Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. New school isn't cool - part one (Muke)


Napisane; 14 kwietnia 2016, wcześniej osobna opowieść.
p.s najdłuższy one shot jaki napisałam, 13k słów, 24 strony w wordzie <3
___________________________________________________

Nie ma mowy. Nie wejdę tam. Nie ma takiej pizzy we wszechświecie, za którą bym tam wszedł. Nie i już. Właśnie stoję przed wielkim budynkiem „Unnormal High School". Po raz trzy tysiące pięćsetny pytałem się siebie, jakim cudem się tutaj znalazłem. Przecież już nie raz, nie dwa, zdarzało mi się teleportować i nikt nie robił z tego wielkich problemów. Podrapałem się po karku. Może to dlatego, że zawsze przenosiłem się z pokoju do łazienki? Nie...to na pewno nie dlatego. Jednak! To nie czyni ze mnie jakiegoś tam mutanta, potwora czy też demona. W sumie pierwsze dwa są jeszcze spoko, ale demony już nie. Przerażają mnie. Znaczy, ekhem, jestem mega punk rockowy więc żaden demon mi nie straszny! Są jak te urocze i śliczne kociaki, które od wczoraj mieszkają w moim pokoju. Uśmiechnąłem się rozmarzony przypominając sobie ich mięciutkie futerko. Wziąłem głęboki oddech, poprawiłem bejsbolówkę po czym zrobiłem pierwszy krok, bo więcej nie było mi dane.

-Mikeeeeeeey! Słoneczko ty moje najjaśniejsze! Sensie mojego nędznego życia! – krzyczał wesoły kobiecy głos.

-Kurwa jego mać-zakląłem pod nosem, zanim zimne usta nie przywarły do moich warg. Wpatrywałem się zirytowany we wręcz białe oczy mojej najlepszej przyjaciółki Anastazji. Po chwili dziewczyna oderwała się ode mnie. Z wielkim uśmiechem głaskała mój kark, a mi się chciało trochę rzygać? Halo halo I'm gay! Dobra, An o tym dobrze wie. Całuje mnie tylko po to, żeby....o kuźwa! Dotknąłem moich zimnych jak dupa eskimosa warg.

-Michael mój ty koteczku. Jesteś taki słodki w tej czapce...ohoho widzę, że już się denerwujemy- stwierdziła, patrząc na to jak moje białe włosy przechodzą płynnie w kolor wściekłej czerwieni. Znowu to zrobiła! Jebana szmata!- Pamiętaj! Złość piękności szkodzi!-po tych słowach rzuciła się w głąb placu. Mike oddychaj. Nie daj się jej...a z resztą pieprzyć to! Ruszyłem biegiem za nią. Jak ją dorwę to nogi z dupy powyrywam! Kompletnie zapomniałem o tym, że do tej szkoły uczęszcza jeszcze mój kochany Kapturek, księżniczka Louise i jej chłopak. Jakoś w tym momencie wyleciało mi to z głowy. Nagle poczułem jak ktoś wpada na mnie z impetem. Patrzę w dół. Anastazja? W jej oczach widzę to samo zdziwienie co w moich. Moje kochane włosy pewnie przyjęły teraz kolor dojrzałej pomarańczy, ale mam to gdzieś. Nasz spektakularny upadek zwraca uwagę wszystkich osób, potworów, chuj wie czego, na dziedzińcu. Jakim cudem ja się przed nią....aaaaaa no tak teleportacja. Fajnie, że nie umiem nad nią panować. Tył głowy pulsuje tępym bólem. Najlepsze rozpoczęcie szkoły ever, nie ma co. Czy mogę już stąd iść?

-Michael?! An?!-gdzieś z oddali słyszę głosy Calum'a i Louis'a. Moja przyjaciółka podnosi się ze mnie z cichym jękiem, pocierając lewą skroń, która zderzyła się z moim czołem. Mówiłem już, że ta szmata była wyższa? Nie? To właśnie mówię.

-Ja pierdole. Ty stary pedale, od kiedy to umiesz?

-Jakoś tak od tygodnia? Może krócej? A teraz proszę zejdź ze mnie, bo mnie gnieciesz swoim wiekiem kolanem-mamroczę do jej ucha. Serio może już ze mnie zejść. Jest ciężka jak na bryłę lodu.
-Wybacz, że gniotę twoje klejnoty rodowe. Upss, ty nie pochodzisz z rodu-pstryka mnie w nos, po czym się podnosi. Wydaję z siebie cichy jęk ulgi, robię dokładnie to co ona, jednak nie dane mi jest nacieszyć się pozycją pionową, kiedy ktoś wskakuje na mnie i przytula na tak zwaną koale.

-Promyczku szczęścia i tęczowych włosów! –krzyczy Louis wprost do mojego ucha, mocno tuląc mój chudy tors. Czuje na sobie zabójcze spojrzenie, które mówi 'zajebie cię jak go chociaż po koszulce tkniesz'. Najwyraźniej sam Lou nie odczuwa tej groźby, bo najnormalniej w świecie ściska mnie jak jakiegoś gniotka z mąką ziemniaczaną wewnątrz.

-Louuuuis, dusisz mnie. Po za tym czuję, że jak zaraz cię nie puszczę, chociaż chcę zaznaczyć, że cię nawet nie trzymam, to ktoś mi wpierdoli-szepczę do jego ucha, obawiając się spojrzeć ponad uradowanego jak trzysta pięćdziesiąt Calum'a i chichoczącą Anastazję. To nie tak, że się przestraszyłem, skąd.
-Lou! Zejdź już z niego, bo znowu stał się naszym białym kiciusiem-zaśmiał się Calum. Cudnie. Moje włosy znowu mnie zdradziły. Na szczęście tylko ta trójka wie co oznacza każdy kolor, więc jest spoko. Tommo z małym uśmiechem zszedł ze mnie, a moje plecy miały ochotę śpiewać pieśni dziękczynienia. Nie żeby Louis był ciężki. Skąd hahahahah. Wcale. No dobra, może troszeczkę?

-Chodź Mikey! Poznasz naszą paczkę. Mam nadzieję, że tym razem Luke nie przyjdzie z tą dziwką do stolika-warknęła An, chwytając moja dłoń i ciągnąc mnie w kierunku podłużnego, kamiennego stolika ukrytego w cieniu. Że tak zapytam, o której początek lekcji w tym piekle? Calum i Lou rozmawiali o czymś zacięcie, w gruncie rzeczy to ich nie słuchałem. Myślami byłem w mojej jaskini, z toną pizzy, filmami i grami video, okazjonalnie gitarą.

- 'Cause I've got a jet black heart...-zanuciłem pod nosem tekst ostatniej z moich piosenek. Czułem się dziwnie emocjonalnie z nią związany. Nawet nie zauważyłem, że już nie trzymam dłoni An, nie zauważyłem też, że jakimś cudem stoję przed jakąś salą, z której wydobywa się czyjś piękny głos. Sam nie wiem co mną kierowało, jednak kiedy usłyszałem jak ten ktoś śpiewa:

„And there's a hurricane underneath it
Trying to keep us apart
I write with a poison pen..."

Dośpiewałem z zamkniętymi oczami:

„But these chemicals moving between us
Are the reason to start again..."

Nagle wielkie drewniane drzwi otworzyły się z hukiem, uderzając w ścianę obok mnie. Pisnąłem bardzo punk rockowo. Podniosłem wzrok i no cóż, zamarłem. Przede mną stał bóg, chociaż sądząc po tej szkole to bardziej mógłby być demon. Demon o pięknych, głębokich jak rów Mariański, niebieskich oczach, perfekcyjnie zaczesanych do góry blond włosach i kolczyku w wardze, który przyciągał mój wzrok zdecydowanie za często. Szczerze, nie miałem pojęcia co czułem patrząc na wyższego chłopaka.
-Co to za popierdolony kolor włosów-parsknął, na co zmarszczyłem brwi. Słucham? Spojrzałem w okno po lewej. O shit. Czemu ten facet wywoływał we mnie tak skrajne uczucia? Czerwień, zieleń, róż i biel. To jest złe połączenie, ale nikt nie będzie obrażał moich kudłów do chuja!

-Oh co to za popierdolony głos-spojrzałem na lekko zdziwionego chłopaka, chyba się nie spodziewał tego, że coś odpowiem-Chuj ci do moich włosów. Nikt ci nie mówił, że nie kradnie się cudzych piosenek?-zapytałem, zaplatając ramiona na piersi. Dobrze Mike! Fight! Jestem pewien, że w momencie kiedy niebieskie oczy przybrały wielkość spodków ufo, moje włosy płynnie przeszły w piękny odcień krwawej czerwieni. – Najwyraźniej nikt-prychnąłem, a blondynek cały czas się na mnie gapił. Boże, co jest z nim nie tak? Już miał coś powiedzieć, kiedy dobrze mi znamy głos uniemożliwił mu to.

-Michaelu, ty jebany telepato! –An w trybie 'wkurwiona kumpela' znalazła się koło mnie, w tym samym momencie wymierzając mi celny strzał w tył potylicy. Na co moje włosy pokrył szron.

-Psia cholera! Co ty robisz?

- A ty? Znikasz jak ten kamień w wodę!-krzyknęła, patrząc na mnie z zmrużonymi oczami.

-Znasz go Anastazjo?-zapytało blond demoniczne ciacho, opierając się barkiem o pustą futrynę. Zielonowłosa spojrzała na niego, a jej twarz pokryły granulki lodu.

-Luke'u Robercie Hemmingsie! Czemu te drzwi nie są na swoim miejscu?! Popierdoliło was do reszty!? I ciebie-wskazała tu na mnie, na co prychnąłem-Kitty, morda tam, bo ci zabiorę tę czapkę!-posłusznie zamknąłem się, chociaż jak zobaczyłem ten zadziorny uśmiech na ustach Luke'a...mogę mu przywalić? Mogę? Proszę!- I ciebie Luke?! Znowu wywarzyłeś drzwi od Sali muzycznej. Ja z tobą nie wytrzymam!-chwyciła nas za nadgarstki. Zimno uderzyło we mnie z zdwojoną siłą. Szybkim tempem pokonaliśmy kilka klatek schodowych, korytarzy i w sumie sam nie wiem ile klas. Kątem oka co chwilę spoglądałem na blondyna, który nawet się nie krępował z tym, że się na mnie gapi. Szybko odwróciłem od niego wzrok. Irytował mnie, gnój jeden. Z impetem wpadliśmy do jednej z klas, zwracając tym samym na siebie uwagę całej klasy. O cholera. Trafiłem do jakiegoś raju dla potworów, mutantów, ludków z nadprzyrodzonymi mocami i...i sam nie wiem czego jeszcze.

-Przepraszamy za spóźnienie. Znalazłam nasze dwie zguby-powiedziała An z sztucznym uśmiechem na bladych z zimna wargach. Puściła mój trochę przemrożony nadgarstek, który zacząłem od razu pocierać. Wraz z Luke'm udała się do ławek ustawionych z tyłu klasy. Zauważyłem tam Louisa, obściskującego się z jakimś lokowatym facetem, Caluma robiącego to samo z innym loczkiem, do tego jakiegoś mulata trzymającego za dłoń farbowanego blondyna, a obok nich spał jakiś całkiem przystojny koleś.

-Michael?-spojrzałem niepewnie na kobietę węża i cudem powstrzymałem się od krzyku. Moje włosy na pięćset procent przyjęły odcień śnieżnej bieli.

-Tak to ja-posłałem kobiecie uśmiech mówiący 'I have no idea what I'm doing'.

-Miło mi cię poznać-wyciągnęła do mnie dłoń, a ja ją uścisnąłem. Najs, miała na niej łuski jak prawdziwy wąż. Wzdrygnąłem się ledwo zauważalnie- Moja droga klaso, oto nowy uczeń, Michael. Przeniósł się do nas z normalnego liceum-zauważyłem, że ta mała informacja wywołała nie małe poruszenie w klasie. Nawet pan Luke Mam To Gdzieś się zainteresował, nie żebym go molestował wzrokiem. Skąd. Jestem grzecznym, punk rockowym chłopcem. Słowo skauta i harcerza, ale czy to nie to samo?- Michael odpowie na kilka waszych pytań, później powrócimy do lekcji-oznajmiła kobieta wąż, której imię brzmiało Irma, tak, Clifford nauczył się czytać. 100 punktów dla Cliffordlandu! Stałem sobie przed tą chołotą i w sumie nie wiedziałem co zrobić. Byłem pewien, że moje kudły zmieniały kolor jak pojebane. Niska blondynka z pierwszej ławki podniosła dłoń, na co cała klasa ucichła. Nie miałem pojęcia czemu. Spojrzałem na moich kumpli i aż się zdziwiłem. Lou przestał jeść swojego chłopaka, An nie spała, tylko gapiła się na mnie wielkimi oczami, Luke patrzył na moje włosy, Calum również zaprzestał spożywania warg loczka numer dwa, ogółem wszyscy gapili się na blondi, to na mnie, to na nią, to na mnie. O co tu kaman?
-Słucham Amber-Irma kiwnęła głową na dziewczynę, która się podniosła.
-Udziela mi pani głosu?-mój żołądek zwinął się w chińskie osiem na dźwięk jej głosu. Coś wewnątrz mnie kazało mi uciekać i nie oglądać się za siebie.
-Tylko na pięć pytań, nie próbuj żadnych sztuczek-nauczycielka pogroziła jej palcem.
-Oczywiście-podniosła na mnie swoje wściekle różowe oczy, a ja poczułem jak coś oślizgłego próbuje się dostać do mojej głowy. Chwyciłem się za kark mając wrażenie, że to coś właśnie tamtędy idzie. Spojrzałem na nią kolejny raz. Dziewczyna zaśmiała się. Po chwili dziwne uczucie zniknęło-Już cię lubię, Michael. Wracając, czemu się tutaj przeniosłeś?-oparła biodro o ławkę, w geście który powinien uchodzić za kuszący. Coś jej nie wyszło. Co innego gdyby taki gest wykonał Luke...Michael staph!
-Teleportowałem się z sekcji zwłok żaby wprost do szkolnego basenu-mruknąłem, bawiąc się daszkiem czapki. Cała klasa gapiła się na mnie z otwartymi ustami.

-Umiesz się teleportować?
-Jeżeli chcesz wylądować w Afryce to tak, umiem. –zaśmiałem się cicho. Tak na serio to ja nie umiem, ja się nie znam, ja tu tylko sprzątam.
-Co jest nie tak z twoimi włosami?!-krzyknęła jakaś dziewczyna z tyłu. O, dopiero teraz zauważyłem, że siedzi koło blondyna, który nie spuszcza ze mnie wzroku i że trzyma go za rękę. Moje małe serduszkowe nadzieje właśnie padły niczym dinozaury po uderzeniu meteorytu. W ogóle czemu miałem jakiekolwiek nadzieje?- Wyglądają śmiesznie!-zaśmiała się skrzeczącym śmiechem. Przepraszam, czy mogę ci przypierdolić?
-A ty śmiejesz się jak zepsuty traktor i jakoś nikt nie mówi, że to śmieszne-warknąłem, patrząc w złote oczy tejże dziewczyny. Cała sala ucichła, jak jeszcze przed chwilą się śmiali jak powaleni, to teraz była cisza. Nagle cichy chichot ją przerwał. Spojrzałem w bok na śmiejącego się Luke'a.
-Luke!-krzyknęła dziewczyna, czerwieniąc się na swojej wytapetowanej twarzy. Pojedyncze złote pasma opadły na jej twarz.

-Variette, kochanie, wybacz, ale Kitty ma racje-na użyte przez niego określenie zarumieniłem się lekko. Dziewczyna prychnęła, po czym podniosła się z krzesła i szybkim krokiem opuściła salę, uprzednio wysyłając mi spojrzenie godne bazyliszka. Wzruszyłem na to tylko ramionami. Każdy gapił się to na mnie, to na blondyna, na którego ustach igrał psotny uśmieszek. Nie słysząc już żadnego pytania, ruszyłem do ławki. Zająłem miejsce koło Luke'a, ale nie odezwałem do niego ani słowem. Po chwili na ławce obok mnie wylądowała mała, kwadratowa karteczka. Zmarszczyłem brwi, rozkładając ją.

Kitty, czemu twoje włosy zmieniają kolor? Luke x

Kątem oka spojrzałem na chłopaka, który wcale nie udawał, że ogląda zielone ściany. Znów spojrzałem na ciąg liter zapisanych ładnym, lekko pochyłym pismem. Jak na faceta jego pismo jest miłe dla oka, ugh, znaczy dobrze się je czyta. Chwyciłem jasnozielony cienkopis i zacząłem odpisywać.

Lukey, co cię to interesuje? Nie powinieneś myśleć o swojej lubej? X

Zanim zdążyłem zmienić to staroświeckie słowo, karteczka została mi wyrwana. Kurwa. Oparłem łokcie na ławce, tępo wpatrując się w tablicę, na której pani Irma wpisywała dane dotyczące wycieczki. Moment co? Jakiej wycieczki?! Z przyzwyczajenia odwróciłem się w lewą stronę i kompletnie zapominając, że Luke to nie mój kumpel Connor, chwyciłem go za ramię, po czym pochyliłem się wprost do jego ucha.

-Jaka kurwa wycieczka?-wyszeptałem, owiewając płatek jego ucha ciepłym oddechem. Ciało koło mnie gwałtownie zesztywniało, a ja dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest Connor! Gwałtownie odskoczyłem od Luke'a, cały czerwony na twarzy, a moje włosy przybrały odcień intensywnego różu. Mówiłem już, że kocham moje szczęście? Krzesło zachwiało się niebezpiecznie pod wpływem mojego odskoku. Niestety te krzesła nie są za bardzo stabilne. Runąłem do tyłu wprost na mój piękny tyłek. Każdy się teraz na mnie patrzył.

-Mikey, co ty robisz? Aż taki straszny jest nasz Luke?-zaśmiała się An, wyglądając zza Louisa. Prychnąłem już chyba po raz setny tego dnia. Podniosłem się z ziemi, nadal masując pośladki. Podłogę to oni maja na pewno twardszą. Usiadłem z powrotem na swoim miejscu.

-Może cię pomasować, co Kitty?-cichy szept Luke'a wysłał tysiące iskier do mojego ciała. Odwróciłem twarz w jego kierunku i przybrałem jeden z najbardziej niewinnych uśmiechów, na jaki mnie było stać.
-Na taki przywilej trzeba sobie zasłużyć, Luke-pstryknąłem go w nos. Chłopak coś tam jeszcze mamrotał pod nosem, ale już go nie słuchałem. Mały uśmiech plątał się po mojej twarzy.

Cały dzień upłynął mi w miłej atmosferze. Dużo rozmawiałem z Louisem, Harrym i Luke'iem. Śmiałem się co chwilę, szczerze czułem się tutaj lepiej niż w mojej starej szkole. Blondyn z kolczykiem w wardze nie opuszczał mnie nawet na krok, przez co Variette była wściekła jak cholera. Dowiedziałem się o co chodzi z tą całą wycieczką. Okazało się, że jedziemy nad jezioro, żeby lepiej szkolić swoje zdolności. Obóz szkoleniowy ma trwać ponad dwa tygodnie, a wyjeżdżamy w przyszły piątek. Dodam, że dzisiaj jest wtorek. Podoba mi się to, nawet bardzo, nigdy nie byłem na czymś takim.

-Michael? Wf-ista prosił, żebyś się do niego zgłosił-rzucił Harry, który ciągle posyłał mi spojrzenia pod tytułem „Louis is mine". Wywróciłem na niego oczami.
-Dzięki, Harry, ale z łaski swojej i prośby mojej, przestań patrzeć na mnie tak jakbym chciał ci odbić Louisa. –machnąłem na niego widelcem z nadzianym na niego kawałkiem kurczaka, nakazując mu milczeć- Po pierwsze, to mój najlepszy przyjaciel, który jak tylko się dowiedział, że chcesz się z nim umówić, to wywalił całą moją, swoją i Calum'a szafę w poszukiwaniu jednego swetra, który wisiał na oparciu łóżka. – nie chcący włożyłem widelec w usta zaskoczonego Luke'a- Sorry. Po drugie, jest totalnie nie w moim typie od kiedy dowiedziałem się co ukrywa w czwartej szufladzie swojej komody-wyciągnąłem widelec z ust Luke'a, znaczy zamierzałem, jednak on chwycił go między swoje idealne uzębienie i pociągnął-Luke zostaw-o dziwo chłopak mnie posłuchał-Dobry Luke. A po trzecie, nie lecę na jego dupę jak ty, więc się ogarnij. Ty też Luke-mruknąłem do chłopaka, który się do mnie szczerzył jak głupi. Nie znałem go więcej niż te sześć godzin, a czułem jakbym znał go z sześć lat. To wszystko jest dziwne.
-Ładnie ci w liliowym, Mike'y-zaśmiał się Luke, patrząc na ukryte pod czapką włosy. Widelec upadł na kamienny stół z cichym brzdękiem. Co?

-Co? Jaki mają kolor?
-No liliowy- Hemmo zmarszczył brwi. Szybko pozbyłem się czapki, po czym sięgnąłem po mój cudowny telefon.
-No nieźle. – szepnąłem, przeglądając się w ekranie. Wyglądały dobrze, tylko co to znaczyło?
-Jesteś zadowolony, Mike-zaśmiała się An, wskazując moje kłaki. Wszyscy tym razem skierowali swoje spojrzenia na nią-No co? To właśnie oznacza ten kolor. Jak włosy Michaela stają się liliowe to oznacza, że jest zadowolony. Albo hmmm zielone są oznaką tego, że się dobrze bawi, czerwone są wtedy kiedy jest wkurwiony, a różowy...-posłała mi psotny uśmiech, na co liliowe pasma stały się różowe- Kiedy się go czymś zawstydzi...au!-zanim skończyła zdanie rzuciłem w nią kawałkiem kurczaka, który trafił ją w oko. Dokładnie w tym samym momencie mój telefon oznajmił mi, że dostałem wiadomość.

Od : Connry
Gordon! Ty, ja, po szkole o 15, czekam, potrzebuję pomocy, randka, geju help!

Zaśmiałem się na pojebaną wiadomość od kumpla. Szybko wystukałem odpowiedź pod czujnym okiem jedzącego Luke'a. Wszyscy prowadzili mniej lub bardziej ważne rozmowy, a ja zastanawiałem się po co mam iść do gościa od wychowania fizycznego. Wstałem ze swojego miejsca koło Hemmings'a dokładnie w tym samym momencie, w którym przyszła Variette. Bezczelnie zabrała mi miejsce. Suka. Boże, Michael, jesteś w tej szkole pierwszy dzień, a już nienawidzisz tej laski. Czemu jej tak nie trawię? Coś tam głęboko podpowiadało mi, że to dlatego, iż jest dziewczyną Luke'a. Prychnąłem pod nosem. Muszę być otwarty na nowe znajomości! Podczas miłej przechadzki do gabinetu wf-u poznałem z czwórkę spoko ludków. Jeden z nich ma na imię Ed, ale ja wolałem mówić na niego Eddy lub pochodnia, ze względu na jego piękne pomarańczowe włosy, of course. Pogadaliśmy chwilę i okazało się, że jest zmiennym misiem, no dobra, nie misiem tylko kotem. Nie powstrzymałem cichego 'aww' na tą wieść, za co dostałem sójkę w bok. Kolejną nowo poznaną personą na mojej drodze ku nauczycielowi była Emily. Całkiem spoko laska, metr osiemdziesiąt żywej masy z ładnym uśmiechem. W życiu nie spotkałem silniejszej babki, nigdy, a daję słowo, widziałem sporo lasek. Zaznaczam jestem gejem. 100% homo. Dziewczę było bardzo miłe jednak, i mi, i jej się śpieszyło, więc pożegnaliśmy się zgranym high five'm. Trzecią osobistością poznaną „on the way" był facio zwany Terry'm. Podrywał mnie co pięć sekund, dlatego spierdoliłem stamtąd w trybie now. Ostatnią wisienką na torcie był wfista. Facet dwa metry z hakiem, zamiast skóry torf, a zamiast włosów mech. Przyjemniaczek.
-Michael Clifford? Jak ten...?
-Tak, jak czerwony pies-zaśmiałem się. Moje kudły przybrały kolor zielonej trawy.
-Rozumiem-mężczyzna pokiwał głową w zamyśleniu-Od kiedy umiesz się teleportować?
-Od jakiegoś tygodnia? Chyba coś koło tego.
-Ile razy ci się to udało zrobić?
Tutaj to musze pomyśleć. Zacząłem liczyć na palcach.
-Tak z sześć razy?
-Ile razy to było zaplanowane?
-Ani razu-odpowiedziałem, końcówki moich włosów przybrały odcień pudrowego różu. Wtf?
-Zaczniesz szkolenie z pierwszakami na obozie. Jeżeli będzie ci dobrze szło i opanujesz podstawy podstaw, to będziesz mógł przejść na kolejny poziom, ale nie licz na to, że będziesz w stanie ćwiczyć z synem Fausta czy też Lucyfera. To za wysoka liga- Przepraszam, że co? Patrzyłem na gościa wielkimi oczami. Piękny pudrowy róż ustąpił miejsca wściekłej pomarańczy, która symbolizowała moje zajebiście wielkie zdziwienie. Nauczyciel widząc mój szok, zmarszczył brwi- Nie wiesz z kim się zadajesz Michael?-pokręciłem przecząco głową- W sumie skąd miałbyś to wiedzieć. Pozwól, że cię oświecę niczym latarnia żeglarzy w ciemną noc-Torfowy facet poprawił się na swoim siedzeniu- Zadajesz się z samą elitą tej szkoły, Michaelu. Na pierwszy ogień Styles. Harry Styles, drugi syn lorda Lucyfera, jeden z najlepszych magów ognia jakiego kiedykolwiek widziałem, z łatwością łamie bariery ludzkich umysłów i jakby tego było mało jest przystojnym młodym mężczyzną, co działa na jego korzyść. Ogólnie świetny uczeń, jednak jego słabym punktem jest pan Tomlinson. Daj mi skończyć-psor prawie na mnie warczy, kiedy próbuje wtrącić to, że księżniczka Louise wcale nie jest taka słaba-Pan Tomlinson jest partnerem życiowym pana Styles'a, więc nie może być słaby i w istocie nie jest. Na tym świecie nie istnieje więcej niż setka osób zdolnych kontrolować światło- Kiwam głową na zgodę. Ma racje. Nie mniej jednak zaskoczył mnie tym, że mój kumple od pieluchy wyrwał jednego z najpotężniejszych uczniów Unnormal High School- Kolejna jest pani , chociaż ona woli jak się na nią mówi An, czyż nie?-kiwam głową na 'tak'- Jej moc jest niesamowita i niezwykle rzadka, osoby stworzone w prawie osiemdziesięciu procentach z lodu zazwyczaj żyją na Antarktydzie. Jednak zdaje sobie sprawę, że o twoich przyjaciołach nie muszę ci opowiadać?-posyła mi cień uśmiechu, co odwzajemniam-Pan Irwin, chłopak twojego przyjaciela, pochodzi z jednego z najstarszych klanów wilkołaków, co czyni go równie potężnym co panią Carlsson. Pan Liam jest mistrzem w tworzeniu tarcz nie do przebicia, Niall Horan potrafi poruszać się w cieniu nie zauważonym, wtopić się w otoczenie, a pan Malik to specjalista od wybuchów-tutaj na twarzy wfisty wykwitł lekki uśmiech. Przyswoiłem wszystkie informacje z zadziwiającym, nawet jak dla mnie, spokojem. Przedstawił mi wszystkich moich znajomych z innej strony, a ja nawet nie byłem zawiedziony. Jednak kogoś brakuje...
- A Luke?
-Ah! No tak pan Hemmings, syn Fausta- Kurwa serio? Wytrzeszczyłem na niego gały- Nie patrz tak na mnie młody. Luke Hemmings to pierwszy syn lorda Mephistofelesa. Ciężko coś o nim więcej powiedzieć, każdy jego talent ujawnia się podczas ćwiczeń. Jak szybko się pojawia, tak równie szybko znika. Wiadomo mi tylko, że młody Hemmings nie radzi sobie ze złością czy też gniewem i wtedy lepiej nie być w pobliżu. A! Chyba, że się bije ze Stylesem, to wtedy też lepiej uciekać. Każdy z twoich znajomych, czy też przyjaciół, ma opanowaną swoją moc w stopniu zaawansowanym lub jak pan Hemmings i Styles w stopniu mistrzowskim. Mniej więcej dlatego są zwolnieni z lekcji wychowania fizycznego -zaśmiał się gardłowo, na co mu zawtórowałem. Nie powiem, ciekawych rzeczy się tutaj dowiaduję. Będę musiał się chłopaków dopytać- Wracając! Teraz już wiesz czemu nie ma takiej siły we wszechświecie, która by mnie zmusiła do zgodzenia się na to, żebyś z nimi trenował. –przytaknąłem mu. Miał cholerną rację. Czułem się trochę, bardzo źle, opuszczając gabinet. Oni wszyscy byli super-uber-duper, a ja ledwo co swoją moc odkryłem. PO-RA-ŻKA. Moje włosy przybrały odcień błękitu pomieszany z szarością. Pięknie, kurwa, pięknie. Wszedłem wolno na dziedziniec zastanawiając się czy powiedzieć im, że ja wiem iż są elitą tego liceum czy też nie. Z oddali widziałem piękny uśmiech Luke'a skierowany do mnie, chciałem do niego podejść i to zrobiłem. Kiedy byłem już na tyle blisko, żeby dostrzec kolczyk w jego wardze, czyjeś wytatuowane w czaszki ramiona owinęły się dookoła mojej tali, podnosząc mnie w góry i kręcąc moim ciałem wokół własnej osi. Connor śmiał mi się do ucha. Też się śmiałem, pomimo gorącego spojrzenia wypalającego mi dziurę w głowie.
-Postaw mnie ty idioto!-krzyknąłem, czując już lekkie zawroty głowy. Kiedy ziemia w końcu spotkała się z moim trampkami, zostałem szybko odwrócony tyłem do milczącego stołu, który się nam przyglądał-Uśmiechnij się! Życie nie jest takie złe! –zaczął śpiewać mój czarnowłosy, wyższy o pieprzone dziesięć centymetrów, kumpel. Jego dłonie ruszały moimi policzkami góra, dół, prawo, lewo.
-Cornny! Wystarczy! Puść-wyrwałem się z jego uścisku. Chłopak szczerzył do mnie swoje śliczne białe ząbki, jednak na próżno porównywać je z tymi Luke'a. Eh.
-Oj barbie, barbie. Przecież wiesz, że najpiękniej wyglądasz w blondzie. Po co przywdziewasz te kolory? Twej cnoty nie uby...ała! Ty kutasie!-krzyknął, chwytając się za brzuch, w który wymierzyłem mu celny cios.
-Zaczynasz pierdolić. Jeżeli nadal chcesz, żebym ci pomógł z tą randką, to się zamknij. –odwróciłem się do lekko uśmiechającego się towarzystwa. Jedyna osobą, która się nie uśmiechała był Lukey. Wargi miał ściśnięte w wąską linię, a oczy kursowały moja twarz – włosy – Connor – moje oczy. Anastazja, Calum, Ashton, Larry, Liam i Niall przyglądali się nam z zaciekawieniem.
-Panie i panowie oto mój cudny kumpel Connor-wskazałem na uśmiechniętego chłopaka. Po chwili jego ciało zwaliło się na moje plecy. Ugh. Zaraz mu przydzwonie.
-Cześć i czołem! Widzę, że Mike znalazł sobie klawe towarzystwo. Jakim cudem teraz zadajesz się z elitą stary? –zapytał, spoglądając na mnie z mojego ramienia .
-Tak się składa, że znam tamta żabę-wskazałem An- i tego tutaj-mój palec wylądował na Calumie – i tego tam, który właśnie je twarz tego z lokami- tutaj zaszczyciłem swym palcem Larry'ego, ale oni mieli to gdzieś. Trudno. Connor przeskanował każdego co najmniej pięć razy, aż w końcu jego wzrok spoczął na Hemmingsie.
-TE! Mike!-zaczął mnie szarpać za ramię jak po pierdolony, co chwilę spoglądając na Lukey'a, który zmarszczył brwi, a ręce zaplótł na piersi. Pozostali spożywali swoje posiłki, ale również się nam przysłuchiwali-Pamiętasz jak baba od plastyki kazała nam namalować portret z pamięci? –kiwnąłem głową na tak- No i ja namalowałem moją babcię z głową psa, co nie?-znowu przytaknąłem. Do czego on dąży?-A pamiętasz czyją facjate ty namalowałeś?-zmarszczyłem brwi. Właściwie to nie pamiętam- Jego!-wskazał palcem na zszokowanego Hemmingsa.
-Coooooooo?!-wręcz wrzasnąłem mu do ucha.
-Nie co, tylko to! Serio stary. Namalowałeś go tak ja teraz se tu siedzi, tylko ten twój miał tak śmiesznie klapnięte włosy, ale oczy te same. Słowo daję-kręciłem głową nie chcąc i nie mogąc w to uwierzyć.
-Nie wiem co brałeś stary, ale się ze mną nie dziel.
-Michael! Mówię nfskk...-zatkałem mu usta dłonią.
-Musimy się zabierać, ten tu idiota ma dzisiaj randkę i musze mu pomóc się ogarnąć. Do jutra!-pomachałem im wolą dłonią, a po chwili byłem już pod samochodem Connora.
-Pojebało cię Cornny!
Czarnowłosy już miał coś odpowiedzieć, jednak piękny głos Luke'a mu przeszkodził. Zamknąłem go w aucie i odwróciłem się do blondyna, który stał kilka kroków przede mną. Moje włosy znowu stały się koloru pudrowego różu. Luke stał przede mną w tych swoich ciasnych rurkach, czarnej koszulce z białym rękawem trzy czwarte i swoim zadziornym uśmieszkiem. Moje kolana zamieniły się w watę cukrową. Boże. PER-FE-KCJA NOSI IMIĘ LUKE.
-Podaj mi swój numer-on nie zapytał. To było coś jak rozkaz, ale jednak nie. Uśmiechnąłem się do niego z błyskiem w oku.
-A co za to dostanę?- Chłopak zrobił krok w moją stronę, po czym pochylił się i wyszeptał do mojego ucha.
-Kiedyś ci obciągnę, Kitty- W tej samej sekundzie poczułem jak długie palce macają mój pośladek tylko po to, żeby wyciągnąć mój telefon. Nagła fala gorąca uderzyła mnie w twarz. Włosy stały się różowe niczym hortensja. Mam ochotę go pocałować, ale wiem, że mi nie wolno. Oblizuję wargi patrząc jak szczupłe palce wprowadzają ciąg liczb. Patrzę wszędzie tylko nie na samochód i blond demona.
-Proszę, Kocurku. Do jutra-kłania mi się, co jest mega dziwne, ale wszystko co dotyczy Luke'a jest perfekcyjne, więc ten ukłon też. Chłopka wraca do szkoły z rękami w kieszeniach, do tego cicho pogwizdując. Na oślep otwieram drzwi do czarnego Audi, podaje kluczyki Connorowi, który jeszcze milczy. Pewnie za chwilę wybuchnie. Na mojej twarzy rozciąga się wielki uśmiech.
-Co to do chuja było?!-krzyczy Con, kiedy wyjeżdżamy z terenu przed Unnatrural High School.
-Nie wiem. Balet przejezdnej trupy pingwinów zabójców?
-Z tym tamtym blond fagasem na czele? Tak, Mikey, to na pewno było to-parska, ostro skręcając w lewo.
-Ej! On ma imię, wiesz?-dźgam go w ramię pokryte czarnym tuszem.
-A ja mam nazwisko i psa-odpowiada sarkastycznie, ale coś mu nie pyka. Zwężam oczy do wielkości małych szparek, wiem, że to źle wygląda, ale ciiiii.
-Con, zastanów się co mówisz. Za chwilę twój kumpel gej dostanie okresu i nie pomoże ci uszykować randki dla twojej lubej.
-Mike, słońce ty moje tęczowe, ty masz okres średnio raz na tydzień. W ogóle czemu cały czas mówisz na Monic per moja luba?-zaśmiał się, zatrzymując pojazd przed blokiem, w którym mieszkaliśmy. Wspominałem o tym, że Connor to mój współlokator? Nie? Mieszkamy razem od początku liceum i jest nam ze sobą w porządku. Tylko czasem się kłócimy jaką pizzę kupić. Tylko czasem kończy się to podbitym okiem lub wybitym zębem, właśnie przez jedną z takich sprzeczek Conny ma srebrno-niebieskiego zęba z tyłu.
-Pffff nie prawda, a jak już to raz na trzy dni.
-Już mi żal twoich nowych znajomych-rzucił, wysiadając z naszej kochanej maszyny. Przedrzeźniając się, co chwilę szturchając i śmiejąc się głośno, wtoczyliśmy się do naszej groty.
-Ohoho widzę, że komuś tutaj zależy, ale pamiętaj zero seksu w mieszkaniu!
Przygotowywanie kolacji dla Monic upłynęło mi na przesłuchaniu. Znaczy ja byłem przesłuchiwany. Musiałem opowiedzieć dosłownie wszystko co mnie dzisiaj spotkało. Zrobiłem to raz. Drugi raz powtórzyłem to, kiedy przyszła dziewczyna mojego kumpla. Trzeci raz opowiedziałem ten sam ciąg zdarzeń mojej ludzkiej przyjaciółce, Nicole, która ekscytowała się, i to cholernie, postacią Luke'a. Czemu otaczają mnie sami debile?
Jeszcze nigdy nie dziękowałem Bogom za sen tak bardzo jak dzisiaj. W gwoli ścisłości, wcale nie zasnąłem z wielkim uśmiechem na twarzy, wcale nie myślałem o kolczyku w wardze i pełnych ustach, ani trochę nie myślałem o Luke'u Hemmingsie.


-Mike! Ty leniwa porcjo waty cukrowej! Wstawaj! Za dwadzieścia minut wyjeżdżamy!-Connor walił w moje drzwi jak najnormalniejszy w świecie pomyleniec. Warknąłem pod nosem paręnaście nie cenzuralnych słów.
-Zjeżdżaj! Nie jestem jebaną watą cukrową!-krzyknąłem, unosząc się do pionu na moim wygodnym łóżku.
-Ostatnio róż to stały kolor twoich kudłów, chmureczko-dopowiada Monic zza drzwi. Mam ochotę ich udusić. Wstaję z łóżka z grymasem niezadowolenia zamiast z promiennym uśmiechem szczęścia spowodowanym dwutygodniowym obozem i mieszkaniem z Louisem, Ashtonem i Niallem w jednym domku. Czujecie to? Jadę na obóz i nie będę mieszkał z Luke'm. moje serce krwawi. Ubieram się w czarne rurki, tego samego koloru tank top, po czym spoglądam w lustro. Mieli racje. Moje włosy przyjęły już odcień pudrowego różu. Wzdycham, ostatni raz spoglądam na swoją twarz zanim opuszczam łazienkę. Z torbą w dłoni wchodzę do kuchni, gdzie nie ma mojego śniadania.
-EJ?! Gdzie są moje naleśniki?!-drę się w kierunku salonu, a odpowiedź uzyskuję z kierunku drzwi wyjściowych.
-Ni ma. Zmarnowałeś swój czas w łaźni. Musimy jechać, bo inaczej pojadą bez ciebie. –westchnąłem niczym rasowy męczennik. Zajebiście. To nie tak, że jestem głodny, pff, skąd. Założyłem czarne conversy, po czym wsiadłem do Audi z iście naburmuszoną miną. Nie odzywałem się do tych naleśnikowych zdrajców. Connor co chwilę rzucał mi ukradkowe spojrzenia, a czemuż to? Byłem tak zestresowany tym wyjazdem, że moje włosy stały się czarne jak noc. Kiedy już byliśmy na miejscu, nawet nie czekając na jakiekolwiek słowa z jego strony, ruszyłem w kierunku autokaru. Okazało się, że przybyłem jako ostatni. Nie chce siedzieć z samego przodu do cholery.
-Kitty! Chodź tu!-usłyszałem wesoły głos Luke'a, który mnie wołał. Blondyn siedział na samym końcu, zajmując miejsce przy oknie. Koło niego było wolne, dalej siedział Liam, a następne dwa miejsca były zajęte przez Lou i Caluma? Patrzę ze zmarszczonymi brwiami na tą nietypową parę. Siadam tuż obok Luke'a. Można śmiało stwierdzić, że jestem za blisko, ponieważ nasze uda i ramiona stykają się.
-Luke, co jest z nimi? O co tu chodzi?-wskazuje ruchem głowy dwójkę chłopaków.
-Zaraz ci powiem co wiem, tylko się zamieńmy miejscami, ok?-bez słowa sprzeciwu zmieniam nasze pozycje, blondyn wręcz odgradza mnie od śpiącego Liama. Okej to jest dziwne, nie mniej jednak to miłe. Ramię opierał o oparcie fotela, na którym siedział, twarz skierował w moją stronę, a jego usta uformowały się w dobrze mi znany uśmieszek. Nie miałem pojęcia, ale jak dla mnie od całej jego postawy biła aura bezpieczeństwa. Mike, czy ty siebie słyszysz? Nie i bardzo dobrze. Pokręciłem głową swobodnie, opierając się o fotel. Nasze uda stykały się na całej długości. Jeszcze nigdy nie czułem się bardziej na swoim miejscu niż w tym momencie.
-Słucham, o co chodzi. Czemu Harry nie siedzi koło Lou? Tak samo Ashton?-Blondi westchnął mało zadowolony z faktu, że będzie musiał mi coś wytłumaczyć. Skąd to wiem? Luke nienawidzi tłumaczyć, zawsze przed tym tak wzdycha. Czyli coś się szykuje, a ja o tym nie wiem. Milutko.
-Tak jakby za miesiąc jest bal? Coś na kształt tego waszego balu na zakończenie szkoły. Lou i Cal się za bardzo ekscytują tym wszystkim, dlatego chłopaki wysłali ich do tyłu pod moją, twoją i Liama opiekę-zakończył swój wywód spektakularnym wywrotem oczu.
Bal. Garniaki. Tańce. Boże. Z kim ja pójdę?
-Łapie. Idziesz z Variette?-spytałem unosząc na niego spojrzenie. Luke spojrzał na mnie jak na idiotę-co?
-Mike'y, czy ty jesteś głuchy?-zmarszczyłem brwi na jego nie typowe pytanie i pokręciłem przecząco głową- Nie jestem już z Variette. -Wytrzeszczyłem na niego gały. Co? Jak? Kiedy? Co? - Odpowiadając na twoje pytania, kotku, od jakiegoś tygodnia nie jesteśmy już razem-zapamiętać: czasem Luke umie czytać w myślach.
-Czemu z nią zerwałeś? Przecież byliście ze sobą prze rok.
-Można powiedzieć, że poznałem kogoś bardziej interesującego-odwróciłem głowę pod intensywnością jego wzroku. Aż zrobiło mi się gorąco-Najładniej ci w różu Mikey-zaśmiał się chłopak, na co nakryłem głowę czarnym kapturem bluzy. Umościłem się na swoim miejscu, mając gdzieś ciche komentarze Luke'a . Pokazałem mu fucka zanim zapadłem w krótki sen. Uzgodnijmy jedną rzecz, ok? Nie podoba mi się Hemmings, nie chce być przez niego całowany, nie chce czuć jego dłoni w mojej, nie chce, żeby był mój. Po prostu nie chce, czujecie jak silne jest moje zaprzeczenie?


Miękkie, mokre pocałunki wybudzają mnie z krótkiej drzemki. Mruczę coś niezrozumiale, przyciągając te nieziemskie wargi bliżej mojej skóry. Za każdym razem mruczę niczym kot, ta osoba bardzo dobrze wie gdzie złożyć pocałunek, żebym był cały jej. Chwytam krótkie włosy w mocny uścisk. Chce pocałować te usta. Kiedy w końcu odnajduję policzek całującego mnie osobnika, jestem w stanie wyczuć delikatny zarost na szczęce. Podoba mi się to. Sunę ustami po delikatnym policzku, aż znajduję tą część twarzy, która mnie interesuje. Cały czas nie otwieram oczu. Nie czuje takiej potrzeby. Jest mi błogo. Nasze wargi poruszają się w powolnym , pełnym namiętności tańcu. Ani zęby, ani języki nie przyłączyły się jeszcze do zabawy, ale mam wrażenie, że lada moment się to zmieni. Językiem liżę dolną wargę mężczyzny, zimny metal drażni moją ciepła skórę, co mnie jeszcze bardziej ekscytuje. Ciągnę krótkie pasma włosów, na których z łatwością mogę wyczuć żel. Szczypię zębami górną wargę chłopaka, w końcu mi ulega i uchyla usta. Mój język powoli wsuwa się do środka. W tym samym momencie zimne dłonie wślizgują się pod moją koszulkę, długie palce suną po moich bokach z wręcz wyczuwalnym uwielbieniem. Mam wrażenie, że płonę w miejscach, które zimne opuszki palców nacisnęły. Nasz pocałunek staje się bardziej namiętny, żarłoczny i wypełniony tęsknotą niż wcześniej. Długie ramiona oplatają mnie w talii, mocno przyciągając do siebie. Puszczam jego usta, żeby zaczerpnąć powietrza. Usta nieznajomego całują teraz mój policzek, szczękę, szyję. Odchylam głowę bardziej w bok, chcąc żeby to trwało. Uścisk staje się mocniejszy, wręcz zaborczy. Mężczyzna leży na mnie całym ciężarem swojego ciała, chowając twarz w mojej szyi, szepcze głosem łudząco podobnym do tego Luke'a:
-Wybacz, kochanie. Tak długo na ciebie czekałem, wybacz mi to, co teraz zrobię-głos ma smutny, wręcz załamany. Chce otworzyć oczy, chwycić jego twarz we własne dłonie i pocałować. Jedyne co mogę zrobić, to opleść ramionami jego barki-Poczekam na ciebie, jeszcze troszkę-Usypiają mnie czułe pocałunki w dół szyi i dłonie głaszczące moje wystające żebra.


-Liam ty cioto, czemu mnie nie obudziłeś? Przez ciebie mój kręgosłup boli jak cholera-narzekałem, wytaczając się z autokaru. Oczywiście, ja i Li byliśmy ostatni.
-Morda, Clifford.
-Widzę, że ktoś ma tutaj zły humorek-zaśmiałem się, biorąc swoją czarną torbę.
-Widzę, że ktoś tutaj miał serię obściskiwania-warknął, zabierając swoją walizkę. Czo kurwa?
-O czym ty gadasz?-przyśpieszyłem, żeby się z nim zrównać. Szliśmy przez dosyć gęsty las. Ugh nie było nawet głupiej ścieżki, przez co co chwilę potykałem się o wystające korzenie.
-Stary. Twoje usta są czerwone jak wiśnie, do tego masz ślad zębów...o tutaj-dotknął kącika moich ust- i o tutaj –teraz dotknął mojej szyi w kilku miejscach-więc mi kitu nie wciskaj. Z kim się tak ostro zabawiłeś?-poruszył zabawnie brwiami, na co zaśmiałem się cicho.
-Problem w tym, że nie mam pojęcia kto to był. Ostatnio całowałem się z moja kołdrą-boże to brzmi tak żałośnie. A szczerze? To teraz jak Li mi to pokazał, to mój sen do mnie powraca, ale czy to był sen?
-Nie pierdol, Mike-przez trzy sekundy patrzy mi głęboko w oczy-Jednak ty nie pierdolisz. Mówisz prawdę? O ja jebie.
-Fajnie, że rozumiesz kumplu!-klepnąłem go w plecy. Nie za lekko-Wiesz jaki mam numer domku czy coś? – Tak, w między czasie doszliśmy na teren obozu. Nie żebym nigdy nie był na campingu, ale to miejsce totalnie różni się od normalnych miejsc. To źle brzmi, ale to prawda! Cały kompleks rekreacyjny znajduje się w dolinie, z jednej strony jest stromy klif, na którym znajduje się wraz z Liamem, a po przeciwnej stronie jest piękne, blado niebieskie jezioro. Z obydwóch stron rosną gęste lasy, które dodają temu klimatu. Nie przepadam za naturą, jednak to miejsce ma w sobie to coś. Długa od skał po jezioro ścieżka przecinała zieloną przestrzeń pomiędzy nimi na pół. Po prawej znajdowały się dwie wielkie areny, jedna z dachem, a druga bez, do tego kilka małych domków. Po lewej natomiast, bliżej klifu, była, jak się dowiedziałem od Li, stołówka, oddzielona od reszty małych domków białą ścieżką. Przy jeziorze było miejsce na ognisko, na co się osobiście bardzo ucieszyłem.
-Nie gap się tak. Będziesz miał na to całe dwa tygodnie-mój towarzysz poklepał mnie po ramieniu-A teraz zabierz nas na dół.
-Co?-wytrzeszczyłem na niego moje śliczne oczka.
-No...teleportuj nas, duh?-Liam chyba nie zrozumiał się ze mną. Ja nie umiem się teleportować. Nawet po tych kilku lekcjach teoretycznych nie byłbym w stanie niczego teleportować. Nawet głupiego agletu.
-Nie umiem?
-Kurwa! A mogłem iść z Luke'iem. Zleciałbym z nim.
-Co?
-Luke ma takie zajebiście wielkie czarne skrzydła. Nie wiedziałeś?
-Nie maiłem pojęcia-szlag. Czemu nikt mi o niczym nie mówi?!
-Michael?
-Czego?!-warknąłem przekładając torbę na plecy.
-Twoje włosy są czerwone...tak w chuj czerwone.
-Zamknij się i daj mi łapę Liam- chłopak posłusznie podaje mi dłonie-Słuchaj uważnie bo się nie będę powtarzał do chuja. Myśl o domku w, którym mamy spać. Tylko o tym, łapiesz? O niczym innym, bo chuj wie gdzie wylądujemy.
Tym, który popełnił błąd nie był Li...tylko ja.
Zamknąłem oczy. Skupiłem się na domku Liama. Domku obozowym, który dzieli z Harrym , Zaynem i Luke'm.
Luke.
Coś gwałtownie nami szarpnęło. Krzyczeliśmy jak małe dziewczynki, choć nie wiem czy to nie ja darłem się głośniej. Krzyczałem tak długo, dopóki nie wylądowałem na czymś miękkim co oddychało. To coś było mokre. Miałem mroczki przed oczami, a nogi z najgorszej jakości waty. Nigdy więcej nie będę się teleportował z kimś. Wymacałem coś twardego. O boże to ściana. Tylko czemu jest mokra? Uchyliłem jedno oko. To był zły pomył. Klęczałem przed nagim Luke'm, moja dłoń znajdowała się na jego idealnym brzuchu, a sam chłopak był cały w pianie. Liam leżał nieprzytomny na ścianie. Co się kurwa stało? Pisnąłem niczym pięciolatka, która dostała na urodziny jednorożca z pięcioma rogami zamiast z jednym. Klapnąłem na tyłek w brodziku, zasłaniając oczy drżącymi dłońmi. Zjebałem.
-No, no Kitty. Nie spodziewałem się, że tak szybko będziesz chciał mi obciągnąć-zaśmiał się Luke zupełnie nie skrępowany tym, że ja i Liam...
-O MÓJ BOŻE! LIAM! –wyskoczyłem spod prysznica wprost do Liama rozwalonego na ścianie wyłożonej kafelkami w kolorze indygo. Podbiegłem do niego-Kurwa. Zabiłem go-zacząłem nim potrząsać. Szlag. Miał rozwaloną wargę i łuk brwiowy. Boże. Jestem chujowy.
-Misiek, nic mu nie będzie. Li to twardy gracz-nagi Luke kucnął koło mnie. Spojrzałem na niego przerażony. Przejechałem wzrokiem po jego idealnej twarzy, szyi, torsie...
-Ubierz się do cholery...-spłonąłem rumieńcem, który dosięgnął nawet moich uszu.
-Tak jest, Kitty-chłopak przywdział na swój kształtny tyłek bokserki w pingwiny. Ten moment wybrali sobie wszyscy na wpakowanie się do łazienki.
-Słyszeliśmy krzyki! Wszystko okej...?-An, Louis, Calum, Harry i Ash patrzyli na nas wielkimi oczami. Wcale się im nie dziwie. To wygląda bardzo źle. Kleczę koło nieprzytomnego Liama , a Luke poprawia sobie bokserki na kroku. Do tego jestem cały mokry i mam czerwone usta. Wybornie.
-Co tu się stało?-pierwszy ogarnia się Louis, podchodzi do mnie po czym ustawia moje ciało do pionu-Mikey?
-Próbowałem nas teleportować z klifu? Można powiedzieć, że średnio wyszło-spuściłem głowę w dół. Czemu jestem taki do dupy? Mała dłoń Louisa zmierzwiła moje już niebieskie włosy.
-Słońce, przecież poszło ci dobrze. Nie liczy się to, że wylądowałeś z nagim Luke'm pod prysznicem, ani to, że Li przypłacił to swoją świadomością. Ważne jest to, że próbowałeś i ci wyszło. –Jak to możliwe, że on zawsze wie co powiedzieć, żebym poczuł się wartościowy? Przytuliłem się do niego mocno. Zaczęliśmy się bujać, a ja czułem się jak małe dziecko. Niebieskie oczy wypalały dziury w miejscach ugryzień, jednak miałem dziwne wrażenie, że na twarzy Luke'a gości zadowolony uśmieszek.


Oficjalnie nienawidzę ćwiczyć z drugorocznymi. Zachowują się jak wszystko wiedzące pawiany. Mam ochotę odstrzelić im wszystkim głowy. Każdy w tym momencie był na mojej czarnej liście, poza Emily. Okazało się, że to metr osiemdziesiąt żywej masy jest w drugiej klasie. Mam dość po tym tygodniu. Codziennie mam pięć godzin z teorii teleportacji, kontroli swoich uczuć i włosów, później obiad z moja ekipą. Oczywiście na każdym posiłku Luke siedzi blisko mnie. Nasze uda, a czasem i dłonie dotykają się. Przez każdy taki dotyk jestem tak cholernie szczęśliwy. Kiedy uśmiecha się do mnie tym swoim uśmieszkiem niegrzecznego chłopca na serio mam ochotę paść przed nim na kolana. Sam nie wiem kiedy nasze relacje przeniosły się na poziom przelotnych uśmiechów, patrzenia sobie w oczy i ściskania dłoni. Nie wiem jak, kiedy i gdzie to się stało, nie mniej jednak... cieszę się z tego. Moje serce rwie się do tego blond demona, a ja nie zamierzam go zatrzymywać. Ślady ugryzień nadal zdobią moją skórę. Wracając, po posiłku ja wracam do mojej grupy, a moi znajomi idą na swoje własne sparingi. Coraz częściej słyszę o tym całym balu. Każda dziewczyna o tym gada, każda już sobie wymyśla partnera co jest idiotyzmem, jednak jestem tak samo idiotyczny jak one. Chciałbym pójść na niego z Luke'm. Marzenie nierealne, ale kto zabroni mi marzyć? Nikt.
-Hej hej, słyszałaś? Podobno Hemmings idzie na bal z Variette! Ta to ma szczęście.
Moje serce właśnie zrobiło sobie wycieczkę po jeziorze. Poszło się topić.
Marzenia czasem ranią, czasem są piękne i niewinne jak ich właściciel.
W tym momencie moje marzenie było tylko raniące. Patrzyłem tępo za oddalającymi się dziewczynami. A więc to tak. Sam nie wiem czemu, ale poczułem się zdradzony. Najpierw gra sobie ze mną w tą grę, sprawiając, że moje serce chce być tylko jego, a później idzie na bal z tą szmatą. O nie. Tak się bawić nie będziemy Hemmo. Warczę na każdego kogo mijam. Moje włosy przybierają fioletowo-czarny odcień. Nie dlatego, że jestem przybity, choć to też w jakimś stopniu ma swój udział w doborze koloru. Przez te dni spędzone tutaj nauczyłem się to kontrolować. Nie musze się farbować, żeby mieć bombowe włosy. Taki plus. Każdy kto mnie mijał odsuwał się w popłochu. Chyba było widać, że albo kogoś zapierdole, albo kogoś uduszę, tuląc do siebie. Wpadam do domu, a resztki mojego serduszka rozpadają się na pierdyliard kawałków, słysząc szloch Louisa dochodzący z łazienki.
-Lou-Lou otwórz. To ja-delikatnie pukam w drewnianą powłokę, która uchyla się dosłownie po sekundzie. Drobna dłoń wciąga mnie do środka. Zapłakany chłopak przytula moją pierś. Głaszczę go po włosach-Co się stało?
-Bal i Harry się stał-wyszlochał w moje ramię.
-Opowiedz mi proszę. Mam wrażenie, że nie tylko moje serce poszło się dzisiaj zabić-uśmiecham się do niego gorzko. Boo bear unosi na mnie swoje zaszklone oczka.
-Opowiem, tylko nie tutaj. Mike, nie chce tutaj być. Zabierz mnie stąd. Proszę. Chodźmy do ciebie na lody-przytulam go mocno do siebie.
-Postaram się tego nie zjebać. Nie myśl o niczym-zamykam oczy. Przypominam sobie wystrój mojego pokoju. Każdą pojedynczą rzecz. Znowu nami szarpie, jednak zanim znikamy słyszę czyjeś błagalne krzyki i walenie w drzwi. Jest już za późno.
Tym razem to nie ja krzyczę, tylko Lou. Lądujemy bezpiecznie na moim łóżku. Otwieram zaszokowany oczy i rozglądam się po pomieszczeniu. Udało mi się! Tommo wyglądał jak dumny ojciec, a ja czułem się jak dumny przedszkolak.
Cały wieczór spędziliśmy oglądając "Króla Lwa", jedząc lody i płacząc. Tak, płakałem. Nie wytrzymałem. Przyznałem się Lou. Ale najpierw ważniejsze, czemu mój Boo płakał? Harry idzie na bal z niejaką Katie Lisztonsponis, czy jakoś tak. A to dlaczego? Przecież on kocha Louisa? A to dlatego, że jego ojciec mu kazał pokazać się na balu z kimś kto ma nazwisko, a nie tylko 'ładną buźkę', jak to określił Lucyfer. Pierwszy raz w życiu mam ochotę wpierdolić lordowi podziemia. Dziwne to uczucie, ale nie narzekam. Najchętniej to bym mu wygarnął, że demony mają tylko jedną drugą połówkę serca, a Louis jest dopełnieniem duszy Harolda i on nie może ot tak sobie zabierać mu jej. To nie jest zdrowe! Harry może w najlepszym razie stracić swoje loki, a w najgorszym umrzeć. Przydaje się czytanie demonologii.
-Louis musimy do niego iść!-krzyczę lekko podpity. Zapomniałem dodać, że poza lodami piliśmy piwko. Trzynaście puszek to zdecydowanie za dużo jak dla mnie-Powiem mu co o nim myślę! Tak samo powiem to Luke'owi!
-Czemu?-Louis był dziwnie trzeźwy, ale co mnie to.
-Bo jest chujem i go kocham!-krzyknąłem podnosząc się do pionu-Ma zajebiste usta, uwierz mi-zaśmiałem się pijacko. Przymknąłem powieki.
-No w końcu, to powiedziałeś już myślałem, że...Mikey? Co ty-przestań! Nie!
Too late.
Nagle wylądowałem w jakimś mega ciemnym jak dupa murzyna gabinecie. Gdzie ja u chuja jestem? Chciałem pogadać z Lucyferem. Zły adres?
-Dawno nikt się do mnie nie pofatygował, chłopcze-zimny głos zaskoczył mnie niebywale, chociaż jakbym był trzeźwy mógłbym piszczeć. Spojrzałem na wielkie dębowe biurko, za którym siedział przystojny mężczyzna. Podszedłem w jego stronę, chciałem się oprzeć o blat, ale to okazało się trudniejsze niż przypuszczałem, szczególnie, że było dziesięć blatów. Krzesło wygrało tę potyczkę. Ładnie usiadłem i założyłem nogę na nogę.
-Uszanowanko.
Lucyfer patrzył na mnie z małym uśmieszkiem. Wyczułem na sobie jeszcze jedno przeszywające spojrzenie. Spojrzałem w tamtym kierunku po czym ślicznie się uśmiechnąłem do lorda Faust'a , który odpowiedział mi tym samym.



To wcale nie tak, że właśnie rozmawiam z ojcem Luke'a jak z teściem przy piwie i filmie akcji. Skąd. To nie tak, że nie dalej jak trzy godziny temu byłem w domu Harry'ego, wydzierając się na jego ojca, jakim to jest idiotą każąc swojemu synowi kłamać. Możliwe, że użyłem przy tym kilkunastu nie do końca ładnych określeń. Dodam tylko iż jestem pijany w trzy dupy i nie do końca wiem co robię ze swoim życiem. Nie mniej jednak było fajnie poznać matkę Stylesa, Anne, jego siostrę Gemmę, która chyba próbowała coś ten tego do mnie, ale jej nie pykło. Później przybył Louis, no to jak tylko on się pojawił, to Annie oszalała. Na szczęście Faust zabrał mnie stamtąd. Chciałem do domu, ale on zabrał mnie nie do tej chałupy co powinien. Takim oto sposobem poznałem mamę Luke'a - Liz, przemiła kobieta, nawet nie komentowała moich tanecznych kroków, młodszą siostrę blondyna Elie i młodszego brata Joe, który jest na serio słodkim pięciolatkiem. Po skończeniu czternastego piwa, zaczęło mi być niedobrze. Chyba przesadziłem, choć nadal czuję się dziwnie trzeźwy.
-Michael? Czy ktoś mieszał w twoich wspomnieniach?-zapytał niespodziewanie mężczyzna, dzięki któremu moje serce ma kogoś do kochania. Zmarszczyłem brwi nie mając zielonego pojęcia o czym on gada.
-Ćwe? Szo? –cichy śmiech trochę mnie zawstydził-Chyba się za bardzo schlałem, panie tato-czknąłem.
-Widzę. Na piętrze, drzwi na samym końcu, to pokój Luke'a. Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko temu, żebyś tam spał-kiwnąłem głową na znak zgody. Chybocząc się jak samotna gałązka na wietrze, ruszyłem w kierunku schodów-Wrócimy do tego jeszcze, Michaelu.
-Czy to ty kazałeś mu iść na bal z tą suką?-pytanie tak po prostu opuściło moje usta.
-Nie. Śmiem twierdzić, że to tylko plotki-posłał mi mały, zadowolony uśmiech. Kiwnąłem głową i w końcu postawiłem stopę na stopniu. Po długich, męczących trzydziestu trzech progach, znalazłem się na piętrze. Wszedłem do pokoju. Boże. Czy to raj? W pomieszczeniu panował przyjemny półmrok, kontury wielkiego na pół przestrzeni łóżka były świetnie widoczne, do tego wielka szafa po lewej, skrzynia w nogach łóżka, potężne biurko po lewej i...czy to gitara? Na tyle szybko na ile mogłem podszedłem do instrumentu. Jest taki piękny. Chwytam go, zabieram ze sobą do posłania. Zanim się na nim wygodnie umoszczę, ściągam ciasne spodnie i skarpetki. Luke ma serio zajebiste łóżko. Ciekawe czy dobrze by się na nim piperzyło. Kładę instrument na moich kolanach. Głaszczę czule gryf. Jak ja dawno nie trzymałem gitary w rękach. Cały tydzień. Wygrywam tylko sobie znaną melodię, jednak w tym momencie dzieje się cos dziwnego. Czuję czyjeś ciało przyciśnięte do moich pleców. Dobrze mi znane usta całują moją szyję, kiedy cicho śpiewam. Mam wrażenie, że postać za mną to tylko wytwór mojej wyobraźni. Jednak uczucie mokrych warg jest takie rzeczywiste.


-Myślisz, że mam go obudzić? Przecież to powinno być karalne. Wygląda tak słodko.
-Ale twoja mama go woła na śniadanie...dobra! Zanim go obudźmy zróbmy mu zdjęcie-pierdyliard pstryknięć później, coś ostrego wbiło się w mój polik-Księżniczko naszego brata, wstawaj, Mikey! Mamy naleśniki!-na słowo 'naleśniki' podskoczyłem trzy metry w górę, niestety nie sam. Wraz ze mną podskoczyła gitara. OMÓJBOŻETYLKONIETO! Zanim zdążyła chociaż pomyśleć o upadku na miękki materac, chwyciłem ją mocno i przytuliłem do piersi.
-Zaraz przyjdę, ok?-spojrzałem lekko zarumieniony na śmiejące się dziewczyny.
-Luke miał rację, do twarzy ci w różu!-po tych słowach wyszły, a ja odetchnąłem. O dziwo czułem się fenomenalnie, może to zasługa tych warg na mojej szyi? A może tego, że łóżko blondyna jest cholernie wygodne? Kto wie. Przeciągnąłem się, rozglądając się przy tym po pokoju. Na biurku leżały tony pogniecionych, podartych, pobrudzonych kartek. Na ten cały syf składały się jeszcze, wypisane jak mniemam, długopisy. Opcja ciekawski Michael włączona. W samych bokserkach poczłapałem do drewnianego mebla. Moment, gdzie moja koszulka? Zacząłem macać mój tors w jej poszukiwaniu. Teleportacja? Lol nope. Odwróciłem głowę i...o kurwa. Od miejsca za uchem, przez szyję, ramię aż do końca palca wskazującego biegła czerwona ścieżka, małych plamek. Kto? Jak? Kiedy do kurwy?! Teraz już wiem jak zniknęła moja koszulka. Fajnie. Zaniechałem gwałcenia malinkowej dróżki na skórze na rzecz wyższych celów. Jak spotkam tego ktosia, który mi to zrobił, to kutasa ujebie. Wziąłem głęboki oddech, ale tylko po to, żeby moje włosy wróciły do swojego niebieskiego koloru. Stanąłem przed biurkiem. Od czego by tu zacząć. Chwytam pierwszy papier. Ciekawe co to...nie, to niemożliwe. W dłoni trzymam swój portret naszkicowany długopisem, moim błyszczącym długopisem, którego zawsze używam na mało interesujących lekcjach. Na odwrocie jest krótka notka, ale dość mocno zamazana.
'jest śliczny nawet jak się denerwuje'
To na pięćset procent jest pismo Luke'a. Czy każda kartka to mój portret? O co tu chodzi? Składam obrazek w ładny mały kwadracik, po czym chowam go za klapkę telefonu. Wracam do moich opuszczonych rurek. Git, mam spodnie, teraz koszulka. Z rozmachem otwieram nie moja szafę. Więcej kulek z papieru wysypuje się pod moje nogi, znowu chwytam jedną, tym razem to tekst piosenki. Go również chowam. Przeglądam półki z koszulkami i śmiało mogę stwierdzić, że mogę się dać mu posuwać tylko dlatego, żeby nosić jego ciuchy po seksie. Choć, nie, nie tylko dlatego bym mu dał. Mniejsza. Wybieram czarną, prostą koszulkę z białym rękawem trzy-czwarte. Trochu na mnie wisi. Kij z tym. Po cichu zamykam drzwi od pokoju blondyna. Nagle uderza we mnie brak przyjemnego, kojącego zapachu Luke'a. Od kiedy ja takie rzeczy dostrzegam? Czyżbym zamieniał się w Louis'a?
-Dzień dobry, Liz-witam się z mama blondyna, który nadal jest na obozie. Ugh. Śniadanie spędzam na miłej rozmowie z rodzicami Luke'a, jego siostrą i jej koleżanką. Po skończonym posiłku, Faust prosi mnie, żebym z nim poszedł do jego gabinetu. Chuda dłoń wskazuje mi obszerny, skórzany fotel na, którym zasiadam. Zaciekawiony rozglądam się po pomieszczeniu. Gabinety Lucyfer'a i Faust'a są bardzo podobne, tak samo ciemne, z takimi samymi wielkimi biurkami, wygodnymi fotelami, mosiężnymi regałami z książkami i oczywiście średniej wielkości barkiem.
-Michael, pamiętasz o co cię wczoraj pytałem?-pada z strony demona. Poprawiam się na swoim miejscu. Pomimo tego, iż czuję się swobodnie w jego towarzystwie, to teraz czuję, że powinienem zachować powagę.
-Gdzieś po połowie czternastego piwa przestałem jarzyć rzeczywistość.
-Tak myślałem. Jest sprytny, zawsze podziwiałem demony, które mają swoją drugą połowę-o co kaman? Za przeproszeniem-Wybacz, zapomniałem, że nie masz o niczym pojęcia-Faust ma mocny i przyjemny dla ucha głos.
-Mówisz, że podziwiasz demony z swoimi drugimi połówkami....Liz nie jest twoja drugą połówką?
-Miałem na myśli partnerów więzi, Michael-że kogo? Próbuję sobie przypomnieć czy kiedyś ktoś coś o tym mówił. Nic a nic. Brak danych- Nie masz prawa o tym wiedzieć, bo to jest jeden z sekretów naszej rasy-kontynuuje, siadając w fotelu naprzeciwko mnie- Liz jest miłością mojego życia, ale nie jest moim partnerem więzi, ponieważ jest człowiekiem, a ludzi owa więź nie dotyczy. Ty –wskazał na mnie swoim chudym palcem-jesteś z kimś połączony. Ta osoba wie o tym, ma dosyć dużą wiedzę na ten temat, przez co może robić co chce, a ty możesz o niczym nie widzieć.
-Co masz na myśli?-nie podoba mi się to. Delikatnie spinam wszystkie mięśnie, jakby to miało pomóc w czymkolwiek-Wiesz kto to, prawda?-zadaje kolejne pytanie, widząc jego przeszywające spojrzenie.
-Tak, wiem kto to. Ty też to wiesz. Wystarczy, że odnowie te wspomnienia, które zostały ci podarowane jako sny. Właśnie to mam na myśli. Musisz zrozumieć, że to co brałeś za sen nim nie jest-Nie rozumiem go w ogóle.
-Panie, ja jestem głupi. Ledwo zdałem wcześniejszą klasę i podstawówkę, mów pan jaśniej-proszę go, bo serio nic a nic nie łapie. Jakaś więź, jakiś ktoś, ten tego w kiblu.
-Twój sen w autokarze na początku wycieczki to nie był sen tylko prawda. Rzeczywistość. Twój partner nie umie się hamować. Tak samo jest i tym razem-wskazał na moje odsłonięte przedramię- Tylko teraz nie pamiętasz niczego. Zaraz to zmienię tylko powiedz mi jedną rzecz, czy ktoś kiedyś ci majstrował przy wspomnieniach?
-Nie, raczej nie-odpowiadam mu zgodnie z prawdą. Nie kojarzę czegoś takiego. Moje kłaki przyjmują śnieżny odcień. Błagam, żeby Faust nie znał się na kolorach włosów. Błagam.
-Nie bój się Michaelu. To nie będzie boleć. Śmiem twierdzić, że będzie to dla ciebie bardzo miłe. Zanim zaczniemy....przenieś nas do twojego mieszkania.
-Po co? Przecież to będzie trwało krótko, co nie?-spoglądam na twarz mężczyzny przede mną-Nie będzie, tak?
-Tak, odzyskanie tego co straciłeś wymaga troszkę czasu, poza tym twój partner ma więcej mocy i praw, żeby ci mieszać w umyśle-prycham na to, jakich kurwa praw?-Nie martw się, jak staniecie się jednością będziesz mieć te same prawa co on. Ba, będziesz mógł mu czytać w myślach, jeżeli wszystko dobrze pójdzie-zaśmiał się, a na jego twarzy wykwitł zadziorny uśmieszek, tak podobny do tego Luke'a.
Luke. nie widziałem go tylko kilkanaście godzin, a już czuję jakaś dziwną pustkę w miejscu serca. Co jest?
-Postaram się nas nie zabić podczas przenoszenia-mówię cicho, wyciągając dłoń do jednego z najpotężniejszych demonów tego świata. Zamykam oczy kiedy szczupła dłoń owija się dookoła mojego nadgarstka. Mój pokój, łóżko, burdel w szafie, plakaty na ścianach, spodnie na oparciu fotela, moje rozwalone łóżko z pościelą w Batman'a. Świat znowu wiruje niczym pieprzona karuzela. Chce krzyczeć, bo jeszcze nigdy nie kręciła się tak szybko. Z cichym krzykiem ląduje na moim łóżku, głośno oddychając. Co jest?
-Nieźle ci poszło jak na świeżaka, Michaelu-mówi Faust, stojąc nade mną-Jednak musisz popracować nad tym, żeby świat tak nie wirował. Portale muszą być stabilne. Kto jest twoim nauczycielem?
-Książka?-odpowiadam, widząc jego zaskoczony wzrok, szybko dopowiadam-Umiem to robić tylko dzięki teorii...W Unnormal High Schoolu nie ma nauczyciela o podobnych zdolnościach wiec jestem skazany na podręczniki.
-Żartujesz sobie ze mnie, chłopcze. Nikt cię tego nie nauczył?-zaprzeczam, poprawiając się na własnym łóżku. Halo, panie tato, o ile dobrze pamiętam miałeś robić cos innego niż ten wywiad. – To niebywałe, żeby tylko...Co powiesz na to, żebym został twoim nauczycielem?-gwałtownie unoszę na niego wzrok.
-Mówisz poważnie?!
-Jak najbardziej-przytakuje, kładąc dłoń na moim czole.
-Oczywiście, że chce, ale zajebiście, o ja jebie.
-Uspokój się-posyła mi cień uśmiechu-Może zaboleć. Poinformuje twojego współlokatora, że jak do końca tygodnia się nie obudzisz to ma po mnie dzwonić-CO?-Miłego wspomnienia, Michael. Zobacz kim jest twój partner.
Ciemność i zapach Luke'a pochłonęły mnie.


Ciepłe usta znowu muskały moją szyję w czułej pieszczocie. Jednak tym razem jestem świadom tego, że całujące mnie wargi należą do kogoś znajomego. Szczupłe dłonie wsunęły się pod moją koszulkę, masowały moje mięśnie, relaksujące ruchy pozwalały moim ustom śpiewać to co chciały. Dźwięki dobiegające z gitary były ciche tak samo jak mój głos. Zęby postaci za mną delikatnie skubnęły skórę za uchem, najpewniej pozostawiając tam małą malinkę. Jego wargi wytyczały ścieżkę w dół mojej szyi aż do palca wskazującego. Tuż przed początkiem paznokcia powstała ostatnia malinka. To nie tak, że przez cały czas byłem cicho. Bullshit! Jęczałem jak tania gwiazda porno od samego naznaczania mojego ciała, maszt chciał się podnieść i dać znać, że potrzebuje uwagi. Nie mam pojęcia jakim cudem utrzymałem go w stanie spoczynku, kiedy długie palce bawiły się z moim językiem. Tak, miałem zakryte usta. Kocham jak ktoś mnie znaczy, szczególnie jeżeli ma kolczyk w wardze. Kolczyk w wardze. KOLCZYK W WARDZE, długie palce sunące po mojej piersi za pierwszym razem, przyjemnie drapiący zarost. Hemmings. Luke Hemmings. Luke Robert Hemmings.
-Do później, Kitty.

Spotkanie pierwszego stopnia z podłogą nie jest tym czego człowiek chce doświadczyć po całkiem zajebistym snie, który jest wspomnieniem. Masując plecy, unoszę się do pionu. Podsumujmy moje odkrycia ;
1. Luke Hemmings aka Największe Ciacho Szkoły się do mnie dobiera.
2. Zostawił mi już dwa razy jakieś ślady.
3. Jestem jego partnerem czy czymś tam innym.
4. Nie idziemy razem na bal.
5. Jestem w nim kurewsko zakochany.

podpunkt 4 do zmiany.

-> 4.1. Idziemy razem na bal, choćby moje włosy miały wypaść.
Tak lepiej.
Z uśmiechem na twarzy, położyłem się na łóżku, znowu zapadając w sen. W tym momencie miałem w dupie to, że powinienem być na obozie, tak samo jak Lou. Tak jakby totalnie wypadło nam z głowy, że dwóch chłopków może umierać z strachu co z nami.



Cały sobotni dzień spędziłem z Louisem, Anną i Liz w domu Stylesów. Wesołą gromadką oglądaliśmy sobie jakąś łzawą komedię romantyczną. Zaznaczam, że ja nie płakałem! Tylko mi się oczy pociły. Tak, to na pewno to.
-Michael, słoneczko, nie jedz tak szybko tych lodów, bo będziesz mieć chore gardło-Liz po raz drugi upomniała mnie delikatnie. Posłałem jej miły uśmiech. Uwielbiam tę kobietę. Jest taka pocieszna. Czasem się zastanawiam skąd w Luke'u tyle złych cech skoro jego matka to taka dobra kulka szczęścia.
Jedną z najbardziej oczekiwanych scen tego filmu przerywa nam huk otwieranych drzwi. Jak na zawołanie cztery łebki, wraz z moim, spoglądają w kierunku drzwi wejściowych. Po kilku sekundach do salonu wchodzi dwójka chłopaków. Louis wydaje z siebie zduszony pisk, chwała, bo jego odgłos zamaskował mój własny głos. Luke i Harry wyglądają...no jak gówna. Obydwoje mają podkrążone oczy, spojrzenia zbitych szczeniaków, wymięte ubrania i włosy w totalnym nieładzie. Patrzą na nas jak na jakiś idiotów, z resztą my nie jesteśmy lepsi. Tommo jako pierwszy się ogarnia i podbiega do swojego ukochanego.
-Boże, Harold, jak ty wyglądasz? Co ci się stało skarbie?-Chłopak patrzy w zielone oczy Stylesa z troską.
-Chodź ze mną na bal, błagam, nie zostawiaj mnie-prośba loczka brzmi tak słabo, że nawet moje serce mięknie. Louis posyła mu śliczny uśmiech i mocno się do niego przytula, ramiona Hazzy od razu owijają się dookoła jego talii.
-Chętnie-Kiedy zaczynają się całować z moich ust ucieka ciche 'awww'. Dopiero jak się upewniłem co do poziomu zaawansowania pocałunku między Lou a Harrym, to spojrzałem na Luke'a , który przez cały czas mi się przyglądał. Uniosłem wysoko brew i założyłem nogę na nogę, znowu spoglądając na grające pudło. Czerwona ścieżka jest doskonale widoczna, jednak nie przejmuje się tym za bardzo. Po dłuższej chwili czuję jak kanapa ugina się pod czyimś ciężarem. Nie spojrzałem nawet na dobrze znanego mi osobnika płci męskiej, kiedy jego długie, zgrabne palce chwyciły moją dłoń.
-Michael...
-Oczekuję przeprosin w formie doustnej, zabrania mnie na zakupy, żeby kupić garniak, bo nie mam żadnego, do tego masz mnie przez cały bal trzymać za rękę, bo jak zobaczę te sukę koło ciebie to uwierz, o obciąganiu możesz zapomnieć, a i jeszcze po balu jadę do ciebie, masz za zajebiste łóżko i szafę-odwróciłem się do niego bokiem. Jeden zero dla mnie. Blondyn siedział przede mną z szeroko otwartymi ustami-Teraz możesz mnie zaprosić na bal-zaśmiałem się przysuwając się bliżej-Czekam-jednak Luke jakby mnie nie słyszał, no cóż, usiadłem mu na kolanach- Lukeeee bo się...
-Pójdziesz ze mną na bal, Kitty?- padło pytanie, a na jego idealne wargi wpłynął uśmieszek cwaniaczka, kiedy ściskał moje pośladki. Zamruczałem na takie traktowanie. Demon.
-Z wielką chęcią, a obiecujesz o mnie zadbać?-przysuwam się bliżej na jego kolanach, teraz nasze klatki piersiowe ściśle do siebie przylegają. I like it!
-Oczywiście, Mike'y. Będziesz bardzo zadowolony-posyła mi psotny uśmiech, po czym liże moją szyję-Udały mi się, co nie?-pyta, naciskając językiem na jeden z czerwonych punkcików.
-Wyszły ci zawodowo, Luke'y-mówię, ciągnąc go za blond włosy. Nawet w takich rozwalonych wygląda gorąco. Poprawiam się na jego kolanach, na co uścisk na pośladkach wzmacnia się. Może by się tak z nim pobawić? Zaczynam poruszać stymulująco biodrami, ocierając się o blondyna. Sapie mu do ucha, duże dłonie mocno ściskają mój tyłek. O tak, o to chodziło. Ciepłe usta mojego balowego partnera błądziły po moim policzku. Objąłem palcami kości policzkowe Luke'a, zmuszając go tym samym, żeby na mnie spojrzał. Dostrzegłem w jego niebieskich oczach psotne iskierki. Nawet w takich momentach nie mógł mi pokazać tego, co chciałem zobaczyć. Puściłem jego twarz i z nie małym trudem, on ma stalowy uścisk ludzie, wstałem z jego kolan. Zdziwienie na jego twarzy było takie piękne.
-Michael...?
Przeciągnąłem się niczym kot, po czym ruszyłem do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Co z tego, że przy każdym kroku kręciłem biodrami? Ja wcale a wcale nie jestem prowokatorem. Nagle zostałem pchnięty na najbliższą ścianę. Jak się okazało była to ta, która dzieliła salon i przedpokój. Zostałem odwrócony przodem do blondwłosego osobnika, który w tym momencie przyciskał mnie całym swoim ciałem do gładkiej powierzchni. Uśmiechnąłem się do niego słodko. Zarzuciłem ramiona na jego kark, zginając nadgarstki na końcu. Luke chwycił moje biodra w mocnym uścisku, a jego zdolny język prześlizgnął się po mojej szyi.
-Oj nie ładnie, nie ładnie Kitty. Nikt cię nie nauczył, że demonów się nie prowokuje?-wyszeptał swoim iście seksowym głosem wprost do mojego ucha. Dziki dreszcz przeszedł przez mój kręgosłup. Uwielbiam takie zabawy.
-Nikt mnie tego nie nauczył, zważając, że jestem tylko człowiekiem...-przechyliłem głowę w bok, nadal patrząc mu w oczy. Jednak mój wzrok mnie zawiódł i zjechał na jego pełne usta. Przygryzłem nieświadomie wargę na widok metalowego kolczyka. Nadal pamiętam jego chłód na swojej skórze. Chwytam blond włosy w garść i przysuwam się bliżej. Zadowolony uśmieszek formuje się na ustach Luke'a, kiedy jego udo ląduje między moimi udami, a jedna z dłoni znajduje sobie wygodne miejsce na moim pośladku, ściskając go co chwilę. Ciche sapnięcie ucieka z moich ust wprost do tych z kolczykiem. Chce go pocałować, ale nie chce żeby wyszło, że jestem napaloną nastolatką. Ciągnę go za włosy w ramach zachęty, ale to tylko pogłębia jego zadowolony wyraz twarzy. Tak się bawimy? Przesuwam jedna z dłoni z karku na jego pierś. Czy jestem zboczony? Nie, ja chce tylko, żeby mnie pocałował. Po krótkim gładzeniu jego torsu odnajduję interesujący mnie punkt, delikatnie pocieram jego brodawkę, która zaczyna twardnieć pod moimi palcami. Luke wydaje z siebie ni to syk, ni to warkniecie, po czym opiera czoło o moje czoło. Patrzę w jego oczy, zadowolony z takiej reakcji. Druga dłoń dołącza się do zabawy. Czy jestem zły? A gdzie tam. Pocieram twarde brodawki przez materiał czarnego t-shirtu. Luke sapie do mojego ucha. O to chodzi. Pochylam się lekko do jego szyi, gryzę go w bardzo ładnie widocznym miejscu, żeby każdy wiedział do kogo on należy.
-Kurwa, Michael-warknął. Wygrałem. Ścisnął mocno mój pośladek, na co wciągnąłem głośno powietrze, zostawiając jego szyję w spokoju. Uniosłem się delikatnie tylko po to, żeby nasze usta się w końcu spotkały. Pocałunek nie był ani trochę delikatny. Zostawiłem sutki Luke'a w spokoju, przenosząc dłonie na jego ramiona. Zimny kolczyk idealnie pasował do moich ust. Nasze języki spotykały się w połowie drogi, walcząc o dominacje. Niestety przegrałem, przez co sprężysty organ Luke'a zwiedział wnętrze moich ust. Kolana się pode mną ugięły, kiedy zaczął skubać zębami moją wargę. Chwyciłem jego włosy, ciągnąc mocno do tyłu. Dłoń blondyna chwyciła moje udo, kładąc je na biodrze. Oparłem się bardziej o ścianę. Przyciągnąłem go do siebie, całując namiętniej. Boże, jak on dobrze całował. Na kilka sekund oderwaliśmy się od siebie, powietrze jednak jest ważne. Czułem, że się rumienię pod przepełnionym rządzą spojrzeniem mojego partnera. Tym razem to ja byłem tym, który złączył nasze wargi w dzikim tańcu. Krzyknąłem cicho, kiedy Luke podniósł mnie, chwytając pod udami. Przywarłem do niego mocniej, nie zaprzestając pocałunku. Chłopak zaczął się wspinać po schodach.
-Luke...-nie dał mi dokończyć, kolejny pocałunek wylądował na moich ustach. Zostałem przyparty do jednej z beżowych ścian-..Czekaj...to nie-eeee...-zassał skórę na moim uchu-twój dom...nie możemy-yy..
-Wisz ile razy Larry się ruchało w moim domu? Z milion. Chyba się nie pogniewają, kiedy pożyczymy sobie pokój-zakończył, znowu mnie całując. I co ja mogłem?
Naszą wędrówkę zakończyłem leżąc bez koszulki na jednym z największych łóżek w historii wielkich łóżek. Luke pochylał się nade mną.
-Jesteś nieziemski Mike. Najlepszy...Do twarzy ci w różu, Kitty-rzuciłem w niego poduszką. Niech spada! Zimne palce przejechały po moich bokach, a usta wytyczyły mokrą ścieżkę wzdłuż mojego mostka. Ciche jęki i sapnięcia uciekały z moich ust.
-Luke-ee...-wyjęczałem, kiedy zrobił mi malinkę na piersi. Za chwilę będę jak te dalmatyńczyki. Nareszcie usta blondyna znalazły moje. Przyciągnąłem go za włosy do pogłębienia pieszczoty.
-HARRY! JUŻ JESTEM! CHCE POZNAĆ TWOJEGO CHŁOPAKA!-kobiecy krzyk przerwał nam w połowie wykonywanych czynności. Luke właśnie rozpinał moje spodnie, a ja ssałem jego palce. Słysząc nieznany mi do tej pory głos, spanikowałem. Świat zaczął się kręcić. Kurwa! Słyszałem jeszcze krzyk chłopaka, ale było za późno. Zimna powierzchnia podłogi przywitała mnie z uśmiechem. Cudownie. Mój pokój. Zajebiście. Właśnie się całowałem z Luke'm. Jest dobrze. Bardzo dobrze. Super dobrze.
Nie jest dobrze. Za Chiny Ludowe nie jest.
Szybko pozbierałem siebie z podłogi, podbiegłem do łóżka i zanurzyłem się w miękkiej pościeli. Zrobiłem z siebie małego naleśnika niezrozumienia siebie.
Teraz jestem gotowy, żeby pomyśleć.
Po pierwsze: jestem partnerem(?) Luke'a
Po drugie: prawie się ruchaliśmy jak króliki w domu Hazzy.
Po trzecie: idę na bal z jednym z największych ciach w szkole
Po czwarte: czy mi z tym źle? A gdzie tam.
Musze iść na zakupy z Connor'em.

Pójście do placówki edukacyjnej po dosyć długiej przerwie nie jest w porządku. Razem z Luo dostaliśmy opierdol jak stąd do Bydgoszczy, dyrkowi nie za bardzo podobało się nasze zniknięcie. Na szczęście obyło się bez większej kary. Właśnie szedłem z Tommo do naszego stolika, kiedy jakaś laska do mnie podbiegła, a za nią małe stadko jej podobnych.
-Michael, czy to prawda, że idziesz z Luke'm Hemmings'em na bal?!-wyłupiłem na nią gały, skąd ona...? Spojrzałem ponad ich głowami na nasze stałe miejsce. Blondyn przyglądał mi się intensywnie , tak jakby czekał na mój ruch. Odetchnąłem głęboko, starając się utrzymać niebieski kolor włosów.
-Tak, to prawda. A teraz przepraszam-przecisnąłem się miedzy rozwrzeszczaną grupką, szybkim krokiem zmierzając w kierunku mojej paczki. Kiedy już znalazłem się wystarczająco blisko, pochyliłem się i przywarłem do ust Luke'a. Reszta naszych znajomych zaczęła gwizdać i klaskać.
-Zamknąć się idioci!-warknąłem na nich, siadając blisko chłopaka. Nasze palce splotły się w czułym uścisku, co cholernie mi odpowiadało.
-Michael! Ale my się cieszymy, że w końcu nie będzie między wami tego napięcia!-krzyknęła uradowana Anastazja.
-Właśnie-przytaknął Calum, a ja miałem ochotę schować głowę w piasek, jednak zamiast piasku mam ramię Lukey'a. Moja twarz wylądowała w zagłębieniu jego szyi.
-Patrzcie jacy oni słodcy. Awww-zabiję cię An. Dziewczyna dobrze wiedziała, że taki mam zamiar-Do twarzy ci w różu, Mike.
-Z kim idziecie na bal?-zapytałem szybko, zanim ktokolwiek zacząłby temat moich włosów.
-Ja z Ashton'em.
-Ja z Calumem.
Powiedział pseudo Azjata wraz z blond loczkiem. Jak słodziutko! Posłali sobie zadowolone spojrzenia i spletli razem dłonie.
-Ja z Lou-odezwał się zadowolony Harry, poprawiając chłopaka na swoich kolanach.
-Ja z Zaynem-Niall wypiął dumnie pierś, przy okazji brudząc się sosem serowym.
-Niall uważaj-Mulat podał mu serwetkę, całując go przy tym w czubek nosa.
-Liam?-zagadnąłem, oczywiście An zostawiłem na sam koniec.
-Właśnie z nikim nie idę, Mike-westchnął chłopak.
-COO?-nie mogę w to uwierzyć-Jak to możliwe?! Przecież z ciebie jest ciacho w...-nie dane mi było skończyć, ponieważ czyjeś usta zablokowały moje własne.
-Spokojnie, dam sobie radę, stary-Li posłał mi miły uśmiech, kiedy w końcu Luke zostawił moje wargi.
-Jak uważasz, ale to i tak wielka starta. An?-spojrzałem na zielonowłosą.
-Z Naną- moją twarz rozświetlił wielki uśmiech na imię jej dziewczyny. Dodam, że są ze sobą już rok i Nana super farbuje włosy.
-Tak? To świetnie! Dawno jej nie widziałem, powiem szczerze.
Anastazja miała właśnie odpowiedzieć, kiedy usłyszałem krzyk Connor'a.
-Mike, ty tęczowy jednorożcu, śpieszymy się!-pokazałem mu ładnego fucka, po czym wstałem.
-Muszę się już zbierać-pocałowałem Luke'a w nos-Do jutra!-przeszedłem raptem parę kroków, kiedy ktoś chwycił mnie mocno za ramię.
-Kitty, przyjadę po ciebie o 19:30, bo musimy jechać do Asha. Ma nam coś do powiedzenia...-wyszeptał, liżąc moje ucho na co zadrżałem-Pamiętaj, jesteś moim chłopakiem-na zakończenie ugryzł płatek mojego ucha i wrócił do stolika.
Jestem chłopakiem Luke'a Hemmings'a.
O w dupę.
Z wielkim bananem na pół twarzy wsiadłem do pojazdu.


Równo o 19:28 byliśmy wraz z Luke'm pod domem Asha. Czemu każdy z moich znajomych ma wielka chacjendę i jeszcze większy podjazd? Na serio mnie to wkurwia. Ja mieszkam tylko w skromnym, małym mieszkanku.
-Już jesteśmy księżniczko, wysiadaj-Blondyn otworzył moje drzwi, jak na dżentelmena przystało. Prychnąłem pod nosem, chwytając jego dłoń. Weszliśmy do wielkiego przedpokoju, który był mniej więcej wielkości mojej kuchni z salonem. Ściągnąłem buty i zdałem się na mojego chłopaka. Wdrapaliśmy się po wielkich marmurowych schodach na piętro. Nie rozglądałem się za bardzo, nie chcąc się załamywać, ale ilość złota na ziemi była ogromna. Kiedy weszliśmy do pokoju, uderzyło we mnie jak bardzo to pomieszczenie różniło się od pozostałych. Pokój był utrzymany w odcieniach szarości. Wielkie królewskie łóżko stało na środku, po lewej wejście na balkon wraz z szafą, a po prawej biurko i wejście najpewniej do łazienki. Pominę te pudełka po pizzy, brudne ubrania i nie użyte jeszcze kondomy. Jako ostatni zajęliśmy miejsce na niedużej sofie w rogu. Czemu nie zauważyłem jej wcześniej? Za dużo ubrań. Luke rozłożył się na niej niczym król na włościach, a ja usiadłem na jego kolanach. Jego dłonie spoczęły na moich biodrach. Kciukami robił małe kółeczka nad materiałem moich bokserek. Ash, orientując się, że już wszyscy są, oderwał się od Caluma i stanął na środku.
-Ekhem, ludzie, słuchać!-warknął, kiedy jeszcze An śmiała się z czegoś, co powiedział Liam. O, przefarbowała włosy na ciemny granat, do twarzy jej. W sumie wysokim, szczupłym kobietom o wielkich białych oczach we wszystkim dobrze-Słuchać do cholery. Pamiętacie jak kiedyś tam się zastanawialiśmy co zrobimy po balu?-wszyscy poza mną pokiwali zgodnie głowami-To dobrze. Z racji tego, że nie mieliśmy wtedy pomysłu sam coś obczaiłem i po krótkich pertraktacjach z rodzinką wyszło na to, że...-mam dziwne przeczucia co do tego. Położyłem swoje dłonie na tych należących do Luke'a. Od razu lepiej- Lecimy na Malediwy, suki!-krzyknął z wielkim uśmiechem. Przez pierwsze trzy sekundy każdy przyswajał nową informację, a po tym rozpoczęło się sam nie wiem dokładnie co. Wszyscy skakali, piszczeli i wydawali inne zadowolone okrzyki. Zszedłem z kolan Luke'a, żeby mógł iść się poprzytulać, co zaraz uczynił. Czy się cieszyłem? Ano cieszyłem, ale nie jestem przekonany co do tego. Ja i słońce? Odpada.
-Chodź do nas Mike!-Anastazja przyciągnęła mnie do grupowego przytulaska. Powiem szczerze, że czułem się tutaj dobrze i na miejscu. W końcu znalazłem moje miejsce. Uśmiech wypłynął na moją twarz, kiedy przytulałem się do ciepłych ciał. Długie palce splotły się z moimi. Teraz jest najlepiej. Czemu się obawiam tego wyjazdu? Bo Luke to straszny zazdrośnik, z resztą nie tylko on...




Dzień balu to istne piekło. Liz wyciągnęła mnie z łóżka o dziesiątej tylko po to, żebym zjadł pożywne śniadanie. Okej, fajnie, jednak nie pozwoliła mi wrócić do upragnionego snu, co to, to nie. Zostałem porwany do fryzjera, kosmetyczki i po garnitur, który miałem dzisiaj i tak odebrać. Nie widziałem Luke'a od wczoraj, kiedy to po małej sesji intensywnej wymiany śliny przeniosłem się do siebie. Znowu. Coś wewnątrz mnie krzyczało, że ten bal zakończy się katastrofą, ale mam to gdzieś. Idę z moim pingwinkiem na imprezę i nic tego nie zniszczy. Wszystko zaczyna się o osiemnastej. Liz ledwo wyrabia się z ułożeniem moich włosów, chociaż nie prosiłem jej o to. Sama powiedziała, że to zrobi, a jak ona powie to tak musi być.
-Liz, zostaw już Michaela w spokoju! Muszą wychodzić, a muszę jeszcze zrobić im zdjęcie!-krzyczy Faust z dołu, kobieta parska pod nosem, po raz ostatni poprawiając mój czarny garnitur. Z tego co wiem Lukey ma podobny. To dobrze, nawet bardzo.
-Chodź skarbie, bo nasi chłopcy nas zabiją-śmieje się, otwierając drzwi od swojej i ojca Luke'a sypialni. Pierwszą osobą, która mnie widzi jest Elie, która aż upuszcza talerzyk z kawałkiem ciasta na ziemie. Tak bardzo źle? Posyłam jej nieśmiały uśmiech i schodzę na dół.
-Mamo...czemu Luke ma takie szczęście?
Parskam cicho na jej słowa, jakie szczęście? Kiedy jestem już na dole dostrzegam go jak stoi przy drzwiach, rozmawiając z swoim ojcem. Oż kurwa. Jest taki...ugh...nie dam rady tego opisać, ale teraz mogę już umrzeć w spokoju, bo widziałem boga. Lukey ma na sobie idealnie skrojony czarny garnitur. Lekko zwężane spodnie sprawiają, że jego nogi wydają się dłuższe. Do tego śnieżnobiałą koszulę, która pewnie już za kilka godzin nie będzie w spodniach. Nie ma ani krawatu, ani muszki, co do niego pasuje w 100 procentach. Wtem odwraca się do mnie, a moje kolana miękną. Jego uśmiech jest moim światłem w tej szarej rzeczywistości. Odpowiadam mu podobnym wykrzywieniem warg. Podchodzę do niego i całuję go w policzek, który lekko mnie drapie. Lubię to. Długie ramie mojego chłopaka owija się dookoła mojej tali, zostaję przyciągnięty do jego boku. W tej sekundzie mój mistrz, a ojciec Hemmo, cyka nam foto.
-Wyglądacie tak pięknie, że zaraz rzygne tęczą-śmieje się, odkładając aparat.
-Tato!
-No co?-wielki uśmiech gości na ustach Fausta.
-Nie powinieneś tak mówić-Luke kręci głową, wywołując tym samym mój szerszy uśmiech. Teraz nie wiem, który jest synem, a który ojcem.
-Nie mów mi jak mam żyć, synu-odpowiada uśmiechnięty mężczyzna. Mój luby prycha, po czym wyprowadza nas na zewnątrz.
-Pamiętaj o prezerwatywach młody! Nie chce jeszcze być dziadkiem!-krzyczy za nami roześmiany Faust. Moje policzki pokrywają się różem, tak samo jak moje włosy.
-Spadaj stary dziadzie!-krzyczy Luke, zamykając drzwi z głośnym hukiem. Z piskiem opon wyjeżdżamy z posesji-Jak on mnie czasem wkurwia, Mikey-jego dłoń spoczęła na moim kolanie, a po chwili przykryłem ją swoją. Całą drogę przejechaliśmy w komfortowej ciszy. Szkoła z zewnątrz była ubrana w niebiesko-srebne kokardy, girlandy i inne takie większe pierdółki. Zostałem pociągnięty wprost do wielkiej Sali, w której odbywały się tańce. Okazało się, że jesteśmy spóźnieni i przybyliśmy w połowie pierwszego tańca. Luke szybko odnalazł samotnego Liam'a przy naszym stoliku, przywitał się z nim skinieniem głowy, po czym porwał mą skromną osobę na parkiet.
-Luke! ja nie umiem tańczyć...-syknąłem mu do ucha. Moje dłonie spoczęły na jego ramionach. W tej samej sekundzie szczupłe dłonie odnalazły moje biodra. Zostałem przyciągnięty bliżej, tak, że czułem ciepły oddech na policzku. Bujaliśmy się powoli na boki. Nie odstawialiśmy takiego cyrku jak Niall i Zayn, którzy tańczyli walca wiedeńskiego, ani nie obściskiwaliśmy się jak Haz i Loueh. Zawsze mnie to zastanawiało czemu oni zawsze, nie ważne gdzie są, całują się jakby nie było jutra. Mają jakieś nieograniczone libido czy coś?
-Michael. Tutaj jestem kotku. Jak chcesz to możemy odstawić takie przedstawienie jak nasi kumple-spojrzałem na niego zażenowany, a on tylko poruszył sugestywnie brwiami. Parsknąłem pod nosem i przyciągnąłem go bliżej.
-Nie ma takiej potrzeby i tak wszyscy na ciebie patrzą, pingwinku-szepnąłem mu na ucho, mocniej się przytulając. Chłopak trzymał mnie ciasno, jakby bojąc się, że ktoś mu mnie zabierze. Całe dwa tańce miałem go tylko dla siebie. Później moim towarzyszem był Liam. Luke był rozchwytywany niczym jakiś najlepszy ciuch na wysprzedaży. Do stolika wracał tylko po to, żeby się naładować moimi pocałunkami i alkoholem, w bardzo małej ilości. Nie powiem, denerwowało mnie to w chuj. Nagle na podwyższenie z tylu Sali weszła vice dyrektorka. Cala muzyka przycichła, a ona zabrała głos.
-Moi drodzy uczniowie! Jak to na każdym balu bywa, trzeba wybrać króla i królową tego otóż balu-ciche, podekscytowane pomruki rozeszły się po Sali. Nie podoba mi się to. Podniosłem się z miejsca w poszukiwaniu mojego chłopaka-Tak więc nie zwlekając...-wyciągnęła dwie białe koperty-Królem balu zostaje...-cofnąłem się do swojego miejsca, nie znajdę go w tym tłumie. Dziwny strach przeszył moje serce-..Luke Hemmings!-westchnąłem głośno, Liam poklepał mnie po kolanie. Wiedziałem. Uśmiechnięty chłopak wszedł na podwyższenie. Kiedy założyli mu koronę, jego wzrok zaczął mnie szukać. Jak tylko mnie znalazł, uśmiechnął się szerze,j jakby chciał powiedzieć 'patrz Mike, wygrałem koronę słoneczko. Bądź ze mnie dumny!' i byłem. Pokazałem mu dwa kciuki uniesione do góry. Nie mniej jednak dziwny strach pozostał, tylko tym razem dołączyło do niego uczucie dumy i ekscytacja-Królową Balu zostaje...-patrzyłem głęboko w niebieskie oczy, nie miałem pojęcia jakim cudem to robię z takiej odległości-...Melody Green!-odetchnąłem. Na szczęście to nie Variette. Melody to niska, złotowłosa dziewczyna o uroczym uśmiechu i całkiem urzekającym charakterze. Po otrzymaniu korony Królowej, Luke chwycił ją za dłoń i poprowadził na parkiet. Kolejny taniec sam.
-Mike?-spojrzałem badawczo na Liam'a-Chodź smutasie, potańczymy i powkurzamy twojego mężczyznę, co ty na to?-zapytał poruszając zabawnie brwiami.
-Jasne, zawsze jest pora, żeby powkurwiać Luke'a!-chwyciłem jego dłoń. Po chwili wylądowaliśmy na parkiecie. Większość osób posyłała nam zdziwione spojrzenia nie dowierzając, że ja, Michael Chłopak Hemmings'a Clifford, chociaż nie wiem czy już moim nazwiskiem nie jest Hemmings, tańczę z innym facetem. Chyba mnie pojebało, pewnie to są ich myśli. Tańczymy z Liamem, co chwilę śmiejąc się i wykonując jakieś głupie pozy podczas wolnego tańca, przez co większość skupia się na nas. Czuję dziwny, niepochamowany gniew, ohoho czyżby Luke? Uśmiecham się bokiem twarzy. Piosenka się kończy, a ja nawet nie mam czasu wrócić do stolika, kiedy drobna, kobieca dłoń zaciska się na moim nadgarstku. Podnoszę wzrok.
- H-hej Michael...-szepta cała czerwona Emily-Może masz ochotę zatańczyć?-rozglądam się, ale nigdzie nie widzę mojej miłości, więc co mi szkodzi?
-Chętnie-posyłam jej piękny uśmiech. Tańczymy w całkiem odpowiedniej odległości od siebie. Nie powiem, dziewczyna dobrze tańczy. Po zakończeniu piosenki, razem podchodzimy do stołu z ponczem. Błąd. Chude dłonie chwytają moje biodra, przyciągają mnie do ich właściciela, przez co nie kończę zadnia, które wypowiadałem do Emily. Ramiona odziane już tylko w podwiniętą do łokci białą koszule oplatają mnie w pasie.
-Hej Kitty-mruczy do mojego ucha Luke.
-Hej skarbie, już się wytańczyłeś, że postanowiłeś do mnie wrócić?-pytam, odwracając się do niego twarzą tak, że widzę jego profil. Boże. Ta korona mu tak bardzo pasuje. Do tego ten kolczyk. Nie mogąc się powstrzymać, unoszę się delikatnie na palcach i całuje go w policzek. Zarost przyjemnie drapie moje wargi.
-Skończyłem. Teraz jestem cały twój-śmieje się, opierając czoło o moje ramię. Uśmiecham się do Emily , która wygląda jakby zaraz miała zejść na zawał.
-Wszystko w porządku?
- Yhmm...Znaczy tak! C-czy...-ponaglam ją wzrokiem, kiedy się jąka, głaszcząc przy tym dłoń Luke'a, która spoczywa na moim brzuchu- Czy mogę zrobić wam zdjęcie?! Jesteście tak kurewsko słodcy, że po prostu muszę!-piszczy, patrząc na nas. Automatycznie kiwam głową, nawet nie pytając Luke'a o zgodę, bo wiem że się zgodzi. Czuję to. Em robi nam strasznie dużo zdjęć, po czym odbiega szczęśliwa jak nie powiem co.
-Lukey...hej, choć do stolika-chłopak tylko coś mamrocze w moje ramię. Kręcę głową na jego zachowanie, wyplątuję się z jego uścisku. Po chwili jesteśmy już w drodze do naszego stolika. Luke trzyma mnie blisko siebie jakby chciał zaznaczyć ' Michael jest ze mną, teraz jest mój, suki'. Przy stoliku czeka na nas cała ferajna. Siadamy na naszych miejscach, od razu wdając się w dyskusję na temat wyjazdu.
Po kilku godzinach, już bez marynarek, idziemy z moim pingwinkiem potańczyć, albo raczej pobujać się. Większość pozostałych par właśnie to robi, no chyba, że są jak Harry i Louis, którzy zniknęli po zaledwie trzech godzinach. Każdy chyba wie co robią. Gdzieś na środku parkietu Luke nagle stwierdził, że on chce poncz i żebym mu dał chwilę. Dlatego właśnie stoję niczym idiota na środku Sali i patrzę na tańczące pary.
-Przepraszam?-odwracam się w stronę męskiego głosu. Przede mną stoi wyskoki chłopak, czarne włosy ma zaczesane do tyłu, jego pierś jest ukryta pod czarną koszulą, która jest odpięta, ukazując jego tors, nogi opinają mu dobrze leżące jeansy.
-Tak?-nie wygląda na licealistę, już prędzej na studenta. Spoglądam w stronę stołu. Aż się uśmiecham, widząc mojego chłopaka z kubeczkiem w dłoni, zmierzającego do mnie szybkim krokiem. Kocham jego uśmiech.
-Michael Clifford?-kiwam głową, znowu spoglądając na nieznajomego, nie zauważam nawet kiedy muzyka milknie-Uffff, cieszę się. Zmieniłeś się nie do poznania-mały uśmiech wpływa na usta mężczyzny. Co? Czuję, że Luke jest już blisko. Moje serce bije dziwnie szybko. Wtem facet robi coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Klęka przede mną na jedno kolano i wyciąga czarne pudełeczko. W tym momencie mój organ pompujący krew zamiera. Tak samo jak wszyscy dookoła. Cisza.
-Michaelu Cliffordzie, kocham cię od kiedy byliśmy dziećmi, zawsze o tobie pamiętałem, zawsze wypełniałeś każdy fragment moich myśli, zawsze byłeś tylko ty...-otworzył małe pudełko, a mi zabrakło powietrza i oparcia. Zacząłem na oślep szukać tej jednej, jedynej rzeczy która sprawiała, że się uspokajałem-Uczyń mi ten zaszczyt i zostań moim mężem. Michael, czy wyjdziesz za mnie?-w końcu znalazłem dłoń Luke'a. Chłopak mocno ścisnął moje palce. Patrzyłem na klęczącego faceta.
Nagle uderzył we mnie strach straty, tyle, że to nie było moje uczucie. Luke, mój Luke'y, obawiał się mojej straty. Poruszałem niemo ustami.
CO?
Co do kurwy?!
O co chodzi?
Czy to ukryta kamera?
Przypadek? Nie sądzę.
Co się tu odpierdala?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro