowagi. Podążył za tobą wcześniej potwierdzając, że ma ochotę nauczyć się robić znany od pokoleń trunek. Dwie torby z zakupami odłożyłaś na stół, wyciągając z jednej tabliczkę czekolady, aby chwilę później skonsumować trzy kosteczki. Zza ramienia spojrzałaś na anioła; chwilę później zaproponowałaś mu kawałek, co jak na Ciebie w trakcie okresu to miłosierdzie. Odkąd odzyskał swoją łaskę zaczął inaczej patrzeć na świat. On zaś dyskretnie odmówił. Skoro Cas nie chciał to pomyślałaś, że kolejne kilka kostek zrekompensuje wszystko. - Więc Cassie...

- Czy to jest zdrobnienie zdrobnienia mojego imienia? - Sytuacja zamiast Cię rozzłościć wywołała szeroki uśmiech.

- Tak Cas, jest to zdrobnienie zdrobnienia twojego imienia. A teraz nalej wody do tego czajniczka, potem odłóż na tę podstawkę uprzednio zamykając pokrywę, a następnie naciśnij na ten guziczek. Łatwe prawda?

- Nie denerwuje Cię moim zachowaniem? Dean ostrzegał, że możesz się wkurzyć.

- Dean jak to Dean najpierw mówi potem myśli, ale teraz mam dobry humor, głównie ze względu na pianki i czekoladę, a po drugie rodzina zawsze wkurza w te dni jeszcze bardziej. A teraz pomóż z zaparzeniem herbaty i zrób to co Ci powiedziałam. 

- T/I, dobrze zrobiłem?

- Wprost fenomenalnie, przez kilka minut poczekamy aż woda się zaparzy i wlejemy do tego kubka z saszetką herbaty.

- To tyle? Nic trudnego. Od tej chwili mogę zaparzać Ci herbatę codziennie! 

- Ale to jeszcze nie koniec. Niektórzy lubią herbatę z cukrem, miodem, sokiem owocowym czy mlekiem. I ja jestem jedną z tych osób. - Uśmiechnęłaś się siadając na stole tak, że twoje nogi zwisały centymetry od podłogi. Jedno pytanie nachodziło Cię: czy Cas wie co to jest okres? Przecież twoi bracia nie wytłumaczyli mu... chyba. 

- Myślę, że pijesz z mlekiem.

- Skąd taki pomysł?

- Widziałem jak oglądasz brytyjski serial ,,Sherlock", a w tym kraju często piją taką herbatę.

- Łoo. Nie wiedziałam, że znasz ten serial, ale jestem pod wrażeniem twojej dedukcji. Właśnie taką lubię najbardziej. - Na jego twarzy pojawił się uśmieszek zwycięstwa. - No to teraz lekko przechyl dziubek czajnika nad szklanką i zalej ponad połowę. - Skupienie jakie go opanowało przeszło nawet na Ciebie. Ze skupieniem starał się wlać, tyle ile wskazałaś palcem. - To teraz dolej mleka i wymieszaj. - Czułaś się jakbyś uczyła małe dziecko jak się nie oparzyć. Przy okazji zjadłaś kolejną kostkę, myśląc o otworzeniu pianek.

Zaproponował, że zaniesie herbatę z obawą, że możesz się poparzyć, więc chwyciłaś za pianki i czekoladę. 

- [T/I]?

- Mhm? - Wymruczałaś z pianką w buzi.

- Co to są ,,te dni'' i dlaczego mają to tylko kobiety? - Zakrztusiłaś się jedzeniem na te słowa. - Czy to jest niezręczne pytanie? 

- Wpisz tę frazę w wyszukiwarkę Google i się dowiesz. Dziwnie się o tym rozmawia. - Wbiłaś wzrok w podłogę, próbując usprawiedliwić niechęć o mówieniu o tym. Ręką wskazałaś miejsce, gdzie powinien odłożyć kubek z ciepłym napojem. Cas szybko wyciągnął telefon i wstukał słowa na klawiaturze, zaś Ty postanowiłaś obejrzeć film ,,Doktor Strange'', więc wyciągnęłaś laptop. Nim zorientowałaś się co Castiel chciał zrobić, chwycił Cię panicznie za nadgarstek i wpił w Ciebie swoje niebieskie oczy i zamknął w szczelnym uścisku.

- Jak Ty cierpisz! Jakim cudem nie umierasz?

- C-co? Dzięki temu kobieta może mieć dziecko. 

- Może jeszcze raz spróbuje Cię uzdrowić?

- Cas, kuźwa puść mnie! Dobrze się czuję.

- Na pewno?

- Nie... płaczę na widok małego szczeniaczka lub reklamie leku na łysienie czy z rozlanej wody. Przytul mnie! - No i się zaczęło, zarazem nie chciałaś, ale równocześnie pragnęłaś, aby Cię objął.

- Ale przed chwi...

- Nie masz mnie rozumieć tylko przytulać! - Czułaś się taka bezpieczna i kochana w jego objęciach, ale szczęście nie trwało długo. Dopadł Cię przeraźliwy ból podbrzusza, o którym dowiedział się Cas, gdy syknęłaś pod nosem. Na daremno próbował zlikwidować ten ból, przecież nie ma czego uzdrawiać.

- Czemu nie mogę Cię uleczyć? T/I co się dzieje?

- Tak czasami bywa. Ten ból nie jest związany ze zdrowiem, więc pewnie dlatego nie możesz... Nie masz czego leczyć. - Każdy najmniejszy ruch bolał, jednak najwygodniej było, gdy z trudem Cas pomógł Ci się położyć. Starał się nie zrobić krzywdy. Jego niebieskie oczy przyglądały się całej twojej posturze, aż w końcu poczułaś jak twoje palce zostają szczelnie owinięte w dłoni Anioła. - Dzięki Cas. Mógłbyś przynieść małe, fioletowe pudełeczko, w którym są tabletki. Są w kuchni. Dzięki nim poczuję się lepiej. - Bez żadnego słowa szybkim krokiem ruszył w stronę pomieszczenia. Próbując odgonić od siebie ból starałaś się myśleć o bezsensownych rzeczach, o wszystkim innym co tylko przychodziło Ci do głowy. Minęło kilka sekund i Cas stał z tabletkami i kubkiem wody tuż przed Tobą. Ostrożnymi ruchami chciałaś się wyprostować, lecz anioł odłożył rzeczy i starał się ograniczyć twoje ruchy i ból do minimum. Usiadł obok Ciebie, podając szklankę i potrzebne leki. Dłoń cała się trzęsła, nie miałaś sił, aby podnieść jedną pastylkę, lecz anioł podparł Cię za nadgarstek, a drugą ręką pomógł z jeszcze cięższą szklanką. Po mimice twojej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji, chociaż w głębi duszy oprócz bólu czułaś się szczęśliwa i bezgranicznie bezpieczna.

Leżąc na prawym boku, czując jak wszystko ustępuje, oczy zaczęły się mimowolnie przymykać, więc postanowiłaś wstać z koca żeby móc się nim przykryć. Castiel, który zauważył twoje niemrawe ruchy, chwycił przedramiona tak jakbyś za krótką chwilę miała zamiar mieć bliższy kontakt z podłogą. Z niezwykłą siłą uderzyła Cię fala gorąca na sam dotyk Casa.

- T/I nic ci nie jest? Jesteś cała rozpalona.

- Wszystko w porządku, to tylko chwilowe. Dlaczego mnie chwyciłeś? Przecież nie tracę przytomności. -  Odpowiedziałaś, kładąc się pod puchatym kocem.

- To był odruch. Dużo czasu spędziłem na ziemi i zaczynam mieć ludzkie odruchy, jak to stwierdziłaś kilka godzin temu.

- Mhm. - Poduszka wymagała poprawienia, więc poklepałaś w nią kilka razy, chwilę później kładąc na niej głowę.

- Co teraz mam robić?

- Co tylko zechcesz, pod warunkiem, że nie będziesz hałasować. - Wymruczałaś próbując wygodnie się ułożyć na miękkim materacu. 

***

Po długiej drzemce, rozciągnęłaś się, szukając Castiela wzrokiem po pokoju a jedyne co zauważyłaś to jego beżowy prochowiec, leżący na komodzie. Z zaspanymi oczami ruszyłaś w stronę łazienki, aby załatwić potrzebne sprawy. Zaraz po tym poczułaś w powietrzu zapach, który skierował Cię prosto do kuchni. 

- Cas? - Uśmiechnęłaś się, podchodząc bliżej Anioła, którego podwinięte rękawy były całe ubrudzone od ciasta. - Co Ty robisz?

- Robię naleśniki z bitą śmietaną i z sokiem owocowym. Pomyślałem, że zrobię coś innego niż kanapki. 

- Wooo. Ambitnie. Ale dlaczego naleśniki? Nie żebym narzekała tylko czemu je wybrałeś.

- Widziałem jak często z Deanem spożywacie naleśniki, śmiejąc się wtedy z Sama, więc pomyślałem, że poprawią twój humor.

- Dziękuję, Cas. Jestem pod wrażeniem, że nie spaliłeś kuchni.

- Akurat w telewizji leciał program kulinarny i robili w nim dużo naleśników.

Dostałaś pod nos górę naleśników, większość była spalona, ale niektóre nadawały się do spożycia.

- Jak na pierwszy raz z naleśnikami niektóre wyszły ci fenomenalnie!

- Dziękuję, T/I.

- A zostało jeszcze trochę bitej śmietany? - Zapytałaś cicho Anioła.

- Tak. Chcesz?

- Daj, daj, daj! - Instynkt łowcy słodkości został uruchomiony. Dostałaś butelkę i czubek skierowałaś w stronę ust, naciskając na wystającą końcówkę, bita śmietana znalazła się w buzi. Z miną małego dziecka spojrzałaś na Casa, który był bardzo zdziwiony sytuacją. - No co?

- To tak można? Myślałem, że tylko daje się ją na jedzenie.

- Ciągle się czegoś uczymy... Chcesz spróbować?

- A nie będziesz na mnie wściekła?

- Będę wściekła, jeśli nie spróbujesz.

Castiel wziął od Ciebie butelkę i zrobił tak samo jak ty. Tylko trochę za dużo bitej śmietany znajdowało się poza buzią, co rozbawiło Cię do łez, ale również postanowiłaś, że podejdziesz do niego ze ścierką i zetrzesz resztki z jego twarzy.

- Daj, pomogę Ci zetrzeć śmietanę z nosa. - Widząc twój uśmiech, również na jego twarzy zagościł szeroki banan na ustach. - Czemu jesteś taki szczęśliwy?

- Nie jesteś na mnie zła czyli dobrze się spisałem.

- Castiel, mistrz dedukcji.

Kiedy wycierałaś jego twarz, czułaś jak jego niebieskie tęczówki wpatrują się w każdy twój najmniejszy ruch.

- Co się tak przyglądasz? Też jestem gdzieś brudna od śmietany?

-Nie, nie skąd... to spróbujesz naleśników?

- Te które nie są spalone to z wielką chęcią.

Po skonsumowaniu paru naleśników ruszyłaś w stronę księgozbioru wszystkich stworzeń i stwierdziłaś, że zagłębisz swoją wiedzę o kolejne przydatne informacje. Po kilkunastu minutach namiętnego czytania do pomieszczenia wszedł Cas, który pod pachą trzymał szary koc, a w obydwóch dłoniach znajdował się kubek, z którego wydobywała się para. Spojrzałaś na niego pytająco, a on odpowiedział, odkładając kubek tuż przed tobą.

- Zrobiłem twoją ulubioną herbatę i przeniosłem koc, gdyby było Ci zimno.

- Dziękuję, Cas. - Odpowiedziałaś, kładąc książkę na stole. Wtedy Castiel skorzystał z okazji i opatulił twoje ciało kocem. - Jeszcze raz dziękuję.

- A i jeszcze to. - Wyciągnął coś z tylnej kieszeni spodni. Była to kolejna tabliczka czekolady, którą dał tobie prosto do rąk.

- Cas... nikt nigdy tak o mnie nie dbał. Jesteś najlepszy. - Dodałaś, patrząc zaszklonymi oczami na Anioła.

- A ja nigdy tak o nikogo nie dbałem. Chciałem pokazać, że możesz mi zaufać zawsze i wszędzie.

- Może i uważam, że większość aniołów to dupki, ale ty odstajesz od tej reguły. - Na twarzy Castiela zagościł uwielbiany przez Ciebie uśmiech. Wstałaś, odkładając czekoladę na bok i stanęłaś tuż naprzeciw Anioła, mając na barkach szary koc.

- Mam pytanie, T/I. Jesteś człowiekiem, więc pewnie zdołasz mi odpowiedzieć.

- Słucham? - Castiel zaczął się ponownie tobie przyglądać, czułaś jak na twoich policzkach pojawiają się wypieki.

- Co się ze mną dzieje?

- To znaczy? - Zapytałaś zakłopotana.

- Stojąc tu, blisko ciebie czuję jak moje serce zaczyna szybciej bić. Całe ciało ogarnęło ciepło. Pragnę dla Ciebie jak najlepiej i nie chcę cię zawieść... bardzo mi na Tobie zależy, ale nie tak jak na Twoich braciach.

Stanęłaś na palcach, aby móc z bliska przyjrzeć się jego niebieskim tęczówkom, zaś on również nachylił się w stronę twoich ust.

- Kochasz mnie. - Ku twojemu zaskoczeniu to Cas złączył wasze usta w namiętnym pocałunku. Był on bardzo delikatny, ale zarazem najcudowniejszy w twoim życiu.

- Więc tak to jest kochać. Wspaniałe uczucie. A czy Ty mnie kochasz?

- Kocham Cię nad życie, Castielu. - Dodałaś, przytulając się do mężczyzny.

- Ja Ciebie równie mocno kocham.

~~~~~

I jak moi drodzy? Tematyka jak mówiłam interesująca. Pisałam ten One Shot od sierpnia.. W każdym razie udało się! 

Właściwie pomysł na tego One Shota podsunęła mi czytelniczka Monikowo <3. Dziękuję Ci bardzo, bo pamiętam jak czytałam ten komentarz w sklepie i nagle zaczęłam się uśmiechać sama do siebie, bo olśniła mnie ta genialna idea (musiałam wyglądać debilnie w sklepie, no ale cóż XD).

I dziękuję również JBHiddleston za wykonanie jednej z propozycji okładki:


Chociaż ostatecznie wybrałam wykonanie Kolorko

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro