Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Demon (Ziall, prompt)

Hello!
wracam, powoli ale jednak. Oto jest zamówienie od fine-by-me

Ostrzegam! Jest to pierwszy os jaki napisałam w ciągu miesiąca, więc jest to swego rodzaju rozgrzewka? Nie bijcie!

________________


Ciemnoskóra kobieta ucieka bocznymi uliczkami. Jej stopy krwawią od zahaczania o zimny i mokry asfalt. Zielona sukienka jest cała w błocie. Jej pierś unosi się spazmatycznie niczym po przebiegnięciu maratonu. Co by tu dużo mówić, właśnie tak się czuje. Nagły, metaliczny dźwięk zmusza ją do dalszej ucieczki. Nie wie, przed kim ucieka. Czuje się obserwowana od samego początku tego wieczoru. Czuje zimny oddech na karku za każdym razem, kiedy mija ciemny zaułek. Jej znajomi sądzili, że wydziwiała, co było jednym wielki kłamstwem.

Jej krótkie nogi drżą z wysiłku, kiedy nagle skręca w ciasną uliczkę. Odwraca się, żeby spojrzeć do tyłu i to ją gubi. Wpada na czyjeś umięsinione ciało. Wysoki krzyk rozdziera nocną ciszę.

Na śmietniku ulicę dalej przebudza się kot. Przeciąga się, po czym zeskakuje na ziemię.

Kobieta drży, leżąc w kałuży. Jej ziemiste oczy wpatrują się w zakapturzoną postać. Chce krzyczeć, ale strach paraliżuje ją. Ramiona nie mają już siły utrzymywać jej ciężaru. Osoba w czerni robi krok w jej stronę.

Kot spaceruje między śmieciami, kierując się w stronę cienia. Nie zauważa węża sunącego za nim. Wąż unosi się gotowy do ataku.

Zamaskowana postać stoi tuż nad kobietą, wyglądając jak wąż gotowy połknąć swoją ofiarę.

Kolejny krzyk rozdziera nocne niebo w tym samym momencie, w którym koci krzyk budzi mieszkańców kilka przecznic dalej.

- Dziękuję, kochanie.


- Nie ma za co. - Pocałunek smakuje krwią. Nigdy wcześniej nie był on tak pyszny.

~

Liceum numer trzynaście nie cieszy się dobrą sławą. Wiecie, kilka bójek, kilku nielegalnych handlarzy narkotykami, kilka dziwek i może trochę więcej ciemnoskórych. Jednak jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby do tego przybytku edukacji przyjechał w pełni uzbrojony oddział policyjny. Z lekarzami i kaftanem bezpieczeństwa. Jednak to nie jest aż takie zadziwiające jak fakt, iż podejrzanym jest nastolatek. Otóż w tej małej mieścince pod Liverpoolem dochodzi do serii nie typowych morderstw. Nie tylko nich. Zabijani są nie tylko ludzie ale koty, psy, konie czy nawet szczury. Ludzie gadają, że to wina tych, co tu przyjechali z Walii. Rodziny Malików. Samotna matka i syn, który podobno jest szalony. Każdy w mieście patrzy na mulata w ciemnych ubraniach z pewną rezerwą, jednak po ostatnim 'wypadku' to się zmieniło. Gdzie tylko pojawia się Zayn, ludzie wyglądają jakby mieli go zabić czy też oddać do szpitala dla chorych na umyśle.

Czemu? Ponieważ ten chłopak mówi. Mówi do kogoś, kogo nazywa Niall. Nikt nie widział ani nie znał kogoś o tym imieniu.


- Cieszę się, że panowie przybyli. – mówi dyrektorka, wpuszczając kilku funkcjonariuszy do środka – Za mną proszę.

~

Wysoki postawny mężczyzna przyśpiesza kodu, chcąc już być w domu, czuje, że ktoś za nim idzie. Jest ciemno. Ciepła wiosenna noc nagle przestaje być taka przyjemna. Niespodziewanie coś śliskiego ociera się o jego kostkę i z przerażeniem czuje jak to coś zaczyna owijać się wokół jego nogi. Powoli spogląda w dół i zamiera. Zatrzymuje się, wciąż patrząc w dół. Wielki, długi na kilka metrów, wąż wspina się po jego nodze. Mężczyzna wciąga gwałtownie powietrze. O Jezusie. Nigdy nie widział węża z takim umaszczeniem. Jest on czerwono złoty z czarnym zygzakiem na grzbiecie. Wpatruje się on w jego łuski i to błąd. Nagle łysy mężczyzna traci możliwość ruchu. Giętkie cielsko jest w całości owinięte wokół niego. Pysk węża znajduje się tuż przy jego twarzy. Krew zamarza mu żyłach, kiedy dostrzega długie kły pełne zapewne trucizny. Nagle słyszy dobrze sobie znany głos.


- Zostaw. - mężczyzna spogląda na postać przed sobą. Nie wierzy. To niemożliwe. Otwiera usta, chcąc coś powiedzieć, jednak jest za późno. Jego głowa zdobi już zimny chodnik.

- Śliczny znak, kochanie.


- Dziękuję. Pocałunek?


-Pocałunek.


~


- Powinien znajdować się w Sali A06. Proszę, zabierzcie tego szaleńca z mojej szkoły. - Mówi dyrektorka, a jej głos drży z przerażenia. Odkąd tutaj pracuje nie zdarzyło się, żeby któryś z jej podopiecznych było mordercą.

Jednak wiadomo, kiedyś musi się zdarzyć, coś co zmieni wszystko. Tak jest właśnie teraz. Dwóch mężczyzn rusza w stronę wskazanej klasy, pozostali zostają z tyłu, na wszelki wypadek. Kiedy drzwi zostają otworzone, łysiejący staruszek przerywa swój wykład na temat wojny secesyjnej. Każdy w klasie patrzy na nowo przybyłych. Każdy? Nie. Jedna osoba, siedząca sama w ostatniej ławce, spogląda za okno. Od razu gdy po spostrzeżeniu mulata, funkcjonariusze wiedzą, że to on. Ten szaleniec. Ruszają w jego kierunku bez słowa. Zatrzymują się krok przed jego ławką. Mężczyzna, który nazywa się David, poprawia swoje blond włosy zanim przemawia.


- Zyan Malik? - odpowiada mu cisza.


- Niall was nie lubi. Wyglądacie obrzydliwie. W sumie, jakim prawem masz takie same blond włosy, jak moje słoneczko? Co? Masz rację, lepiej mu będzie bez tego. - mężczyźni spoglądają na siebie, nie rozumiejąc. To błąd. David zostaje gwałtownie pociągnięty do przodu, a w jego oko zostaje wbity ołówek. Zyan puszcza krzyczącego mężczyznę, a ten upada na ziemię. Patrzy na swoją dłoń, całą we krwi, po czym uśmiecha się uroczo do drugiego mężczyzny. Jednak nie dane jest mu się odezwać.

Człowiek składa się w 70 procentach z wody. A woda świetnie przewodzi prąd. Czasem Zyan zapomina o tak przyziemnych rzeczach.


~


Zyan nie przejmuje się nikim. Nie myśli o swojej matce, która płacze, nie rozumiejąc, w jaki sposób jej ukochany syn stał się mordercą. Przyjaciele też tego nie rozumieją. Nikt nie wie jak. Poza jedną osobą.

Mulat leży na białej podłodze w izolacje, do której wsadzili go dwa dni temu. Od razu po tym, jak został przywieziony do szpitala psychiatrycznego. Jego ręce są uwiezione w kaftanie, a on liczy sekundy. Czeka na niego. Na miłość swojego życia..


- Osiem tysięcy osiemnaście. Osiem tysięcy dziewiętnaście. Osiem tysięcy...


- Oj, kochanie, co się stało? - miękki głos ze słyszalnym, irlandzkim akcentem przemawia, a Zayn patrzy w kierunku, z którego dochodzi.


- Cześć, Niall. Nie wiem, czemu tutaj jestem! Serio nie wiem! Jacyś goście przyszli, a ja nie chciałem z nimi iść. I złożyłem ci ofiarę! Widziałeś? Podobał ci się? - pyta mulat, uśmiechając się do blondyna, który głaszcze jego policzek z czułym uśmiechem.


Lekarka patrzy w przerażeniu na nastolatka, który mówi do pustki. Jest przerażona, ale też pewna, iż to on zabił jej szwagierkę. Ten młody mężczyzna nie ma już życia.


~


- Zyan?


- Słucham, Niall.


-Zrób coś dla mnie, kochanie, a wydostanę cię stąd. - Na te słowa mulat aż siada prosto.


- Co mam zrobić, żeby być z tobą?


- Nikt nie może o mnie wiedzieć, nie możesz o mnie mówić. Rozumiesz? - Zayn kiwa głową. Przecież to oczywiste, że jego chłopak nie chce, żeby każdy o nim wiedział!


- Rozumiem. Ale co to...


- Masz mi złożyć w ofierze swój język. Za dwa dni wezmą cię na rutynowe badanie. Wymyśl coś, kochanie. Zrobisz to?


-Oczywiście.

~

Lekarka nie może w to uwierzyć. Stoi w drzwiach pokoju tego chłopka, a go w nim nie ma. Zniknął dzień po tym, jak odciął swój język. Nadal nie może w to uwierzyć. Jak to się stało, że tak młoda osoba tak bardzo się stoczyła?

~

Niall siedzia na swoim tronie z ludzkich kości. Zayn jest jego ukochaną zabawką. Jedyną, którą zatrzymał na dłużej niż kilka lat. Blondyn uśmiecha się, głaszcząc mulata, który leży na ziemi. Na ludzkiej skórze. Z każdej ofiary, którą mu złożył.


- Naill? - blondyn przenosi wzrok na innego demona.


- Co, Harry?


- Czyżby to i ciebie dopadło?


-Co masz na myśli? - blondyn marszczy brwi.


-Przywiązanie, Niall.


- Do kogo?


- Do Zayna.


- Takie jak twoje do Louisa? - Pyta, uśmiechając się zaczepnie.


- Dokładnie takie.- odpiera Harry, posyłając mu uśmiech który jest tak bardzo przerażający.


-Bardzo możliwe, że mam to samo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro