Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Irresistible ~ Stollinger

But I know, if I go now, if I leave
Then I'm on my own tonight
I'll never know the answer.

- Jak się czujesz? - spytał po kolejnej, wyczerpującej nocy.

- A jak myślisz? - jego głos był zimny i obojętny, a atmosfera w pomieszczeniu przytłaczająca.

-Nie wiem. Zostaniesz? - nadzieja w jego głosie była urocza i niemal roztopiła serce Kamila, ale jedno malutkie nasionko o nazwie strach spowodowało, że znów opuścił biednego Andreasa, który spoglądał na niego ze smutkiem w oczach, ale pozwolił mu na to. Nie mógł mu niczego zakazać.

-Nie tym razem - nawet na niego nie spojrzał, nie chciał. Wyszedł z jego przytulnego mieszkania i udał się do własnego domu, gdzie przywitała go pustka i cichy pisk, malutki kaninchen* domagał się jedzenia.

Kamil westchnął i nasypał mu do klatki pokarm. Pogłaskał swojego pupila po pyszczku i spojrzał na niego z rozczuleniem. To Wellinger nadał zwierzątku owe imię.

****
Całująca się para weszła do domu Kamila. Dłonie starszego błądziły po ciele młodszego, z ust Andreasa wydobywały się ciche jęki, kierowali się w stronę sypialni, nagle Andi usłyszał delikatny pisk, zdezorientowany spojrzał na Stocha.

-Co to? - spytał zaciekawiony Wellinger.

-Moje zwierzątko - lekceważąco machnął ręką Polak, przyciągając do siebie swojego kochanka.

-Mogę je zobaczyć? - Wellinger wyglądał jak małe dziecko, które było ciekawe wszystkiego, co go otacza. Zrezygnowany Kamil kiwnął głową i zaprowadził Andreasa do klatki maleńkiego ssaka.

-Kaninchen! - pisnął uroczo Wellinger i wyciągnął ręcę w kierunku zwierzątka, które cicho fuknęło na blondyna.

Kamilowi tak bardzo spodobało się owe słowo i to jak brzmiało w ustach Wellingera, aż postanowił nazwać swego pupila w ten sposób.

****

Gdyby tylko wiedział, że nazwał królika "królik" tylko w innym języku, nie zrobiłby tego, ale w chwili gdy spostrzegł ową gafę nie potrafił się już przestawić, dlatego pozostał kaninchen, a on sam zaczął brać lekcję niemieckiego u Andreasa.

***

Spotkali się na kolejnym bankiecie, gdy ich oczy się spotkały, wiedzieli jak skończą.

-Idziemy do mnie, czy do ciebie? - spytał bez żadnych ogródek Stoch.

Wellinger spojrzał na niego z wyższością.

-Czy ja ci kiedyś coś obiecywałem? - spytał chłodno. Stoch spojrzał na niego zdziwiony, ale pokręcił głową, nie wiedział do czego zmierza ta rozmowa.

-Jak widzisz nie. Czy ja się do czegoś wobec ciebie zobawiązałem? - kolejne dziwne pytanie i podobna reakcja.

-Widzisz. Nie jestem twoją własnością, nie muszę robić tego zawsze...

-Ale chcesz. Widzę to w twoim spojrzeniu, nie oszukasz mnie, marzysz o moim dotyku - powiedział i mocno przyparł go do jakieś zimnej ściany, jego dłonie mocno chwyciły nadgarstki młodszego, które zostały przyszpilone nad jego głową.

-I co teraz zrobisz? Odmówisz mi? - zadawał pytania retoryczne, na które nie oczekiwał odpowiedzi - Nie zrobisz tego, za bardzo ci się podoba - przyssał się do jego szyi, co spowodowało gęsią skórkę. Blada skóra stała się zarumieniona, a oddech przyspieszył.

-Hm... nie jesteś moją własnością? - to brzmiało obraźliwie, a sam Andreas chciał zaprzeczyć, ale przeszkodziły mu w tym usta Kamila. Wellinger poczuł narastające podniecenia, chciał wyrwać nadgarstki z silnego uścisku bruneta, jednak Stoch nie pozwolił mu na to.

-Do mnie czy do ciebie? - zapytał z zawiadackim uśmiechem.

-Do ciebie - Niemiec zrezygnował z odmowy, Kamil miał go w garści i sterował nim niczym marionetką pociągając za odpowiednie sznurki.

Pod dom Wellingera biegli, pożądanie paliło ich niemal od środka, wpadli do domu w błyskawicznym tempie, gdzie już od progu zaczęli ściągać z siebie ubrania. Ich dłonie błądziły po rozpalonych ciałach, usta tak bardzo pragnęły pocałunków, byli stęsknieni siebie.

-Połóż się - rzekł władczo Stoch popychając Wellingera na mebel. Andi spełnił jego prośbę, jak to zwykle miał w zwyczaju w łóżku. Kamil usiadł na jego udach okrakiem i spojrzał na niego z góry, wyglądał pięknie. Jego świecące oczy uważnie śledziły go, usta wydawały się być stworzone do pocałunków, a sam dotyk przyciągał niczym magnez.

Całował go delikatnie, miał jeszcze kilka godzin do ich pożegnania, postanowił odpowiednio je wykorzystać.

-Odwróć się - mówił cicho i nie musiał czekać długo, Andreas zawsze spełniał jego rozkazy.

Wspólnie spędzony czas był długi i namiętny. Leżeli obok siebie uspakajając oddech, nie dotykali się. Udawali, że nie mają takowej potrzeby, mimo że wewnątrznie lgnęli do siebie.

Wszystko było zniewalające do pewnego momentu. O północy nastąpiło pożegnanie, które było bolesne, jak zwykle. Ta dwójka była parą głupków, która nie potrafiła się przyznać do swoich uczuć, bo oni kochali siebie nawzajem, ale nie potrafili tego wyrazić, dlatego ranili siebie, jednak żaden z nich chciał tego skończyć. Wiele lat musiało minąć, by zrozumieć, że ta relacja jest aż nad to toksyczna. Andi postanowił odejść układając sobie swoje, nowe życie u boku pewnego ciemnowłosego Niemca, natomiast Kamil nie mógł pozbierać się po straconej miłości, dlatego gdy po równych pięciu latach spotkali się na ślubie Andreasa i Stephana, Kamil postanowił zniweczyć jego plany, wierząc, że blondyn nadal go kocha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro