W rytmie pozytywki - Ciel x Reader
(t/i) - twoje imię
(t/n) - twoje nazwisko
(k/o) - kolor oczu
(k/w) - kolor włosów
Polecam czytać na wyszukiwarce, a nie w aplikacji, bo potem będzie muzyka dla chętnych, która bardzo dodaje kilmatu. Wtedy będzie można bez ograniczeń słuchać w tle.
~
Stali przed kościołem, kiedy dzwony rozbrzmiały.
- Braciszku! Co to za uroczystość? - zapytał mały chłopczyk.
- Nie wiem. - odparł krótko starszy.
- Czemu? Myślałem, że jesteś bardziej inteligentny.
- Ej! Mam tylko dwanaście lat! Nie muszę wiedzieć wszystkiego! - wzburzył się na komentarz młodszego brata.
Dziewczyna, która przypatrywała się im zaczeła cicho śmiać się pod nosem.
- No i prawidłowo. - niespodziewanie wtrącił się jakiś mężczyzna ubrany w czarną, długą szatę. Jego oczy zasłaniała szara grzywka, na głowie nosił cylinder. - To jest naturalne, że dzieci nie wiedzą.
Chłopcy po zobaczeniu go przestali się kłócić, zamilkli i zaczęli myśleć jak by tu uciec przed przerażającym grabarzem. Za to ich koleżanka wpatrywała się w niego i z zaciekawieniem słuchała.
- Dziś ma miejsce specjalna gala dla pewnej pani.
- Gala? - dopytał zaciekawiony słowami dziwaka starszy chłopak.
- Tak. Ostatnia wielka ceremonia w życiu człowieka, pogrzeb.
Dziewczyna zobaczyła, iż ktoś wchodzi do kościoła. Trzymał on piękną, długą, czerwoną suknię.
- Ma pan racje. - odezwała się do grabarza. - Pogrzeb to jedyna ceremonia w życiu człowieka, która ma największe prawdopodobieństwo odbycia się.
Mężczyzna popatrzył się zaintrygowany na trzynastolatkę.
- Nic nie gwarantuje nam, że przyjmiemy chrzest, zawrzemy małżeństwo. Jedyne na co faktycznie możemy liczyć to pochówek.
Undertaker uśmiechnął się gdy skończyła mówić. Sądząc po jej ubogim ubiorze, nie pochodziła z wyższych sfer. Możliwe, że nie umiała ani czytać, ani pisać. Mimo to zdawała się być dojrzała i inteligentna. W jej (k/o) dało się dostrzec pewien błysk.
Pożegnała się z szarowłosym oraz z kolegami i poszła w kierunku domu. Słońce zachodziło, robiło się coraz chłodniej.
Spostrzegła grabarza, który stał obok nagrobka. Rozmawiał z jakimś chłopakiem w jej wieku. Przy jego boku stał odziany w czerń kamerdyner. Wokół panowała cisza, przerywana jedynie przez głosy rozmawiających.
- To dlatego nasz miły hrabia postawił nagrobek prostytutce. - odezwał się szarowłosy.
- Nie jestem miły. Gdybym chciał to ocaliłbym tę kobietę...
Dziewczyna zaczęła zastanawiać się kim tak właściwie jest ten chłopak. Z jednej strony nie wygląda na dorosłego, ale z drugiej został nazwany hrabią. Może jest on swego rodzaju reprezentacją rodziny? Może jego rodzice nie byli w stanie przyjść na tą uroczystość?
Zastanawiała się, a po chwili zaczęła marzyć jak to niesamowicie byłoby być hrabiną. Nie musiałaby pracować, codziennie jadłaby co chce i ile chce. Otaczałaby ją służba, a może i nawet miałaby do dyspozycji własną pokojówkę lub własnego lokaja.
~~
- Udane polowanie, nieprawdaż ciociu? - zapytał siedzący przy stole Ciel.
- Nie przeczę. - odparła lekko zirytowana kobieta.
Razem z bratankiem urządzili mały konkurs. Zwycięzcą miała zostać osoba, która lepiej wykaże się w czasie polowania. Pani Mildorf liczyła skrycie, iż to ona wygra. Mimo, że zależało jej, aby Elizabeth miała silnego narzeczonego zdolnego do ochrony dziewczyny, to remis z tym chucherkiem nie odpowiadał jej.
Ciel od razu zauważył, że lekko uraził dumę ciotki Fransis. Nie ukrywał, że bardzo mu się to podobało. Nie wątpił w swoje umiejętności łowieckie, ale dorównanie Pani Milforf nie należało do najłatwiejszych rzeczy.
- Dzisiejszego dnia przygotowałem królika w sosie śmietanowo - miętowym z purée z pieczonych ziemniaków. - zaprezentował danie, które podał do stołu stojącego w głębi lasu należącego do rodziny Phantomhive.
Ciel zaczął jeść. Nagle usłyszał szmery gdzieś w pobliżu. Popatrzył się porozumiewawczo na Sebastiana, który tylko skinął lekko głową na znak zrozumienia.
- Najmocniej przepraszam, jednakże jest jedna rzecz, którą muszę sprawdzić. - powiedział bardziej do Pani Mildorf nieżeli do swojego panicza.
Kamerdyner udał się w zarośla. Nie mineło wiele czasu, kiedy dorwał sprawcę zamieszania. Wprowadził go trzymając za ramię - nie widział potrzeby obezwładniania go, był zbyt słaby na jakikolwiek atak.
- Dziewczyna? - zapytał hrabia widzący Sebastiana z delikwentem z krzaków.
- Tylko ona była w pobliżu. - odparł Sebastian.
Ciel zmarszczył lekko brwi. Ciotka Fransis nie odzywała się, czekała na to co zrobi jej bratanek. Była ciekawa jak postąpi z tajemniczą dziewczyną.
- Co tu robiłaś? - zapytał oschle hrabia.
- Przepraszam, że weszłam na pański teren. - dziewczyna bardzo dziwnie czuła się zwracając do chłopaka mniej więcej w swoim wieku na 'pèr pan'. - Nie miałam tego na celu.
Mówiła z lekko spuszczoną głową. Na sekundę podniosła wzrok, aby przyjrzeć się twarzy chłopaka. Wtedy zorientowała się kim on jest. Poznała, że to on wnosił czerwoną suknię na pogrzeb jakiejś kobiety i zapłacił za nagrobek dla prostytutki.
- Śledzisz mnie? - dopytywał tonem bez uczuć.
- Nie. Nie śmiałabym hrabio Phantomhive. - wypowiedziała to nazwisko zupełnie nieświadomie.
Pierwszy raz usłyszała je, gdy miała dziesięć lat. Wtedy to przez jej wieś przejeżdżał piękny powóz z woźnicą. W środku dostrzegła mężczyznę z dzieckiem na kolanach. Dorosły coś do niego mówił o "obowiązkach hrabiego". Tylko tyle usłyszała kiedy powóz mijał ją. Chłopczyk zobaczył, patrzącą się z podziwem dziewczynę i nieśmiało pomachał do niej. Ona radośnie uśmiechnęła się i odwzajemniła gest.
- Dziecko, co ty wyrabiasz? - usłyszała głos swojej matki. - Nie wolno ci machać do tego mężczyzny, to on jest panem tej ziemi.
- Ale ten chłopak, który z nim siedział zaczął. - wyjęczała.
Kobieta westchnęła.
- No dobrze, tylko nigdy więcej tak nie rób. Hrabiemu nie wypada spoufalać się z chłopami.
Pokiwała głową na znak, że rozumie.
Dopiero kiedy popatrzyła się na niego z bliska zauważyła, że to tem nam chłopczyk z powozu, który ją kiedyś mijał. Zmienił się nieznacznie - trochę urósł oraz zaczął nosić przepaskę na prawym oku.
- W takim razie co tu robisz? - dopytywał przestraszoną dziewczynę.
Ona podniosła głowę i zaczęła mówić:
- W tym roku jest straszny nieurodzaj i nasi rodzice mają przez to ma problemy z wyżywieniem mnie i mojego starszego rodzeństwa. Chciałam im jakoś pomóc, ale jedyne co mogłam zrobić to pójść do lasu i poszukać jakiś owoców lub miodu od dzikich pszczół. - Ciel słuchał uważnie nie próbując jej przerwać. - Znalazłam duży głóg w tym lesie i zaczęłam zbierać jego owoce. Nim się spostrzegłam weszłam na teren pańskiej posiadłości.
Cała ta historia miała sens. Dziewczyna nie wyglądała na szpiega, a raczej jak uboga chłopka. Autentyczności jej opowieści dodawał leżący obok kosz z czerwonymi owocami.
- Puść ją, Sebastian.
Lokaj wykonał to co mu nakazano.
- Dziękuję bardzo. - odpowiedziała szczęśliwa, że nie spotka ją żadna kara. - Następnym razem będę bardziej ostrożna i nie zapuszczę się na teren pańskiej rezydencji.
Ciel spojrzał w jej (k/o) oczy. Uśmiech na twarzy dziewczyny był szczery - cieszyła się, że nie spotka ją kara
- Jak się nazywasz? - zapytał w momencie kiedy dziewczyna chciała odejść.
- (t/i) (t/n).
Niespodziewanie rozległo się głośne burczenie. Chłopak popatrzył się na dziewczynę stojącą przed nim. Jej twarz pokrywał rumieniec zawstydzenia, spoglądała na swoje buty pełna nadziei, że nikt tego nie usłyszał.
- Jesteś głodna? - hrabia spytał mimo, iż dobrze znał odpowiedź.
- Troszeczkę. - cicho odpowiedziała.
- Może masz ochotę do nas dołączyć? - wskazał miejsce przy bogato nakrytym stole stole.
- Nie, dziękuję, ale muszę już iść. - próbowała się wymigać z tej niezręcznej sytuacji.
Nie pomogło jej w tym kolejne głośne burczenie brzucha.
Ciel popatrzył się na nią próbując ją przekonać, lecz ona tylko pokręciła głową.
- Jeszcze raz przepraszam na najście. - powiedziała i poszła w stronę, z której przyszła.
Wciąż zawstydzona wypominała sobie w myślach jak bardzo upokorzyła się przed hrabią. Odrzuciła od siebie te myśli. Stwierdziła, iż nie spotka więcej chłopaka, więc nie ma się czym martwić.
- Panienko (t/i), - rozmyślania przerwał jej męsko głos należący do lokaja młodego Phantomhiv'a. Dziewczyna omal nie podskoczyła z przerażenia - panicz nakazał panience to przekazać.
Pierwsza rzecz, która ją zaskoczyła to magiczny zwrot "panienka". Nikt nigdy nie odzywał się tak do niej. Drugą intrygującą rzeczą był kosz. Kamerdyner podał go zaskoczonej dziewczynie. Nim zdołała zapytać o cokolwiek on rozpłynął się w powietrzu niczym duch.
Zajrzała do wnętrza pojemnika. Było w nim po brzegi różnych maślanych bułeczek i drożdżówek z najróżniejszym nadzieniem. Na samej górze leżała karteczka, a na niej napis:
"Przyjdź jutro do mojej rezydencji
Ciel Phantomhive"
Nie wiedziała czego hrabia od niej chce, ale ucieszyła się. Będzie miała okazję podziękować mu za smakołyki, którymi poje sobie jej cała rodzina.
~
Siedział w swoim gabinecie zajęty pracą. Było chwile przed codzienną popołudniową herbatą, kiedy do jego drzwi zapukał Sebastian.
- Wejść. - odpowiedział.
- Panienka (t/i) już przyszła i czeka na panicza. - poinformował go.
- Ugość ją, a ja zaraz przyjdę. - nakazał na co lokaj tylko skinął głową.
Wszedł do pokoju gościnnego, w którym zobaczył dziewczynę pijącą herbatę. Uśmiechnęła się lekko, kiedy ujrzała hrabiego.
- Dziękuję, że przyszłaś. - zaczął Ciel.
- To ja dziękuję. Dzięki hrabi moja rodzina mogła zjeść coś innego niż sam chleb.
Usiadł w fotelu na przeciwko niej.
- Mam dla ciebie pewną propozycję. - dziewczyn słuchała bardzo uważnie. - Ale najpierw kilka pytań. Umiesz zajmować się domem?
- Tak. Wszystko robię bezproblemowo.
(T/i) nigdy nie należała do najśliczniejszych osób. Z tego powodu nie mogła pracować wraz z rodzeństwem na roli. Mimo, iż najmłodsza w rodzinie to zajmowała się domem od rana do wieczora. Chociaż tyle mogła dla nich zrobić.
- W takim razie, czy chciałabyś pracować jako pokojówka u mnie w rezydencji?
Nie musiał usłyszeć z ust dziewczyny, że ta się zgadza. Momentalnie jej oczy zajaśniały. Wizja pracy dla hrabiego była niesamowita, a na pewno bardziej produktywna niż zamiatanie podłogi w domu cztery razy dziennie.
- Z przyjemnością. - odpowiedziała bardzo szczęśliwa. - Dziękuję bardzo, jeszcze raz.
- Nie ma za co. - odpowiedział jej hrabia.
Nie wiedział czemu, ale patrzenie w jej (k/o) było dla niego niesamowite. Pochłaniały go niczym morskie fale topielca, gęsty las wędrowca, blask rozświetlający noc.
- Kiedy mogę zacząć? - zapytała wciąż podekscytowana (t/i).
- Daje ci wolną rękę w tym temacie, ale masz najpóźniej stawić się w przyszłym tygodniu.
- Zrozumiałam.
- Jeżeli chodzi o strój to nie masz się czym martwić. - popatrzyła się na niego wyczekująco. Zrozumiał, że dziewczyna nie ma pojęcia o czym zbytnio mówi. - Pokryje koszty związane z twoim ubraniem roboczym.
Patrzyła na niego, a obraz zaczął zamazywać się. Nigdy wcześniej nie doznała takiej dobroci ze strony drugiego człowieka. W myślach dziękowała mu po stokroć.
Ciel tylko westchnął. Przez całą rozmowę jego twarz była nie wzruszona, tak zresztą jak zawsze. Dopiero teraz uniósł lekko kąciki ust do góry.
~
Stała zwarta i gotowa do pracy. Na jej widok Sebastian uśmiechnął się lekko. Nie chciał zrazić dziewczyny w pierwszym dniu pracy. W końcu to sam panicz zlecił jej zatrudnienie. Ona była naprawdę ciekawa skoro zaintrygowała w jakiś sposób Ciela.
- Dzień dobry panie Sebastianie. - przywitała się pełna energii do działania.
- Dzień dobry. - teraz lokaj miał pewność, że ta dziewczyna ma w sobie "to coś". Nawet demon potrafił szczerze się do niej uśmiechnąć, ale jednocześnie nie sprawiała wrażenia głupiej czy naiwnej.
Przedstawił (t/i) pozostałej służbie, która przyjęła ją z otwartymi ramionami zadowoleni, że w rezydencji będzie pracować ktoś jeszcze.
- Cieszę się, iż będziemy mieszkać razem. - powiedziała do Mey-Rin, kiedy szły do ich wspólnego pokoju.
- Ja też. - uśmiechnęła się do trzynastolatki.
Pokojówka otworzyła drzwi. W środku już stało dodatkowe łóżko, szafeczka nocna oraz mała komoda.
- Jaki wielki! - otworzyła szerzej swoje (k/o) oczy.
Kobieta stojąca obok niej zdziwiła się na początku, ale po chwili przypomniała sobie jak ona trafiła do tej rezydencji. Nie miała nic, pracowała dla chińskiej mafii, zabijała by jej nie zabili...
- Twoje łóżko jest tam. - wskazała na mebel przy oknie.
- Rozumiem. - ochoczo zabrała się do rozpakowywania swojego skromnego dobytku w międzyczasie rozmawiając z Mey-Rin.
Ich rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju wszedł Sebastian. Miał ze sobą dwie identyczne sukienki dla dziewczyny, parę butów na niewysokim obcasie oraz czepek. Wręczył ubranie trzynastolatce po czym wyszedł.
- Jaka śliczna. - powiedziała (t/i) gdy się przebrała. - Pierwszy raz mam na sobie coś tak ładnego.
Dziewczyna nie mogła powstrzymać zachwytu. Gdyby nie ta praca nie byłoby jej stać na taki strój. Radość potęgował fakt, iż był to prezent od młodego hrabii. Mey-rin uśmiechała się widząc to dziecięce szczęście.
- Jak już się przebrałaś to oprawadzę cię po rezydencji. - powiedziała starsza pokojówka.
~
Nikt na nią nie narzekał, wręcz przeciwnie. Sebastian polubił ją za jej "bezproblemowość" - nie tłukła zastawy, nie spalała kuchni. Swoje obowiązki wykonywała wzorowo mimo, iż była z nich wszystkich najmłodsza. Zresztą bardzo polubiła swoją pracę. Nie odwiedzała często rodziny, ale wiedziała, że standard ich życia polepszył się. Tylko na tym jej zależało, gdyż w rezydencji niczego jej nie brakowało.
Ścierała kurze, kiedy usłyszała strzał z zewnątrz. W spokoju kontynuowała swoje zadanie, do momenty, aż zaczepił ją Sebastian:
- (t/i), idź przygotuj herbatę dla panicza, ciasto czeka w piecu. - powiedział.
- Zrozumiałam. Mam coś przekazać paniczowi?
- Powiedz, że w przyszłym tygodniu przyjechać ma do nas panienka Elizabeth. - rzucił szybko i zniknął.
Wiedziała, że każda osoba ze służby ma jakieś umiejętności "bojowe" i to oni zajmują się obroną rezydencji. Mey-rin potrafiła strzelać niczym zawodowy snajper, Finny był bardzo silny, Bard posługiwał się najróżniejszą bronią. Co do kamerdynera nie była pewna w czym się "specjalizuje". Tylko (t/i) nie potrafiła walczyć. W tym aspekcie była bezużytecznie wyjątkowa. Bezużytecznie, bo nie jest w stanie bronić panicza, wyjątkowa, gdyż jej dłonie nigdy nie zostały zbrukane krwią.
Zeszła do kuchni, dochodziła godzina piąta. Pospiesznie zgotowała wodę i zalała nią naszykowane liście. Ukroiła kawałek czekoladowego ciasta i ozdobiła kleksem bitej śmietany i sosu malinowego. Wszystko położyła ma metalowym wózku i ruszyła w kierunku gabinetu Ciela.
- Wejść. - usłyszała po tym jak zapukała do drzwi.
Hrabia minimalnie się zdziwił na widok dziewczyny. Ona zauważyła to.
- Pan Sebastian wyjątkowo kazał mi się tym zająć. - wytłumaczyła nim ją o to zapytał. - Dodatkowo polecił, abym przekazała, że w przyszłym tygodniu ma do panicza przyjechać panienka Elizabeth.
- Rozumiem. - powiedział chłopak.
Odciągnął swój wzrok od papierkowej roboty i przyglądał się pokojówce. Podała mu jego ciasto oraz nalała herbaty do filiżanki.
- Dzisiejszego dnia przygotowałam Gold Cyleon oraz brownie z belgijską czekoladą, kleksem śmietany i z sosem malinowym. - gdy skończyła mówić cicho zaśmiała się pod nosem.
- Coś się stało? - zapytał Ciel zmieszany zachowaniem (t/i).
- Nic. Przepraszam, jednakże zawsze bawiło mnie jak pan Sebastian mówi tą całą formułkę i też chciałam tego spróbować.
Nic jej nie odpowiedział, tylko nieznacznie uniósł kąciki ust do góry. Trwali w milczeniu. Hrabia skończył jeść, a pokojówka zabrała brudne naczynia.
Wychodziła, kiedy opaska na oko Ciela rozwiązała się i upadła na biurko.
- (t/i).
- Proszę. - odwróciła się i zobaczyła co się stało.
- Mógłbym cię prosić o pomoc? - zapytał.
Pierwszy raz odkąd pamiętał nie rozkazał tylko poprosił. Nie wiedział czemu tak się stało, to było nawet dla niego niezrozumiałe.
Dziewczyna bez słowa podeszła. Wzięła opaskę, którą hrabia trzymał w dłoni. Zawiązała ją na kokardkę po czym wyszła pchając przed sobą wózek z brudnymi naczyniami.
Przechodząc obok lustra spojrzała na swoje odbicie i dostrzegła coś dziwnego. Jej policzki stały się bardziej różowe. Potrząsnęła głową w myślach każąc się za takie myśli w stosunku do panicza i poszła do kuchni.
~
- Lizzy, puść mnie! - zażądał, gdy narzeczona obejmując go zabierała mu możliwość oddychania. - Udusisz mnie!
- Ale ja za tobą tak tęskniłam Ciel... - wyjęczała.
- Tak, tak, ja też. - rzucił od niechcenia.
- Kto to? - zapytała wskazując palcem na przechodzącą obok (t/i). - Nie widziałam jej wcześniej.
- To jest (t/i) i pracuje tu jako pokojówka. - westchnął. Mentalnie przygotowywał się na atak zazdrości ze strony jego narzeczonej.
- Aha. - odpowiadając przeciągnęła ostatnie "a".
- Urządźmy bal! - zaproponowała gdy jedli kolację.
- Nie Lizzy. - odparł stanowczo Ciel.
- Dlaczego? - popatrzyła się na niego maślanymi oczkami.
- Dziś jest już późno. Lepiej będzie wyprawić go jutro. - zaproponował od niechcenia.
Mając doświadczenie z wcześniejszych wydarzeń tego typu, nie próbował nawet stawiać się swojej narzeczonej. Jeden niewłaściwy ruch i po nim.
- Dobrze. - uśmiechnęła się szeroko.
Gdy skończyli jeść Elizabeth prawie zasnęła. W towarzystwie swojej pokojówki Pauli, udała się do swojej sypialni. Służba rozpoczęła sprzątanie po kolacji.
Pomimo późnej pory (t/i) nie mogła zasnąć. Stwierdziła, że pójdzie się przejść - albo po pustych korytarzach albo po ogrodzie.
Noc była ciepła, księżyc w pełni. Założyła tylko najprostszą sukienkę jaką posiadała. Pomimo bycia pokojówką nie wypadało jej paradować w samej koszuli nocnej.
Cicho wyszła z pokoju. Przeszła korytarzem, aż doszła do małej sali balowej. Dzięki blaskowi księżyca, który wlewał się przez okno zauważyła dekoracje na ścianach. Stwierdziła, że to pewnie robota panienki Elizabeth.
Jej uwagę przykuł stoliczek, na którym leżało pudełeczko. Z lekkim wahaniem otworzyła je. Równie dobrze za grzebanie w rzeczach panicza mogłaby wylecieć na bruk, jednak ciekawość zbytnio ją kusiła do tego czynu. Z pudełka wydobył się cichy dźwięk - była to pozytywka.
-Pięknie gra. Nie sądzisz? - usłyszała za sobą głos. Szybkim ruchem zamknęła pozytywkę i odwróciła się twarzą do źródła dźwięku.
- Przepraszam paniczu. Błagam o wybaczenie. - skłoniła się i w myślach prosiła o łaskę.
Chłopak nic nie powiedział tylko zbliżył się do pudełka. Nakręcił pozytywkę.
- Zatańczymy? - zapytał wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny.
Zaskoczyło ją to pytanie, spodziewała się kary.
- Nie mogę. - odpowiedziała mu.
- Dlaczego? - ciągnął z uśmiechem na twarzy.
- Nie powinnam.
- A kto powiedział co powinnaś a czego nie powinnaś robić?
Milczała.
- W takim razie ponawiam pytanie. Zatańczymy? - nie odpuszczał.
- Nie umiem tańczyć. - spuściła głowę i patrzyła się na palce swoich bosych stóp.
- Nauczę cię. - chłopak chwycił dłoń dziewczyny.
Ona podniosła głowę i ujrzała jego uśmiech. Twarz (t/i) oświetlał księżyc, policzki przybrały odcień różu.
Podniósł wieko pudełka, a po pokoju roztoczyła się melodia.
*polecam bardzo*
https://youtu.be/Iugf92gZlkk
Ciel przybliżył (t/i) do siebie, splótł ich palce, dłoń położył na tali dziewczyny. Popatrzył się w jej oczy. W rytm piosenki stawiali kroki, kręcili się jak zaczarowani. Bez zbędnych słów, tylko wpatrzeni w swoje oczy. Ich serca biły szybciej, ich twarze były blisko jak nigdy wcześniej.
Ona była szczęśliwa jak nigdy przedtem, on czuł ciepło w sercu, które zdawał się utracić w dniu morderstwa jego rodziny.
Przypomniały mu się słowa Sebastiana, kiedy pewnego wieczoru spytał się go dlaczego zatrudnił (t/i). Wtedy odpowiedział mu, że kolejna pokojówka może się sprzydać. Wtedy nie zdawał sobie sprawy dlaczego tak naprawdę to zrobił. Tamtego dnia coś podpowiedziało mu, że ma to zrobić. Wtedy nie uważał jej za ładnej lub nawet potrzebnej. Nim się spostrzegł zaczął podświadomie przyglądać się tej młodej pokojówce, zaczął być mniej niezadowolony z życia w jej towarzystwie.
Ich beztroskę przerwał strzał. Nogi pod dziewczyną ugięły się jakby były z waty. Dotknęła szyi, z której zaczeła lecieć krew. Kula, która miała trafić hrabiego napotkała pewien opór - była to (t/i). Wciąż patrzyła na Ciela, wciąż uśmiechała się. Próbowała kontynuować delikatny taniec, lecz upadła. Chłopak chwycił ją w swoje ramiona. Nie mógł uwierzyć w to co się wydarzyło. Pojedyncza łza zaczeła spływać po jego policzku.
- (t/i)... - jęczał cicho jej imię.
- Słucham? - odpowiedziała mu ledwie słyszalnie.
- (t/i)... - powtórzył kiedy powieki dziewczyny zamknęły się już na zawsze.
Ręką pogładził ją po (k/w) włosach. Umarła z uśmiechem na twarzy, szczęśliwa, że mogła być ze swoim paniczem, że mogła mu się odwdzięczyć za wszystko co do tej pory jej dał.
Łza skapnęła z brody Ciela na policzek dziewczyny. Zauroczył się nią, tym jaka była. Zauroczył się jej głosem, jej oczami, jej krokami. Wiedział, że już nigdy nie usłyszy tego wesołego śmiechu.
Z boku stała Elizabeth. Widziała cicho płaczącego Ciela. Bardzo ją zabolała świadomość, że osoba, którą kochamy nie odwzajemnia tego uczucia. Poczuła jak szpila wbija się w jej serce. Wróciła do swojego pokoju, smutna oraz... zawiedziona. Nie chciała robić z siebie ofiary, nie zamierzała powiedzieć nikomu, że widziała narzeczonego płaczącego nad losem zwykłej pokojówki.
Przez okno spoglądał Sebastian. Nie mógł powiedzieć, że będzie mu smutno po śmierci ten dziewczyny. Jako demon nie miał zwyczaju do przywiązywania się do ludzi - tym bardziej kiedy nie było pomiędzy nimi kontraktu. Patrzył się na tą scenę. Nie wiedział co ma o tym sądzić - z jednej strony była mu częściowo obojętna, ale z drugiej...trudno było mu przyznać się przed sobą, że będzie ją miło wspominał.
Westchnął ciężko i zaczął zastanawiać się jak stanąć przed jego paniczem z godnością. Dobrze wiedział, że zawiódł jako lokaj rodu Phantomhive, wiedział, że to przez jego nieuwagę zginęła ta dziewczyna.
Muzyka w pokoju ucichła. Jedyne co dało się usłyszeć to ciche pochlipywanie oraz szept Ciela:
- (t/i)... - wołał ją, tak jakby chciał, aby usłyszała go z nieba.
~
W kościele zaczęły bić dzwony. Z budynku wyniesiono trumnę, a za nią kroczyli żałobnicy.
Zachodziło słońce. Wszyscy już wrócili do swoich domów. Wtedy przyszedł. Popatrzył się na nagrobek, który dla niej ufundował. W ręce trzymał bukiet białych lilii wśród których znajdowała się jedna róża, ale inna - czerwona. Chciał w ten sposób pokazać jak czysta była, niesplamiona niczyją krwią. Krwisty kwiat obrazował jak to ją zranił tym, że nie mógł jej obronić.
Położył bukiet przy grobie jego ukochanej. Cały czas wspominał tą piękną noc kiedy choć chwile tańczyli razem.
Nie było przy nim jego lokaja. W tamtym momencie chciał być tylko z nią.
Patrzył się na napis
"(t/i) (t/n)
Ur. 16.08.1876 - Zm. 14.07.1889
Dziecko nigdy nie powinno odchodzić"
Nagle usłyszał w głowie jej głos. Ten melodyjny, radosny głos.
- Dziękuję, że byłeś dla mnie taki dobry.
Nogi ugięły się pod nim. Opadł na kolana, spuścił głowę. Zaczął rzewnie płakać, jęczeć i krzyczeć.
- Nie! Nie jestem dobrym człowiekiem! - wykrzyczał wściekły na siebie. - Gdybym nim był... - ściszył swój głos - ocaliłbym cię.
Ponownie popatrzył się na jej imię i nazwisko. Obraz zamazał się, ponownie do jego oczu napłynęły gorzkie łzy, które spłynęły po jego policzkach. Spadły na ziemię.
- Mam nadzieję, że twoja ostatnia gala ci się spodobała. - powiedział Undertaker, który stał daleko od jej grobu, ale wciąż mogący usłyszeć płaczącego hrabię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro