Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Urodziny Azusy

Jest to opowiadanie urodzinowe, stworzone specjalnie na urodziny mojej przyjaciółki AzusaMichaelis, które miały miejsce kilka dni temu. Z publikacją musiałam jednak poczekać na zgodę Lumiriel i Bloody_Murderess, tak więc pojawia się ono dopiero teraz. Korzystając z okazji, chciałam jeszcze raz życzyć Azusie wszystkiego najlepszego!

~~~~****~~~~

- Mhmfhakakl... - wybełkotał Jeff. Zignorowałam go i odwróciłam się w stronę reszty tych gnojców, nadal ściskając w dłoniach linę.

- Komuś jeszcze zachciewa się głupich komentarzy i mam go uciszyć? - spytałam. Połowa z lekkim przestrachem wpatrywała się w związanego, zakneblowanego Jeffa, a druga połowa pokręciła głowami. - Super, to teraz będziemy omawiać ważne rzeczy! - dodałam, wracając na swoje miejsce za biurkiem Slendera. Normalnie to on tutaj siedział kiedy zwoływał zebranie wszystkich creepypast, ale tym razem udostępnił to zajebiste miejsce mi, po tym jak wyjaśniłam mu o co chodzi i zaakceptował mój pomysł.

- A-ale n-nie ma jeszcze wszystkich... - powiedziała cicho Nina. Odezwała się do mnie pierwszy raz od trzech miesięcy. Po tym jak na początku naszej znajomości Azusa i ja przyzwałyśmy jakiegoś demona, który od tego czasu ją nęka, rzadko się do którejś z nas odzywa. Chyba za bardzo się boi, ze swoją głupią gadaniną tylko bardziej nas wkurzy.

- Kogo niby nie ma?! - zawołałam, prześlizgując się spojrzeniem po wszystkich obecnych. Niektórzy ze strachu odwracali wzrok, inni udawali nieustraszonych i dumnie spoglądali mi prosto w oczy. Ledwo zadałam to pytanie, a drzwi do gabinetu Slendermana otworzyły się i stanęły w nich dwie postaci.

- Przepraszam za spóźnienie, szukałam tej niebieskiej kluski! - zawołała Lumiriel, wskazując na Candy'ego, po czym jak najszybciej zajęła miejsce obok mnie. Spojrzała zaskoczona na chwilę na Jeffa, ale nie skomentowała tego, co z nim zrobiłam.

- Nie jestem kluską! - zawołał wkurzony Candy.

- Zamknij się niebieski pedale, bo jak nie, to cię oddam na wychowanie ojcu! - odparłam.

- Nie masz prawa tego zrobić! - stwierdził błazen.

- Założysz się? Dam mu tylko cynk gdzie jesteś i już po tobie - powiedziałam. Candy prychnął lekceważąco, po czym skrzyżował ręce i wszedł powoli do pokoju.

- Ale on ma mnie w dupie. Nigdy się mną nie interesował, więc wątpię, że teraz zacznie - stwierdził.

- Powiem mu, że wiesz, gdzie jest Jesterca - odparłam. Candy spojrzał na mnie zaskoczony.

- Ale ja wcale nie wiem, gdzie jest moja matka! - zawołał.

- Tak, ale Calificur tego nie wie i będzie cie torturował dopóki mu tego nie zdradzisz! - krzyknęłam. - Dobra, uspokój się i siadaj, bo zaraz sobie przez ciebie całkowicie gardło zedrę. Lumiriel, pomożesz? - spytałam, spoglądając na dziewczynę siedzącą obok mnie. Ta skinęła lekko głową i wzięła głęboki wdech.

- MECH CHROBOTEK OCZYSZCZONY NATYCHMIAST MA USIĄŚĆ! - zawołała.

- Nie jestem mchem! - odparł wojowniczo Candy, zajął już jednak miejsce i więcej się nie awanturował.

- Dobra, no to teraz możemy zaczynać. Slendermana i jego proxy nie ma, bo są na misji, ale Slender o wszystkim wie, na wszystko się zgodził i na wszystko mi pozwolił. Toby'ego nie ma, bo go wyjebali z waszego zjebanego fandomu, więc przynajmniej problem gofrów odpada. A przechodząc do rzeczy, zebraliśmy się tutaj, aby...

- Chwila! A co z Bloody i Azusą? - spytał Liu.

- Już tłumaczę. Otóż sprawa dotyczy Azusy i ona nie może się dowiedzieć o tym, co będziemy tutaj omawiać, a Bloody ma ją czymś zająć. Zabrała ją na jakieś zakupy czy coś, żeby Azusa nie nabrała podejrzeń co do tego, dlaczego wszyscy zebrali się w jednym miejscu.

- Dobra, no to skoro wyjaśniliśmy sobie już tą sprawę, to przejdźmy do głównej kwestii. Otóż zebraliśmy się tutaj, bo Azusa ma niedługo urodziny i trzeba coś z tej okazji dla niej zorganizować - powiedziałam.

- I odciągnęłaś mnie od tego, jak taka zajebista laska obciągała mi, tylko z tego powodu? - spytał Candy, po czym prychnął.

- A to nie jest ważne? - zapytałam.

- Jest, no ale nie mogło trochę poczekać? Ja tak bardzo na tym ucierpiałem... - stwierdził Candy.

- Ty ucierpiałeś? TY?! Ja to widziałam! Boże, ten obraz na zawsze pozostanie w mojej pamięci! - zawołała Lumiriel. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona, podczas gdy przez pokój przeszedł cichy pomruk niezadowolenia. Niektóre creepypasty nie lubiły niczego, co miało jakikolwiek związek z religią.

- Jesteś strasznie rozemocjonowana tym wszystkim... To dlatego że ten widok tak bardzo ci się podobał, czy nie podobał? - spytałam cicho, tak żeby nikt więcej nas nie usłyszał. Lumiriel spojrzała na mnie i pokręciła lekko głową.

- Sama nie wiem - odparła równie cicho.

- Ok... Nie wnikam. Pewnie sama miałabym problem z pozbieraniem się po ujrzeniu czegoś takiego - odparłam. Następnie odwróciłam się z powrotem do reszty creepypast. - Kto nie chce, nie musi brać w tym udziału - powiedziałam. Na twarzy kilku postaci doznałam ulgę, widać było, że nie byli zbyt chętni do organizowania wraz ze mną urodzin Azusy. Większość z nich nas lubiła, ale chyba trochę się nas bali, zwłaszcza zaś bali się z nami współpracować, choć miałyśmy całkiem niezłe umiejętności. - Uprzedzam jednak, że kto się nie zgodzi, będzie musiał przygotować się na to, że rzucę na niego klątwę - dodałam, po czym uśmiechnęłam się radośnie. - Jacyś ludzie lub nieludzie chcą się wycofać? - spytałam. Odpowiedziała mi z początku grobowa cisza, ale wreszcie ktoś zdecydował się ją przerwać. Tym kimś była Clockwork.

- Ale to nie fair! To jest szantaż! To niesprawiedliwe! - zawołała.

- Życie jest niesprawiedliwe. A jak komuś się nie podoba i zamierza mi przeszkadzać, skończy jak Jeff - powiedziałam, po czym wskazałam na związanego chłopaka.

- Hhakpamm - wydukał z siebie Jeff.

- Jesteś zakneblowany... Nie mógłbyś uszanować tego faktu i być na tyle miłym, aby zamknąć swój oszpecony, cholerny ryj? - spytałam ze spokojem. Jeff zamilkł, a ja ponownie obdarzyłam wszystkich zgromadzonych uważnym spojrzeniem. - Będzie tak. Zorganizujemy najzajebistsze przyjęcie-niespodziankę - dodałam.

- A jak to będzie dokładnie wyglądać? - spytał Helen.

- Już objaśniam. Podzielimy się na grupy. Jedna będzie odpowiedzialna za ozdoby, muzykę i tym podobne, inna za jedzenie, inna za pilnowanie, aby Azusa nic nie zauważyła, inna za zapewnienie atrakcji i gier. Będzie jeszcze grupa wspomagająca, jej członkowie będą pomagać tym grupom, które będą miały problem z czymś. No i oczywiście grupa zarządzająca, w skład której wchodzić będą szefowie wszystkich pozostałych grup. Szefem grupy zarządzającej będę ja - powiedziałam.

- A kto ci dał prawo się tak rządzić, co? - spytał Candy. Obdarzyłam go wkurzonym spojrzeniem.

- To mój pomysł, poza tym, jak się komuś nie podoba, to wracamy do punktu wyjścia. Mogę albo załatwić kogoś jak Jeffa, albo rzucić na kogoś klątwę - odparłam. Candy mamrotał jeszcze przez chwilę coś pod swoim nosem, ale na szczęście więcej nie miał już żadnych sapów.

- Wracając do tematu. Będzie jeszcze grupa, której zadaniem będzie dbać o porządek podczas całego przyjęcia i pilnować, abyśmy się nawzajem nie pozabijali, ale jej członków wyłonimy na sam koniec spośród osób najbardziej odpowiedzialnych i najmniej zmęczonych wcześniejszymi przygotowaniami. Oczywiście szefem wszystkich szefów jest Slenderman, on prawdopodobnie będzie nam pomagał, głównie też będzie pilnował, aby Azusa nic nie zauważyła, no i będę konsultować z nim wszystkie pomysły. Wracając do rozdzielania zadań. Grupa odpowiedzialna za posiłki składać się będzie z Laughning Jack'a, Eyeless Jack'a, Laughing Jill, Jane the Killer, Niny the Killer i Candy Cane - powiedziałam.

- Co?! Ja chcę być w grupie wymyślającej zabawy! - zawołała zawiedziona Cane.

- Przykro mi, ale w tej grupie zdecydowaliśmy się umieścić Candy'ego, a wy macie razem zbyt wiele chorych pomysłów, więc ciebie musieliśmy dać gdzieś indziej - odparłam. Było mi jej trochę żal, ale uznaliśmy, że takie rozwiązanie będzie najlepsze. Cane odwróciła się w stronę brata.

- Oddawaj mi miejsce w grupie z grami i atrakcjami! - zawołała. Candy tylko prychnął.

- Chciałabyś - odparł.

- Nie chcę gotować, chcę wymyślać gry i zabawy! - krzyknęła wkurzona Cane. W duchu jęknęłam ze złości, zażenowania i irytacji. Wiedziałam, że tak będzie. Z tą bandą niczego nie można było załatwić ani szybko, ani łatwo. Spojrzałam na Lumiriel. Wymieniłyśmy się współczującymi spojrzeniami, dodając sobie w ten sposób sił i otuchy. Potem spojrzałam z powrotem na zdenerwowaną Cane. Westchnęłam.

- Będziesz mogła zamiast tego tworzyć najróżniejsze cukierki, o wszelkich smakach, kształtach, lizaki, ciasta, ciastka, wszystko, na co tylko wpadniesz. Będziesz mogła nas czymś zaskoczyć - powiedziałam. To na trochę uciszyło Cane, która zaczęła chyba analizować moją propozycję. Dałam jej trochę czasu do namysłu. - Tylko nie mogą być zatrute, jasne? - dodałam.

- Jasne. Właściwie to całkiem mądre co powiedziałaś. Będę mogła się zabawić, tworząc słodycze - stwierdziła Cane, po czym na jej twarzy pojawił się uśmiech i, na szczęście, zajęła z powrotem swoje miejsce.

- I po co się tak awanturowałaś? - spytał Candy.

- Nie awanturowałam się! - zawołała Cane, po czym posłała mu wkurzone spojrzenie.

- SPOKÓJ! - krzyknęła Lumiriel. - Bo wam zagram na moim ukulele! - dodała. Przynajmniej ta groźba na stałe uciszyła ich dwójkę. Nikt nie chciał zostać zahipnotyzowany.

- Dobra, to teraz przejdźmy do kolejnych spraw. Szefem grupy zajmującej się jedzeniem będzie Jane the Killer - powiedziałam. Oczywiście to znowu wywołało małe zamieszanie.

- Co? Dlaczego ona? A nie ja? - spytała Cane. Lumiriel jednak posłała jej jedno ze swoich spojrzeń, przywołując ją w ten sposób do porządku. Cane się uciszyła.

- Ale ona nie wie praktycznie nic o gotowaniu czy tworzeniu słodyczy. Ja i Jack wiemy najwięcej - stwierdziła Jill.

- Tak, ale ty i Jack jesteście nieprzewidywalni. A nie chodzi nam o to, aby w każdym cukierku była trucizna, a tak pewnie byście zrobili bez odpowiedniego nadzoru. Dlatego ktoś w miarę normalny i ogarnięty musi was pilnować. Padło na Jane, poradzisz sobie? - odparłam, po czym spojrzałam na milczącą do tej pory dziewczynę. Ona skinęła lekko głową.

- Na gotowaniu znam się średnio, ale myślę, że ogarnę swój zespół i z ich pomocą wypełnimy swoje zadanie - odparła. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech pełen wdzięczności, po czym ponownie omiotłam wzrokiem wszystkich pozostałych.

- A, zapomniałam powiedzieć o jeszcze jednym. Kto się nie zastosuje, specjalnie coś zepsuje, zrobi coś źle, będzie miał do czynienia ze mną, Bloody, Lumiriel i pewnie jeszcze z samą Azusą. Jasne? - spytałam.

- To się nazywa zmuszanie lub ewentualnie szantaż - stwierdził Candy.

- To się nazywa dobra propozycja. Możecie wziąć udział w przygotowaniach do najlepszego przyjęcia urodzinowego dla Azusy, a potem świetnie się na nim bawić, albo możecie mieć z nami do czynienia - odparłam. - Jakieś jeszcze wątpliwości? - spytałam, spoglądając na resztę.

- Ghdoamaff - wydukał Jeff.

- Jeff, zamknij się już, i tak nie pozwolę ci na razie nic powiedzieć. Przynajmniej dopóki nie uznam, że przemyślałeś swoje postępowanie i się poprawiłeś - odparłam.

- Jeff trafił na karnego jeżyka? - spytał Candy, po czym zaśmiał się, a wraz z nim kilka innych osób, w tym Lumiriel i ja.

- No dobra, koniec tej zabawy - powiedziałam, gdy z powrotem się uspokoiliśmy. - Czas rozplanować resztę - dodałam. Gdy już wszyscy na powrót uspokoili się i skupili, kontynuowałam. - Ozdobami, muzyką i ogólną aranżacją zajmie się grupa złożona z Judge Angels, Helena, Trendermana, Puppeteera, Jasona, Clockwork. Dowodzić grupą będzie obecnie nieobecna Bloody, ale ona wie, co ma robić - powiedziałam. Tym razem nie było żadnych protestów ani szoku, więc szybko przeszliśmy dalej. Żałowałam trochę, że grupą nie może rządzić Lumiriel. Zwykle doskonale dogaduje się z Jasonem i współpracują razem doskonale, na pewno razem zrobiliby coś świetnego. Tyle że w grę wchodziła jeszcze Bloody. Potrafi ożywiać lub korzystać z każdej rzeczy, którą narysuje. Przykładowo, narysuje talerz i może go dosłownie "wyjąć" z obrazka/kartki/tabletu i użyć go. Taka umiejętność bardzo by się przydała w grupie mającej za zadanie stworzenie ozdób. Jason też był tam potrzebny, a nie mogłam sobie pozwolić, aby Bloody była była częścią grupy, a Lumiriel jej szefem, lub na odwrót. Były osobami, którym najbardziej ufałam, więc im obu wolałam oddać stanowisko szefa, tyle że Lumiriel musiała w takim razie trafić do innej grupy, bez Jasona. Na szczęście wszystko to ustaliłyśmy już wcześniej i dogadałyśmy się w tej kwestii. - Kolejna grupa odpowiedzialna jest za gry i zabawy. Jej członkami są Candy Pop, Ben Drowned, KageKao, Zero,  Masky. Szefem grupy będzie Lumiriel - powiedziałam.

- Ben i KageKao? Wspaniali współpracownicy - stwierdził z sarkazmem Candy. Uciszył się jednak, kiedy Lumiriel na niego spojrzała.

- Zwariuję z nim. Zabiję jego albo siebie - powiedziała cicho, tak abym tylko ja ją mogła usłyszeć.

- Właśnie dlatego ci go dałam. Bądź co bądź, zna się na dobrej zabawie. A ty jesteś jedną z niewielu osób, która może nad nim zapanować. W razie czego, używaj swojej mocy hipnozy muzyką do woli - odparłam równie cicho. Następnie uciszyłam resztę osób, które na nowo zdążyły się rozgadać, i kontynuowałam. - Grupa, której zadaniem będzie pilnowanie, aby Azusa się nie zorientowała, że coś kombinujemy. Będą to Hoodie, Offenderman, Nurse Ann i Smiley. Szefem będzie Liu - odparłam.

- Chciałbym zauważyć, że mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż zabawianie Azusy i odwracanie jej uwagi. Lubię ją, ale będę musiał przecież ogarniać całą Rezydencję, wszystkie rany, oparzenia, złamania, których się nabawicie - powiedział Smiley.

- Rozumiem cię całkowicie, ale uznałam, że to najlepsze wyjście, umieścić was w tej grupie. Będziecie mogli zagadać Azusę gadką o truciznach, lekach i najlepszych, najtrudniej wykrywanych sposobach na zabójstwo czy coś. Albo zasugerujecie jej pomoc przy jakichś operacjach czy coś. Liu na pewno będzie miał na uwadze to, że doktor i Ann mają też inne, ważne zajęcia, prawda? - spytałam, po czym spojrzałam na chłopaka. On pokiwał lekko głową.

- Dlaczego jestem w tak nudnej grupie?! - spytał oburzony Offenderman. Westchnęłam.

- Bo swoimi zboczonymi tekstami i zachowaniami doskonale odwrócisz uwagę Azusy. Po prostu bądź sobą i nie denerwuj jej za bardzo, dobrze? - odparłam. Offenderman jednak nadal nie wydawał się być zadowolony z takiego obrotu sprawy. - Przecież lubisz Azusę, całkiem dobrze się dogadujecie, nie? Porzucacie sobie nawzajem zboczonymi żarcikami - dodałam.

- Ale liczyłem na to, że zabawię się trochę lepiej - odparł niepocieszony.

- Zabawisz się na przyjęciu - powiedziałam, czym go udobruchałam. - Dobra, została ostatnia grupa, wspomagająca. Jej członkowie to Splendorman, Sally, Jeff, Lazari, Nick Vanill. Szefem będzie Nathan the Nobody - powiedziałam, po czym zwróciłam się do Nathana. - Wiem, że pewnie wolałbyś być w grupie wymyślającej gry i zabawy, ale kto odpowiedzialny musi ogarniać tych tutaj. W twojej grupie są Sally, Lazari i Splendorman, bo, jak na dzieciaki przystało, pewnie będą się szybko nudzić, więc będą pomagać różnym grupom, aby temu zapobiec. Poradzisz sobie? - spytałam. Nathan z powagą pokiwał mi głową. - Super! Tak więc, jak już wiadomo, członkami grupy zarządzającej będą Jane, Bloody, Lumiriel, Liu i Nathan, a szefem ja - dodałam.

- A czym się będziesz zajmować oprócz "zarządzania"? - spytał Candy.

- Uwierz mi, już z zarządzaniem wami wszystkimi będzie sporo pracy. I załatwianiem wszystkich spraw u Slendermana. Ale jeśli tylko będę miała czas, będę pomagać najbardziej potrzebującym grupom. Tak jak wspomniałam, na sam koniec wyłonimy członków grupy porządkowej, którzy będą pilnować, aby przyjęcie nie skończyło się jak ostatnia impreza - powiedziałam, po czym spojrzałam na Laughing Jack'a. Po chwili skupiły się na nim spojrzenia także pozostałych.

- Nie byłoby problemu, gdyby Lumiriel powiedziała mi, gdzie są płatki! - zawołał Jack.

- Mówiłam, że są w szafce, ale byłeś zbyt naćpany własnymi cukierkami, aby to ogarnąć! - odparła moja przyjaciółka.

- Tak czy inaczej, po to właśnie powołujemy tą grupę - powiedziałam, po czym popatrzyłam z politowaniem na wszystkich zebranych. - Mam nadzieję, że wszystko jasne - dodałam. Jeszcze chyba przez godzinę Lumiriel i ja musiałyśmy uspokajać bardziej awanturujące się creepypasty, w końcu jednak, gdy wrócił Slenderman i kazał im ogarnąć dupy, zapanował spokój. Potem zjawiły się Azusa i Bloody. Liu na poważnie wziął swoje zadanie, więc gdy tylko się pojawiły, zaproponował, że może razem z Azusą udać się nad jezioro i spróbować utopić jego nadal zakneblowanego brata. Jako że mało która zabawa brzmi lepiej niż próba utopienia Jeffa, Azusa niemal od razu się zgodziła. Reszta z nas jakoś się wymigała i tak zadowoleni Liu oraz Azusa wraz z wciąż próbującym się wyrwać Jeffem poszli nad jezioro, a my mogliśmy zacząć pracę nad przyjęciem.

~*~

- Musimy zrobić kotlety wegańskie... I jakieś... przekąski japońskie? - powiedziałam, sama nie dowierzając w to, co Desia napisała mi na kartce. Czy ona jest zdrowa na umyśle? Choćbym się zesrała to nie zrobię z pomocą mojej grupy sushi... No ale lepiej spróbować, bo inaczej Desia, Lumiriel i Bloody zrobią nam wszystkim z dupy jesień średniowiecza - pomyślałam.

- Mogę upiec tort, babeczki, jakieś ciastka i inne słodkości! - zawołała Cane.

- Super, chociaż tyle - odparłam, po czym wróciłam do śledzenia listy. Na szczęście dziewczyny wypisały mi tutaj przykładowe potrawy, w tym te japońskie. - Zrobisz tort o smaku owoców leśnych? Babeczki też możesz zrobić o takim smaku... I jakieś wagashi. Desia wyjaśniła, że to japońskie słodycze, może uda ci się coś ogarnąć w tej kwestii - powiedziałam.

- Żartujesz sobie? Jestem praktycznie demonem, znam niemal wszystkie języki świata, więc znam i prawie wszystkie potrawy świata. Ogarnę wagashi, mamy coś jeszcze z japońskiego menu? - spytała Cane. Kamień spadł mi z serca, gdy powiedziała te słowa. Spojrzałam z powrotem na listę.

- Mamy jeszcze zapisane dango na słodko, onigiri, czyli.... Co?! Trójkąty ryżowe z rybą lub jakimś warzywem w środku, zawinięte w jadalne glony - nori? Kto normalny je glony?! - zawołałam, nie dowierzając w to, co właśnie przeczytałam.

- Japończycy - odparła Cane.

- A coś z nerkami? - zapytał z nadzieją Eyeless Jack.

- Chyba z twoimi. W spisie nie ma żadnych nerek - odparłam.

- Ale chyba możemy jakieś dodać? - zasugerował Eyeless.

- Na osobnym zebraniu dla szefów grup Bloody wyjaśniła mi, że możemy co prawda dodawać coś od siebie... Ale wątpię, żeby marzeniem Azusy było zjeść na swoje urodziny surowe nerki - odparłam.

- Po prostu nie wiecie co dobre! Azusa też! Ale jak spróbuje, to się przekona! - zawołał Eyeless. Spojrzałam na niego bez przekonania.

- Może się przekonać w inny dzień, niekoniecznie musi próbować tak specyficzne dania podczas swojego przyjęcia urodzinowego, aby potem większość czasu spędzić w kiblu, oddając światu to, co zjadła, tą samą drogą, którą trafiło to do żołądka - odparłam.

- No ale z drugiej strony, jeśli Azusa nie zechce, nie musi przecież jeść nerek - stwierdził Jack. Spojrzałam z powrotem na przygotowaną nam listę potraw.

- Nie, jednak myślę, że lepiej nie ryzykować i nie wprowadzać takich udziwnień - powiedziałam, po czym podniosłam wzrok. W samą porę. - Zostaw ten arszenik! - wrzasnęłam, po czym podbiegłam do Laughing Jack'a i wyrwałam mu z rąk butelkę z arszenikiem, którego jak gdyby nigdy nic dolewał go do ciasta, które kazałam wcześniej upiec jemu i Jill. Jack popatrzył na mnie, jakby nie rozumiał, w czym problem. - Co ty kurwa robisz?!

- Doprawiam.

- Ciasto arszenikiem?!

- To dla smaku - odparł Jack.

- Dla dupy, nie dla smaku. Chyba wszyscy wam jasno mówili, że macie nie dodawać żadnych trucizn?!

- Nawet arszeniku? - spytał niezadowolony Jack.

- Nawet arszeniku - odparłam.

- A jakichś narkotyków? Heroiny chociaż? - zapytała Jill, która pojawiła się nagle z jakimiś podejrzanie wyglądającym paczkami.

- Nie - odpowiedziałam z nienawiścią. Następnie westchnęłam. To westchnięcie miało mówić "Słodki jeżu Anaszapanie, dlaczego właśnie ja się muszę męczyć z tymi zjebami?". Pocieszałam się jedynie myślą, że ja przynajmniej nie mam w swojej grupie Jeffa.

~*~

- Jason, zostaw balony Puppeteerowi, on może z łatwością je podczepić pod sufitem - powiedziała Bloody.

- Jasne - odparłem, po czym przekazałem marionetkarzowi pęk czarnych i srebrnych balonów. Niektóre były zwykłe, a na innych widniały napisy: "100 lat", "Urodziny Azusy", " Najlepszego dla Giorno Giovana" i inne takie, które robiły Sally i Lazari. Ale jeden napis wygrał wszystko. Wykonał go Candy i chociaż wszyscy się bali, co wymyślił, jego pomysł wydał się nam dość dobry. I tak z pomocą fluorescencyjnej farby na jednym z czarnych balonów umieścił on napis "Króluj nam zawsze Królowo Mroku i Aikido".

- Dobra, to zrobiłabym tak, żeby zamiast kolorowych łańcuchów z papieru czy innego gówna, porozwieszać prawdziwe łańcuchy, co wy na to? - spytała Bloody.

- Dość odważny pomysł, ale Azusie może się spodobać - stwierdził Helen.

- Też tak sądzę. W razie czego można gdzieś umieścić jakieś pojedyncze, bardziej kolorowe łańcuchy czy balony, ale tak z umiarem, żeby nie przesadzić.

- A co jeszcze zrobimy? - spytała Clockwork.

- Jeśli chodzi o pozostałe rzeczy, to musicie jakoś dobrze porozmieszczać balony i łańcuchy i dodać jeszcze jakieś ozdoby... Ogarnijcie konfetti, ładne nakrycia, zastawę i tak dalej. Ja zajmę się malowaniem ulubionych postaci Azusy. Z pomocą mojej mocy ożywania wszystkiego, co namaluję, może i je uda mi się ożywić - stwierdziła Bloody.

- Świetny pomysł! - zawołała Judge.

- Może ci pomóc? Nie chwaląc się, znam się trochę na malowaniu - odparł Helen, po czym uśmiechnął się lekko. Bloody lekko odwzajemniła uśmiech, ale nie wydawała się przekonana co do tego pomysłu.

- Dziękuję, ale muszę poradzić sobie sama. Moja moc nie zadziała, jeśli nie wykonam obrazu samodzielnie - odparła, po czym westchnęła.

- W takim razie chyba wszystko jasne - stwierdził Puppeteer. Bloody spojrzała na niego, po czym jej oczy aż zaświeciły się z ekscytacji.

- Sznurki - powiedziała.

- Co? - zdziwił się Puppeteer.

- Twoje sznurki - odparła Bloody. Marionetkarz spojrzał na złote nici, które wyrastały z jego palców.

- No tak, mam swoje sznurki - powiedział, po czym z powrotem spojrzał na Bloody. - A o co chodzi?

- Mógłbyś związać nimi balony. To by wyglądało ZAJEBIŚCIE! - zawołała dziewczyna.

- Żartujesz? Musiałbym je sobie powyrywać albo poodcinać! A to bolesne! - odparł Puppeteer. Bloody zastosowała najbardziej znienawidzoną przez nas wszystkich sztuczkę, czyli minkę skrzywdzonego szczeniaka.

- Nie zrobisz tego dla Azusy? - zapytała, patrząc na Puppeteera takim wzrokiem, jakby była umierającym z głodu człowiekiem, któremu nasz marionetkarz odmawia ostatniego kawałka chleba.

- Ale zrozum, nie mogę tego zrobić! To serio boli! - zawołał. Jego tłumaczenia jednak na nic się nie zdały. Bloody nic nie mówiła, tylko dalej patrzyła na niego tym swoim wzrokiem... Aż w końcu Puppeteer złamał się i uległ. Zresztą, chyba nie ma wśród nas nikogo, kto by wytrzymał takie spojrzenie.

- Ale super! - zawołała uradowana Bloody. - No, to skoro wszystko już mamy ustalone, to bierzmy się do pracy. W razie jakichś problemów, zgłaszajcie się do mnie - powiedziała nasza szefowa, po czym udała się do ciebie, aby namalować wszystko co zaplanowała.

~*~

Lumiriel westchnęła.

- Nie, Candy, nie możemy grać w słoneczko - powiedziała ze spokojem. Byłem pod wrażeniem, że nadal jest w stanie go zachować. Błazen już chciał coś powiedzieć, ale nasza szefowa go ubiegła. - Nie ważne pod jaką inną nazwą będziesz chciał przemycić tą zabawę, NIE BĘDZIE ŻADNEJ ZABAWY ZWIĄZANEJ Z SEKSEM, ZWŁASZCZA Z TOBĄ! - krzyknęła. No i tyle po jej spokoju. Candy zrobił niezadowoloną minę i skrzyżował ręce.

- No a chociaż Siedem minut w niebie? - spytał. Lumiriel zastanowiła się przez chwilę.

- Na to mogłabym się zgodzić... - odparła wreszcie. Błazen popatrzył na nią z radością. - Pod warunkiem, że ty i Offenderman nie weźmiecie w tej grze udziału - dodała.

- JAJA SOBIE ROBISZ?! To co ja mam kurwa, szydełkować?! I to będzie zabawa dla mnie?! - zawołał zdenerwowany Candy Pop. Lumiriel wzruszyła ramionami.

- Możesz spróbować wyszydełkować sobie jakąś seksowną laskę - odparła. Błazen uśmiechnął się dwuznacznie.

- Wystarczają mi dziewczyny z rezydencji - odparł.

- Spierdalaj, i tak żadna nie da ci zamoczyć - powiedziała Lumiriel. Jej słowa spowodowały wybuch śmiechu u całej grupy, zaś Candy zagotował się ze złości. Jestem pewien, ze gdybym rozbił mu na głowie jajko, usmażyłoby się. A pewnie nawet i spaliło na wiór. - Dobra, Candy, schowaj swoją dumę, czas na serio się ogarnąć. Ben, skołuj jakieś spoko gry - dodała Lumiriel.

- Jasne! Coś załatwię! - odparł skrzat, po czym Lumiriel pozwoliła mu odejść, żeby na spokojnie zajął się swoim zadaniem. Uprzedziła jedynie, że wcześniej sprawdzi, czy wybrał odpowiednie gry.

- Dobra, to teraz zastanówmy się nad resztą gier...

- Ja chcę grać w siedem minut w niebie! - zawołał Candy.

- Zamknij się! Inaczej powiem Karolinie, że chcesz ją zdradzać! - odparła Lumiriel.

- Ale my nawet nie jesteśmy już razem! - odparł błazen.

- I to duży błąd. Powinieneś dawno do niej wrócić, a jak tego nie zrobisz, to znowu ci wpierdolę - powiedziała Lumiriel.

- Użyj swojej mocy. Zagraj na czymś, zahipnotyzuj go i każ mu wrócić do Karoliny - powiedziałem.

- Doskonały pomysł, Masky - odparła Lumiriel, po czym uśmiechnęła się do mnie lekko.

- Nie zgadzam się! - zawołał Candy. Z twarzy szefowej naszej grupy zniknął uśmiech.

- Ty tu nie masz nic do gadania. Mam pomysł, lepiej przydaj się na coś i wyczaruj stroje i matę do aikodo - powiedziała Lumiriel.

- Co? Po co nam to? - zdziwił się błazen. Lumiriel przewróciła oczami.

- Bo Azusa to kocha. Więc dajmy jej możliwość zmierzenia się z wami wszystkimi w aikido i wpierdolenie wam - odparła.

- To nie jest taki zły pomysł - przyznałem.

- Świetnie - stwierdziła Lumiriel, po czym spojrzała na resztę naszej grupy. - A wy jakie macie pomysły?

- Picie alkoholu na czas. Albo gra w "nigdy przenigdy". Albo gra, kto pierwszy wypije wszystko i nie zgonuje - odparł KageKao.

- Mordowanie ludzi? - spytała Zero. Po usłyszeniu ich propozycji, Lumiriel spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.

- Nie. Tylko mi nie mów, że o tym pomyślałaś - powiedziałem. Nie powstrzymało to jednak Lumiriel przed działaniem.

- A może ty chciałbyś zagrać w jedzenie sernika na czas? - zapytała Lumiriel, co wywołało wybuch śmiechu u wszystkich pozostałych członków naszej drużyny.

- Kurwa ja nie lubię sernika! Lumiriel, błagam, nie przypominaj mi o tym, jak to fangirls sprawiły, że w fandomie creepypast jestem postacią, która zachowuje się, jakby miała sernik zamiast mózgu! - krzyknąłem wściekły. Oczywiście to tylko bardziej wszystkich rozbawiło. - Kurwa, z kim ja żyję - powiedziałem nieco ciszej.

- Zadaję sobie to samo pytanie - powiedziała Lumiriel, gdy już nieco się uspokoiła. Potem obrzuciła nas wszystkich uważnym spojrzeniem.

- Mordowanie ludzi brzmi spoko, zobaczymy, może znajdzie się na to czas. Co do zabaw z alkoholem... Alkohol pewnie jakiś będzie, więc jeśli kogoś najdzie na coś takiego ochota, droga wolna. Tylko radzę po tym nie mierzyć się z Azusą w aikido. A, no i ty, KageKao, nie kończ jak ostatnio, dobra? Puppeteer mówił, że nie będzie cię drugi raz odczepiał od żyrandolu - stwierdziła Lumiriel. Po tym wróciliśmy jeszcze do tematu tego, że Candy chce z nami grać w "siedem minut w niebie". Tak długo to ciągnął, że Lumiriel w końcu mu uległa, ale zastrzegła przy tym, że jeśli ktokolwiek z nas, a już zwłaszcza on, nie będzie się jej słuchał i będzie szkodził, użyje ona na nim swojej mocy. Lumiriel potrafiła grać na każdym instrumencie, ale to nie wszystko. Jej moc objawiała się głównie tym, że swoją muzyką potrafiła każdego zahipnotyzować i zmusić, aby robił, co będzie mu kazała, więc tego typu ostrzeżenia z jej strony należało brać na poważnie.

~*~

- Smiley? Masz może jakąś operację do zrobienia? - spytała Azusa, wchodząc do mojego gabinetu, gdzie właśnie Nathan i ja omawialiśmy, jak odciągnąć jej uwagę. Ona i Liu podtopili trochę Jeffa, niestety potem ten niedorobiony szogun jakoś się uwolnił i im spierdolił w stronę zachodzącego słońca, więc wrócili i trzeba było znaleźć dla niej nowe zajęcie, aby nic nie zauważyła.

- Eee... - spojrzałem na Nathana, niepewny tego, co powinienem powiedzieć. On skinął lekko głową. - No, ktoś by się na pewno znalazł. Podobno Nurse Ann kogoś przyprowadziła, właśnie zamierzałem spytać ją, czy nie potrzebuje mojej pomocy z...pacjentem - dodałem.

- Aha. Mogę pomóc? - spytała Azusa.

- Chcesz rozcinać na żywca jakiegoś człowieka? - spytałem.

- Wszystko, byleby tylko się od niego uwolnić - odparła dziewczyna.

- Od kogo? - zapytał Nathan.

- Od Offendermana. Jak tylko go spotkałam, stwierdził, że pokaże mi wszystkie możliwości wykorzystania prezerwatyw. Przywaliłam mu z buta w chuja, a potem w ryj i spierdoliłam, no ale typ może mnie szukać, więc wolę mieć jakieś inne zajęcie, żeby się odczepił - wyjaśniła Azusa. Spojrzałem jeszcze raz na Nathana, a potem z powrotem na nią. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- W takim razie witam moją nową asystentkę. Nauczyłbym cię na szybko, co musisz umieć i wiedzieć, ale właściwie to wiedzieć musisz tylko tyle, że z naszą ofiarą... znaczy, pacjentem, możesz zrobić co tylko zechcesz, na końcu i tak go zabijemy - wyjaśniłem.

- Super! To kiedy zaczynamy? - spytała Azusa.

- Jak najszybciej. Chodź, poszukamy Nurse Ann - odparłem, po czym wstałem. Skierowałem się w stronę drzwi i kazałem Azusie iść za sobą. Na szczęście szybko udało nam się odnaleźć naszą pielęgniarkę, która oczywiście bez oporu zgodziła się z nami podzielić swoją ofiarą.

~Dzień Zero, Czyli Urodziny Azusy~

Bloody, Lumiriel i ja biegałyśmy właściwie od pokoju do pokoju, od osoby do osoby, od grupy do grupy, żeby tylko upewnić się, że wszystko jest w jak najlepszym stanie. W końcu nie chodziło o byle kogo, tylko o Azusę, naszą siostrę z innej krwi. Jednak czego by nie mówili mieszkańcy Rezydencji, każdemu zależało na Azusie, więc każdy z nich w rzeczywistości przykładał się jak tylko mógł do swojego zadania. 

W końcu nadszedł czas. Liu, który wyciągnął Azusę na spacer, wrócił z nią pod wieczór. Niczym w prawilnym amerykańskim filmie o nastolatkach, światło było zgaszone, a my wyskoczyliśmy na nich z dupy jak tylko weszli do środka. Azusa była naprawdę zaskoczona, chyba pozytywnie. Przyszedł więc czas na prezenty i życzenia. 

Chyba wszyscy nienawidzą tego momentu, gdy stojąc z kimś twarzą w twarz, musisz mu składać życzenia, ale Azusa zasługiwała na najlepsze życzenia pod słońcem. Wszystkim poszło sprawnie, przynajmniej dopóki zestresowany Candy nie złożył jej kondolencji zamiast życzeń, no ale cóż, Lumiriel obiecała mu, że zagra w siedem minut w niebie, jeśli zgodzi się na aikido z Azusą, więc się nie dziwię, że był zestresowany. Ja życzyłam Azusie wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, ogromnej ilości weny i kasy na cosplay, aby dostała się na swoje wymarzone studia i wyjechała do ukochanego kraju i aby było jej tam jak najlepiej (choć będziemy za nią tęsknić), żeby nie denerwowały jej dzieci w komentarzach na tiktoku i żeby zdobyła w przyszłości dużą piwnicę dla swoich dzieci i wrogów. Później wszyscy odśpiewaliśmy sto lat, a Lumiriel przygrywała nam na gitarze. Po wszystkich tego typu formalnościach, przyszedł czas na zabawę. Azusa na początek postanowiła zacząć przygodę z aikido. Candy jako demon i samozwańczy znawca wszystkiego, wiedział co i jak, jak wygląda ta sztuka walki, co należy robić itd., ale to nie uchroniło go przed wpierdolem ze strony Azusy. Cóż, byłam pod wrażeniem, że po tym wszystkim był jeszcze w stanie podnieść się. Ale uparł się, że zrobi wszystko, żeby zagrać z nami w siedem minut w niebie. Po tym wrzuciliśmy na ring Jeffa, który wrócił do nas w przeciągu kilku ostatnich dni. Nie znał się na aikido zupełnie, ale Azusa w imieniu nas wszystkich zrobiła to, na co każdy miał ochotę, czyli rozjebała mu jeszcze bardziej ten jego rozwalony ryj. Po tym wszystkim postanowiliśmy coś zjeść. Azusa z zachwytem przyglądała się japońskim przekąskom i słodyczom. Już chciała zjeść jedno z onigiri, ale nagle zatrzymała się i spojrzała na mnie.

- Kto to robił? - spytała.

- Z tego co wiem to Cane - odparłam.

- Kamień z serca, gdyby to był Jack albo Jill, nie zjadłabym tego za nic w świecie - stwierdziła dziewczyna.

- Pomagali w przygotowywaniu jedzenia - powiedziałam. Azusa spojrzała na mnie z przerażeniem wymieszanym z zaskoczeniem na twarzy. Wyglądała, jakbym jej powiedziała, że od dziś żadna jej OC nie może już nikogo zabić.

- Co?

- Ale spokojnie, pilnowała ich reszta grupy, w tym Jane - wyjaśniłam.

- Cóż... Jak mnie otrują i umrę to ich zabiję - stwierdziła Azusa, po czym zjadła onigiri. Po tej przerwie zjawiła się Bloody.

- Mam dla Azusy prezent specjalny - powiedziała.

- A co takiego? - spytała Azusa. Bloody obejrzała się za siebie.

- No dobra, wchodźcie! - zawołała. Po chwili do pokoju wpakowały się trzy postacie, prawdopodobnie z Jojo albo z FullMetal Alchemist. Niestety nie znam się na tyle, aby stwierdzić, co to były za postaci, ale Azusa wydawała się zadowolona. Pół imprezy spędziła z Bloody i z tymi postaciami, ale w końcu przyszedł czas na odpakowywanie prezentów. I tak od Jane dostała czarną bluzę oraz spodnie z łańcuchami, Masky podarował jej srebrny naszyjnik, a Hoodie bransoletkę do kompletu. Puppeteer podarował jej jedną ze swoich marionetek, a Jason z kolei jedną z lalek, co poskutkowało tym, że zaczęli się kłócić, który któremu podjebał pomysł. Slenderman zaczął ich uspokajać, Azusa w tym czasie dalej odpakowywała prezenty. Smiley podarował jej coś, co nazwałabym zestawem małego chirurga. No cóż, jeśli Azusa kiedykolwiek marzyła o przeprowadzaniu na kimś żywcem operacji, dzięki temu prezentowi na pewno stało się to możliwe. Offenderman stwierdził, że może Azusie opłacić na rok konto na jego ulubionej stronie z porno, ale gdy już udało nam się przekonać go, że to nie jest szczyt marzeń Azusy, zamiast tego podarował jej glany. Jack i Jill podarowali jej masę słodyczy, na szczęście nie zatrutych, Candy i Cane zaś podarowali jej pozytywkę. Tą, w której sami byli kiedyś uwięzieni, po czym pokazali jej, jak może w niej kogoś uwięzić.

- Mogę to przetestować na Jeffie? - spytała Azusa, obracając w dłoniach pozytywkę.

- Oczywiście! - zawołała Cane.

- Jak najbardziej tak! - dodał Candy.

- Jak najbardziej nie! - krzyknął Jeff.

- Ciebie się nikt o zdanie nie pytał! - stwierdziła Lumiriel, po czym z moją pomocą związała go i zakneblowała, tak jak kilka dni temu. Od pozostałych postaci Azusa dostała różne prezenty, noże, piły, łańcuchy, skalpele, zestawy trucizn i tym podobne. Od Sally, Lazari i Splendormana dostała pluszaki, zaś Slenderman podarował jej księgę, w której opisane zostały wszelki japońskie demony. KageKao zaś podarował jej gruby zeszyt z własnymi notatkami o swoim kraju. Azusa wydawała się być zadowolona z naszych prezentów, a po ich odpakowaniu postanowiliśmy wrócić do gier i zabaw. Aż w końcu nadeszła pora TEJ zabawy.

~*~

- A jak on z niej zrobi lalkę? - spytał Puppeteer.

- Ty byś był nie lepszy, pewnie zrobiłbyś z niej marionetkę - odparłam.

- Wcale nie! - zawołał oburzony marionetkarz.

- A ja myślę że dokładnie tak by było - powiedziałam.

- Ja też - poparła mnie Azusa.

- Mnie też się tak wydaje - stwierdziła Bloody.

- Ile im jeszcze zostało, Desia? - spytał Candy. Spojrzałam na zegarek.

- Dwie minuty - odparłam.

- Wiecie, ze stosunek trwa od trzech do czterech minut zwykle? W siedem minut to na spokojnie można sobie dziecko zrobić - stwierdził błazen.

- Dzięki, ta informacja odmieniła moje życie - powiedziała Bloody.

- Tylko was uprzedzam. Mogę się poświęcić i sprawdzić to z dziewczyną, z którą mnie zamkniecie - odparł Candy.

- Współczuję tej dziewczynie - powiedziała Azusa, na co większość z nas zaśmiała się, a Candy tylko prychnął obrażony. Gdy się uspokoiłam, spojrzałam na zegarek.

- Czas minął! - zawołałam. Do drzwi szafy podeszła Cane i otworzyła je.

- WYŁAZIĆ! - krzyknęła głośno. Po chwili z szafy wyszła zdyszana Lumiriel z rozwalonymi włosami, a za nią wściekły Jason.

- Co tam się stało? - spytała Azusa.

- Potrzebowałam Jasona od tyłu. Nie pytaj o więcej - odparła krótko Lumiriel, po czym usiadła na kanapie obok Azusy.

- No ok... W takim razie czas na kolejne losowanie - powiedziałam, po czym sięgnęłam po dwie kolejne karteczki z imionami. Przeczytałam je i zamarłam.

- No? Co tam jest napisane? - ponagliła mnie Bloody.

- Candy - odparłam.

- O, czyli zaraz będzie mógł sprawdzić z kimś swoją teorię - stwierdziła Azusa. - Kto jest tą szczęściarą? - spytała. Spojrzałam z powrotem na karteczkę, żeby się upewnić, że na pewno się nie pomyliłam.

- Bloody - odparłam.

- CO?! Nie! Nain! No! Ni! Niet! Nie zgadzam się! - zawołała Bloody. Wstała i chciała odejść, ale uniemożliwił jej to Candy, który podszedł do niej, wziął ją na ręce, przerzucił sobie przez ramię i nie zważając na to, że Bloody wyrywa mu się i nawala mu pięściami w plecy, wszedł z nią do szafy, a Cane zamknęła za nią drzwi.

- RIP Bloody - stwierdziła Azusa. Wraz z resztą osób przyznałyśmy jej rację. Przez pierwszą minutę panowała cisza, ale potem zaczęły z szafy dobiegać jakieś dziwne hałasy. Wszystkie trzy spojrzałyśmy na siebie.

- Interweniować? - spytałam.

- Pod żadnym warunkiem! Jakby coś było nie tak, Bloody już dawno wywaliłaby Candy'ego za drzwi! Poza tym interwencja jest wbrew zasadom gry! - zawołała Cane. Po namyśle razem z dziewczynami zdecydowałyśmy się więc trochę poczekać i interweniować tylko w razie gdyby była taka konieczność. Gdy ustalony czas minął, Cane z hukiem otworzyła drzwi, a po chwili z szafy wyszli zadowoleni Candy i Bloody.

- Co wy tam robiliście? - spytała Azusa. Candy i Bloody spojrzeli na siebie, po czym popatrzyli na Azusę.

- Tajemnica - odparła Bloody.

- I to wielka, wielka tajemnica wiary! - dodał Candy, po czym zaczął się śmiać jak obłąkaniec. Azusa stwierdziła, że musi go uspokoić, więc poszła po kubeł zimnej wody, który na niego wylała, a ja w tym czasie zajęłam się dalszym losowaniem. Do szafy trafiały kolejne pary, Jane i Jeff (co było bardzo ciekawe),  Masky i Zero, Jill i Hoodie, Laughing Jack i Nina, Helen i Judge i wiele innych, aż w końcu...

- Azusa i Puppeteer - powiedziałam.

- No przynajmniej trafię do szafy z kimś normalnym - stwierdziła nasza przyjaciółka, zmierzając w stronę swojego przeznaczenia, czyli szafy.

- Mógłbym powiedzieć to samo - odparł Puppeteer, podążając za mną. Cane zaczęła zamykać za nimi drzwi, a ja wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę.

- Przynajmniej Puppeteer oświetli ci wnętrze szafy! - zawołałam. Odpowiedzią był wybuch śmiechu Azusy. Przez następnych siedem minut z szafy dobiegał jej śmiech, Puppeteera prawie nie było słychać. Nie wiem, co jej mówił, ale skutecznie dalej ją rozbawiał. Gdy minął czas, oboje wyszli z szafy.

- Co ty jej robiłeś? - spytałam.

- Nic... - odparł cicho Puppeteer.

- Przepraszam... Ale po prostu bawiła mnie jego świecąca morda - powiedziała Azusa, po czym ponownie zaczęła się śmiać. Westchnęłam, po czym pokręciłam lekko głową, ale na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Zostały ostatnie dwie karteczki - powiedziała Lumiriel, nachylając się w moją stronę. Wyjęła obie kartki i odczytała z nich imiona. - Offenderman i Desia - słysząc jej słowa, od razu zamarłam. Potem spojrzałam na Offa, który oczywiście od razu zaczął się uśmiechać. Wstałam i podeszłam do szafy, a on oczywiście za mną, ale przed wejściem odwróciłam się jeszcze w jego stronę.

- Pamiętaj, jeden twój nieodpowiedni ruch i pozbawię cię możliwości posiadania dzieci! - zawołałam. Moja groźba nie odniosła jednak zamierzonego efektu i Offenderman tylko się zaśmiał. Pewnie myślał, że żartuje, ale zmienił zdanie, gdy rzucił się na mnie z łapami, a ja kopnęłam go swoim glanem z całych sił w krocze, przez co większość z tych siedmiu minut spędził, zwijając się na podłodze z bólu. Po zakończeniu naszej zabawy w siedem minut w niebie impreza trwała dalej i coraz ciekawiej się rozwijała, ale to, co działo się później, niekoniecznie powinno zostać chyba opisane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro