Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🖤 Style 🖤

One Shot na zamówienie sowaVduolingo

Pamiętam, że mam jeszcze dwa zamówionka od xzqwa_ i jedno od Richie0412 zajmę się nimi w następnej kolejności, gdyż złapałam wenkę na tego shota i może pomoże mi to zrobić dobry start :>

UWAGA!
Zawiera przekleństwa i dużo informacji o narkotykach, dlatego chciałam przypomnieć moim kochanym czytelnikom, że narkotyki są czymś złym i odradzam ich brania, a pomocy najlepiej szukać w bliskich, a nie używkach! 

🖤

Woda zalewa z każdej strony...

Chcesz krzyczeć, jednak nie masz jak.

To co widzisz, zlewa się z tym, co znajduje się pod powierzchnią.

Wystawiasz dłoń z myślą, że może jest jakaś nadzieja.

Może jest jakieś jutro.

Dłoń, ta jednak łapie jedynie powietrze.

To koniec.

Twój koniec.

Już nie ma jutra...

🖤

Dźwięk budzika zdecydowanie prowadził do przebodźcowania, a otwarcie oczu w celu wyłączenia go spowodowało tylko większe narażenie z powodu promieni słonecznych, które wpadły do pokoju przez stare rolety.

Głowa zdawała się tak ciężka, iż wstanie z łóżka wydawało się niezłym ćwiczeniem fizycznym. Dodatkowo uczucie mdłości spowodowało, że czynność ta wystąpiła zbyt gwałtowie.

Tak gwałtownie, że żółć znalazła się na podłodze, a ociężałe ciało zaraz wylądowało między nią.

Ciemność.
Błogość.
Chociaż...
Czy można zaznać błogości między własnymi wymiotami?
Cóż...
Najwyraźniej kwestia ta była dość sporna.

– Stan, przyszłam Ci to przekazać, bo wysłali to na nasz stary adres i- – starał się skupić na głosie, jednak zacisnął mocniej oczy, gdy poczuł jak ktoś zapala światło w pokoju.

Cholerne bodźce...
Głowa tak mocno zaczęła go drażnić, a głos dziewczyny początkowo przyprawił go większy ból.

Cholera...
Ciszej...

– Jesteś obrzydliwy. – mruknęła, spoglądając na ciemnowłosego.

Jak można było się, aż tak stoczyć?

Leżał pomiędzy stertą butelek, wypalonych papierosów, w wymiętej koszulce.
Skrzywiła się widząc, że jest ona brudna od potu, alkoholu, a na dodatek krwi.

Swoim wzrokiem szybko przebiegła po pokoju, zauważając strzykawki.

Jasne...

Znowu wstrzykiwał heroinę.

Westchnęła.
Znowu chciał zapomnieć?
O czym?
Co było tak okropnego w życiu Stana Marsha, by chcieć zapomnieć?

Przyprawiło ją o ogromne mdłości, gdy starała się unieść chłopaka z własnych wymiocin.

– Stan, współpracuj. – warknęła, kładąc go na łóżku.

– Wendy..? - mruknął, zaraz siadając jak poparzony. – Wendy! Cholera tak bardzo przepraszam. – czknął między wypowiedzią. – To było gówniane z mojej strony, ale nie powinnaś ze mną zrywać. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, czasem tylko oni... My... Wtedy byśmy poszli, a oni przyszli, ale my już nie. – wydukał starając się brzmieć jak najsensowniej.

– Stan. – westchnęła. – Nie będę już w to wchodzić, poza tym zobacz jak tu wygląda, nie da się tu wejść. – uchyliła okno, by wywietrzyć śmierdzący pokój i wpuścić trochę promieni światła.

– Kurwa. – ciemnowłosy zasłonił oczy, czując jak w głowie wszystko mu wiruje.

Głos dziewczyny, jej postać, światło - które przedostaje się do jego głowy, dźwięki z zewnątrz, budzik, który dzwonił ponownie...

Słowa dziewczyny ucichły, a jej postać stała przed nim jedynie poruszając ustami, w dźwięk tego krajobrazu.

Zabawnie to wyglądało.

– Oh, Stan, kocham cię. – tak, to zdecydowanie to, co mówiła. – Pomogę ci się ogarnąć, przyniosę szklankę wody, a potem możemy pieprzyć się całą noc.

Tak...
Takie życie zdecydowanie miało sens, może dziewczyna pomoże mu nawet posprzątać?

Na drugi dzień na dzień dobry, kupiłby jej wielki bukiet kwiatów, zrobił śniadanie do łóżka i wszystko byłoby jak dawniej.
Na pewno.
Laski lubią takie rzeczy.

Ona mimo swoich słów - a może były to tylko słowa, które Stan chciał usłyszeć? - wetknęła mu list do dłoni, kierując się do wyjścia i z całej siły trzaskając drzwiami.

Chciał za nią pobiec, ale huk i kolejna fala światła spowodowała, że już drugi raz tego dnia wylądował wśród swoich wymiocin, dodając do tego kolejną porcję.

Zamknął oczy.

Drzemka brzmiała w tym momencie bardzo dobrze...

Jak się obudzi świat na pewno będzie mniej wrogi...

Tak...
Chociaż czy świat był wrogi?
Był zajebisty i piękny.
Czego chcieć więcej?

No właśnie.

Czego?

🖤

Siedział w wannie, wpatrując się w telegram; co jakiś czas zagryzając smutną wiadomość makaronem z pobliskiej tajskiej knajpki.

Nie był na tyle leniwy, by łączyć kąpiel z jedzeniem obiadu.

Właściwie w wannie nie było wody.

Była ona po prostu najbardziej czystym miejscem w jego mieszkaniu.

Na stołach gromadziły się papiery, butelki, ubrania; nie wspominając o podłodze, łóżku czy krzesłach, które nie nadawały się do używania.

Wanna natomiast, wyglądała prawie jak nowa.

Nic więc dziwnego, że gdy zdołał doprowadzić się do porządku, zamówił makaron - z dostawą do domu, chociaż zajście do knajpki zajmowało góra trzy minuty - udał się do wanny i zaczął czytać list wręczony od dziewczyny.

Tak jak się spodziewał nie należał on do najprzyjemniejszych.

Wyrzucili, go ze studiów.

Wpatrywał się w wiadomość od ponad pół godziny.
Dlaczego go wyrzucili?

Znaczy okej, nie był tam od ponad miesiąca - ale każdemu zdarza się gorszy okres.
To...
Nie miało sensu.

Zasypał tonami sms-ów Wendy, co powinien zrobić w tej sytuacji, jednak dziewczyna nie odpowiadała.
Chciał zwrócić się do kogoś jeszcze, jednak do kogo mógł?

Kto mu jeszcze został?

Westchnął.

List został przetargany, a on pochwycił pudełeczko z makaronem, łapiąc w pałeczki, trochę makaronu.

Cieszył się, że potargał tą wiadomość.
Nie potrzebował kolejnych złych wieści w swoim życiu.

Poza tym...

Może to nie były studia dla niego?

Chociaż...
Chciał coś z tym zrobić.

Zawsze w takich sprawach zwracał się do...

Zamknął oczy.

Nie.

Nie mógł wracać do niego nawet w myślach.

Pokłócili się.

Teraz nie byli nawet przyjaciółmi, a kiedyś byli najlepszymi...

Może nawet kimś więcej?
Kilka razy zdarzyło się, iż pocałowali się, lub spali razem przytuleni przez całą noc.

Wtedy...
T

o było bez znaczenia, był z Wendy. 

Zepsuł cokolwiek ich wtedy łączyło.

Chociaż...
On na pewno pomógłby mu napisać podanie lub coś w tym stylu...
Jakiś wniosek?

Coś...
Co sprawiło by, że mógłby zostać na uczelni.

Zagryzł wargę, po czym...
Wybrał numer.

Raz...
Dwa...
Trzy...

,,Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału."

Westchnął, wpychając makaron do ust, a do drugiej ręki biorąc butelkę z alkoholem.

Jak to jest żyć w totalnej pustce?
Nie czuć nic?
Być obecnym, lecz stać obok ciała?
Oglądać swoje życie obok?
Nie reagować na bodźce, a jednocześnie czuć je nadmiernie? 
Jak to jest się stoczyć?
Ale nie starać się by wstać?
Bo dla kogo?
Dla kogo, jeśli nic się już nie znaczy.
Nic.

Westchnął.

Pewnie dzisiaj znowu pójdzie do seks klubu, by zatopić myśli.

Tak, to dobry pomysł...

Zamknął oczy, starając się znaleźć coś pozytywnego w tej chwili...

Jednak gorzki smak makaronu nie zaspokajał w pełni jego potrzeb, lecz czy miało to znaczenie?

Ważne było, by zjeść cokolwiek.

Może coś słonego?
Albo jakiś fast food?
Albo naleśniki, które robiła Wendy, gdy jeszcze mieszkali razem?
Albo pizza, którą robili wspólnie z przyjaciółmi, gdy na początku studiów mieszkali jeszcze razem.
Nim przeniósł się do mieszkania dziewczyny.
A może...
Może coś słodkiego...
Coś jak... 

🖤

– Lody truskawkowe! – pisnęła dziewczynka, opierając nos o szybę.

Z dala od szyby.

Czy to tak, kurwa, ciężko zrozumieć?

Znowu trzeba będzie ją umyć, znowu ten obowiązek spadnie na niego.

– Albo... – mruknęła po chwili. – Poproszę dwa smaki w jednej kulce! – uśmiechnęła się słodko.

– Przykro mi, ale nie mogę sprzedać dwóch smaków w jednej gałce. – powiedział, całkiem obojętnie, czekając, by w końcu nałożyć dziewczynce loda i zanieść parze przy stoliku numer siedem zapiekanki, na które czekali już zbyt długo. 

– Oh, nie dałby Pan rady zrobić tego dla mojej dziewczynki? – spytała mama dziecka.

– Nawet, gdyby pozwał mi na to regulamin, to jak Pani to widzi? W jaki sposób miałbym nałożyć dwa smaki do jednego wafelka, by podchodziło to pod jedną gałkę? – spytał, czując jak nerwy zaczynają lekko napełniać jego ciało.

Praca w gastronomii nie należała do prostych, szczególnie dla kogoś o tym rodzaju temperamentu. 

– Jest Pan nieuprzejmy. – powiedziała marszcząc brwi. 

Chłopak wzruszył jedynie ramionami, niedbale nakładając dziewczynce lody truskawkowe.

To nie tak, że był nieczuły dla ludzi, jednak siedzenie tu po trzynaście godzin dziennie potrafiło wytrącić go z równowagi.

Po nałożeniu lodów, nalaniu ciasta na nowe gofry do gofrownicy, udał się z zapiekankami i kawą do stolika numer siedem.

– Smacznego życzę. – mruknął

W momencie, gdy kładł kawę przed kobietą,  dziecko należące do pary kopnęło go w plecy powodując przy tym, że ciepły napój znalazł się na nim.

Skrzywił się, czując jak oparzenie pojawia się na jego ciele.

– Oh, bardzo przepraszamy! – mruknęła kobieta, biorąc chłopca na kolana. – Rufus, nie powinieneś kopać Pana.

– Nie szkodzi... – odparł, krótko idąc za ladę, by zrobić nową kawę.

Chciał się przebrać i przemyć zimną wodą, jednak w gastronomii nie było na to czasu.

Gdy zanosił nową kawę do stolika numer siedem, ktoś zaczepił go w trakcie tej krótkiej wędrówki.

– Przepraszam, ale moje tosty są zimne, może mógłby Pan coś z tym zrobić? 

Co miał z tym zrobić?

Nawet gdyby chciał coś zrobić, to co to miało być?

Miał wsadzić je do mikrofali, której nawet nie mieli?

– Ja... – zaczął, jednak zaraz jego słowa zostały przerwane.

– Przepraszam! – odezwała się mama Rufusa. – Ta kawa miała być tutaj.

Chłopak obrócił głowę w jej stronę, jednak zaraz usłyszał kolejny głos.

– Przyjdzie ktoś w końcu nałożyć nam lody? – starsza Pani przy lodówce z lodami wyraźnie się niecierpliwiła.

Nim zdążył zareagować na którąkolwiek z sytuacji, ktoś stanął za nim.

– Czy dałby Pan radę przekroić naszego bajgla na pół? – zapytała osoba za nim.

Jakieś dziecko przebiegło przed jego nogami, a prośby i odgłosy się nasilały.

Szklanka wylądowała na podłodze, a on tonął między prośbami, skargami, narzekaniami.

Spokojnie.
Oddychaj...
Oddychaj...

Miarka jednak się przebrała i nie minęła chwila, gdy wybuchnął.

– Kurwa, dość! Jak wam tak tu nie pasuje, to wypierdalać i iść jeść w domu, a nie przychodzić tu, by narzekać! – warknął w odruchu, zaraz jednak żałując swoich słów.

Cholera...

Cisza.
Klienci wpatrujący się w niego szeptali między sobą.

– Broflovski. – mruknął głos, za nim. – Do mnie.

No tak...

Jego szef...

Jak zwykle pojawiał się w odpowiednim momencie.

Znowu to samo.

🖤

– Czyli dobrze rozumiem? – spytał, wpatrując się w niego.
– Wydarłeś się na klientów, a że musisz dokładać się do naszego czynszu, to musisz iść dzisiaj w nocy do seks klubu, obsługiwać dziwki, by nie stracić swojej ukochanej posady, tak Kahl?

Rudowłosy westchnął.

Powroty do domu były naprawdę ciężkie od kiedy mieszkał sam z Cartmanem. 

Na początku mieszkali w czwórkę, jednak Stan wybrał mieszkanie z Wendy, a Kenny rzucił studia, by skupić się jedynie na pracy i zapewnić siostrze nieco lepszą przyszłość.

Od tego czasu wyjechał gdzieś za granicę, a Stan...

Właściwie nie chciał o nim myśleć.

– Spierdalaj. – rzucił tylko w odpowiedzi.

Nie znosił tej pracy i zapewne dawno by już ją rzucił, gdyby nie fakt, że głupio mu było, iż to Cartman w większości płaci za ich utrzymanie.

Rudowłosy nie wiedział skąd chłopak ma owe pieniądze, ale właściwie było mu to obojętne.

Jeśli nawet, były one zarabiane nielegalnie, to był to problem Erica, nie jego.

– Może w końcu ktoś się tobą zainteresuje, Żydzie. To życiowa okazja dla kogoś kto jest tak zrzędliwy, jest rudy i jest Żydem. Może jakaś dziwka pomoże zaspokoić ci twój pierwszy raz i będziesz miał chociaż namiastkę romantycznego życia. – zaśmiał się Eric, popijając swój napój z puszki.

– Idę tam do pracy, więc jeszcze jedno słowo, a ta puszka skończy na twojej twarzy. – warknął chłopak, będąc już lekko zdenerwowany. 

– Oho, menopauza idzie do ciebie ogromnymi krokami, jestem pewien. – mruknął, klepiąc przyjaciela po ramieniu, by skierować się do swojego pokoju.

Kyle zacisnął dłonie w pięści.
Miał się uczyć na egzamin...

Ta noc miała mu to zapewnić.

Poza tym, gdzie w swojej umowie zgadzał się na przenoszenie do innych lokali?

Westchnął.

Praca to praca...
Nie mógł jej stracić. 

Gdyby nie krzyczał na klientów nie musiałby tam dziś iść...
Ale...
Podpadł.
Cóż mógł teraz zrobić.

– Jeszcze jedno, Żydzie. – odezwał się ze swojego pokoju Cartman. – Stan wydzwaniał jak cię nie było. – uśmiechnął się leniwie, wiedząc jak ta wiadomość zdenerwuje chłopaka.

Stan?

🖤

Ciemnowłosy przeciągnął się lekko, czując jak obolała jest jego szyja. Nie potrafił zliczyć ile malinek się na niej znajduje, jednak kogo to obchodziło?

Otaczały go, aż trzy Wendy.

Czy mogło być lepiej?
Na dodatek przeczesywały jego włosy, całowały, szeptały miłe słówka. 

Nie był do końca świadomy, iż jest to działanie heroiny, którą wstrzyknął sobie przed wyjściem; na dodatek przyprawianie jej drinkami i papierosami pogarszały jego błogi stan.

Cóż mógł jednak zrobić?

Było mu zajebiście, a przyjemna muzyka i obecność jego dziewczyny w postaci trzech osób zaspokajały potrzeby.

Ową muzykę, tańce i kręcące się wokół dziewczyny nieco inaczej odbierał rudowłosy chłopak, który znalazł się w tym samym miejscu.

Roznosił drinki, jednak jego myśli nieubłaganie odliczały czas do końca zmiany.

Był zmęczony, a miejsce to nie zbyt mu odpowiadało. 

Westchnął ciężko spoglądając na telefon.

Musiał dać radę...

Musiał.

Jego cierpliwość skończyła się jednak w momencie, gdy powiadomiono go, że ma iść posprzątać wymioty na balkonie.

Świetnie.

Ta noc nie mogła być piękniejsza.

Wywrócił oczami, zaraz zabierając się jednak za wiaderko z wodą i szmatkę, by zmierzyć w stronę balkonu.

– Miejmy to już za sobą. – mruknął, jednak jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył, kto stał przy owych wymiocinach.

Nie mógł uwierzyć własnym oczom, a serce jakby mimowolnie przyspieszyło.

Czy...

Był bohaterem jakiegoś tragicznego opowiadania?

Dlaczego miał, po prawie roku, spotkać swojego byłego najlepszego przyjaciela akurat w takich okolicznościach?

Westchnął zabierając z jego dłoni papierosa.

– Nie wiem czy wiesz, ale dokładasz mi pracy, której cholernie wolałbym uniknąć.  – mruknął biorąc szmatkę do ręki i przykładając ją do wymoitów.

Skrzywił się lekko, czując ten specyficzny zapach.

Stan nie odpowiedział mu.

Zdawał się być w swoim świecie, a wzrok utkwiony był, gdzieś w przestrzeń.

Mamrotał coś pod nosem, jednak było to niezrozumiałe.

Rudowłosy zignorował to zabierając się za sprzątanie.

Jego postawa zmieniła się w momencie, gdy chłopak upadł śmiejąc się przy tym.

Serce Kyle'a ścisnęło się na to.

– Stan... – westchnął, chcąc zarzucić ciemnowłosemu, jak bardzo się zaniedbał.

Jednak...

Zdał sobie sprawę, że nie doszłoby do tego, gdyby nie odciął się od niego, po tym jak dziewczyna z nim zerwała.

Właściwie gdyby nie odciął się po jego wyprowadzce od nich...

– Kyle? – burknął, starając się wstać. – Jezu, tak się cieszę, że cię widzę. – burknął, przytrzymując się barierki.

– Ta... – rudowłosy przechylił głowę. – Potrzebujesz może czegoś?

– Stary, musisz przegadać Wendy. Albo uczelnię. Albo Wendy i uczelnię. – zaczął się plątać. – Bo wtedy ich dzieci... Znaczy Wendy i uczelni, a potem. Wszystko przestanie mieć sens i będzie tak chujowe w smaku jak tajski makaron!

Rudowłosy westchnął cicho, biorąc chłopaka pod ramię.

– Chodź, trzeba cię ogarnąć. – westchnął, wchodząc do budynku.

Chrzanić pracę.

Pokierował się do jego mieszkania, wyciągając z kieszeni jego spodni klucz.

Wszedł do środka, słuchając marudzenia chłopaka, by zaraz z przerażeniem przeanalizować stan mieszkania.

Śmieci, butelki, papierosy, notatki, ubrania, stare jedzenie.

Ciemność...

– Wybacz, nie zdążyłem sprzątnąć... – burknął, przecierając twarz dłońmi. – Cholerna muzyka.

– Stan, nie ma tu żadnej muzyki. – westchnął, sadzając go na podłodze, gdyż nie można było znaleźć wolnego krzesła.

Podszedł do łóżka zgarniając z niego stertę ubrań, butelek i przewracając pościel na lewą stronę, by chociaż w małym stopniu mogła zapewnić komfort. 

Zaraz poszedł do kuchni po szklankę wody, by położyć ją przy łóżku.

Skrzywił się, gdy wrócił do przyjaciela, który był na skraju płaczu, śmiechu i tak zwanego ,,zgona".

Westchnął, pomagając mu wstać i idąc z nim w stronę pokoju, by zaraz ułożyć go na łóżku.

Zignorował przy tym liczne telefonu od szefa, chociaż kilka sekund wpatrywał się w wyświetlacz telefonu.

– Nieźle się urządziłeś, stary. – mruknął podając mu szklankę wody.

Zignorował jego odpowiedź, chociaż ciemnowłosy próbował coś przekazać. Kyle skierował się do łazienki, by umyć ręce. 

Gdy wszedł do łazienki jego wzrok zatrzymał się na przedartej kartce, która dotyczyła wyrzucenia z uczelni, a później na zdjęciach z dziewczyną i przyjaciółmi, które Stan musiał przykleić do lustra.

– Oh, Stan... – westchnął.

Zajęło mu to chwilę, nim przełamał się i wrócił do sypialni chłopaka.

Ciemnowłosy siedział na posłaniu, opierając dłoń o czoło. Szklanka wody była nietknięta, a on coś bąkał pod nosem.

– Kyle, tak strasznie mi głupio. Nie chciałem by sprawy się tak potoczyło, to wyszło tak samo, ja...

Nie skończył jednak, gdyż rudowłosy usiadł obok, kładąc dłoń w dole jego pleców i podsuwając mu pod usta szklankę wody.

– Pij. – rzucił jedynie, pochylając szklankę, by ten się napił.

Ciemnowłosy łapczywie pił, jakby ta najprostsza forma napoju, zaspokajała wszystkie jego potrzeby. 

Gdy ten wypił, Kyle wstał zasłaniając okna, by w pokoju było na tyle ciemno, że głowa chłopaka zazna chociaż trochę spokoju.

Ułożył jego głowę na poduszce, lekko otulając go kocem.

– Pomogę ci jutro sprzątnąć. – mruknął, zaraz wzdychając, gdy usiadł na skraju łóżka.

Spojrzał na strzykawkę, marszcząc brwi.

– Musisz się ograniczyć, bo możesz się porządnie skrzywdzić, kabanie.

– Ale jaki to ma sens, Kyle? Straciłem wszystko co miało dla mnie sens. – pierwszy raz tego wieczoru powiedział coś w miarę zrozumiałego. – Straciłem najbliższych, miłość, przyjaciół, studia, zainteresowania, stoczyłem się w otchłań używek. Jestem całkiem sam.

– Nie jesteś sam, Stan. – szepnął, a jego dłoń delikatnie przykryła dłoń ciemnowłosego.

Żaden z nich tego nie chciał, jednak w głowach obu chłopców pojawił się dzień kłótni.

Wcześniejsza, noc kiedy splecione nagie ciała obdarzały się pocałunkami, kiedy padła propozycja czegoś więcej, kiedy dłonie ciemnowłosego błądziły po miękkich rudych włosach, kiedy obiecywali sobie, że będą dla siebie na zawsze...

Później on zaślepiony miłością do dziewczyny, zniszczył to wieloletnie uczucie, pakując swoje rzeczy i opuszczając mieszkanie.

Przypomniały się im kłótnie przez telefon, a potem ich ostatnie spotkanie, gdzie doszło do bolesnej wymiany zdań...

Jednak to Kyle jako jedyny był zawsze, pomagał kiedy Stan tego potrzebował i nawet jeśli było bardzo ciężko dawał wsparcie.

To on teraz zaprowadził go do mieszkania, pomógł, zadbał o lepsze samopoczucie i obiecał jakieś jutro.

,,Pomogę ci jutro sprzątnąć." 

To rzeczywiście brzmiała jak obietnica jakiegoś jutra.

– Nie pozwolę ci się stoczyć... – szepnął, przyprawiając tym ciemnowłosego o łzy.

Rudowłosy nie był silniejszy, ponieważ i w jego oczach można było dostrzec wzruszenie.

– Cokolwiek się stanie... – szepnął. – Nie będziesz już z tym sam. Nawet jeżeli to będzie ciężkie... Wyciągam do ciebie dłoń. Wyciągam dłoń, by ci pomóc. 

Woda zalewa z każdej strony...

Nie dusi to jednak, w taki sposób jak wcześniej.

Chcesz krzyczeć, jednak nie masz jak.

Mimo wszystko się starasz; nie chcesz tego kończyć.

To co widzisz, zlewa się z tym, co znajduje się pod powierzchnią.

Zlewa się i będzie się zlewać, bo nie przestaniesz się topić przez jakiś czas. Jednak może brzeg jest blisko? 

Wystawiasz dłoń z myślą, że może jest jakaś nadzieja.

Nawet kiedy świat wydaje nam się okrutny, zawsze jest jakaś nadzieja. 

Może jest jakieś jutro.

Teraz, na pewno jest jakieś jutro. 

Dłoń, ta jednak łapie jedynie powietrze.

Jednak po kilku sekundach, ktoś mocno ją łapie i ciągnie ku górze. 

To koniec.

Może jednak początek? 

Jutro może być piękne...

Ciemnowłosy rozpłakał się na dobre, a dłonie rudowłosego zaczęły ocierać jego łzy.

– Nie pozwolę, by spotkały cię kolejne złe rzeczy, Stan. – szepnął, by jakoś go uspokoić. – Jestem...

Po tych słowach zbliżył się na tyle, że obaj chłopcy, czuli na sobie swój oddech, a ich nosy praktycznie się stykały.

Później...

Zamknęli oczy...

🖤

ZOSTAWIĘ WAS Z OTWARTYM ZAKOŃCZENIEM, BO TAK XD

Może życie Stana się zmieniło, a może to tylko jego omamy po narkotykach, może się pogodzili, może nie, może pocałowali, może przytulili XD

Nie wiem jak sobie to zinterpretujecie, ale niech będzie.

Dawno nic nie pisałam, więc mam nadzieję, że jako tako wyszło ^^"

Chociaż nie wiem, wydaje mi się, że no mogło być lepiej, hej

W każdym razie...

Miłego dnia/wieczoru! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #southpark