Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Do I know you?

To wszystko trwało już naprawdę długo. Pamiętam, że jeszcze kiedy moi rodzice żyli, trzy lata temu, bałem się, że ktoś się o tym dowie. Że ktoś w końcu zauważy białe płatki róż, ochlapane krwią, mokre od śliny, wygniecione i podarte. Wcale nie były tak piękne, za jakie uważała je większość ludzi. Nie były ani odrobinę tak śliczne, jak można było o nich przeczytać w tych wszystkich opowiadaniach o wielkiej miłości, czasem zakończonej szczęśliwie, a czasem nie. To zależało od wyobraźni autora, która była  n i e o g r a n i c z o n a. 

Autor mógł wykreować chorobę, swoich bohaterów i ich losy w taki sposób, w jaki tylko chciał. Mógł zrobić wszystko, a ja... ja mogłem tylko mu zazdrościć. Czasami chciałem, jak na przykład teraz, aby okazało się, że jestem bohaterem jednego z takich opowiadań. To wydawało się być ryzykowne, przecież mogło stać się tak, że moje życie będzie jakimś popierdolonym angstem, mogłem trafić na najgorsze zakończenie ze wszystkich najgorszych, jakie dotychczas widziałem. Mimo to, nadal żałuję, że nie może tak być. Dlaczego? Z dwóch powodów. 

Po pierwsze, w opowiadaniach aż do końca można mieć  n a d z i e j ę.  Wiarę w to, że bohatera spotka z dupy wzięte deus ex machina, że nagle cała sytuacja obróci się o sto osiemdziesiąt stopni i w ostatniej chwili ktoś go uratuje. Ktoś go uratuje i cała sytuacja, choćby nie wiadomo jak spierdolona była na początku, zakończy się happy endem. 

Siekałem miliardy takich opowiadań, czytałem je szybciej niż lektury na pierwszym roku studiów, które i tak musiałem niedługo potem rzucić. Przeczytałem mnóstwo nieszczęśliwych, smutnych i płaczliwych zakończeń, a mimo to... Mimo to nadal wydaje mi się, że moje będzie tak chujowe, jakiego świat jeszcze nie doświadczył.

I teraz, leżąc na szpitalnym łóżku i czekając na operację, wiem już, że miałem, kurwa, rację. 

***

Jeżeli mógłbym kiedyś porozmawiać z kimś, kto ułożył mi życie, zadałbym mu kilka podstawowych pytań.
Dlaczego moja rodzina musiała umrzeć?
Dlaczego zginęli w dzień moich urodzin?
Dlaczego moje siostra nie będzie mogła chociażby pamiętać swojej matki?
Dlaczego wszystko spadło na mnie?
Dlaczego musiałem rzucić studia?
Dlaczego zostałem zmuszony do rezygnacji ze swoich marzeń?
Dlaczego zabrano mi to wszystko?
I dlaczego, do kurwy nędzy, odebrano mi miłość, której i tak nie miałem?
Odpowiedź byłaby prosta.
Aby było bardziej dramatycznie. Bardziej chujowo, bardziej beznadziejnie, bardziej... Bardziej.
Bo ludzie myśleli, że to tylko książkowe historie mogą być przerysowane i groteskowe.
Surprise.
Życie też takie bywa.

***

Musiałem podjąć decyzję, nie mogłem już dłużej czekać. Gdybym tylko mógł, dałbym Ci jeszcze rok, może dwa. Ewentualnie następne cztery. Ale po prostu nie mogłem. Mam jedno, maleńkie istnienie, dla którego     m u s z ę  żyć, Yoongi. Z Tobą, albo bez Ciebie, to bez znaczenia.
Tyle rzeczy na tym świecie jest bez znaczenia. Rezygnowanie ze szczęścia stało się już chyba moim hobby. 

Ale nie narzekam.

Mam nadzieję, że nie będziesz mnie obwiniał za tę decyzję. Nie mam wyboru. Nawet jeżeli kiedyś zdołałbyś mnie pokochać, mój organizm nie wytrzymałby ani dnia dłużej. Zanim byś tego dokonał, umarłbym, a do tego nie mogłem dopuścić. Seolhyun i tak ma już wystarczająco spierdolone życie. Nie skażę jej na dom dziecka tylko dlatego, że mnie nie kochasz. Nie pozbawię jej jedynego członka rodziny, nawet jeżeli jest to ten chujowy nieudacznik, jakim jestem ja. Kocham ją ponad życie. A moim życiem aktualnie jesteś ty.
Aktualnie. Na razie. Jeszcze. Do piątku.

***

To nie tak, że chcę Ci wypominać, że dałeś mi kosza. To nie tak, że piszę to wszystko po to, abyś cierpiał, kiedy będziesz to czytał. Ja po prostu chcę abyś zrozumiał moją decyzję. I aby ktoś pamiętał tę historię.
Kiedy się obudzę, nie będę nawet wiedział, kim jesteś. 

Będę czysty. 

Nie będziesz musiał milczeć i czuć się niekomfortowo w mojej obecności. Nie będziesz musiał spuszczać wzroku i podziwiać swoich butów, kiedy przez przypadek spotkamy się na ulicy. Nie będziesz musiał udawać, że w weekend odwiedzasz rodzinę lub uczysz się na kolokwium, tak jak robiłeś przez trzy ostatnie tygodnie, od kiedy powiedziałem Ci, że Cię         k o c h a m.

Będziesz mógł mijać mnie na mieście z beznamiętnym wzrokiem, tak jak mijasz każdego przechodnia. Będziesz mógł udawać co tylko chcesz. Że jesteśmy wrogami, że mnie nie znasz, albo spróbować zacząć wszystko od nowa. Decyzja należy do ciebie. Dla mnie to i tak jest już bez znaczenia.

Nie, w sumie nie jest. Powinno być.

***

To już za sześć godzin. Stresuję się. Uszykowałem kopertę, leży obok. Nie pozwalają mi wstać z łóżka, bo wszędzie rzygam. Na tę kartkę też narzygałem, jak widzisz, ale nie mam sił jej całej przepisywać. Poprosiłem faceta z łóżka obok, aby wrzucił to wszystko do skrzynki przed szpitalem, gdy skończę pisać. Zgodził się.
Seolhyun jest od czterech dni u swojej przyjaciółki. Tak się złożyło, że były razem w przedszkolu, zerówce i trafiły razem do pierwszej klasy. Ma kogoś bliskiego. Znam mamę tej dziewczynki, jest bardzo miła. Niedużo starsza ode mnie, może ze trzy lata. Zadbana, ułożona, z dwójką dzieci, zamężna. Życie jej się ułożyło. Miała szczęście po prostu. Cud, że tacy ludzie jeszcze istnieją. To trochę podnosi na duchu.
Wracając do Seolhyun, zostanie tam, dopóki nie wyjdę. Rozmawiałem z tą kobietą, powiedziałem, tak samo jak wszystkim innym, że mam guzy na płucach i szykują mnie na wycięcie, ale nie mam nikogo, kto by się zajął małą. Zgodziła się od razu, nie chciała nawet pieniędzy, rozumiesz? Musiałem jej podać kasę poprzez SH. Jest młoda, a taka nieznośna i rozrzutna, zresztą dobrze ją znasz, bo nie raz się już nią zajmowałeś. Ta kobieta by z nią nie wyrobiła.
Wiem, że to niedobrze, że pozwalam jej na wszystko. Mała ma lekką nadwagę, ale nigdy nie sprawiała problemów i jest za to grzeczna. Nie wie, co to bieda, nigdy nie pozwalałem na to, aby poczuła się za to gorsza od innych dzieci. I tak ma przesrane w życiu, więc niech chociaż ma kasę i mnie.
Wiesz, że na początku, kiedy jeszcze nie potrafiłem ogarnąć pracy i zasiłków, miałem sponsorów? Było ciężko, a bałem się, że mi ją odbiorą, jeżeli spadniemy poniżej najniższej krajowej. Żadnego z nich oczywiście nie poznała. Kochaliśmy się, kiedy była w przedszkolu. W sumie to się pieprzyliśmy. Kochać mógłbym się tylko z tobą.
Zaraz zarzygam całą kartkę, a nie tylko róg, więc czas już kończyć.
Chciałbym się z tobą pożegnać, ale nie mam jak.
Znów uczysz się na kolokwium.
Albo odwiedzasz rodziców.
Albo po prostu robisz coś milszego, niż spędzanie ze mną czasu.
To zrozumiałe.

***

- Hoseok, przepraszam, że tyle czasu się nie odzywałem... Nie miałem odwagi spojrzeć ci w oczy, po tym wszystkim, co... Wtedy... No wiesz.
Kolejny już raz nie potrafiłem podnieść na niego wzroku. Wiedziałem, jak bardzo go tym ranię, ale był to odruch nie do opanowania. Wstydziłem się. Wstydziłem się jego uczuć i przyznania przed samym sobą, że tak naprawdę w jakimś sensie... w jakimś sensie mogą to też być moje własne uczucia.
Bałem się ich. Bałem się opinii publicznej, bałem się zakończyć swój dotychczasowy związek, bałem się stracić najlepszego przyjaciela, którego traktowałem już niemal jak część siebie. Bałem się przyznać sam przed sobą, że kocham go tak mocno, że jestem w stanie zerwać te braterskie więzi, które nas łączyły, na rzecz głębszego uczucia, które ostatnio mi wyznał.
Ale brakowało mi odwagi.
Potem powiedział mi, że przez tydzień go nie będzie, w związku z operacją wycięcia guzów z płuc. Obiecałem sobie, że zaraz po operacji pójdę do niego i wszystko mu powiem. Powiem, że jestem w stanie się dla niego zmienić. Że pokocham go tak, jak on kocha mnie. Że chcę być z nim szczęśliwy i chcę dawać mu szczęście. Że jestem gotowy nawet na wychowywanie dziecka, choć miałem dopiero dwadzieścia cztery lata. Skoro on się tego podjął, ja też byłem w stanie. Przecież zawsze go podziwiałem. Nawet wtedy, kiedy znikąd brał pieniądze i myślał, że nie wiem, że się puszcza.
Chciałem mu powiedzieć tyle rzeczy...
- Przepraszam, czy ja cię znam?

***

Szpitalny korytarz nie był najlepszym miejscem na rozpaczanie. Czy w ogóle istniało na świecie takie miejsce? Zresztą, to było bez znaczenia. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie, a ja po prostu nie byłem w stanie iść nigdzie dalej, więc usiadłem na niebieskim, plastikowym krześle pod salą Hoseoka, chowając głowę między dłonie i starając się uspokoić, pomyśleć nad tym wszystkim logicznie. Nie rozumiałem tego. Nie potrafiłem pojąć, jak to możliwe, że o mnie zapomniał, przecież byłem jego najlepszym kumplem... Znaliśmy się piętnaście lat, co stanowiło ponad połowę naszego życia. Piętnaście pierdolonych lat byliśmy przyjaciółmi. Spędziliśmy razem prawie każdą wolną chwilę, nie było dnia, abyśmy nie rozmawiali, abyśmy nie wymienili chociaż jednego, pieprzonego SMSa. 
Więc jak to było, do cholery jasnej, możliwe?
- Przepraszam?
Odwróciłem niechętnie głowę w stronę osoby, która przerwała mi rozmyślania. Spodziewałem się raczej jakiegoś pielęgniarza, który zatrzymał się, widząc siedzącego na krześle, zgarbionego i bladego z nerwów mnie. W uszach już dźwięczało mi standardowe pytanie czy wszystko jest w porządku. Przysięgam, że wykrzyczałbym mu w twarz, że nie, nic kurwa nie jest w porządku. Że wycinając mu te guzy, uszkodzili mu jakieś nerwy czy inne gówno i sprawili, że chłopak, którego kocham, o mnie zapomniał. Że dostał pierdolonej amnezji, a oni mają to wszystko naprawić i chuj mnie obchodzi, w jaki sposób to zrobią.
Problem w tym, że to nie był pielęgniarz.
- Czy ja dobrze usłyszałem? Pan jest Min Yoongi, tak?
Wysoki, atletycznie chudy facet, wyglądający na około czterdzieści lat, stał obok mnie w ciemnej piżamie i puchatych kapciach, wlepiając wzrok w białą kopertę trzymaną w rękach i czytając z niej moje dane, łącznie z adresem zamieszkania. Zaraz wstałem, patrząc na niego nieco zdziwiony i przytaknąłem. Podał mi kopertę, robiąc przy tym zmieszaną minę.
- Pan Hoseok poprosił mnie, abym to do pana wysłał, jednak wczoraj po południu, kiedy skończył pisać, dostałem leki na serce i nie mogłem wstawać. Miałem wrzucić to dziś rano do skrzynki, ale ubiegł mnie pan, więc postanowiłem podać to osobiście.
Nie ukrywałem zdziwienia, ale podziękowałem mu, odbierając od niego cienki pakunek i kiedy tylko wrócił na salę, od razu rozerwałem papier, ciekawy, ale i nieco zaniepokojony tym, co mogłem znaleźć w środku.
Nie czułem łez spływających na kartki papieru, które trzymałem w rękach. Pismo było koślawe i ostre, nawet bardziej koślawe i ostre niż zazwyczaj, ale  z pewnością należało do Hoseoka. U dołu nieco rozmazane, a papier w tym miejscu był sztywny i pomarszczony, szczególnie na ostatniej kartce, co upewniało mnie tylko w fakcie, jak wiele bólu kosztowała go ta decyzja i że płakał pisząc to, tak samo jak ja czytając. I choć rozumiałem jego wybór i zdawałem sobie sprawę z tego, ile siły musiał w sobie mieć, aby to zrobić... Nie potrafiłem pojąć, jak to możliwe, że już mnie nie kocha. Tak po prostu nie kocha.
Wiedziałem, że nawet jeżeli nie mam szans na naprawę tego, nie było opcji, abym go zostawił. Jeżeli mam budować naszą relację od nowa, zrobię to.
Miałem tylko nadzieję, że tym razem to mnie nie dopadnie hanahaki, bo nie byłem na tyle silny, co on, aby podjąć kiedykolwiek podobną decyzję.
Pocieszające było tylko jedno.
Przecież nie jest za późno.
Przecież to dopiero początek. 

________________________________________________________


karmię się waszymi łzami

jestem okrutną, zimną suką

to taki mały przerywnik od New Heroin

a tak w ogóle, dziękuję za ponad 200 stars ♥



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro