Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Who's this man that's holding your hand and talking about your eyes? (Larry)

Hey? Jest to fragment opowiadania. Opowiadania, które zostało wymyślone jeszcze przed RM!. Moje pierwsze ff o Larry'm. Możliwe, że kiedyś pojawi się kontynuacja. Nie mam pojęcia. To ff jest mocno depresyjne? Chyba to dobre słowo.
 [Są tu połączone trzy rozdziały w jedno] Szczerze nie pamiętam co tam napisałam XD wybaczcie błędy i inne takie ;3

__________________________________________________________________




Widzę cię. Jesteś taki piękny. Poczekaj. Dokąd idziesz? Nie opuszczaj mnie! Bez ciebie nie dam sobie rady! Chce krzyczeć do idealnie wyrzeźbionych pleców mężczyzny przede mną. Lecz mój głos mnie nie słucha. Próbuje wyciągnąć dłoń w jego kierunku lecz moje ciało mnie nie słucha. Mężczyzna znika z zasięgu mojego wzroku. Chce krzyczeć. Czuje gorące łzy które spływają po moim zapadniętych policzkach. Zapadam się w mroku który ogarnia przestrzeń dookoła mnie tak jakby mężczyzna był jedynym źródłem światła. Mrok niczym ośmiornica owija się wokół mojego torsu. Jestem przerażony. Nienawidzę ciemności. Znowu chce krzyczeć, chce żeby mi ktoś pomógł...

-Louis!

Ale jestem sam. Już nie powstrzymuje łez...z resztą jakbym to kiedyś robił. Zawsze byłem beksa. Zawsze za delikatny, za kobiecy. Zimne macki ślizgają się po mojej sinej szyi. Patrzę w górę licząc że ujrzę ukochane szmaragdowe tęczówki, które zawsze dodawały mi sił. Jednak zamiast nich jest ciemność. Boje się. Nie ma go.

-Louis do cholery!

Zimna niczym lód macka wślizguje się do moich ust drażniąc podniebienie. Krztuszę się już nie tylko płaczem. Nie mam siły walczyć. Jestem sam. Nikt mi nie pomoże. Nagle czuje mocne szarpnięcie. Po nim następuje kolejne lecz tym razem bardziej stanowcze. Słyszę czyjś rozpaczliwy głos.

-Louis! Zayn on się nie budzi!

Po tych słowach czuje piekący ból w lewej części twarzy. Gwałtownie podrywam się do góry, łapczywie łapiąc powietrze. Niall odsuwa się ode mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Chowam twarz w dłoniach które są opatulone białym bandażem. No dobra teraz już lekko brunatnym od zaschniętej krwi. Próbuje uspokoić szalony galop serca. Oddycham głęboko. Raz, drugi, trzeci, dopiero po czwartym jestem w stanie spojrzeć na parę naprzeciwko mnie. Niall jest ubrany w swoje ulubione luźne spodnie od piżamy i ciemny podkoszulek, blond włosy są w kompletnym nieładzie, a jego spojrzenie patrzy na mnie z strachem. Moment on nie patrzy na mnie tylko na moje nadgarstki. Szybko chowam je pod siebie żałując że tym razem śpię w koszulce z krótkim rękawem. Niall wypuszcza głośno powietrze, unoszę na niego wzrok. Już chce coś powiedzieć kiedy uprzedza mnie Malik.
-Coś ty sobie znowu zrobił idioto?-Pyta podchodząc do nas z swojego stałego miejsca przy drzwiach. Chwyta mój nadgarstek w swoje chude palce i naciska mało delikatnie na ciemno-szkarłatną plamkę. Cichy syk wydostaje się spomiędzy moich warg.-Jest świeża. Kiedy to zrobiłeś?-Zadaje kolejne pytanie nie dając mi czasu na odpowiedź. Niall patrzy na mnie uważnie wycierając mokre policzki. Wyrywam dłoń z uścisku Mulata. Nie muszę im nic mówić.
-Nie twoja sprawa.-Warczę chowając się w kokonie z kołdry która jest pokryta małymi plamkami krwi. Mam to gdzieś. Zamykam oczy oczekując ostrych słów od Zayna lecz one nie nadchodzą zamiast tego słyszę głośny trzask drzwi do pokoju, który Niall i Zi dzielą. Wystawiam głowę z mojej kryjówki która nie jest bezpieczna. Ani trochę. Ona nie uchroni mnie przed mną samym. W pokoju został tylko Niall. Blondyn usiadł bliżej mnie i wziął głębszy oddech. Już czekałem na opieprz od niego. Ciekawe czy dzisiaj włączy kasetę pod tytułem '' Tommo proszę porozmawiaj ze mną'' czy inną pod tytułem '' Louis martwimy się o ciebie'' czy może jeszcze tą ''chodź z nami do psychologa''.
-Krzyczałeś.- To jedno słowo sprawia że wracam z krainy myśli zagubionych do mojego pokoju. Patrzę zdziwiony na mojego przyjaciela, który jest niesamowicie poważny. Przełykam cicho ślinę. To niemożliwe. Ja nie krzyczę. Nigdy. Nawet kiedy miałem złamanie otwarte i myślałem że mi ręka odpadnie. Siadam naprzeciwko chłopaka, otulam się mocniej kołdrą, która nagle nie daje mi wystarczająco dużo ciepła. Niall kładzie dłoń na mojej kurczowo zaciśniętej na brudnej pościeli.

-Możesz zobaczyć jeżeli mi nie wierzysz Tommo.-jego szept rozbrzmiewa w mojej głowie niczym echo w wyjątkowo długim tunelu.

-N...nie..Niall...n..nie mogę...-mój szept jest niesamowicie słaby. Nagle czuje dziwne pulsowanie w gardle. Kręcę głową. Nie chce wchodzić do jego głowy. Nie chce naruszać jego prywatności. Nie chce korzystać z mojego ''daru'' jednak Niall nalega. Kładzie moja drobną dłoń na swoim czole. Dopiero kiedy nasze skóry się dotykają zauważam jaki jestem blady w porównaniu do niego. Biorę głęboki, drżący oddech i wchodzę do myśli mojego najlepszego przyjaciela. Nie rozglądam się po jego wspomnieniach, myślach czy też zamiarach. Omijam to wszystko. Nie chce widzieć tego jaki Niall jest kolorowy w środku. Dosłownie. Jego podświadomość mieni się tysiącem kolorów. Dla mnie są one za jasne, za wesołe, za szczęśliwe. W końcu znajduje to czego szukam. Dotykam tego wspomnienia, jest szare, przepełnione strachem i...bólem?
Przymykam oczy żeby się przygotować na to co za chwile uderzy.
Czuje ciepło ciała Zayna kiedy przytula się do pleców Irlandczyka.
Czuje jego ciepłe pocałunki na karku.
Czuje jego dłoń na swoim brzuchu.
Czuje miłość. Chce mi się wymiotować na to uczucie które we mnie uderza. Chce opuścić to wspomnienie jak najszybciej lecz nagle słyszę przeraźliwy wrzask który rozrywa duszę i miażdży serce. To ja krzyczę. Krzyczę przez cały czas kiedy Zayn i Niall podnoszą się i wybiegają z pokoju. Krzyczę kiedy walą w moje drzwi. Krzyczę kiedy wyważają je żeby dostać się do środka. Aha...to dlatego moje futryna była taka pusta. Krzyczę kiedy Niall siada obok mnie i potrząsa moim ramieniem.
Znowu czuje strach który ściska moje wnętrzności. Znowu uczucie bezsilności zalewa mnie przez wspomnienie Ni. Czuje gorące łzy na policzkach mojego przyjaciela spowodowane moim okropnym stanem. Czuje ciepła dłoń Mulata na ramieniu. Cały czas krzyczę. Próbują mnie budzić. Nie idzie im dopóki Zayn nie uderza mnie w policzek. Odruchowo gładzę wspomniana część mojego ciała zabandażowaną dłonią. Cofam się. Opuszczam to wspomnienie. Nie chce słyszeć swojego krzyku. Powoli mijam inne wspomnienia, jedne w jasnych kolorach inne pogrążone w szarości. Przeraża mnie fakt że są to wspomnienia związane ze mną. Z tym kimś kim się stałem przez te pół roku. Odwracam wzrok. Czuje ciepłą dłoń na policzku która ściera łzę która wypłynęła niepostrzeżenie. Wychodzę z głowy Ni. Zabieram dłoń z jego gładkiego czoła i kładę ją płasko na pościeli.
-Lou...is?-Otwieram oczy i spoglądam w jego. chłopak chyba widzi moje spojrzenie które mówi że widziałem. Blondyn uśmiecha się smutno. Wyciąga do mnie ramiona a ja korzystam z tego. Kiedy tylko znajduję się w jego ciepłych ramionach znowu wybucham płaczem. Histerycznym, łamiącym mi serce. Kiedy stałem się taki?

-Cii...-Niall buja się ze mną w tył i w przód, a później na boki. Powoli mój oddech się wyrównuje lecz to nie jest łatwe. Fale bólu atakują moje serce które powoli zwalnia. Uśmiecham się na to.
-Dziękuje...-mówię cicho w szyję blond chłopaka. Dobrze wiem że to dzięki niemu się uspokajam. Dzięki niemu jeszcze nie miałem zawału. Dziękuje bogu za to że Niall kontroluje wodę. Zasypiam w jego ramionach czując się troszkę bezpiecznie... ale tylko troszkę. Nic nie może się równać z ciepłem ciała mojego chłopaka. Nic ani nikt.


Biały sufit jest pierwszą rzeczą jaką dostrzegam otwierając oczy. Leżę na środku łóżka zawinięty w dwa koce i kołdrę. Powinienem jakoś pomalować tę ścianę nad moją głową bo jedyne z czym mi się ona kojarzy to szpital. Podnoszę się do pionu powoli choć to i tak za szybko jak dla mojej głowy która pulsuje nieznośnym bólem. Próbuje sięgnąć po telefon leżący na małym stoliku obok łóżka ale jest on za daleko przez co jestem zmuszony opuścić mój ''bezpieczny'' kokon. Drżę na uczucie zimna które uderza w moje stopy kiedy te spoczywają na ciemnych panelach. Dziękuje Ni za zasłonięcie okien. Zajebista sprawa mieć takiego przyjaciela. Jest najlepszy. Uśmiecham się delikatnie na wspomnienie twarzy blondyna. Kim byłbym bez niego i Zayna? Chwytam w moje małe rączki iPhone'a, sprawdzam godzinę. O cholera. Dwie pierwsze lekcje mnie ominęły. Biorę głęboki oddech.

Doba Tommo! Trzeba się ogarnąć i...zacząć egzystować. Nie mogę już dłużej martwić moich przyjaciół, mamy czy sióstr. Nie mogę im pokazać że już nie jestem sobą. Znowu muszę założyć maskę. Musze być normalny...tak będzie najlepiej.
Podnoszę się z miękkiego posłania które zawsze było przy mnie, kiedy było źle i kiedy było cholernie dobrze, ono mnie nie opuściło. Chyba że je zakrwawie tak, że będę musiał wymienić materac. Nie mogę do tego dopuścić za bardzo lubię ten materac. Podszedłem do okna po czym powoli zacząłem podwijać żaluzje do góry. Promnie słońca delikatnie smagały moją bladą skórę która straciła swój złocisty połysk przez ciągłe siedzenie w łóżku. Wyjrzałem przez szklaną taflę. Las niedaleko mojego domu był teraz taki piękny. Naszła mnie nagła ochota odwiedzenia tego zielonego przybytku. Zawsze wolałem lasy od parków czy skwerów na których można było spotkać masę kobiet z krzyczącymi dzieciakami. Mając w pamięci piękną soczystą zieleń drzew oraz twarz do której należały oczy w tym cudnym kolorze, podszedłem do szafy. Otworzyłem ją z rozmachem. Kilka koszulek wypadło z niej wprost od moje nogi. Mój wzrok mimowolnie skierował się na lewą stronę mebla. Nadal było tam sporo bluz i koszulek które były na mnie za duże. Mój żołądek ścisnął się w ciasny supeł a mi nagle zachciało się wymiotować choć nie miałem już czym. Od dwóch dni żyje na herbacie i sucharkach. Zamknąłem oczy. Chwyciłem pierwszą lepszą rzecz. Materiał był milutki w dotyku. Odwróciłem się tyłem do drewnianej puszki na ubrania, otworzyłem oczy i spojrzałem na ciemny materiał bluzy w mojej dłoń. To nie była moja bluza jednak pomimo tego uniosłem ją na wysokość mojej twarzy zanim zanurzyłem nos w ciepłym materiale obejrzałem się czy na pewno nikt mnie nie podgląda. Tak na pewno każdy chciałby patrzeć na taki wrak człowieka jak ja. Zaciągnąłem się zapachem świeżo skoszonej trawy, tanich papierosów i dobrze mi znanych perfum. Ta mieszanka od zawsze mnie uspokajała. Odsunąłem materiał od twarzy po dłuższej chwili. Chwyciłem jeszcze czarne rurki, bokserki i skarpetki zanim popędziłem do łazienki. Przed zamknięciem drzwi upewniłem się że w środku jest apteczka al'a Zayn Malik. Czyli bandaż, bandaż, wazelina i coś do przemycia ran. Była na szczęście nie chciałem po raz kolejny mijać tego lustra które pokazywało mi jak żałosny i odpychający jestem. Zamknąłem drzwi choć nie mam pojęcia po co, przecież i tak nikt nie zachciałby mnie zgwałcić ani nic takiego. Ściągnąłem z siebie obszerny szary materiał po czym spojrzałem w lustro zawieszone nad umywalką. Gdybym nie wiedział że to ja to bym się przestraszył nie na żarty. Próbowałem się uśmiechnąć ale zamiast uśmiechu aka Louis Tomlinson wyszedł jakiś grymas. Z lustra patrzył na mnie chudy chłopak z zapadniętymi policzkami, wystającymi żebrami i cały czas utrzymującym się małym brzuszkiem. Jego przetłuszczona karmelowa grzywka była odgarnięta do tyłu ukazując wielkie cienie pod niebieskimi, mętnymi oczami. Wyciągnąłem dłoń w kierunku płaskiej tafli. Chłopak w lustrze skopiował mój ruch. Obandażowana dłoń dotknęła swojego odbicia. Patrzyłem na brudny od krwi opatrunek zdając sobie sprawę że będę musiał je ściągnąć i spojrzeć na swoje ''dzieło''. Westchnąłem urywając kontakt wzrokowy z moim odbiciem. Delikatnie zacząłem odwiązywać kolejne warstwy nie do końca białego materiału, który układał się koło moich nóg niczym wąż. Spojrzałem na pięć poziomych kresek na prawym nadgarstku. Pogładziłem jedną z ran kciukiem lewej dłoni której nie byłem w stanie odwinąć. Ranki już się goiły a to wszystko dzięki Niallowi. Jego dar jest niesamowity. Nie to co mój. Kto by pomyślał że ten który powinien panować nad umysłami innych nie będzie w stanie panować nad swoim własnym?
Drżącą dłonią zacząłem odwijać drugi bandaż. Z każdą chwila coraz wyraźniej widziałem napis który znajdował się po wewnętrznej stronie mojego przed ramienia. Na delikatnej skórze widniał krwisto czerwony napis. Imię które znaczyło dla mnie wszystko. Obrysowałem palcem literkę 'A' nawet nie dotknąłem skóry a czułem jak nacięcie jest pokryte chropowatymi strupkami. Powtórzyłem to przy literze 'Y'. Chciało mi się płakać. Tęsknota uderzyła we mnie z zdwojoną siłą niszcząc moje postanowienia co do szkoły i prysznica. Nie zobaczę go więc po co iść do szkoły? Nie usłyszę jego głosu. Nie mam się już komu podobać. Po co to wszystko? To jest nic nie warte. Opuściłem dłoń tylko po to żeby zaraz przywalić sobie z pięści w twarz.
-Ogarnij się do cholery!-Warknąłem do mojego odbicia które miało zaszklone oczy bo jednak mam ciężką rękę z czego jestem dumny. Wypuściłem powietrze przez nos widząc że na moim policzku powoli pojawia się czerwony ślad. Nie chcąc się dłużej oglądać wszedłem pod natrysk. Zamknąłem szklane drzwiczki i puściłem letnią wodę. Uniosłem głowę w kierunku z którego leciały zimne krople. Pozwalałem im swobodnie płynąć po moim zniszczonym, pokrytym licznymi obrazkami ciele. Rozluźniłem się tego potrzebowałem. Myśli zdawały się uciekać z mojej głowy. Ulatywać gdzieś daleko. Po raz pierwszy naszła mnie ochota żeby uwolnić mój umysł. Pozwolić mu poszybować tam gdzie będzie chciał ale wiedziałem że teraz nie ma na to czasu. Muszę iść do szkoły. Nadrobić te miesiące i jakoś przetrwać bez połowy serca. Chwyciłem jeden z płynów do kąpieli stojących na małej półce. Nie patrzyłem co biorę. Nadal miałem zamknięte oczy. Włosy wpadały mi do nich lecz się tym nie przejmowałem. Wylałem trochę płynu na dłoń wtedy uderzył mnie mocny zapach mięty i maliny. Zaśmiałem się cicho. Tylko ja kupuję płyny o tak dziwnym zapachu. Zacząłem wcierać płyn w moją pierś, którą zdobiły tatuaże. One też mi przypominały o wszystkim. Sięgnąłem po szampon. Wylałem o wiele za dużo ale nie przejąłem się tym. Najwyżej Niall będzie krzyczeć. Dokładnie spłukałem z siebie białą pianę po czym wyszedłem spod prysznica wprost na zimne powietrze. Wytarłem się dokładnie białym ręcznikiem oczywiście omijałem czerwone, podrażnione miejsca. Założyłem przylegające czarne bokserki i z ręcznikiem w gwiazdki odwróciłem się w stronę lustra. Katastrofa. To jedyne słowo które teraz do mnie pasuje. Już nie jestem tragedia. Westchnąłem przybliżyłem się do połyskującej w słońcu tafli. Przejechałem palcami po ciemnych cieniach pod oczami. Skupiłem się na moim kolorze skóry. Nigdy nie byłem dobry z iluzji ale mam nadzieję że tym razem mi wyjdzie. Otworzyłem oczy. Wow. Nie wyglądam już jak trup. Cienie zniknęły na szczęście. Posłałem chłopakowi po drugiej stronie lekki uśmiech.

Jesteś piękny Lou...

Obejrzałem się gwałtownie w stronę tego głosu lecz nikogo nie zauważyłem. Mój mózg znowu sobie ze mnie kpi. A kiedy ona tego nie robi..? zapytałem sam siebie sięgając po rurki. Mam nadzieję że nie przytyłem przez te suchary. Spodnie pasowały na mnie idealnie co oznaczało że moje kobiece uda nie zniknęły jakimś magicznym sposobem jak mój brzuszek. Po ubraniu skarpetek zabrałem się za ogarnianie mojego artystycznego, karmelowego nieładu. Od razu czułem się lepiej dotykając miękkich i świeżych włosów. Zanim założyłem na siebie za dużą bluzę, która nie należała do mnie,ubrałem prosty biały podkoszulek który chyba był Nialla ale miałem to gdzieś. Chwyciłem gazę oraz bandaż. Ostrożnie owinąłem lewy nadgarstek tak aby nie było widać napisu. Można powiedzieć że to kolejny tatuaż tylko bez konieczności odwiedzania studia. Prawy nadgarstek wyglądał lepiej jednak go również owinąłem białym materiałem. Lepiej dmuchać na zimno. Zabrałem już spakowaną torbę. Czasem uwielbiam posługiwanie się moim darem jakim jest telekineza czy też tworzenie iluzji. Zanim zszedłem na dół spojrzałem na siebie w lustrze.

-Dobrze Tomlinson. Czas założyć maskę.-Mruknąłem odpychając nie chciane myśli do ciemnych zakątków mojego umysłu. Muszę je zamknąć na dnie choć dobrze wiem w nocy one powrócą ale na razie nich tam pozostaną. Otworzyłem oczy i przywołałem na twarz normalny uśmiech. Zszedłem na dół do kuchni, z której podwędziłem czerwone jabłko po czym wyszedłem na rześkie powietrze. Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na zegarek w telefonie. Mam dwadzieścia minut do kolejnej lekcji. Spokojnym krokiem ruszyłem w kierunku szaro-niebieskiego budynku. Założyłem słuchawki skupiając się tym samym na głosie wokalisty. Podśpiewywałem sobie pod nosem pojedyncze słowa. Ludzie mijali mnie z uśmiechami mówiącymi mi ''jak to dobrze że ten chłopak w końcu się otrząsnął''. A chuj wiecie maiłem ochotę im powiedzieć. To takie śmieszne patrzeć na ich zadowolone twarze że ja znowu jestem sobą. Śmiechu warte. Pod maską możesz ukryć wszystko, smutek, nienawiść, obrzydzenie...wszystko to zostaje w tobie. Czeka na odpowiedni moment. Nadal nucąc zacząłem wchodzić po wielkich kamiennych schodach na trzecie piętro. Siedzi to w twoim umyśle ale odpychasz to na dalszy plan. Udajesz że znowu jesteś sobą. Znowu się uśmiechasz choć to jest nie szczere. Ludzie nie rozumieją. Nie chcą rozumieć.
Bez udziału woli pocieram lewy nadgarstek. Z niewiadomych powodów odpręża mnie to. Czy się denerwuje? A skąd nie było mnie tu od momentu kiedy wykrzyczałem dyrektorce prosto w twarz że jest straszną kurwą i suką a później zbiłem jej ukochaną wazę z chin za kilka milionów. Nie ma się czym stresować Tommo. Zrobiłem pierwszy krok w stronę klasy w której miałem mieć zajęcia. Akurat w tym momencie skończyła się playlista na moim cacuszku.

-Lou..

Odwróciłem się gwałtownie w kierunku schodów. Znowu. Znowu słyszę coś co jest niemożliwe do usłyszenia.

-Pan Tomlinson?!-Kurwa. Dyrka idzie w moim kierunku szybkim krokiem. Szlag by to robię krok w kierunku schodów kiedy nagle czuje czyjeś dłonie na moich plecach.
Powodzenia.
Co?
Czuje że spadam. Moje ciało uderza o kamienne schody. Odbijam się od nich niczym piłeczka od ping ponga. Lubiłem ten sport.
Zanim ciemność mnie pochłonie słyszę przeraźliwy krzyk Nialla....oraz czyjś szyderczy śmiech?
Nie mam siły walczyć z bólem. Poddaje się jak za każdym razem.


@


No chyba kurwa nie. Po raz kolejny biały sufit szczerzy na mnie swoją sufitową mordę. Aż czuje jak się uśmiecha. Tylko gdzie ona ma te plamki po zupie? Przyglądam się baczniej, jeżeli bacznym spojrzeniem można nazwać rozmazany obraz i czarne plamki które tańczą mi walca przed oczami zasłaniając pole widzenia.
To nie jest mój pokój. To jest gabinet pielęgniarki. Jak na to wpadłem? Tu jest za biało chyba że to czyściec. Spróbowałem się podnieść do pionu ale niestety nie udało się. Tępy ból zaatakował moje skronie na co wydałem z siebie cichy jęk.

-Co ty robisz Tomlinson? -ten głos zdecydowanie nie należał do mojej szkolnej pielęgniarki która był gruba torbą z pięcioma podbródkami. Odwróciłem głowę w kierunku miłego głosu i....o kurwa. Przy biurku siedziała młoda kobieta, całkiem ładna żeby nie było że jako gej tego nie dostrzegam ale nie w tym rzecz. Zamiast połowy ciała miała...metalowe coś. Nie do końca wiem co to było. W życiu czegoś takiego nie widziałem, ale było to podobne do protez albo czegoś w ten deseń. Moje szczęka spotkała się z ziemią. Laska zauważyła że patrzę na nią dziwnie. Westchnęła po czym podeszła do mnie kręcąc głową.
-Chyba sprawdziły się moje przewidywania.
-Ha? -Zapytałem głupio.
-Masz amnezje Tomlinson.
Przepraszam że co?
No chyba nie. Moje wspomnienia są na swoim miejscu. Na pewno.


Mam przejebane.



Zaciąłem się. Patrzyłem tępo na kobietę która usiadła naprzeciwko mnie. Była bardzo młoda, jej brązowe włosy były krótko ścięte a delikatny makijaż nadawał jej miłego wyglądu. Patrzyła na mnie z żalem w swoich szarych tęczówkach. Powoli pokręciłem głową. To niemożliwe. Nie mam amnezji. Pamiętam wszystko. Od tego jak miałem trzy latka i zepsułem mamie bikini po dzisiejszą noc. Po raz kolejny pokręciłem głową. Moje włosy delikatnie zafalowały.

-To niemożliwe. Wszystko pamiętam.-Mruknąłem rozglądając się po pomieszczeniu. Był to dosyć dziwny gabinet. Na ścianach nie było żadnych tabel z zdrowym żywieniem czy też anatomią człowieka ale zamiast tego były tutaj tablice z składem jakiś preparatów o jakich nigdy w życiu nie słyszałem. Zmarszczyłem brwi. Byłem niezły z chemii lecz nie znałem tych wzorów. Przerażenie zaczęło się odzywać jednak udało mi się je zdusić w zarodku. Wypuściłem wstrzymywane powietrze. Czułem jej wzrok na sobie. Nie miałem pojęcia o co może jej chodzić. Wróciłem do niej wzrokiem. Dostrzegłem w jej dłoniach kajet i długopis. Uniosłem brwi w wyrazie zdziwienia.

-Po co to?-Wskazałem na trzymane przez nią przedmioty. Na twarzy kobiety wykwitł delikatny, przyjazny uśmiech.

-Muszę ci zadać kilka pytań żeby się upewnić że z tobą wszystko w porządku i możesz wrócić na lekcje.-Poprawiła się na krześle a ja nagle poczułem się jak na przesłuchaniu kiedy mama dowiedziała się że mam chłopaka. Skinąłem ledwo dostrzegalnie głową.-Dobrze. Jak mam na imię Louis? -Okej. Nie spodziewałem się takiego pytania. Zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu. Na biurku dostrzegłem mała plakietkę lecz nie byłem w stanie przeczytać całego imienia. Raz nieświadomej kozie śmierć!

-Ee..ee...Melody?-Rzuciłem pierwszym lepszym imieniem na 'M' jakie mi do głowy przyszło. Piguła uśmiechnęła się.

-Tak. To jest moje imię Louis.-Nie wierze! Zgadłem. Dziękuje intuicjo. Uśmiechnąłem się bokiem twarzy. Jedno pytanie za mną, jeszcze jakieś tysiąc do końca.-W jakiej jesteś klasie?-W żadnej, a jak już gdzieś jestem to w czarnej dupie. Nie miałem pojęcia do jakiej klasy chodzę. Nawet nie znałem pełnej nazwy mojej szkoły na boga! Z stresu zacząłem pocierać lewy nadgarstek, moje policzki lekko się zaróżowiły. Melody skinęła głową tak że kilka pojedynczych pasm ciemnych włosów opadło jej na twarz uciekając z zaczesanej do tyłu reszty. W sumie nigdy nie widziałem kobiety w takiej fryzurze i muszę przyznać że piguła wyglądała bardzo dobrze w takiej fryzurze. -Rozumiem. Nie wiesz prawda?-Spytała notując coś na białych kartkach a ja niechętnie pokiwałem głową przegryzając wargę. Zadała mi jeszcze kilka pytań dotyczących moich ulubionych miejsc i tym podobnych. Nie wiem co to miało na celu ale powoli zaczynałem panikować przez to ''przesłuchanie''. Poprawiłem się na swoim miejscu. Spojrzałem za okno przez które było widać nowoczesne boisko do kosza i wielki dziedziniec. To na pewno nie była moja szkoła. Tu było za ładnie do teko kto robi boisko do kosz zaraz przy wejściu do szkoły? Idiotyzm. Chyba że jesteś napaloną laską i chcesz się pogapić na spocone, męskie klaty to zwracam honor. To byłby piękny widok o poranku. Chociaż ja już mam moją ukochaną klatę na którą mogę patrzeć godzinami. Przechyliłem głowę w lewo aż mi strzyknęło. Wyprostowałem się przez co mój kręgosłup zaprotestował. Nie przejąłem się tym tak bardzo jak tym że coś odbiło się od mojej klatki kiedy się pochyliłem. Sięgnąłem ręką do czegoś co było zawieszone na mojej szyi. Odchyliłem bluzę i zamarłem. Na czarnym rzemieniu wisiał sygnet. Nie był to byle jaki sygnet. Dobrze wiedziałem do kogo należy i jakie ma znaczenie...znaczy miał znaczeniu w naszych relacjach. Puściłem bluzę pozwalając jej ukryć naszyjnik przed ciekawskim spojrzeniem Melody. Kobieta chrząknęła znacząco sprawiając tym samym że moja uwaga spoczęła na niej. Odłożyła kajet oraz długopis na biurko. Pochyliła się do przodu kładąc łokcie na kolanach, a ja oparłem się o poduszkę patrząc na nią spod przymruzonych powiek.

-Już jestem pewna że masz amnezję ale muszę zadać ci jeszcze jedno pytanie...-Czemu mam wrażenie że ona mi czegoś nie mówi? Patrzy na mnie zbyt zadowolonym z siebie wzrokiem, do tego jest w nim coś takiego ze czuje się jak mysz z laboratorium.

-Słucham pi..Melody.-W ostatniej chwili powstrzymałem swój język. Jaki ja się rozgadany zrobiłem. Maska funkcjonuje znakomicie. Nawet ona z tym swoim wszechwiedzącym spojrzeniem nie wie co się dzieje w moim wnętrzu i dobrze. Trochę bardzo przeraża mnie fakt że ona mnie zna, ale czy na pewno zna mnie?
-Kto jest twoim najlepszym przyjacielem?

-Zayn.-Odpowiadam szybko. Kobieta marszczy brwi i podnosi się do pionu.
-Zayn Malik?-Upewnia się wstając. Patrzę zdziwiony jak zbliża się do drzwi. Kiwam jej tylko głową. Co w tym dziwnego?-zaraz wracam.-Po tych słowach wychodzi, drzwi zamykają się za nią z cichym trzaskiem. To nawet dobrze że wyszła. Mogę wrócić do moich rozmyślań. Ta piguła wydaje się wiedzieć o mnie więcej niż ja sam. Do tego nie mam pojęcia co się dzieje. Gdzie ja jestem w ogóle? Nigdy nie byłem aż tak zdezorientowany. Niby odpowiadałem na wszystkie jej pytania i była pewny siebie ale serio nie mam pojęcia co to za miejsce. Opcje z czyścem odpuszczam bo to nie możliwe. Ja nawet w boga nie wierze. Jakiś szpital do chorych psychicznie? Ale wtedy pozostaje pytanie jak się tutaj znalazłem skoro byłem w szkole i...spadłem...z...schodów. Szybko dotknąłem skroni na których znajdował się opatrunek. Znowu pewnie wyglądam jak siedem i pół nieszczęścia. Spojrzałem na moje nadgarstki owinięte w ten sam materiał co rana na głowie. Wykonałem skręt w prawo. Nic zero bólu. Wykonałem skręt w lewo. To samo. Coś mi się tutaj nie zgadza. Dobrze pamiętam że jak spadałem z tych pieprzonych schodów to uderzyłem nie jednokrotnie plecami i klatką piersiową o kamienne schody. Zmarszczka między moimi brwiami pogłębiła się. O co tu chodzi? Nawet Niall nie byłby w stanie pozbyć się tych siniaków w tak szybkim czasie. Usiadłem po turecku na łóżku odzianym w biała pościel. Serio mój pokój przypomina szpital. Muszę go pomalować. Najlepiej na zielono.
Zamykam oczy żeby się skupić na tym do czego doszedłem teraz.

Po pierwsze: spadłem z schodów i rozbiłem sobie łeb jak ostatnia sierota.

Po drugie: jestem u piguły której nie znam ale ona zna mnie.

Po trzecie: jestem w szkole a przy łóżku leży moja torba.

Po czwar...moment co?! Gwałtownie otwieram oczy i sięgam po czarna torbę, że też wcześniej jej nie zauważyłem. Wysypałem wszystko co w niej było na pościel przede mną. Kilka zeszytów, dwa niebieskie długopisy, portfel, jakiś opasły tomiszcz o zaszczytnym tytule ''osiem kroków do nieba''. Okey nie wiem co to za książka i chyba nie chce wiedzieć. Odłożyłem ja na bok i przyjrzałem się pozostałym rzeczom, papierki po cukierkach, butelka wody, taśma klejąca i złamane okulary. Nic ciekawego powiem szczerze. Poza tą dziwną książką były to rzeczy które zazwyczaj nosiłem do szkoły. Wrzuciłem wszystko do torby i odłożyłem ją na jej miejsce. Znowu zamknąłem oczy. Niby wszystko było podobne ale jednak...to nie było to co pamiętałem. Nagle moja podświadomość postanowiła przemówić pokazując mi wspomnienie o którym praktycznie zapomniałem, ponieważ nigdy nie sądziłem że takie informacje mi się przydadzą.


-Proszę pani! Proszę pani!-Krzyczał siedzący obok mnie chłopiec o czarnych włosach. Nauczycielka spojrzała na niego z uśmiechem.

-Słucham Kyle.

-Co to jest Drugi Świat?-Spytał chłopiec z świecącymi oczkami. Również spojrzałem na panią z zainteresowaniem. Pomimo iż jestem najmądrzejszym uczniem w klasie to nigdy o czymś takim nie słyszałem. Klasa spojrzała na wychowawczynie zaciekawiona.
-Kyle..skąd wiesz o czymś takim?-zapytała pani siadając na jednej z ławek.

-Przeczytałem w gazecie ale jak spytałem taty co to, nie chciał mi odpowiedzieć ale myślę że tata nie wiedział co to jest ale pani wie prawda?-Cala klasa patrzyła z nadzieją na starszą panią. W tym ja oczywiście. Kyle może i był głupi ale mnie zaciekawił.
-Nie dacie mi spokoju jeżeli wam nie powiem prawda urwisy?-Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Wszyscy pokiwali zgodnie głowami że nie odpuścimy, ja na pewno nie odpuszczę.-Dobrze więc powiem wam...-Po klasie przeszedł zadowolony szmer.-..Ale musicie być cicho.-Jak na komendę cała sala ucichła na co moja nauczycielka zaśmiała się cicho- Co to Drugi Świat pytacie...



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro