Doubt
Obserwował go, stojąc kilka metrów dalej. Siedział zawsze kilka stolików od niego. Wchodząc do sklepu, stawał po drugiej stronie regału. Mieszkał także prawie naprzeciwko. Nie miał tylko odwagi podejść, powiedzieć zwykłego cześć, spojrzeć mu prosto w oczy. Bał się, że mężczyzna pozna prawdę, zanim on sam zdąży mu wszystko wyjawić.
I tak spędzał czas. Powoli, żyjąc po cichu tuż obok, nie dając znaku życia, tak samo jak przez ostatnie pięć lat, a miał już za sobą dwadzieścia cztery wiosny. Życie leciało nieśpiesznie, przepływając pomiędzy jego długimi palcami spokojnie, nie nadwyrężając jego cierpliwości i sił.
Jung Hoseok.
Uśmiechnął się delikatnie do swojego odbicia w lustrze i przeczesał palcami ciemne, krótkie włosy. Dotknął ostrej, męskiej szczęki, pokrytej ledwo wyczuwalnym zarostem. Zjechał niżej, na wystającą grdykę, aby następnie z uwielbieniem przejechać dłońmi po płaskiej klatce piersiowej, wyczuwając na niej żebra i twarde mięśnie na brzuchu. Oparł ręce na swoich szerokich biodrach, krzywiąc się przy tym nieznacznie, jednak już chwilę później na jego twarzy znów zagościł grymas uśmiechu, kiedy jego dłonie zsunęły się jeszcze niżej, na krocze, upewniając się, że pod materiałem spodni i bokserek znajduje się penis. Co prawda i tak nie mógł mieć dzieci, jednak nie to było najważniejsze. Ostatecznie położył dłonie na niewielkie pośladki i ścisnął je nieco, z zadowoleniem zauważając, że wracał do coraz lepszej sprawności i wyglądu, co było widać również po okrytych jeansowym materiałem udach.
Jung Hoseok.
Uwielbiał się podpisywać. Na umowach, przy odbiorze paczek i listów, na zwykłych kartkach. Potrafił zapisać tymi znakami całą stronę, przyglądając się im, jakby były magicznym zaklęciem. Gdyby jeszcze tylko mógł podpisywać się Min Hoseok...
Ale nie mógł.
***
Zebranie się w sobie zajęło mu długie miesiące. Wrócił, tutaj, do Seulu, w marcu, kiedy jeszcze padał czasami śnieg. Nie zdążył jednak na jego urodziny. Samolot miał dopiero czternastego. Pięć dni po czasie. Pięć dni wydawało się dla niego równie odległe, co minione pięć lat. Teraz jednak był luty. Znów był śnieg, jednak nie ten sam, co w minionym roku. Ten śnieg był całkiem inny, lepszy, bardziej radosny. Miał być świadkiem kolejnej z tych najpiękniejszych chwil w jego życiu.
Mimo iż od środka zżerały go nerwy i nie spał całą noc, na ustach ciągle gościł mu uśmiech. Nie mógł się doczekać, a jednocześnie chciał przeciągnąć tę chwilę najdłużej, jak się dało. Wyszedł z domu o 15, zaraz po tym, jak zdmuchnął pojedynczą świeczkę na czekoladowej muffince, skupiając się wszystkimi siłami na życzeniu, któremu ten mały, urodzinowy zwyczaj miał pomóc się spełnić.
- Słucham?
Drzwi otworzyły się po niecałej minucie oczekiwania. Mniej-więcej. Odliczał ostatnie pięć lat, więc te ostatnie sekundy zostawił w spokoju, dając im popłynąć swobodnie z własnym, niekontrolowanym przez niego rytmem.
- Min Yoongi, prawda? - odpowiedział, starając się zniżyć swój głos jeszcze mocniej, niż robił to na co dzień. Denerwował się jak jeszcze nigdy w swoim życiu, chociaż przeżył w nim tak wiele stresowych chwil, że z początku było to ciężkie do określenia. Wcześniej pocieszał się, że przecież spotkało go naprawdę wiele, więc i z tym poradzi sobie bez problemu, na spokojnie, całkowicie opanowany. Jednak tak nie było i dopiero, kiedy usłyszał jego głos, zdał sobie sprawę, że nie będzie jednak łatwo. Że nie jest tak silny, za jakiego wszyscy go uważają. Że coś z jego przeszłości jeszcze nad nim ciążyło. Tchórzostwo. - Przepraszam, że cię tak nachodzę, jednak chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. Mogę wejść?
Zdziwiony mężczyzna wbił w niego podejrzliwy wzrok, nadal stojąc w przejściu, jednak po kilku chwilach w końcu przesunął się i bez słowa wpuścił obcego do domu. Niezbyt rozważnie, jak zawsze. Dokładnie tak, jak Hoseok pamiętał.
Zdjął buty i bez zastanowienia zaczął iść w stronę kuchni. Bezmyślnie, jak zawsze.
- Czekaj, czekaj... A ty dokąd?
- Do kuchni - odpowiedział szybko, nieco zbyt wysoko i całkowicie idiotycznie, dając tym samym niesamowity popis swojej głupoty.
- Skąd do cholery wiesz, gdzie w moim domu jest kuchnia? - zapytał Yoongi, przypatrując mu się uważnie, na co Hoseok szybko spuścił i odwrócił nieco głowę, aby ukazać jak najmniej szczegółów swojej twarzy. - Pamiętam cię, widzę cię tutaj często. Śledzisz mnie? - w głosie blondyna czuć było złość, co pokazywały również jego zaciśnięte w pięści dłonie.
- To nie tak... Wytłumaczę ci wszystko - wydusił Hoseok, starając się opanować sytuację, która wypadła z pod jego panowania i powoli robiła się niebezpieczna. Biorąc głęboki oddech, znów zmusił swoje struny głosowe do powrotu do codzienności. - Możemy iść do tej kuchni? Usiąść? Ta rozmowa jest naprawdę ważna. Chodzi o... Chodzi o Dawon.
Yoongi momentalnie pobladł, jednak jednocześnie zdawał się uspokoić. Skinął głową, dając znać dla nieznajomego, że temat jest dla niego równie istotny i skierował go ręką w tak dobrze mu przecież znanym kierunku.
W kuchni wszystko się zmieniło. Pomieszczenie było nowe, jednak nie nowoczesne. Nic nie było na swoim miejscu. Nie było ani jednej rzeczy, którą Hoseok pamiętał z przeszłości. Meble, narzędzia... największe skarby musiały więc ukrywać się w szafkach. Przecież nie wyrzuciłby wszystkiego.
Usiadł na plastikowym krześle, na którym leżała mała poduszka. Okno dawało wiele światła, jakby robiąc mu na przekór. Wolałby, aby był już zmrok.
- Co masz mi o niej do powiedzenia? - zapytał Min, siadając naprzeciw niego, w znacznej odległości, na co pozwalał mu duży stół. Wpatrywał się w niego, marszcząc brwi, jakby próbował sobie coś przypomnieć, jednak nie był pewny co tak naprawdę chciał wyciągnąć z odmętów pamięci i czy na pewno była to dobra decyzja.
- Dawon tak jakby... zniknęła - powiedział ostrożnie, ważąc każde słowo i nie potrafiąc podnieść spojrzenia.
- Tyle wiem - prychnął mężczyzna, splatając na stole ręce. - Wiesz coś o niej? Gdzie jest? Jak się trzyma? Czy w ogóle... żyje?
Hosoek przełkną ślinę z trudem, czując jak w krtani staje mu wielka gula, nie pozwalając na wydostanie się z gardła żadnego dźwięku i uniemożliwiająca złapanie oddechu. Pokręcił głową, obserwując zaciskające się w pięści dłonie rozmówcy. Te piękne dłonie...
- Umarła? Zginęła? Została zamor...
- Nie, nie, Yoongi. Nie - zaczął zaprzeczać, dopiero w tym momencie zdając sobie sprawę z tego, jaki błąd popełnił. Nie miał pojęcia, jak to wytłumaczyć, a prawda nie formowała się nawet w logiczne słowa, które mógłby wypowiedzieć. - Po prostu nie ma już takiej osoby.
- Jak to nie ma? To co z nią do cholery się stało?! - mężczyźnie puściły nerwy. Kiedy podniósł się gwałtownie z krzesła, popchnął je ze zgrzytem w tył, przy czym straciło równowagę i spadło, z głośnym trzaskiem uderzając o kafelki. Hosoek nie potrafił na niego spojrzeć, a mimo to miał przed oczami widok jego zdenerwowanej i zirytowanej twarzy. Pamiętał każde jego oblicze.
Min Yoongi nie był pozbawiony wad. Bardzo szybko tracił nad sobą kontrolę i był impulsywny. Kiedyś dostał od niego w twarz, już nawet nie pamiętał dlaczego. Nigdy więcej się to nie zdarzyło, a Yoongi przepraszał za to długie godziny, na drugi dzień przynosząc wielki bukiet kwiatów. Nie był idealny, ale właśnie takiego go kochał. Bo tak, jak obiecał, nigdy więcej nie podniósł ręki. Bo kochał ponad życie i Hoseok nawet w tym momencie był tego całkowicie pewny. Bał się tylko, że Yoongi zacznie mieć wątpliwości.
Nie, Yoongi na pewno będzie miał wątpliwości.
Nieśpiesznie i nie ukrywając strachu, podniósł na niego wzrok, aby tak jak niegdyś, zatopić się w jego ciemnych oczach, w których teraz lśniły łzy.
I był pewny, że Yoongi zrozumiał. Że wiedział, co stało się z Dawon i gdzie teraz jest. Wiedział, zaraz po tym, jak blondyn zaczął kręcić głową i cofnął się w tył, prawie potykając się o leżące za nim krzesło.
- Nie, nie... Dawon odeszła i...
- Dawon już nie ma, Yoongi - potwierdził, spuszczając znów wzrok, nie potrafiąc patrzeć na jego rozpacz. Nie łudził się, że będzie się cieszył jego szczęściem. Nie łudził się, że ich miłość wróci. - Ale to serce nadal bije i kocha cię tak, jak kiedyś.
Mimo wszystko... bolało.
__________________________________________________
nie, nie doszukujcie się tu inspiracji w Min Yoonji, cały sekret tkwi w vocaloidach (lol)
miałam to kontynuować, ale napisałam tyle i miałam takie meh
więc raczej nic z tego nie będzie
ale i tak nikt nie pamięta o tym ff, więc wstawiam o tak sobie, bo mi szkoda wyrzucać, bo było nawet fajne
ogólnie tutaj będę wstawiać shoty, śmieci, zaczęte i nie skończone fanficki i inne pierdoły
jakby ktoś chciał dokończyć któreś, to zapraszam, można sobie brać, tylko mi napiszcie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro