Are you proud of who I am? ~ Andreas Wellinger
(Wiele faktów zostanie zmienionych, polecam piosenkę w mediach)
Rozdział z opowiadania o Stollingerze i co jak co, ale jak te shoty mogą jeszcze funkcjonować, to to opowiadanie.... szans nie ma xd
Miał zaledwie 5 lat, gdy ojciec zabrał go na skocznie, już od pierwszego momentu zakochał się w tej dyscyplinie. Wspinał się na paluszkach, żeby wszystko widzieć, gdy jego tata to widział podnosił go i sadzał sobie na barana. Gdy miał 7 lat powiedział rodzinie, że chce zostać skoczkiem narciarskim, prawie wszyscy go wyśmiali, ale nie on.
To on zabierał go na treningi, pocieszał gdy nie wychodziło, był. Potem zaczął odnosić sukcesy stał się sławny. Nie miał za wiele czasu, starał się widzieć z nim jak najczęściej, ale czasem nie wychodziło. Różne wywiady, konferencje to zajmowało dużo jego czasu. Zawsze gdy lądował szukał go w tłumie, a on był. Stał tam, machał i uśmiechał się do niego, był dumny. Potem poznał jego, Stephana chłopaka, w którym się zakochał do szaleństwa. To on zajął wiekszą część jego czasu.
Pamiętał dzień, w którym otrzymał wiadomość o tym, że on miał zawał. Jeszcze nigdy nie biegł tak szybko, już chciał być z nim. Na całe szczęście był z nim Stephan, który zawiózł go do szpitala.
Pod salą siedziała cała jego rodzina. Nikt nie miał zadowolonej miny, wszyscy byli załamani. Jego matka głośno łkała, nie zważając na wszystkie prośby wszedł do sali. Stephan stanął przed nią, wiedział, że dla niego ta chwila będzie intymna, wolał zostawić go samego.
Widok, który tam zobaczył przeraził go, jego ojciec osoba, która jeszcze kilka miesięcy temu stała patrząc na jego sukcesy, leżała pod białym prześcieradłem, martwa. Jego tata, osoba, która była dla niego wzorcem, bohaterem, wydawała się nie do złamania leżała teraz cała blada. Andi nie mógł znieść tego widoku usiadł na krześle obok jego łóżka i chwycił go za rękę, była zimna. Dotyk ten upewnił Andreasa, że to wszystko jest, jednak prawdą. Położył głowę na jego klatce piersiowej, przypominało mu się jak był mały i jak zawsze tak robił. Teraz przez jego głowę przelatywało tyle wspomnień. Pierwsze kroki, pierwsze słowo, pierwsza wygrana, miłość on zawsze był przy nim. Nigdy go nie opuścił. Pamiętał moment, w którym powiedział rodzinie, że chce zostać skoczkiem, wszyscy go wyśmiali, powiedzieli, że się nie nadaje, wszyscy tylko nie on. Tata uśmiechnął się pobłażliwie i powiedział, że zapisze go na zajęcia. Początkowo nie szło mu, każdy próbował go zniechęcić pokazać, że się do tego nie nadaje, ale nie on. On motywował go mówił, że nie może się wszystkim przejmować, że jest najlepszy niezależnie jakie ma wyniki. Potem, gdy wygrywał on nadal z nim był, cieszył się jego szczęściem. Miał nadzieję, że zobaczy go na olimpiadzie, że będzie mu mówił, jaki jest z niego dumny. Myślał, że zobaczy swoje wnuki, nie mógł się ich doczekać, tak bardzo chciał zostać dziadkiem. Miał jeszcze tyle planów, które zostały przekreślone, w jednej chwili. Chwili, która sprawiła, że życie Andiego zmieniło się, coś w nim pękło. Andi wiedział, że po jego śmierci, będzie mu trudno pozbierać się. To on nauczył go miłości, szacunku i dobroci wobec innych. Zawsze każdego traktował na równo, nikogo nie wywyższał. Był lubiany przez każdego, zawsze radosny, wszędzie go było pełno, a teraz leży na tym łóżku cały blady, jego klatka już nigdy się nie uniesie, oczy się nie otworzą, usta nie wygną w uśmiechu. Andi nie mógł w to uwierzyć, jak on sobie bez niego poradzi, bez jego rad, pocieszania.
Nie zauważył, kiedy do sali wszedł Stephan. Stanął za nim i położył dłoń na jego ramieniu.
-Andi, myślę że to już ten czas - wyszeptał smutno. Nigdy nie spotkał jego ojca, ale z opowieści Wellingera wnioskował, że był dobrym człowiekiem.
Blondyn wyglądał tak krucho, powoli wstał z krzesła i chwiejnym krokiem wyszedł z sali. Nie chciał tam być. Chciał się skryć, nie mógł uwierzyć w to wszystko. Dzień pogrzebu przyszedł szybko. Niebo płakało razem z nim. Stał nad jego trumną i patrzył jak ten silny mężczyzna ląduje trzy metry pod ziemią.
Od jego śmierci minęło pięć lat. Tęsknił za nim, tak bardzo chciał żeby widział to wszystko. Jego ślub, wnuka. Czasem miał ochotę zadzownić do niego, poradzić się, porozmawiać. Bywały dni, które za bardzo go przytłaczały, dni kiedy Stephan nie wystarczał. W takie dni spoglądał na niebo i zastanawiał się, czy on go widzi? Czy jest dumny z tego kim jest?
Jeśli wiedziałby wcześniej, że zostało mu tak mało czasu, podziękowałby za wszystko, przeprosił za najmniejsze błędy. Raniąc go zranił samego siebie.
*****
Spogląda na swojego synka. Tak bardzo przypomina Stephana. Ma jego oczka, leży obok niego i wtula się w jego bok. Z drugiej strony czuje obecność swojego męża, który ciasno obejmuje go w pasie. Można powiedzieć, że jest szczęśliwy, ale brakuje mu czegoś, to coś to jego miłość, tą którą stracił bezpowrotnie.
****
Patrzy na niego z uśmiechem, jest dumny. Jego mały Andi wyrósł na dorosłego mężczyznę. Ma męża i synka, jest spełniony. Osiągnął sukces, który był mu od zawsze przeznaczony.
To chyba tak miało wyglądać, taka jest kolej losu. Kiedyś spotykają się razem i wtedy powie mu, jak dumny z niego jest.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro